29 lipca 2016

Rozdział 59

      Lot do Europy, z przesiadkami, trwał naprawdę długo. Na tyle długo, że zdążył ich solidnie zmęczyć. W dodatku na tym kontynencie panowała bardzo wczesna wiosna i Olga doznała lekkiego szoku termicznego. Port lotniczy w Zurychu przywitał ich nieprzyjemną mżawką i temperaturą w okolicach dziesięciu stopni. Z lotniska udali się prosto do ich mieszkania, które nieco już zapomniane i zakurzone, przywitało ich ciepłem i lekkim zaduchem.
- Trzeba tu będzie posprzątać – Olga zmarszczyła nos z niesmakiem, czując kurz w powietrzu.
- Później – jęknął Max i rzucił ich torby w kąt. – Wszystko później. Teraz spać.
- Przecież spałeś cały lot – zdziwiła się.
- Takie spanie się nie liczy – ziewnął. – Kochanie, rób co uważasz, ja idę do łóżka – zniknął w sypialni nawet nie dając jej czasu na odpowiedź.

       Dwanaście godzin później Olgę obudził sygnał otrzymanej wiadomości. Jej służbowa komórka migotała wesoło, więc agentka wzięła ją w rękę i mrużąc oczy, usiłowała odczytać tekst. Przeczytała raz i drugi, po czym zaklęła i zerwała się z łóżka, ściągając przy okazji kołdrę z Max’a.
- Co jest? – wymamrotał mężczyzna, nawet nie otwierając oczu.
- Wstawaj – rozkazała. – Martom przysłał informację, że za dwie godziny będzie spotkanie jednego z ludzi Stavrosa z tutejszym handlarzem. Wygląda na to, że się zbroją. Mamy to sprawdzić…
- Jasna dupa – jęknął w odpowiedzi Max. – Czy on naprawdę nie zna litości? Dopiero co wróciliśmy…
- Jemu to powiedz – warknęła, idąc do łazienki. – Wstawaj, do cholery!

       Pół godziny później jechali już na miejsce spotkania, które podał im ich szef. Mieli mało czasu, więc Max wciskał pedał gazu do oporu. I sporo szczęścia, że nigdzie po drodze nie stał patrol drogówki. Doherty zaparkował w najciemniejszym kącie jaki znaleźli i rozpoczęli oczekiwanie. Jednak, pomimo upływu czasu, nic się nie działo. Nikt się nie pojawił, nikt nie przyjechał, ani nie odjechał.
- Albo w ostatniej chwili zmienili miejsce, albo Martom ma złe informacje… - Olga uważnie lustrowała otoczenie, pomimo panującego mroku.
- Sam nie wiem – Max też się rozglądał. – Zawsze się sprawdzało. Powiedział chociaż kto ma się zjawić?
- Jakiś Latal – Olga przypomniała sobie nazwisko. – Przesłał zdjęcie, niewyraźne, więc za bardzo szczegółów nie widać. Ogólny typ sylwetki i chyba blondyn…
- Latal… - Max zamyślił się, wpatrując się w magazyn, ciemny i cichy. – Nie jestem pewien, czy nie słyszałem już tego nazwiska.
- Tak? To chyba musiało być dawno, skoro nie pamiętasz.
- Dawno, dawno – przytaknął jej. – Ale możliwe, że chodziło o kogoś innego…
Olga tylko wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty dociekać tego, czy jej mąż zna tego faceta, czy też nie. Mało ją to interesowało. Zamiast tego skupiła się na zadaniu i dalszej obserwacji. Obserwacji niczego, bo dookoła panował mrok i cisza. W końcu, wkurzona już agentka, sięgnęła do schowka po broń.
- A ty co? – Max spojrzał na nią zaskoczony. Jemu też ta obserwacja wychodziła już bokiem, ale uznał, że jeszcze nie czas na zaniechanie.
- Idę się rozejrzeć – rzuciła w odpowiedzi kobieta. – I nie próbuj mnie powstrzymywać, bo jak się nie przejdę to chyba zaraz oszaleję… - wyskoczyła z samochodu, rozejrzała się uważnie, po czym ostrożnie ruszyła w kierunku ciemnego magazynu. Szła szybko, ale cicho, trzymając się obrzeży parkingu. Nie miała ochoty na jakieś nieoczekiwane spotkanie z nadpobudliwym bandytą, który najpierw strzela, a potem pyta. Już po chwili okazało się, że przeczucie jednak jej nie myliło. Ktoś tu był, zaparkował tylko przy ulicy, a nie na parkingu. Kiedy przyjechali i sprawdzali z Maxem teren, nie było tam żadnego innego samochodu oprócz ich. A teraz stały dwa. Ponadto, siatka w płocie odgradzającym teren magazynów od ulicy była nieznacznie odchylona i Olga była pewna, że wcześniej tego nie było. Cofnęła się nieco głębiej w krzaki i wywołała swojego partnera.
- Ktoś tu jest – poinformowała go szeptem.
- Co?? - w słuchawce usłyszała wściekły głos Max'a.
- Ktoś tu jest – powtórzyła nieco głośniej i z lekką irytacją. Ogłuchł nagle, czy jak? - Przy ulicy stoją dwa auta i ktoś wlazł tu przez dziurę w płocie. Siatka jest odchylona…
- Niech to szlag! Nic nie rób, już do ciebie idę. Gdzie jesteś?
- Przy ulicy, zaraz obok tego czarnego kontenera – wyjaśniła szybko. - Pospiesz się, chyba mam towarzystwo – dorzuciła jeszcze, po czym sięgnęła ręką po broń i już miała się odwrócić, kiedy jakaś niewidzialna siła zdzieliła ją czymś ciężkim w głowę i zapadła ciemność.

       Max znalazł się we wskazanym przez Olgę miejscu dosłownie minutę później i aż zaklął na widok leżącej na ziemi kobiety. I pochylającego się nad nią mężczyzny.
- Ani drgnij – wycedził wściekłym głosem, podchodząc do gostka niemal bezszelestnie i przykładając mu lufę do głowy.
- Nie wygłupiaj się – sarknął facet i nie zważając na broń, odwrócił się w jego stronę. Max westchnął i opuścił pistolet.
- No kurwa, Robert, co ty wyprawiasz? - zapytał z irytacją. - Dlaczego ją walnąłeś?
- Prawie mnie zobaczyła – wyjaśnił mu obojętnym tonem Robert Donnovan, jego własny brat. - Jest bardziej wścibska niż myślałem…
- Ale to wciąż moja żona – przypomniał mu stanowczo. - I nie ma jej spaść włos z głowy. Czy to dla ciebie jasne?
- Chyba wciąż myślisz nie tą głową, co powinieneś – zakpił Robert, uśmiechając się drwiąco, ale zaraz ten uśmiech spełzł z jego twarzy na widok miny Doherty'ego. - Dobra, przepraszam. To było niepotrzebne z mojej strony.
- Oczywiście, że niepotrzebne – zgodził się z nim Max jadowicie. - To, że mam panienki na boku, nie zmienia faktu, że Olga jest nietykalna. Zapamiętaj to dobrze. Jak interesy?
- Latal i Nikolic właśnie ustalają szczegóły kontraktu – Robert z ulgą przyjął zmianę tematu. Nie lubił Olgi i chętnie zrobiłby jej większą krzywdę, niż zwykły cios w głowę. Ale słowa Max'a były dla niego święte i nie miał zamiaru mu się przeciwstawiać. Ale i tak chciał kiedyś dorwać tę pannę. Wkurzała go i tyle.
- Znakomicie – Max skinął głową z aprobatą, doskonale świadom uczuć Roberta względem jego żony. Dlatego za każdym razem przypominał mu, że nie wolno mu jej tknąć. Jeszcze go to powstrzymywało, ale nie był pewien co będzie, gdy ich interesy ze Stavrosem zostaną sfinalizowane. Sam zamierzał zniknąć, ale jeszcze nie wymyślił, co zrobić z Olgą. - Dopilnuj, żeby się stąd bezpiecznie zmyli.
- A ona? - Donnovan brodą wskazał na nieprzytomną kobietę.
- Ja się nią zajmę – Max pokręcił głową z niedowierzaniem, że jego brat jest jednak czasami tak głupi i pyta o rzeczy oczywiste. - Zjeżdżajcie stąd! - kiedy Robert zniknął, a samochody odjechały, pochylił się nas swoją żoną i delikatnie poklepał ją po policzku.

       Olga jęknęła i otworzyła oczy czując klepanie po twarzy. W głowie ją łupało, a wzrok miała nieco zamazany, ale już po chwili oraz po kilkunastu mrugnięciach ten defekt zniknął. I bez trudu rozpoznała pochylającą się nad nią twarz. Max.
- No, nareszcie – ucieszył się jej mąż. - Już myślałem, że będę musiał latać i szukać wody, żeby cię ocucić – pomógł jej usiąść. - Jak się czujesz?
- Boli mnie głowa – odparła zgodnie z prawdą, macając się po wspomnianym organie. - Co się, kurwa, stało??
- Ty mi powiedz – Max wstał, bo od kucania rozbolały go nogi. - Kiedy powiedziałaś, że jednak ktoś tu jest, zaraz do ciebie ruszyłem. Ale byli szybsi. Chyba mieli jakąś czujkę, walnął cię i odjechali z piskiem opon… - Olga odruchowo spojrzała na ulicę. Faktycznie, samochodów nie było.
- Sprawdziłeś budynek? - zapytała, też powoli się podnosząc. Max spojrzał na nią z niesmakiem.
- Miałem cię zostawić i ganiać po opuszczonym budynku? - zapytał z ledwo wyczuwalnym w głosie oburzeniem. - Oszalałaś??
- Dobra, nie drzyj się – kobieta skrzywiła się. - Jestem ranna, a ty krzyczysz…
- Nie jesteś ranna, tylko dostałaś w głowę – poprawił ją. - Chyba ci zaszkodziło.
- Spadaj – burknęła, bo ewidentnie z niej kpił. - Boli mnie głowa i dałam się podejść. Nie mam nastroju do żartów…
- Chcesz sprawdzić teren? - zapytał, bo Olga chyba jeszcze nie zdecydowała co robić.
- Chyba nie ma sensu – wzruszyła ramionami, co sprawiło, że zabolało ją bardziej. - Wracajmy. Może Martom będzie miał coś nowego...

       Martom nie miał nic nowego i strasznie się wściekł, że nie udało im się niczego dowiedzieć. Przekazał im, że to miejsce było od dłuższego czasu punktem kontaktowym ludzi Stavros’a, a teraz zapewne zmienią lokalizację.
- Macie ich znaleźć! – warczał na nich niczym rasowy bulterier. – Chcę wiedzieć, gdzie się spotykają! Stavros zaopatruje islamistów w krajach dawnego bloku wschodniego i trzeba to ukrócić!
- Nie musi pan krzyczeć – skrzywiła się Olga, która wysłuchiwała tyrady z lodowym kompresem na głowie. Głos Martom’a wwiercał się w jej mózg i powodował nieznośny ból. – Rozumiemy sytuację…
- Mam nadzieję! – znów warknięcie. – Bierzcie się do roboty, nie jesteście na wakacjach! – rozłączył się z głośnym trzaskiem. Olga spojrzała na Max’a, który zrobił znaczącą minę i zakreślił sobie kółko na czole.
- Chyba go cisną – stwierdził jej mąż. – Ostatnio był jakiś atak na ambasadę amerykańską w Czechach i dochodzenie wykazało, że broń terrorystów pochodziła od Stavros’a. Więc się nie dziw, że jest wkurzony.
- Ja się nie dziwię, ale nie musi krzyczeć – odpowiedziała mu, wyciągając się na kanapie. – Poza tym, to nie ja napadłam na ambasadę. I nie było nic słychać na ten temat…
- Bo wiedzieli i zadziałali prewencyjnie – wyjaśnił, siadając w wielkim fotelu. – Zatrzymali ich tuż przed. Kilku siedzi w Gitmo, kilku zginęło. Akcja zakończona sukcesem, a broń od Stavros’a.
- Nic dziwnego, że się wkurzyli i mamy stan gotowości – zgodziła się z nim. – Chyba czeka nas ciężki okres.
- Pracowity – poprawił ją. – Odpocznij teraz, a ja skoczę na małe zakupy – wstał energicznie i przykrył ją kocem. Olga westchnęła i zamknęła oczy. Ból już zelżał, ale wciąż czuła ćmienie z tyłu głowy. Sukinsyn nieźle jej przywalił. Dorwę cię, gnoju pomyślała, układając się wygodniej. Po chwili już spała.


9 lipca 2016

Rozdział 58

Przepraszam za tak długą przerwę, mam nadzieję, że wciąż znajdą się chętni do śledzenia dalszych losów Olgi... Postaram się teraz dodawać notki częściej :)

Alexandretta

***

     Stavros faktycznie był przewidywalny do bólu. Ale jednocześnie bardzo sprytny, bo chociaż mnóstwo wiedzieli o jego ciemnych interesach, to do tej pory żadna instytucja nie miała na tyle mocnych dowodów, żeby go zamknąć. Zresztą, Olga i Max nie mieli zamiaru go zamykać w pierdlu. Mieli zamiar dowiedzieć się, z kim się tutaj spotyka, żeby potem móc tych ludzi wyeliminować. To był znacznie skuteczniejszy sposób niż zbieranie dowodów i doprowadzanie przed oblicze Temidy. I prostszy. Dzięki temu, że znajdowali się w turystycznym kurorcie, bez przeszkód i wzbudzania podejrzeń mogli natykać się na Stavros’a i jego świtę. Z czego skrzętnie korzystali. Już po kilku dniach mieli piękną kolekcję zdjęć wszystkich, którzy do tej pory spotkali się z bandytą. Kilka osób rozpoznali, jednak większość była im nieznana, gdyż pochodzi z rejonu Azji. Rozpoznali tych europejskich, nieco nawet zaskoczeni, że się tutaj pojawili.
- Całkiem niezła kolekcja – stwierdziła Olga, kolejny raz przeglądając zrobione z ukrycia portrety gości Stavros’a.
- Będzie wiadomo, od kogo zacząć po powrocie – zgodził się z nią Max.
- To my będziemy musieli się nimi zająć? – zapytała, kładąc się na wielkim łóżku w ich apartamencie. – Czy podzielimy się zdobyczą?
- Zobaczymy, co zdecyduje Martom – Max natychmiast znalazł się obok. Ułożył się na boku, podpierając głowę ramieniem i powiódł spojrzeniem po sylwetce swojej żony. – Mówiłem ci już, że jesteś piękna?
- Dawno temu – odpowiedziała, nie otwierając oczu, bo dzień na pilnowaniu Stavros’a jednak dał się jej we znaki.
- Naprawdę? – zdumiał się. – Cóż za niedopatrzenie z mojej strony…
- Ogromne – zgodziła się z nim, nieco kpiąco.
- Kpisz ze mnie? - przysunął się bliżej, jednocześnie kładąc dłoń na jej udzie. – Nieładnie...
- W życiu bym się nie ośmieliła – kpina w jej głosie była teraz wyraźniejsza. Ale się nie odsunęła. Dotyk Max’a, mimo wszystko, sprawiał jej przyjemność. Uśmiechnęła się lekko, kiedy jego ręka wślizgnęła się pod jej sukienkę.
- Akurat - prychnął, po czym błyskawicznie przeniósł się pomiędzy jej uda, co przyjęła ze śmiechem.
- Jeszcze masz siły? – zapytała, jednocześnie obejmując go za szyję.
- Na seks? Kochanie, na seks zawsze mam siłę – pochylił się i pocałował ją mocno i głęboko. Oddała pocałunek i pozwoliła, żeby ją pieścił i całował. Zawsze był w tym dobry.
Niecałe dwie godziny później, zmęczona i spocona Olga zsunęła się z Max’a i zaległa obok. Lubiła seks, a Max potrafił dać jej wiele podczas ich łóżkowych zmagań. Zawsze dążył do spełnienia i zaspokojenia nie tylko swoich potrzeb, ale jej także. Nie był może jakoś super czuły i uczuciowy, ale doskonale wiedział, gdzie dotknąć, gdzie pocałować, a gdzie nacisnąć mocniej, żeby poczuła przyjemność. Co prawda, nie czuła już tej bliskości co wcześniej, ale nie zmieniało to faktu, że był dobry w łóżku. Z tą myślą Olga zawinęła się w cienki koc i zamknęła oczy. Po seksie się nie przytulali ani nic podobnego. Zazwyczaj zasypiali. I teraz też tak było. Z tą różnicą, że Olga zasnęła niemal od razu, a jej partner, po szybkim prysznicu, wyszedł. Ale tego już nie wiedziała.

       Olga, ubrana w dżinsy, koszulkę i wygodne buty, poprawiła się na siedzeniu wynajętego auta i odjęła lornetkę od oczu. Nareszcie czuła się sobą, a nie ubraną w skąpy kostium lalunią. W dalszym ciągu pilnowali Stavros’a, ale teraz już nie spotykał się z nikim. Najwyraźniej etap interesów został zakończony i przyszedł czas na wakacje. Ich obiekt spędzał czas w towarzystwie żony i ochroniarzy, ale dość często kontaktował się z kimś przez telefon. Niestety, nie mieli założonego podsłuchu na tym aparacie, ani żadnego innego wglądu, ale Olga już postanowiła nadrobić to niedopatrzenie. Zaraz po powrocie chciała skontaktować się ze znajomym hakerem z Firmy i poprosić go, żeby spróbował zdobyć dla niej te dane. Obawiała się, że nie będzie to łatwe, ale co szkodziło jej spróbować.
- Nie rozumiem – kobieta spojrzała na swojego partnera. – Najpierw pracował intensywnie niczym jakaś popieprzona mrówka, a teraz ostentacyjnie wyleguje dupę na leżaku…
- Może uznał, że ma dość? – Max wzruszył ramionami. – A może żonka zrobiła mu awanturę, że za mało czasu jej poświęca i postanowił być miły?
- Coś ty, żony gangsterów nie robią awantur – prychnęła. – One pokornie znoszą swój los i niedolę, w zamian za futra z norek i brylantowe kolie…
- Przemawia przez ciebie zazdrość? – Max uniósł brwi ze zdziwieniem.
- Raczej sarkazm – odparła. – To musi być straszne, wiedzieć, że ma się męża bandytę i dawać się przekupywać błyskotkami.
- Ciebie błyskotki nie przekupią?
- Nie lecę na forsę, powinieneś już to zauważyć…
- A na co lecisz? – zainteresował się gwałtownie.
- Na seksowny tyłek – roześmiała się, z powrotem przykładając lornetkę do oczu i ucinając tym samym dyskusję. Max siedział na fotelu kierowcy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Słowa Olgi dały mu do myślenia, do tej pory nie rozmawiali na takie tematy, jak lojalność i przekupstwo. Miał swoje plany i interesy, i wyglądało, że jego żona jednak będzie sporą przeszkodą w ich realizacji. Westchnął niemal niezauważalnie. Nie chciał, żeby była przeszkodą. Wciąż ją kochał, ale po namyśle, chyba jednak bardziej kochał forsę i dobrą zabawę.

     Reszta dnia minęła im na śledzeniu Stavros’a i jego obstawy. Czyli na zwiedzaniu wyspy, tak naprawdę, bo facetowi nagle zachciało się wycieczek. Więc przy okazji zobaczyli kilka ciekawych rzeczy i miejsc. Co nie zmieniało faktu, że nie chciało im się ganiać za nim, ale nie mogli odpuścić. Przynajmniej tak długo, jak długo był na Bali.
- Nie wierzę, chyba się wymeldowuje – kilka dni później Olga obserwowała hotelowe lobby, bo ich obiekt tego ranka nigdzie się nie ruszył.
- Faktycznie – Max podniósł wzrok znad gazety i spojrzał w kierunku recepcji. – Wyjeżdża.
- Odprowadzamy go na lotnisko?
- Obowiązkowo – przytaknął i wstał. Olga została, a jej partner poszedł po samochód. Kilka minut później krótki sygnał dzwonka w telefonie dał jej znać, że też ma się zbierać. Zostawiła niedopitą kawę i ruszyła do wyjścia. W drzwiach prawie zderzyła się z ich obiektem, który ponaglając swoją żonę właśnie wychodził.
- Uważaj, kobieto! – syknął, najwyraźniej zły, bo prawie się o nią przewrócił. – No pospiesz się, kobieto, samolot nie będzie na nas czekał!
- Przepraszam – wymamrotała Olga, odruchowo odwracając się tak, żeby dostrzegł jak najmniej szczegółów związanych z jej osobą. Po czym czmychnęła przez główne wejście i szybko znalazła Max’a.
- Co jest? – zapytał jej mąż, kiedy wskoczyła na siedzenie obok niego.
- Nic – odparła. – Jadą na lotnisko, słyszałam jak ponaglał żonkę, bo im samolot ucieknie.
- Zatem jedziemy – Max włączył kierunkowskaz i płynnie włączył się do ruchu.


     Lotnisko, jak lotnisko, przepełnione było pasażerami, którzy albo właśnie przylecieli, albo już szykowali się do odlotu. Olga i Max bez problemu wmieszali się w tłum i odprowadzili obiekt wraz z obstawą aż do bramek. A że odprawa i nadanie bagażu przeszło im bezboleśnie, może dlatego, że mieli bilety w pierwszej klasie i z wszelkimi wygodami, całość wcale długo nie trwała. Agenci rozdzielili się, Olga poszła na taras widokowy, żeby przez chwilę poobserwować samoloty. Przy okazji zobaczyła autobus, którym pasażerowie interesującego ich lotu udawali się tuż pod maszynę. A Max obserwował to wszystko stojąc w pobliżu wyjścia, żeby upewnić się, że cała ta zgraja faktycznie odlatuje. Odlecieli, o czym poinformował ją natychmiast, jak tylko zamknęły się bramki. Wobec tego faktu, oni też wrócili do hotelu i sami też przygotowali się do podróży.