27 stycznia 2015

Rozdział 25

            Stary magazyn pod miastem był znakomity na urządzenie małego przesłuchania. Olga dotarła tam pierwsza, Max chwilę później. Wspólnie wywlekli mężczyznę z bagażnika, usadzili go na starym krześle i przywiązali do niego. Facet był już przytomny i spoglądał na nich przerażonym wzrokiem. Agentka w pierwszej kolejności zajęła się pendrive’em i zgranymi na niego danymi. Przerzuciła wszystkie pliki na swój własny laptop, po czym zaczęła je po kolei sprawdzać. Już przy drugim zrobiło jej się nieco cieplej, a przy kolejnych wręcz gorąco. Zebrane dane dotyczyły operacji wywiadowczych, ale nie CIA, czy jej tajnych jednostek, ale Interpolu. Były tam pliki z informacjami o tajnych operacjach podjętych głównie przeciwko handlarzom narkotyków oraz handlarzom ludźmi. A także dane informatorów i współpracowników agencji wraz z oficerami prowadzącymi. Olga odłączyła pendrive’a, którego zupełnie odruchowo schowała do kieszeni, po czym zamknęła komputer i podeszła do ich więźnia. Bez ceregieli zerwała mu z ust taśmę, co sprawiło, że facet wrzasnął i spojrzał na nią z wściekłością.
- Skąd to masz? – zapytała lodowato. Może dlatego była taka wkurzona, bo jedno z przeczytanych nazwisk było jej doskonale znane. Nie wiedziała tylko, że ta osoba zajmuje się właśnie tym.
- Olga? – Max spojrzał na nią nieco zaskoczony. Nie tylko tonem, ale i zachowaniem.
- Nie przeszkadzaj – uniosła dłoń, każąc mu się zamknąć. – Skąd masz te dane? – powtórzyła pytanie. Facet milczał, zagryzając rozwalone wargi. – Posłuchaj gościu – Olga podeszła i pochyliła się nad ich więźniem spoglądając mu prosto w oczy. – Nie chcesz wiedzieć, co ci zrobię, jeśli nie zaczniesz gadać. Uwierz mi – w jej głosie brzmiała ledwo powstrzymywana furia. – Radzę ci po dobroci, powiedz skąd masz te informacje…
- Trafiłem na nie przypadkiem… - wymamrotał mężczyzna, najwyraźniej ton głosu i zachowanie kobiety nieźle go przestraszyły.
- Nie chrzań! Na takie dane nie trafia się przypadkiem! Skąd?? – złapała faceta za brodę i lekko ścisnęła.
- Daj, ja to załatwię – Max odsunął partnerkę i wymierzył mężczyźnie solidny cios w twarz.
- Jak złamiesz mu szczękę, to nic nam nie powie – zwróciła mu uwagę po kolejnym uderzeniu, bo Max właśnie się rozpędzał, a facet dalej upierał się przy swoim.
- Masz rację – dość nieoczekiwanie agent zgodził się z kobietą, podszedł do ich samochodu i po chwili wrócił, niosąc w ręce niewielką, termoizolacyjną torbę. Olga w milczeniu patrzyła jak wyciąga z niej małą buteleczkę i strzykawkę. Nabrał do niej płynu, pstryknął palcami w pojemniczek i lekko nacisnął tłoczek, chcąc pozbyć się zbędnego powietrza. Po czym wbił igłę w szyję mężczyzny, prosto w żyłę i wstrzyknął całą zawartość strzykawki. Facet szarpnął się gwałtownie, ale nic mu to nie pomogło. Agentka obserwowała ich więźnia z mieszanymi uczuciami. Musiała dowiedzieć się skąd facet ma te wszystkie pliki i czy jest w to zamieszany ktoś jeszcze. Ale patrzenie na aplikację Maxowego specyfiku i reakcję więźnia na to swoiste serum prawdy zbytnio jej się nie podobało. W ogóle metody Maxa były dość kontrowersyjne, delikatnie mówiąc. Jej partner wyznawał zasadę: cel uświęca środki. I jeśli podjęte przez niego działania przynosiły oczekiwane rezultaty, to oznaczało, że są dobre. Ale było już za późno na wątpliwości i rozterki. Ich więzień spocił się, zadrżał, a jego głowa z jękiem opadła na pierś.
- Będzie mówił? – upewniła się, podchodząc bliżej.
- Pytaj – zachęcił ja Max, chowając swoją podręczną aptekę.
- Skąd masz te dane? – Olga pochyliła się nad mężczyzną i uniosła jego głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Facet zamrugał powiekami i popatrzył na nią niezbyt przytomnie.
- Ukradłem takiemu jednemu laptop. Tam była taka aplikacja. Złamałem hasło i dostałem się do wewnętrznej bazy danych. Tyle udało mi się zgrać, zanim… - urwał.
- Zanim co? Namierzyli cię? Przerwali połączenie? – indagowała dalej.
- Sam przerwałem – wyjaśnił chrapliwie. – Żeby na mnie nie trafili. Nie miałem zamiaru iść do pierdla.
- Gdzie masz ten laptop?
- Zniszczyłem.
- Kto ci to zlecił?
- Nikt. To był przypadek.
- Mam uwierzyć, że sam z siebie zwinąłeś laptopa agentowi Interpolu? – w głosie Olgi pojawiły się drwiące nuty.
- Tak! – facet poderwał się gwałtownie, jakby chciał wstać, ale więzy mu nie pozwoliły. – Działam sam.
- Jakoś ci nie wierzę. Na konto którego kraju pracujesz??
- Nie jestem szpiegiem! – więzień znów się szarpnął. – Jestem hakerem!
- I złodziejem – uzupełnił Max kpiąco.
- To był przypadek! Okazja taka!
- Komu jeszcze powiedziałeś o tych plikach? – Olga wróciła do interesującego ją wątku.
- Nikomu! Przysięgam! Od razu wystawiłem ofertę sprzedaży. Potrzebuję kasy…
- Jak zniszczyłeś laptop? – kobieta nie wierzyła temu gnojkowi za grosz.
- Wpuściłem wirusa. Sformatował wszystko do zera.
- Gdzie go masz?
- U siebie w domu…
- Adres – warknęła agentka wściekle. Co za idiota! Facet widząc jej minę, podał ulicę i numer domu bez wahania. Olga wrzuciła go w swojego GPS’a i o chwili na ekranie pojawiła się żądana trasa. – To niecałą godzinę stąd – powiedziała do Max’a. – Może zdążymy…
- Zajmij się wozem naszego gościa – polecił jej Max stanowczo, znów sięgając do swojej torby. – Już! – Olga zacisnęła wargi, ale nie protestowała. Odwróciła się i minutę później odjechała z piskiem opon.

- Gdzie jesteś? – Max zadzwonił do Olgi piętnaście minut później.
- Trzy kilometry w stronę Nantes jest most i rzeczka. Jestem kilometr dalej, idę wzdłuż drogi – odpowiedziała, odbierając po drugim sygnale.
- Jadę po ciebie – rzucił tylko mężczyzna i się rozłączył. Spojrzał jeszcze ostatni raz na martwego więźnia, upewniając się, że zabrał wszystko i nie zostawił żadnych śladów. Facet wyglądał jakby spał, tylko kilka siniaków na twarzy oraz opuchnięte gardło świadczyły o czymś zupełnie innym. Odjechał chwilę później, po kolejnych dwudziestu minutach dogonił Olgę i razem udali się pod adres podany przez hakera-złodzieja.
- Co zrobiłaś z autem? – zainteresował się, kiedy agentka wsiadła.
- Utopiłam w rzece – mruknęła. Była nieco blada, ale ani jednym słowem nie zająknęła się na temat losu więźnia. Chyba nie chciała wiedzieć.

- Zaparkuj tam – Olga wskazała palcem wolne miejsce wzdłuż ulicy. Nie parkowali bezpośrednio pod podanym adresem, chociażby ze względu na możliwą obecność Interpolu. Oboje wiedzieli, że agencja na pewno namierzyła już swój komputer, który zapewne nadawał namiar bez względu na to, czy został zawirusowany, czy nie.
- Są tu? – zapytał Max, manewrując samochodem, aby zmieścić się w wolnej przestrzeni.
- Na pewno – prychnęła Olga. – Tylko pewnie czekają na naszego sprzedawcę – Olga sięgnęła po laptopa, uruchomiła program, po czym wprowadziła do niego kilka sąsiednich numerów rejestracyjnych. – Proszę, ten Citroen granatowy – pokazała nieznacznie głową. – I ta Mazda czarna. Zdaje się w niej nawet ktoś siedzi…
- Owszem – Max przyjrzał się uważniej. - Dwóch facetów.
- Przejdę się – Olga zamknęła komputer.
- Oszalałaś? – oburzył się natychmiast jej partner.
- Kochanie – spojrzała na niego z pobłażaniem. – Jeśli jest tam osoba, o której myślę, to nic mi nie grozi…
- A jeśli nie? – nie dawał za wygraną Max. Nie podobał mu się pomysł, że Olga ma się wystawiać na takie coś.
- To i tak nic mi nie zrobią, bo mamy coś, co do nich należy i co zapewne chcą odzyskać. Nie panikuj – dodała kpiąco, po czym szybko wyskoczyła z auta. Wolnym krokiem ruszyła przed siebie, skręciła w pierwszą uliczkę z brzegu i przebiegła kawałek, żeby znaleźć się przed interesującym ją wozem. Nie miała zamiaru od razu im się pokazywać, najpierw musiała sprawdzić, czy dobrze wszystko wydedukowała. Kiedy zza wielkiego drzewa zobaczyła za kierownicą Mazdy znajomą twarz, uśmiechnęła się lekko. Narzuciła na głowę kaptur bluzy, szybkim krokiem przebyła dystans dzielący ją od auta i bez wahania otworzyła tylne drzwiczki. Wsunęła się na siedzenie, jakby wsiadała do własnego samochodu.
- Cześć, Mark – odezwała się równocześnie. Dwaj mężczyźni odwrócili się błyskawicznie, celując do niej z broni. Spojrzała na nich z kpiną, ale posłusznie uniosła ręce w geście poddania. Kierowca na jej widok zbladł, otworzył szeroko czy ze zdumienia, po czym nieznacznie opuścił broń.
- Olga?? – wyjąkał, nie wierząc w to, co widzi.
- Olga, Olga – kobieta uśmiechnęła się lekko. – Schowajcie te spluwy – poprosiła. – Jesteśmy po tej samej stronie… Chyba… - dodała po krótkim namyśle.
- Paul, schowaj broń – Mark, jej przyjaciel ze studenckich czasów oraz jednorazowy kochanek, wsunął pistolet do kabury i uśmiechnął się szeroko. – Co ty tu robisz?
- Zdaje się, że coś zgubiliście… A raczej ktoś wam coś ukradł… - zaczęła.
- Skąd o tym wiesz? – Mark spojrzał na nią podejrzliwie.
- Powiedzmy, że też się tym zajmowałam – Olga wzruszyła ramionami. – To te dane – z kieszeni wyciągnęła pendrive’a i podała mężczyźnie.
- Skąd to masz?? – Mark wyglądał na lekko zszokowanego.
- Mało istotne – Olga nie zamierzała wyjawiać, czym się teraz zajmuje. – Laptop jest bezużyteczny, facet wpuścił w niego wirusa – dodała. – Aha, możecie po niego spokojnie iść, bo obecny właściciel już się raczej po niego nie zgłosi... Na pewno się nie zgłosi – poprawiła się, po czym wysiadła z auta. Nie zamierzała już nic więcej mówić, ani robić. Mark natychmiast wyskoczył za nią, złapał ją za ramię i zatrzymał w miejscu.
- Olga… - zawahał się na moment, widząc wyraz jej twarzy. – Skąd to wszystko wiesz?? – w odpowiedzi agentka popatrzyła na niego kpiąco. Zrozumiał. - Dlaczego nam to oddajesz?
- Bo znalazłam tam twoje nazwisko i uznałam, że lepiej będzie jak nie trafi to do ludzi, których aktualnie ścigasz – wyjaśniła. – A ja dbam o swoich przyjaciół… Nawet tych z przeszłości.
- Kim ty jesteś? – Mark jęknął cicho.
- Czy to ważne? – Olga popatrzyła na niego spokojnie. – Ważne, że teraz zrobiłam to, co należało. Może kiedyś będziesz mógł mi się zrewanżować – dodała ze śmiechem. Chociaż wcale jej tak wesoło nie było.
- CIA, prawda?
- Nie wnikaj – poprosiła cicho. – I raczej pomiń mnie w swoim raporcie…
- To jak wytłumaczę, że odzyskaliśmy skradzione dane, a złodziej nie żyje? – zapytał, wyprowadzony z równowagi.
- Coś wymyślisz. Na pewno dasz radę – mrugnęła do niego, a potem niespodziewanie pogładziła go po policzku. – Muszę iść…
- Olga! – kobieta zatrzymała się na dźwięk swojego imienia. – Jestem ci coś winien.

- Jesteś – skinęła mu głową na pożegnanie i szybko zniknęła w mroku.

23 stycznia 2015

Rozdział 24

            Max obudził Olgę tuż po zmierzchu. Wstała bez protestów, włożyła buty i kurtkę, i ramię w ramię opuścili pokój. Prawie nie rozmawiając udali się na wyznaczone miejsce spotkania, czyli pod stary wiadukt kolejowy. Te kilka godzin snu wystarczyło Oldze, żeby dość dobrze zregenerować siły oraz poukładać sobie wszystko w głowie. Nie, żeby zgadzała się ze wszystkim co dzisiaj powiedział jej Max, ale czuła, że ma rację. Musiała stać się taka jak on, bo inaczej zwariuje.

            Informator, którego imienia Olga nie poznała, ani nie chciała poznać, przyjechał minutę po tym, jak zaparkowali pod wiaduktem. Czarny motor zatrzymał się tuż przy aucie, a mężczyzna który nim przyjechał wyraźnie czekał na ich ruch. Wysiedli z wozu, natychmiast owionęło ich chłodne, nocne powietrze. Było pochmurno, zanosiło się na deszcz, a dalekie latarnie rzucały przytłumiony blask na ich postacie, co nie pozwalało im przyjrzeć się sobie dokładniej. Ale i tak Olga dostrzegła, że facet jest całkiem przystojny, ma bujną, czarną czuprynę i szerokie brwi. Był całkiem do rzeczy, w dodatku chyba też zwrócił na nią uwagę, bo przyglądał jej się chwilę dłużej niż wymagała tego sytuacja. Max, wiedziony jakimś samczym instynktem, stanął pomiędzy gościem, a opartą o maskę Olgą, co ta przyjęła z ironicznym uśmieszkiem, którego nie mógł zobaczyć, bo zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Czego się dowiedziałeś? – zapytał informatora, stając w rozkroku i zakładając kciuki za pasek spodni.
- Załatwiliście wszystkich – odparł informator. – Na statku aż huczy od domysłów i spekulacji, co za spec-grupa zrobiła taki burdel i wystrzelała najemników Stavrosa…
- Też mi najemnicy… – prychnął Max z pogardą w głosie.
- Podobno Stavros jest wściekły, bo gdzieś zginęła mu walizka z…
- Wystarczy! – uciął gwałtownie Max, na co Olga popatrzyła na niego z zaskoczeniem. Aż tak bardzo nie chciał zdradzić, co było w tej cholernej walizce?? – Jak nas znaleźli?
- Jeden z ochroniarzy na pokładzie przeżył – informator wzruszył ramionami na dziwną reakcję Maxa i przeszedł do dalszych wyjaśnień. – Udało mu się dostrzec czym odjeżdżacie, resztę zrobiły kamery miejskie… Ochroniarz nie żyje – dodał mężczyzna widząc, że Max otwiera usta, żeby zadać kolejne pytanie. – Zmarł chwilę po tym. Wyczyściłem też zapisy z kamer. A ponieważ załatwiliście wszystkich, to nie ma już nikogo, kto znałby wasz wygląd. Ale i tak musicie szybko zniknąć, bo policja się zainteresowała…
- Rozumiem, że się tym zajmiesz? – zapytał po chwili Max. Chyba musiał przetrawić uzyskane informacje.
- Już się zająłem. Pod tym adresem… – podał agentowi niewielką wizytówkę - …czeka na was nowy wóz, nowe dokumenty i kolejny adres. Kiedy tam dojedziecie, ktoś się z wami skontaktuje.
- I?
- Nie wiem – znów wzruszenie ramion. – Pewnie nasz wspólny szef coś ciekawego wymyśli. Bawcie się dobrze – zasalutował nam, po czym z powrotem wsiadł na motor. – Miło było poznać – dodał, wkładając kask. Olga wiedziała, że mówił do niej i była pewna, że dobrze ją zapamiętał. Podniosła się z maski i stanęła obok Maxa. Oboje patrzyli jak informator odjeżdża, kręcąc kółka i wzbudzając fontanny piasku.
- Pojedziesz – Max wręczył Oldze kluczyki od samochodu i zajął miejsce pasażera.
- Dobrze się czujesz? – agentka wsiadła do auta i rzuciła mu zatroskane spojrzenie.
- Tak. Muszę pomyśleć – odparł, po czym zapiął pas i zamknął oczy. Kobieta odpaliła samochód i powoli ruszyła. Wizytówka z adresem leżała na desce rozdzielczej i biła po oczach jasnym blaskiem.

            Faktycznie, Martom wymyślił. Kiedy Olga i Max znaleźli się w punkcie kontaktowym, czekał na nich komplet dokumentów oraz adres. W Nantes. Francja chyba nie za bardzo przypadła do gustu Maxowi, bo sarkał pod nosem, aż wkurzona Olga zapytała, o co mu chodzi. Po wielkich oporach wyznał, że nie zna języka i zawsze starał się unikać tego kraju.
- Kretyn – Olga roześmiała się i popukała palcem w czoło.
- To poważna sprawa – prawie się obraził.
- Jedziemy jako turyści, nie musimy znać języka – zwróciła mu uwagę, dalej rozśmieszona. – Lepiej powiedz, co Martom kombinuje – zmieniła temat na bardziej ją interesujący.
- Żebym to ja wiedział… - Max westchnął. Z Martomem pracował już długo i na ogół umiał przewidzieć jego ruchy i wytłumaczyć postępowanie. No właśnie, na ogół. Czasami ich szef wydawał im zaskakujące rozkazy. Teraz też powinien ich odwołać i kazać wrócić do Stanów, ale zamiast tego wysłał w kolejną misję.
- Nie powiedział ci??
- Przecież byłaś przy tej rozmowie – zniecierpliwił się Doherty. – Słyszałaś.
- I nie rozmawiałeś z nim później? – indagowała dalej agentka.
- Słonko, czy ty mi urządzasz przesłuchanie? – rzucił jej kpiące spojrzenie.
- Ależ skąd – zaprzeczyła Olga ze słodkim uśmiechem na ustach. – W życiu bym się nie ośmieliła. Poza tym, kto jak kto, ale taki wytrawny gracz nie dałby się podejść takiemu nowicjuszowi…
- Igrasz z ogniem – pogroził jej palcem.
- Najwyżej się sparzę – wzruszyła ramionami. Dalsza podróż minęła im na takich właśnie pogaduszkach, przekomarzaniach i drobnych czułościach. Rzeczywiście zachowywali się jak turyści. Olga nawet na moment zapomniała w jakim celu tam jadą.

Nantes, Francja

            Max zaparkował w podziemnym garażu i zgasił silnik. Mieli się tutaj spotkać z człowiekiem, który ogłosił się ostatnio na pewnym portalu, że ma do sprzedania „ciekawe informacje na temat amerykańskich szpiegów”. Portal znajdował się oczywiście w tej drugiej, niedostępnej dla zwykłego śmiertelnika sieci, dlatego anons został potraktowany bardzo poważnie. Tyle dowiedzieli się od Martoma, z którym skontaktowali się po przyjeździe. Na pytanie Olgi, dlaczego oni, a nie miejscowa agentura CIA, usłyszała odpowiedź, że od tego są i mają znaleźć gościa, a potem dowiedzieć się, czy faktycznie ma takie dane. Jeśli tak, to istniało realne zagrożenie dla kilku ważnych operacji toczących się właśnie w tym rejonie. No i mogli mieć kreta. Więc umówili się z facetem, który sam wybrał właśnie to miejsce na spotkanie. Oldze bardzo się ono nie spodobało, może dlatego, że parking był długi, słabo oświetlony i miał mnóstwo miejsc, gdzie można by z powodzeniem zastawić pułapki. Albo po prostu ich wystrzelać. Chociaż Max twierdził, że facetowi na pewno chodzi tylko o forsę.

            Olga mocniej ścisnęła Siga i ostrożnie stąpając przemknęła pod ścianą. Lampy, wiszące u sufitu, dawały mdły i przytłumiony blask, jednak w narożnikach wciąż czaiła się ciemność. Z jednej strony była dla agentki sprzymierzeńcem, ale z drugiej ktoś mógł się tam czaić. Olga wzięła na siebie sprawdzenie garażu, bo na samą myśl o siedzeniu w aucie i czekaniu cierpła jej skóra. To miejsce zdecydowanie miało klaustrofobiczną atmosferę i nie zamierzała jej potęgować przebywając w kolejnej zamkniętej puszce. Już wolała pospacerować sobie w półmroku. Max miał spotkać się z facetem, a ona ubezpieczać wszystko z boku.

            Uwagę agentki przykuł warkot silnika. Do garażu wjeżdżał właśnie jakiś samochód, jechał wolno, a jego zapalone reflektory omiotły pomieszczenie i wydobyły z cienia poszczególne kształty innych zaparkowanych tam aut. Olga powoli i ostrożnie wycofała się do ciemnego kąta, którego nie sięgało światło lamp. Zrobiła to całkiem odruchowo, nawet się nie zastanawiając. Samochód, czarny Renault, zatrzymał się jedno miejsce dalej od wozu, gdzie siedział Max. Agentka, starając się zachować maksymalną ciszę, ruszyła w stronę swojego partnera, wolała być bliżej, na wypadek, gdyby spotkanie wymknęło się spod kontroli. Jednak na razie nic na to nie wskazywało. Z auta wysiadł mężczyzna, około trzydziestoletni blondyn ubrany w dżinsy i skórzaną kurtkę. Max zrobił to samo, powoli podszedł do przybyłego i wyciągnął rękę na powitanie. Olga, ukryta w cieniu wielkiego filaru, z tej odległości nie była w stanie usłyszeć o czym rozmawiają, tym bardziej, że nie wrzeszczeli do siebie. Póki co, nic niepokojącego się nie działo, ale i tak starała się nie tracić czujności. Sprzedawca, na niewielkim netbook’u zademonstrował zawartość pendrive’a, która najwyraźniej usatysfakcjonowała agenta, bo po chwili doszło do wymiany. Pendrive zmienił właściciela i powędrował w ręce Doherty’ego, a w ręce faceta – szara koperta z pieniędzmi. Na ten moment czekała Olga. Błyskawicznie pokonała dystans pomiędzy swoją kryjówką, a mężczyznami i gdy znalazła się za plecami sprzedawcy, złapała go za gardło i przyłożyła Sig’a do głowy. Facet szarpnął się, ale w odpowiedzi mocniej przycisnęła lufę broni do skroni.
- Ani słowa – wysyczała, wzmacniając chwyt. – Pojedziemy na wycieczkę – po czym jednym ciosem w potylicę pozbawiła go przytomności. Max obserwował to wszystko w bezruchu, dopiero wiotczejące ciało faceta sprawiło, że go odblokowało.
- Zaczynasz mnie przerażać – zaśmiał się cicho, jak z dobrego żartu. Jeśli miałby się kogoś bać, to na pewno nie Olgi.
- Zamiast gadać głupoty, daj lepiej taśmę – Olga schowała Sig’a do kabury i wyciągnęła z kieszeni kurtki plastikowe opaski. Sprawnie związała leżącego mężczyznę, taśmą zakleiła mu usta, pilnując, żeby nie zasłonić mu nosa, żeby się przypadkiem nie udusił. Kiedy skończyła, spojrzała znacząco na swojego partnera, który westchnął ciężko i wrzucił związanego faceta do bagażnika ich samochodu. Agentka wyciągnęła jeszcze ich więźniowi kluczyki z kieszeni i wsiadła do czarnego Renault.
- Spotkamy się na miejscu – rzuciła krótko, po czym odpaliła auto i odjechała, nie oglądając się za siebie.

14 stycznia 2015

Rozdział 23

- Co jest, kurwa?? – Max ostrożnie wychylił się zza fotela, gdzie wylądował i rozejrzał uważnie. W pokoju, oprócz nich, nikogo nie było, a drzwi do pomieszczenia pozostały nienaruszone. Olga przemknęła pod ścianą i przykucnęła pod rozwalonym oknem. Odłamki szkła zachrzęściły pod jej butami, powoli wyprostowała się, stając obok ramy okiennej. Wychyliła się nieznacznie i błyskawicznie rozejrzała. I jeszcze szybciej schowała się z powrotem, bo kolejna seria zadudniła tuż nad jej głową.
- Chyba kogoś nieźle wkurzyliśmy – odezwała się, kiedy kanonada ucichła. Ci goście najwyraźniej nie zamierzali tracić nadaremno kul, tylko po to, żeby sobie postrzelać. – Widzę dwa auta, jedno jest puste, więc zapewne jakaś delegacja już tu idzie… W drugim tylko kierowca, dwóch stoi po bokach i mają ze sobą kałachy – zdała szybki raport. Max zaklął jeszcze parszywiej, po czym ruszył do drzwi.
- Trzeba ich odpowiednio przywitać – powiedział z pogróżką w głosie, ustawiając się nieco z boku wejścia. Olga, nic nie mówiąc, skinęła głową, po czym wychyliła się jeszcze raz i oddała kilka strzałów w kierunku uzbrojonych napastników. Okrzyk bólu poinformował ją, że któraś z kul trafiła celu. W odpowiedzi w jej stronę poleciała kolejna kanonada, tłukąc resztki szyb w oknie i obłupując tynk tuż nad głową agentki. Olga potrząsnęła głową, zrzucając z włosów kawałki gipsu i farby, po czym powtórzyła poprzedni manewr. Tylko zużyła więcej naboi. Ale warto było, bo znów któryś z facetów krzyknął krótko i głośno. Kobieta przez moment zastanowiła się, w którą kończynę trafiła, a ponieważ nigdy nie lubiła żyć w niepewności, prześlizgnęła się pod parapetem i stanęła z drugiej strony okna. Wyjrzała ostrożnie, a kiedy nic się nie działo, wychyliła się nieco mocniej. Szybki rzut oka wystarczył jej na stwierdzenie, że coś zdziałała. Kierowcy w wozie nie było, za to jeden z napastników leżał obok auta, trzymał się za brzuch i ciężko oddychał. Widziała to nawet z tej odległości. Za to nigdzie nie mogła dojrzeć drugiego strzelca, co jej się bardzo nie spodobało. I słusznie, bo facet chciał ją dorwać, skradając się wzdłuż muru. Jednak, dość pechowo dla niego, nadepnął na odłamek szkła z rozwalonego własnoręcznie okna. Chrzęst natychmiast zwrócił uwagę kobiety, który błyskawicznie odwróciła się w stronę hałasu, a widząc napastnika, zaczęła strzelać. Mężczyzna też miał taki zamiar, ale agentka była szybsza. Jej kule trafiły napastnika w pierś i szyję, facet zachłysnął się własną krwią i ciężko zwalił na chodnik. Olga natychmiast ukryła się w powrotem i odwróciła w stronę Maxa, który przyczajony i gotowy, czekał na dalszy rozwój wypadków. Pokazała mu dwa palce, na co skinął z aprobatą głową. Olga powoli się wycofała i ukucnęła za kanapą, tak żeby zarówno widzieć Maxa jak i okno. Na wszelki wypadek, gdyby jeszcze komuś przyszło do głowy, żeby tamtędy wejść.

            Chwilę później drzwi do pokoju otwarły się z hukiem, a w progu stanęło dwóch mężczyzn uzbrojonych po zęby. Kolejny czaił się tuż za nimi. Olga odruchowo mocniej wcisnęła się za mebel, a Max od razu zaczął strzelać. Jednego posłał na ziemię, ale drugi był już sprytniejszy, schował się za drzwiami i oddał w ich stronę długą serię, która wbiła się w ścianę tuż nad głową agentki. Doherty przypadł do podłogi, przetoczył się za fotel i nawet dobrze nie wstając, odpowiedział ogniem. Olga dołączyła do niego sekundę później, ale jej kule trafiły tylko w drewnianą futrynę i ścianę obok. Oboje wiedzieli, że trzeba tą sprawę załatwić jak najszybciej, zanim pojawi się policja. Bo wtedy będą mieli ogromne problemy z wytłumaczeniem się, kim są i co tutaj robią. Mimo, że mieli dokumenty. Dlatego nie przestawali strzelać mając nadzieję, że któreś z nich trafi i przechyli szalę na ich korzyść. Było to trudne, zważywszy na to, iż od ostrzału oderwał Olgę hałas za plecami. Odwróciła się błyskawicznie, w samą porę, aby posłać kilka kul prosto w brzuch i klatkę piersiową kolejnego najemnika, który postanowił zajść ich od tyłu i wskoczył do pokoju przez rozwalone okno. Max również popatrzył w tą stronę, na moment tracąc z oczu napastników przy drzwiach. Co oni od razu wykorzystali, rzucając się na niego.  Kobieta cofnęła się pod ścianę, żeby naprawić swój błąd i mieć oko na całe pomieszczenie. Co okazało się doskonałym pomysłem, zważywszy na to, iż jej partner został zaatakowany przez dwójkę dość rosłych mężczyzn, walnięty głową w żołądek i szybciutko rozbrojony. Olga bez namysłu strzeliła do jednego z nich, trafiając go w kolano, a potem w brzuch. Facet upadł i jęcząc, zwinął się w kłębek. Drugi z ochroniarzy natomiast, widząc co się stało, złapał Doherty’ego za kark i zasłonił się nim, jednocześnie przystawiając mu lufę pistoletu do skroni. Cała trójka zastygła w bezruchu, a cisza, które nagle zapanowała w pokoju zakłuła boleśnie Olgę w uszy. Agentka stanęła w lekkim rozkroku, ustawiając się do strzału i uważnie obserwując zachowanie partnera.
- Puść go – wycedziła, mierząc starannie w jedyny odsłonięty kawałek napastnika, czyli rękę trzymającą broń.
- Walizka! – zażądał facet, mocniej wciskając lufę Glocka w skroń Maxa.
- Puść go – powtórzyła Olga. Nie miała zamiaru brać udziału w żadnych negocjacjach.
- Oddajcie walizkę!
- Puść go, kurwa, albo zobaczysz jak wygląda twój mózg! – kobieta powtórzyła ostatnio zasłyszaną pogróżkę Maxa. Doherty uśmiechnął się nieznacznie. Istotnie, jego partnerka uczyła się błyskawicznie. Dlatego był pewien, że ma już plan działania, a on nawet wiedział jaki. Nie było sensu dłużej czekać, agent szarpnął się gwałtownie nie zważając na obecność spluwy tuż przy swojej głowie. Napastnik, zajęty obserwowaniem kobiety, dał się zaskoczyć. Co z kolei wykorzystała Olga, wylot lufy jej Siga natychmiast zmienił położenie, a agentka bez wahania nacisnęła spust. Kula śmignęła tuż obok ucha Maxa, trafiając najemnika prosto w czoło. Ze zdziwionym wyrazem twarzy mężczyzna padł na ziemię, Max odskoczył na bok i spojrzał na Olgę z lekką zgrozą.
- Oszalałaś?! – wydarł się po sekundzie ciszy. Olga schowała pistolet do kabury i wzruszyła nonszalancko ramionami. To była poza, tak naprawdę w środku cała dygotała, przerażona, że mogła nie trafić tam, gdzie miała zamiar. Ten plan, początkowo wspaniały, teraz wcale nie wydawał jej się taki idealny.
- Nie rozumiem o co ci chodzi… - odwróciła się tyłem, żeby jej partner nie dostrzegł tych wszystkich uczuć malujących się na jej twarzy i podniosła z kanapy swoją torbę. O dziwo, była cała.
- Mogłaś mnie zabić! – Max nie dawał za wygraną, ale też zgarnął swoje rzeczy. Wrzeszczał, ale w głębi duszy był dumny z zachowania kobiety. I podziwiał ją, że mimo krótkiego stażu potrafiła zachować zimną krew w obliczu takiej sytuacji.
- Ale zabiłam jego! – Olga stanęła przed Doherty’m i popatrzyła na niego ciężkim wzrokiem. Udało już się jej poskromić ten wewnętrzny dygot i teraz zaczynała być po prostu zmęczona. – W końcu chyba właśnie o to chodziło! Lepiej stąd spadajmy – dodała, nie chcąc przedłużać tej bezsensownej kłótni. Jej partner jeszcze kilka chwil stał w milczeniu, po czym westchnął lekko i ruszył za nią do drzwi. A raczej tego, co z nich zostało. W samą porę, bo w oddali usłyszeli charakterystyczne wycie policyjnych syren.


            Ponieważ żadne z nich nie było pewne, czy byli śledzeni, czy ktoś ich wydał, nie mogli ewakuować się według standardowej procedury. Ale zarówno Olga, jak i Max wiedzieli jedno: muszą dowiedzieć się, co się stało, że najemnicy z kontenerowca tak szybko ich znaleźli. Co prawda, walizka zabrana ze statku była już daleko stąd, ale nie mogli zostawić tej sprawy nie zamkniętej. Musieli dowiedzieć się, czy był to głupi przypadek, czy celowe działanie. Dlatego, kiedy tylko oddali się na odpowiednią odległość, Max nawiązał bezpieczne połączenie z Centralą i zdał szybki raport. Martom, słysząc co się stało, klął długo i szpetnie, po czym podał im kontakt do ich miejscowego informatora, który nie tylko miał się dowiedzieć szczegółów, ale także pomóc im szybko i po cichu opuścić miasto. Bo zapewne za chwilę okaże się, że są poszukiwani przez policję i inne służby. W końcu zostawili za sobą całkiem sporo trupów. Max skontaktował się z tym człowiekiem, podał mu najistotniejsze informacje i obiecał czekać na telefon. Po czym zawiózł Olgę do małego, obskurnego hoteliku, gdzie wynajęli równie mały i równie obskurny pokoik. Agentka nie miała najmniejszej ochoty roztrząsać ostatnich wydarzeń, więc po prostu poszła spać.

10 stycznia 2015

Rozdział 22

- Ilu was zostało? – warknął Max. Facet w odpowiedzi tylko głośniej zajęczał. – Ilu?? – lufa Maxowego Siga mocniej wcisnęła się w głowę mężczyzny. – Mów, kurwa, ilu, bo zaraz zobaczysz jak wygląda twój mózg!
- Tylko nasza piątka – wyjęczał ich więzień. Mówił po angielsku z akcentem charakterystycznym dla wschodniej Europy. Olga wyraźnie widziała jak facet walczy, żeby nie zemdleć i nie upaść.
- Jeśli kłamiesz… - groźba w głosie Doherty’ego była aż nadto słyszalna.
- Nie kłamię, przysięgam – znów jęk. Lenkov skrzywiła się, sama nie wiedzieć czemu. W końcu gościa bolało, miał prawo sobie pojęczeć, zwłaszcza przy niezbyt delikatnym traktowaniu go przez Maxa.
- Umiesz otworzyć to gówno? – jej partner wskazał brodą kontener.
- Nie mam klucza do kłódki… Ale znam szyfr – dodał szybko mężczyzna, bo lufa SigSauera znów wbiła mu się w skroń.
- To jazda – zadysponował natychmiast Doherty, dźwigając faceta na nogi. Nadal trzymał broń tuż przy głowie najemnika, Olga szła zaraz za nimi, ubezpieczając. Wolała być przygotowana. Podeszli do kontenera i agentka stanęła przy zamku. – Mów! – rozkazał Max, szturchając faceta. Ten bez zająknięcia wyrecytował szereg cyfr, które kobieta wprowadziła na klawiaturze. Zamek szczęknął i drzwi nieco się uchyliły. W całkowitym otwarciu przeszkodził im skobel, ale Max bez wahania przestrzelił kłódkę. A potem, równie bez namysłu, strzelił skrępowanemu mężczyźnie prosto w skroń. Krew trysnęła obficie, znacząc czerwonymi plamami ściany pobliskich kontenerów, pokład statku i koszulkę Olgi. Kobieta odskoczyła gwałtownie, krzywiąc się z niesmakiem i oburzeniem.
- Zwariowałeś?? – wywarczała wściekle. Ale tak naprawdę była wstrząśnięta zachowaniem partnera, który nawet się nie zawahał, wydając wyrok. – Nie musiałeś go zabijać!
- Musiałem – zaprzeczył Max. – I dobrze o tym wiesz. Dopuść wreszcie do siebie świadomość, że nie wolno nam zostawiać żadnych świadków. Żadnych! – podkreślił. – Co zrobiłaś z czujkami? – zainteresował się gwałtownie.
- Ogłuszyłam i związałam… - Olga już wiedziała, co będzie dalej.
- Idź, dokończ – polecił stanowczo.
- Ale… - zaprotestowała.
- Olga, Słonko – podszedł i wziął jej twarz w dłonie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Max delikatnie ją pocałował. – Nie możemy zostawiać świadków – powtórzył łagodnie. Kiedy nawet nie drgnęła, westchnął ciężko. – Kochanie, to naprawdę nie jest odpowiedni moment…
- Na co? – zapytała cicho.
- Na rozterki moralne – wyjaśnił. – Musimy załatwiać sprawy do samego końca. I nie mamy czasu na dyskusje – dodał, widząc, że już otwiera usta, żeby zaprotestować. – Gdzie oni są?
- Leżą pomiędzy kontenerami – odpowiedziała z niechęcią w głosie.
- Prowadź…
Ochroniarze leżeli tam, gdzie ich zostawiła. Jeden i drugi był już przytomny, co szybko sprawdzili. Max przeciągnął ich w jedno miejsce i przez chwilę się na nich zapatrzył. Olga miała nadzieję, że zmienił zdanie i zastanawia się, gdzie ich schować, żeby reszta za szybko ich nie znalazła, ale po chwili okazało się, że się myliła. Doherty oderwał wzrok od jeńców, popatrzył na Olgę i znów westchnął.
- Dokończ – polecił zimnym tonem, pasującym do niego bardziej niż te wszystkie czułe słówka.
- Co? – Olgę zatchnęło.
- Dokończ – powtórzył.
- Nie – zaprotestowała stanowczo, przyjmując wojowniczą postawę pełną buntu. Max przypatrywał się jej przez chwilę zmrużonymi oczyma, a potem podszedł i gwałtownie złapał ją za kark.
- To był rozkaz – wycedził jej wprost do ucha. – Uświadom sobie, kochanie, że teraz jesteśmy w pracy i masz wykonywać polecenia. Zabij ich, albo…
- Albo co? – wymamrotała, zbyt zaskoczona, żeby się bronić.
- Nie chcesz wiedzieć – uśmiechnął się złowieszczo. – Uwierz, skarbie… Zabij ich! – puścił ją i odsunął się o krok. Olga spojrzała na niego z mieszaniną strachu i oburzenia. Jak on śmiał tak ją potraktować! Widać jego słowa o wielkiej miłości były tylko kłamstwem przemknęło jej przez głowę. Ale natychmiast sama się skarciła. Nie podobało jej się zachowanie Maxa, ale wiedziała, że ma rację. Nie mogli zostawiać przy życiu nikogo, kto ich widział. Wyciągnęła Siga i nawet za bardzo nie przymierzając, strzeliła. Raz za razem. Jeden po drugim, ochroniarze, którzy do tej pory szarpali się z przerażenia, wyprężyli się i znieruchomieli. A Olga poczuła się parszywie. Przez moment. A potem zakryła swoje uczucia obojętnością. Musiała się jej nauczyć, a to była odpowiednia chwila.
- Zadowolony? – schowała broń i spojrzała na swojego partnera z urazą, która była również słyszalna w jej głosie.
- Dzielna dziewczynka – Max chwycił ją w pasie i namiętnie pocałował. Olga wiedziała, że takie sytuacje cholernie go podniecają, a kiedy wrócą do kryjówki, będą kochać się do upadłego. – Zabieramy co nasze i spadamy – oderwał się od niej po chwili. Z kontenera zabrali niewielką, srebrną walizkę i błyskawicznie skierowali się w stronę trapu. Mijali właśnie zejście pod pokład, kiedy nagle wyskoczył z niego jeszcze jeden ochroniarz. Max zadziałał natychmiastowo, jego ręka z bronią wyskoczyła do przodu i plunęła ogniem. Facet zgiął się w pół i runął na pokład, zwinięty w kłębek. Agent nawet nie sprawdził, co z nim, minął go obojętnie, ponaglając swoją partnerkę. Która bez słowa protestu poszła jego śladem.

Udało im się opuścić port niezauważenie, może dlatego, że ich auto nie wzbudzało żadnych podejrzeń. Max od razu skierował się do punktu kontaktowego, gdzie czekał już na nich wysłannik Martoma. Nie wiedzieli, co jest w walizce, mieli ją tylko odzyskać i nie interesować się jej dalszym losem. Więc nie pytali. Olga zdążyła się już nauczyć, że czasami jest lepiej nie wiedzieć za dużo. A Max, nawet jeśli znał zawartość srebrnego pudełka, to i tak nie miał zamiaru dzielić się tą wiedzą z nikim. A już zwłaszcza ze swoją partnerką. Tłumaczył to jej bezpieczeństwem, ale tak naprawdę nie mógł znieść myśli, że ktoś miałby wiedzą równie dużą jak on.

Olga weszła do ich kryjówki i pierwsze, co zrobiła, to zmieniła koszulkę. Tamta była z plamami krwi, a czego kobieta nie znosiła na równi z prowizorką, to cudzej krwi na własnej odzieży. Jej własna aż tak bardzo jej nie przeszkadzała. Najchętniej weszłaby pod prysznic, bo miała wrażenie, że jest strasznie brudna, ale nie było na to czasu. Wiedziała, że muszą szybko znikać. Jednak Max był najwyraźniej innego zdania, bo kiedy zaczęła się pakować, podszedł do niej i chwycił ją za ręce.
- Skarbie…
- Nie mów do mnie „skarbie” – warknęła, wyrywając się gwałtownie.
- Olga – poprawił się natychmiast. Wiedział, kiedy jej dodatkowo nie drażnić. – Chyba nie jesteś na mnie zła…
- Zła? – agentka uniosła brwi, zbyt przesadnie demonstrując zdziwienie. – Nie jestem zła, Max. Jestem wściekła!
- Że kazałem ci ich zabić? – zapytał z westchnieniem. Nie uśmiechało mu się kolejny raz tłumaczyć partnerce rzeczy oczywiste. Zdecydowanie bardziej wolałby poświęcić ten czas na przyjemniejsze rzeczy.
- Że zrobiłeś to w taki sposób! – skrzyżowała ramiona na piersi. – Co chciałeś mi pokazać? Gdzie jest moje miejsce w szeregu? Czy po prostu lubisz mnie upokarzać? – popatrzyła na niego z furią.
- Nie – Max cofnął się o krok. Na wszelki wypadek. – Nie lubię.
- Więc co to było??
- Konieczność – syknął. – Inaczej nigdy byś się nie przełamała.
- Nie jestem jakimś pierdolonym świeżakiem! – krzyknęła z oburzeniem. – Umiem strzelać do ludzi i robię to!
- W obronie własnej! – odkrzyknął, wyprowadzony z równowagi jej uporem. – Z tym, owszem, nie masz problemów! Ale teraz sytuacja się zmieniła. Olga… – podszedł do niej i złapał ją za ramiona. – Jesteś zabójcą. Zabijasz na zlecenie. Pogódź się z tym. Inaczej zwariujesz…
- Mówisz z własnego doświadczenia? – zakpiła, ale nie odsunęła się.
- Nie, kochanie – zaprzeczył łagodnie. – Żeby zwariować, trzeba mieć sumienie i moralność. Ja już od dawna jestem wyzuty z tych dwóch rzeczy. I pora, żebyś ty też się ich pozbyła. One nie pomagają w naszej pracy.
- Tylko przeszkadzają? – westchnęła Olga. To co mówił Max, zaczynało do niej trafiać mocniej, niż do tej pory.
- Tak. A żeby przeżyć i wykonać zadanie, nic nie może ci przeszkadzać – dodał, przytulając ją mocniej. – A ja nie chcę, żebyś zginęła tylko dlatego, że się zawahałaś!
- Nie rozczulaj się, rozumiem już – wymamrotała agentka, opierając czoło o tors mężczyzny. – Ale nie rób już tak więcej, dobrze?

- Jak będziesz wykonywać rozkazy, to nie będę – odparł stanowczo. W odpowiedzi Olga przewróciła oczami i westchnęła. Jej partner był niereformowalny i najwyraźniej przekonany o swojej nieomylności. Chciała coś odpowiedzieć, ale seria z karabinu, która dokładnie w tym momencie rozbiła szyby w oknie ich kryjówki, jej na to nie pozwoliła. Oboje odruchowo rzucili się na podłogę, jednocześnie wyciągając broń, z którą się nie rozstawali.

6 stycznia 2015

Rozdział 21

            Od kiedy Olga i Max stwierdzili, że ich partnerstwo to coś poważniejszego, ich współpraca zaczęła iść jeszcze sprawniej. Każde kolejne zadanie zbliżało ich do siebie, budowało jeszcze mocniejszą więź. Wyglądało to tak, jakby już nie umieli pracować bez siebie. Każdego dnia uczyli się siebie wzajemnie, swoich reakcji, gestów, nawet śmiechu. Każdego dnia pokonywali kolejne przeszkody w byciu razem. Olga z niepokojem zauważyła, że w pewnym stopniu uzależniła się od swojego partnera, od jego obecności, głosu, tego, że jest i że jej pomaga. Ale również od tego, że uczy ją kolejnych sztuczek, jak przetrwać w świecie tajnych agentów i zabójców, gdzie każdy mógł okazać się wrogiem. Gdzie nie do końca było jasne, o co walczą i gdzie zacierała się granica pomiędzy dobrem i złem. Przy każdym zadaniu Olga pokonywała swoje słabości i wątpliwości. Przy każdym zadaniu łamała kolejne zasady, które do tej pory wydawały się być nietykalne. A raczej to Max zmuszał ją do tego. Łamał jej opór, jej wątpliwości, jej wahania. Odzierał z wyrzutów sumienia i ludzkich odruchów. Stwarzał ją na własny obraz i podobieństwo i jakkolwiek obrazoburczo to brzmiało, taka była prawda. A Olga… Ufała mu, słuchała go i twardniała, stopniowo, lecz nieubłaganie. Każdy wyeliminowany cel, każde wykonane zadanie sprawiało, że się zmieniała. Zmieniała się w twardą, bezlitosną agentkę, zabójczynię bez sumienia i skrupułów. Osobę, która nie wahała się wykorzystać wszystkich chwytów, aby osiągnąć cel. Co najgorsze, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła przestać. Nie potrafiła sprzeciwić się ani Maxowi, ani swojemu szefowi. I obaj to wykorzystywali.

            Olga doskonale pamiętała dzień, kiedy zrozumiała, że nie ma już odwrotu i że została jej tylko ta jedna droga. Siedzieli w porcie w Hamburgu i czekali na przypłynięcie kontenerowca z Nigerii. Tak naprawdę statek należał do serbskiego bandyty Stavrosa, ale nie mógł płynąć pod taką banderą. Odpowiednia porcja gotówki pozwoliła wziąć go pod nigeryjskie skrzydła, co nie zmieniało faktu, że załogą byli głównie Serbowie oraz kilku Bułgarów. Byli wyszkoleni, ale ze służbami specjalnymi nie mieli nic wspólnego, służyli tylko jako ochrona. Poza tym, skupiali się jedynie na niewielkim fragmencie statku. Tym fragmencie, gdzie stał malutki, w porównaniu do pozostałych, kontener, pomalowany na rudo-brązowy kolor, zamknięty na szyfrowy zamek i dodatkową kłódkę, chyba tylko dlatego, żeby nie wyróżniał się od pozostałych. Wyróżniał się za to dodatkową ochroną, niewidoczną na pierwszy rzut oka, ale po prostu, trzeba było wiedzieć na co patrzeć. Olga odłożyła lornetkę i spojrzała na swojego partnera. Max siedział za kierownicą ich niepozornego wozu i sprawiał wrażenie znudzonego.
- Długo jeszcze będziemy tu siedzieli i czekali nie wiadomo na co? – spytała kobieta z irytacją w głosie. Tkwili tu już kilka godzin, dokładnie cztery, czyli od momentu, kiedy „Królowa Mórz Południowych” zacumowała w porcie. Swoją drogą, to była zbyt pompatyczna nazwa jak dla tego rodzaju jednostki pływającej.
- Nie bądź taka niecierpliwa – mruknął, nawet na nią nie patrząc. – Dobrze wiesz na co czekamy…
- Aż załoga zejdzie na ląd – odpowiedziała, wzdychając. – Ochrona nie zejdzie…
- Zejdzie – zaprzeczył.
- Nie cała – upierała się.
- Damy radę. Panikujesz? – w końcu na nią spojrzał.
- Nie – Olga pokręciła głową. – Zadanie jak inne. Po prostu nie lubię siedzieć i czekać. I nie lubię nie mieć planu…
- Mamy plan, Słonko – zauważył Max, uśmiechając się lekko. – Tylko taki lekko prowizoryczny…
- Nie znoszę prowizorki – warknęła.
- Myślałem, że się już przyzwyczaiłaś – zdziwił się.
- Jakoś nie – skrzywiła się. Znów sięgnęła po lornetkę, bo zauważyła ruch na interesującym ich statku. – Schodzą – poinformowała partnera, niepotrzebnie, bo sam zdążył już to zauważyć.
- Dobra, schodzi ostatni i zaczynamy – zarządził. Olga wrzuciła lornetkę do schowka i sprawdziła SigSauera.

            Zejście załogi na ląd nie trwało długo, w końcu kontenerowiec nie potrzebował aż tak licznej obsady, jak na przykład wycieczkowiec. Olga przypatrywała się marynarzom i bez trudu oddzieliła tych prawdziwych, którzy pływali już od wielu lat, od tych, którzy nie mieli o tym pojęcia. Oprócz sposobu poruszania wyróżniała ich także wszelkiego rodzaju broń poukrywana, może i umiejętnie, ale momentami niezbyt dokładnie.
- Zostało kilku… – Max odłożył swoją lornetkę i poprawił szelki z bronią. – Naliczyłem czterech, ale możliwe, że to nie wszyscy...
- Prowizorka – prychnęła w odpowiedzi Olga i powoli wysiadła z auta. Wóz zostawili za niewielkim budyneczkiem, a sami podeszli bliżej, kryjąc się w cieniu. Na szczęście władze portu oszczędzały na oświetleniu, więc nie mieli problemu z ukryciem się. Na pokład kontenerowca dostali się bez trudu, trap nadal był opuszczony i w dodatku nikt go nie pilnował. Najwyraźniej przybicie do portu i możliwość zejścia na ląd i zabawienia się przed kolejną długą podróżą, nieco przytłumiła instynkty ochroniarzy. Ci zresztą nie sprawiali wrażenia zachwyconych pozostaniem na warcie, owszem, robili krótkie patrole, ale głównie skupiali się na zbijaniu się w grupkę i narzekaniu, że znowu im przypadła warta. A także przeklinaniu, pluciu i wygrażaniu dowódcy, który zapewne też korzystał z nocnych uciech Hamburga.
Olga i Max rozdzielili się, kobieta poszła w prawo, agent w lewo. Planowali po kolei wyeliminować czujki i wartowników, a potem spotkać się przed interesującym ich kontenerem. Agentka szła powoli, skradając się pomiędzy pozostałymi metalowymi puszkami, z bronią gotową do strzału, czujna i zwarta. Pierwszą czujkę dostrzegła już po chwili, podkradła się bezszelestnie i wykorzystując moment, że facet był odwrócony do niej tyłem, bez pardonu zdzieliła go kolbą w tył głowy. Wartownik nawet nie jęknął, zachwiał się i byłby z hukiem zwalił się na ziemię, ale zdążyła go złapać. Od razu wciągnęła go pomiędzy kontenery, po czym szybko skrępowała plastikowymi opaskami i zakneblowała kawałkiem jego własnej koszuli. Nie ruszał się, więc zostawiła go w spokoju i poszła dalej. Drugiego ochroniarza załatwiła w identyczny sposób, dwóch kolejnych pozbył się Max. Pozbył się dosłownie, bo w przeciwieństwie do Olgi, skręcił im karki. Olga była jeszcze na etapie, że niekoniecznie trzeba od razu zabijać, co Max usiłował z niej wyplenić. On znał tylko radykalne rozwiązania i tylko takie stosował. Zgodnie z planem spotkali się przed kontenerem. Max przyjrzał się zamkowi i kłódce i wzruszył ramionami.
- Nie umiesz? – zadrwiła Olga widząc, że tylko patrzy.
- Nie jestem matematycznym geniuszem – warknął. Po czym odwrócił się gwałtownie i popchnął ją w przeciwległy kąt. Olga zaklęła głośno, kiedy wystrzelona nie wiadomo skąd kula świsnęła tuż nad jej głowa, zrykoszetowała i wbiła się w podłogę w miejscu, gdzie przed chwilą stała. Kobieta błyskawicznie przetoczyła się głębiej, wychyliła się lekko i usiłowała zlokalizować strzelca. Nic z tego, było za ciemno, a facet znacznie lepiej znał okręt niż ona.
- Po prawej – usłyszała w uchu głos Maxa. Słuchawki i mikrofony stanowiły nieodłączny element ich pracy, jakże przydatny właśnie w takich chwilach.
- Widzę – odparła po chwili, bo faktycznie dostrzegła strzelca. Dość solidnie zbudowany facet czaił się za wielkim zwojem lin.

- Wystawię się, a ty go spacyfikuj – oznajmił Max. – Tylko nie spudłuj! – Olga przewróciła oczyma na ten ostatni komentarz. Był nie na miejscu, była dobrym strzelcem, lepszym niż Max, co czasami go bolało. Doherty zrobił jak zapowiedział. Chcąc przemknąć z jednej kryjówki do drugiej, odsłonił się i pokazał, co polujący na nich mężczyzna od razu wykorzystał. Kule z pistoletu natychmiast zadudniły, odbijając się od wszechobecnych blach. Ale żeby to zrobić, facet musiał się dość mocno wychylić, co z kolei wykorzystała Olga. Strzeliła dwa razy, ale wystarczyło. Posłała gościa na ziemię, sprawiając, że upuścił swoją broń i zdecydowanie nie nadawał się do walki. Max wyszedł ze swojej kryjówki i ostrożnie zbliżył się do leżącego mężczyzny. Który krwawił dość obficie i jęczał, przyciskając rozwaloną rękę do tułowia. Agentka też podeszła, równie ostrożnie i również z bronią gotową do strzału. Max odkopnął leżący obok pistolet i sprawnie obszukał leżącego. Oprócz niewielkiego noża przy prawym bucie nie znalazł nic niebezpiecznego, więc bez wahania przewrócił napastnika na brzuch i nie zważając na jego bolesne wrzaski, skuł mu ręce na plecach. A potem uniósł go do klęku i przyłożył lufę do skroni.


2 stycznia 2015

Rozdział 20

Kochani, chyba bardzo mocno trzymacie te kciuki, bo Wen szaleje :D Przy okazji - mała zmiana formy, jednak tak pisze mi się znacznie lepiej i zdecydowanie szybciej :) Mam nadzieję, że się spodoba. 

Alexandretta

P.S. Szczęśliwego Nowego Roku (trochę późno, ale szczerze :D)

***

Siedziba Ósemki – Waszyngton

            Martom nie był zachwycony spotkaniem swoich agentów z Szavienką. Olga odniosła wrażenie, że nawet się lekko wystraszył, co wydało jej się dziwne i podejrzane. Czyżby jednak Max miał rację? Trudno jej było w to uwierzyć. Trudno jej było uwierzyć, że ktoś taki jak Martom i ktoś taki jak Max mogą się czegoś lub kogoś bać. W końcu oboje byli doświadczonymi agentami i posiadali odpowiednie umiejętności, żeby się bronić. Oraz odpowiednie znajomości, żeby nikt ich nie ruszył. Ale im dłużej o tym myślała i im dokładniej się temu przyglądała, coraz częściej dochodziła do wniosku, że coś jest na rzeczy. Kobieta może i nie miała takiego doświadczenia jak oni, to jednak głupia nie była. I szybko się uczyła, co ją samą czasami przerażało. Przerażało, że z taką łatwością wpasowała się w ten brutalny świat. Wiedziała, że to zasługa Maxa, który był świetnym nauczycielem. Ale nie mogła wszystkiego na niego zrzucić. Wybrała i już nie mogła zawrócić z tej drogi.

            Kiedy Olga i Max wrócili z Czech, czas oczekiwania na kolejne zadania mijał im głównie na treningach, ćwiczeniach, szkoleniach i sparingach. Było to męczące, ale żadne nie narzekało. Od tych wszystkich rzeczy zależało powodzenie każdej z misji oraz, nie ma co ukrywać, również ich życie. Tylko nieustanne doskonalenie się i utrwalanie już nabytych umiejętności gwarantowało, że wrócą do domu. Już później, znacznie później, Olga wielokrotnie dziękowała sobie w myślach, że się nie buntowała i sumienne ćwiczyła. I dotyczyło to nie tylko ćwiczeń fizycznych, ale także tych w posługiwaniu się różnoraką bronią.
A wieczory spędzali najczęściej w łóżku. Od kiedy dali sobie spokój z zachowaniem pozorów, to właśnie seks stał się dla nich najlepszą formą rozrywki. I relaksu. Najczęściej lądowali u Olgi, chociaż parę razy zdarzyło im się trafić do mieszkania Maxa. Czasami robili to w aucie, czasami pod firmowym prysznicem, a czasami gdzieś na łonie natury. To było szaleństwo, ale strasznie ich to kręciło. W dodatku Max okazał się utalentowanym nauczycielem również w tej dziedzinie. Pokazał kobiecie jak niewiele wiedziała o tej, jakże przyjemnej, strefie życia i jak wiele jeszcze zostało im do odkrycia.

- Kochanie, jesteś boska – wymruczał Max, jednocześnie delikatnie gładząc Olgę po plecach. Leżeli w jego łóżku, zmęczeni i spoceni, ona na brzuchu, kryjąc twarz w poduszce, do której jeszcze kilka chwil temu krzyczała z rozkoszy, a Max obok, na boku.
- Jestem – zgodziła się z nim, nawet nie podnosząc głowy.
- Mówiłem poważnie – obruszył się. – Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty…
- Tylko się nie zakochaj – zakpiła agentka, nie chcąc, żeby ta dyskusja przerodziła się w coś poważniejszego. A zazwyczaj poważne rozmowy zaczynają się od takich banalnych stwierdzeń.
- Za późno… -  Olga usiadła gwałtownie i spojrzała na Maxa z niedowierzaniem.
- Jaja sobie robisz? – zapytała złym głosem.
- Dlaczego od razu tak agresywnie? – Max też usiadł.
- Bo nie podoba mi się to, co powiedziałeś – wyjaśniła krótko.
- Niby co? Że się zakochałem? W tobie? Stało się.
- Nie miało prawa! – krzyknęła, wyprowadzona z równowagi.
- Bo?
- Bo… - przez moment nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała tylko, że to bardzo zły pomysł. – Bo pracujemy razem – wybrała w końcu najbardziej idiotyczny argument, jaki przyszedł jej do głowy. – Bo jesteśmy tajnymi agentami. Bo…
- I twoim zdaniem to są przeszkody? – zmarszczył brwi, przerywając jej.
- A nie są?
- Oczywiście, że nie – prychnął. – Nikt nigdy nie powiedział, że nie możemy sobie ułożyć życia prywatnego! Poza tym, to nawet lepiej, że pracujemy razem. Nie będziemy się o siebie martwić, gdy jedno z nas wyjedzie.
- Nie przekonują mnie twoje argumenty – pokręciła głową, nie przyjmując do wiadomości tego, co mówił.
- Olga, Skarbie – przysunął się do niej. – Przecież nie mówię, że teraz, zaraz mamy lecieć do księdza i się pobierać. Mówię tylko, że cię kocham. Że będę się o ciebie troszczył. Że będę cię chronił. Że będziesz przy mnie bezpieczna. Że cię nie zostawię…
- Wystarczy – Olga zasłoniła mu usta dłonią. – Nie mów nic więcej. Proszę. Ja… Ja nie wiem, co powiedzieć… Nie spodziewałam się takiego… - urwała. – Daj mi czas, dobrze? – poprosiła. Przez chwilę jej się przypatrywał, a potem powoli skinął głową.
- Dobrze – zabrał dłoń kobiety i delikatnie pocałował jej wnętrze. – Jestem cierpliwy. Ale zastanów się…
- Dobrze – teraz ona skinęła głową. – Pomyślę o tym. A teraz… - wstała, zabierając rękę z jego uścisku. – Teraz lepiej już pójdę.
- Nie zostaniesz? – Max wydawał się być zawiedziony decyzją partnerki.
- Nie – Olga zaczęła się ubierać. – Dzisiaj nie – kobieta odnalazła swoje buty, chwyciła kurtkę i prawie wybiegła. Cholera, cholera, cholera, tłukło się jej po głowie Nie chciała tego. Nie planowała. Ale jak zwykle, złośliwy los zadecydował za nią. Niech to szlag! Krótki okrzyk rozbrzmiał w jej umyśle, tuż przed tym jak rzuciła się na swoje łóżko.

            Olga myślała o słowach Maxa bez mała całą noc. Lubiła go. Cholera, naprawdę go lubiła, chociaż czasami ją przerażał. Przerażało ją jego bezduszne i beznamiętne podejście do pracy. On się nie zastanawiał, on robił swoje. Zabijał bez skrupułów i wyrzutów sumienia. O dziwo, agentka nawet to rozumiała. Gdyby się przejmował, nie dałby rady wytrzymać tyle w tym zawodzie. Złapała się na tym, że zaczyna go podziwiać. I cieszyć się, że to właśnie on wprowadzał ją w tajniki tej pracy. Do tej pory to właśnie dzięki jego doświadczeniu wychodzili cało z wszelkich opresji. Olga myślała długo i intensywnie, a nad ranem w końcu podjęła decyzję. Od razu, chyba tylko dlatego, żeby się nie rozmyślić, chwyciła za telefon i wybrała numer Maxa.
- Tak, Skarbie – odebrał prawie natychmiast. Jakby czekał.
- Chcę spróbować – odezwała się bez wstępów. – Nie wiem, czy się uda, bo nie jestem pewna, czy jestem gotowa na związek… Jakikolwiek, nie tylko z tobą… Ale chcę to sprawdzić… Max, jesteś tam? – zaniepokoiła się, bo w słuchawce zaległa cisza.
- Jestem – odpowiedział lekko stłumionym głosem. – Zaskoczyłaś mnie…
- Niby czym? – zdziwiła się.
- Że już podjęłaś decyzję. Szybko…
- Chyba nie ma na co czekać… - zauważyła przytomnie.
- Naprawdę chcesz? – w głosie Maxa usłyszała niepewność.
- Gdybym nie chciała, nie dzwoniłabym…
- Teraz ja nie wiem, co powiedzieć…
- Powiedz, że się cieszysz – zaproponowała kpiąco. Zawsze tak reagowała, kiedy się denerwowała. Kpiną.
- Cieszę się – powtórzył posłusznie. – I, Olga…
- Tak? – na moment zaschło jej w gardle.
- Nie zawiodę cię…

- Trzymam cię za słowo – roześmiała się, pozornie lekko, ale tak naprawdę była cała spięta. Ale uwierzyła mu. Jak się później okazało, jeszcze nigdy w życiu nie pomyliła się tak bardzo jak wtedy…