Od
kiedy Olga i Max stwierdzili, że ich partnerstwo to coś poważniejszego, ich
współpraca zaczęła iść jeszcze sprawniej. Każde kolejne zadanie zbliżało ich do
siebie, budowało jeszcze mocniejszą więź. Wyglądało to tak, jakby już nie
umieli pracować bez siebie. Każdego dnia uczyli się siebie wzajemnie, swoich
reakcji, gestów, nawet śmiechu. Każdego dnia pokonywali kolejne przeszkody w
byciu razem. Olga z niepokojem zauważyła, że w pewnym stopniu uzależniła się od
swojego partnera, od jego obecności, głosu, tego, że jest i że jej pomaga. Ale
również od tego, że uczy ją kolejnych sztuczek, jak przetrwać w świecie tajnych
agentów i zabójców, gdzie każdy mógł okazać się wrogiem. Gdzie nie do końca
było jasne, o co walczą i gdzie zacierała się granica pomiędzy dobrem i złem. Przy
każdym zadaniu Olga pokonywała swoje słabości i wątpliwości. Przy każdym
zadaniu łamała kolejne zasady, które do tej pory wydawały się być nietykalne. A
raczej to Max zmuszał ją do tego. Łamał jej opór, jej wątpliwości, jej wahania.
Odzierał z wyrzutów sumienia i ludzkich odruchów. Stwarzał ją na własny obraz i
podobieństwo i jakkolwiek obrazoburczo to brzmiało, taka była prawda. A Olga…
Ufała mu, słuchała go i twardniała, stopniowo, lecz nieubłaganie. Każdy
wyeliminowany cel, każde wykonane zadanie sprawiało, że się zmieniała.
Zmieniała się w twardą, bezlitosną agentkę, zabójczynię bez sumienia i
skrupułów. Osobę, która nie wahała się wykorzystać wszystkich chwytów, aby
osiągnąć cel. Co najgorsze, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie
potrafiła przestać. Nie potrafiła sprzeciwić się ani Maxowi, ani swojemu
szefowi. I obaj to wykorzystywali.
Olga
doskonale pamiętała dzień, kiedy zrozumiała, że nie ma już odwrotu i że została
jej tylko ta jedna droga. Siedzieli w porcie w Hamburgu i czekali na
przypłynięcie kontenerowca z Nigerii. Tak naprawdę statek należał do serbskiego
bandyty Stavrosa, ale nie mógł płynąć pod taką banderą. Odpowiednia porcja
gotówki pozwoliła wziąć go pod nigeryjskie skrzydła, co nie zmieniało faktu, że
załogą byli głównie Serbowie oraz kilku Bułgarów. Byli wyszkoleni, ale ze
służbami specjalnymi nie mieli nic wspólnego, służyli tylko jako ochrona. Poza
tym, skupiali się jedynie na niewielkim fragmencie statku. Tym fragmencie,
gdzie stał malutki, w porównaniu do pozostałych, kontener, pomalowany na
rudo-brązowy kolor, zamknięty na szyfrowy zamek i dodatkową kłódkę, chyba tylko
dlatego, żeby nie wyróżniał się od pozostałych. Wyróżniał się za to dodatkową
ochroną, niewidoczną na pierwszy rzut oka, ale po prostu, trzeba było wiedzieć
na co patrzeć. Olga odłożyła lornetkę i spojrzała na swojego partnera. Max
siedział za kierownicą ich niepozornego wozu i sprawiał wrażenie znudzonego.
- Długo jeszcze będziemy tu siedzieli i
czekali nie wiadomo na co? – spytała kobieta z irytacją w głosie. Tkwili tu już
kilka godzin, dokładnie cztery, czyli od momentu, kiedy „Królowa Mórz
Południowych” zacumowała w porcie. Swoją drogą, to była zbyt pompatyczna nazwa
jak dla tego rodzaju jednostki pływającej.
- Nie bądź taka niecierpliwa – mruknął,
nawet na nią nie patrząc. – Dobrze wiesz na co czekamy…
- Aż załoga zejdzie na ląd –
odpowiedziała, wzdychając. – Ochrona nie zejdzie…
- Zejdzie – zaprzeczył.
- Nie cała – upierała się.
- Damy radę. Panikujesz? – w końcu na
nią spojrzał.
- Nie – Olga pokręciła głową. – Zadanie
jak inne. Po prostu nie lubię siedzieć i czekać. I nie lubię nie mieć planu…
- Mamy plan, Słonko – zauważył Max,
uśmiechając się lekko. – Tylko taki lekko prowizoryczny…
- Nie znoszę prowizorki – warknęła.
- Myślałem, że się już przyzwyczaiłaś –
zdziwił się.
- Jakoś nie – skrzywiła się. Znów
sięgnęła po lornetkę, bo zauważyła ruch na interesującym ich statku. – Schodzą
– poinformowała partnera, niepotrzebnie, bo sam zdążył już to zauważyć.
- Dobra, schodzi ostatni i zaczynamy –
zarządził. Olga wrzuciła lornetkę do schowka i sprawdziła SigSauera.
Zejście
załogi na ląd nie trwało długo, w końcu kontenerowiec nie potrzebował aż tak
licznej obsady, jak na przykład wycieczkowiec. Olga przypatrywała się
marynarzom i bez trudu oddzieliła tych prawdziwych, którzy pływali już od wielu
lat, od tych, którzy nie mieli o tym pojęcia. Oprócz sposobu poruszania
wyróżniała ich także wszelkiego rodzaju broń poukrywana, może i umiejętnie, ale
momentami niezbyt dokładnie.
- Zostało kilku… – Max odłożył swoją
lornetkę i poprawił szelki z bronią. – Naliczyłem czterech, ale możliwe, że to
nie wszyscy...
- Prowizorka – prychnęła w odpowiedzi Olga
i powoli wysiadła z auta. Wóz zostawili za niewielkim budyneczkiem, a sami
podeszli bliżej, kryjąc się w cieniu. Na szczęście władze portu oszczędzały na
oświetleniu, więc nie mieli problemu z ukryciem się. Na pokład kontenerowca
dostali się bez trudu, trap nadal był opuszczony i w dodatku nikt go nie
pilnował. Najwyraźniej przybicie do portu i możliwość zejścia na ląd i zabawienia
się przed kolejną długą podróżą, nieco przytłumiła instynkty ochroniarzy. Ci
zresztą nie sprawiali wrażenia zachwyconych pozostaniem na warcie, owszem,
robili krótkie patrole, ale głównie skupiali się na zbijaniu się w grupkę i
narzekaniu, że znowu im przypadła warta. A także przeklinaniu, pluciu i
wygrażaniu dowódcy, który zapewne też korzystał z nocnych uciech Hamburga.
Olga i Max rozdzielili się, kobieta
poszła w prawo, agent w lewo. Planowali po kolei wyeliminować czujki i
wartowników, a potem spotkać się przed interesującym ich kontenerem. Agentka
szła powoli, skradając się pomiędzy pozostałymi metalowymi puszkami, z bronią
gotową do strzału, czujna i zwarta. Pierwszą czujkę dostrzegła już po chwili,
podkradła się bezszelestnie i wykorzystując moment, że facet był odwrócony do
niej tyłem, bez pardonu zdzieliła go kolbą w tył głowy. Wartownik nawet nie
jęknął, zachwiał się i byłby z hukiem zwalił się na ziemię, ale zdążyła go
złapać. Od razu wciągnęła go pomiędzy kontenery, po czym szybko skrępowała plastikowymi
opaskami i zakneblowała kawałkiem jego własnej koszuli. Nie ruszał się, więc zostawiła
go w spokoju i poszła dalej. Drugiego ochroniarza załatwiła w identyczny
sposób, dwóch kolejnych pozbył się Max. Pozbył się dosłownie, bo w
przeciwieństwie do Olgi, skręcił im karki. Olga była jeszcze na etapie, że
niekoniecznie trzeba od razu zabijać, co Max usiłował z niej wyplenić. On znał
tylko radykalne rozwiązania i tylko takie stosował. Zgodnie z planem spotkali
się przed kontenerem. Max przyjrzał się zamkowi i kłódce i wzruszył ramionami.
- Nie umiesz? – zadrwiła Olga widząc,
że tylko patrzy.
- Nie jestem matematycznym geniuszem –
warknął. Po czym odwrócił się gwałtownie i popchnął ją w przeciwległy kąt. Olga
zaklęła głośno, kiedy wystrzelona nie wiadomo skąd kula świsnęła tuż nad jej
głowa, zrykoszetowała i wbiła się w podłogę w miejscu, gdzie przed chwilą
stała. Kobieta błyskawicznie przetoczyła się głębiej, wychyliła się lekko i
usiłowała zlokalizować strzelca. Nic z tego, było za ciemno, a facet znacznie
lepiej znał okręt niż ona.
- Po prawej – usłyszała w uchu głos
Maxa. Słuchawki i mikrofony stanowiły nieodłączny element ich pracy, jakże
przydatny właśnie w takich chwilach.
- Widzę – odparła po chwili, bo
faktycznie dostrzegła strzelca. Dość solidnie zbudowany facet czaił się za
wielkim zwojem lin.
- Wystawię się, a ty go spacyfikuj –
oznajmił Max. – Tylko nie spudłuj! – Olga przewróciła oczyma na ten ostatni komentarz.
Był nie na miejscu, była dobrym strzelcem, lepszym niż Max, co czasami go
bolało. Doherty zrobił jak zapowiedział. Chcąc przemknąć z jednej kryjówki do
drugiej, odsłonił się i pokazał, co polujący na nich mężczyzna od razu
wykorzystał. Kule z pistoletu natychmiast zadudniły, odbijając się od
wszechobecnych blach. Ale żeby to zrobić, facet musiał się dość mocno wychylić,
co z kolei wykorzystała Olga. Strzeliła dwa razy, ale wystarczyło. Posłała
gościa na ziemię, sprawiając, że upuścił swoją broń i zdecydowanie nie nadawał
się do walki. Max wyszedł ze swojej kryjówki i ostrożnie zbliżył się do
leżącego mężczyzny. Który krwawił dość obficie i jęczał, przyciskając rozwaloną
rękę do tułowia. Agentka też podeszła, równie ostrożnie i również z bronią
gotową do strzału. Max odkopnął leżący obok pistolet i sprawnie obszukał
leżącego. Oprócz niewielkiego noża przy prawym bucie nie znalazł nic
niebezpiecznego, więc bez wahania przewrócił napastnika na brzuch i nie
zważając na jego bolesne wrzaski, skuł mu ręce na plecach. A potem uniósł go do
klęku i przyłożył lufę do skroni.
Już się boję co będzie dalej. Jak zwykle świetna akcja i Olga jeszcze wciąż 'niewinna'. A ten ***** Max to wykorzysta :/ Pisz szybko i niech wen będzie z Tobą :)
OdpowiedzUsuń