16 marca 2017

Rozdział 67

            To było jakieś cholerne deja vu. Olga znowu czuła ból, znowu miała piasek pod powiekami i wyschnięte na wiór usta i gardło. Powoli otworzyła oczy i znów do jej mózgu wdarła się fala światła, zbyt jasnego, żeby przyjąć ją bez protestu. Dlatego mruknęła coś niepochlebnego, a właściwie usiłowała, bo sklejone wargi za bardzo nie pozwalały na nic innego.
- Nareszcie – usłyszała z boku westchnienie pełne ulgi. Doktor Stocky siedział na krzesełku i uśmiechał się szeroko.
- Pić – zażądała w odpowiedzi Olga, na co Teo zwilżył jej wargi i znów usiadł. - Co się stało? Nic nie pamiętam…
- W ranie zrobiła się przetoka, a w niej zgorzel. Wypełniony ropą po brzegi – wyjaśnił krótko. - Doszło do zakażenia, w nocy dostałaś gorączki. Kiedy przyszedłem na poranny obchód… - urwał na sekundę. - Zdążyliśmy w ostatniej chwili.
- Coś mi świta – kobieta zmarszczyła brwi z wysiłkiem. - Faktycznie poczułam się jakoś tak gorzej.
- Dlaczego od razu nie wezwałaś pielęgniarki? - zapytał surowo.
- Bo to nie pierwszy raz poczułam się gorzej – wyjaśniła.
- Jezu, Olga! - jęknął Teo, bo nie takiej odpowiedzi się spodziewał. - Mogłaś umrzeć!
- Jakoś nie robi to na mnie wrażenia…
- A powinno – niemal warknął. - Zespół ludzi ratował cię z naprawdę wielkim zaangażowaniem. Powinnaś wziąć to pod uwagę, kiedy  znów poczujesz się gorzej i uznasz, że masz to w dupie! - wyglądał na naprawdę rozgniewanego. Nie cierpiał ludzi, którzy tak jawnie lekceważyli jego pracę. Olga poczuła się głupio. Faktycznie, ci wszyscy lekarze i pielęgniarki ratowali ją z wielkim poświęceniem i zaangażowaniem. Też by się wściekła, gdyby ktoś tak olał jej starania.
- Dobra, przepraszam – burknęła, żeby nie pokazać mu, że trafił w sedno. – Masz rację, powinnam była powiedzieć. Następnym razem tak zrobię.
- Mam nadzieję, że nie będzie następnego razu – z tymi słowami lekarz wyszedł. Był wściekły, ale z drugiej strony czuł ulgę, że wszystko skończyło się dobrze. Nie lubił tracić pacjentów, w żaden sposób, nawet tak głupi.
Olga została sama i znów zamknęła oczy. Czuła się zmęczona, słaba i senna. Ze słów Teo oraz z jego zachowania wynikało, że było kiepsko. Chyba kolejny raz umknęła śmierci spod kosy.

            Obrażenia Olgi goiły się długo, a ona sama z trudem walczyła o powrót do dawnej sprawności. Teraz, prawie cztery miesiące po tamtych wydarzeniach, czuła się już znacznie lepiej, właściwie prawie dobrze. Fizycznie, oczywiście. To, co jej mąż zrobił jej psychice, było znacznie głębsze niż początkowo sądziła. Bardzo osobiście potraktowała zdradę Max’a i to, jak bez skrupułów ją wystawił tym bandytom. I strzelił do niej. Nie wiedziała, czy chciał ja zabić, czy tylko zranić, żeby dac sobie czas na ucieczkę. Ale miała zamiar się tego dowiedzieć. Gdyby nie Hetty i jej akcja, pewnie już by nie żyła. Agentka Lange nie pojawiła się u niej więcej, nic jej nie wytłumaczyła, ani nie rozjaśniła sytuacji. Martom także nie wpadł z wizytą, wiedziała tylko, że trzyma rękę na pulsie. Nie była pewna, czy szuka Max’a i reszty tej bandy, czy czeka na jej powrót. Nie miała okazji go zapytać. Bo kiedy udało jej się w końcu wstać z łóżka, skupiła się przede wszystkim na sobie i swoim ciele. Dostała fizjoterapeutów, którzy pomagali jej odzyskać siły i sprawność. Już było zdecydowanie lepiej, z części szpitalnej przeniosła się do rehabilitacyjnej, gdzie pokój mniej przypominał salkę szpitalną, a bardziej hotel. I walczyła. Również ze sobą i własnymi słabościami. Oraz koszmarami, które pojawiły się w jej snach. Chociaż koszmar to było zbyt dużo powiedziane. Raczej ze wspomnieniami i budzącymi się w ten sposób demonami.

            Olga siedziała na łóżku i pełnym zastanowienia wzrokiem wpatrywała się w swoją komórkę. O dziwo, odzyskała wszystkie swoje rzeczy, które miała przy sobie podczas konfrontacji w magazynie. A w telefon wpatrywała się, bo wciąż zastanawiała się, czy napisać do Aleksandra, czy dać sobie spokój. Sasza milczał, nie miała pojęcia, czy wie o jej „wypadku”, a jeśli wie, to czy wie również, że jednak przeżyła. Miała także swojego laptopa, ale jej poczta milczała. Przynajmniej w kwestii Darylev’a. Wciąż tliła się w niej nadzieja, że chociaż on pozostał po jej stronie. Od kiedy tylko poczuła się lepiej, a w zasadzie na tyle dobrze, żeby zacząć ćwiczyć, jej wszystkie działania skierowane były w jedną stronę: wrócić do gry. Pomimo słabości i bólu, zaciskała zęby i parła do przodu. Napędzana jakąś dziwną siłą, nie poddawała się. Dlatego wizytę swojego szefa przyjęła ze zdziwieniem.
- Szefie? – Olga przerwała bawienie się komórką i wstała z łóżka.
- Dostałem raport na temat twojego leczenia – odezwał się po chwili. – I widzę, że w całości pokrywa się z rzeczywistością…
- To chyba dobrze?
- Nawet lepiej. Czekam na ciebie jutro w naszym ośrodku szkoleniowym. – Martom najwyraźniej uznał, że wizyta skończona, bo po prostu wyszedł. Oszołomiona agentka opadła z powrotem na łóżko. Tego się nie spodziewała. Najwyraźniej jej szef miał coś dla niej.

            Olga pakowała swoje rzeczy, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Nie spodziewała się gości, bo i też nikt nie wiedział, że tu jest. Oprócz, rzecz jasna, kilku osób. Ale one raczej by nie pukały.
- Proszę – rzuciła, nie przerywając aktualnej czynności.
- Cześć – za plecami usłyszała głos Teo. – Co robisz?
- Pakuję się.
- Wyjeżdżasz? – zdziwienie w jego głosie było bardziej niż namacalne.
- Nie wiedziałeś? – też się zdziwiła. Myślała, że wszystko było uzgadniane z jej lekarzem prowadzącym.
- No nie – przyznał. Nie podobało mu się to. – Kto uznał, że jesteś na tyle zdrowa, że możesz już opuścić szpital?
- Mój szef…
- Jest lekarzem? – zapytał ironicznie.
- Jest agentem i chyba uznał, że mnie potrzebuje…
- Jesteś pewna?
- Nie – przyznała, zgodnie z prawdą. – Ale nie mam wyjścia. Najpierw jadę na szkolenie, a potem… Potem pewnie wracam do pracy.
- Szkolenie?
- Trening, szkolenie, zaprawa… Trudno to określić jednym słowem.
- Tajne przez poufne? – westchnął. Teo pracował już tutaj długo, nie jedno widział i nie jedno słyszał. I wiedział, że z każdym pacjentem wiąże się jakaś poufna sprawa, o którą lepiej nie pytać. Z Olgą zapewne było tak samo. Nie pytał jej nigdy, co się stało, że została ranna, zresztą jej spojrzenie wyraźnie mówiło, żeby tego nie robić. Polubił ją, nie jako pacjentkę, ale jako człowieka. Jako kobieta też mu się podobała, ale miał swoje zasady. Poza tym wiedział, że to nie ma sensu, bo ona zaraz wyjedzie, a on zostanie tutaj dalej. Ale cieszył się z jej postępów, tylko mina, którą czasami miała, zazwyczaj podczas ćwiczeń, zawzięta i nieprzystępna, wcale mu się nie podobała. Robiła z niej kogoś nieprzyjemnego, złego i bez skrupułów.
- Mniej więcej – odparła, przerywając jego przemyślenia.
- Będzie trudno?
- Teraz? Teraz nie. Dopiero później… - Olga zamyśliła się na moment. Każda komórka jej ciała chciała dorwać tych skurwieli i zamknąć sprawę. Chciała odnaleźć Max’a i napluć mu w twarz. Nie myślała o zabijaniu. Raczej o zemście.

            Dzień później Olga zameldowała się w recepcji ośrodka szkoleniowego. To tutaj przywieźli ją Sara i Terry. I to tutaj przeszła swoje pierwsze i kolejne szkolenia. Tu nauczyła się wszystkiego, co powinna wiedzieć o pracy agenta. Przynajmniej w teorii. Praktyki odbywała już pod okiem Max’a i tak naprawdę całą swoją wiedzę i doświadczenie zawdzięczała właśnie jemu. Dlatego tak bardzo bolało ją to, co zrobił. Wyrzucała sobie, że nie dostrzegła nic wcześniej. Żadnych symptomów, że coś kombinuje. Albo, że widziała, ale zlekceważyła. Więc odnalezienie tych wszystkich ludzi było swego rodzaju rehabilitacją. Kobieta, która siedziała w recepcji, od razu skierowała ją do jej pokoju. Tam Olga znalazła już dokładny harmonogram zajęć. Było tam wszystko, co ćwiczyła do tej pory oraz kilka nowych rzeczy. Głównie sztuki walki i strzelnica. Oraz treningi wzmacniające wytrzymałość fizyczną. Zarówno w salkach ćwiczeniowych, jak i w terenie. Czas opiewał na najbliższe cztery tygodnie i po przyjrzeniu się planowi Olga doszła do wniosku, że nie będzie miała nawet chwili wolnego.

            I tak istotnie było. Plan zajęć był tak skonstruowany, że nie pozostawał wielu chwil na odpoczynek. Ani na myślenie. Zmuszał do działania, do odnajdywania w sobie sił, o których normalni ludzie nie mają pojęcia. Każdego wieczora Olga padała na łóżko niezdolna do czegokolwiek, poza spaniem. Często nawet nie miała siły iść pod prysznic i padała tak jak stała, w brudnym ubraniu, przepocona i zakurzona. Początki były cholernie trudne, bolało ją wszystko, nawet najmniejszy mięsień. Dopiero po kilku dniach rozruszała się na tyle, że była w stanie bez jęku wstać lub usiąść, czy też się schylić. Część treningów miała w grupie, a część indywidualnie. Z innymi agentami prawie nie rozmawiała, ćwicząc z zajadłością i zaciętością, o jaką do tej pory siebie nie podejrzewała. Ale każdy dzień tutaj zbliżał ją do zaplanowanej zemsty, pozwalał napawać się satysfakcją przekraczania kolejnych granic i barier. W ostatni dzień szkolenia, kiedy właśnie kończyła zajęcia z instruktorem, do salki wszedł młody, ubrany w garnitur mężczyzna i stanął z boku. Nic nie mówił, tylko obserwował. Olgę to na chwilę rozproszyło i ten moment wystarczył, żeby wylądowała na macie, bo jej instruktor takich błędów nie wybaczał. To ją otrzeźwiło i pozwoliło z powrotem skupić się na pojedynku. Który zakończył się chwilę później jej efektowną przewrotką. Ale udało jej się pociągnąć za sobą przeciwnika i w rezultacie oboje wylądowali na macie. Agentka i jej instruktor podnieśli się, ukłonili, po czym, już rozluźnieni, skomentowali swoje wyczyny. Dopiero potem Olga, z ręcznikiem w ręce, podeszła do stojącego w rogu mężczyzny.
- No? – rzuciła, mało przyjaźnie. Ostatnio w ogóle była mało przyjaźnie nastawiona do rzeczywistości, innych ludzi i otoczenia ogólnie.

- Martom wzywa -  podobnym tonem opowiedział jej facet i ruszył do drzwi. Tam zatrzymał się jeszcze na moment i odwrócił. – Teraz!

25 stycznia 2017

Rozdział 66

            Olga czuła, że coś jest nie tak. Bolało. W ustach miała pustynię, a pod powiekami piasek. Chciała otworzyć oczy, ale nie czuła się na siłach, aby wykonać nawet tak mały wysiłek. Chciało jej się pić, w głowie łupało, jakby biegało tam stado słoni, a całe jej ciało wydawało się tak słabe, że nie była w stanie unieść dłoni. I było jej niewygodnie. Poruszyła się niemrawo i lekko uchyliła powieki. Jasność wdarła się w do jej świadomości i posłała w jej mózg serię drobniutkich ukłuć. Kobieta jęknęła cicho, najchętniej wróciłaby do tej słodkiej i kuszącej spokojem ciemności, ale nie umiała mdleć na zawołanie. Powolutku otworzyła oczy i zamrugała. Było jasno. Zbyt jasno jak na jej gust. Dodatkowo biel ścian wzmacniała ten efekt, który już sam w sobie był cholernie nieprzyjemny.
- Nareszcie, panno Lenkov – z prawej strony dobiegł ją znajomy, lekko chropowaty głos. – Długo kazała pani na siebie czekać – w głosie nie było pretensji, raczej troska i niepokój. Olga z trudem odwróciła głowę i zmrużonymi oczyma spojrzała na niewielką postać siedzącą na krześle przy jej łóżku. Bo już nie miała wątpliwości, gdzie się znajduje. Białe ściany i szum aparatury medycznej dobitnie jej uświadomił, że jest w szpitalu. I przypomniał, co się stało. Na to wspomnienie przez jej twarz przebiegł grymas bólu.
- Hetty? Jak? – wychrypiała z trudem.
- Jak się pani tutaj znalazła? Przywieźliśmy panią.
- Nie. Jak ty się znalazłaś? – Olga czuła, że plącze jej się język. I myśli. Było zbyt wiele spraw, o które chciała zapytać. I nie nadążała.
- To długa historia – Henrietta Lange, pierwsza nauczycielka Olgi, nieco spochmurniała. – Nie na twoje siły. Dość, że weszliśmy w idealnym momencie.
- Max…? – imię męża Olgi zawisło w powietrzu niczym ostrze gilotyny. Agentka nie wiedziała, czego się spodziewać.
- Uciekł, niestety. A przedtem strzelił do pani… Trzy razy.
- Reszta? – Olga, już blada, zbladła jeszcze bardziej. Słowa Hetty wbiły się niczym nóż prosto w jej serce i umysł.
- Oprócz Tamul’a, reszta zniknęła. Dlaczego nie pytasz o swoje zdrowie? – Lange spojrzała badawczo na kobietę.
- Jak z moim zdrowiem? – posłusznie zapytała Olga. Ale miała gdzieś odpowiedź.
- Wkrótce przyjdzie lekarz i wszystko ci wyjaśni – Hetty wstała i poklepała ją po dłoni. – Będzie dobrze. – ruszyła do wyjścia.
- Hetty! – okrzyk Olgi, a raczej jego mierna namiastka, zatrzymał agentkę przy drzwiach. – Jak długo?
- Dwa tygodnie – z tymi słowami Hetty zniknęła. Lenkov jęknęła. Dwa tygodnie! Leżała tu dwa tygodnie, pozbawiona świadomości. Nieprzytomna, ranna, zapewne na granicy życia i śmierci, bo trzy kule to już nie przelewki. A w tym czasie… W tym czasie ta banda oszołomów, bandytów i terrorystów, na czele z jej, pożal się Boże, mężem, szalała. Zapewne dokończyli interesy i teraz zniknęli.
- Niech to szlag! – syknęła Olga, jednocześnie ze złości i bólu, bo ranne ramię pulsowało.
- Widzę, że się pani obudziła – do sali wszedł lekarz w asyście pielęgniarki. – To doskonale. Panna Lange prosiła, żeby poinformować panią o szczegółach…
- Jak subtelnie – prychnęła agentka. – Co ze mną, doktorze? Jak długo tu będę?
- Trzy kule – odpowiedział na to lekarz. – Jedna przeszyła ramię. Druga płuco. Ale najgorsza była trzecia. Weszła w brzuch, na szczęście ominęła najważniejsze narządy. Ale umiejscowiła się blisko kręgosłupa i mieliśmy problem, żeby ją usunąć.
- Jak długo?? - powtórzyła swoje pytanie z naciskiem.
- Jeszcze co najmniej trzy do czterech tygodni – lekarz zaniechał medycznej gadki i spojrzał na kobietę z pewną dozą współczucia. Sprawiała wrażenie ogłuszonej tą wiadomością.
- Ile??
- Plus rehabilitacja – dodał uczciwie. Zawsze dokładnie informował swoich pacjentów o ich leczeniu.
- Rehabilitacja?? - Olga nie była w stanie bardziej rozwinąć swoich wypowiedzi, przez co czuła się jak papuga.
- To konieczne – wyjaśnił lekarz. - Trzeba przywrócić sprawność mięśniom.
- Ale dlaczego aż tyle?
- Wszystko wymaga czasu…
- Nie mam czasu! Muszę… - Olga zająknęła się. Właściwie to nie wiedziała, co musi zrobić. Nie było tu Martom’a, jej szefa, nie miała pojęcia, co się dokładnie wydarzyło w czasie, kiedy była nieprzytomna. Czy jeszcze pracowała dla Ósemki? Czy uznali, że jest zagrożeniem, zbędnym ogniwem, którego należy się pozbyć? Może sprawę Stavros'a dostał ktoś inny, bo nie było czasu?
- Na razie musi pani wyzdrowieć – przerwał jej stanowczo mężczyzna. - Cokolwiek chce pani zrobić później, nie uda się, jeśli nie będzie pani w pełni sprawna.
Lekarz wyszedł, a Olga zamknęła oczy. Czuła się wyczerpana. Fizycznie i psychicznie. Co było o tyle dziwne, że przecież cały czas leżała w łóżku. Ale z jednym się zgadzała z panem doktorem. Nic nie zrobi, jeśli nie będzie w pełni zdrowa.

            Dwa dni później do sali, którą zajmowała Olga, wszedł Martom. Jak zwykle ubrany w elegancki garnitur, szyty na miarę, bo zupełnie nie było widać, że pod marynarką ma kaburę z pistoletem. Zatrzymał się w progu i popatrzył na leżącą w łóżku kobietę. Była blada, podłączona do rurek i wężyków, miała zamknięte oczy, a spod kołdry widać było opatrunki. Olga, kiedy usłyszała, że drzwi się otwierają, tylko lekko uniosła powieki. Nie miała ochoty na wizyty i pogawędki, a opiekujący się nią lekarz bardzo w tym celował. Jednak widząc Martoma, przestała udawać, że śpi.
- Szefie – chciała się podnieść, ale ból zatrzymał ją niemal od razu.
- Lenkov – Martom podszedł bliżej i omiótł spojrzeniem całą jej sylwetkę. - Nieźle cię urządzili – stwierdził.
- Szefie… - zaczęła, ale jej przerwał.
- Nie chcę żadnych tłumaczeń – oznajmił stanowczo. - Żadnych, rozumiesz? Masz wrócić do pełni sił, a potem dorwać tych sukinsynów.
- A… Max? - zapytała cicho. Samo wymówienie tego imienia sprawiało jej ból.
- Wszystko w swoim czasie. Nie przejmuj się nim. Znajdziemy go. Zdrowiej, Lenkov. Masz zadanie do wykonania – Martom odwrócił się i wyszedł. Nie cierpiał szpitali, tej dusznej, przygnębiającej atmosfery  chorób i śmierci. A nade wszystko nienawidził zapachu środków aseptycznych. Miał wrażenie, że całe jego ubranie przeszło tą medyczną wonią. Poza tym, nie miał Oldze nic więcej do powiedzenia. Teraz musiała się skupić na swoim zdrowiu i powrocie do pełnej sprawności. Cała reszta musiała poczekać. Ale pomimo porażki, pomimo zawalenia zadania, zaczął już dostrzegać jasne strony tej sytuacji. Dostał nieoczekiwany prezent dla siebie i Sektora. Wiedział, że Olga, kiedy już wróci, będzie chciała ich dopaść. Każdego po kolei. A to znaczyło, że zamieni się w łowcę. Bez skrupułów. A nawet, jeśli jeszcze będzie jakieś miała, on pomoże jej się ich pozbyć. Ma swoje sposoby.

            Olga, której nerwy i mięśnie przez całą tą wizytę były napięte jak postronki, teraz rozluźniła się i odetchnęła z ulgą. Bała się, że jej szef będzie na nią wściekły. Że wyładuje na niej swoją frustrację z powodu zdrady jednego z najlepszych agentów Ósemki. A tu nic. Zaskoczył ją. I chciał, żeby wróciła i dokończyła zadanie. A to znaczyło, że znów ma cel. I że musi się postarać, żeby jak najszybciej wrócić do pracy.

            Jednak chęci, a możliwości to dwie różne sprawy. Rany nie goiły się tak, jak powinny. I tak, jak sobie życzyła. Zwłaszcza ta w brzuchu była szczególnie oporna. Jątrzyła i bolała, uniemożliwiając Oldze szybki powrót do normalnego funkcjonowania. Jakby jej organizm sam postanowił o siebie zadbać. I miał w głębokim poważaniu, że agentce zależy na nieco szybszym procesie zdrowienia. Olga czuła ten bunt, każdej komórki, ale zaciskała zęby i bez protestów wypełniała wszystkie polecenia lekarza. Doktor Stocky. Teo Stocky. A w zasadzie Teo. Po tygodniu mówili sobie po imieniu, łamiąc dystans lekarz – pacjentka. Tak było prościej. Teo nie ukrywał, że jest pod wrażeniem tej kobiety, jej determinacji i zawziętości. Pomagał jej, jak tylko mógł. Ale nie mógł zrobić nic ponadto, co już robił. Leczył ją najlepiej jak umiał, ale za każdym razem jej organizm odrzucał tę pomoc. Jakby sam chciał się ze wszystkim zmierzyć.
Teo pracował w rządowym szpitalu już wystarczająco długo, żeby nie pytać swoich pacjentów gdzie i w jakich okolicznościach odnieśli swoje obrażenia. Nie obchodziło go to, nie wnikał, po prostu ich leczył. Z Olgą było inaczej. Widział jej cierpienie, widział ból w oczach, pomimo ciętych ripost i żartów, które mu serwowała przy każdej wizycie. I chciał jej pomóc się z tym uporać. Chciał się dowiedzieć, co lub kto, sprawiło, że zamiast radości, że żyje, widział w jej wzroku jedynie ponurą determinację. Ale Olga nie zamierzała się zwierzać, a on nie miał zamiaru pytać.
- I jak tam moja ulubiona pacjentka? - jak co dzień rano doktor Stocky wszedł do pokoju Olgi, żeby sprawdzić co się przez noc zmieniło. Olga nie odpowiedziała, jak zwykle sarkastycznie, że chyba jest jego jedyną pacjentką, skoro spędza tu tyle czasu. A jemu jeden rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że jest źle. Kobieta miała rozpaloną twarz, cała się trzęsła, a jej wzrok błyszczał, bynajmniej nie z radości, że go widzi. - Cholera, Olga! - natychmiast przypadł do niej i dotknął jej czoła. Było gorące, niczym piec. - Judy – zwrócił się do pielęgniarki, która ruszyła z nim na obchód. - Lód, natychmiast! Okłady z lodu, krew na cito, proszę wezwać technika z usg i przygotować antybiotyk o szerokim spektrum. Już! - ryknął, chociaż pielęgniarka natychmiast wybiegła, żeby wezwać pomoc i rozdzielić te wszystkie zadania. Pół minuty później w pokoju zaroiło się od ludzi, Olga została obłożona woreczkami z lodem, żeby zbić temperaturę, pobrana krew już wędrowała do laboratorium, a technik z mobilnym usg już toczył swój wózek korytarzami szpitala. Kiedy tylko wszedł do sali i ustawił aparat, Teo niemal wyrwał mu głowicę z rąk, podwinął koszulkę Olgi i natychmiast zabrał się za badanie. Nie wygłupiał się ze sprawdzaniem pozostałych ran, goiły się doskonale, tylko ta na brzuchu sprawiała problemy. Wycisnął żel i przytknął koniec głowicy do mokrej od potu skóry. Olga zatrzęsła się jeszcze bardziej i wymamrotała coś, czego nie zrozumiał i czym nie zawracał sobie głowy. Przesuwał śliską kulką po odsłoniętym fragmencie, wpatrując się z napięciem w czarno-szary obraz na niewielkim monitorze. Po kilkunastu sekundach dostrzegł coś i aż syknął.

- Jasna kurwa! Zgorzel! Dlaczego nie zauważyliśmy wcześniej?? - dopiero teraz dotarł do niego charakterystyczny, nikły jeszcze, zapach. Ropa. - Niech to szlag! Dzwońcie na blok, niech szykują stół. Zabieramy ją! - na te słowa wszystkie postacie poderwały się i o ile można było jeszcze bardziej przyspieszyć, to przyspieszyły, po czym sprawnie przygotowały kobietę do transportu na blok chirurgiczny. Już po chwili łóżko sunęło korytarzem, razem z pielęgniarkami pilnującymi lodu i kroplówek. Teo niemal biegł tuż obok, wydając jeszcze po drodze polecenia i jednocześnie rozmawiając z drugim lekarzem.

12 stycznia 2017

Rozdział 65

            Byli tam. Stavros, Latal, Nikolic, nawet Tamul. I oczywiście Max. Max siedział na krześle, nie był związany, ani nawet zakneblowany. Po prostu siedział, a obok niego stało dwóch uzbrojonych strażników. Idąc, Olga zdążyła się nieco rozejrzeć. Magazyn był typowy, to znaczy okna miał wysoko pod sufitem, pod ścianami stały regały zapełnione drewnianymi skrzynkami z wojskowymi oznaczeniami  z różnych krajów. Skradziona broń. Przez środek szedł kolejny rząd zapełniony do połowy skrzynkami, reszta półek była pusta. Oni znajdowali się po jego prawej stronie, bliżej bramy przez którą weszła agentka. Druga brama znajdowała się na tyłach, kobieta zdążyła dostrzec prześwit pomiędzy regałami. Ta była dwuskrzydłowa, tradycyjna. Jednak magazyn tutaj się nie kończył. Dalej było kolejne pomieszczenie, prowadziło do niego przejście między regałami. Ale co tam było, tego już agentka nie zobaczyła. Zapewne dalsze zapasy broni. Olga podeszła do grupki mężczyzn i zatrzymała się, omiatając wzrokiem ich oraz przestrzeń za ich plecami. Dostrzegła uzbrojony oddział ochroniarzy, który bardziej przypominał grupkę najemników. Głównie ze względu na wyposażenie.
- No proszę – pierwszy odezwał się Stavros, bo Olga uparcie milczała. Zauważyła jeszcze, że jej mężowi nic nie jest, nie ma widocznych siniaków ani zadrapań, czy też innych ran. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. – Dobry argument i w końcu się spotykamy.
- To nie argument, to szantaż – odpowiedziała mu uprzejmie kobieta. – Czego chcesz?
- Jaki argument przekona cię, żebyś odpuściła?
- Odpuściła? – Olga uniosła brwi i spojrzała Stavros’owi prosto w oczy. – Twoja śmierć, oczywiście. I likwidacja tej całej zgrai… -  powiodła wzrokiem po reszcie grupy. Chyba nie spodobała im się tam odpowiedź, bo zaczęli coś mruczeć, ale Stavros uciszył ich jednym gestem.
- Żądanie niemożliwe do spełnienia –zauważył. – Bądź rozsądna, Olgo.
- Rozsądna? Jestem rozsądna.
- To nie rozsądek, to szaleństwo – zaśmiał się.
- Szaleństwem nazywasz lojalność wobec własnego kraju i własnych przekonań? – zapytała agentka zimno. – W sumie, dlaczego się dziwię… W twoim świecie rządzi pieniądz, a kto zapłaci więcej, tego wiarę wyznajesz…
- Głupia jesteś – syknął Stavros, po czym niespodziewanie uderzył kobietę w twarz. Olga zachwiała się, ale nie upadła, ani nawet nie cofnęła się o pół kroku.
- Możliwe – zgodziła się z nim, powstrzymując chęć roztarcia bolącego policzka. – Ale nikt nie zarzuci mi zdrady.
- Zdrada? – zakpił. – Zbyt mocne słowo. Ja bym to nazwał biznesem.
- Biznesem nazywasz kupowanie agentów innych państw? To chyba mamy inne pojęcie na temat prowadzenia interesów…
- Mam podobne jak twój kochanek – warknął, nieco już wkurzony Stavros. Irytowała go ta kobieta. Wyglądała jakby się go nie bała, a on lubił wzbudzać strach. I szacunek.
- Mój kochanek? – zdziwiła się teatralnie Olga, ale poczuła na plecach zimny pot. Facet wiedział zdecydowanie za dużo i całość przestała jej się podobać. I jeszcze Max, który z niewzruszoną miną przysłuchiwał się tej dziwnej rozmowie.
- Nie udawaj głupiej – prychnął mężczyzna. – Wiem o Darylev’ie.
- Nie wiem, co wiesz i o kim, i gówno mnie to obchodzi – wycedziła Olga lodowato. – Wiem tylko jedno: zabiję cię, a tą twoją zgraję rozpędzę na cztery strony świata.
- Odważna deklaracja jak na kogoś, kto jest sam i bez broni – Stavros roześmiał się nieprzyjemnie i podszedł do Olgi tak blisko, że aż poczuła jego zapach.
- Kto powiedział, że jestem sama i bez broni? – zapytała agentka, nieco ironicznie.
- Myślisz, że Max ci pomoże? – znów śmiech. – Moja droga, jesteś w ogromnym błędzie – złapał Olgę za włosy i przyciągnął jej twarz do swojej. – Nawet nie wiesz, jak ogromnym. I jak bardzo bogatym człowiekiem jest twój mąż od kiedy dla mnie pracuje…
- Kłamiesz! – wysyczała kobieta, jednocześnie szarpiąc się, żeby się uwolnić. Ale Stavros tylko wzmocnił chwyt, po czym zmusił ją, żeby uklękła. Olga poczuła pod kolanami zimny beton, a w sercu jeszcze zimniejszy kawałek lodu.
- Ja. Nie. Kłamię. – wycedził mężczyzna i puścił ją, ale tylko po to, żeby znów uderzyć. Tym razem cios był znacznie mocniejszy i posłał kobietę na ziemię. Ale nie zwróciła na to uwagi. Wbiła wzrok w siedzącego na krześle Max’a, który blady podniósł się i podszedł do niej. Nie zatrzymywany przez nikogo.
- Powiedz, że to nieprawda – wyszeptała, kiedy pomagał jej wstać. – Powiedz, proszę, że on kłamie. Powiedz! – zażądała, nieco już histerycznie.
- Przepraszam – głos Max’a był spokojny i zupełnie pozbawiony skruchy. – Ale zaoferowali lepsze warunki płacy i pracy niż Wujek Sam… - Olga poczuła się, jakby znów oberwała. Ale tym razem w plecy, bez ostrzeżenia i od najbliższego jej człowieka. Poczuła ból, trudny do opisania. Poczuła, jak jej serce zamienia się w kawał lodowatej skały. Zamrożonej na amen. – Przyjmij ich propozycję – Max delikatnie dotknął brody kobiety, przy okazji ścierając z niej krew. – Tak będzie najlepiej.
- Nie – Olga cofnęła się gwałtownie. – Nie. Nie wierzę. To niemożliwe.
- Lepiej uwierz – prychnął Stavros. – I weź przykład.
- Nie wierzę – Olga nie słuchała mężczyzny, tylko wciąż wpatrywała się w swojego męża. Jakby cały czas miała nadzieję, że zaraz się roześmieje, popuka palcem w czoło i zapyta, czy naprawdę uwierzyła w tą bzdurę. I że to oczywiście nieprawda. Ale Max milczał. Mało tego, wcale nie wyglądał na przejętego, czy też zmieszanego. – Nie. Wierzę.
- Olga, kochanie – Max zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę, żeby ją złapać, ale mu nie pozwoliła. – To nic takiego, naprawdę…
- NIC TAKIEGO?? – niemal zawyła kobieta. – Zdradę określasz jako „nic takiego”?? Sprzedałeś się, Max! Sprzedałeś się bandycie i terroryście. Sprzedałeś swoje przekonania i swoją lojalność!
- Nie dramatyzuj – Doherty skrzywił się z niesmakiem. Doprawdy, Olga mogłaby się w końcu ogarnąć. – To tylko praca, nic więcej. A w pracy przecież właśnie o to chodzi, żeby zarabiać pieniądze. Jeśli jeden pracodawca płaci za mało, to się idzie do innego. Tak działa rynek.
- Rynek? Praca? – Olga wyglądała na ogłuszoną jego słowami. – Posłuchaj siebie. Co ty gadasz??
- Przedstawiam ci swój punkt wiedzenia – wyjaśnił, wciąż spokojnie. – I gdybyś się zgodziła, moglibyśmy dalej razem pracować…
- Razem pracować? – agentka szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. – Dla kogo? Dla niego? – pokazała palcem na Stavros’a. – Czy dla tego, który zapłaci więcej?
- Wszystko zależy od warunków – Max wzruszył ramionami.
- Warunków?? I jako kto? Mordercy do wynajęcia??
- A teraz jako kto pracujesz? – zirytował się jej mąż. – Dokładnie tak samo! Tylko nazwa jest inna i płace są inne. Czas iść do przodu, rozwijać się.
- Wiedziałam, że jesteś sukinsynem, ale nie wiedziałam, że aż takim – Olga spojrzała na Max’a z nienawiścią. To zadziwiające, jak łatwo przejść od miłości do nienawiści. – Sprzedałeś mnie, Max. Twoja lojalność to tylko puste słowo.
- Czyli nie? – upewnił się Doherty, chociaż tak naprawdę od początku wiedział, że Olga nie pójdzie na ten układ.
- Nigdy! – zapewniła go z mocą. – Nie jestem sprzedawczykiem jak ty – warknęła, po czym wymierzyła mu siarczysty policzek. Zaskoczony Max cofnął się i roztarł uderzone miejsce. Za to jeden z najemników Stavros’a bez wahania walnął kobietę kolbą karabinu w brzuch. Olga zgięła się w pół i znów upadając na kolana, próbowała spazmatycznie złapać oddech.
- Bardzo to wszystko dramatyczne, niemal jak brazylijska telenowela – Stavros, który od dłuższego czasu milczał i tylko słuchał, w końcu postanowił się wtrącić. – Ale czas ucieka. Więc skoro Olgo, nie masz ochoty na nasze towarzystwo… – podszedł do klęczącej agentki i przystawił jej lufę swojego pistoletu do głowy. -  …to nie widzę przeszkód, żeby cię od niego uwolnić… - Olga zamknęła oczy słysząc te słowa. Nigdy nie myślała, że skończy w ten sposób i to za sprawą własnego męża. Ale strzał nie padł. Pewnie dlatego, że bramy prowadzące do magazynu wyleciały z hukiem i do środka wpadły dwa uzbrojone po zęby oddziały ubranych na czarno mężczyzn. Dodatkowo, z jeszcze większym hukiem rozleciały się świetliki dachowe i na linach opuściło się kilku dodatkowych komandosów, strzelających w powietrze. Najemnicy i banda Stavros’a natychmiast odpowiedzieli ogniem, a Olga wykorzystała powstałe zamieszanie. Poderwała się gwałtownie, walnęła Stavros’a i wyrwała mu pistolet. Nie zdążyła jednak zrobić z niego użytku, bo mężczyzna z całej siły odepchnął ją, po czym zaczął uciekać. Olga upadła na posadzkę, co prawdopodobnie uratowało jej życie, gdyż miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się jej głowa, przecięła seria kul. Kobieta przewróciła się na brzuch i oddała kilka strzałów w stronę uciekającego Stavros’a, ale chybiła. Zaklęła pod nosem, uniosła się na nogi i rozejrzała po magazynie. Wokół trwała regularna walka, najemnicy i komandosi ostrzeliwali się wzajemnie, po obu stronach dostrzegła ofiary. Dostrzegła też coś jeszcze. A raczej kogoś: uciekającego Max’a. Bez namysłu uskoczyła za regał i pognała za nim. Musiała go dorwać.
- Max, stój! – wrzasnęła, kiedy znalazła się już całkiem blisko niego. – Stój, do cholery!! – byli w drugiej części magazynu, nie było tutaj nikogo, oprócz nich. Słychać było tylko strzały i okrzyki z toczącej się obok walki. – Myślisz, że nie strzelę ci w plecy?!
- Myślę, że nie – Max w końcu w końcu się zatrzymał, ale nadal stał tyłem do niej. – Masz zasady…
- Moje zasady znikają, kiedy mam do czynienia z czymś takim – wycedziła. – Odwróć się – zażądała wściekle.
- Daj mi odejść, Olgo – poprosił, ignorując jej rozkaz.
- Co?? – zdębiała.
- Pozwól mi odejść – powtórzył. – Chociażby przez wzgląd na to, co nas łączyło.
- Zniszczyłeś wszystko, co nas łączyło – odpowiedziała mu lodowato. – Sprzedałeś wszystko. Każdą dobrą chwilę, każde dobre wspomnienie, każde uczucie… Nie ma już nas, Max… - Olga poczuła, że zaraz się rozpłacze. Nie takiego zakończenia się spodziewała.
- Olgo…

- Odwróć się! – wściekłość w jej głosie sprawiła, że Max aż drgnął. To była czysta nienawiść. Odwrócił się powoli i dopiero wtedy Olga dostrzegła, że w ręce trzymał broń. JEJ Sig’a. „Dlaczego nie strzelił?” przemknęło jej przez głowę. Nie zdążyła zapytać, bo pistolet plunął ogniem, a ona poczuła ból nie do opisania. Ołowiana kula zagłębiła się w jej trzewiach, rozrywając tkanki i paląc żywym ogniem. Po chwili druga i trzecia. Kobieta niesiona siłą wystrzału runęła na podłogę, a wokół niej natychmiast pojawiły się strumyczki krwi, które rozlały się ciemnoczerwoną plamą. Ból był tak wielki, że zagłuszył wszystkie inne uczucia. Olga nie widziała już nic. Chciała tylko zasnąć. Żeby wszystko zniknęło. Żeby nic już nie czuć. Ani bólu, ani rozpaczy. Zanim odpłynęła w niebyt, usłyszała jeszcze znajomy głos, ale uznała go za majak jej spowitego bólem umysłu. Bo pojawienie się tej osoby tutaj było tak nieprawdopodobne, że praktycznie niemożliwe.   

2 grudnia 2016

Rozdział 64

            Olga i Aleksander spędzili ze sobą całą noc i kawałek poranka. Telefon agentki milczał, z czego z jednej strony była zadowolona, a z drugiej,  zaniepokojona. To oznaczało, że Max też nie wrócił na noc do ich mieszkania. Nie była pewna, czy chce wiedzieć, gdzie był i co robił. Podejrzewała, że stoi za tym jakaś kobieta, ale jej przeczucie, tak jak powiedziała Saszy, cichutko dźgało ją gdzieś pod żebrem. Nie dając o sobie zapomnieć. O podejrzeniach, które, niechciane, kiełkowały gdzieś z tyłu głowy. Dlatego po cichutku wymknęła się z łóżka i poszła pod prysznic. Musiała się odświeżyć i chwilę pomyśleć. Kiedy wyszła z łazienki Aleksander nie spał. Siedział przy stole w jadalnej części apartamentu i właśnie nalewał kawy do kubków.
- Myślałaś, że wymkniesz się bez pożegnania? – odwrócił się na dźwięk jej kroków.
- Miałam taki pomysł – Olga usiadła na wysokim krześle i sięgnęła po pieczywo. – Ale chyba brałam prysznic zbyt długo…
- Szkoda, że mnie nie obudziłaś, wziąłbym go razem z tobą – Sasza usiadł naprzeciwko i też wziął sobie rogalika.
- I nie skończyłoby się tylko na kąpieli…
- Pewnie nie – zgodził się z uśmiechem. – Ale nie mów, że ci się ta perspektywa nie podoba…
- Pewnie, że mi się podoba - też się zaśmiała. – I uwierz mi, wiele bym dała, żeby zostać tu z tobą.
- Więc dlaczego nie zostaniesz?
- Dobrze wiesz, dlaczego.
- Tak, wiem. Max – skrzywił się.
- Praca – poprawiła go z naciskiem. – Wbrew pozorom, jestem sumiennym pracownikiem rządu Stanów Zjednoczonych i nie olewam swoich obowiązków.
- A ten rząd jest równie sumiennym pracodawcom?
- Jestem patriotką – zwróciła mu uwagę. – Nie będę szkalowała własnego kraju w obecności obywatela innego…
- Patriotka, też coś – prychnął. – Zimna wojna już dawno się skończyła.
- Teoretycznie – odpowiedziała zadziornie. – Ale szpiedzy zostali i nigdy nie wiesz, na kogo trafisz.
- Podejrzewasz, że jestem szpiegiem? – żachnął się.
- Wszystkich podejrzewam. Tylko dzięki temu jeszcze żyję.
- Szczera aż do bólu – jęknął. – To było brutalne.
- Tak, a ty taki wrażliwy jesteś – pokazała mu język, po czym wstała i podeszła do niego. – Dziękuję za spotkanie. To był uroczy czas, ale muszę wracać do rzeczywistości…
- Nie MUSISZ tylko CHCESZ – poprawił ją, obejmując w pasie i całując w szyję. – A to różnica. I to ja dziękuję – dodał. – Cieszę się, że się zgodziłaś. Samochód już czeka, Wadim cię odwiezie…
- Do zobaczenia – Olga pocałowała Saszę mocno i popatrzyła mu prosto w oczy. Chwile z nim pozwoliły jej chociaż na moment zapomnieć o problemach i uwierzyć, że wciąż jest godna pożądania. A to wiele dla niej znaczyło.
- Uważaj na siebie – odprowadził ją do drzwi, gdzie czekał już wspomniany Wadim, prawa ręka Aleksandra. Kobieta skinęła tylko głową na te słowa i ruszyła do winy, nie oglądając się za siebie ani razu. Tak było lepiej.

            Wadim, prawa ręka Aleksandra, odwiózł Olgę dokładnie w to samo miejsce skąd ją zabierał. Agentka tak chciała, wolała nie chwalić się wszem i wobec adresem zamieszkania. Nie ufała za bardzo ludziom Saszy, jemu samemu owszem, ale jego ludzie to była zupełnie inna bajka. Byli lojalni wobec swojego pracodawcy, nie wobec niej.

            Mieszkanie było puste. W zasadzie Olga mogła się tego spodziewać, bo Max nie dzwonił do niej od ich ostatniej kłótni. A to znaczyło, że nie wrócił na noc i nie wiedział, że jej też nie ma. I bardzo dobrze. Olga nie miała ochoty z niczego mu się tłumaczyć, ani słuchać żadnych wyrzutów. Przebrała się i usiadła w salonie z komputerem na kolanach. Nie dawało jej spokoju zdjęcie felgi, której nie mogła do niczego przypasować. Jednego była pewna – już ją gdzieś widziała. Wrzuciła zdjęcie w specjalny program, żeby chociaż znaleźć markę auta, ale wyszukiwanie nic nie dało. Najprawdopodobniej była robione na specjalne zamówienie. Olga westchnęła. W sprawie pojawiło się kilka nie pasujących do siebie elementów, na czoło wysuwał się wybuch w hotelu. Jeśli to konkurencja Stavros’a, która chciałaby przejąć towar, to powstał kolejny problem. Trzeba było działać szybciej, żeby ich uprzedzić. Najlepszą opcją było zniszczenie całej partii broni, bo przejęcie jej było zbyt pracochłonne. Zbyt wielu ludzi musiałaby zaangażować, żeby się tego pozbyć. Agentka rozejrzała się dookoła. Spotkanie z Aleksandrem sprawiło, że była pełna energii do działania, ale nie mogła jej wykorzystać. Bo nie wiedziała od czego zacząć i jak ruszyć tą sprawę. Przez głowę przeszła jej myśl, żeby wrócić do hotelu i rozejrzeć się po miejscu wybuchu, ale szybko porzuciła ten pomysł. To nie było rozsądne. Zamiast tego wykonała telefon i już dziesięć minut później na jej skrzynkę mailową wpłynął wstępny raport ze zdarzenia. A w zasadzie dwa, bo jeden z policji, a drugi ze straży pożarnej. Niestety, oba nic nie wniosły, zawierały tylko wstępne ustalenia, bez szczegółowych analiz. Na dokładniejsze dane trzeba byłoby poczekać jeszcze kilka dni. Albo nawet kilkanaście. Wiedziała tylko, że nie było ofiar śmiertelnych, jedynie kilka osób odniosło niewielkie obrażenia. Zatem bomba nie miała wyeliminować Nikolic’a, tylko go nastraszyć. I ostrzec Stavros’a, że konkurencja nie śpi. Bo, że była to robota jakiejś konkurencyjnej grupy, nie miała wątpliwości. Olga nie chciała już siedzieć i się zastanawiać, więc zmieniła ubranie na świeże, zabrała komputer, aparat i broń, i postanowiła posprawdzać kilka miejsc, które pojawiły się na mapie tej sprawy. Chodziło jej głównie o miejsca, gdzie już doszło do spotkań, miała nadzieję, że skończyły im się kryjówki i zaczęli się dublować.

            Olga ustawiła trasę na nawigacji i ruszyła. Dzień był całkiem ładny, przez chmury przebijało słońce i kobieta czuła się zdecydowanie lepiej, niż przez kilka ostatnich dni. Zastanawiała się, czy jest to efekt spotkania z Saszą, czy po prostu tego, że w końcu pozwoliła dojść do głosu swojej intuicji. A ta mówiła, że nie powinna siedzieć na tyłku i przerzucać plików w komputerze, tylko w końcu zacząć działać konkretniej. Najlepsza byłaby konfrontacja z wrogiem, ale na to chyba było za wcześnie. Odwiedziła kilka pierwszych miejsc z mapy, ale nic jej to nie dało. Były puste, opuszczone wręcz, brudne i wyglądały na nieużywane od dłuższego czasu. Przy okazji spotkała się też z dwójką swoich informatorów, ale nie mieli dla niej nic nowego. Tylko informację o wybuchu w hotelu i wściekłości Stavros’a. Ale tego akurat mogła się spodziewać. Olga właśnie ruszała spod kolejnego magazynu, kiedy zadzwonił jej telefon. Rzuciła okiem na wyświetlacz, ale pojawił się na nim nieznany jej numer. Odebrała bez wahania, bo nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie i co ma ciekawego do przekazania.
- Tak? – wrzuciła tryb głośnomówiący, żeby móc jednocześnie jechać autem.
- Witaj Olgo – usłyszała w odpowiedzi nieznajomy głos.
- Hmm… Znasz moje imię, ale ja nie znam twojego. Kultura wymaga, żebyś się przedstawił…
- Kto powiedział, że jestem kulturalny? – zakpił głos.
- A nie jesteś? – uniosła lekko brwi, chociaż jej rozmówca nie mógł tego widzieć.
- Nie do końca. Podpowiem ci. Śledzisz moje poczynania od dłuższego czasu.
- Stavros – zgadła od razu. – Może i śledzę…
- Nie jesteś zaskoczona – stwierdził mężczyzna.
- Nie ubliżaj mojej inteligencji – zwróciła mu uwagę. – Nie mam czapki-niewidki, a ludzie nie są ślepi i głupi…
- Fakt – przyświadczył. – Nie widziałem cię, ale informacje mają swoją cenę, a ja mam odpowiednią ilość gotówki, żeby je zdobyć.
- Chyba nie tylko gotówki… - mruknęła. Stavros roześmiał się.
- Bystra jesteś. A teraz wróćmy do interesów – jego głos stwardniał. – Chcę się spotkać.
- Po co?
- Irytujesz mnie.
- Chcesz mnie zabić?
- Zaraz zabić… Możemy negocjować.
- Negocjacje? Nie jestem pewna, czy twoje argumenty mnie przekonają…
- Mam nieodparty urok. I coś, na czym ci zależy…
- Coś?
- Kogoś – poprawił się.
- Cześć, kochanie – w słuchawce rozbrzmiał głos jej męża, na co Olga gwałtownie wcisnęła hamulec, zatrzymując auto na środki drogi i ignorując wściekłe wycie klaksonu za nią.
- Max???
- Wybacz, Słonko, wzięli mnie z zaskoczenia.
- Kurwa, Max – jęknęła. – Nie wierzę…
- Ja też. Skarbie, nie słuchaj ich… - chciał coś powiedzieć, ale Stavros mu nie pozwolił.
- Bez przesady z tą czułością – niemal widziała jak się krzywił. – Zabiję go, jeśli nie przyjedziesz – stwierdził krótko. – Jak najszybciej…
- Gdzie? – Olga zaklęła w duchu. Podał jej adres, który szybko wbiła do nawigacji. – Jadę… - rozłączyła się i wrzuciła pierwszy bieg.

            Adres, który podał jej Stavros okazał się wielką działką z równie dużym magazynem, kilka kilometrów za miastem. Okolica ponura, niezamieszkana i otoczona podobnymi budynkami. Olga gnała tam najszybciej jak mogła, ignorując przeczucie, które wielkim głosem krzyczało, że coś tu jest nie tak. Ale nie mogła zostawić Max’a, oprócz tego, że był jej mężem, był także jej partnerem, a to zobowiązywało chyba nawet bardziej. I szczerze, nie była za bardzo przygotowana na konfrontację, miała broń, bo bez niej nie ruszała się nigdzie, ale poza tym nic. Ale czuła, że nie ma wyjścia. I że w końcu wszystko się wyjaśni. Kiedy podjechała pod wskazany adres, zatrzymała się chwilę przed wielką bramą. Jeszcze miała czas, żeby się wycofać. Ale już po sekundzie wcisnęła gaz i przejechała przez otwarte skrzydła. Pod budynek prowadziła asfaltowa droga, nieco zniszczona, ale przejezdna. Agentka podjechała pod magazyn najbliżej jak się dało i zatrzymała auto. Nie zdążyła wysiąść, kiedy brama magazynowa uniosła się i stanął  w niej jakiś człowiek. Człowiek miał broń i ubrany był cały na czarno. Skinął na kobietę dłonią, więc wyszła z samochodu i ruszyła w jego stronę.
- Broń! – warknął, kiedy stanęła tuż przed nim. Olga uniosła lekko brwi, ale bez protestów oddała swojego Sig’a. – To wszystko? – Lenkov wzruszyła ramionami.
- Chcesz mnie przeszukać? – zapytała tonem, który informował wyraźnie: tylko mnie dotknij, a popamiętasz. Facet chyba to wyczuł, bo odsunął się pół kroku.
- Do środka! – rozkazał, lufą karabinu pokazując, że ma iść. Agentka westchnęła i zanurzyła się w półmrok budynku.

9 listopada 2016

Rozdział 63

Dzisiaj odcinek taki bardziej dla dorosłych :D 
Żeby nie było, że nie ostrzegałam ;D 

Alexandretta

***

           Pół godziny później Olga zatrzymała się przy okazałej, czarnej limuzynie marki BMW. Bez pudła odgadła, że to jest właśnie auto, które przysłał po nią Sasza. Miała rację, bo kiedy się zbliżyła, natychmiast wyskoczył z niej dość solidnie zbudowany ochroniarz i otworzył przed nią tyle drzwi. Kobieta wsunęła się na siedzenie i po chwili wóz ruszył. Jazda do hotelu, gdzie zatrzymał się Aleksander trwała wystarczająco długo, żeby agentka mogła przyjrzeć się mijanej okolicy. I zapamiętać trasę. Głupi nawyk, ale nie potrafiła go wyplenić. Hotel, do którego w końcu dojechali, lśnił niczym zamek na zielonych wzgórzach. Miał białe wieżyczki pokryte ciemną dachówką, a hotelowe foyer było urządzone nie tyle na bogato, co ze smakiem i klasą. Pasował do Aleksandra i do tego, co już o nim wiedziała. Ochroniarze odprowadzili ją wprost pod drzwi apartamentu i dyskretnie się wycofali. Olga uśmiechnęła się lekko, po czym zapukała. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast, jakby mężczyzna czekał po drugiej stronie. Olga spojrzała na niego i mimowolnie przełknęła ślinę. Na co on tylko się zaśmiał i po prostu wciągnął ją do środka, zamykając w swoich ramionach. Jego zapach podziałał na Olgę jeszcze bardziej, sam wygląd powodował, że miękły jej kolana. A w połączeniu z perfumami, których używał… Szaleństwo. Już po chwili całowali się namiętnie, wygłodniali siebie i swoich ciał. Ręce Aleksandra bez wahania zaczęły wędrówkę po jej ciele, bezczelnie zaczynając od piersi, żeby ostatecznie wylądować na pośladkach. Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili, ale tylko po to, żeby przejść do sypialni. Wielkie łóżko wręcz zapraszało do skorzystania z niego, kusząc świeżą pościelą i puchowymi poduszkami. Zatrzymali się przed nim, Olga nawet chciała od razu znaleźć się wśród poduszek i prześcieradeł, ale Sasza jej nie pozwolił. Znów zaczął ją całować, tym razem już nieco spokojniej. Jego dłonie ponownie zaczęły błądzić po jej ciele, dotykając i wślizgując się pod ubranie. Olga poddała się tym pieszczotom, po chwili jej bluzka wylądowała na podłodze, a usta mężczyzny zaczęły całować jej skórę, zaczynając od szyi i idąc powoli w dół. Sama też chciała go dotykać i pieścić, ale stanowczo ją powstrzymał.
- Najpierw ty – szepnął i wrócił do całowania. Pieścił ustami i językiem jej brzuch, rozpiął i zdjął z niej spodnie i buty. – Jesteś piękna – dodał, kiedy stała już przed nim w samej bieliźnie. Całkiem fikuśnej, zresztą. Kiedy doszedł z całowaniem do stóp, Olga nie wytrzymała. Złapała go za ramię i poderwała na nogi.
- Teraz ty – powiedziała stanowczo, po czym sama zaczęła go całować, jednocześnie rozpinając mu koszulę. Wodziła językiem po nagim torsie, gładziła ramiona i brzuch. Zeszła językiem niżej, zataczając kółko wokół pępka. Kiedy zdjęła mu spodnie, Aleksander westchnął niemal niesłyszalnie. Olga z uczuciem triumfu przez chwilę wpatrywała się w silnie wybrzuszone bokserki, po czym zsunęła mu je jednym ruchem. Popatrzyła na Saszę, w którego oczach dostrzegła pożądanie niemal graniczące z szaleństwem. I uklękła. A kiedy dotknęła jego nabrzmiałego penisa opuszkami palców, a następnie powiodła delikatnie językiem po całej jego długości, Aleksander jęknął. Głośno. Prawie, że z bólem. Więc już bez wahania wzięła go w usta i zaczęła ssać. Smakował wspaniale, był pełen soków i robił się twardszy z każdym liźnięciem, co Olgę też doprowadzało do szaleństwa z podniecenia. Uwielbiała seks, zwłaszcza z facetem, który tak na nią działał i na którego ona działała właśnie w ten sposób. A Max zadbał o jej wszechstronną edukację w tym zakresie. Jednak z Aleksandrem było zupełnie inaczej. Bardziej ekscytująco. Bardziej namiętnie. W ogóle bardziej.
- Nie wytrzymam dłużej – po nieskończenie długim czasie Sasza niemal oderwał Olgę od swojego przyrodzenia. – Cieszy mnie, że tak to lubisz i jesteś w tym taka dobra, ale pozwól… nie chcę tak szybko skończyć – dokończył, prawie, że szeptem. Olga roześmiała się cicho, po czym wskoczyła na łóżko.
- Teraz twoja kolej – rzuciła, układając się wygodnie i rozchylając uda. – Chcesz sprawdzić, jaka jestem… wilgotna? – nie musiała go zachęcać bardziej. Chwila wystarczyła, żeby Aleksander znalazł się dokładnie tam, gdzie znaleźć się miał. Pomiędzy jej udami, ściągając z niej majteczki. Zębami. Jego język zanurzył się w jej kobiecości, zlizywał i smakował każdą kropelkę jej soków. Zataczał kółeczka wokół łechtaczki, drażnił wargi. Pieścił długimi liźnięciami. Dokładnie tak, jak Olga lubiła. Z jej usta co rusz wydobywały się jęki i westchnienia. Z każdym dotknięciem czuła narastający żar w dole brzucha, nieuchronnie zbliżający się do wielkiego wybuchu. Widząc, że jest już blisko spełnienia, mężczyzna oderwał się od niej, jednym gestem odwrócił ją na brzuch, po czym przeniósł usta wyżej. Zaczął całować jej kark, plecy, rozpiął biustonosz uwalniając piersi, z czego też natychmiast skorzystał, biorąc je w dłonie i pieszcząc kciukami brodawki. Jego wargi schodziły coraz niżej, dotarły do pośladków i zajęły się nimi. Najpierw tylko je całował, dopiero po chwili do ust dołączyły dłonie. Olga wypięła się lekko, co Sasza od razu wykorzystał. Pieścił ją i głaskał, rozchylił pośladki i językiem zaczął drażnić miejsce pomiędzy nimi. Kobieta jęknęła, pieszczota była wspaniała, a Aleksander wcale nie zamierzał na tym poprzestawać. Delikatnie, ale stanowczo zmusił ją, żeby wypięła się bardziej, po czym językiem pieścił na przemian obie dziurki. Olga zacisnęła dłonie na prześcieradle. Czuła, że dłużej nie wytrzyma i zaraz dojdzie. Ale mężczyzna też to wyczuł. I przestał. Spojrzała na niego morderczo, na co on tylko się zaśmiał.
- Nie patrz tak, nie boję się ciebie – mruknął, układając się wygodnie obok niej. Olga natychmiast to wykorzystała i bez wahania usiadła mu na biodrach. Wycelowała idealnie i z głośnym jękiem wsunęła w siebie jego sterczącego penisa. Sasza też jęknął, była taka wilgotna i ciepła w środku, że najchętniej zostałby tak na zawsze. A Olga zaczęła się poruszać. Najpierw powoli, unosiła biodra i opadała w dół, ale z czasem zaczęła przyspieszać. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej i zamknęła oczy. Chciała tylko czuć go w sobie, pasował do niej idealnie. Z każdym ruchem odczuwali oboje coraz większą przyjemność i coraz większe napięcie. Aleksander zaczął pieścić jej piersi, na przemian z pośladkami, co sprawiło, że Olga zaczęła ruszać się jeszcze szybciej i jeszcze szybciej oddychać. Ale on nie chciał tak szybko kończyć. Zwolnił ją nieco, ich dłonie i palce splotły się, a chwilę później, prawie jednocześnie doszli do finału. Olga krzyknęła cicho, kiedy przez jej ciało przetoczyła się fala orgazmu. Sasza wypchnął biodra w ostatnim spazmie i znieruchomiał z kobietą na swoim torsie. Bo Olga, kiedy już przyjemność się skończyła, po prostu opadła na niego, niezdolna ruszyć się w jakikolwiek sposób. Przez kilka minut tak leżeli, przytuleni i upojeni, uspokajając oddechy.

            Olga leżała na Aleksandrze, czuła jego zapach i było jej tak zwyczajnie dobrze. Nie tylko dlatego, że orgazm był niesamowity. Sama nie wiedziała, dlaczego przy Saszy tak się czuje. Nie tylko piękna i pożądana, ale też spokojna i bezpieczna. Mężczyzna trzymał ją w ramionach, leniwie i delikatnie gładził po plecach, a ona po prostu leżała i nie musiała nic robić. Tak było dobrze. Czuła się spełniona i senna. Więc zamknęła oczy i odpłynęła. Pewna, że nic jej się nie stanie.


Aleksander nie spał. Czuł na sobie ciężar Olgi, jej zapach i gładkość skóry. Była niesamowita. I to nie tylko w łóżku. Dużo ostatnio rozmawiali, głównie za pomocą smsów, ale pisali również do siebie długie maile. Poznawali się, nie tylko erotycznie, ale też tak zwyczajnie. Pisali o swoich marzeniach, o pragnieniach, o codzienności, o sobie. Olga była bardziej oszczędna w tych wyznaniach, o sobie nie mówiła prawie wcale, a swoją osobą przejmowała się najmniej. Czasami pojawiał się temat Max’a, najczęściej agentka rzucała zdanie lub dwa, zazwyczaj ironiczne i gorzkie. Sasza zdawał sobie sprawę, że jej życie nie należy do najłatwiejszych, a Max wcale jej tego nie ułatwiał. No i praca. Była najważniejsza, trudna i niebezpieczna, niewdzięczna nawet. Ale wiedział, że Olga nigdy z niej nie zrezygnuje. Przestał też namawiać ją do zostawienia Doherty’ego. Już wiedział, że jej nie przekona i nie umiał wymyślić rzeczy, którą musiałby zrobić Max, żeby Olga sama go rzuciła. Dlatego tak cieszył się, że interesy przywiodły go do Szwajcarii właśnie wtedy, kiedy i Olga tutaj była. Wiedział, że właśnie w tym kraju mają bazę wypadową, ale często podróżowali. Więc tym bardziej uradowało go, że mogą się spotkać. Miał trochę inny scenariusz tej randki, chciał żeby najpierw zjedli kolację, a potem dopiero poszli do łóżka. Ale kiedy ją zobaczył, nie potrafił się powstrzymać. Ani swoich żądzy. Ale przecież mieli jeszcze mnóstwo czasu, więc kolacja na pewno będzie.

            Olga obudziła się niecałą godzinę później, wciąż leżąc na Aleksandrze. Poruszyła się ostrożnie, po czym uniosła się na rękach i popatrzyła w twarz mężczyzny. Sasza miał zamknięte oczy i chyba spał, bo oddychał miarowo i wydawał się całkowicie rozluźniony. Patrzyła więc na niego bez słowa, był przystojny i podobał jej się, więc chciała trochę się poprzyglądać.
- Mam coś na czole? – Darylev odezwał się z kpiną w głosie, dość niespodziewanie.
- Nie – zaśmiała się. – Po prostu lubię na ciebie patrzeć…
- Też lubię – Sasza jednym rzutem przekręcił się tak, że teraz Olga leżała na plecach, a on na niej. – Patrzeć na ciebie – dodał. – I całować – cmoknął ją w zagłębieniu szyi. – I robić te wszystkie inne rzeczy, w których jesteś tak niesamowicie dobra…
- Podobało ci się?
- Czy podobało? – prychnął. – Kochanie, jesteś boska! Najlepsza!
- Chyba przesadzasz…
- Chyba nie. Uwierz mi – znów ją pocałował, tym razem w usta. – I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Jesteś najlepsza. We wszystkim, co robisz…
- Teraz to jestem głodna – Olga przerwała tą litanię komplementów. Czuła się zawstydzona, że tak ją chwali. Nie była do tego przyzwyczajona.
- Kolacja zaraz będzie – odpowiedział Sasza. – Chcesz się trochę odświeżyć?
- Mogę?
- Możesz wszystko – oświadczył z powagą. – Łazienka jest tam – machnął ręką za siebie. – Mogę cię zaprowadzić… - w oku mu błysnęło.
- Oczywiście, że możesz – roześmiała się. – Nawet gdybym powiedziała, że nie, to i tak byś ze mną poszedł.
- Pewnie, że tak – Sasza podniósł się i pomógł Oldze wstać. – Muszę się tobą nacieszyć, dopóki mogę…

            Aleksander zrobił dokładnie tak jak powiedział. Poszedł za Olgą do łazienki, pod prysznicem jeszcze raz pokazał jej jak bardzo mu się podoba, jaka jest piękna i jak na niego działa. Kobieta śmiała się i nawet próbowała go trochę przystopować, ale w gruncie rzeczy bardzo jej się to podobało. Gorąca woda obmywała ich ciała, a oni kochali się do utraty tchu. Kolację zjedli znacznie później niż było to w planach, ale za to smakowała wyśmienicie.
- Skąd się tu wziąłeś? – zapytała Olga, kiedy już najedzeni leżeli przytuleni w wielkim łóżku.
- Interesy – odparł. – A cóż innego?
- Mogłeś powiedzieć, że przyjechałeś specjalnie dla mnie – zrobiła nadąsaną minę.
- Uwierzyłabyś?
- W życiu – zaśmiała się. – Ale powiedzieć mogłeś.
- Zrobiłoby ci się lepiej?
- Zdecydowanie. Ostatnio nie mam okazji, żeby poczuć się lepiej.
- Niech zgadnę: Max.
- Brawo, Sherlock’u – kobieta nieco spoważniała. I posmutniała. Myśl o zachowaniu jej męża była przygnębiająca.
- Co się dzieje, kochanie? – Sasza od razu zauważył, że coś ją gnębi.
- Sama nie wiem – westchnęła. – Pomijam fakt podrywek – dodała pospiesznie, bo akurat ta kwestia była jej, może nie obojętna, ale na pewno nie priorytetowa. – Mam jakieś niejasne przeczucie, że coś się szykuje, coś niedobrego…
- I ma to związek z twoim, pożal się Boże, mężem?
- Chyba tak. Nie umiem ci tego wytłumaczyć – Olga potrząsnęła głową. – Ostatnio przyłapałam go, jak grzebał w moim komputerze. Niby nic, same służbowe sprawy, ale sam rozumiesz… A w ogóle musimy o tym rozmawiać? Jest tyle innych, przyjemniejszych tematów… - potarła policzkiem o jego klatkę piersiową.
- Łasisz się niczym rasowa kotka – zaśmiał się, przyjmując zmianę tematu bez słowa sprzeciwu. Zdążył się już nauczyć, że jeśli Olga nie chce o czymś rozmawiać, to nawet wołami z niej tego nie wyciągniesz.
- Koty potrzebują mnóstwo pieszczot – pocałowała go lekko. – Więc może zacznij już, bo zejdzie ci co najmniej do rana… - Aleksander uśmiechnął się szeroko i niezwłocznie spełnił jej polecenie.

7 października 2016

Rozdział 62

            Olga była w połowie zdjęć, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe, a po chwili w progu stanął Max. Sportowa elegancja, którą prezentował swoim strojem, uświadomiła Oldze, gdzie najprawdopodobniej był.
- Gdzie byłeś? - zapytała mimo wszystko, taksując go wzrokiem.
- Sprawdzałem coś – odpowiedział, zdejmując marynarkę i wieszając ją na oparcie krzesła.
- Sprawdzałeś? - uniosła brwi.
- Sprawdzałem – potwierdził. - Mój nos mówił mi, że to może być ważne…
- Mnie mój nos mówi, że to „ważne” pachnie kolejną podrywką – Olga zamknęła laptopa i podniosła się z kanapy. - Wykąp się, bo walisz tanimi perfumami. Mógłbyś sobie poszukać zamożniejszej panienki, którą będzie stać na nieco lepsze zapachy – dodała złośliwie i poszła do sypialni. Max westchnął, a potem się skrzywił. Faktycznie śmierdział jakąś tandetną wodą toaletową.

            Olga odłożyła komputer na łóżko, sama położyła się obok i wyciągnęła z kieszeni dżinsów komórkę. Max, nie zostawiając jej wiadomości, gdzie idzie, wkurzył ją, ale wracając śmierdzący niczym podrzędna perfumeria, wkurzył jeszcze bardziej. Chociaż wiedziała, że chodzi na panienki i w sumie sama dała mu na to przyzwolenie, to jednak bolało. Wciąż tego dupka kochała i nie potrafiła ot, tak, na pstryknięcie palcami, pozbyć się tego uczucia. Usłyszała szum wody dobiegający z łazienki i lekko się uśmiechnęła. Chyba wziął sobie do serca jej słowa, bo jednak poszedł wziąć prysznic. Do pokoju wszedł kilka minut później, z mokrymi włosami i owinięty mokrym ręcznikiem.
- Nie miałeś żadnej bielizny? – Olga uniosła brwi na jego widok. Wciąż się jej podobał i wciąż na nią działał.
- Zapomniałem zabrać – odparł, sięgając do szuflady komody. Jednak zatrzymał się w połowie gestu i spojrzał przeciągle na kobietę. – Ale skoro zajęłaś już taką kuszącą pozycję… grzechem byłoby nie skorzystać – uśmiechnął się diabolicznie, zrzucając ręcznik na podłogę i niemal wskakując do łóżka. Olga pisnęła, odruchowo się odsuwając, ale nie zdążyła uciec. Przygwoździł ją do materaca, całując i pieszcząc, tłumiąc w zarodku rodzący się w niej protest.

            Kiedy godzinę później zmęczona Olga zasypiała, Max wyciągnął się obok i lekko uśmiechnął. Udało mu się odwrócić jej uwagę od jego wyjścia. Szczerze, myślał, że zdąży wrócić przed nią, ale całość zajęła mu znacznie więcej czasu. Zauważył też, że była nieco bardziej podekscytowana, najwyraźniej coś się wydarzyło. Był ciekaw co, ale nie pytał, żeby jej nie przypominać. Chociaż Olga należała do kobiet, które nie zapominają. Kiedy upewnił się, że usnęła, ostrożnie wstał z łóżka. Interesowało go, co znalazła i co sobie zapisała w swoich notatkach. Już dawno złamał hasło do jej komputera i od czasu do czasu przeglądał zapisane w nim pliki. Teraz, kiedy osobiście miał interes, żeby storpedować to śledztwo, tym bardziej musiał je sprawdzić. Zabrał laptopa z podłogi i wyszedł z sypialni. Bez problemu dostał się do komputera kobiety i zaczął przeglądać zdjęcia i czytać notatki.

            Olga przebudziła się kilka minut później. Coś jej nie pasowało, ale w pierwszej chwili nie mogła stwierdzić co. dopiero po chwili dotarło do niej, że jest w sypialni sama, a miejsce obok jest puste. Max zniknął. Była ciekawa, czy wyszedł całkiem, na kolejne tajemnicze spotkanie, czy po prostu zmienił pokój. Po cichu, sama nie wiedząc właściwie czemu, po prostu posłuchała instynktu, wstała i ruszyła na poszukiwania męża. Znalazła go bez problemu, siedział w salonie na sofie i grzebał w jej komputerze.
- Nie do końca rozumiem, czego tam szukasz – odezwała się, opatulając się mocniej szlafrokiem i opierając barkiem o futrynę. Max aż podskoczył na dźwięk jej głosu. Zaklął w myślach, nie spodziewał się, że tak szybko się obudzi i zacznie go szukać.
- Masz coś do ukrycia? – zamiast się tłumaczyć, zaatakował.
- A jakie to ma znaczenie? – zirytowała się. – Mam, czy nie mam, nieważne. Ważne, że grzebiesz w moim komputerze, bez mojej wiedzy i zgody. Ba, specjalnie wyczekałeś, aż usnę! Czego tam szukasz? – oderwała się od futryny i stanęła przed nim w rozkroku, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. – I skąd znasz hasło??
- Podałaś mi je kiedyś…
- Nie chrzań! Nigdy nie podawałam ci hasła do laptopa! Włamałeś się! – oskarżycielsko wyciągnęła palec w jego stronę.
- Proszę – Max poderwał się gwałtownie i podał jej sprzęt. – Twoja zabawka. Nie irytuj się tak…
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! – agentka odruchowo wzięła komputer, bo jej partner był jeszcze gotów rzucić nim o podłogę. Ewidentnie odwracał kota ogonem, czy zdenerwował ją jeszcze bardziej.
- Nie. I nie zamierzam. Nie podoba mi się, że oskarżasz mnie o Bóg wie jakie niecne rzeczy! – Max uznał, że w tej sytuacji najlepiej będzie zrobić awanturę o brak zaufania niż się tłumaczyć. I wyszedł.
- Bo szperasz w moich rzeczach! – Olga poczuła się głupio, że będąc pokrzywdzoną, jeszcze musi się tłumaczyć.
- Po prostu upewniam się, że nic ci nie grozi! – Max znów pojawił się w salonie, tym razem już ubrany w spodnie i koszulkę. – Chcę wiedzieć nad czym pracujesz i co już masz. Gdybyś na bieżąco mnie informowała, nie musiałbym sobie radzić w taki sposób!
- Nie wierzę, że przerzucasz winę na mnie za swoje wpadki!
- Nie dramatyzuj – prychnął z niesmakiem. – Wychodzę.
- Dupek – warknęła pod nosem, ale odpowiedzią było tylko trzaśnięcie drzwiami. Olga pokręciła głowa z niedowierzaniem. Gdyby nie wstała, nawet by nie wiedziała, że grzebał w jej komputerze. Wzięła laptopa i szybko sprawdziła, które pliki otwierał. Wszystkie dotyczyły aktualnej sprawy. Skoro zbytnio jej nie pomagał, to po co mu były te wszystkie informacje?

            Max wyszedł przed kamienicę i odetchnął głęboko. Tym razem się udało, ale w głupi sposób stracił możliwość kontrolowania śledztwa. Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że był tak głupi i dał się przyłapać niczym świeżo upieczony agencik. Prychnął pod nosem i sięgnął po telefon. Zdecydowanie należało wszystko przyspieszyć.

            Nieświadoma intencji swojego męża Olga uznała, że trzeba się bardziej zabezpieczyć. W pierwszej kolejności zmieniła hasła do laptopa, potem zaszyfrowała wszystkie ważne pliki oraz foldery, żeby na końcu wrócić do zrobionych wcześniej zdjęć. Zwłaszcza jedno przykuło jej uwagę. Zrobione przed hotelem, tuż po wybuchu i odjeździe Nikolic'a. Fragment samochodu. A raczej fragment stalowej felgi. Była pewna, że już ją wcześniej widziała, ale za cholerę nie mogła sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Im bardziej wysilała umysł, tym gorzej jej szło. W końcu, zrezygnowana, zamknęła komputer i oparła głowę o zagłówek sofy.

            Z zamyślenia Olgę wyrwał dzwonek telefonu. Mimo, że nie chciała już się skupiać na tej całej sprawie, odpocząć nieco, to i tak przed oczami cały czas przesuwały jej się obrazy z nią związane. Co męczyło ją jeszcze bardziej. Dlatego sygnał komórki przywitała z ulgą. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się, lekko zaskoczona.
- Słucham – rzuciła, po odebraniu.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?  – po drugiej stronie odezwał się Aleksander. – Jestem z Zurychu do jutra i moglibyśmy się spotkać…
- Nie mam planów i z przyjemnością się z tobą spotkam – odparła bez zastanowienia. To był impuls, poczuła, że musi spotkać się z nim zobaczyć. To było prawdziwe zrządzenie losu.
- Nie spodziewałem się tak szybkiej odpowiedzi, ale muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Gdzie wysłać auto?
- Wyślesz szofera? Liczyłam na osobistą asystę – zakpiła.
- Osobiście zajmę się tobą później – w głosie Saszy zabrzmiała obietnica. – A od asysty mam odpowiednio wyszkolonych ludzi. Gdzie?
- Niech ci będzie – Olga westchnęła i podała mu adres dwie ulice dalej. – Jaki strój obowiązuje?

- Jakikolwiek chcesz. I tak wszystko zaraz z ciebie zdejmę – odpowiedział jej, niezwykle poważnie, Aleksander, po czym się rozłączył. Olga pokręciła głową z rozbawieniem. Lubiła tę jego stanowczość. Poczuła podekscytowanie na myśl o spotkaniu. I podniecenie. Po sekundzie uświadomiła sobie, że jej kochanek nie podał godziny, a to znaczyło, że zaraz ktoś będzie. Z tą myślą poderwała się i pobiegła do sypialni. Musiała wziąć prysznic i poszukać jakąś seksowną bieliznę.

22 września 2016

Rozdział 61

            Kilka sekund później Olga stała już na posadzce z betonu i trzymając broń w pogotowiu, błyskawicznie przeszła pod ścianę. Kryjąc się w cieniu i wykorzystując pozostawione gdzieniegdzie regały oraz szafy, ruszyła na poszukiwania mężczyzn. Usłyszała ich już po kilkunastu krokach, głośno o czymś dyskutowali, jednak z tej odległości nie mogła rozróżnić słów. Agentka zatrzymała się za jedną z większych szaf i uważnie rozejrzała. Jej cele stały w pewnym oddaleniu, wokół niewielkiego stołu, na którym leżały jakieś papiery. Pokazywali sobie coś na nich i zawzięcie dyskutowali. Ochroniarze, z którymi przyjechali, otoczyli tą przestrzeń, ustawiając się w okrąg w prawie równych odstępach. Żadnej szansy prześlizgnięcia się, zbliżenia na tyle, żeby zobaczyć, co tam jest. Kobiecie pozostało tylko spróbować zbliżyć się jeszcze kawałek i spróbować zrozumieć, o czym mówią. Olga omiotła spojrzeniem najbliższą okolicę i powoli przesunęła się do przodu, w stronę zastawionego czymś regału. Dopiero z tej odległości była w stanie zrozumieć wyrzucany przez nich potok słów. Mężczyźni rozmawiali po niemiecku, więc zrozumienie nie sprawiło Oldze żadnych trudności. Ale ponieważ zaczęła słuchać niejako od środka, nie do końca była w stanie ogarnąć jej sens. Mówili coś o dużym transporcie, zabezpieczeniu go oraz kilku poważnych klientach, którzy są skłonni zapłacić naprawdę duże pieniądze za dostarczoną broń. Padło zdanie o specjalnej ochronie i praktycznie braku ryzyka, co Olga zrozumiała jako doskonale opłacanego kreta w kręgach służb. To spodobało jej się już zdecydowanie mniej. Niestety, nie padła żadna data ani miejsce. Wielka szkoda, bo na pewno ułatwiłoby to agentce pracę. Niestety, żaden z handlarzy nie był ani na tyle uprzejmy, ani na tyle głupi, żeby głośno zdradzić detale przekazania transportu. Trochę dziwiła się, że się spotykają osobiście, w końcu zawsze wtedy istniało największe prawdopodobieństwo wpadki. Łatwiej byłoby skorzystać z zaszyfrowanych wiadomości, ale najwyraźniej akurat ta grupa nie należała do zwolenników nowoczesnej technologii. Dla Olgi to lepiej, z szyfrowanymi wiadomościami miałaby większy kłopot, bo do odczytania ich potrzebowałaby pomocy kogoś z Firmy. Ewentualnie jakiegoś „przyjaciela”, ale nie chciała mieć długów, ani powodów do wdzięczności. Taka była i już.
Spotkanie dobiegało końca, mężczyźni zaczynali właśnie zbierać dokumenty i zwijać mapy, więc agentka też zaczęła się wycofywać. Nie zamierzała dać się przyłapać, a na pewno ochroniarze sprawdzą teren przed wyjazdem. Cicho ruszyła w stronę włazu, dokładnie tą samą trasą, którą przyszła. Bez przeszkód dotarła do drabinki prowadzącej na dach, wetknęła pistolet za pasek i szybko wspięła się na górę. Ostrożnie wyjrzała, ale dach był pusty. Przynajmniej w tej części, w której się znajdowała. Zgrabnie podciągnęła się na rękach i już po chwili klęczała na gorącej papie, nagrzanej promieniami popołudniowego słońca. Zima odpuściła już całkiem, słoneczko przygrzewało całkiem mocno. Trochę dziwiło ją, że te wszystkie spotkania odbywały się tak w biały dzień, a nie wieczorami, a nawet nocą. Najwyraźniej bandyci czuli się bardzo bezpiecznie. Co też nie było dobrą wiadomością. Olga podniosła się z klęczek i szybkim krokiem poszła w stronę zejścia z dachu. Zatrzymała się przy krawędzi i uważnie rozejrzała dookoła. Z tego miejsca dokładnie widziała wejście do magazynu, samochody przestępców oraz dwie czujki. Ruszyła wzdłuż niskiego murku, który stanowił ograniczenie dachu i po chwili była już przy drabince, która wcześniej weszła na górę. Spojrzała w dół i zaklęła cicho. Jedna z czujek zmieniła miejsce i teraz facet stał dokładnie przy zejściu. Olga zaczęła się zastanawiać, co teraz zrobić. Kusiło ją, żeby skoczyć mu na plecy, powalić i nieco się wyżyć, ale z żalem odrzuciła tą opcję. Nie mogła się ujawnić. Innego zejścia z dachu nie było, musiałaby skakać, z tym, że na gołą ziemię odpadało, bo mogłaby się przy lądowaniu uszkodzić. A przecież jej praca wymagała od niej pełnej sprawności, zwłaszcza w trakcie zadania. I zwłaszcza przed jego zakończeniem. Mogłaby skoczyć na dach auta, ale hałas mógłby zwabić kolejne straże, a tego nie chciała. Westchnęła więc tylko z irytacją i ułożyła się na dachu, korzystając z cienia rzucanego przez pobliski komin. Miała nadzieję, że nie będą sprawdzać dachu, bo wtedy naprawdę musiałaby skoczyć. I że zaraz odjadą, bo nie miała ochoty spędzać tutaj więcej czasu niż to konieczne. Zepsuli jej plany, bo chciała pojechać za którymś z wozów i zobaczyć, dokąd się uda. A tak, niestety, nic z tego.

            Na szczęście dla Olgi, żadnemu z bandytów nie przyszło do głowy sprawdzać dachu.  Ani przeciągać spotkania w nieskończoność. Jak tylko mężczyźni spakowali dokumenty i ustalili ostatnie szczegóły transakcji, od razu udali się do wyjścia. Nie zwracając uwagi na otoczenie, szybko wsiedli do swoich samochodów i po chwili odjechali. Straże zapakowały się do kolejnego jeep’a i też zniknęli u wylotu ulicy. Olga odetchnęła głośno i podniosła się, żeby zejść. Szybko i sprawnie pokonała szczeble, by po chwili pobiec już w stronę własnego auta. Odpaliła wóz i ruszyła dokładnie w tą samą stronę. Miała nadzieję, że jeszcze uda jej się ich dogonić i chociaż zobaczyć kierunek, gdzie się udali. Miała szczęście. Ułamek sekundy przez zniknięciem za zakrętem dostrzegła ostatni wóz z ochrony. Dodała gazu i jej wóz wyrwał do przodu. Wbrew kiepskiemu wyglądowi, miał trochę koni pod maską i całkiem niezłe przyspieszenie. Dlatego udało jej się dogonić cele zanim się rozdzielili. A zrobili to już ulicę dalej. Olga w pierwszej chwili nie wiedziała za którym jechać, ale obserwując skręcające samochody dostrzegła Nikolic’a i to za nim pojechała.


            Olga jechała za limuzyną, bo inaczej tej luksusowej wersji BMW nie można było nazwać, prawej ręki Latal’a i zastanawiała się dokąd ja to zaprowadzi. W drodze wysłała tylko krótką wiadomość Max’owi, że śledzi podejrzanych i nie wie, kiedy wróci. W odpowiedzi przyszedł SMS o treści: nie wydurniaj się! Ale go zlekceważyła. Nie miała zamiaru teraz odpuszczać. Nie w chwili, kiedy mogła się dowiedzieć, o co tutaj chodzi. Auta gnały autostradą, a Olga skupiła się tylko na tym, żeby nie stracić ich z oczu i nie dać się zauważyć. Wkrótce przekroczyli granicę z Niemcami i skierowali się w stronę Fryburga. Agentka nie znała tych okolic, ale nie była to dla niej żadna przeszkoda. Nawigacja w jej aucie działała doskonale, na zaniki pamięci również nie cierpiała i nie sądziła, że będzie miała jakiekolwiek kłopoty z powrotem do Zurychu. Niecałe dwie godziny później pojawiły się pierwsze tablice informujące o wjeździe do Fryburga. Jednak Nikolic nie wjechał do Centrum miasta, ominął je obwodnicą i po chwili znaleźli się na peryferiach. Olga nieco się już niecierpliwiła, bo ile można jeździć. Najwyraźniej Nikolic usłyszał jej narzekania, bo w końcu jego auto zaparkowało. Pod dość niepozornym hotelem. Jej cel wysiadł i wszedł do środka, a agentka już miała iść w jego ślady. Jednak coś ją zatrzymało. Chyba odezwał się jej instynkt. A może to sygnał otrzymanej wiadomości sprawił, że cofnęła nogę, która już miała na zewnątrz. Chwyciła komórkę i dokładnie w tym momencie powietrzem targnął huk eksplozji. W powietrze wzbiły się odłamki cegieł, szkło i metalowe pręty zbrojenia, a z pięknej restauracji hotelowej została wielka wyrwa w ścianie. Oszołomiona Olga patrzyła na tą demolkę szeroko otwartymi oczyma, nie mogąc się ruszyć. Dopiero krzyki i wybiegający ze środka ludzie wytrącili ją z tego osłupienia. Dostrzegła biegnącego Nikolic’a, który po sekundzie zniknął w swojej limuzynie, a potem odjechał z piskiem opon. Olga, zupełnie odruchowo i bezmyślnie strzeliła kilka serii zdjęć, z potem bez wahania zrobiła to samo.

            Agentka gnała szeroką ulicą, mijając po drodze wozy strażackie i karetki pogotowia, wyjące niemiłosiernie. Nie miała zamiaru zostawać na miejscu wybuchu, tym bardziej, że jej cel zmył się jeszcze szybciej niż ona. Co nie znaczyło, że nie była ciekawa, kto usiłował wysadzić Nikolic'a. Obstawiała konkurencję, bo z tego co wiedziała, to amatorów handlu z islamistami było więcej. Zwyciężał ten, kto oferował lepsze warunki. Bo broń w zasadzie była wciąż ta sama. Jadąc, wykonała kilka telefonów i miała nadzieję, że rozesłane wici pozwolą dowiedzieć się jej, kto maczał w tym wszystkim palce. Ale póki co, skupiła się na prowadzeniu auta. Musiała przecież wrócić do domu w całości i bez przeszkód. Poza tym, Nikolic odjechał tak szybko, że nie dała rady go wyśledzić, a nie chciała ryzykować i krążyć wokół hotelu. Odpowiednie służby zapewne już były na miejscu, nie miała ochoty rzucać im się w oczy. Dlatego po prostu dodała nieco gazu i zostawiła za sobą nierozwiązaną, póki co, zagadkę.

            Mieszkanie było puste. Zdziwiona Olga weszła do ciemnego przedpokoju i pstryknęła włącznik przy drzwiach. Max'a nie było, co było dla niej zaskoczeniem. Nie mówił, że gdziekolwiek się wybiera podczas jej nieobecności. Nie zostawił też żadnej wiadomości, co też ją zaniepokoiło. I wkurzyło. Od niej wymagał niemalże podawania współrzędnych gdzie będzie, a sam nie stosował się do tej zasady. Agentka zrzuciła przybrudzone ciuchy, założyła czyste spodnie i świeżą koszulkę, po czym zrobiła sobie kawy i rozsiadła się na kanapie w salonie z laptopem na kolanach. Wsunęła kartę pamięci z aparatu w odpowiednią szczelinę komputera i zaczęła przerzucać zdjęcia, które zrobiła w ciągu dnia. Bardzo często dopiero oglądanie całej dokumentacji fotograficznej pozwalało jej uporządkować informacje i wyciągnąć wnioski. Czasami mały szczegół, który dostrzegała dopiero na zdjęciach, a który wcześniej jej umknął, przewracał cała teorię do góry nogami. Albo kierował śledztwo na inne tory. Czekając aż transfer danych się zakończy, odznaczyła na mapie kolejną lokalizację, opisała zdarzenie i nakreśliła pierwsze wnioski. Terroryzm stawał się faktem. Obecność Tamul'a właśnie to potwierdziła. Stavros miał coś dużego na sprzedaż i chciał to sprzedać terrorystom. A ci terroryści zapewne mieli zamiar nieźle namieszać w całej Europie. No i ten wybuch. W ogóle nie pasował do niczego. Wyskoczył niczym pajac z pudełka i nieźle namieszał, nie tylko w głowie Olgi i jej wnioskach, ale też zapewne w szeregach Stavros'a. Bardzo możliwe, że właśnie o to chodziło. Odwrócenie uwagi. Olga nie miała jeszcze żadnych konkretów na ten temat, żaden z jej informatorów jeszcze się nie zgłosił. Ale wnioski, które wysnuła, były nawet logiczne. Zapisała wszystko i poszła zrobić sobie kanapkę, czekając aż zakończy się transfer danych z aparatu.