Alexandretta
P.S. Szczęśliwego Nowego Roku (trochę późno, ale szczerze :D)
***
Siedziba Ósemki – Waszyngton
Martom
nie był zachwycony spotkaniem swoich agentów z Szavienką. Olga odniosła
wrażenie, że nawet się lekko wystraszył, co wydało jej się dziwne i podejrzane.
Czyżby jednak Max miał rację? Trudno jej było w to uwierzyć. Trudno jej było
uwierzyć, że ktoś taki jak Martom i ktoś taki jak Max mogą się czegoś lub kogoś
bać. W końcu oboje byli doświadczonymi agentami i posiadali odpowiednie
umiejętności, żeby się bronić. Oraz odpowiednie znajomości, żeby nikt ich nie
ruszył. Ale im dłużej o tym myślała i im dokładniej się temu przyglądała, coraz
częściej dochodziła do wniosku, że coś jest na rzeczy. Kobieta może i nie miała
takiego doświadczenia jak oni, to jednak głupia nie była. I szybko się uczyła,
co ją samą czasami przerażało. Przerażało, że z taką łatwością wpasowała się w
ten brutalny świat. Wiedziała, że to zasługa Maxa, który był świetnym
nauczycielem. Ale nie mogła wszystkiego na niego zrzucić. Wybrała i już nie
mogła zawrócić z tej drogi.
Kiedy
Olga i Max wrócili z Czech, czas oczekiwania na kolejne zadania mijał im
głównie na treningach, ćwiczeniach, szkoleniach i sparingach. Było to męczące,
ale żadne nie narzekało. Od tych wszystkich rzeczy zależało powodzenie każdej z
misji oraz, nie ma co ukrywać, również ich życie. Tylko nieustanne doskonalenie
się i utrwalanie już nabytych umiejętności gwarantowało, że wrócą do domu. Już
później, znacznie później, Olga wielokrotnie dziękowała sobie w myślach, że się
nie buntowała i sumienne ćwiczyła. I dotyczyło to nie tylko ćwiczeń fizycznych,
ale także tych w posługiwaniu się różnoraką bronią.
A wieczory spędzali najczęściej w
łóżku. Od kiedy dali sobie spokój z zachowaniem pozorów, to właśnie seks stał
się dla nich najlepszą formą rozrywki. I relaksu. Najczęściej lądowali u Olgi,
chociaż parę razy zdarzyło im się trafić do mieszkania Maxa. Czasami robili to
w aucie, czasami pod firmowym prysznicem, a czasami gdzieś na łonie natury. To
było szaleństwo, ale strasznie ich to kręciło. W dodatku Max okazał się
utalentowanym nauczycielem również w tej dziedzinie. Pokazał kobiecie jak
niewiele wiedziała o tej, jakże przyjemnej, strefie życia i jak wiele jeszcze
zostało im do odkrycia.
- Kochanie, jesteś boska – wymruczał
Max, jednocześnie delikatnie gładząc Olgę po plecach. Leżeli w jego łóżku,
zmęczeni i spoceni, ona na brzuchu, kryjąc twarz w poduszce, do której jeszcze
kilka chwil temu krzyczała z rozkoszy, a Max obok, na boku.
- Jestem – zgodziła się z nim, nawet
nie podnosząc głowy.
- Mówiłem poważnie – obruszył się. –
Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej kobiety jak ty…
- Tylko się nie zakochaj – zakpiła
agentka, nie chcąc, żeby ta dyskusja przerodziła się w coś poważniejszego. A
zazwyczaj poważne rozmowy zaczynają się od takich banalnych stwierdzeń.
- Za późno… - Olga usiadła gwałtownie i spojrzała na Maxa z
niedowierzaniem.
- Jaja sobie robisz? – zapytała złym
głosem.
- Dlaczego od razu tak agresywnie? –
Max też usiadł.
- Bo nie podoba mi się to, co
powiedziałeś – wyjaśniła krótko.
- Niby co? Że się zakochałem? W tobie?
Stało się.
- Nie miało prawa! – krzyknęła,
wyprowadzona z równowagi.
- Bo?
- Bo… - przez moment nie wiedziała, co
powiedzieć. Wiedziała tylko, że to bardzo zły pomysł. – Bo pracujemy razem –
wybrała w końcu najbardziej idiotyczny argument, jaki przyszedł jej do głowy. –
Bo jesteśmy tajnymi agentami. Bo…
- I twoim zdaniem to są przeszkody? –
zmarszczył brwi, przerywając jej.
- A nie są?
- Oczywiście, że nie – prychnął. – Nikt
nigdy nie powiedział, że nie możemy sobie ułożyć życia prywatnego! Poza tym, to
nawet lepiej, że pracujemy razem. Nie będziemy się o siebie martwić, gdy jedno z
nas wyjedzie.
- Nie przekonują mnie twoje argumenty –
pokręciła głową, nie przyjmując do wiadomości tego, co mówił.
- Olga, Skarbie – przysunął się do niej.
– Przecież nie mówię, że teraz, zaraz mamy lecieć do księdza i się pobierać.
Mówię tylko, że cię kocham. Że będę się o ciebie troszczył. Że będę cię
chronił. Że będziesz przy mnie bezpieczna. Że cię nie zostawię…
- Wystarczy – Olga zasłoniła mu usta
dłonią. – Nie mów nic więcej. Proszę. Ja… Ja nie wiem, co powiedzieć… Nie
spodziewałam się takiego… - urwała. – Daj mi czas, dobrze? – poprosiła. Przez
chwilę jej się przypatrywał, a potem powoli skinął głową.
- Dobrze – zabrał dłoń kobiety i
delikatnie pocałował jej wnętrze. – Jestem cierpliwy. Ale zastanów się…
- Dobrze – teraz ona skinęła głową. – Pomyślę
o tym. A teraz… - wstała, zabierając rękę z jego uścisku. – Teraz lepiej już
pójdę.
- Nie zostaniesz? – Max wydawał się być
zawiedziony decyzją partnerki.
- Nie – Olga zaczęła się ubierać. –
Dzisiaj nie – kobieta odnalazła swoje buty, chwyciła kurtkę i prawie wybiegła. Cholera, cholera, cholera, tłukło się
jej po głowie Nie chciała tego. Nie planowała. Ale jak zwykle, złośliwy los
zadecydował za nią. Niech to szlag! Krótki
okrzyk rozbrzmiał w jej umyśle, tuż przed tym jak rzuciła się na swoje łóżko.
Olga
myślała o słowach Maxa bez mała całą noc. Lubiła go. Cholera, naprawdę go
lubiła, chociaż czasami ją przerażał. Przerażało ją jego bezduszne i
beznamiętne podejście do pracy. On się nie zastanawiał, on robił swoje. Zabijał
bez skrupułów i wyrzutów sumienia. O dziwo, agentka nawet to rozumiała. Gdyby
się przejmował, nie dałby rady wytrzymać tyle w tym zawodzie. Złapała się na
tym, że zaczyna go podziwiać. I cieszyć się, że to właśnie on wprowadzał ją w
tajniki tej pracy. Do tej pory to właśnie dzięki jego doświadczeniu wychodzili
cało z wszelkich opresji. Olga myślała długo i intensywnie, a nad ranem w końcu
podjęła decyzję. Od razu, chyba tylko dlatego, żeby się nie rozmyślić, chwyciła
za telefon i wybrała numer Maxa.
- Tak, Skarbie – odebrał prawie natychmiast.
Jakby czekał.
- Chcę spróbować – odezwała się bez
wstępów. – Nie wiem, czy się uda, bo nie jestem pewna, czy jestem gotowa na
związek… Jakikolwiek, nie tylko z tobą… Ale chcę to sprawdzić… Max, jesteś tam?
– zaniepokoiła się, bo w słuchawce zaległa cisza.
- Jestem – odpowiedział lekko stłumionym
głosem. – Zaskoczyłaś mnie…
- Niby czym? – zdziwiła się.
- Że już podjęłaś decyzję. Szybko…
- Chyba nie ma na co czekać… -
zauważyła przytomnie.
- Naprawdę chcesz? – w głosie Maxa
usłyszała niepewność.
- Gdybym nie chciała, nie dzwoniłabym…
- Teraz ja nie wiem, co powiedzieć…
- Powiedz, że się cieszysz – zaproponowała
kpiąco. Zawsze tak reagowała, kiedy się denerwowała. Kpiną.
- Cieszę się – powtórzył posłusznie. –
I, Olga…
- Tak? – na moment zaschło jej w gardle.
- Nie zawiodę cię…
- Trzymam cię za słowo – roześmiała
się, pozornie lekko, ale tak naprawdę była cała spięta. Ale uwierzyła mu. Jak
się później okazało, jeszcze nigdy w życiu nie pomyliła się tak bardzo jak
wtedy…
Chwila szczęścia przyda się Oldze, ale szkoda, że przez takiego drania stanie sie tym kim się stanie. Czekam niecierpliwie właśnie na te rozdziały zatem pisz szybciutko. A forma - jak dla mnie w każdej dobrze się czyta Olgę :D
OdpowiedzUsuń