3 listopada 2012

Rozdział 6

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :D Powoli się rozkręcam, znęcanie dopiero będzie :D (wiem, jestem okropna), pomysły są, więc nic tylko pisać. Weno, słyszałaś?? Piszemy!
Miłego czytania


Alexandretta



***


      Terry czekał na mnie w samochodzie przed kamienicą. Na mój widok wysiadł z wozu, złapał moją torbę i wrzucił ją do bagażnika. Gestem kazał mi wsiąść, więc to zrobiłam, zajmując fotel pasażera.
- Gotowa? – zapytał, zatrzaskując drzwiczki.
- Nie – odparłam, nawet na niego nie patrząc. – Ale chyba nie mam innego wyjścia…
- Nie masz – potwierdził. – Zapnij pasy – polecił jeszcze, po czym wolno ruszył. Przymknęłam oczy i oparłam głowę o boczną szybę. Nie miałam zielonego pojęcia, co mnie czeka, ale czułam, że ani trochę mi się to nie spodoba.

      Mniej więcej pół godziny później wjechaliśmy na teren, gdzie mieściła się siedziba Centralnej Agencji Wywiadowczej. Ze zdziwieniem zauważyłam, że strażnicy przy bramie nie robili żadnych trudności z moim wjazdem, mimo iż nie posiadałam żadnego dokumentu zezwalającego na wejście. Trochę mnie to zaskoczyło, ale uznałam, że najwidoczniej przez te trzy godziny wszystkie formalności zostały załatwione. Agent (był nim, więc nazwijmy rzecz po imieniu) zaparkował, po czym wysiadł.
- Chodź – powiedział, otwierając drzwiczki po mojej stronie. Przez nikogo nie zatrzymywani weszliśmy do budynku. – Zaczekaj tutaj – polecił, a sam szybko oddalił się, znikając za szklanymi, przesuwnymi drzwiami. Rozejrzałam się uważnie dookoła, a moją uwagę przyciągnęła jedna rzecz. Ściana Pamięci. Podeszłam bliżej, odczytując po kolei daty i nieliczne, odtajnione nazwiska agentów, którzy zginęli na służbie. Tak naprawdę szukałam tego jednego.
- Nie znajdziesz go tutaj – usłyszałam za plecami zachrypnięty głos. Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną stała niska, sięgająca mi do ramienia kobieta, w niezbyt ładnych okularach i fryzurze przypominającej hełm.
- Skąd wiesz, czego szukam? – zapytałam, obrzucając ją nieufnym spojrzeniem.
- Jesteś do niego bardzo podobna – odparła. – I ruszasz się zupełnie jak on…
- Widzę, Hetty, że poznałaś już nasz nowy nabytek – przerwał nam Terry, pojawiając się nagle. – Poznaj, to…
- Olga Lenkov – teraz ona przerwała jemu.
- Przed tobą nic się nie ukryje – westchnął w odpowiedzi mężczyzna.
- Tylko dlatego jeszcze żyję – kobieta wyszczerzyła się w uśmiechu, po czym rzuciła mi ostatnie spojrzenie i odeszła szybkim krokiem.
- To nasza konsultantka – wyjaśnił Terry. – Jest naprawdę dobra. Ale zapewne będziesz jeszcze miała z nią do czynienia… Jedziemy.
- Dokąd? – lekko oszołomiona dałam się poprowadzić ku wyjściu.
- Zaczynasz nowe życie, mała – powiedział, pakując mnie z powrotem do samochodu. – Na pewno ci się spodoba… - wyciągnął rękę i gwałtownym ruchem wbił mi igłę w ramię. Szarpnęłam się, ale przytrzymał mnie silnym chwytem, dopóki cały płyn nie zniknął ze strzykawki.
- Co ty robisz? – patrzyłam na niego, mrugając gwałtownie powiekami. Nie wiem dlaczego, ale oczy zaczęły zachodzić mi mgłą.
- To tylko dla twojego dobra – usłyszałam jeszcze, po czym zapadła ciemność.

     Powoli zaczynałam wydobywać się z niebytu. Poruszyłam się lekko, czując że leżę, chyba na łóżku, bo było mi całkiem wygodnie. Ostrożnie otworzyłam oczy i spod zmrużonych powiek rozejrzałam się. Pokój. Zwykły, jak w internacie.
- Odruchy masz prawidłowe – usłyszałam z boku obcy głos. Męski. Odwróciłam głowę i spojrzałam prosto w stalowe oczy. Na krześle siedział postawny mężczyzna, miał srebrzyste włosy, prosty nos i kwadratowy podbródek, a na sobie grafitowy garnitur i o ton ciemniejszy krawat. Cała jego sylwetka, łącznie z wyrazem twarzy, dobitnie podkreślała, że to on tu rządzi i jest przyzwyczajony, zarówno do wydawania rozkazów, jak i do bezwzględnego posłuszeństwa.
- Kim jesteś? – wychrypiałam, bo strasznie chciało mi się pić. Co ten skurczybyk mi wstrzyknął??
- Nazywam się James Martom – bez oporów odparł facet. – Jestem tutaj… dyrektorem.
- Tutaj? – podniosłam się i usiadłam na brzegu łóżka.
- Jesteśmy w specjalnym, tajnym ośrodku szkoleniowym CIA. Spędzisz tu tyle czasu, aż uznamy, że jesteś gotowa do pracy jako agent wywiadowczy…
- Gdzie?? – spojrzałam na niego w osłupieniu. Powtórzył. – Takie rzeczy istnieją naprawdę? To nie jest wymysł pisarzy ani scenarzystów filmowych??
- Oczywiście – roześmiał się. – Uważasz, że nasi najlepsi agenci kończą zwykłą Akademię?
- Najlepsi agenci?
- Trafiłaś w miejsce, gdzie szkolimy naszych najlepszych ludzi. Agentów od najtrudniejszej, najgorszej roboty, najbardziej niebezpiecznej, najbardziej niewdzięcznej… najbardziej tajnej…
- Niby to ja mam być takim… - zawahałam się - …agentem?
- Masz być – potwierdził.
- A potem?
- Potem… - zamyślił się na moment. – Potem zobaczymy… - wstał. – Zaczynasz jutro rano, punkt piąta – podszedł do drzwi. – I nie licz na specjalne traktowanie, tylko dlatego, że jesteś córką Anatolija Lenkova…