2 grudnia 2016

Rozdział 64

            Olga i Aleksander spędzili ze sobą całą noc i kawałek poranka. Telefon agentki milczał, z czego z jednej strony była zadowolona, a z drugiej,  zaniepokojona. To oznaczało, że Max też nie wrócił na noc do ich mieszkania. Nie była pewna, czy chce wiedzieć, gdzie był i co robił. Podejrzewała, że stoi za tym jakaś kobieta, ale jej przeczucie, tak jak powiedziała Saszy, cichutko dźgało ją gdzieś pod żebrem. Nie dając o sobie zapomnieć. O podejrzeniach, które, niechciane, kiełkowały gdzieś z tyłu głowy. Dlatego po cichutku wymknęła się z łóżka i poszła pod prysznic. Musiała się odświeżyć i chwilę pomyśleć. Kiedy wyszła z łazienki Aleksander nie spał. Siedział przy stole w jadalnej części apartamentu i właśnie nalewał kawy do kubków.
- Myślałaś, że wymkniesz się bez pożegnania? – odwrócił się na dźwięk jej kroków.
- Miałam taki pomysł – Olga usiadła na wysokim krześle i sięgnęła po pieczywo. – Ale chyba brałam prysznic zbyt długo…
- Szkoda, że mnie nie obudziłaś, wziąłbym go razem z tobą – Sasza usiadł naprzeciwko i też wziął sobie rogalika.
- I nie skończyłoby się tylko na kąpieli…
- Pewnie nie – zgodził się z uśmiechem. – Ale nie mów, że ci się ta perspektywa nie podoba…
- Pewnie, że mi się podoba - też się zaśmiała. – I uwierz mi, wiele bym dała, żeby zostać tu z tobą.
- Więc dlaczego nie zostaniesz?
- Dobrze wiesz, dlaczego.
- Tak, wiem. Max – skrzywił się.
- Praca – poprawiła go z naciskiem. – Wbrew pozorom, jestem sumiennym pracownikiem rządu Stanów Zjednoczonych i nie olewam swoich obowiązków.
- A ten rząd jest równie sumiennym pracodawcom?
- Jestem patriotką – zwróciła mu uwagę. – Nie będę szkalowała własnego kraju w obecności obywatela innego…
- Patriotka, też coś – prychnął. – Zimna wojna już dawno się skończyła.
- Teoretycznie – odpowiedziała zadziornie. – Ale szpiedzy zostali i nigdy nie wiesz, na kogo trafisz.
- Podejrzewasz, że jestem szpiegiem? – żachnął się.
- Wszystkich podejrzewam. Tylko dzięki temu jeszcze żyję.
- Szczera aż do bólu – jęknął. – To było brutalne.
- Tak, a ty taki wrażliwy jesteś – pokazała mu język, po czym wstała i podeszła do niego. – Dziękuję za spotkanie. To był uroczy czas, ale muszę wracać do rzeczywistości…
- Nie MUSISZ tylko CHCESZ – poprawił ją, obejmując w pasie i całując w szyję. – A to różnica. I to ja dziękuję – dodał. – Cieszę się, że się zgodziłaś. Samochód już czeka, Wadim cię odwiezie…
- Do zobaczenia – Olga pocałowała Saszę mocno i popatrzyła mu prosto w oczy. Chwile z nim pozwoliły jej chociaż na moment zapomnieć o problemach i uwierzyć, że wciąż jest godna pożądania. A to wiele dla niej znaczyło.
- Uważaj na siebie – odprowadził ją do drzwi, gdzie czekał już wspomniany Wadim, prawa ręka Aleksandra. Kobieta skinęła tylko głową na te słowa i ruszyła do winy, nie oglądając się za siebie ani razu. Tak było lepiej.

            Wadim, prawa ręka Aleksandra, odwiózł Olgę dokładnie w to samo miejsce skąd ją zabierał. Agentka tak chciała, wolała nie chwalić się wszem i wobec adresem zamieszkania. Nie ufała za bardzo ludziom Saszy, jemu samemu owszem, ale jego ludzie to była zupełnie inna bajka. Byli lojalni wobec swojego pracodawcy, nie wobec niej.

            Mieszkanie było puste. W zasadzie Olga mogła się tego spodziewać, bo Max nie dzwonił do niej od ich ostatniej kłótni. A to znaczyło, że nie wrócił na noc i nie wiedział, że jej też nie ma. I bardzo dobrze. Olga nie miała ochoty z niczego mu się tłumaczyć, ani słuchać żadnych wyrzutów. Przebrała się i usiadła w salonie z komputerem na kolanach. Nie dawało jej spokoju zdjęcie felgi, której nie mogła do niczego przypasować. Jednego była pewna – już ją gdzieś widziała. Wrzuciła zdjęcie w specjalny program, żeby chociaż znaleźć markę auta, ale wyszukiwanie nic nie dało. Najprawdopodobniej była robione na specjalne zamówienie. Olga westchnęła. W sprawie pojawiło się kilka nie pasujących do siebie elementów, na czoło wysuwał się wybuch w hotelu. Jeśli to konkurencja Stavros’a, która chciałaby przejąć towar, to powstał kolejny problem. Trzeba było działać szybciej, żeby ich uprzedzić. Najlepszą opcją było zniszczenie całej partii broni, bo przejęcie jej było zbyt pracochłonne. Zbyt wielu ludzi musiałaby zaangażować, żeby się tego pozbyć. Agentka rozejrzała się dookoła. Spotkanie z Aleksandrem sprawiło, że była pełna energii do działania, ale nie mogła jej wykorzystać. Bo nie wiedziała od czego zacząć i jak ruszyć tą sprawę. Przez głowę przeszła jej myśl, żeby wrócić do hotelu i rozejrzeć się po miejscu wybuchu, ale szybko porzuciła ten pomysł. To nie było rozsądne. Zamiast tego wykonała telefon i już dziesięć minut później na jej skrzynkę mailową wpłynął wstępny raport ze zdarzenia. A w zasadzie dwa, bo jeden z policji, a drugi ze straży pożarnej. Niestety, oba nic nie wniosły, zawierały tylko wstępne ustalenia, bez szczegółowych analiz. Na dokładniejsze dane trzeba byłoby poczekać jeszcze kilka dni. Albo nawet kilkanaście. Wiedziała tylko, że nie było ofiar śmiertelnych, jedynie kilka osób odniosło niewielkie obrażenia. Zatem bomba nie miała wyeliminować Nikolic’a, tylko go nastraszyć. I ostrzec Stavros’a, że konkurencja nie śpi. Bo, że była to robota jakiejś konkurencyjnej grupy, nie miała wątpliwości. Olga nie chciała już siedzieć i się zastanawiać, więc zmieniła ubranie na świeże, zabrała komputer, aparat i broń, i postanowiła posprawdzać kilka miejsc, które pojawiły się na mapie tej sprawy. Chodziło jej głównie o miejsca, gdzie już doszło do spotkań, miała nadzieję, że skończyły im się kryjówki i zaczęli się dublować.

            Olga ustawiła trasę na nawigacji i ruszyła. Dzień był całkiem ładny, przez chmury przebijało słońce i kobieta czuła się zdecydowanie lepiej, niż przez kilka ostatnich dni. Zastanawiała się, czy jest to efekt spotkania z Saszą, czy po prostu tego, że w końcu pozwoliła dojść do głosu swojej intuicji. A ta mówiła, że nie powinna siedzieć na tyłku i przerzucać plików w komputerze, tylko w końcu zacząć działać konkretniej. Najlepsza byłaby konfrontacja z wrogiem, ale na to chyba było za wcześnie. Odwiedziła kilka pierwszych miejsc z mapy, ale nic jej to nie dało. Były puste, opuszczone wręcz, brudne i wyglądały na nieużywane od dłuższego czasu. Przy okazji spotkała się też z dwójką swoich informatorów, ale nie mieli dla niej nic nowego. Tylko informację o wybuchu w hotelu i wściekłości Stavros’a. Ale tego akurat mogła się spodziewać. Olga właśnie ruszała spod kolejnego magazynu, kiedy zadzwonił jej telefon. Rzuciła okiem na wyświetlacz, ale pojawił się na nim nieznany jej numer. Odebrała bez wahania, bo nigdy nie wiesz, kto jest po drugiej stronie i co ma ciekawego do przekazania.
- Tak? – wrzuciła tryb głośnomówiący, żeby móc jednocześnie jechać autem.
- Witaj Olgo – usłyszała w odpowiedzi nieznajomy głos.
- Hmm… Znasz moje imię, ale ja nie znam twojego. Kultura wymaga, żebyś się przedstawił…
- Kto powiedział, że jestem kulturalny? – zakpił głos.
- A nie jesteś? – uniosła lekko brwi, chociaż jej rozmówca nie mógł tego widzieć.
- Nie do końca. Podpowiem ci. Śledzisz moje poczynania od dłuższego czasu.
- Stavros – zgadła od razu. – Może i śledzę…
- Nie jesteś zaskoczona – stwierdził mężczyzna.
- Nie ubliżaj mojej inteligencji – zwróciła mu uwagę. – Nie mam czapki-niewidki, a ludzie nie są ślepi i głupi…
- Fakt – przyświadczył. – Nie widziałem cię, ale informacje mają swoją cenę, a ja mam odpowiednią ilość gotówki, żeby je zdobyć.
- Chyba nie tylko gotówki… - mruknęła. Stavros roześmiał się.
- Bystra jesteś. A teraz wróćmy do interesów – jego głos stwardniał. – Chcę się spotkać.
- Po co?
- Irytujesz mnie.
- Chcesz mnie zabić?
- Zaraz zabić… Możemy negocjować.
- Negocjacje? Nie jestem pewna, czy twoje argumenty mnie przekonają…
- Mam nieodparty urok. I coś, na czym ci zależy…
- Coś?
- Kogoś – poprawił się.
- Cześć, kochanie – w słuchawce rozbrzmiał głos jej męża, na co Olga gwałtownie wcisnęła hamulec, zatrzymując auto na środki drogi i ignorując wściekłe wycie klaksonu za nią.
- Max???
- Wybacz, Słonko, wzięli mnie z zaskoczenia.
- Kurwa, Max – jęknęła. – Nie wierzę…
- Ja też. Skarbie, nie słuchaj ich… - chciał coś powiedzieć, ale Stavros mu nie pozwolił.
- Bez przesady z tą czułością – niemal widziała jak się krzywił. – Zabiję go, jeśli nie przyjedziesz – stwierdził krótko. – Jak najszybciej…
- Gdzie? – Olga zaklęła w duchu. Podał jej adres, który szybko wbiła do nawigacji. – Jadę… - rozłączyła się i wrzuciła pierwszy bieg.

            Adres, który podał jej Stavros okazał się wielką działką z równie dużym magazynem, kilka kilometrów za miastem. Okolica ponura, niezamieszkana i otoczona podobnymi budynkami. Olga gnała tam najszybciej jak mogła, ignorując przeczucie, które wielkim głosem krzyczało, że coś tu jest nie tak. Ale nie mogła zostawić Max’a, oprócz tego, że był jej mężem, był także jej partnerem, a to zobowiązywało chyba nawet bardziej. I szczerze, nie była za bardzo przygotowana na konfrontację, miała broń, bo bez niej nie ruszała się nigdzie, ale poza tym nic. Ale czuła, że nie ma wyjścia. I że w końcu wszystko się wyjaśni. Kiedy podjechała pod wskazany adres, zatrzymała się chwilę przed wielką bramą. Jeszcze miała czas, żeby się wycofać. Ale już po sekundzie wcisnęła gaz i przejechała przez otwarte skrzydła. Pod budynek prowadziła asfaltowa droga, nieco zniszczona, ale przejezdna. Agentka podjechała pod magazyn najbliżej jak się dało i zatrzymała auto. Nie zdążyła wysiąść, kiedy brama magazynowa uniosła się i stanął  w niej jakiś człowiek. Człowiek miał broń i ubrany był cały na czarno. Skinął na kobietę dłonią, więc wyszła z samochodu i ruszyła w jego stronę.
- Broń! – warknął, kiedy stanęła tuż przed nim. Olga uniosła lekko brwi, ale bez protestów oddała swojego Sig’a. – To wszystko? – Lenkov wzruszyła ramionami.
- Chcesz mnie przeszukać? – zapytała tonem, który informował wyraźnie: tylko mnie dotknij, a popamiętasz. Facet chyba to wyczuł, bo odsunął się pół kroku.
- Do środka! – rozkazał, lufą karabinu pokazując, że ma iść. Agentka westchnęła i zanurzyła się w półmrok budynku.

9 listopada 2016

Rozdział 63

Dzisiaj odcinek taki bardziej dla dorosłych :D 
Żeby nie było, że nie ostrzegałam ;D 

Alexandretta

***

           Pół godziny później Olga zatrzymała się przy okazałej, czarnej limuzynie marki BMW. Bez pudła odgadła, że to jest właśnie auto, które przysłał po nią Sasza. Miała rację, bo kiedy się zbliżyła, natychmiast wyskoczył z niej dość solidnie zbudowany ochroniarz i otworzył przed nią tyle drzwi. Kobieta wsunęła się na siedzenie i po chwili wóz ruszył. Jazda do hotelu, gdzie zatrzymał się Aleksander trwała wystarczająco długo, żeby agentka mogła przyjrzeć się mijanej okolicy. I zapamiętać trasę. Głupi nawyk, ale nie potrafiła go wyplenić. Hotel, do którego w końcu dojechali, lśnił niczym zamek na zielonych wzgórzach. Miał białe wieżyczki pokryte ciemną dachówką, a hotelowe foyer było urządzone nie tyle na bogato, co ze smakiem i klasą. Pasował do Aleksandra i do tego, co już o nim wiedziała. Ochroniarze odprowadzili ją wprost pod drzwi apartamentu i dyskretnie się wycofali. Olga uśmiechnęła się lekko, po czym zapukała. Drzwi otworzyły się niemal natychmiast, jakby mężczyzna czekał po drugiej stronie. Olga spojrzała na niego i mimowolnie przełknęła ślinę. Na co on tylko się zaśmiał i po prostu wciągnął ją do środka, zamykając w swoich ramionach. Jego zapach podziałał na Olgę jeszcze bardziej, sam wygląd powodował, że miękły jej kolana. A w połączeniu z perfumami, których używał… Szaleństwo. Już po chwili całowali się namiętnie, wygłodniali siebie i swoich ciał. Ręce Aleksandra bez wahania zaczęły wędrówkę po jej ciele, bezczelnie zaczynając od piersi, żeby ostatecznie wylądować na pośladkach. Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili, ale tylko po to, żeby przejść do sypialni. Wielkie łóżko wręcz zapraszało do skorzystania z niego, kusząc świeżą pościelą i puchowymi poduszkami. Zatrzymali się przed nim, Olga nawet chciała od razu znaleźć się wśród poduszek i prześcieradeł, ale Sasza jej nie pozwolił. Znów zaczął ją całować, tym razem już nieco spokojniej. Jego dłonie ponownie zaczęły błądzić po jej ciele, dotykając i wślizgując się pod ubranie. Olga poddała się tym pieszczotom, po chwili jej bluzka wylądowała na podłodze, a usta mężczyzny zaczęły całować jej skórę, zaczynając od szyi i idąc powoli w dół. Sama też chciała go dotykać i pieścić, ale stanowczo ją powstrzymał.
- Najpierw ty – szepnął i wrócił do całowania. Pieścił ustami i językiem jej brzuch, rozpiął i zdjął z niej spodnie i buty. – Jesteś piękna – dodał, kiedy stała już przed nim w samej bieliźnie. Całkiem fikuśnej, zresztą. Kiedy doszedł z całowaniem do stóp, Olga nie wytrzymała. Złapała go za ramię i poderwała na nogi.
- Teraz ty – powiedziała stanowczo, po czym sama zaczęła go całować, jednocześnie rozpinając mu koszulę. Wodziła językiem po nagim torsie, gładziła ramiona i brzuch. Zeszła językiem niżej, zataczając kółko wokół pępka. Kiedy zdjęła mu spodnie, Aleksander westchnął niemal niesłyszalnie. Olga z uczuciem triumfu przez chwilę wpatrywała się w silnie wybrzuszone bokserki, po czym zsunęła mu je jednym ruchem. Popatrzyła na Saszę, w którego oczach dostrzegła pożądanie niemal graniczące z szaleństwem. I uklękła. A kiedy dotknęła jego nabrzmiałego penisa opuszkami palców, a następnie powiodła delikatnie językiem po całej jego długości, Aleksander jęknął. Głośno. Prawie, że z bólem. Więc już bez wahania wzięła go w usta i zaczęła ssać. Smakował wspaniale, był pełen soków i robił się twardszy z każdym liźnięciem, co Olgę też doprowadzało do szaleństwa z podniecenia. Uwielbiała seks, zwłaszcza z facetem, który tak na nią działał i na którego ona działała właśnie w ten sposób. A Max zadbał o jej wszechstronną edukację w tym zakresie. Jednak z Aleksandrem było zupełnie inaczej. Bardziej ekscytująco. Bardziej namiętnie. W ogóle bardziej.
- Nie wytrzymam dłużej – po nieskończenie długim czasie Sasza niemal oderwał Olgę od swojego przyrodzenia. – Cieszy mnie, że tak to lubisz i jesteś w tym taka dobra, ale pozwól… nie chcę tak szybko skończyć – dokończył, prawie, że szeptem. Olga roześmiała się cicho, po czym wskoczyła na łóżko.
- Teraz twoja kolej – rzuciła, układając się wygodnie i rozchylając uda. – Chcesz sprawdzić, jaka jestem… wilgotna? – nie musiała go zachęcać bardziej. Chwila wystarczyła, żeby Aleksander znalazł się dokładnie tam, gdzie znaleźć się miał. Pomiędzy jej udami, ściągając z niej majteczki. Zębami. Jego język zanurzył się w jej kobiecości, zlizywał i smakował każdą kropelkę jej soków. Zataczał kółeczka wokół łechtaczki, drażnił wargi. Pieścił długimi liźnięciami. Dokładnie tak, jak Olga lubiła. Z jej usta co rusz wydobywały się jęki i westchnienia. Z każdym dotknięciem czuła narastający żar w dole brzucha, nieuchronnie zbliżający się do wielkiego wybuchu. Widząc, że jest już blisko spełnienia, mężczyzna oderwał się od niej, jednym gestem odwrócił ją na brzuch, po czym przeniósł usta wyżej. Zaczął całować jej kark, plecy, rozpiął biustonosz uwalniając piersi, z czego też natychmiast skorzystał, biorąc je w dłonie i pieszcząc kciukami brodawki. Jego wargi schodziły coraz niżej, dotarły do pośladków i zajęły się nimi. Najpierw tylko je całował, dopiero po chwili do ust dołączyły dłonie. Olga wypięła się lekko, co Sasza od razu wykorzystał. Pieścił ją i głaskał, rozchylił pośladki i językiem zaczął drażnić miejsce pomiędzy nimi. Kobieta jęknęła, pieszczota była wspaniała, a Aleksander wcale nie zamierzał na tym poprzestawać. Delikatnie, ale stanowczo zmusił ją, żeby wypięła się bardziej, po czym językiem pieścił na przemian obie dziurki. Olga zacisnęła dłonie na prześcieradle. Czuła, że dłużej nie wytrzyma i zaraz dojdzie. Ale mężczyzna też to wyczuł. I przestał. Spojrzała na niego morderczo, na co on tylko się zaśmiał.
- Nie patrz tak, nie boję się ciebie – mruknął, układając się wygodnie obok niej. Olga natychmiast to wykorzystała i bez wahania usiadła mu na biodrach. Wycelowała idealnie i z głośnym jękiem wsunęła w siebie jego sterczącego penisa. Sasza też jęknął, była taka wilgotna i ciepła w środku, że najchętniej zostałby tak na zawsze. A Olga zaczęła się poruszać. Najpierw powoli, unosiła biodra i opadała w dół, ale z czasem zaczęła przyspieszać. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej i zamknęła oczy. Chciała tylko czuć go w sobie, pasował do niej idealnie. Z każdym ruchem odczuwali oboje coraz większą przyjemność i coraz większe napięcie. Aleksander zaczął pieścić jej piersi, na przemian z pośladkami, co sprawiło, że Olga zaczęła ruszać się jeszcze szybciej i jeszcze szybciej oddychać. Ale on nie chciał tak szybko kończyć. Zwolnił ją nieco, ich dłonie i palce splotły się, a chwilę później, prawie jednocześnie doszli do finału. Olga krzyknęła cicho, kiedy przez jej ciało przetoczyła się fala orgazmu. Sasza wypchnął biodra w ostatnim spazmie i znieruchomiał z kobietą na swoim torsie. Bo Olga, kiedy już przyjemność się skończyła, po prostu opadła na niego, niezdolna ruszyć się w jakikolwiek sposób. Przez kilka minut tak leżeli, przytuleni i upojeni, uspokajając oddechy.

            Olga leżała na Aleksandrze, czuła jego zapach i było jej tak zwyczajnie dobrze. Nie tylko dlatego, że orgazm był niesamowity. Sama nie wiedziała, dlaczego przy Saszy tak się czuje. Nie tylko piękna i pożądana, ale też spokojna i bezpieczna. Mężczyzna trzymał ją w ramionach, leniwie i delikatnie gładził po plecach, a ona po prostu leżała i nie musiała nic robić. Tak było dobrze. Czuła się spełniona i senna. Więc zamknęła oczy i odpłynęła. Pewna, że nic jej się nie stanie.


Aleksander nie spał. Czuł na sobie ciężar Olgi, jej zapach i gładkość skóry. Była niesamowita. I to nie tylko w łóżku. Dużo ostatnio rozmawiali, głównie za pomocą smsów, ale pisali również do siebie długie maile. Poznawali się, nie tylko erotycznie, ale też tak zwyczajnie. Pisali o swoich marzeniach, o pragnieniach, o codzienności, o sobie. Olga była bardziej oszczędna w tych wyznaniach, o sobie nie mówiła prawie wcale, a swoją osobą przejmowała się najmniej. Czasami pojawiał się temat Max’a, najczęściej agentka rzucała zdanie lub dwa, zazwyczaj ironiczne i gorzkie. Sasza zdawał sobie sprawę, że jej życie nie należy do najłatwiejszych, a Max wcale jej tego nie ułatwiał. No i praca. Była najważniejsza, trudna i niebezpieczna, niewdzięczna nawet. Ale wiedział, że Olga nigdy z niej nie zrezygnuje. Przestał też namawiać ją do zostawienia Doherty’ego. Już wiedział, że jej nie przekona i nie umiał wymyślić rzeczy, którą musiałby zrobić Max, żeby Olga sama go rzuciła. Dlatego tak cieszył się, że interesy przywiodły go do Szwajcarii właśnie wtedy, kiedy i Olga tutaj była. Wiedział, że właśnie w tym kraju mają bazę wypadową, ale często podróżowali. Więc tym bardziej uradowało go, że mogą się spotkać. Miał trochę inny scenariusz tej randki, chciał żeby najpierw zjedli kolację, a potem dopiero poszli do łóżka. Ale kiedy ją zobaczył, nie potrafił się powstrzymać. Ani swoich żądzy. Ale przecież mieli jeszcze mnóstwo czasu, więc kolacja na pewno będzie.

            Olga obudziła się niecałą godzinę później, wciąż leżąc na Aleksandrze. Poruszyła się ostrożnie, po czym uniosła się na rękach i popatrzyła w twarz mężczyzny. Sasza miał zamknięte oczy i chyba spał, bo oddychał miarowo i wydawał się całkowicie rozluźniony. Patrzyła więc na niego bez słowa, był przystojny i podobał jej się, więc chciała trochę się poprzyglądać.
- Mam coś na czole? – Darylev odezwał się z kpiną w głosie, dość niespodziewanie.
- Nie – zaśmiała się. – Po prostu lubię na ciebie patrzeć…
- Też lubię – Sasza jednym rzutem przekręcił się tak, że teraz Olga leżała na plecach, a on na niej. – Patrzeć na ciebie – dodał. – I całować – cmoknął ją w zagłębieniu szyi. – I robić te wszystkie inne rzeczy, w których jesteś tak niesamowicie dobra…
- Podobało ci się?
- Czy podobało? – prychnął. – Kochanie, jesteś boska! Najlepsza!
- Chyba przesadzasz…
- Chyba nie. Uwierz mi – znów ją pocałował, tym razem w usta. – I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej. Jesteś najlepsza. We wszystkim, co robisz…
- Teraz to jestem głodna – Olga przerwała tą litanię komplementów. Czuła się zawstydzona, że tak ją chwali. Nie była do tego przyzwyczajona.
- Kolacja zaraz będzie – odpowiedział Sasza. – Chcesz się trochę odświeżyć?
- Mogę?
- Możesz wszystko – oświadczył z powagą. – Łazienka jest tam – machnął ręką za siebie. – Mogę cię zaprowadzić… - w oku mu błysnęło.
- Oczywiście, że możesz – roześmiała się. – Nawet gdybym powiedziała, że nie, to i tak byś ze mną poszedł.
- Pewnie, że tak – Sasza podniósł się i pomógł Oldze wstać. – Muszę się tobą nacieszyć, dopóki mogę…

            Aleksander zrobił dokładnie tak jak powiedział. Poszedł za Olgą do łazienki, pod prysznicem jeszcze raz pokazał jej jak bardzo mu się podoba, jaka jest piękna i jak na niego działa. Kobieta śmiała się i nawet próbowała go trochę przystopować, ale w gruncie rzeczy bardzo jej się to podobało. Gorąca woda obmywała ich ciała, a oni kochali się do utraty tchu. Kolację zjedli znacznie później niż było to w planach, ale za to smakowała wyśmienicie.
- Skąd się tu wziąłeś? – zapytała Olga, kiedy już najedzeni leżeli przytuleni w wielkim łóżku.
- Interesy – odparł. – A cóż innego?
- Mogłeś powiedzieć, że przyjechałeś specjalnie dla mnie – zrobiła nadąsaną minę.
- Uwierzyłabyś?
- W życiu – zaśmiała się. – Ale powiedzieć mogłeś.
- Zrobiłoby ci się lepiej?
- Zdecydowanie. Ostatnio nie mam okazji, żeby poczuć się lepiej.
- Niech zgadnę: Max.
- Brawo, Sherlock’u – kobieta nieco spoważniała. I posmutniała. Myśl o zachowaniu jej męża była przygnębiająca.
- Co się dzieje, kochanie? – Sasza od razu zauważył, że coś ją gnębi.
- Sama nie wiem – westchnęła. – Pomijam fakt podrywek – dodała pospiesznie, bo akurat ta kwestia była jej, może nie obojętna, ale na pewno nie priorytetowa. – Mam jakieś niejasne przeczucie, że coś się szykuje, coś niedobrego…
- I ma to związek z twoim, pożal się Boże, mężem?
- Chyba tak. Nie umiem ci tego wytłumaczyć – Olga potrząsnęła głową. – Ostatnio przyłapałam go, jak grzebał w moim komputerze. Niby nic, same służbowe sprawy, ale sam rozumiesz… A w ogóle musimy o tym rozmawiać? Jest tyle innych, przyjemniejszych tematów… - potarła policzkiem o jego klatkę piersiową.
- Łasisz się niczym rasowa kotka – zaśmiał się, przyjmując zmianę tematu bez słowa sprzeciwu. Zdążył się już nauczyć, że jeśli Olga nie chce o czymś rozmawiać, to nawet wołami z niej tego nie wyciągniesz.
- Koty potrzebują mnóstwo pieszczot – pocałowała go lekko. – Więc może zacznij już, bo zejdzie ci co najmniej do rana… - Aleksander uśmiechnął się szeroko i niezwłocznie spełnił jej polecenie.

7 października 2016

Rozdział 62

            Olga była w połowie zdjęć, kiedy trzasnęły drzwi wejściowe, a po chwili w progu stanął Max. Sportowa elegancja, którą prezentował swoim strojem, uświadomiła Oldze, gdzie najprawdopodobniej był.
- Gdzie byłeś? - zapytała mimo wszystko, taksując go wzrokiem.
- Sprawdzałem coś – odpowiedział, zdejmując marynarkę i wieszając ją na oparcie krzesła.
- Sprawdzałeś? - uniosła brwi.
- Sprawdzałem – potwierdził. - Mój nos mówił mi, że to może być ważne…
- Mnie mój nos mówi, że to „ważne” pachnie kolejną podrywką – Olga zamknęła laptopa i podniosła się z kanapy. - Wykąp się, bo walisz tanimi perfumami. Mógłbyś sobie poszukać zamożniejszej panienki, którą będzie stać na nieco lepsze zapachy – dodała złośliwie i poszła do sypialni. Max westchnął, a potem się skrzywił. Faktycznie śmierdział jakąś tandetną wodą toaletową.

            Olga odłożyła komputer na łóżko, sama położyła się obok i wyciągnęła z kieszeni dżinsów komórkę. Max, nie zostawiając jej wiadomości, gdzie idzie, wkurzył ją, ale wracając śmierdzący niczym podrzędna perfumeria, wkurzył jeszcze bardziej. Chociaż wiedziała, że chodzi na panienki i w sumie sama dała mu na to przyzwolenie, to jednak bolało. Wciąż tego dupka kochała i nie potrafiła ot, tak, na pstryknięcie palcami, pozbyć się tego uczucia. Usłyszała szum wody dobiegający z łazienki i lekko się uśmiechnęła. Chyba wziął sobie do serca jej słowa, bo jednak poszedł wziąć prysznic. Do pokoju wszedł kilka minut później, z mokrymi włosami i owinięty mokrym ręcznikiem.
- Nie miałeś żadnej bielizny? – Olga uniosła brwi na jego widok. Wciąż się jej podobał i wciąż na nią działał.
- Zapomniałem zabrać – odparł, sięgając do szuflady komody. Jednak zatrzymał się w połowie gestu i spojrzał przeciągle na kobietę. – Ale skoro zajęłaś już taką kuszącą pozycję… grzechem byłoby nie skorzystać – uśmiechnął się diabolicznie, zrzucając ręcznik na podłogę i niemal wskakując do łóżka. Olga pisnęła, odruchowo się odsuwając, ale nie zdążyła uciec. Przygwoździł ją do materaca, całując i pieszcząc, tłumiąc w zarodku rodzący się w niej protest.

            Kiedy godzinę później zmęczona Olga zasypiała, Max wyciągnął się obok i lekko uśmiechnął. Udało mu się odwrócić jej uwagę od jego wyjścia. Szczerze, myślał, że zdąży wrócić przed nią, ale całość zajęła mu znacznie więcej czasu. Zauważył też, że była nieco bardziej podekscytowana, najwyraźniej coś się wydarzyło. Był ciekaw co, ale nie pytał, żeby jej nie przypominać. Chociaż Olga należała do kobiet, które nie zapominają. Kiedy upewnił się, że usnęła, ostrożnie wstał z łóżka. Interesowało go, co znalazła i co sobie zapisała w swoich notatkach. Już dawno złamał hasło do jej komputera i od czasu do czasu przeglądał zapisane w nim pliki. Teraz, kiedy osobiście miał interes, żeby storpedować to śledztwo, tym bardziej musiał je sprawdzić. Zabrał laptopa z podłogi i wyszedł z sypialni. Bez problemu dostał się do komputera kobiety i zaczął przeglądać zdjęcia i czytać notatki.

            Olga przebudziła się kilka minut później. Coś jej nie pasowało, ale w pierwszej chwili nie mogła stwierdzić co. dopiero po chwili dotarło do niej, że jest w sypialni sama, a miejsce obok jest puste. Max zniknął. Była ciekawa, czy wyszedł całkiem, na kolejne tajemnicze spotkanie, czy po prostu zmienił pokój. Po cichu, sama nie wiedząc właściwie czemu, po prostu posłuchała instynktu, wstała i ruszyła na poszukiwania męża. Znalazła go bez problemu, siedział w salonie na sofie i grzebał w jej komputerze.
- Nie do końca rozumiem, czego tam szukasz – odezwała się, opatulając się mocniej szlafrokiem i opierając barkiem o futrynę. Max aż podskoczył na dźwięk jej głosu. Zaklął w myślach, nie spodziewał się, że tak szybko się obudzi i zacznie go szukać.
- Masz coś do ukrycia? – zamiast się tłumaczyć, zaatakował.
- A jakie to ma znaczenie? – zirytowała się. – Mam, czy nie mam, nieważne. Ważne, że grzebiesz w moim komputerze, bez mojej wiedzy i zgody. Ba, specjalnie wyczekałeś, aż usnę! Czego tam szukasz? – oderwała się od futryny i stanęła przed nim w rozkroku, z ramionami skrzyżowanymi na piersi. – I skąd znasz hasło??
- Podałaś mi je kiedyś…
- Nie chrzań! Nigdy nie podawałam ci hasła do laptopa! Włamałeś się! – oskarżycielsko wyciągnęła palec w jego stronę.
- Proszę – Max poderwał się gwałtownie i podał jej sprzęt. – Twoja zabawka. Nie irytuj się tak…
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! – agentka odruchowo wzięła komputer, bo jej partner był jeszcze gotów rzucić nim o podłogę. Ewidentnie odwracał kota ogonem, czy zdenerwował ją jeszcze bardziej.
- Nie. I nie zamierzam. Nie podoba mi się, że oskarżasz mnie o Bóg wie jakie niecne rzeczy! – Max uznał, że w tej sytuacji najlepiej będzie zrobić awanturę o brak zaufania niż się tłumaczyć. I wyszedł.
- Bo szperasz w moich rzeczach! – Olga poczuła się głupio, że będąc pokrzywdzoną, jeszcze musi się tłumaczyć.
- Po prostu upewniam się, że nic ci nie grozi! – Max znów pojawił się w salonie, tym razem już ubrany w spodnie i koszulkę. – Chcę wiedzieć nad czym pracujesz i co już masz. Gdybyś na bieżąco mnie informowała, nie musiałbym sobie radzić w taki sposób!
- Nie wierzę, że przerzucasz winę na mnie za swoje wpadki!
- Nie dramatyzuj – prychnął z niesmakiem. – Wychodzę.
- Dupek – warknęła pod nosem, ale odpowiedzią było tylko trzaśnięcie drzwiami. Olga pokręciła głowa z niedowierzaniem. Gdyby nie wstała, nawet by nie wiedziała, że grzebał w jej komputerze. Wzięła laptopa i szybko sprawdziła, które pliki otwierał. Wszystkie dotyczyły aktualnej sprawy. Skoro zbytnio jej nie pomagał, to po co mu były te wszystkie informacje?

            Max wyszedł przed kamienicę i odetchnął głęboko. Tym razem się udało, ale w głupi sposób stracił możliwość kontrolowania śledztwa. Pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć, że był tak głupi i dał się przyłapać niczym świeżo upieczony agencik. Prychnął pod nosem i sięgnął po telefon. Zdecydowanie należało wszystko przyspieszyć.

            Nieświadoma intencji swojego męża Olga uznała, że trzeba się bardziej zabezpieczyć. W pierwszej kolejności zmieniła hasła do laptopa, potem zaszyfrowała wszystkie ważne pliki oraz foldery, żeby na końcu wrócić do zrobionych wcześniej zdjęć. Zwłaszcza jedno przykuło jej uwagę. Zrobione przed hotelem, tuż po wybuchu i odjeździe Nikolic'a. Fragment samochodu. A raczej fragment stalowej felgi. Była pewna, że już ją wcześniej widziała, ale za cholerę nie mogła sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Im bardziej wysilała umysł, tym gorzej jej szło. W końcu, zrezygnowana, zamknęła komputer i oparła głowę o zagłówek sofy.

            Z zamyślenia Olgę wyrwał dzwonek telefonu. Mimo, że nie chciała już się skupiać na tej całej sprawie, odpocząć nieco, to i tak przed oczami cały czas przesuwały jej się obrazy z nią związane. Co męczyło ją jeszcze bardziej. Dlatego sygnał komórki przywitała z ulgą. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się, lekko zaskoczona.
- Słucham – rzuciła, po odebraniu.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?  – po drugiej stronie odezwał się Aleksander. – Jestem z Zurychu do jutra i moglibyśmy się spotkać…
- Nie mam planów i z przyjemnością się z tobą spotkam – odparła bez zastanowienia. To był impuls, poczuła, że musi spotkać się z nim zobaczyć. To było prawdziwe zrządzenie losu.
- Nie spodziewałem się tak szybkiej odpowiedzi, ale muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Gdzie wysłać auto?
- Wyślesz szofera? Liczyłam na osobistą asystę – zakpiła.
- Osobiście zajmę się tobą później – w głosie Saszy zabrzmiała obietnica. – A od asysty mam odpowiednio wyszkolonych ludzi. Gdzie?
- Niech ci będzie – Olga westchnęła i podała mu adres dwie ulice dalej. – Jaki strój obowiązuje?

- Jakikolwiek chcesz. I tak wszystko zaraz z ciebie zdejmę – odpowiedział jej, niezwykle poważnie, Aleksander, po czym się rozłączył. Olga pokręciła głową z rozbawieniem. Lubiła tę jego stanowczość. Poczuła podekscytowanie na myśl o spotkaniu. I podniecenie. Po sekundzie uświadomiła sobie, że jej kochanek nie podał godziny, a to znaczyło, że zaraz ktoś będzie. Z tą myślą poderwała się i pobiegła do sypialni. Musiała wziąć prysznic i poszukać jakąś seksowną bieliznę.

22 września 2016

Rozdział 61

            Kilka sekund później Olga stała już na posadzce z betonu i trzymając broń w pogotowiu, błyskawicznie przeszła pod ścianę. Kryjąc się w cieniu i wykorzystując pozostawione gdzieniegdzie regały oraz szafy, ruszyła na poszukiwania mężczyzn. Usłyszała ich już po kilkunastu krokach, głośno o czymś dyskutowali, jednak z tej odległości nie mogła rozróżnić słów. Agentka zatrzymała się za jedną z większych szaf i uważnie rozejrzała. Jej cele stały w pewnym oddaleniu, wokół niewielkiego stołu, na którym leżały jakieś papiery. Pokazywali sobie coś na nich i zawzięcie dyskutowali. Ochroniarze, z którymi przyjechali, otoczyli tą przestrzeń, ustawiając się w okrąg w prawie równych odstępach. Żadnej szansy prześlizgnięcia się, zbliżenia na tyle, żeby zobaczyć, co tam jest. Kobiecie pozostało tylko spróbować zbliżyć się jeszcze kawałek i spróbować zrozumieć, o czym mówią. Olga omiotła spojrzeniem najbliższą okolicę i powoli przesunęła się do przodu, w stronę zastawionego czymś regału. Dopiero z tej odległości była w stanie zrozumieć wyrzucany przez nich potok słów. Mężczyźni rozmawiali po niemiecku, więc zrozumienie nie sprawiło Oldze żadnych trudności. Ale ponieważ zaczęła słuchać niejako od środka, nie do końca była w stanie ogarnąć jej sens. Mówili coś o dużym transporcie, zabezpieczeniu go oraz kilku poważnych klientach, którzy są skłonni zapłacić naprawdę duże pieniądze za dostarczoną broń. Padło zdanie o specjalnej ochronie i praktycznie braku ryzyka, co Olga zrozumiała jako doskonale opłacanego kreta w kręgach służb. To spodobało jej się już zdecydowanie mniej. Niestety, nie padła żadna data ani miejsce. Wielka szkoda, bo na pewno ułatwiłoby to agentce pracę. Niestety, żaden z handlarzy nie był ani na tyle uprzejmy, ani na tyle głupi, żeby głośno zdradzić detale przekazania transportu. Trochę dziwiła się, że się spotykają osobiście, w końcu zawsze wtedy istniało największe prawdopodobieństwo wpadki. Łatwiej byłoby skorzystać z zaszyfrowanych wiadomości, ale najwyraźniej akurat ta grupa nie należała do zwolenników nowoczesnej technologii. Dla Olgi to lepiej, z szyfrowanymi wiadomościami miałaby większy kłopot, bo do odczytania ich potrzebowałaby pomocy kogoś z Firmy. Ewentualnie jakiegoś „przyjaciela”, ale nie chciała mieć długów, ani powodów do wdzięczności. Taka była i już.
Spotkanie dobiegało końca, mężczyźni zaczynali właśnie zbierać dokumenty i zwijać mapy, więc agentka też zaczęła się wycofywać. Nie zamierzała dać się przyłapać, a na pewno ochroniarze sprawdzą teren przed wyjazdem. Cicho ruszyła w stronę włazu, dokładnie tą samą trasą, którą przyszła. Bez przeszkód dotarła do drabinki prowadzącej na dach, wetknęła pistolet za pasek i szybko wspięła się na górę. Ostrożnie wyjrzała, ale dach był pusty. Przynajmniej w tej części, w której się znajdowała. Zgrabnie podciągnęła się na rękach i już po chwili klęczała na gorącej papie, nagrzanej promieniami popołudniowego słońca. Zima odpuściła już całkiem, słoneczko przygrzewało całkiem mocno. Trochę dziwiło ją, że te wszystkie spotkania odbywały się tak w biały dzień, a nie wieczorami, a nawet nocą. Najwyraźniej bandyci czuli się bardzo bezpiecznie. Co też nie było dobrą wiadomością. Olga podniosła się z klęczek i szybkim krokiem poszła w stronę zejścia z dachu. Zatrzymała się przy krawędzi i uważnie rozejrzała dookoła. Z tego miejsca dokładnie widziała wejście do magazynu, samochody przestępców oraz dwie czujki. Ruszyła wzdłuż niskiego murku, który stanowił ograniczenie dachu i po chwili była już przy drabince, która wcześniej weszła na górę. Spojrzała w dół i zaklęła cicho. Jedna z czujek zmieniła miejsce i teraz facet stał dokładnie przy zejściu. Olga zaczęła się zastanawiać, co teraz zrobić. Kusiło ją, żeby skoczyć mu na plecy, powalić i nieco się wyżyć, ale z żalem odrzuciła tą opcję. Nie mogła się ujawnić. Innego zejścia z dachu nie było, musiałaby skakać, z tym, że na gołą ziemię odpadało, bo mogłaby się przy lądowaniu uszkodzić. A przecież jej praca wymagała od niej pełnej sprawności, zwłaszcza w trakcie zadania. I zwłaszcza przed jego zakończeniem. Mogłaby skoczyć na dach auta, ale hałas mógłby zwabić kolejne straże, a tego nie chciała. Westchnęła więc tylko z irytacją i ułożyła się na dachu, korzystając z cienia rzucanego przez pobliski komin. Miała nadzieję, że nie będą sprawdzać dachu, bo wtedy naprawdę musiałaby skoczyć. I że zaraz odjadą, bo nie miała ochoty spędzać tutaj więcej czasu niż to konieczne. Zepsuli jej plany, bo chciała pojechać za którymś z wozów i zobaczyć, dokąd się uda. A tak, niestety, nic z tego.

            Na szczęście dla Olgi, żadnemu z bandytów nie przyszło do głowy sprawdzać dachu.  Ani przeciągać spotkania w nieskończoność. Jak tylko mężczyźni spakowali dokumenty i ustalili ostatnie szczegóły transakcji, od razu udali się do wyjścia. Nie zwracając uwagi na otoczenie, szybko wsiedli do swoich samochodów i po chwili odjechali. Straże zapakowały się do kolejnego jeep’a i też zniknęli u wylotu ulicy. Olga odetchnęła głośno i podniosła się, żeby zejść. Szybko i sprawnie pokonała szczeble, by po chwili pobiec już w stronę własnego auta. Odpaliła wóz i ruszyła dokładnie w tą samą stronę. Miała nadzieję, że jeszcze uda jej się ich dogonić i chociaż zobaczyć kierunek, gdzie się udali. Miała szczęście. Ułamek sekundy przez zniknięciem za zakrętem dostrzegła ostatni wóz z ochrony. Dodała gazu i jej wóz wyrwał do przodu. Wbrew kiepskiemu wyglądowi, miał trochę koni pod maską i całkiem niezłe przyspieszenie. Dlatego udało jej się dogonić cele zanim się rozdzielili. A zrobili to już ulicę dalej. Olga w pierwszej chwili nie wiedziała za którym jechać, ale obserwując skręcające samochody dostrzegła Nikolic’a i to za nim pojechała.


            Olga jechała za limuzyną, bo inaczej tej luksusowej wersji BMW nie można było nazwać, prawej ręki Latal’a i zastanawiała się dokąd ja to zaprowadzi. W drodze wysłała tylko krótką wiadomość Max’owi, że śledzi podejrzanych i nie wie, kiedy wróci. W odpowiedzi przyszedł SMS o treści: nie wydurniaj się! Ale go zlekceważyła. Nie miała zamiaru teraz odpuszczać. Nie w chwili, kiedy mogła się dowiedzieć, o co tutaj chodzi. Auta gnały autostradą, a Olga skupiła się tylko na tym, żeby nie stracić ich z oczu i nie dać się zauważyć. Wkrótce przekroczyli granicę z Niemcami i skierowali się w stronę Fryburga. Agentka nie znała tych okolic, ale nie była to dla niej żadna przeszkoda. Nawigacja w jej aucie działała doskonale, na zaniki pamięci również nie cierpiała i nie sądziła, że będzie miała jakiekolwiek kłopoty z powrotem do Zurychu. Niecałe dwie godziny później pojawiły się pierwsze tablice informujące o wjeździe do Fryburga. Jednak Nikolic nie wjechał do Centrum miasta, ominął je obwodnicą i po chwili znaleźli się na peryferiach. Olga nieco się już niecierpliwiła, bo ile można jeździć. Najwyraźniej Nikolic usłyszał jej narzekania, bo w końcu jego auto zaparkowało. Pod dość niepozornym hotelem. Jej cel wysiadł i wszedł do środka, a agentka już miała iść w jego ślady. Jednak coś ją zatrzymało. Chyba odezwał się jej instynkt. A może to sygnał otrzymanej wiadomości sprawił, że cofnęła nogę, która już miała na zewnątrz. Chwyciła komórkę i dokładnie w tym momencie powietrzem targnął huk eksplozji. W powietrze wzbiły się odłamki cegieł, szkło i metalowe pręty zbrojenia, a z pięknej restauracji hotelowej została wielka wyrwa w ścianie. Oszołomiona Olga patrzyła na tą demolkę szeroko otwartymi oczyma, nie mogąc się ruszyć. Dopiero krzyki i wybiegający ze środka ludzie wytrącili ją z tego osłupienia. Dostrzegła biegnącego Nikolic’a, który po sekundzie zniknął w swojej limuzynie, a potem odjechał z piskiem opon. Olga, zupełnie odruchowo i bezmyślnie strzeliła kilka serii zdjęć, z potem bez wahania zrobiła to samo.

            Agentka gnała szeroką ulicą, mijając po drodze wozy strażackie i karetki pogotowia, wyjące niemiłosiernie. Nie miała zamiaru zostawać na miejscu wybuchu, tym bardziej, że jej cel zmył się jeszcze szybciej niż ona. Co nie znaczyło, że nie była ciekawa, kto usiłował wysadzić Nikolic'a. Obstawiała konkurencję, bo z tego co wiedziała, to amatorów handlu z islamistami było więcej. Zwyciężał ten, kto oferował lepsze warunki. Bo broń w zasadzie była wciąż ta sama. Jadąc, wykonała kilka telefonów i miała nadzieję, że rozesłane wici pozwolą dowiedzieć się jej, kto maczał w tym wszystkim palce. Ale póki co, skupiła się na prowadzeniu auta. Musiała przecież wrócić do domu w całości i bez przeszkód. Poza tym, Nikolic odjechał tak szybko, że nie dała rady go wyśledzić, a nie chciała ryzykować i krążyć wokół hotelu. Odpowiednie służby zapewne już były na miejscu, nie miała ochoty rzucać im się w oczy. Dlatego po prostu dodała nieco gazu i zostawiła za sobą nierozwiązaną, póki co, zagadkę.

            Mieszkanie było puste. Zdziwiona Olga weszła do ciemnego przedpokoju i pstryknęła włącznik przy drzwiach. Max'a nie było, co było dla niej zaskoczeniem. Nie mówił, że gdziekolwiek się wybiera podczas jej nieobecności. Nie zostawił też żadnej wiadomości, co też ją zaniepokoiło. I wkurzyło. Od niej wymagał niemalże podawania współrzędnych gdzie będzie, a sam nie stosował się do tej zasady. Agentka zrzuciła przybrudzone ciuchy, założyła czyste spodnie i świeżą koszulkę, po czym zrobiła sobie kawy i rozsiadła się na kanapie w salonie z laptopem na kolanach. Wsunęła kartę pamięci z aparatu w odpowiednią szczelinę komputera i zaczęła przerzucać zdjęcia, które zrobiła w ciągu dnia. Bardzo często dopiero oglądanie całej dokumentacji fotograficznej pozwalało jej uporządkować informacje i wyciągnąć wnioski. Czasami mały szczegół, który dostrzegała dopiero na zdjęciach, a który wcześniej jej umknął, przewracał cała teorię do góry nogami. Albo kierował śledztwo na inne tory. Czekając aż transfer danych się zakończy, odznaczyła na mapie kolejną lokalizację, opisała zdarzenie i nakreśliła pierwsze wnioski. Terroryzm stawał się faktem. Obecność Tamul'a właśnie to potwierdziła. Stavros miał coś dużego na sprzedaż i chciał to sprzedać terrorystom. A ci terroryści zapewne mieli zamiar nieźle namieszać w całej Europie. No i ten wybuch. W ogóle nie pasował do niczego. Wyskoczył niczym pajac z pudełka i nieźle namieszał, nie tylko w głowie Olgi i jej wnioskach, ale też zapewne w szeregach Stavros'a. Bardzo możliwe, że właśnie o to chodziło. Odwrócenie uwagi. Olga nie miała jeszcze żadnych konkretów na ten temat, żaden z jej informatorów jeszcze się nie zgłosił. Ale wnioski, które wysnuła, były nawet logiczne. Zapisała wszystko i poszła zrobić sobie kanapkę, czekając aż zakończy się transfer danych z aparatu.


15 sierpnia 2016

Rozdział 60

      Zgodnie z poleceniem Martom’a para agentów wzięła się ostro do pracy. Olga uruchomiła swoich informatorów, w końcu budżet mieli całkiem pokaźny. Max też coś tam robił w tym kierunku, ale raczej opierał się na informacjach zdobywanych przez systemy informatyczne i poddane już wstępnej analizie przez analityków Firmy. Olgę nieco to dziwiło, ale nie pytała dlaczego woli siedzieć przed komputerem, zamiast jechać w teren. Więc zazwyczaj jeździła sama i nawet dobrze jej się tak pracowało. Była odpowiedzialna sama za siebie i sama podejmowała decyzje. W końcu też nauczyła się słuchać swojej intuicji i okazało się, że na takim instynktownym działaniu wychodzi całkiem nieźle. Teraz też siedziała w wozie i sprawdzała kolejna lokalizację. Kamienica na obrzeżach miasta nie sprawiała zbyt zachęcającego wrażenia, ale nie była też totalną ruiną. Jeden z jej informatorów doniósł, że od kilku dni pojawiają się tam ci sami ludzie. I nie są mieszkańcami. Przyjeżdżają o różnych porach, w różnym składzie, ale zawsze jest to mieszanka tych samych osób. Nie przebywają długo, ale wystarczająco, żeby ich zauważyć. Niestety, informator nie był w stanie sprawdzić numeru mieszkania, dlatego też Olga tkwiła teraz w swoim niepozornym samochodziku i czekała na rozwój wydarzeń. I szczerze, zaczynała mieć powoli dość. I właśnie to powiedziała Max'owi, dzwonić do niego.
- Sama chciałaś – wytknął jej. - Naprawdę musisz osobiście sprawdzać każdą informację?
- Nie daruję gnojkowi – odpowiedziała, zgodnie zresztą z prawdą.
- Rozumiem, ale nie uważasz, że mogą cię wprowadzać w błąd? - Max miał na myśli jej informatorów, których nie znał i o których nic prawie nie wiedział. Nie podobało mu się to, miał obawy, że Olga w coś się przez to wpakuje. A raczej, że natknie się na coś, co przeszkodzi w realizacji jego planów.
- Nie uważam – odparła stanowczo. - Tyłek mi zdrętwiał od tego siedzenia – poskarżyła się, celowo zmieniając temat.
- Biedactwo – zakpił. - Wymasować ci?
- Chciałbyś – prychnęła, rozbawiona propozycją.
- No pewnie, że bym chciał – Max zaśmiał się cicho. Wciąż uwielbiał się z nią kochać. I wciąż uwielbiał jej ciało.
- Tylko jedno ci w głowie – też się zaśmiała, ale zaraz spoważniała. - Chyba przyjechali – zrobiła kilka zdjęć mężczyźnie, który właśnie wysiadał z czarnego sedana. Nie widziała wcześniej tego auta, ale facet pasował do opisu podanego przez informatora. - Odezwę się później… - rozłączyła się, nie zważając na wołanie Max'a. Do pierwszego mężczyzny dołączył drugi i razem weszli do budynku. Olga odczekała chwilę i poszła w ich ślady. Schowała włosy pod kapturem, sprawdziła, czy Sig łatwo opuszcza kaburę i zanurzyła się w półmrok korytarza. Na klatce schodowej śmierdziało starym moczem, szary kolor ścian przywoływał na myśl więzienie. Agentka ruszyła w górę, śladami mężczyzn, uważnie wsłuchując się w ich kroki. Wychyliła się lekko, żeby ich dokładnie zlokalizować i zauważyła zamykające się drzwi na trzecim piętrze. Przyspieszyła kroku i przeskakując po dwa stopnie po chwili znalazła się we właściwym miejscu. Mieszkanie miało numer siedem, solidne drzwi, zupełnie inne od pozostałych w tej kamienicy. Przez chwilę stała, wsłuchując się w hałas za nimi, ale oprócz szumu głosów, nie potrafiła odróżnić słów. Zaklęła cicho, rozejrzała się uważnie dookoła i szybkim krokiem weszła piętro wyżej. Wiedziała, że to ryzykowne, bo jeśli zechcą sprawdzić korytarz, nie będzie miała dokąd uciec. A ujawniać się teraz, byłoby totalną głupotą. Ale mimo to przycupnęła na schodach i znów zaczęła czekać. Ostatnio jej życie składało się głównie z czekania. Na coś. Na kogoś. Na lepszy dzień.

       Miała dużo szczęścia, że mężczyźni nie postanowili sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi. Kiedy niecałą godzinę później drzwi obserwowanego przez Olgę mieszkania się otworzyły i wyszedł z niej znajomy już facet, agentka nadal siedziała pół piętra wyżej i czekała. Po chwili wyszedł również drugi, obaj rozejrzeli się pobieżnie, po czym szybkim krokiem zeszli na dół. Olga wsłuchiwała się w rytm ich kroków, nic innego nie zakłócało ciszy klatki schodowej. Przez okrągłe okienko na półpiętrze po chwili zobaczyła swoje obiekty pospiesznie wsiadające do samochodu i odjeżdżające w kierunku Centrum miasta. Kilka minut później drzwi otworzyły się ponownie, wyszedł z nich ktoś jeszcze, ktoś, kogo Olga nie była w stanie zobaczyć, bo musiała uciekać piętro wyżej. Ten facet był zdecydowanie bardziej rozgarnięty niż pozostała dwójka, bo sprawdził klatkę schodową nieco dokładniej. Nieco, bo udał się wyżej niż tylko do półpiętra. Olga bezszelestnie i tuż przy samej ścianie weszła na czwarte piętro, niestety ostatnie. Stąd nie było już ucieczki, chyba że przez zaskoczenie napastnika, zrzucenie go ze schodów i bieg w dół z ryzykiem skręcenia sobie czegokolwiek. Jednak mężczyzna, chyba ze względu na zapach, a raczej smród, który tutaj był jeszcze bardziej intensywny, zrezygnował z wycieczki, rzucił tylko okiem i szybko zbiegł na dół. Olga odetchnęła z ulgą. Było blisko, ale tym razem znów się udało. Ostrożnie zeszła na dół i zatrzymała się przed podejrzanym mieszkaniem. Siódemka na drzwiach lśniła stalą, kobieta powolutku nacisnęła klamkę, ale te ani drgnęły. Agentka sięgnęła do kieszeni po swój podręczny zestaw wytrychów, jednak hałas piętro wyżej i ciężkie kroki, skutecznie ją zatrzymały. Zaklęła pod nosem, narzuciła z powrotem kaptur na głowę i ulotniła się równie szybko, co bezszelestnie.

       Kiedy wróciła do ich mieszkania Max wciąż siedział z nosem w laptopie, na jej widok nie powiedział ani słowa, rzucił jej tylko potępiające spojrzenie.
- No co? – zapytała cierpko, zrzucając buty i bluzę.
- Nic – wzruszył ramionami. – Zastanawiam się tylko, czy na pewno wiesz, co robisz…
- A jakie to ma znaczenie? – prychnęła, nalewając sobie kawy do kubka. – Przecież i tak trzeba ich dorwać.
- Ale to nie oznacza, że masz aż się tak narażać…
- Przestań – skrzywiła się. – Cały czas się narażamy, nawet jak teoretycznie nie mamy żadnych zadań. A teraz mamy i to konkretne. I nie zmienię zdania, nawet nie próbuj mnie przekonywać… - Olga uznała rozmowę za skończoną i wyszła do łazienki. Po głowie chodziła jej myśl, jaki interes ma Max, żeby stale ją zniechęcać. Musiał wiedzieć coś więcej, niż mówił. Olga już dawno zauważyła, że jej mąż ma swoje tajemnice, którymi nie ma zamiaru się z nią podzielić.


      Olga uparcie zbierała informacje na temat interesów Stavros’a i jego wspólników. Jej informatorzy dzień w dzień przysyłali jej nowe fakty, zdjęcia i plotki. Spisywała wszystko skrzętnie, zaznaczała na mapie kolejne lokalizacje spotkań oraz potencjalne magazyny. Katalogowała zdjęcia oraz rysopisy. Definiowała cele, bo istniało potencjalne zagrożenie zamachem, ponieważ potwierdziła się informacja, że Stavros zaopatruje lokalne komórki terrorystyczne. Które z kolei mogą rozesłać broń dalej, w głąb Europy. Francja, Niemcy, Czechy, Holandia, Belgia… wszystkie te kraje były narażone na terroryzm. A nikt nie miał ochoty na powtórkę z jedenastego września. Dlatego wciąż i wciąż, wbrew protestom Max’a, siedziała nad zebranymi danymi, aktualizowała je, samemu też zajmując się obserwacją. Uznała, że skoro jej informatorzy w jakiś sposób się narażają dla niej, dlaczego ona miałaby tylko siedzieć i nie ruszać tyłka na miasto. Max kręcił nosem na te jej wyprawy, ale w końcu zrezygnował z prób odwiedzenia jej od tych wypadów.

       Dlatego też siedziała właśnie w samochodzie przed kolejnym miejsce spotkania Stavros’a oraz jednocześnie potencjalnym magazynem i punktem rozsyłki. Nie miała zamiaru odpuścić. Siedziała już trzecią godzinę, pewna jak jeszcze nigdy, że właśnie dzisiaj dowie się czegoś naprawdę dużego i ważnego. Kiedy przed budynkiem pojawiły się trzy auta, czarne i błyszczące i raczej nie spotykane w tej dzielnicy, kobieta odruchowo zniżyła się na siedzeniu, żeby przypadkiem nikt jej nie dostrzegł. Nie powiedziała Max’owi gdzie jedzie, ale też jej partner nie wydawał się tą informacją szczególnie zainteresowany. Olga wiedziała, że jej mąż jest zdolny do zainstalowania w jej samochodzie nadajnika GPS, dlatego też zainwestowała w zagłuszacz sygnałów, tak na wszelki wypadek. Agentka obserwowała wysiadających z pojazdów ludzi, rozpoznała prawą rękę Stavros’a, Gergo Nikolic’a, Radko Latala oraz Aziz’a Tamul’a, który zajmował się kontaktami z Arabami w Europie.


       Mężczyźni, asekurowani przez kilkoro ochroniarzy, weszli do środka, zostawiając jednego z nich na straży. Olga głupia nie była, domyślała się, że dookoła są rozstawione czujki i nie zamierzała żadnej wejść w drogę. Ale też nie zamierzała siedzieć aucie i czekać, bo bardzo interesowało ją, czego to spotkanie dotyczy. Skoro pojawili się tutaj. Więc wygramoliła się z samochodu, zabierając broń i omijając straże, które udało jej się po drodze zlokalizować, podeszła do budynku. Zdążyła go sprawdzić i znaleźć kilka możliwości wejścia niezauważenie. Toteż od razu skierowała się na tył, gdzie odkryła starą, nieco już zardzewiałą drabinkę, prowadzącą na dach. Magazyn nie był wysoki, dach sięgał wysokości pierwszego piętra, więc nawet ewentualny skok nie stanowił większego zagrożenia. Olga ostrożnie wspięła się na górę i płynnie przeszła na dach. Był pokryty papą, teraz już nieco porozrywaną w niektórych miejscach. Omijając wyrwy skierowała się w stronę włazu i delikatnie uniosła pokrywę. Wbrew jej obawom nie zaskrzypiał ponuro, nie zrobił większego hałasu, ani nawet nie był zbyt ciężki. Zajrzała do środka, ciesząc się, że budynek ma sporo okien i w środku nie panują egipskie ciemności. Mogła więc dostrzec, że pod zejściem, które znajdowało się w tylnej części magazynu, w narożniku, nie było nikogo. Ośmielona, uniosła klapę wyżej i rozejrzała się dokładniej. Nadal nikogo nie było, więc zablokowała wejście i powoli weszła na kolejną drabinkę, prowadząca w dół. 

29 lipca 2016

Rozdział 59

      Lot do Europy, z przesiadkami, trwał naprawdę długo. Na tyle długo, że zdążył ich solidnie zmęczyć. W dodatku na tym kontynencie panowała bardzo wczesna wiosna i Olga doznała lekkiego szoku termicznego. Port lotniczy w Zurychu przywitał ich nieprzyjemną mżawką i temperaturą w okolicach dziesięciu stopni. Z lotniska udali się prosto do ich mieszkania, które nieco już zapomniane i zakurzone, przywitało ich ciepłem i lekkim zaduchem.
- Trzeba tu będzie posprzątać – Olga zmarszczyła nos z niesmakiem, czując kurz w powietrzu.
- Później – jęknął Max i rzucił ich torby w kąt. – Wszystko później. Teraz spać.
- Przecież spałeś cały lot – zdziwiła się.
- Takie spanie się nie liczy – ziewnął. – Kochanie, rób co uważasz, ja idę do łóżka – zniknął w sypialni nawet nie dając jej czasu na odpowiedź.

       Dwanaście godzin później Olgę obudził sygnał otrzymanej wiadomości. Jej służbowa komórka migotała wesoło, więc agentka wzięła ją w rękę i mrużąc oczy, usiłowała odczytać tekst. Przeczytała raz i drugi, po czym zaklęła i zerwała się z łóżka, ściągając przy okazji kołdrę z Max’a.
- Co jest? – wymamrotał mężczyzna, nawet nie otwierając oczu.
- Wstawaj – rozkazała. – Martom przysłał informację, że za dwie godziny będzie spotkanie jednego z ludzi Stavrosa z tutejszym handlarzem. Wygląda na to, że się zbroją. Mamy to sprawdzić…
- Jasna dupa – jęknął w odpowiedzi Max. – Czy on naprawdę nie zna litości? Dopiero co wróciliśmy…
- Jemu to powiedz – warknęła, idąc do łazienki. – Wstawaj, do cholery!

       Pół godziny później jechali już na miejsce spotkania, które podał im ich szef. Mieli mało czasu, więc Max wciskał pedał gazu do oporu. I sporo szczęścia, że nigdzie po drodze nie stał patrol drogówki. Doherty zaparkował w najciemniejszym kącie jaki znaleźli i rozpoczęli oczekiwanie. Jednak, pomimo upływu czasu, nic się nie działo. Nikt się nie pojawił, nikt nie przyjechał, ani nie odjechał.
- Albo w ostatniej chwili zmienili miejsce, albo Martom ma złe informacje… - Olga uważnie lustrowała otoczenie, pomimo panującego mroku.
- Sam nie wiem – Max też się rozglądał. – Zawsze się sprawdzało. Powiedział chociaż kto ma się zjawić?
- Jakiś Latal – Olga przypomniała sobie nazwisko. – Przesłał zdjęcie, niewyraźne, więc za bardzo szczegółów nie widać. Ogólny typ sylwetki i chyba blondyn…
- Latal… - Max zamyślił się, wpatrując się w magazyn, ciemny i cichy. – Nie jestem pewien, czy nie słyszałem już tego nazwiska.
- Tak? To chyba musiało być dawno, skoro nie pamiętasz.
- Dawno, dawno – przytaknął jej. – Ale możliwe, że chodziło o kogoś innego…
Olga tylko wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dociekać tego, czy jej mąż zna tego faceta, czy też nie. Mało ją to interesowało. Zamiast tego skupiła się na zadaniu i dalszej obserwacji. Obserwacji niczego, bo dookoła panował mrok i cisza. W końcu, wkurzona już agentka, sięgnęła do schowka po broń.
- A ty co? – Max spojrzał na nią zaskoczony. Jemu też ta obserwacja wychodziła już bokiem, ale uznał, że jeszcze nie czas na zaniechanie.
- Idę się rozejrzeć – rzuciła w odpowiedzi kobieta. – I nie próbuj mnie powstrzymywać, bo jak się nie przejdę to chyba zaraz oszaleję… - wyskoczyła z samochodu, rozejrzała się uważnie, po czym ostrożnie ruszyła w kierunku ciemnego magazynu. Szła szybko, ale cicho, trzymając się obrzeży parkingu. Nie miała ochoty na jakieś nieoczekiwane spotkanie z nadpobudliwym bandytą, który najpierw strzela, a potem pyta. Już po chwili okazało się, że przeczucie jednak jej nie myliło. Ktoś tu był, zaparkował tylko przy ulicy, a nie na parkingu. Kiedy przyjechali i sprawdzali z Maxem teren, nie było tam żadnego innego samochodu oprócz ich. A teraz stały dwa. Ponadto, siatka w płocie odgradzającym teren magazynów od ulicy była nieznacznie odchylona i Olga była pewna, że wcześniej tego nie było. Cofnęła się nieco głębiej w krzaki i wywołała swojego partnera.
- Ktoś tu jest – poinformowała go szeptem.
- Co?? - w słuchawce usłyszała wściekły głos Max'a.
- Ktoś tu jest – powtórzyła nieco głośniej i z lekką irytacją. Ogłuchł nagle, czy jak? - Przy ulicy stoją dwa auta i ktoś wlazł tu przez dziurę w płocie. Siatka jest odchylona…
- Niech to szlag! Nic nie rób, już do ciebie idę. Gdzie jesteś?
- Przy ulicy, zaraz obok tego czarnego kontenera – wyjaśniła szybko. - Pospiesz się, chyba mam towarzystwo – dorzuciła jeszcze, po czym sięgnęła ręką po broń i już miała się odwrócić, kiedy jakaś niewidzialna siła zdzieliła ją czymś ciężkim w głowę i zapadła ciemność.

       Max znalazł się we wskazanym przez Olgę miejscu dosłownie minutę później i aż zaklął na widok leżącej na ziemi kobiety. I pochylającego się nad nią mężczyzny.
- Ani drgnij – wycedził wściekłym głosem, podchodząc do gostka niemal bezszelestnie i przykładając mu lufę do głowy.
- Nie wygłupiaj się – sarknął facet i nie zważając na broń, odwrócił się w jego stronę. Max westchnął i opuścił pistolet.
- No kurwa, Robert, co ty wyprawiasz? - zapytał z irytacją. - Dlaczego ją walnąłeś?
- Prawie mnie zobaczyła – wyjaśnił mu obojętnym tonem Robert Donnovan, jego własny brat. - Jest bardziej wścibska niż myślałem…
- Ale to wciąż moja żona – przypomniał mu stanowczo. - I nie ma jej spaść włos z głowy. Czy to dla ciebie jasne?
- Chyba wciąż myślisz nie tą głową, co powinieneś – zakpił Robert, uśmiechając się drwiąco, ale zaraz ten uśmiech spełzł z jego twarzy na widok miny Doherty'ego. - Dobra, przepraszam. To było niepotrzebne z mojej strony.
- Oczywiście, że niepotrzebne – zgodził się z nim Max jadowicie. - To, że mam panienki na boku, nie zmienia faktu, że Olga jest nietykalna. Zapamiętaj to dobrze. Jak interesy?
- Latal i Nikolic właśnie ustalają szczegóły kontraktu – Robert z ulgą przyjął zmianę tematu. Nie lubił Olgi i chętnie zrobiłby jej większą krzywdę, niż zwykły cios w głowę. Ale słowa Max'a były dla niego święte i nie miał zamiaru mu się przeciwstawiać. Ale i tak chciał kiedyś dorwać tę pannę. Wkurzała go i tyle.
- Znakomicie – Max skinął głową z aprobatą, doskonale świadom uczuć Roberta względem jego żony. Dlatego za każdym razem przypominał mu, że nie wolno mu jej tknąć. Jeszcze go to powstrzymywało, ale nie był pewien co będzie, gdy ich interesy ze Stavrosem zostaną sfinalizowane. Sam zamierzał zniknąć, ale jeszcze nie wymyślił, co zrobić z Olgą. - Dopilnuj, żeby się stąd bezpiecznie zmyli.
- A ona? - Donnovan brodą wskazał na nieprzytomną kobietę.
- Ja się nią zajmę – Max pokręcił głową z niedowierzaniem, że jego brat jest jednak czasami tak głupi i pyta o rzeczy oczywiste. - Zjeżdżajcie stąd! - kiedy Robert zniknął, a samochody odjechały, pochylił się nas swoją żoną i delikatnie poklepał ją po policzku.

       Olga jęknęła i otworzyła oczy czując klepanie po twarzy. W głowie ją łupało, a wzrok miała nieco zamazany, ale już po chwili oraz po kilkunastu mrugnięciach ten defekt zniknął. I bez trudu rozpoznała pochylającą się nad nią twarz. Max.
- No, nareszcie – ucieszył się jej mąż. - Już myślałem, że będę musiał latać i szukać wody, żeby cię ocucić – pomógł jej usiąść. - Jak się czujesz?
- Boli mnie głowa – odparła zgodnie z prawdą, macając się po wspomnianym organie. - Co się, kurwa, stało??
- Ty mi powiedz – Max wstał, bo od kucania rozbolały go nogi. - Kiedy powiedziałaś, że jednak ktoś tu jest, zaraz do ciebie ruszyłem. Ale byli szybsi. Chyba mieli jakąś czujkę, walnął cię i odjechali z piskiem opon… - Olga odruchowo spojrzała na ulicę. Faktycznie, samochodów nie było.
- Sprawdziłeś budynek? - zapytała, też powoli się podnosząc. Max spojrzał na nią z niesmakiem.
- Miałem cię zostawić i ganiać po opuszczonym budynku? - zapytał z ledwo wyczuwalnym w głosie oburzeniem. - Oszalałaś??
- Dobra, nie drzyj się – kobieta skrzywiła się. - Jestem ranna, a ty krzyczysz…
- Nie jesteś ranna, tylko dostałaś w głowę – poprawił ją. - Chyba ci zaszkodziło.
- Spadaj – burknęła, bo ewidentnie z niej kpił. - Boli mnie głowa i dałam się podejść. Nie mam nastroju do żartów…
- Chcesz sprawdzić teren? - zapytał, bo Olga chyba jeszcze nie zdecydowała co robić.
- Chyba nie ma sensu – wzruszyła ramionami, co sprawiło, że zabolało ją bardziej. - Wracajmy. Może Martom będzie miał coś nowego...

       Martom nie miał nic nowego i strasznie się wściekł, że nie udało im się niczego dowiedzieć. Przekazał im, że to miejsce było od dłuższego czasu punktem kontaktowym ludzi Stavros’a, a teraz zapewne zmienią lokalizację.
- Macie ich znaleźć! – warczał na nich niczym rasowy bulterier. – Chcę wiedzieć, gdzie się spotykają! Stavros zaopatruje islamistów w krajach dawnego bloku wschodniego i trzeba to ukrócić!
- Nie musi pan krzyczeć – skrzywiła się Olga, która wysłuchiwała tyrady z lodowym kompresem na głowie. Głos Martom’a wwiercał się w jej mózg i powodował nieznośny ból. – Rozumiemy sytuację…
- Mam nadzieję! – znów warknięcie. – Bierzcie się do roboty, nie jesteście na wakacjach! – rozłączył się z głośnym trzaskiem. Olga spojrzała na Max’a, który zrobił znaczącą minę i zakreślił sobie kółko na czole.
- Chyba go cisną – stwierdził jej mąż. – Ostatnio był jakiś atak na ambasadę amerykańską w Czechach i dochodzenie wykazało, że broń terrorystów pochodziła od Stavros’a. Więc się nie dziw, że jest wkurzony.
- Ja się nie dziwię, ale nie musi krzyczeć – odpowiedziała mu, wyciągając się na kanapie. – Poza tym, to nie ja napadłam na ambasadę. I nie było nic słychać na ten temat…
- Bo wiedzieli i zadziałali prewencyjnie – wyjaśnił, siadając w wielkim fotelu. – Zatrzymali ich tuż przed. Kilku siedzi w Gitmo, kilku zginęło. Akcja zakończona sukcesem, a broń od Stavros’a.
- Nic dziwnego, że się wkurzyli i mamy stan gotowości – zgodziła się z nim. – Chyba czeka nas ciężki okres.
- Pracowity – poprawił ją. – Odpocznij teraz, a ja skoczę na małe zakupy – wstał energicznie i przykrył ją kocem. Olga westchnęła i zamknęła oczy. Ból już zelżał, ale wciąż czuła ćmienie z tyłu głowy. Sukinsyn nieźle jej przywalił. Dorwę cię, gnoju pomyślała, układając się wygodniej. Po chwili już spała.


9 lipca 2016

Rozdział 58

Przepraszam za tak długą przerwę, mam nadzieję, że wciąż znajdą się chętni do śledzenia dalszych losów Olgi... Postaram się teraz dodawać notki częściej :)

Alexandretta

***

     Stavros faktycznie był przewidywalny do bólu. Ale jednocześnie bardzo sprytny, bo chociaż mnóstwo wiedzieli o jego ciemnych interesach, to do tej pory żadna instytucja nie miała na tyle mocnych dowodów, żeby go zamknąć. Zresztą, Olga i Max nie mieli zamiaru go zamykać w pierdlu. Mieli zamiar dowiedzieć się, z kim się tutaj spotyka, żeby potem móc tych ludzi wyeliminować. To był znacznie skuteczniejszy sposób niż zbieranie dowodów i doprowadzanie przed oblicze Temidy. I prostszy. Dzięki temu, że znajdowali się w turystycznym kurorcie, bez przeszkód i wzbudzania podejrzeń mogli natykać się na Stavros’a i jego świtę. Z czego skrzętnie korzystali. Już po kilku dniach mieli piękną kolekcję zdjęć wszystkich, którzy do tej pory spotkali się z bandytą. Kilka osób rozpoznali, jednak większość była im nieznana, gdyż pochodzi z rejonu Azji. Rozpoznali tych europejskich, nieco nawet zaskoczeni, że się tutaj pojawili.
- Całkiem niezła kolekcja – stwierdziła Olga, kolejny raz przeglądając zrobione z ukrycia portrety gości Stavros’a.
- Będzie wiadomo, od kogo zacząć po powrocie – zgodził się z nią Max.
- To my będziemy musieli się nimi zająć? – zapytała, kładąc się na wielkim łóżku w ich apartamencie. – Czy podzielimy się zdobyczą?
- Zobaczymy, co zdecyduje Martom – Max natychmiast znalazł się obok. Ułożył się na boku, podpierając głowę ramieniem i powiódł spojrzeniem po sylwetce swojej żony. – Mówiłem ci już, że jesteś piękna?
- Dawno temu – odpowiedziała, nie otwierając oczu, bo dzień na pilnowaniu Stavros’a jednak dał się jej we znaki.
- Naprawdę? – zdumiał się. – Cóż za niedopatrzenie z mojej strony…
- Ogromne – zgodziła się z nim, nieco kpiąco.
- Kpisz ze mnie? - przysunął się bliżej, jednocześnie kładąc dłoń na jej udzie. – Nieładnie...
- W życiu bym się nie ośmieliła – kpina w jej głosie była teraz wyraźniejsza. Ale się nie odsunęła. Dotyk Max’a, mimo wszystko, sprawiał jej przyjemność. Uśmiechnęła się lekko, kiedy jego ręka wślizgnęła się pod jej sukienkę.
- Akurat - prychnął, po czym błyskawicznie przeniósł się pomiędzy jej uda, co przyjęła ze śmiechem.
- Jeszcze masz siły? – zapytała, jednocześnie obejmując go za szyję.
- Na seks? Kochanie, na seks zawsze mam siłę – pochylił się i pocałował ją mocno i głęboko. Oddała pocałunek i pozwoliła, żeby ją pieścił i całował. Zawsze był w tym dobry.
Niecałe dwie godziny później, zmęczona i spocona Olga zsunęła się z Max’a i zaległa obok. Lubiła seks, a Max potrafił dać jej wiele podczas ich łóżkowych zmagań. Zawsze dążył do spełnienia i zaspokojenia nie tylko swoich potrzeb, ale jej także. Nie był może jakoś super czuły i uczuciowy, ale doskonale wiedział, gdzie dotknąć, gdzie pocałować, a gdzie nacisnąć mocniej, żeby poczuła przyjemność. Co prawda, nie czuła już tej bliskości co wcześniej, ale nie zmieniało to faktu, że był dobry w łóżku. Z tą myślą Olga zawinęła się w cienki koc i zamknęła oczy. Po seksie się nie przytulali ani nic podobnego. Zazwyczaj zasypiali. I teraz też tak było. Z tą różnicą, że Olga zasnęła niemal od razu, a jej partner, po szybkim prysznicu, wyszedł. Ale tego już nie wiedziała.

       Olga, ubrana w dżinsy, koszulkę i wygodne buty, poprawiła się na siedzeniu wynajętego auta i odjęła lornetkę od oczu. Nareszcie czuła się sobą, a nie ubraną w skąpy kostium lalunią. W dalszym ciągu pilnowali Stavros’a, ale teraz już nie spotykał się z nikim. Najwyraźniej etap interesów został zakończony i przyszedł czas na wakacje. Ich obiekt spędzał czas w towarzystwie żony i ochroniarzy, ale dość często kontaktował się z kimś przez telefon. Niestety, nie mieli założonego podsłuchu na tym aparacie, ani żadnego innego wglądu, ale Olga już postanowiła nadrobić to niedopatrzenie. Zaraz po powrocie chciała skontaktować się ze znajomym hakerem z Firmy i poprosić go, żeby spróbował zdobyć dla niej te dane. Obawiała się, że nie będzie to łatwe, ale co szkodziło jej spróbować.
- Nie rozumiem – kobieta spojrzała na swojego partnera. – Najpierw pracował intensywnie niczym jakaś popieprzona mrówka, a teraz ostentacyjnie wyleguje dupę na leżaku…
- Może uznał, że ma dość? – Max wzruszył ramionami. – A może żonka zrobiła mu awanturę, że za mało czasu jej poświęca i postanowił być miły?
- Coś ty, żony gangsterów nie robią awantur – prychnęła. – One pokornie znoszą swój los i niedolę, w zamian za futra z norek i brylantowe kolie…
- Przemawia przez ciebie zazdrość? – Max uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Raczej sarkazm – odparła. – To musi być straszne, wiedzieć, że ma się męża bandytę i dawać się przekupywać błyskotkami.
- Ciebie błyskotki nie przekupią?
- Nie lecę na forsę, powinieneś już to zauważyć…
- A na co lecisz? – zainteresował się gwałtownie.
- Na seksowny tyłek – roześmiała się, z powrotem przykładając lornetkę do oczu i ucinając tym samym dyskusję. Max siedział na fotelu kierowcy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Słowa Olgi dały mu do myślenia, do tej pory nie rozmawiali na takie tematy, jak lojalność i przekupstwo. Miał swoje plany i interesy, i wyglądało, że jego żona jednak będzie sporą przeszkodą w ich realizacji. Westchnął niemal niezauważalnie. Nie chciał, żeby była przeszkodą. Wciąż ją kochał, ale po namyśle, chyba jednak bardziej kochał forsę i dobrą zabawę.

     Reszta dnia minęła im na śledzeniu Stavros’a i jego obstawy. Czyli na zwiedzaniu wyspy, tak naprawdę, bo facetowi nagle zachciało się wycieczek. Więc przy okazji zobaczyli kilka ciekawych rzeczy i miejsc. Co nie zmieniało faktu, że nie chciało im się ganiać za nim, ale nie mogli odpuścić. Przynajmniej tak długo, jak długo był na Bali.
- Nie wierzę, chyba się wymeldowuje – kilka dni później Olga obserwowała hotelowe lobby, bo ich obiekt tego ranka nigdzie się nie ruszył.
- Faktycznie – Max podniósł wzrok znad gazety i spojrzał w kierunku recepcji. – Wyjeżdża.
- Odprowadzamy go na lotnisko?
- Obowiązkowo – przytaknął i wstał. Olga została, a jej partner poszedł po samochód. Kilka minut później krótki sygnał dzwonka w telefonie dał jej znać, że też ma się zbierać. Zostawiła niedopitą kawę i ruszyła do wyjścia. W drzwiach prawie zderzyła się z ich obiektem, który ponaglając swoją żonę właśnie wychodził.
- Uważaj, kobieto! – syknął, najwyraźniej zły, bo prawie się o nią przewrócił. – No pospiesz się, kobieto, samolot nie będzie na nas czekał!
- Przepraszam – wymamrotała Olga, odruchowo odwracając się tak, żeby dostrzegł jak najmniej szczegółów związanych z jej osobą. Po czym czmychnęła przez główne wejście i szybko znalazła Max’a.
- Co jest? – zapytał jej mąż, kiedy wskoczyła na siedzenie obok niego.
- Nic – odparła. – Jadą na lotnisko, słyszałam jak ponaglał żonkę, bo im samolot ucieknie.
- Zatem jedziemy – Max włączył kierunkowskaz i płynnie włączył się do ruchu.


     Lotnisko, jak lotnisko, przepełnione było pasażerami, którzy albo właśnie przylecieli, albo już szykowali się do odlotu. Olga i Max bez problemu wmieszali się w tłum i odprowadzili obiekt wraz z obstawą aż do bramek. A że odprawa i nadanie bagażu przeszło im bezboleśnie, może dlatego, że mieli bilety w pierwszej klasie i z wszelkimi wygodami, całość wcale długo nie trwała. Agenci rozdzielili się, Olga poszła na taras widokowy, żeby przez chwilę poobserwować samoloty. Przy okazji zobaczyła autobus, którym pasażerowie interesującego ich lotu udawali się tuż pod maszynę. A Max obserwował to wszystko stojąc w pobliżu wyjścia, żeby upewnić się, że cała ta zgraja faktycznie odlatuje. Odlecieli, o czym poinformował ją natychmiast, jak tylko zamknęły się bramki. Wobec tego faktu, oni też wrócili do hotelu i sami też przygotowali się do podróży.