17 marca 2015

Rozdział 33

            Kapitana znalazła na mostku, rozmawiał właśnie ze strażą wybrzeża Bahamów, relacjonując wydarzenia z wycieczkowca. Na jej widok uśmiechnął się szeroko, jeszcze przez chwilę powymieniał uwagi z kapitanatem portu, po czym się rozłączył.
- Zrobiliście swoje? – zapytał, podchodząc do kobiety. Olga potrząsnęła głową, po czym wyciągnęła go na zewnątrz. – Co jest? – Locke wyglądał na lekko zaniepokojonego. Może dlatego, że sama świadomość, iż ich pomocnicy są z CIA wzbudzała w nim uzasadnione obawy. Do samej agentki nic nie miał, wręcz przeciwnie, widział ją w walce i był pełen podziwu dla jej umiejętności.
- Nic – Lenkov chciała uspokoić swojego rozmówcę, ale była zbyt zmęczona i obolała, żeby ukryć wewnętrzny dygot jaki niespodziewanie ją opanował. – Skończyliśmy. Wiemy wszystko…
- Zdradził – to nie było pytanie.
- Tak – Olga westchnęła. – Chcemy zniknąć.
- Domyślam się – prychnął Philip, intensywnie myśląc, jak im to ułatwić. Mimo, że nie pałał sympatią do agentów, no dobrze, do tego całego Maxa nie pałał, Olgę nawet polubił, to jednak zdawał sobie sprawę, że tak będzie szybciej i łatwiej. Mniej papierkowej roboty i mniej wyjaśniania. Mniej zgrzytów i między-agencyjnych przepychanek.
- To dobrze – Olga odetchnęła z ulgą, że nie musi mu tłumaczyć i przekonywać. – Zejdziemy w porcie…
- I się rozpłyniecie we mgle – sarknął. – Zabieracie Walkera?
- Tak – agentka nie rozmawiała o tym z Maxem, ale było to oczywiste. Facet musiał zniknąć.
-  Dobrze więc. Za dwadzieścia minut znajdziemy się w porcie. Będzie tam na nas czekała straż wybrzeża, pewnie policja i może wojsko. Zejdziecie z pasażerami, a potem… no cóż – Locke wzruszył ramionami. – Wasza inwencja twórcza, jak to zrobicie, ale musicie zniknąć zanim zaczną sprawdzać listy.
- Myślę, że podołamy temu trudnemu zadaniu – prychnęła Olga, nieco ubawiona tonem Philipa.
- No popatrz, a wszyscy mówią, że CIA to taka nieudolna agencja…
- Zazdroszczą nam właśnie tej inwencji twórczej.
- Nie jestem przekonany, czy to właśnie o to chodzi – zakpił. Olga zaśmiała się cicho. Polubiła tego wysokiego, jasnowłosego, przystojnego komandosa, nieco sztywnego jak każdy Anglik, ale jednak z poczuciem humoru.
- Może kiedyś będziesz miał jeszcze okazję, żeby to sprawdzić. I Philip… - zawahała się. A raczej zreflektowała. – Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić… - nie określiła, co miała na myśli pod „wszystko”, ale i tak się domyślił.
- Przecież was tu nie było – spojrzał na nią bystro.
- No tak – klepnęła się w czoło. – Jestem Ci dłużna…
- Nie – przerwał jej zdecydowanie.
- Nie? – zdziwiła się.
- Załatwiliście O’Neall’a – wyjaśnił.
- Tak, tak – wzruszyła ramionami. Nie chciała przypominać sobie o spotkaniu z tym świrem. – A potem ramię w ramię załatwiliśmy porywaczy. Niczym bohaterowie z kreskówek… - Olga kpiła na całego. Ale tak naprawdę jej ulżyło, że zrozumiał i nie musiała mu nic tłumaczyć.
- No widzisz, ile zasług – zaśmiał się Locke. – A podobno tacy nieudolni jesteście…
- Plotki – odparła. – Plotki i zawiść. A że czasem mała rozpierducha się zdarzy… Życie – teraz śmiali się już oboje i dokładnie w takiej dobrej komitywie zastał ich Max, który postanowił sprawdzić jak Olga radzi sobie z ich nieoczekiwanym sprzymierzeńcem. Nie polubił kapitana i od razu zauważył spojrzenia jakie ten facet rzucał jego partnerce. A teraz widział ich razem, jak stali obok mostka i rozmawiali, śmiejąc się wesoło. Dziwnie to wyglądało, biorąc pod uwagę pokiereszowaną twarz kobiety i plamy krwi na ubraniu mężczyzny.
- Widzę, że humory dopisują – odezwał się z przekąsem w głosie Max, podchodząc do nich.
- Jakoś nie widzę powodu, żeby się smucić – odpowiedział mu Locke, z zaskoczeniem patrząc na poważniejącą Olgę, która minimalnie się od niego odsunęła.
- Wszystko załatwiłaś? – teraz Max zwrócił się bezpośrednio do agentki, w jego głosie usłyszała lód i już wiedziała, że jest wściekły.
- Tak – mruknęła.
- Świetnie. Chodź się spakować – polecił. Kobieta westchnęła, rzuciła Philipowi przepraszające spojrzenie i poszła za swoim partnerem.

Olga weszła za Max’em do ich kajuty, o mało nie obrywając drzwiami. Widziała, że jej partner jest naprawdę wkurzony, ale nie zamierzała reagować na to w żaden sposób. A Max był wściekły, bo widok Olgi w komitywie z tym żołnierzykiem wzbudził w nim cholerną zazdrość. O tak, był zazdrosny o nią jak diabli, na samą myśl, że mogłaby iść do łóżka z kimś innym niż on sam, miał ochotę tłuc wszystkich dookoła. Agentka, bez słowa i nie zaszczycając mężczyzny nawet przelotnym spojrzeniem, zaczęła się pakować. A ponieważ nie miała dużo rzeczy, poszło jej szybko. Max miotał się po pomieszczeniu, niemal ciskając z oczu gromy i zaciskając usta, jakby z trudem powstrzymywał się, żeby nie zacząć krzyczeć. Kajuta była niewielka, więc nic dziwnego, że w końcu na siebie wpadli. Zderzyli się dość boleśnie, Max skrzywił się, a Olga syknęła, bo dostała prosto w stłuczone ramię.
-  Uważaj trochę! – warknęła, cofając się o pół kroku.
- Ja?? – Max był nieco zaskoczony jej atakiem. – To ty uważaj!
- Ja?? O co ci chodzi??
- Dobrze wiesz, o co! – stali naprzeciw siebie i patrzyli na siebie z wściekłością.
- No właśnie nie wiem! Może mnie oświeć?? – zaproponowała sarkastycznie.
- Flirtowałaś z tym gościem! – wrzasnął Max, doprowadzony do ostateczności tonem kobiety.
- Słucham?? – Olgę zatkało. – Ty się chyba źle czujesz! – agentka z trudem powstrzymała się, żeby nie popukać się znacząco w czoło.
- Czuję się znakomicie, a ty flirtowałaś z facetem, którego pierwszy raz zobaczyłaś na oczy!
- Jesteś nienormalny! Gdybym widziała go drugi raz, to by znaczyło, że co? Że teraz już mogę iść z nim do łóżka? – w głosie agentki zabrzmiała ledwo skrywana ironia.
- Nawet nie próbuj – Max błyskawicznie znalazł się przy niej i złapał ją za ramię.
- Co takiego?? – osłupiała Olga usiłowała wyrwać rękę, ale tylko zacieśnił chwyt. – Nie próbuj czego??
- Nie prowokuj mnie w ten sposób – wysyczał Max wściekłym tonem. – Nigdy! Rozumiesz??
- Co to ma znaczyć? – agentka szarpnęła się. – Co ty wyprawiasz?
- Nie rób tak więcej – Max zdawał się nie słyszeć, tego co mówiła Olga. – Nie flirtuj z innymi facetami na moich oczach! – wywarczał, jeszcze mocniej ściskając ramię kobiety, czym wywołał na jej twarzy kolejny grymas bólu.
- Puść – powiedziała agentka cicho, ale jej ton był lodowato wściekły. Przestała się szarpać, stanęła nieruchomo, jakby opuściła ją resztka sił, którą jeszcze miała. Dopiero to sprawiło, że Max się ocknął. Spojrzał najpierw na nią, potem na swoją dłoń ściskającą jej rękę i cofnął się o krok. Olga popatrzyła na niego wzrokiem, w którym oprócz wściekłości czaiła się uraza i oburzenie, po czym złapała swoją torbę i bez słowa wyszła.

- Olga! – zawołał, wybiegając za nią, ale nie zaszczyciła go nawet przelotnym spojrzeniem, tylko szybko udała się na górny pokład. Nie miała ochoty rozmawiać, ani nawet przebywać w pobliżu tego świra. Max zaklął, kopnął ze złością drzwi od kajuty, zabrał swoje rzeczy i poszedł śladem swojej jeszcze-partnerki. Miał uzasadnione obawy, że po tym wszystkim nie będzie chciała go znać. Ale co mógł poradzić, że był wściekle zazdrosny?

10 marca 2015

Rozdział 32

            Olga miała rację. Kiedy wrócili do maszynowni, Max siedział na podłodze, oparty o ścianę, obok niego leżał Joe, a Johnny stał kawałek dalej.
- Rozumiem, że nie mamy już się czym martwić? – zapytała agentka na ten widok.
- Rozbrojone – Max skinął głową z niemrawym uśmiechem. – Ale nie było lekko – zastrzegła szybko.
- Nigdy nie jest – prychnęła. – Zbierajcie się, trzeba poszukać Walkera.
- Olga – syknął Max, rzucając znaczące spojrzenie na towarzyszącego jej mężczyznę.
- Jezu, Max – jęknęła w odpowiedzi agentka. – Poznajcie się: kapitan Philip Locke, SAS – przedstawiła ich sprzymierzeńca. – Max Doherty, agent terenowy… - Max wstał i z niechęcią wymalowaną na twarzy uścisnął wyciągnięta ku niemu dłoń, co kobieta skwitowała kolejnym prychnięciem. Locke nie wyglądał na przejętego, wręcz przeciwnie wydawał się rozbawiony. – Już? – Olga uniosła ironicznie brwi. – Możemy wrócić do pracy? Skoro tak… Joe przynieś listy pasażerów, będziemy sprawdzać po kolei kajuty, aż trafimy na nasz cel – zadysponowała stanowczo. – Przy okazji sprawdzimy stan osobowy pasażerów i załogi, będziesz wiedział, czy wszyscy są – to powiedziała już do Locke’a. Ten skinął głową z aprobatą i oboje wyszli, zostawiając za sobą nieco zaskoczonych towarzyszy.

            Pomysł Olgi okazał się całkiem trafiony. Sprawdzanie pasażerów prowadził Locke, wchodził do każdej kajuty po kolei, przedstawiał się i  prosił o podanie nazwisk. Po czym odhaczał na liście odszukane osoby. Prosił też o pozostanie na miejscu, ze względu na bezpieczeństwo, aż do przybycia straży wybrzeża, która już została zawiadomiona o odbiciu porwanego wycieczkowca. Olga przyglądała się jego poczynaniom stojąc w progu każdego pomieszczenia, czekając na pojawienie się Walker’a. Pasażerowie nie wyglądali na zachwyconych perspektywą spędzenia w ciasnych kabinach kolejnych godzin, ale łagodny, a zarazem stanowczy ton Philipa ucinał wszystkie protesty w zarodku. Tylko załodze pozwolili wyjść, żeby mogli zająć się statkiem, a także przygotować posiłki dla pozostałych osób. Cierpliwość agentów została w końcu nagrodzona, w szóstej z kolei kajucie pojawił się ich cel. Kiedy znajomy Oldze mężczyzna przedstawił się, agentka wkroczyła do akcji. Bez wahania złapała faceta i ze słowami: pójdziesz ze mną, wywlokła z kajuty. Protestował, a jakże, ale kobieta nie była w nastroju na sprzeciwy. Po prostu wbiła mu lufę Sig’a w bok i kazała się uspokoić. Jego żoną zajął się towarzyszący jej Max, zabrał ją z pomieszczenia i poprowadził za Olgą.

            Olga wepchnęła Walker’a do przygotowanej przez Marikę i Joe’go kajuty, a Max zrobił to samo z panią Walker. Usadzili parę na krzesłach, obok siebie i przywiązali.
- Kim jesteście i czego ode mnie chcecie?? – panikował Walker, coraz głośniej krzycząc. – Chcecie pieniędzy?? Dam wam wszystko, tylko nie róbcie nam krzywdy!
- Cicho – warknęła Olga, bo wrzaski faceta utrudniały jej myślenie. – Nie drzyj się, nie jesteśmy głusi – odsunęła się i spojrzała na Doherty’ego. – Tylko nie przesadź – dodała, widząc jego minę.
- Maleńka, znasz mnie – Max roześmiał się cicho. – Jestem wcieleniem delikatności…
- Taa, jasne, a ja jestem królowa angielska – sarknęła Olga, ale pozwoliła mu działać.
- Kim jesteście? – Walker był naprawdę przestraszony.
- Skąd miałeś pieniądze na rejs? – Max zignorował pytanie ich celu, za to zadał swoje.
- Co?? – facet osłupiał, chyba nie tego się spodziewał.
- Pytam, skąd miałeś kasę na ten rejs – powtórzył cierpliwie Max. – Jesteś naukowcem, nie zarabiasz aż tyle, żeby opłacić taką wycieczkę. Kredytu nie wziąłeś, debetu na koncie nie zrobiłeś…
- Zapłaciłem gotówką… - wymamrotał Walker.
- Skąd miałeś gotówkę? – naukowiec tylko spuścił głowę, więc Max złapał go za brodę i zmusił, żeby na niego spojrzał. – Skąd? – facet milczał, więc Max roześmiał się cicho, po czym go puścił. – Nie chcesz gadać? Jaka szkoda… - sięgnął po swoją walizeczkę, a Olga na ten gest jęknęła w duchu. Chociaż wolała to, niż bicie. Miała dość bicia na dzisiaj. Jej partner wyciągnął strzykawkę i niewielką ampułkę z bezbarwnym płynem. Napełnił pojemniczek i wbił igłę w odsłonięte ramię ich więźnia. Przez chwilę nic się nie działo, potem facet zrobił się czerwony, cały się spocił i zaczął szybciej oddychać. Na ten widok jego żona cicho krzyknęła i wykonała gest, jakby chciała do niego przypaść, ale więzy jej na to nie pozwoliły.
- Uspokój się – Olga silnym chwytem przytrzymała kobietę na miejscu, nie robiąc nic więcej. Teraz działał Max, a ona nie zamierzała mu przeszkadzać.
- Skąd miałeś forsę? – po minucie, czy dwóch, kiedy był pewien, że środek na pewno zadziała, Max przystąpił do dalszego przesłuchania.
- Sprzedałem… - wykrztusił z siebie ich więzień.
- Co sprzedałeś?
- Plany…
- Plany czego?
- Nowego systemu naprowadzania rakiet…
- Dla naszych lotniskowców? – upewnił się Max.
- Tak…
- Komu?
- Rosjanom – Olga wyraźnie widziała, że facet usiłował kłamać, ale krążące mu w żyłach serum nie pozwoliło na to.
- Nazwiska – warknął Max, nieźle wkurzony. Jeszcze mu Rosjan w tej sprawie brakowało!
- Nie znam – wystękał Walker. Krzywił się przy tym niemiłosiernie, najwyraźniej środek już przestawał działać i pozwolił mu na mijanie się z prawdą.
- Walker, jeśli nie powiesz, dam ci drugą dawkę – Max przygotował strzykawkę. – Ale twoje serce tego nie wytrzyma. Chcesz żyć? – zapytał. Naukowiec nie odpowiedział, tylko popatrzył na agentka ponuro. Doherty przypadł do niego, zdzielił go z pięści w twarz, a potem złapał za włosy i odgiął mu głowę do tyłu, patrząc przy tym prosto w oczy. – Chcesz żyć, Walker?? To podaj nazwiska! – facet milczał, więc Max roześmiał się krótko i podszedł do jego żony. – A może wolisz zobaczyć jak zabijam twoją śliczną żonkę? – Doherty powiódł palcem po policzku kobiety, a potem złapał ją za kark. Olga przełknęła ślinę na ten widok, ale nie wykonała najmniejszego ruchu, żeby powstrzymać swojego partnera. Stawka była zbyt wysoka. Za to kątem oka zauważyła poruszenie z boku, gdzie stali Marika i Joe. Spojrzała na nich ostro, co wystarczyło, żeby znów znieruchomieli. Najwyraźniej nie podobało im się to, czego byli świadkami, ale nie było czasu na głupie sentymenty i wyrzuty sumienia.
- Nie! – Walker’a odblokowało. – Damilov! Jurij Damilov! Znam tylko to nazwisko. To on się ze mną kontaktował. Jemu przekazałem plany!
- On ci zapłacił?
- Tak! – facet zaczął szlochać. – On! Przysięgam. Tylko nie róbcie jej krzywdy… - wyszeptał. 
- No widzisz, jak się postarasz to potrafisz – roześmiał się Max, puszczając kobietę i chowając strzykawkę do swojej walizeczki.
- Co teraz? – wyjąkał Walker, obserwując poczynania agenta. – Co z nami zrobicie?
- A jak myślisz? – zadrwił Doherty, sięgając po srebrną taśmę.
- Zabijecie nas? – w głosie ich celu zabrzmiało prawdziwe przerażenie.
- Może… - Max wzruszył ramionami, po czym urwał kawałek taśmy i zaklei usta kobiecie. – A może nie… - zakneblował również Walkera, odwrócił się i spojrzał na resztę agentów. Marika i Joe patrzyli na niego z niesmakiem i oburzeniem, zwłaszcza kobieta. Najwyraźniej nie spodobał im się sposób uzyskiwania przez niego informacji. Szczerze, miał to gdzieś, bo skoro po tak długim szkoleniu i uzyskaniu niezbędnej wiedzy o ich pracy i sposobach działania, agenci nie byli gotowi na wszystko, żeby wypełnić zadanie, to jego skromnym zdaniem, nie powinni pracować w Ósemce. Chyba miał to wypisane na twarzy, bo oboje spuścili głowy i odsunęli się w najdalszy kąt pomieszczenia. Dopiero potem popatrzył na Olgę. A ta odpowiedziała mu najbardziej beznamiętnym spojrzeniem jakie do tej pory u niej widział. Ku swojemu ogromnemu zadowoleniu nie dostrzegł w nim wahania, wątpliwości, czy wyrzutów. Absolutnie nic. Ale wiedział, że to wszystko kłębi jej się w głowie, tylko po prostu nie pozwala tym uczuciom wypłynąć na wierzch.
- Co teraz? – pierwsza odezwała się Marika, przełamując zapadłą w kajucie ciszę.
- Olga, znajdź tego żołnierzyka – Max nie ukrywał swojej antypatii do poznanego żołnierza. – Dowiedz się, kiedy przypłyniemy i zasugeruj, że chcemy zniknąć.

- Dobrze – Olga skinęła głowa i wyszła. Dopiero za drzwiami pozwoliła sobie na chwilę słabości. To, co zrobił Max boleśnie kłuło jej sumienie. Chociaż rozumiała motywy, to jednak sposób jej nie odpowiadał i miała nadzieję, że ona nigdy nie zostanie zmuszona do podjęcia takich kroków. Oparła się o ścianę i na moment zamknęła oczy. Ale natychmiast je otworzyła, bo pod powiekami od razu pojawiła jej się przerażona twarz Walkera. Wiedziała, że jeszcze długo będzie jej się to wszystko śniło. Potrząsnęła głową i ruszyła na poszukiwania Locke’a.

3 marca 2015

Rozdział 31

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i niezmiernie się cieszę, że podoba Wam się historia Olgi, a jej przygody wzbudzają tyle emocji :D Jak już wiecie Olga przyciąga kłopoty jak magnes, więc z mojej strony mogę Was zapewnić, że postaram się, aby było jeszcze ciekawiej. I jeszcze bardziej emocjonująco. Zapraszam na kolejny rozdział. Miłej lektury.

Alexandretta 

***

            Olga i Nieznajomy powoli szli korytarzem, powielając schemat ich poprzedniego spaceru. Sprawdzali każde pomieszczenie, jednocześnie rozglądając się za pozostałymi porywaczami.
- Znaleźliśmy ich szefa – nagle odezwał się jej towarzysz. – Martwego… To wasza robota?
- Mówisz o tym gnojku z małą blizną nad okiem? – zapytała agentka, nawet nie zwalniając kroku.
- Tak.
- Nasza – przyznała beznamiętnie.
- Twoja – to nie było pytanie.
- Tak – odparła równie lakonicznie i cały czas beznamiętnie.
- Nazywał się Kieran O’Neall – po minucie milczenia mężczyzna znów się odezwał. – Podłożył bombę w kościele protestanckim, która wybuchła podczas mszy… Zginęło piętnaście osób, a trzydzieści cztery zostały ranne.
- Po co mi to mówisz? – Olga nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem. Miała w nosie ile osób zabił ten sukinkot. Już nie żył, więc nikogo więcej nie skrzywdzi.
- Dobrze zrobiłaś – odpowiedział, pozornie bez związku z jej pytaniem. Złapał ją za ramię i zatrzymał. Olga szarpnęła się, ale też stanęła. Patrzyli na siebie przez moment, co było dziwne, po czym facet wyciągnął dłoń i delikatnie dotknął siniaka na jej policzku. Co było jeszcze dziwniejsze. – To jego sprawka? – zapytał cicho, na co kobieta tylko skinęła głową. – Dobrze zrobiłaś – powtórzył. Chciał dodać coś jeszcze, ale nie zdążył. Olga pchnęła go mocno na przeciwległą ścianę, a sama uniosła broń i oddała dwa strzały do  skradającego się za ich plecami napastnika. Jego towarzyszem zajął się jej aktualny partner, który błyskawicznie otrząsnął się z początkowego zaskoczenia. Na odgłos strzałów z pobliskiej ładowni wysypała się grupka porywaczy, uzbrojonych i zaskoczonych. Najwyraźniej jeszcze nie wiedzieli o śmierci ich szefa, a Olga od razu dostrzegła ich aktualnego dowódcę. Kiedy kule świsnęły nad głowami agentki i Nieznajomego, a jedna wbiła się w ścianę tuż obok ramienia kobiety, ta stwierdziła, że jednak przydałaby się jakaś osłona. Korytarz jednak żadnej konkretnej nie dawał, więc błyskawicznie otworzyła pierwsze z brzegu drzwi i schowała się za nimi. Jej towarzysz zrobił dokładnie to samo, z tą różnicą, że ona przykucnęła i lufa jej Sig’a znajdowała się na poziomie brzuchów i ud napastników, a jego – na wysokości ich głów. A ponieważ bandyci dość szybko się ogarnęli i zaczęli strzelać, Olga i Nieznajomy bez wahania odpowiedzieli ogniem. Agentka lekko się wychyliła i posłała kilka kul w kierunku dowodzącego grupą porywacza. Trafiła go, więc z okrzykiem bólu upadł na podłogę. Jego ludzie natychmiast go otoczyli, chcąc zapewne go chronić, ale towarzysz kobiety miał równie dobre oko. Zlikwidował dwóch, następnych dwóch zastrzeliła Olga, bo nawet w ogniu walki i specjalnie się nie przymierzając miała dobrą celność. Kolejny przekroczył martwych kolegów i zaczął się wycofywać, ale nie miał szans w obliczu wkurzonej agentki i równie wściekłego żołnierza. Dwa pistolety wypaliły w tym samym czasie i kilka kul trafiło faceta w klatkę piersiową. Upadł na plecy z szeroko rozpostartymi ramionami i upuszczając swoją broń. Olga i Nieznajomy wysunęli się zza swoich osłon i powoli, osłaniając się wzajemnie, podeszli do leżących bandytów. Oprócz dowódcy grupy wszyscy już nie żyli. Olga szła, odkopując do tyłu lub na boki znajdujące się na podłodze pistolety, po czym zatrzymała się przed ostatnim żywym bandytą. Był solidnie ranny, właściwie umierający, bo jedna z kul utkwiła mu w płucu sprawiając, że z każdym ciężkim oddechem na jego torsie pojawiały się krwawe bąbelki. Agentka popatrzyła na niego w milczeniu, jakby zastanawiając się, co z nim zrobić. Jednak po sekundzie w jej działaniach nie było już żadnego wahania. Dobiła go jednym, celnym strzałem w głowę, po czym szybko zmieniła, pusty już, magazynek. Nieznajomy nie skomentował tego ani jednym słowem, za co kobieta była mu nawet wdzięczna. Nie miała ochoty z niczego się tłumaczyć. Ani teraz, ani nigdy. Ani tym bardziej jakiemuś facetowi, który nie uznał za stosowne nawet się przedstawić. Do ich uszu doszły kolejne strzały, więc bez wahania ruszyli w tamtą stronę.

            Na dziobie Marika, Joe oraz ich dwóch nowych kolegów właśnie walczyło z kolejną grupką porywaczy. Olga i Nieznajomy od razu wkroczyli do akcji, więc szala zwycięstwa od razu przechyliła się na ich stronę. Po kilku minutach strzelaniny na podłodze zaległa kolejna grupa martwych bandytów.
- To wszyscy? – Olga rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzegła nikogo więcej.
- Sprawdziliśmy wszystko – Marika skinęła potwierdzająco głową. – Nikogo żywego więcej nie ma. Gdzie Max?
- Rozbraja bomby – wyjaśniła jej Olga.
- Rozbraja… co?? – do Mariki dopiero po sekundzie dotarł sens tych słów. – Żartujesz, prawda?
- Wyglądam jakbym żartowała? – agentka schowała Sig’a i uniosła pytająco brwi.
- Ja pierdolę – jęknęła Marika, widząc minę koleżanki. Tego się nie spodziewała.
- Gdzie? – zapytał Joe krótko. Był typem człowieka, który nie rozwlekał swoich wypowiedzi. Za to chętnie pomagał.
- Maszynownia – równie krótko odpowiedziała mu Olga. Joe tylko kiwnął głową i bez wahania ruszył w tamtą stronę.
- Skoro twój partner jest zajęty udaremnianiem zatonięcia tej góry żelastwa… – odezwał się za jej plecami Nieznajomy. – Może wyjaśnimy sobie kilka spraw?
- Marika, idź z panami i sprawdźcie jeszcze raz wszystkie pokłady – stanowczym głosem powiedziała Olga po sekundzie namysłu. Czuła, że lepiej pozbyć się koleżanki, bo miała obawy, że nie spodoba jej się to, co usłyszy od mężczyzny. Poza tym, im mniej świadków, tym lepiej.
- Ale… - Marika oczywiście zaprotestowała, lecz Olga ucięła jej protesty w zarodku.
- Idź! – warknęła. Oburzona agentka ruszyła korytarzem, a koledzy Nieznajomego poszli za nią. Chociaż właściwszym określeniem byłoby: podwładni. – Słucham – Olga odwróciła się z powrotem i popatrzyła na mężczyznę mrużąc oczy. – Co masz ciekawego do powiedzenia?
- Nie patrz na mnie jakbyś chciała mnie zastrzelić – poprosił nagle facet. Olga przez sekundę poczuła zaskoczenie, nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
- Nie ukrywam, że przeszło mi to przez myśl – odpowiedziała, nieco rozbawiona. – Ale zanim to zrobię, wolałabym się czegoś dowiedzieć…
- To może zacznę od przedstawienia się – Nieznajomy westchnął. – Kapitan Philip Locke, SAS – wyciągnął rękę w stronę kobiety. Olga przez moment patrzyła mu w oczy, jakby upewniając się, że mówi prawdę. Rozum podpowiadał jej, żeby od razu mu tak nie wierzyła, ale instynkt mówił, że facet nie kłamie.
- Olga Lenkov, CIA - uścisnęła wyciągniętą dłoń, decydując się na bycie szczerą. Oczywiście w granicach rozsądku. – Skąd się tu wzięliście?
- Kieran O’Neall – padła krótka odpowiedź.
- Rozumiem, że oprócz tych ludzi w kościele ma na sumieniu jeszcze inne osoby? – domyśliła się agentka.
- Całkiem długą listę… - przyznał kapitan. – Jestem tu, bo wysadził w powietrze samochód z żołnierzami. Za pomocą wyrzutni rakietowej – Locke nie zamierzał owijać w bawełnę, Poza tym, to nie było tajne. – Rozkaz był jasny: zlikwidować. Wyręczyłaś nas.
- Możesz tą zasługę przypisać sobie – Olga wzruszyła ramionami.
- Domyślam się, że nie macie ochoty ujawniać swojego udziału w tej całej hecy – prychnął żołnierz. – Jaki mieliście cel? Tylko nie mów, że naprawdę byliście na wakacjach, a ten walnięty gość to twój mąż – dodał widząc, że kobieta już otwiera usta, żeby coś powiedzieć.
- Szczerość za szczerość – usłyszał, ku swojemu zaskoczeniu. – John Walker. Amerykański naukowiec.
- Po co wam on? – zdziwił się.
- Coś sprzedał. Komuś – Olga potarła skronie. Nagle poczuła się bardzo zmęczona. – Nic nie wiemy. Mieliśmy się dowiedzieć.
- Dlaczego na statku?
- Bo nie pływa pod amerykańską banderą i opuścił amerykańskie wody…
- No tak, jurysdykcja – Locke uśmiechnął się lekko. – Chcecie go nadal?
- Musimy wykonać zadanie – odparła stanowczo kobieta. – Ta cała… heca.. – pokazała ręką - …to tylko efekt uboczny – Olga też się uśmiechnęła.
- Całkiem niezły efekt uboczny – tym razem Locke uśmiechnął się znacznie szerzej. – I skoro nadal płyniemy, to chyba jest nadzieja, że twój mąż rozbroił te bomby…
- Nie jest moim mężem – ruszyli z powrotem na rufę, ramię w ramię. – Jesteśmy partnerami.
- A wygląda to zupełnie inaczej…
- Pozory – Olga sama nie wiedziała, dlaczego tak upiera się przy tej wersji. To były jej prywatne sprawy i nikomu nic do tego.
- Sprawdzimy jak mu poszło, czy chcesz poszukać waszego naukowca? – zapytał Philip. Sprawiał wrażenie osoby, która nie za bardzo ma ochotę na kolejne spotkanie z Maxem. W sumie Olga mu się nie dziwiła, jej partner potrafił być odpychający. A był taki zwłaszcza wobec innych mężczyzn.
- Sprawdźmy – po sekundzie wahania odpowiedziała agentka. Ale skoro dalej płynęli, to mogła się założyć o każde pieniądze świata, że rozbroił te cholerne bomby.