Olga
miała rację. Kiedy wrócili do maszynowni, Max siedział na podłodze, oparty o
ścianę, obok niego leżał Joe, a Johnny stał kawałek dalej.
- Rozumiem, że nie mamy już się czym
martwić? – zapytała agentka na ten widok.
- Rozbrojone – Max skinął głową z
niemrawym uśmiechem. – Ale nie było lekko – zastrzegła szybko.
- Nigdy nie jest – prychnęła. –
Zbierajcie się, trzeba poszukać Walkera.
- Olga – syknął Max, rzucając znaczące
spojrzenie na towarzyszącego jej mężczyznę.
- Jezu, Max – jęknęła w odpowiedzi agentka.
– Poznajcie się: kapitan Philip Locke, SAS – przedstawiła ich sprzymierzeńca. –
Max Doherty, agent terenowy… - Max wstał i z niechęcią wymalowaną na twarzy
uścisnął wyciągnięta ku niemu dłoń, co kobieta skwitowała kolejnym
prychnięciem. Locke nie wyglądał na przejętego, wręcz przeciwnie wydawał się
rozbawiony. – Już? – Olga uniosła ironicznie brwi. – Możemy wrócić do pracy?
Skoro tak… Joe przynieś listy pasażerów, będziemy sprawdzać po kolei kajuty, aż
trafimy na nasz cel – zadysponowała stanowczo. – Przy okazji sprawdzimy stan
osobowy pasażerów i załogi, będziesz wiedział, czy wszyscy są – to powiedziała
już do Locke’a. Ten skinął głową z aprobatą i oboje wyszli, zostawiając za sobą
nieco zaskoczonych towarzyszy.
Pomysł
Olgi okazał się całkiem trafiony. Sprawdzanie pasażerów prowadził Locke,
wchodził do każdej kajuty po kolei, przedstawiał się i prosił o podanie nazwisk. Po czym odhaczał na
liście odszukane osoby. Prosił też o pozostanie na miejscu, ze względu na
bezpieczeństwo, aż do przybycia straży wybrzeża, która już została zawiadomiona
o odbiciu porwanego wycieczkowca. Olga przyglądała się jego poczynaniom stojąc
w progu każdego pomieszczenia, czekając na pojawienie się Walker’a. Pasażerowie
nie wyglądali na zachwyconych perspektywą spędzenia w ciasnych kabinach
kolejnych godzin, ale łagodny, a zarazem stanowczy ton Philipa ucinał wszystkie
protesty w zarodku. Tylko załodze pozwolili wyjść, żeby mogli zająć się
statkiem, a także przygotować posiłki dla pozostałych osób. Cierpliwość agentów
została w końcu nagrodzona, w szóstej z kolei kajucie pojawił się ich cel.
Kiedy znajomy Oldze mężczyzna przedstawił się, agentka wkroczyła do akcji. Bez
wahania złapała faceta i ze słowami: pójdziesz ze mną, wywlokła z kajuty.
Protestował, a jakże, ale kobieta nie była w nastroju na sprzeciwy. Po prostu
wbiła mu lufę Sig’a w bok i kazała się uspokoić. Jego żoną zajął się
towarzyszący jej Max, zabrał ją z pomieszczenia i poprowadził za Olgą.
Olga
wepchnęła Walker’a do przygotowanej przez Marikę i Joe’go kajuty, a Max zrobił
to samo z panią Walker. Usadzili parę na krzesłach, obok siebie i przywiązali.
- Kim jesteście i czego ode mnie
chcecie?? – panikował Walker, coraz głośniej krzycząc. – Chcecie pieniędzy??
Dam wam wszystko, tylko nie róbcie nam krzywdy!
- Cicho – warknęła Olga, bo wrzaski
faceta utrudniały jej myślenie. – Nie drzyj się, nie jesteśmy głusi – odsunęła
się i spojrzała na Doherty’ego. – Tylko nie przesadź – dodała, widząc jego
minę.
- Maleńka, znasz mnie – Max roześmiał
się cicho. – Jestem wcieleniem delikatności…
- Taa, jasne, a ja jestem królowa angielska
– sarknęła Olga, ale pozwoliła mu działać.
- Kim jesteście? – Walker był naprawdę
przestraszony.
- Skąd miałeś pieniądze na rejs? – Max
zignorował pytanie ich celu, za to zadał swoje.
- Co?? – facet osłupiał, chyba nie tego
się spodziewał.
- Pytam, skąd miałeś kasę na ten rejs –
powtórzył cierpliwie Max. – Jesteś naukowcem, nie zarabiasz aż tyle, żeby
opłacić taką wycieczkę. Kredytu nie wziąłeś, debetu na koncie nie zrobiłeś…
- Zapłaciłem gotówką… - wymamrotał
Walker.
- Skąd miałeś gotówkę? – naukowiec
tylko spuścił głowę, więc Max złapał go za brodę i zmusił, żeby na niego
spojrzał. – Skąd? – facet milczał, więc Max roześmiał się cicho, po czym go
puścił. – Nie chcesz gadać? Jaka szkoda… - sięgnął po swoją walizeczkę, a Olga
na ten gest jęknęła w duchu. Chociaż wolała to, niż bicie. Miała dość bicia na
dzisiaj. Jej partner wyciągnął strzykawkę i niewielką ampułkę z bezbarwnym
płynem. Napełnił pojemniczek i wbił igłę w odsłonięte ramię ich więźnia. Przez
chwilę nic się nie działo, potem facet zrobił się czerwony, cały się spocił i
zaczął szybciej oddychać. Na ten widok jego żona cicho krzyknęła i wykonała
gest, jakby chciała do niego przypaść, ale więzy jej na to nie pozwoliły.
- Uspokój się – Olga silnym chwytem
przytrzymała kobietę na miejscu, nie robiąc nic więcej. Teraz działał Max, a
ona nie zamierzała mu przeszkadzać.
- Skąd miałeś forsę? – po minucie, czy
dwóch, kiedy był pewien, że środek na pewno zadziała, Max przystąpił do
dalszego przesłuchania.
- Sprzedałem… - wykrztusił z siebie ich
więzień.
- Co sprzedałeś?
- Plany…
- Plany czego?
- Nowego systemu naprowadzania rakiet…
- Dla naszych lotniskowców? – upewnił
się Max.
- Tak…
- Komu?
- Rosjanom – Olga wyraźnie widziała, że
facet usiłował kłamać, ale krążące mu w żyłach serum nie pozwoliło na to.
- Nazwiska – warknął Max, nieźle
wkurzony. Jeszcze mu Rosjan w tej sprawie brakowało!
- Nie znam – wystękał Walker. Krzywił
się przy tym niemiłosiernie, najwyraźniej środek już przestawał działać i
pozwolił mu na mijanie się z prawdą.
- Walker, jeśli nie powiesz, dam ci
drugą dawkę – Max przygotował strzykawkę. – Ale twoje serce tego nie wytrzyma.
Chcesz żyć? – zapytał. Naukowiec nie odpowiedział, tylko popatrzył na agentka
ponuro. Doherty przypadł do niego, zdzielił go z pięści w twarz, a potem złapał
za włosy i odgiął mu głowę do tyłu, patrząc przy tym prosto w oczy. – Chcesz
żyć, Walker?? To podaj nazwiska! – facet milczał, więc Max roześmiał się krótko
i podszedł do jego żony. – A może wolisz zobaczyć jak zabijam twoją śliczną żonkę?
– Doherty powiódł palcem po policzku kobiety, a potem złapał ją za kark. Olga
przełknęła ślinę na ten widok, ale nie wykonała najmniejszego ruchu, żeby
powstrzymać swojego partnera. Stawka była zbyt wysoka. Za to kątem oka
zauważyła poruszenie z boku, gdzie stali Marika i Joe. Spojrzała na nich ostro,
co wystarczyło, żeby znów znieruchomieli. Najwyraźniej nie podobało im się to,
czego byli świadkami, ale nie było czasu na głupie sentymenty i wyrzuty
sumienia.
- Nie! – Walker’a odblokowało. –
Damilov! Jurij Damilov! Znam tylko to nazwisko. To on się ze mną kontaktował.
Jemu przekazałem plany!
- On ci zapłacił?
- Tak! – facet zaczął szlochać. – On!
Przysięgam. Tylko nie róbcie jej krzywdy… - wyszeptał.
- No widzisz, jak się postarasz to
potrafisz – roześmiał się Max, puszczając kobietę i chowając strzykawkę do
swojej walizeczki.
- Co teraz? – wyjąkał Walker,
obserwując poczynania agenta. – Co z nami zrobicie?
- A jak myślisz? – zadrwił Doherty,
sięgając po srebrną taśmę.
- Zabijecie nas? – w głosie ich celu
zabrzmiało prawdziwe przerażenie.
- Może… - Max wzruszył ramionami, po
czym urwał kawałek taśmy i zaklei usta kobiecie. – A może nie… - zakneblował również
Walkera, odwrócił się i spojrzał na resztę agentów. Marika i Joe patrzyli na
niego z niesmakiem i oburzeniem, zwłaszcza kobieta. Najwyraźniej nie spodobał
im się sposób uzyskiwania przez niego informacji. Szczerze, miał to gdzieś, bo
skoro po tak długim szkoleniu i uzyskaniu niezbędnej wiedzy o ich pracy i
sposobach działania, agenci nie byli gotowi na wszystko, żeby wypełnić zadanie,
to jego skromnym zdaniem, nie powinni pracować w Ósemce. Chyba miał to wypisane
na twarzy, bo oboje spuścili głowy i odsunęli się w najdalszy kąt
pomieszczenia. Dopiero potem popatrzył na Olgę. A ta odpowiedziała mu
najbardziej beznamiętnym spojrzeniem jakie do tej pory u niej widział. Ku
swojemu ogromnemu zadowoleniu nie dostrzegł w nim wahania, wątpliwości, czy
wyrzutów. Absolutnie nic. Ale wiedział, że to wszystko kłębi jej się w głowie,
tylko po prostu nie pozwala tym uczuciom wypłynąć na wierzch.
- Co teraz? – pierwsza odezwała się
Marika, przełamując zapadłą w kajucie ciszę.
- Olga, znajdź tego żołnierzyka – Max
nie ukrywał swojej antypatii do poznanego żołnierza. – Dowiedz się, kiedy
przypłyniemy i zasugeruj, że chcemy zniknąć.
- Dobrze – Olga skinęła głowa i wyszła.
Dopiero za drzwiami pozwoliła sobie na chwilę słabości. To, co zrobił Max
boleśnie kłuło jej sumienie. Chociaż rozumiała motywy, to jednak sposób jej nie
odpowiadał i miała nadzieję, że ona nigdy nie zostanie zmuszona do podjęcia
takich kroków. Oparła się o ścianę i na moment zamknęła oczy. Ale natychmiast
je otworzyła, bo pod powiekami od razu pojawiła jej się przerażona twarz
Walkera. Wiedziała, że jeszcze długo będzie jej się to wszystko śniło. Potrząsnęła
głową i ruszyła na poszukiwania Locke’a.
Moim zdaniem Max i tak był łagodny dla Walkera. To teraz będą pewnie musieli znaleźć i zająć się tym Rosjaninem. Max - robienie z Olgi twardej agentki a potem wrednej s**** nie wyjdzie ci to na dobre, chłopcze. Ale cóż...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wen dopisze i szybko pojawi się kolejny rozdział :)
Świetny rozdział, spodziewałam sie jakis scen zazdrości, a tu nic... Max taki "opanowany i stanowczy". Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę miłego tworzenia :)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Max to świnia bez uczuć. Zgadzam się z Chandni, że to co Max robi z Olgą nie wyjdzie mu na dobre. Miłego pisania.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny :-)
Nom przecież to co dajemy (lub robimy) innym zawsze, prędzej czy później do nas wraca ze zdwojoną siłą... Więc Max ma przechlapane :D Teraz zapewne, jak to zauważyła już Chandni, będą szukać tego Rosjanina i prawie na pewno sprawa się jeszcze bardziej skomplikuje ;) jak to zawsze przy Oldze bywa
OdpowiedzUsuń