10 stycznia 2015

Rozdział 22

- Ilu was zostało? – warknął Max. Facet w odpowiedzi tylko głośniej zajęczał. – Ilu?? – lufa Maxowego Siga mocniej wcisnęła się w głowę mężczyzny. – Mów, kurwa, ilu, bo zaraz zobaczysz jak wygląda twój mózg!
- Tylko nasza piątka – wyjęczał ich więzień. Mówił po angielsku z akcentem charakterystycznym dla wschodniej Europy. Olga wyraźnie widziała jak facet walczy, żeby nie zemdleć i nie upaść.
- Jeśli kłamiesz… - groźba w głosie Doherty’ego była aż nadto słyszalna.
- Nie kłamię, przysięgam – znów jęk. Lenkov skrzywiła się, sama nie wiedzieć czemu. W końcu gościa bolało, miał prawo sobie pojęczeć, zwłaszcza przy niezbyt delikatnym traktowaniu go przez Maxa.
- Umiesz otworzyć to gówno? – jej partner wskazał brodą kontener.
- Nie mam klucza do kłódki… Ale znam szyfr – dodał szybko mężczyzna, bo lufa SigSauera znów wbiła mu się w skroń.
- To jazda – zadysponował natychmiast Doherty, dźwigając faceta na nogi. Nadal trzymał broń tuż przy głowie najemnika, Olga szła zaraz za nimi, ubezpieczając. Wolała być przygotowana. Podeszli do kontenera i agentka stanęła przy zamku. – Mów! – rozkazał Max, szturchając faceta. Ten bez zająknięcia wyrecytował szereg cyfr, które kobieta wprowadziła na klawiaturze. Zamek szczęknął i drzwi nieco się uchyliły. W całkowitym otwarciu przeszkodził im skobel, ale Max bez wahania przestrzelił kłódkę. A potem, równie bez namysłu, strzelił skrępowanemu mężczyźnie prosto w skroń. Krew trysnęła obficie, znacząc czerwonymi plamami ściany pobliskich kontenerów, pokład statku i koszulkę Olgi. Kobieta odskoczyła gwałtownie, krzywiąc się z niesmakiem i oburzeniem.
- Zwariowałeś?? – wywarczała wściekle. Ale tak naprawdę była wstrząśnięta zachowaniem partnera, który nawet się nie zawahał, wydając wyrok. – Nie musiałeś go zabijać!
- Musiałem – zaprzeczył Max. – I dobrze o tym wiesz. Dopuść wreszcie do siebie świadomość, że nie wolno nam zostawiać żadnych świadków. Żadnych! – podkreślił. – Co zrobiłaś z czujkami? – zainteresował się gwałtownie.
- Ogłuszyłam i związałam… - Olga już wiedziała, co będzie dalej.
- Idź, dokończ – polecił stanowczo.
- Ale… - zaprotestowała.
- Olga, Słonko – podszedł i wziął jej twarz w dłonie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Max delikatnie ją pocałował. – Nie możemy zostawiać świadków – powtórzył łagodnie. Kiedy nawet nie drgnęła, westchnął ciężko. – Kochanie, to naprawdę nie jest odpowiedni moment…
- Na co? – zapytała cicho.
- Na rozterki moralne – wyjaśnił. – Musimy załatwiać sprawy do samego końca. I nie mamy czasu na dyskusje – dodał, widząc, że już otwiera usta, żeby zaprotestować. – Gdzie oni są?
- Leżą pomiędzy kontenerami – odpowiedziała z niechęcią w głosie.
- Prowadź…
Ochroniarze leżeli tam, gdzie ich zostawiła. Jeden i drugi był już przytomny, co szybko sprawdzili. Max przeciągnął ich w jedno miejsce i przez chwilę się na nich zapatrzył. Olga miała nadzieję, że zmienił zdanie i zastanawia się, gdzie ich schować, żeby reszta za szybko ich nie znalazła, ale po chwili okazało się, że się myliła. Doherty oderwał wzrok od jeńców, popatrzył na Olgę i znów westchnął.
- Dokończ – polecił zimnym tonem, pasującym do niego bardziej niż te wszystkie czułe słówka.
- Co? – Olgę zatchnęło.
- Dokończ – powtórzył.
- Nie – zaprotestowała stanowczo, przyjmując wojowniczą postawę pełną buntu. Max przypatrywał się jej przez chwilę zmrużonymi oczyma, a potem podszedł i gwałtownie złapał ją za kark.
- To był rozkaz – wycedził jej wprost do ucha. – Uświadom sobie, kochanie, że teraz jesteśmy w pracy i masz wykonywać polecenia. Zabij ich, albo…
- Albo co? – wymamrotała, zbyt zaskoczona, żeby się bronić.
- Nie chcesz wiedzieć – uśmiechnął się złowieszczo. – Uwierz, skarbie… Zabij ich! – puścił ją i odsunął się o krok. Olga spojrzała na niego z mieszaniną strachu i oburzenia. Jak on śmiał tak ją potraktować! Widać jego słowa o wielkiej miłości były tylko kłamstwem przemknęło jej przez głowę. Ale natychmiast sama się skarciła. Nie podobało jej się zachowanie Maxa, ale wiedziała, że ma rację. Nie mogli zostawiać przy życiu nikogo, kto ich widział. Wyciągnęła Siga i nawet za bardzo nie przymierzając, strzeliła. Raz za razem. Jeden po drugim, ochroniarze, którzy do tej pory szarpali się z przerażenia, wyprężyli się i znieruchomieli. A Olga poczuła się parszywie. Przez moment. A potem zakryła swoje uczucia obojętnością. Musiała się jej nauczyć, a to była odpowiednia chwila.
- Zadowolony? – schowała broń i spojrzała na swojego partnera z urazą, która była również słyszalna w jej głosie.
- Dzielna dziewczynka – Max chwycił ją w pasie i namiętnie pocałował. Olga wiedziała, że takie sytuacje cholernie go podniecają, a kiedy wrócą do kryjówki, będą kochać się do upadłego. – Zabieramy co nasze i spadamy – oderwał się od niej po chwili. Z kontenera zabrali niewielką, srebrną walizkę i błyskawicznie skierowali się w stronę trapu. Mijali właśnie zejście pod pokład, kiedy nagle wyskoczył z niego jeszcze jeden ochroniarz. Max zadziałał natychmiastowo, jego ręka z bronią wyskoczyła do przodu i plunęła ogniem. Facet zgiął się w pół i runął na pokład, zwinięty w kłębek. Agent nawet nie sprawdził, co z nim, minął go obojętnie, ponaglając swoją partnerkę. Która bez słowa protestu poszła jego śladem.

Udało im się opuścić port niezauważenie, może dlatego, że ich auto nie wzbudzało żadnych podejrzeń. Max od razu skierował się do punktu kontaktowego, gdzie czekał już na nich wysłannik Martoma. Nie wiedzieli, co jest w walizce, mieli ją tylko odzyskać i nie interesować się jej dalszym losem. Więc nie pytali. Olga zdążyła się już nauczyć, że czasami jest lepiej nie wiedzieć za dużo. A Max, nawet jeśli znał zawartość srebrnego pudełka, to i tak nie miał zamiaru dzielić się tą wiedzą z nikim. A już zwłaszcza ze swoją partnerką. Tłumaczył to jej bezpieczeństwem, ale tak naprawdę nie mógł znieść myśli, że ktoś miałby wiedzą równie dużą jak on.

Olga weszła do ich kryjówki i pierwsze, co zrobiła, to zmieniła koszulkę. Tamta była z plamami krwi, a czego kobieta nie znosiła na równi z prowizorką, to cudzej krwi na własnej odzieży. Jej własna aż tak bardzo jej nie przeszkadzała. Najchętniej weszłaby pod prysznic, bo miała wrażenie, że jest strasznie brudna, ale nie było na to czasu. Wiedziała, że muszą szybko znikać. Jednak Max był najwyraźniej innego zdania, bo kiedy zaczęła się pakować, podszedł do niej i chwycił ją za ręce.
- Skarbie…
- Nie mów do mnie „skarbie” – warknęła, wyrywając się gwałtownie.
- Olga – poprawił się natychmiast. Wiedział, kiedy jej dodatkowo nie drażnić. – Chyba nie jesteś na mnie zła…
- Zła? – agentka uniosła brwi, zbyt przesadnie demonstrując zdziwienie. – Nie jestem zła, Max. Jestem wściekła!
- Że kazałem ci ich zabić? – zapytał z westchnieniem. Nie uśmiechało mu się kolejny raz tłumaczyć partnerce rzeczy oczywiste. Zdecydowanie bardziej wolałby poświęcić ten czas na przyjemniejsze rzeczy.
- Że zrobiłeś to w taki sposób! – skrzyżowała ramiona na piersi. – Co chciałeś mi pokazać? Gdzie jest moje miejsce w szeregu? Czy po prostu lubisz mnie upokarzać? – popatrzyła na niego z furią.
- Nie – Max cofnął się o krok. Na wszelki wypadek. – Nie lubię.
- Więc co to było??
- Konieczność – syknął. – Inaczej nigdy byś się nie przełamała.
- Nie jestem jakimś pierdolonym świeżakiem! – krzyknęła z oburzeniem. – Umiem strzelać do ludzi i robię to!
- W obronie własnej! – odkrzyknął, wyprowadzony z równowagi jej uporem. – Z tym, owszem, nie masz problemów! Ale teraz sytuacja się zmieniła. Olga… – podszedł do niej i złapał ją za ramiona. – Jesteś zabójcą. Zabijasz na zlecenie. Pogódź się z tym. Inaczej zwariujesz…
- Mówisz z własnego doświadczenia? – zakpiła, ale nie odsunęła się.
- Nie, kochanie – zaprzeczył łagodnie. – Żeby zwariować, trzeba mieć sumienie i moralność. Ja już od dawna jestem wyzuty z tych dwóch rzeczy. I pora, żebyś ty też się ich pozbyła. One nie pomagają w naszej pracy.
- Tylko przeszkadzają? – westchnęła Olga. To co mówił Max, zaczynało do niej trafiać mocniej, niż do tej pory.
- Tak. A żeby przeżyć i wykonać zadanie, nic nie może ci przeszkadzać – dodał, przytulając ją mocniej. – A ja nie chcę, żebyś zginęła tylko dlatego, że się zawahałaś!
- Nie rozczulaj się, rozumiem już – wymamrotała agentka, opierając czoło o tors mężczyzny. – Ale nie rób już tak więcej, dobrze?

- Jak będziesz wykonywać rozkazy, to nie będę – odparł stanowczo. W odpowiedzi Olga przewróciła oczami i westchnęła. Jej partner był niereformowalny i najwyraźniej przekonany o swojej nieomylności. Chciała coś odpowiedzieć, ale seria z karabinu, która dokładnie w tym momencie rozbiła szyby w oknie ich kryjówki, jej na to nie pozwoliła. Oboje odruchowo rzucili się na podłogę, jednocześnie wyciągając broń, z którą się nie rozstawali.

1 komentarz:

  1. Nie lubię Max'a to za mało powiedziane! Dobrze, że nie żyje bo bym Shardiffa napuściła na niego! Skoro sumienie i moralność przeszkadzają to tym bardziej miłość więc niech nie ściemnia, że kocha Olgę. Leci na nią jak każdy samiec a o miłości to koleś nic nie wie. Szkoda mi Olgi ale to jej wybór, jej decyzje. Ciekawe kto i jak odkrył ich kryjówkę? Pisz szybciutko!

    OdpowiedzUsuń