27 października 2015

Rozdział 49

            Max zaparkował kawałek za wieżowcem zajmowanym przez Net-Com i wyłączył silnik. Całą drogę milczeli, Max był zły, czemu dawał wyraz prowadząc auto bardzo szybko i bardzo agresywnie. Olga jednak zdawała się nie zwracać w ogóle na to uwagi, siedziała i gapiła się przez przednią szybę. Jej myśli krążyły wokół zupełnie innych spraw. A dokładniej krążyły wokół Darylev’a i jego propozycji. A kartka z adresem niemal parzyła ją w biodro przez materiał spódniczki. Wiedziała, że mówił prawdę, że teraz ona decyduje. Że jeśli pojedzie do niego, to naprawdę będzie mogła tylko pogadać. Sęk w tym, że wcale nie chciała tylko gadać. Spotkanie twarzą w twarz przypomniało jej jak bardzo jej się podobał i jak na nią działał.
- Jesteśmy – ocknęła się dopiero na warknięcie Maxa. Rzuciła swojemu mężowi bardzo nieprzychylne spojrzenie, po czym szybko sprawdziła Sig’a i wyskoczyła z wozu. Odruchowo poprawiła spódnicę, klnąc w myślach, że nie ma w samochodzie żadnych normalnych ciuchów na zmianę. Zdecydowanie garsonki to nie był jej klimat. Usłyszała trzaśnięcie drzwiczek i po chwili na chodniku dołączył do niej Max. Olga stłumiła w sobie gniew i wściekłość na faceta, którego nazwisko miała w dokumentach, przybierając maskę doskonałej obojętności. O tak, czego się przy nim nauczyła, to na pewno znakomicie ukrywać wszelkie uczucia i grać swoje role. Teraz była terenową agentką CIA, zabójczynią na zlecenie rządu Stanów Zjednoczonych. Teraz nie było czasu na osobiste wynurzenia, pretensje czy urazy. Oboje byli w pracy i oboje byli profesjonalistami. I cholernie zgraną parą agentów. Wystarczyło spojrzenie, żeby wiedzieli, co robić. Ruszyli w kierunku drzwi przeciwpożarowych, ale powoli wyjeżdżający z garażu podziemnego samochód zatrzymał ich w pół kroku. Srebrny Citroen zatrzymał się przy szlabanie, gdzie podszedł do niego ochroniarz z nocnej zmiany. Olga i Max przypadki do swojego auta, kryjąc się w jego cieniu.
- To Arnaud – syknęła kobieta, uważnie obserwując wyjazd.
- Kurwa – skulony Max błyskawicznie obiegł wóz i wskoczył za kierownicę. Olga poszła w jego ślady i już po chwili siedziała na miejscu pasażera, jednocześnie otwierając boczną szybę, gdyby okazało się, że jednak będzie musiała do kogoś postrzelać. W chwili obecnej jej stan ducha informował ją, że lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby wyładowała się w jakiejś bójce, ale w sumie, to mała strzelanina też byłaby niezłym rozwiązaniem. Max ruszył za Arnaud’em, starając trzymać się za nim w takiej odległości, żeby nie zostać zauważonym. Co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę późną porę oraz dość peryferyjne położenie firmy. Ich francuski szef na pewno nie jechał do swojego domu. W dodatku towarzyszyła mu jego francuska sekretarka, dziwka Jacqueline, co Olga skonstatowała z pewnym zdziwieniem.
- Co ona z nim robi? – agentka zmarszczyła brwi, obserwując jadący przed nimi samochód. – Jest jego kochanką?
- Wątpię – mruknął Max. – Nie dostaliśmy o tym żadnej informacji…
- O kontaktach z Fiodorowem też nie – sarknęła. – Więc nie pokładałabym aż takiego zaufania w przeprowadzony wywiad…
- Obserwowałem ją. Nie spotykała się z Arnaud’em na seks.
- Może wolał posuwać ją w biurze – odparła jadowicie.
- Może – Max wzruszył ramionami. – Ale nie sądzę.
- A ty jesteś taki wszystkowiedzący? – zakpiła. Znów jadowicie.
- Raczej obserwujący – poprawił ją. – I wyciągający wnioski.
- I jakie wnioski wyciągnąłeś z obserwacji kościstej dupy Jacqueline? – wyzłośliwiła się Olga. Nic nie mogła poradzić, że osoba sekretarki wzbudzała w niej taką agresję.
- Że po każdej jej wizycie Arnaud był bardzo zdenerwowany i szybko opuszczał biuro…
- Poważnie? – Olga nie była głupia, a złość nie przytłumiła jej inteligencji. To była ważna wskazówka. Że, być może, Arnaud wcale nie pracował dla Fiodorowa dlatego, że chciał. Tylko dlatego, że musiał. – Wiesz dokąd jeździł?
- Zazwyczaj w jakieś bardzo publiczne miejsce. Restauracja w centrum. Kino. Galeria handlowa. W ten rejon jeszcze nigdy się nie zapuszczał.
- Myślisz, że jedzie do Fiodorowa? – w głosie Olgi pojawił się sceptycyzm. – To by było zbyt proste…
- Zbyt proste – zgodził się z nią. – Ale czasami rozwiązania są proste… - skręcił zgrabnie, a Oldze wpadła w oko tabliczka z nazwą ulicy.
- Niech to szlag! – zaklęła. – Jedzie do skrytki depozytowej. Po te cholerne programy! Jak mogłam na to wcześniej nie wpaść?! – zganiła się wściekle.
- Jaka skrytka? – Max spojrzał na nią zaskoczony. Więc powiedziała mu o adresie, który dostała od Darylev’a. Mężczyzna popatrzył na nią ze zgrozą i zaklął wściekle.
- Idiotka! – wypluł z siebie. – Zatajasz informacje tego typu?? Pojebało cię??
- Nie drzyj się – skrzywiła się, ale w głębi ducha przyznała mu rację. Idiotka. – Mój błąd. Nie skojarzyłam. I nie przyszło mi do głowy, że Arnaud może po to pojechać…
- Boże – jęknął tylko Max, przewracając oczyma z irytacją. – Nie skomentuję tego, dobrze? – widząc, że Citroen parkuje przed budynkiem czynnej całodobowy poczty, Doherty zrobił to samo, tylko kawałek dalej. Wyłączył silnik i spojrzał na swoją partnerkę uważnie. – Nie spieprz tego – rzucił, po czym szybko wysiadł. Olga prychnęła ze złością i poszła w jego ślady.

            Agenci ostrożnie, z ukrytą bronią, weszli do budynku i od razu znaleźli tabliczki informujące, którędy do pomieszczenia ze skrytkami depozytowymi. Bez słowa rozdzielili się i obeszli główny hol dookoła, upewniając się, że nikt podejrzany na nich nie czeka. Ani na Arnaud’a. Którego dostrzegli przez szklane drzwi, jak wraz ze swoją sekretarką szuka schowka. Spotkali się przy wejściu i powoli weszli do środka. Skrytki zajmowały trzy ściany, oprócz tej, na której znajdowały się drzwi. I sięgały mniej więcej metr sześćdziesiąt od podłogi. Wyżej była goła ściana. Wszystkie miały ten sam kolor, brązu i ten sam kształt cyfr oznaczających kolejny numer. Nie było tam żadnych zakamarków, żadnych schowków, gdzie można się ukryć lub zaczaić. Dlatego Olga i Max bez zbędnego namysłu ruszyli w kierunku ściganej przez nich pary, zajętej aktualnie otwieranej znalezionej przez nich skrytki. I odwróconej plecami do wejścia. Duży błąd.
- No proszę – Max stanął za Arnaud’em i wbił mu lufę Glocka, mniej więcej na wysokości nerek. Olga zrobiła to samo, stanęła za Jacqueline, jednocześnie przystawiając jej pistolet do boku. – Co się zmieniło, że postanowiłeś zmienić pracodawcę? – ponieważ Pierre nie odpowiedział, tylko stęknął niewyraźnie z bólu, Max złapał go gwałtownie za ramię, odwracając przodem do siebie i przyciskając do ściany ze skrytek. – Gadaj! – warknął tonem, który wyraźnie sugerował, że za chwilę straci cierpliwość. W odpowiedzi Arnaud roześmiał się krótko, jakby popis Doherty’ego nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
- Pieniądze, mój drogi – odparł wreszcie, nader uprzejmym tonem. – Pieniądze. I nie mów mi, że nie ma takich pieniędzy. Każdy ma swoją cenę. Każdy. Wszystko zależy od kwoty…
- Pieniądze? – Max zmarszczył brwi. – Dla pieniędzy zdradziłeś?
- Nie zdradziłem – zaprzeczył z godnością Arnaud. – Zmieniłem pracodawcę. Fiodorow płaci znacznie lepiej niż rząd amerykański – westchnął z ubolewaniem. – A że mój nowy szef chciał coś, co mieliście tylko wy… cóż – wzruszył ramionami. – Dałem mu to…
- A ty? – Max spojrzał złowrogo na Jacqueline. – Co dałaś Fiodorowi, że wciągnął cię na listę płac?
- Guzik cię to obchodzi – sekretarka rzuciła mu nieprzychylne spojrzenie. – Mogę ci tylko powiedzieć, że jest znacznie lepszy w łóżku niż ty – Olga z trudem stłumiła śmiech na widok zszokowanej wręcz miny Maxa. Do tej pory uważał się za mistrza w tej dziedzinie. Był dobry, fakt, a Olga miała dość nikłe doświadczenie. Nie można przecież porównywać szczeniackich zabaw na studiach z seksem z dojrzałym mężczyzną.
- Max – agentka szybko postanowiła wtrącić się do rozmowy, zanim jej partnera trafi na miejscu apopleksja. – Czas ucieka… - jej mąż spojrzał na nią wzrokiem zranionej łani, po czym nie zabierając broni zgarnął leżące w skrytce cztery pendrive’y i zatrzasnął ją z hukiem.
- Idziemy! – rozkazał, łapiąc Arnaud’a za ramię i prowadząc ku wyjściu. Oczywiście na muszce, bo nie miał zamiaru puścić go ot, tak, bez wyjaśnień i konsekwencji. Konsekwencje Olga umiała przewidzieć, nie było to specjalne trudne. Wyjaśnienia też by się przydały. Wyszli na zewnątrz przez nikogo nie zatrzymywani, starając się nie wzbudzać podejrzeń. Chyba im się udało, bo bez przeszkód dotarli do SUV’a. A raczej prawie dotarli, bo dosłownie kilka kroków przed Arnaud wyrwał się gwałtownie z uścisku Max’a i ruszył biegiem przed siebie. Chyba też wiedział jak się to wszystko zakończy.
- Niech to szlag! – Max wyszarpnął pistolet zza połów marynarki i wycelował w biegnącego mężczyznę. – Pierre, stój! Słyszysz, do kurwy nędzy?! Stój! – Ale Arnaud nie miał zamiaru słuchać okrzyków agenta, ani tym bardziej stosować się do jego poleceń. Więc biegł dalej. – Pierre, bo będę strzelał!! – również ta groźba nie zrobiła na uciekającym wrażenia, więc Max zmełł w ustach kolejne przekleństwo i strzelił, celując w nogi. Nie trafił. Olga w tym czasie walczyła z szarpiącą się i wierzgająca Jacqueline.
- Tato!! – ryknęła sekretarka, czym wprawiła parę agentów w niemałe osłupienie.
- Tato?? – Olga bezwiednie poluźniła chwyt, co kobieta natychmiast wykorzystała, wyrywając się i ruszając za swoim, jak się okazało, ojcem. – Jak rany, co oni z tym bieganiem? – niezadowolona agentka chciała ją dogonić, zrobiła nawet pół kroku, ale właśnie wtedy Max uznał, że dość już się nawygłupiał z okrzykami niczym z taniego filmu sensacyjnego, przymierzył się lepiej i strzelił. Zatrzymując swoją partnerkę w miejscu. Dokładnie w tym momencie głupia Jacqueline postanowiła zastosować metodę unikania kul i zaczęła biec zygzakiem. I stanęła na linii strzału. Czerwona plama natychmiast wykwitła na jej białej bluzce, na plecach, mniej więcej na wysokości serca. Upadła na kolana, a zaraz potem na twarz, tworząc malowniczą, czerwowo-biało-czarną plamę na chodniku. Olga zaklęła, Max rzucił soczyste „kurwa” i tym razem strzelili oboje. Ale Arnaud był już za daleko, właśnie znikał za zakrętem, zza którego wyłonił się czarny samochód. A z samochodu wyskoczyło dwoje ludzi, uzbrojonych w karabiny. Otworzyli ogień, na co Max i Olga przypadli do ziemi. A potem, pod obstrzałem, ukryli się za pierwszym z brzegu autem. I też zaczęli strzelać. Agentce udało się wychylić nieco głowę i dostrzec, że jeden ze strzelających złapał Arnauda za marynarkę i bez pardonu wciągnął do wnętrza wozu. Po sekundzie kanonada ucichła, bo drugi też wsiadł i samochód odjechał z piskiem opon. Olga i Max siedzieli przez chwilę w milczeniu, po czym spojrzeli na siebie, zerwali się gwałtownie i sami zrobili to samo. Z bardzo prostego powodu. W oddali było już słychać policyjne syreny.
- I co teraz? – Olga spojrzała na swojego męża pytająco. Miała już nieco dość. Była zmęczona, w końcu od wczesnego rana była na nogach. Najpierw trening, potem jogging, potem męczący dzień w pracy zakończony widokiem jej męża uprawiającego seks z inną kobietą niż ona oraz odkryciem zdrajcy. A raczej jeszcze nie zakończony, bo rzeczony zdrajca zwiał. Dwa trupy, w ten jeden nieplanowany. Nie za ciekawie.
- Mamy pendrive’y – odparł Max, który wcale nie wyglądał na wielce zmartwionego rozwojem wydarzeń. – Arnaud o tym wie. Za chwilę będzie o tym wiedział Fiodorow.
- Aha. I zapewne zechce je odzyskać – kobieta wcale nie wyglądała na zachwyconą takim scenariuszem. – I co zrobimy? Nie mamy takiej siły ognia, żeby ich wszystkich powystrzelać. Poza tym, chyba właśnie chodziło o odzyskanie tych danych?
- I na wyeliminowaniu zdrajcy – przypomniał jej. – Czyżby twój kochaś tak zaprzątał twoje myśli, że już zapomniałaś? – zapytał zjadliwie, dodając jeszcze gazu.
- Sasza nie jest moim kochankiem – warknęła, natychmiast wyprowadzona z równowagi. Również tym, że zaczęła się przed nim usprawiedliwiać. – I nie masz prawa wygłaszać takich uwag. Nie w sytuacji, kiedy przyłapałam cię na pieprzeniu tej francuskiej dziwki!
- Olga… - zaczął Max, nieco spokojniejszym tonem.
- Tak, tak, to była część zadania i jedyny sposób… - prychnęła z niesmakiem. – Nie była pierwsza, prawda? Prawda?? – krzyknęła, waląc dłonią w schowek w desce rozdzielczej.
- Oczekujesz, że przyznam ci się do zdrady? – zapytał, skręcając kolejny raz, żeby upewnić się, że nikt za nimi nie jedzie.
- Oczekuję, że nie będziesz mnie okłamywał – syknęła.
- To nie jest dobry pomysł…
- Czyli nie była – Olga, chociaż dużo się domyślała, teraz poczuła się jeszcze gorzej. Bo to było jak przyznanie się. Wyraźniej nie mógł już tego powiedzieć. – Zatrzymaj – rzuciła nagle.
- Zwariowałaś?

- Nie. Zatrzymaj. Tutaj. Teraz. Natychmiast! – słysząc ten nieco histeryczny krzyk, Max posłusznie zwolnił i podjechał do krawężnika. Olga nie czekała nawet, aż samochód się zatrzyma. Wyskoczyła niemal natychmiast, huknęła drzwiami i ruszyła przed siebie, w ogóle nie zawracając sobie głowy Maxem. A ten przez chwilę siedział nieruchomo, po czym wrzucił pierwszy bieg i odjechał gwałtownie, zostawiając ją samą. 

15 października 2015

Rozdział 48

            Olga wsiadła do czarnej limuzyny Aleksandra i natychmiast owionął ją znajomy zapach. Była z nim sam na sam tylko raz, ale bardzo dokładnie go zapamiętała.
- Czy wszystkie twoje auta pachną… tobą? – zapytała cicho, zapadając się w wygodnym, skórzanym fotelu i zamykając oczy.
- Skąd wiesz, że mną? – odpowiedział pytaniem, z zainteresowaniem w głosie.
- Wiem… - wzruszyła ramionami. – Czuję…
- Co się stało? – spytał, omiatając spojrzeniem jej sylwetkę. Jego uwadze nie umknął prowizoryczny opatrunek na ramieniu, ani poszarpane ubranie. Jednak zdecydowanie bardziej uderzyła go jej mina oraz smutek, jaki zdążył dostrzec w jej wzroku.
- Nie teraz – potrząsnęła głową, otworzyła oczy i spojrzała na niego. – Później. Teraz ważniejsze sprawy. Przyłapałam Arnaud’a jak rozmawiał z kimś po rosyjsku – Sasza uniósł brwi na tą informację. – Padło imię Maksym…
- Szlag – zaklął. – Fiodorow zapewne.
- Maksym Fiodorow? – wyprostowała się gwałtownie. – Słyszałam to nazwisko…
- Ja myślę, że słyszałaś – prychnął. – Fiodorow jest znany w waszych kręgach. Trudno określić dla kogo pracuje.
- Nie dla twojego ojca? – skrzywiła się. Chociaż może lepiej, że nie, bo to jeszcze bardziej skomplikowałoby sprawę.
- Nie, nie dla mojego ojca – odparł spokojnie Sasza. – Nie wszyscy bandyci pracują dla Rostockiego – zganił ja łagodnie.
- Nie?? – zdziwiła się teatralnie. Zrobiła to specjalnie i Aleksander dobrze o tym wiedział. Potrafiła być złośliwa i uszczypliwa, a sarkazm był jej ulubioną formą wypowiedzi.
- Nieee – roześmiał się, ale zaraz spoważniał. – Olga, jeśli Fiodorow jest w to wszystko zamieszany, to robi się naprawdę niebezpiecznie…
- Dobra, dobra – mruknęła. – Mówisz, jakbym nie wiedziała. Dla kogo on w ogóle pracuje?
- Ostatnio dla białoruskiego wywiadu…
- Żartujesz??
- Chciałbym – przyświadczył ponuro. – Muszą mu nieźle płacić, skoro się zgodził.
- No dobrze – Olga intensywnie myślała. – Fiodorow dla Łukaszenki. Ale skąd Arnaud? Dlaczego zdradził?
- Zdradził Stany – zwrócił jej uwagę Aleksander. – Nie Francję. Może uznał, że nie chce dłużej pracować dla was. Może stwierdził, że nie chce obcego mocarstwa we własnym kraju. Może potrzebował forsy, a Fiodorow mu ją zapewnił.
- Gdyby kierował nim patriotyzm, to przekazałby nasze projekty francuskiemu wywiadowi – zauważyła trafnie kobieta. – Więc pewnie w grę wchodzą pieniądze. Albo Fiodorow ma coś na niego.
- Szantaż?
- Może szantaż. Może mu grozi. Możliwości jest pełno. Może powie nam coś ten koleś, którego złapaliśmy…
- Chcesz z nim pogadać? – zdziwił się Darylev. – Myślałem, że już to zrobiłaś…
- Owszem, ale facet kłamie – wyjaśniła. – Nie przyznał się do Fiodorowa. Za to bardzo wystraszył się, kiedy powiedziałam, że jedziesz po niego – spojrzała na Aleksandra znacząco.
- Hmm, naprawdę? – mruknął Sasza. – Ciekawe…
- Nawet bardzo. Pogadasz z nim? Masz zapewne lepsze argumenty…
- Chcesz popatrzeć?
- A pozwolisz mi?
- Tylko, jeśli powiesz co się stało i dlaczego walnęłaś Maxa – wyszczerzył się z uśmiechu.
- Dobrze – odparła. – Jak to się skończy.
- Myślałem, że się wykręcisz – spojrzał na nią zaskoczony.
- Niespodzianka – prychnęła. – To jak? Wracamy?
- Nie mamy wyjścia. Twój mąż zaraz pierdolca dostanie…

            Olga nie musiała długo czekać na informacje od złapanego bandyty. Aleksander miał naprawdę dobre „argumenty” i siłę przekonywania znacznie większą niż Olga i Max. Wystarczyło piętnaście minut w towarzystwie Saszy i jednego z jego goryli, żeby złapany mężczyzna powiedział im wszystko, co chcieli.
- To dlatego był taki przerażony, kiedy dowiedział się, że jedziecie po niego – Olga spojrzała na Darylev’a uważnie. – Ktoś się wam tutaj sprzeniewierzył…
- Możesz być pewna, że poniesie konsekwencje – Sasza zacisnął usta, bo jemu też nie podobało się, że potwierdziły się pogłoski, które przyjechał sprawdzić. Że jeden z ludzi jego ojca wdał się w interesy z białoruską mafią i dał się podkupić. I kopie pod Rostockim ile wlezie. – Ojciec się wkurzy…
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – w głosie kobiety dało się wyczuć wahanie. – Jednak to nie mafia, tylko wywiad…
- Daj spokój, Olga – Aleksander uśmiechnął się krzywo. – Mamy swoje sposoby, żeby uciszyć i takich zdrajców.
- W to nie wątpię – odparła z ironią. – Bardziej martwi mnie, że jak KBP się dowie, kto stoi za załatwieniem ich szpiegów, to się może źle skończyć…
- Martwisz się o mnie? – zdziwił się Sasza. – No, nie żartuj!
- Nie żartuję – prychnęła. – I to takie dziwne??
- Trochę – przyznał. – Ludzie na ogół martwią się o kogoś ważnego lub bliskiego…
- Jesteś ważny – mruknęła, odwracając wzrok. Zawsze miała problem, żeby mówić o własnych uczuciach. – I jesteś bliski. Dla mnie. Więc pozwól, że się trochę pomartwię, dobrze?
- Zaskakujesz mnie każdego dnia – stwierdził, całkiem poważnie. – Ale nie martw się zbyt intensywnie. Dam sobie radę…
- Faceci – prychnęła i wyszła przed budynek.

            Max stał oparty o ich samochód i minę miał ponurą jak diabli. Nie podobała mu się zażyłość Olgi i Darylev’a. Wyglądali i zachowywali się, jakby bardzo dobrze się znali. Jakby wciąż utrzymywali ze sobą kontakt. Doherty zacisnął usta, postanawiając sprawdzić historię kontaktów swojej żony. Co prawda, jej służbowa komórka była doskonale zabezpieczona przed inwigilacją, ale on miał dojścia wewnątrz Firmy i mógł to załatwić bez problemu. Jednak po chwili przyszło opamiętanie. To nie był dobry pomysł. Olga na pewno dowiedziałaby się, gdyby tak zrobił i wtedy już by mu nie darowała. Jeszcze miał szansę wyplątać się z tej historii z Jacqueline i załagodzić wszystko. Wiedział, że nie może mieć do niej pretensji, że znalazła sobie kogoś bliskiego. Sam tej bliskości ostatnio jej nie dawał. Co nie zmieniało faktu, że był cholernie zazdrosny i na samą myśl, że mogła iść do łóżka z takim Darylev’em, trafiał go szlag. Był trochę jak pies ogrodnika: sam nie jadł i nikomu nie chciał dać. Olga wyszła z budynku z impetem godnym wściekłej osy i od razu skierowała się w stronę swojego partnera. Partnera, bo nie chciała teraz myśleć o Maxie jak o swoim mężu. Za bardzo ją to wszystko bolało. I wkurzało.
- Dowiedziałaś się czegoś ciekawego? – zapytał ją Max, kiedy się zbliżyła. Rzuciła mu ponure spojrzenie z trudem powstrzymując cisnącą się na usta odpowiedź, że trzeba było przyjść i posłuchać.
- Owszem – odparła za to gniewnym tonem. – Nasz szpieg pracował do niejakiego Fiedki Stojanowa. To jeden z ludzi Rostockiego, jego człowiek na Francję. Rządzi tu i pilnuje interesów…
- Od kiedy mafijne przestępstwa nazywasz interesami? – wtrącił jadowicie, bo wkurzyło go niemiłosiernie, że zaczyna przejmować styl myślenia Darylev’a.
- Nie przerywaj – warknęła. – Stojanow zaczął robić interesy z Maksymem Fiodorowem…
- Szlag… - Max zaklął, bo nazwisko dużo mu mówiło.
- A Fiodorow obecnie pracuje dla Białorusinów – dokończyła Olga, z westchnieniem pocierając ranne ramię. Bolało.
- No chyba żartujesz! – wykrzyknął agent, patrząc na nią z osłupieniem.
- No chyba jednak nie – prychnęła. – Pytanie, skąd tu Arnaud.
- Nie dowiemy się, dopóki go nie zapytamy – odpowiedział stanowczo Max. – Wsiadaj, jedziemy do firmy. Pierre zapewne wciąż na nas czeka…
- I zapewne nie sam – mruknęła, nie ruszając się z miejsca.
- Olga, co jest? – zdenerwował się jej mąż. – Nie mamy czasu, musimy to rozwiązać. Jeśli sprzedał nasze programy  KBP, to trzeba się tym szybko zająć…
- Wiem, wiem… Zaraz jedziemy – odwróciła się i szybko wbiegła do hali. Max zaklął pod nosem. Idiotka, musi się pożegnać ze swoim kochasiem przemknęło mu przez głowę. Wsiadł do wozu i niecierpliwie odpalił silnik.

            Olga weszła do budynku dokładnie w momencie, kiedy jeden z goryli Aleksandra definitywnie kończył żywot złapanego szpiega. Skrzywiła się na ten widok, ale nie powiedziała nic. Im facet nie był już do niczego potrzebny, poza tym, przynajmniej nie musiała sama się tym zajmować. Na jej widok Sasza westchnął, skinął głową swoim ludziom, żeby zajęli się ciałem i podszedł do niej.
- Coś się stało? – zapytał, kiedy stanęli naprzeciw siebie.
- Jedziemy z Maxem do Net-Comu – odparła, patrząc na niego z napięciem.
- Cholera, Olga – jęknął. – Chcecie konfrontacji z Arnaud’em? To chyba nie jest dobry pomysł…
- Masz lepszy? – uniosła brwi pytająco. Kiedy nie odpowiedział, wydęła wargi. – Tak myślałam. Chcemy to skończyć. Dobrze wiesz, że te programy nie powinny wpaść w niepowołane ręce. A już na pewno nie w ręce białoruskiego wywiadu…
- Ten złapany podał mi adres i numer skrzynki depozytowej, gdzie przechowywał wyniesione dane – Sasza napisał coś szybko na niewielkiej kartce wyrwanej z podręcznego notesu. – Tam wszystko jest. Nie zdążyli jeszcze tego przekazać Fiodorowowi, ma przyjechać na dniach. A tu masz adres, gdzie mnie znajdziesz – dopisał kilka kolejnych linijek. – Obiecałaś wyjaśnić… - dodał na zdziwione spojrzenie.
- No tak…
- Dokładnie tak – przytaknął. – Ale wszystko zależy od ciebie…
- Czyżby? – mruknęła, biorąc świstek i chowając do kieszeni żakietu. Wciąż miała na sobie strój z pracy, może niezbyt wygodny, ale nie miała czasu się przebrać.
- Olga, nie zrobię nic wbrew tobie – odparł miękko Aleksander. – Jeśli będziesz chciała tylko pogadać… - urwał, patrząc na nią wymownie.
- Załapałam – prychnęła. – Jedziesz załatwić swoje sprawy? – zapytała, celowo nie nazywając rzeczy po imieniu. Zapewne jutrzejsza prasa doniesie o dwóch niezidentyfikowanych trupach na terenie jakiegoś gangu. Albo wręcz przeciwnie, przez długi czas nikt ich nie znajdzie.
- Tak. Muszę – odpowiedział. – Zróbcie swoje i przyjedź. U mnie nic ci nie grozi, a nie wiem jak wasza kryjówka…

- Uważaj na siebie – poprosiła jeszcze, nie komentując propozycji, ani się na nią nie zgadzając. Po czym odwróciła się i wyszła na zewnątrz.

5 października 2015

Rozdział 47

            Olga z roztargnieniem przysłuchiwała się odgłosom przesłuchania, jakie Max zaserwował ich więźniowi. Nawet na to nie patrzyła, nie miała ochoty. Dobrze wiedziała jak facet będzie wyglądał, kiedy jej partner z nim skończy. Ale gość był twardy, milczał uparcie i wyglądał, jakby cała ta sytuacja nie robiła na nim wrażenia. Olga spojrzała na zegarek i wstała. Miała dość. Była zmęczona, obolała i marzyła tylko o tym, żeby wejść pod prysznic, a potem iść spać. Zakopać się pod kołdrą i nie myśleć o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. A tu zanosiło się na dłuższy pobyt, więc w końcu postanowiła wkroczyć do akcji. Podeszła do ich więźnia i stanęła tuż przed nim. Max, nieco zdziwiony, zatrzymał kolejny cios w połowie i odsunął się o krok. Nie wiedział, co Olga zamierza, ale po jej minie domyślił się, że nic przyjemnego. Była ewidentnie wkurzona, a w takim stanie była po prostu niebezpieczna.
- Posłuchaj, gnojku – agentka pochyliła się lekko i złapała mężczyznę za brodę zmuszając, żeby na nią spojrzał. Chyba go zaskoczyła. – Jeśli nie zaczniesz gadać stracę tę resztkę cierpliwości, którą mam. Strzelałeś do mnie. Mało tego, postrzeliłeś mnie!  Bardzo tego nie lubię…
- Mam w dupie co lubisz, a co nie – plunął jadem facet.
- Wiem, że masz – Olgę zalał zimny spokój. – A ja mam w dupie, czy przeżyjesz nasze spotkanie. A na chwilę obecną zanosi się, że nie…
- Jeśli mnie zabijecie, to się niczego nie dowiecie – zauważył, nadal tym wrednym tonem.
- Mylisz się – zaprzeczyła równie wrednie. – Nie zabijemy cię… Nie od razu. Najpierw powiesz nam wszystko, co będziemy chcieli… I w dodatku zrobisz to sam, z własnej woli…
- Niby jak? – zaśmiał się drwiąco, ale w jego spojrzeniu można już było dostrzec niepewność.
- Niby tak – Olga odwróciła się do Max’a, który już zdążył się odsunąć. Był ciekaw, co też kobieta wymyśliła i postanowił jej nie przeszkadzać. – Nóż – poleciła, wyciągając dłoń. Doherty bez słowa podał jej swój, ukryty do tej pory na kostce. Agentka wróciła do więźnia i uśmiechnęła się jeszcze bardziej wrednie. Po czym rozcięła facetowi spodnie na wysokości krocza. Bandyta zachłysnął się, bo ostrze przejechało tuż obok jego najcenniejszego skarbu. Max szeroko otwartymi oczyma przyglądał się poczynaniom swojej żony. W takiej wersji jeszcze jej nie widział. A Olga pochyliła się nad facetem, czubkiem ostrza dotykając tego męskiego, strategicznego miejsca. Uniosła wzrok wyżej, aż jej spojrzenie spotkało się z niezwykle przerażonym spojrzeniem pojmanego mężczyzny. – To jak? – zapytała słodko. I złowieszczo zarazem. – Powiesz, czy mam ci uciąć klejnoty? Po kawałeczku…
- Nie zrobisz tego… - wydyszał z trudem facet.
- Chcesz to sprawdzić? – zakpiła. – Nie ma sprawy, mnie twoje jajka nie są do niczego potrzebne… Tobie, owszem. – zaśmiała się zimno i wykonała malutkie cięcie w pachwinie. Małe, żeby faceta nastraszyć, a nie zabić.
- Jezu! – bandyta szarpnął się gwałtownie, usiłując uciec. – To wariatka! Weź ją ode mnie!
- Gościu, ja nie mam na nią żadnego wpływu – Max w odpowiedzi wzruszył ramionami. – Jak będzie chciała uciąć ci co nieco… To utnie.
- Kurwa mać! – zawył, bo Olga wykonała drugi cięcie, nieco głębsze i znacznie bliżej. – To nie może być prawda!
- Kochanieńki, to nie sen – Olga wyszeptała mu te słowa wprost do ucha. – To rzeczywistość. TWOJA rzeczywistość. A będzie jeszcze gorzej…
- Rany boskie! – facet zaczął się rzucać niczym ryba wyciągnięta z wody. Kobieta odsunęła się nieco i pozwoliła, żeby razem z krzesłem upadł na podłogę.
- Nie bluźnij! – warknęła, kucając obok. – Dopiero zaczynam się rozkręcać... – nie dokończyła zdania, bo jej komórka rozdzwoniła się natarczywie. – Kurwa – mruknęła pod nosem i odebrała. – Sasza, to naprawdę nie jest dobry moment… - zaczęła po rosyjsku, ale szybko urwała, marszcząc brwi. – Teraz mi to mówisz? – wybuchła gniewem. – No kurwa, Słońce, tak nie można! – słuchała przez chwilę w milczeniu. – No dobra, można – ustąpiła. – Masz rację. Oczywiście, że żyje. Przynajmniej jeszcze… Dobra, dobra, nie panikuj. Kiedy będziesz? – znów odpowiedź, najwyraźniej zadowalająca, bo na jej usta wpłynął lekki uśmiech. Rozłączyła się bez słowa i spojrzała na Maxa, który całej tej rozmowie przysłuchiwał się z ponurym wyrazem twarzy.
- Darylev? – syknął ze złością. Organicznie nie cierpiał tego faceta. Z czego Olga niewiele sobie robiła. Zwłaszcza teraz. Skinęła tylko głową na potwierdzenie i wróciła do więźnia.
- Masz przejebane – oznajmiła, znów kucając obok ich więźnia i uśmiechając się wesoło. – Ludzie od Rostockiego już po ciebie jadą. Podobno twój szef nieźle go wkurzył wchodząc mu w drogę. Wiem już dla kogo pracujesz, więc mogę twoje klejnoty zostawić w spokoju – zaśmiała się. – Naciesz się nimi, bo Sasza nie będzie tak łaskawy – mrugnęła do niego z satysfakcją patrząc, jak robi się coraz bledszy. – Spadajmy stąd – mruknęła do Max’a, chcąc wyjść.
- Nie, proszę – zajęczał nagle ich więzień. – Powiem wam. Powiem wszystko, co wiem, ale nie pozwólcie temu świrowi mnie dorwać…
- Ty naprawdę sądzisz, że ja dla jakiegoś pionka zadrę z Rostockim? – Max zatrzymał się i popatrzył na faceta, jakby ten był niespełna rozumu. Nawet on wiedział, że z pewnymi ludźmi się nie wygra. A Oleg Rostocki do takich niewątpliwie należał.
- Może i jestem pionkiem, ale powiem wam o co tu chodzi. Tylko mnie wypuście!
- Dobra, gadaj – Olga westchnęła i przysunęła sobie stołek. – Może coś się uda załatwić…

            Olga weszła do gabinetu Arnaud’a i zatrzymała się w progu. Pierre siedział na swoim fotelu i właśnie konferował z kimś przez telefon. A że siedział odwrócony tyłem do drzwi, nie zauważył jej. Ani nie usłyszał, bo agentka zachowywała się bardzo cicho. Max właśnie pakował ich więźnia do samochodu, a ona przyszła poinformować ich szefa o rezultacie przesłuchania. Co ją zastopowało od razu to fakt, że Pierre nie rozmawiał po francusku. Rozmawiał po rosyjsku, co było niezwykłe u Francuza. Wszak naród ten od zawsze uważał, że nie musi się uczyć języków obcych, bo to cały świat ma się uczyć francuskiego. A tu taka niespodzianka. Dlatego nie weszła do środka, nawet się nie odezwała. Tylko w skupieniu zaczęła przysłuchiwać się tej wymianie zdań. Co prawda, tylko jednostronnie, ale zawsze to coś. Jej znajomość z Aleksandrem Darylev’em, synem rosyjskiego mafiosa, właśnie przyniosła rezultaty.
- Maksym, mówiłem ci, że oni są dobrzy… - mówił właśnie Arnaud. – Cholernie dobrzy. Miałeś się ich pozbyć wcześniej, jak prosiłem, ale jak zwykle mnie nie posłuchałeś… - słuchał w milczeniu przez chwilę, po czym westchnął głośno. – Tak, znaleźli twojego szpiega – to zdanie ostatecznie rozwiało wątpliwości Olgi, co do lojalności ich przykrywkowego szefa. Aż dziwne, że pozwolił im na taką swobodę i nie sabotował misji. Chociaż może sabotował, na tyle umiejętnie, że się nie zorientowali. – Nie wiem, co im powiedział, jeszcze nie dostałem żadnych informacji… Nie wiem, Maksym, co zrobią. Pewnie chcą go gdzieś zabrać i przesłuchać znacznie porządniej. Nie mogę ich zatrzymać, przecież wiesz. Nie chcę wzbudzać podejrzeń… - wyjaśnił. – Tak, Maksym, załatw ich… - dodał spokojnie, jakby właśnie nie planował morderstwa. Olga ostrożnie się wycofała, bo najwyraźniej rozmowa dążyła do zakończenia. Nie miała zamiaru dać się zastrzelić albo w jakikolwiek inny sposób zabić. Błyskawicznie ruszyła korytarzem i kilka chwil później znalazła się w garażu.

            Olga niemal wskoczyła do ich czarnego SUV’a, co Max przyjął z niemałym zdziwieniem.
- Jedź! – warknęła, sięgając do schowka po broń i sprawdzając ją.
- Co jest? – jej mąż posłusznie ruszył, kierując się w stronę wyjazdu z garażu. – Byłaś u Pierre’a?
- I tu właśnie jest problem – Olga odbezpieczyła Sig’a i skierowała lufę w stronę leżącego na tylnym siedzeniu więźnia. – Byłam. Akurat rozmawiał z kimś przez telefon. Po rosyjsku…
- Że co, kurwa?? – Max natychmiast dodał gazu i wyprysnęli na ulicę. Była noc i ruch był już niewielki, więc agent spokojnie mógł przyspieszyć.
- Po rosyjsku rozmawiał – powtórzyła ostro. – Z facetem o imieniu Maksym.
- Maksym? – Max zmarszczył brwi. – Chyba coś słyszałem…
- Ja też – przytaknęła ponuro Olga. – Ale muszę się upewnić…
- U Darylev’a? – zapytał jadowicie.
- Owszem, u Darylev’a – odpowiedziała zimnym tonem. – A tobie nic do tego…
- Jak to: nic do tego?? – oburzył się wściekle. – Jesteś moją żoną!
- Żoną?? – uśmiechnęła się jadowicie. – Trzeba było o tym myśleć zanim zacząłeś pieprzyć Jacqueline! – krzyknęła, wymachując bronią tuż przed jego nosem.
- Jezu, Olga, nie machaj tym tak – Max odsunął się odruchowo.
- On ma rację – z tylnego siedzenia ponuro odezwał się bandyta. – Nie machaj.
- Zamknij się! – Olga natychmiast skierowała lufę z powrotem w jego stronę. – Z przestrzeloną nogą nadal będziesz żywy – zagroziła mu. – I będę robić, co chcę! A z tobą… - spojrzała na Maxa wściekle. – Jeszcze sobie porozmawiam. Po wszystkim…
Max westchnął w odpowiedzi. Że też musiała zobaczyć akurat to. Szczerze, to ta cała Jacqueline wcale mu się zbytnio nie podobała. Ale przez nią mógł uzyskać dostęp do gabinetu Pierre’a, a to bardzo by się im przydało. Teraz już nie, bo skoro Arnaud zadał się z jakimiś Ruskimi, to i tak już było po przysłowiowych ptakach.
- Nie świruj – mruknął pod nosem, ale usłyszała, bo spojrzenie jakim go obrzuciła, mogłoby położyć go trupem na miejscu. – Dokąd mam jechać? – zapytał z irytacją. – Ustaliłaś coś z tym swoim…
- Nie kończ – przerwała mu zimno. – Tu masz adres – pokazała mu ekran komórki. – Sasza będzie tam na nas czekał…

            Miejscem ich spotkania z rosyjską mafią okazała się opuszczona hala na przedmieściach Paryża. Kiedy podjechali, natychmiast zza załomu wynurzył się w pełni uzbrojony goryl Darylev’a. Na widok auta uniósł karabin, ale kiedy zobaczył Olgę, natychmiast go opuścił.
- Pan Darylev na was czeka – powiedział po angielsku z ciężkim akcentem charakterystycznym dla wschodniej Europy. – Prosto – pokazał i schował się z powrotem. Max pojechał we wskazanym kierunku i po chwili zatrzymał auto obok czarnej limuzyny Darylev’a. Olga poczekała aż jej partner wysiądzie, po czym zrobiła to samo. I wpadła prosto w ramiona jej rosyjskiego przyjaciela.
- Olga! – Aleksander, nie zważając na obecność Maxa, przyciągnął ją do siebie i przytulił, lekko cmokając w policzek.
- Sasza! – ucieszona Olga pozwoliła na te czułości. Szczerze, bardzo ich potrzebowała.
- Nie przesadzacie przypadkiem? – cierpki głos Maxa sprawił, że oderwali się od siebie, dość niechętnie zresztą. Zwłaszcza Aleksander, który najchętniej nie wypuszczałby Olgi z rąk. Mimo, że ich kontakt polegał właściwie tylko i wyłącznie na rozmowach telefonicznych oraz wymianie sms’ów. Ale to wystarczyło, żeby przekonać się, że jest naprawdę wyjątkową kobietą. Chociaż oprócz erotycznych aluzji nie poszli dalej, to i tak czuł, że łączy ich coś naprawdę fajnego.
- Czyżbyś był zazdrosny? – zakpił Aleksander, odsuwając się nieco. Bardziej ze względu na Olgę niż z obawy, że agent coś mu zrobi.
- Posłuchaj, Darylev… - Max zrobił krok w stronę mężczyzny, ale pomiędzy nimi stanęła Olga.
- Dość, Max! – oznajmiła stanowczo. – To nie jest odpowiedni moment. Sasza – odwróciła się do Darylev’a. – To jest facet, którego złapaliśmy w Net-Comie. Chciałeś z nim pogadać…
- Nadal chcę – Aleksander przyjrzał się stojącemu przy aucie bandycie. Po czym skinął ręką i jeden z jego ludzi natychmiast zbliżył się, żeby go zabrać.
- Zaraz! – zaprotestował Max, ale Olga zmroziła go takim spojrzeniem, że zamilkł, pozwalając, aby ich zatrzymany zniknął wewnątrz fabrycznej hali. – Kurwa, Olga! Chyba coś ci się poprzestawiało w głowie! – przyskoczył do niej po chwili tak gwałtownie, że aż się cofnęła. Sasza poruszył się niespokojnie, ale nie interweniował. Wiedział, że kobieta sobie poradzi, a sądząc po jej minie, była teraz naprawdę wściekła. – Chyba zapomniałaś dla kogo pracujesz! Strony ci się pochrzaniły?? – w odpowiedzi Max zarobił cios w szczękę. To Olga stwierdziła, że ma już na dziś dosyć, jej ramię po prostu wystrzeliło do przodu, a pięść trafiła jej osobistego męża w podbródek. Uderzony Doherty poleciał do tyłu, upadła na ziemię i oniemiały wpatrywał się w swoją wściekłą żonę. Nie spodziewał się czegoś takiego. A już na pewno nie przy tych wszystkich ludziach. Nie przy Darylev’ie.

- Nigdy więcej nie waż się tak do mnie mówić! – wycedziła wściekłym głosem, rozcierając rękę. – I nic mi się, kurwa, nie pomyliło! A teraz się zamknij, nie wtrącaj się i nie zbliżaj do mnie! – odwróciła się i spojrzała na Aleksandra. – Pogadamy? – Sasza skinął głowa i poprowadził ją do swojego auta.