5 marca 2013

Rozdział 8


Korytarz był ponury, pozaznaczany stalowymi drzwiami, prowadzącymi Bóg wie gdzie. Facet trzymał mnie mocno, żebym przypadkiem niczego nie próbowała, aczkolwiek związane na plecach ręce i tak nie sprzyjały ucieczce. Doszliśmy do schodów i powoli wspięliśmy się na górę. Poczułam na twarzy powiew świeżego powietrza, ciepłego i łagodnego. Był miłą odmianą po stęchliźnie panującej w podziemiach. Z każdym krokiem krzywiłam się coraz bardziej, potłuczone ciało powoli zaczynało odmawiać mi posłuszeństwa. Potknęłam się na ostatnim stopniu i gdyby nie mój przewodnik, niechybnie zaryłabym twarzą w podłogę. Po chwili znaleźliśmy się na holu, przestronnym i bardzo jasnym, a to dzięki ogromnym oknom, które wpuszczały do środka mnóstwo światła. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się wokół. Oprócz sporej ilości kwiatów doniczkowych oraz poustawianych wzdłuż ścian ławek i foteli nie było tam żadnych innych mebli.

      Po chwili skądś, nie wiem skąd, wyszedł Ramos. Był ubrany w lniane, jasne spodnie i białą koszulkę polo. Wyglądał jakby dopiero co wrócił z golfa, ale temu wrażeniu przeczył czarny pasek szelek oraz kabura pod ramieniem. Nikt nie chodzi na golfa z Glockiem pod pachą. Chociaż, może bandyci chodzą…

Sergio zatrzymał się na środku holu i poczekał, aż się do niego zbliżymy. Moje kroki robiły się coraz bardziej chwiejne, czułam się jak po solidnej dawce wódki, nie mogąc opanować ciała, żeby szło prosto. W końcu się zatrzymaliśmy. Nie miałam nawet siły, żeby podnieść głowę, a co tu mówić o samodzielnym staniu. Facet, który mnie prowadził, nadal mnie podtrzymywał, chyba wyczuł, że jeśli zwolni ten chwyt to zaraz najzwyczajniej w świecie się przewrócę.
- Nieładnie – cmoknął Ramos. – Bardzo nieładnie. Nie nauczyli cię w domu, że to brzydko kraść?
- Jakoś chyba ominęłam tę lekcję dobrego wychowania – odparłam, starając się, żeby zabrzmiało to kpiąco lub sarkastycznie.
- Wielka szkoda – uśmiechnął się lekko. – Będziesz musiała wobec tego to nadrobić.
- Nadrobić? – udało mi się unieść głowę i spojrzeć mu w oczy. – Z prywatną guwernantką, czy w szkółce niedzielnej?
- JA będę twoim nauczycielem – odpowiedział. – I uwierz mi, to nie będą najprzyjemniejsze lekcje w twoim życiu – na potwierdzenie tych słów jego ręka skoczyła i uderzyła mnie w twarz. Zachłysnęłam się lekko, czując jak policzek zaczyna mnie piec. Zmrużyłam oczy i jeszcze raz spojrzałam na niego. Na przemoc i bicie zawsze reagowałam agresywnie i zdecydowanie. Teraz miałam trochę ograniczone pole działania, ale to nie znaczy, że byłam całkowicie bezbronna. Szarpnęłam się gwałtownie, robiąc jeden krok do przodu i wyrzucając drugą nogę z solidnym rozmachem. Udało mi się trafić Ramosa w kolano, co przyjął ze zdziwieniem i okrzykiem bólu.
- Ty dziwko! – wrzasnął, zamierzając się na mnie znowu, ale tym razem cios nie dotarł do celu. I kilka rzeczy wydarzyło się równocześnie.

Poczułam solidne szarpnięcie, które sprowadziło mnie do parteru. To facet, stojący za moimi plecami, zmusił mnie do uklęknięcia. Usłyszałam huk wystrzału i świst kuli przelatującej nad głową. Skuliłam się odruchowo, ale nie było mi dane pozostać w tej pozycji dłużej. Chłodne ostrze noża przecięło opaskę krępującą moje dłonie, czyjaś ręka złapała mnie za ramię i podciągnęła do góry. Uniosłam głowę i zobaczyłam Ramosa z prześlicznie szkarłatną plamą na samym środku klatki piersiowej. Jeśli jego ochroniarze początkowo byli zdziwieni rozwojem sytuacji, to szybko im przeszło. Szczęk przeładowywanej broni spowodował, że ocknęłam się całkiem i nawet zaczęłam myśleć.
- Rusz dupsko! – wrzasnął mi ktoś prosto do ucha, jednocześnie ciągnąc mnie w kierunku jednego z tych ogromnych okien. Zgodnie z poleceniem ruszyłam dupsko, seria z Uzi rozwaliła szyby w drobny mak, a my błyskawicznie znaleźliśmy się na zewnątrz. – Trzymaj! – facet wepchnął mi w rękę Glocka, przeładowałam go szybciej niż zdążyłam się nad tą czynnością zastanowić i zaczęłam strzelać do goniących nas mężczyzn. Facet kierował się w głąb ogrodu, biegłam za nim osłaniając nas i omijając drzewka, krzaki i gipsowe rzeźby. Raz o mało nie wpadłam do niewielkiej fontanny, ale na szczęście, w porę ją dostrzegłam. Zbliżyliśmy się do muru okalającego posiadłość Ramosa, na szczycie którego zobaczyłam Hetty. Siedziała całkiem wygodnie i posyłała serie kul w stronę goniących nas ochroniarzy. Widząc nas, uśmiechnęła się szeroko i zmieniła nieznacznie kierunek ostrzału, żeby przypadkiem nie trafić któregoś z nas.
- Dawaj! – mężczyzna wysunął jedno kolano do przodu i splótł dłonie w małe krzesełko. Szybko wetknęłam pistolet za pasek i nie zatrzymując się, wbiłam w nie stopę. Facet wyrzucił mnie w górę, udało mi się złapać krawędzi muru, popędzana kulami i wściekłymi okrzykami, wspięłam się na górę, przerzucając ciało na drugą stronę. Wylądowałam na ugiętych nogach, podpierając się rękoma o wilgotną ziemię. Natychmiast poderwałam się do pionu, wyjmując jednocześnie broń i rozglądając dookoła.  Po chwili obok mnie znalazł się facet, a sekundę później Hetty.
- Do auta! – rozkazała kobieta i truchtem udała się w kierunku rozłożystych krzaków. Nie zwlekając, podążyliśmy za nią, facet wskoczył za kierownicę i po chwili pędziliśmy wyboistą drogą w nieznanym mi kierunku.
Obejrzałam się przez tylna szybę, ale, o dziwo, nikt nas nie gonił.
- Pewnie nie wiedzą, co robić – odezwała się Hetty, zmieniając jednocześnie magazynek. – Oni bez dowódcy błądzą niczym dzieci we mgle…
- Ale instynkt im zadziałał bezbłędnie – odpowiedziałam, sprawdzając ile kul mi zostało i krzywiąc się, bo znowu zaczęło mnie rwać w dole brzucha.
- Lata szkoleń – mruknęła. – Też tak będziesz miała, nie bój się.
- Mam tylko nadzieję, że w moim przypadku, zadziała również myślenie.
- Hetty, gdzie? – przerwał nam facet.
- Jedź cały czas tą drogą, powiem ci, kiedy skręcić. To jest Manuel Verrozzo – dodała. – To dzięki niemu udało nam się dostać do skrytek Ramosa. Kiedy cię złapali, postanowiliśmy zakończyć sprawę definitywnie.
-Cieszę się, że nie czekaliście dłużej – sarknęłam. – Moje trzewia mogłyby tego nie wytrzymać…
- Mocno oberwałaś? – spojrzała na mnie z troską.
- Przeżyję – machnęłam ręką. Patrzyła na mnie jeszcze chwilę, ale nic więcej nie powiedziała. Zniosłam to spojrzenie wyjątkowo spokojnie, niemal beznamiętnie. To była jedna z tych rzeczy, których już się nauczyłam. Ukrywać uczucia.