- Ilu was zostało? – warknął Max. Facet
w odpowiedzi tylko głośniej zajęczał. – Ilu?? – lufa Maxowego Siga mocniej
wcisnęła się w głowę mężczyzny. – Mów, kurwa, ilu, bo zaraz zobaczysz jak
wygląda twój mózg!
- Tylko nasza piątka – wyjęczał ich
więzień. Mówił po angielsku z akcentem charakterystycznym dla wschodniej Europy.
Olga wyraźnie widziała jak facet walczy, żeby nie zemdleć i nie upaść.
- Jeśli kłamiesz… - groźba w głosie
Doherty’ego była aż nadto słyszalna.
- Nie kłamię, przysięgam – znów jęk.
Lenkov skrzywiła się, sama nie wiedzieć czemu. W końcu gościa bolało, miał
prawo sobie pojęczeć, zwłaszcza przy niezbyt delikatnym traktowaniu go przez
Maxa.
- Umiesz otworzyć to gówno? – jej
partner wskazał brodą kontener.
- Nie mam klucza do kłódki… Ale znam
szyfr – dodał szybko mężczyzna, bo lufa SigSauera znów wbiła mu się w skroń.
- To jazda – zadysponował natychmiast
Doherty, dźwigając faceta na nogi. Nadal trzymał broń tuż przy głowie
najemnika, Olga szła zaraz za nimi, ubezpieczając. Wolała być przygotowana.
Podeszli do kontenera i agentka stanęła przy zamku. – Mów! – rozkazał Max,
szturchając faceta. Ten bez zająknięcia wyrecytował szereg cyfr, które kobieta
wprowadziła na klawiaturze. Zamek szczęknął i drzwi nieco się uchyliły. W
całkowitym otwarciu przeszkodził im skobel, ale Max bez wahania przestrzelił
kłódkę. A potem, równie bez namysłu, strzelił skrępowanemu mężczyźnie prosto w
skroń. Krew trysnęła obficie, znacząc czerwonymi plamami ściany pobliskich
kontenerów, pokład statku i koszulkę Olgi. Kobieta odskoczyła gwałtownie,
krzywiąc się z niesmakiem i oburzeniem.
- Zwariowałeś?? – wywarczała wściekle.
Ale tak naprawdę była wstrząśnięta zachowaniem partnera, który nawet się nie
zawahał, wydając wyrok. – Nie musiałeś go zabijać!
- Musiałem – zaprzeczył Max. – I dobrze
o tym wiesz. Dopuść wreszcie do siebie świadomość, że nie wolno nam zostawiać
żadnych świadków. Żadnych! – podkreślił. – Co zrobiłaś z czujkami? –
zainteresował się gwałtownie.
- Ogłuszyłam i związałam… - Olga już
wiedziała, co będzie dalej.
- Idź, dokończ – polecił stanowczo.
- Ale… - zaprotestowała.
- Olga, Słonko – podszedł i wziął jej
twarz w dłonie. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, po czym Max delikatnie ją
pocałował. – Nie możemy zostawiać świadków – powtórzył łagodnie. Kiedy nawet
nie drgnęła, westchnął ciężko. – Kochanie, to naprawdę nie jest odpowiedni
moment…
- Na co? – zapytała cicho.
- Na rozterki moralne – wyjaśnił. –
Musimy załatwiać sprawy do samego końca. I nie mamy czasu na dyskusje – dodał,
widząc, że już otwiera usta, żeby zaprotestować. – Gdzie oni są?
- Leżą pomiędzy kontenerami –
odpowiedziała z niechęcią w głosie.
- Prowadź…
Ochroniarze leżeli tam, gdzie ich
zostawiła. Jeden i drugi był już przytomny, co szybko sprawdzili. Max
przeciągnął ich w jedno miejsce i przez chwilę się na nich zapatrzył. Olga
miała nadzieję, że zmienił zdanie i zastanawia się, gdzie ich schować, żeby
reszta za szybko ich nie znalazła, ale po chwili okazało się, że się myliła.
Doherty oderwał wzrok od jeńców, popatrzył na Olgę i znów westchnął.
- Dokończ – polecił zimnym tonem,
pasującym do niego bardziej niż te wszystkie czułe słówka.
- Co? – Olgę zatchnęło.
- Dokończ – powtórzył.
- Nie – zaprotestowała stanowczo,
przyjmując wojowniczą postawę pełną buntu. Max przypatrywał się jej przez
chwilę zmrużonymi oczyma, a potem podszedł i gwałtownie złapał ją za kark.
- To był rozkaz – wycedził jej wprost
do ucha. – Uświadom sobie, kochanie, że teraz jesteśmy w pracy i masz wykonywać
polecenia. Zabij ich, albo…
- Albo co? – wymamrotała, zbyt
zaskoczona, żeby się bronić.
- Nie chcesz wiedzieć – uśmiechnął się
złowieszczo. – Uwierz, skarbie… Zabij ich! – puścił ją i odsunął się o krok.
Olga spojrzała na niego z mieszaniną strachu i oburzenia. Jak on śmiał tak ją
potraktować! Widać jego słowa o wielkiej
miłości były tylko kłamstwem przemknęło jej przez głowę. Ale natychmiast
sama się skarciła. Nie podobało jej się zachowanie Maxa, ale wiedziała, że ma
rację. Nie mogli zostawiać przy życiu nikogo, kto ich widział. Wyciągnęła Siga
i nawet za bardzo nie przymierzając, strzeliła. Raz za razem. Jeden po drugim,
ochroniarze, którzy do tej pory szarpali się z przerażenia, wyprężyli się i
znieruchomieli. A Olga poczuła się parszywie. Przez moment. A potem zakryła
swoje uczucia obojętnością. Musiała się jej nauczyć, a to była odpowiednia chwila.
- Zadowolony? – schowała broń i
spojrzała na swojego partnera z urazą, która była również słyszalna w jej
głosie.
- Dzielna dziewczynka – Max chwycił ją
w pasie i namiętnie pocałował. Olga wiedziała, że takie sytuacje cholernie go
podniecają, a kiedy wrócą do kryjówki, będą kochać się do upadłego. – Zabieramy
co nasze i spadamy – oderwał się od niej po chwili. Z kontenera zabrali
niewielką, srebrną walizkę i błyskawicznie skierowali się w stronę trapu.
Mijali właśnie zejście pod pokład, kiedy nagle wyskoczył z niego jeszcze jeden
ochroniarz. Max zadziałał natychmiastowo, jego ręka z bronią wyskoczyła do
przodu i plunęła ogniem. Facet zgiął się w pół i runął na pokład, zwinięty w
kłębek. Agent nawet nie sprawdził, co z nim, minął go obojętnie, ponaglając
swoją partnerkę. Która bez słowa protestu poszła jego śladem.
Udało im się
opuścić port niezauważenie, może dlatego, że ich auto nie wzbudzało żadnych
podejrzeń. Max od razu skierował się do punktu kontaktowego, gdzie czekał już
na nich wysłannik Martoma. Nie wiedzieli, co jest w walizce, mieli ją tylko
odzyskać i nie interesować się jej dalszym losem. Więc nie pytali. Olga zdążyła
się już nauczyć, że czasami jest lepiej nie wiedzieć za dużo. A Max, nawet
jeśli znał zawartość srebrnego pudełka, to i tak nie miał zamiaru dzielić się
tą wiedzą z nikim. A już zwłaszcza ze swoją partnerką. Tłumaczył to jej
bezpieczeństwem, ale tak naprawdę nie mógł znieść myśli, że ktoś miałby wiedzą
równie dużą jak on.
Olga weszła
do ich kryjówki i pierwsze, co zrobiła, to zmieniła koszulkę. Tamta była z
plamami krwi, a czego kobieta nie znosiła na równi z prowizorką, to cudzej krwi
na własnej odzieży. Jej własna aż tak bardzo jej nie przeszkadzała. Najchętniej
weszłaby pod prysznic, bo miała wrażenie, że jest strasznie brudna, ale nie
było na to czasu. Wiedziała, że muszą szybko znikać. Jednak Max był
najwyraźniej innego zdania, bo kiedy zaczęła się pakować, podszedł do niej i
chwycił ją za ręce.
- Skarbie…
- Nie mów do mnie „skarbie” – warknęła,
wyrywając się gwałtownie.
- Olga – poprawił się natychmiast.
Wiedział, kiedy jej dodatkowo nie drażnić. – Chyba nie jesteś na mnie zła…
- Zła? – agentka uniosła brwi, zbyt
przesadnie demonstrując zdziwienie. – Nie jestem zła, Max. Jestem wściekła!
- Że kazałem ci ich zabić? – zapytał z
westchnieniem. Nie uśmiechało mu się kolejny raz tłumaczyć partnerce rzeczy
oczywiste. Zdecydowanie bardziej wolałby poświęcić ten czas na przyjemniejsze
rzeczy.
- Że zrobiłeś to w taki sposób! –
skrzyżowała ramiona na piersi. – Co chciałeś mi pokazać? Gdzie jest moje
miejsce w szeregu? Czy po prostu lubisz mnie upokarzać? – popatrzyła na niego z
furią.
- Nie – Max cofnął się o krok. Na
wszelki wypadek. – Nie lubię.
- Więc co to było??
- Konieczność – syknął. – Inaczej nigdy
byś się nie przełamała.
- Nie jestem jakimś pierdolonym
świeżakiem! – krzyknęła z oburzeniem. – Umiem strzelać do ludzi i robię to!
- W obronie własnej! – odkrzyknął,
wyprowadzony z równowagi jej uporem. – Z tym, owszem, nie masz problemów! Ale
teraz sytuacja się zmieniła. Olga… – podszedł do niej i złapał ją za ramiona. –
Jesteś zabójcą. Zabijasz na zlecenie. Pogódź się z tym. Inaczej zwariujesz…
- Mówisz z własnego doświadczenia? –
zakpiła, ale nie odsunęła się.
- Nie, kochanie – zaprzeczył łagodnie.
– Żeby zwariować, trzeba mieć sumienie i moralność. Ja już od dawna jestem
wyzuty z tych dwóch rzeczy. I pora, żebyś ty też się ich pozbyła. One nie
pomagają w naszej pracy.
- Tylko przeszkadzają? – westchnęła
Olga. To co mówił Max, zaczynało do niej trafiać mocniej, niż do tej pory.
- Tak. A żeby przeżyć i wykonać
zadanie, nic nie może ci przeszkadzać – dodał, przytulając ją mocniej. – A ja
nie chcę, żebyś zginęła tylko dlatego, że się zawahałaś!
- Nie rozczulaj się, rozumiem już –
wymamrotała agentka, opierając czoło o tors mężczyzny. – Ale nie rób już tak
więcej, dobrze?
- Jak będziesz wykonywać rozkazy, to
nie będę – odparł stanowczo. W odpowiedzi Olga przewróciła oczami i westchnęła.
Jej partner był niereformowalny i najwyraźniej przekonany o swojej
nieomylności. Chciała coś odpowiedzieć, ale seria z karabinu, która dokładnie w
tym momencie rozbiła szyby w oknie ich kryjówki, jej na to nie pozwoliła. Oboje
odruchowo rzucili się na podłogę, jednocześnie wyciągając broń, z którą się nie
rozstawali.
Nie lubię Max'a to za mało powiedziane! Dobrze, że nie żyje bo bym Shardiffa napuściła na niego! Skoro sumienie i moralność przeszkadzają to tym bardziej miłość więc niech nie ściemnia, że kocha Olgę. Leci na nią jak każdy samiec a o miłości to koleś nic nie wie. Szkoda mi Olgi ale to jej wybór, jej decyzje. Ciekawe kto i jak odkrył ich kryjówkę? Pisz szybciutko!
OdpowiedzUsuń