6 stycznia 2015

Rozdział 21

            Od kiedy Olga i Max stwierdzili, że ich partnerstwo to coś poważniejszego, ich współpraca zaczęła iść jeszcze sprawniej. Każde kolejne zadanie zbliżało ich do siebie, budowało jeszcze mocniejszą więź. Wyglądało to tak, jakby już nie umieli pracować bez siebie. Każdego dnia uczyli się siebie wzajemnie, swoich reakcji, gestów, nawet śmiechu. Każdego dnia pokonywali kolejne przeszkody w byciu razem. Olga z niepokojem zauważyła, że w pewnym stopniu uzależniła się od swojego partnera, od jego obecności, głosu, tego, że jest i że jej pomaga. Ale również od tego, że uczy ją kolejnych sztuczek, jak przetrwać w świecie tajnych agentów i zabójców, gdzie każdy mógł okazać się wrogiem. Gdzie nie do końca było jasne, o co walczą i gdzie zacierała się granica pomiędzy dobrem i złem. Przy każdym zadaniu Olga pokonywała swoje słabości i wątpliwości. Przy każdym zadaniu łamała kolejne zasady, które do tej pory wydawały się być nietykalne. A raczej to Max zmuszał ją do tego. Łamał jej opór, jej wątpliwości, jej wahania. Odzierał z wyrzutów sumienia i ludzkich odruchów. Stwarzał ją na własny obraz i podobieństwo i jakkolwiek obrazoburczo to brzmiało, taka była prawda. A Olga… Ufała mu, słuchała go i twardniała, stopniowo, lecz nieubłaganie. Każdy wyeliminowany cel, każde wykonane zadanie sprawiało, że się zmieniała. Zmieniała się w twardą, bezlitosną agentkę, zabójczynię bez sumienia i skrupułów. Osobę, która nie wahała się wykorzystać wszystkich chwytów, aby osiągnąć cel. Co najgorsze, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła przestać. Nie potrafiła sprzeciwić się ani Maxowi, ani swojemu szefowi. I obaj to wykorzystywali.

            Olga doskonale pamiętała dzień, kiedy zrozumiała, że nie ma już odwrotu i że została jej tylko ta jedna droga. Siedzieli w porcie w Hamburgu i czekali na przypłynięcie kontenerowca z Nigerii. Tak naprawdę statek należał do serbskiego bandyty Stavrosa, ale nie mógł płynąć pod taką banderą. Odpowiednia porcja gotówki pozwoliła wziąć go pod nigeryjskie skrzydła, co nie zmieniało faktu, że załogą byli głównie Serbowie oraz kilku Bułgarów. Byli wyszkoleni, ale ze służbami specjalnymi nie mieli nic wspólnego, służyli tylko jako ochrona. Poza tym, skupiali się jedynie na niewielkim fragmencie statku. Tym fragmencie, gdzie stał malutki, w porównaniu do pozostałych, kontener, pomalowany na rudo-brązowy kolor, zamknięty na szyfrowy zamek i dodatkową kłódkę, chyba tylko dlatego, żeby nie wyróżniał się od pozostałych. Wyróżniał się za to dodatkową ochroną, niewidoczną na pierwszy rzut oka, ale po prostu, trzeba było wiedzieć na co patrzeć. Olga odłożyła lornetkę i spojrzała na swojego partnera. Max siedział za kierownicą ich niepozornego wozu i sprawiał wrażenie znudzonego.
- Długo jeszcze będziemy tu siedzieli i czekali nie wiadomo na co? – spytała kobieta z irytacją w głosie. Tkwili tu już kilka godzin, dokładnie cztery, czyli od momentu, kiedy „Królowa Mórz Południowych” zacumowała w porcie. Swoją drogą, to była zbyt pompatyczna nazwa jak dla tego rodzaju jednostki pływającej.
- Nie bądź taka niecierpliwa – mruknął, nawet na nią nie patrząc. – Dobrze wiesz na co czekamy…
- Aż załoga zejdzie na ląd – odpowiedziała, wzdychając. – Ochrona nie zejdzie…
- Zejdzie – zaprzeczył.
- Nie cała – upierała się.
- Damy radę. Panikujesz? – w końcu na nią spojrzał.
- Nie – Olga pokręciła głową. – Zadanie jak inne. Po prostu nie lubię siedzieć i czekać. I nie lubię nie mieć planu…
- Mamy plan, Słonko – zauważył Max, uśmiechając się lekko. – Tylko taki lekko prowizoryczny…
- Nie znoszę prowizorki – warknęła.
- Myślałem, że się już przyzwyczaiłaś – zdziwił się.
- Jakoś nie – skrzywiła się. Znów sięgnęła po lornetkę, bo zauważyła ruch na interesującym ich statku. – Schodzą – poinformowała partnera, niepotrzebnie, bo sam zdążył już to zauważyć.
- Dobra, schodzi ostatni i zaczynamy – zarządził. Olga wrzuciła lornetkę do schowka i sprawdziła SigSauera.

            Zejście załogi na ląd nie trwało długo, w końcu kontenerowiec nie potrzebował aż tak licznej obsady, jak na przykład wycieczkowiec. Olga przypatrywała się marynarzom i bez trudu oddzieliła tych prawdziwych, którzy pływali już od wielu lat, od tych, którzy nie mieli o tym pojęcia. Oprócz sposobu poruszania wyróżniała ich także wszelkiego rodzaju broń poukrywana, może i umiejętnie, ale momentami niezbyt dokładnie.
- Zostało kilku… – Max odłożył swoją lornetkę i poprawił szelki z bronią. – Naliczyłem czterech, ale możliwe, że to nie wszyscy...
- Prowizorka – prychnęła w odpowiedzi Olga i powoli wysiadła z auta. Wóz zostawili za niewielkim budyneczkiem, a sami podeszli bliżej, kryjąc się w cieniu. Na szczęście władze portu oszczędzały na oświetleniu, więc nie mieli problemu z ukryciem się. Na pokład kontenerowca dostali się bez trudu, trap nadal był opuszczony i w dodatku nikt go nie pilnował. Najwyraźniej przybicie do portu i możliwość zejścia na ląd i zabawienia się przed kolejną długą podróżą, nieco przytłumiła instynkty ochroniarzy. Ci zresztą nie sprawiali wrażenia zachwyconych pozostaniem na warcie, owszem, robili krótkie patrole, ale głównie skupiali się na zbijaniu się w grupkę i narzekaniu, że znowu im przypadła warta. A także przeklinaniu, pluciu i wygrażaniu dowódcy, który zapewne też korzystał z nocnych uciech Hamburga.
Olga i Max rozdzielili się, kobieta poszła w prawo, agent w lewo. Planowali po kolei wyeliminować czujki i wartowników, a potem spotkać się przed interesującym ich kontenerem. Agentka szła powoli, skradając się pomiędzy pozostałymi metalowymi puszkami, z bronią gotową do strzału, czujna i zwarta. Pierwszą czujkę dostrzegła już po chwili, podkradła się bezszelestnie i wykorzystując moment, że facet był odwrócony do niej tyłem, bez pardonu zdzieliła go kolbą w tył głowy. Wartownik nawet nie jęknął, zachwiał się i byłby z hukiem zwalił się na ziemię, ale zdążyła go złapać. Od razu wciągnęła go pomiędzy kontenery, po czym szybko skrępowała plastikowymi opaskami i zakneblowała kawałkiem jego własnej koszuli. Nie ruszał się, więc zostawiła go w spokoju i poszła dalej. Drugiego ochroniarza załatwiła w identyczny sposób, dwóch kolejnych pozbył się Max. Pozbył się dosłownie, bo w przeciwieństwie do Olgi, skręcił im karki. Olga była jeszcze na etapie, że niekoniecznie trzeba od razu zabijać, co Max usiłował z niej wyplenić. On znał tylko radykalne rozwiązania i tylko takie stosował. Zgodnie z planem spotkali się przed kontenerem. Max przyjrzał się zamkowi i kłódce i wzruszył ramionami.
- Nie umiesz? – zadrwiła Olga widząc, że tylko patrzy.
- Nie jestem matematycznym geniuszem – warknął. Po czym odwrócił się gwałtownie i popchnął ją w przeciwległy kąt. Olga zaklęła głośno, kiedy wystrzelona nie wiadomo skąd kula świsnęła tuż nad jej głowa, zrykoszetowała i wbiła się w podłogę w miejscu, gdzie przed chwilą stała. Kobieta błyskawicznie przetoczyła się głębiej, wychyliła się lekko i usiłowała zlokalizować strzelca. Nic z tego, było za ciemno, a facet znacznie lepiej znał okręt niż ona.
- Po prawej – usłyszała w uchu głos Maxa. Słuchawki i mikrofony stanowiły nieodłączny element ich pracy, jakże przydatny właśnie w takich chwilach.
- Widzę – odparła po chwili, bo faktycznie dostrzegła strzelca. Dość solidnie zbudowany facet czaił się za wielkim zwojem lin.

- Wystawię się, a ty go spacyfikuj – oznajmił Max. – Tylko nie spudłuj! – Olga przewróciła oczyma na ten ostatni komentarz. Był nie na miejscu, była dobrym strzelcem, lepszym niż Max, co czasami go bolało. Doherty zrobił jak zapowiedział. Chcąc przemknąć z jednej kryjówki do drugiej, odsłonił się i pokazał, co polujący na nich mężczyzna od razu wykorzystał. Kule z pistoletu natychmiast zadudniły, odbijając się od wszechobecnych blach. Ale żeby to zrobić, facet musiał się dość mocno wychylić, co z kolei wykorzystała Olga. Strzeliła dwa razy, ale wystarczyło. Posłała gościa na ziemię, sprawiając, że upuścił swoją broń i zdecydowanie nie nadawał się do walki. Max wyszedł ze swojej kryjówki i ostrożnie zbliżył się do leżącego mężczyzny. Który krwawił dość obficie i jęczał, przyciskając rozwaloną rękę do tułowia. Agentka też podeszła, równie ostrożnie i również z bronią gotową do strzału. Max odkopnął leżący obok pistolet i sprawnie obszukał leżącego. Oprócz niewielkiego noża przy prawym bucie nie znalazł nic niebezpiecznego, więc bez wahania przewrócił napastnika na brzuch i nie zważając na jego bolesne wrzaski, skuł mu ręce na plecach. A potem uniósł go do klęku i przyłożył lufę do skroni.


1 komentarz:

  1. Już się boję co będzie dalej. Jak zwykle świetna akcja i Olga jeszcze wciąż 'niewinna'. A ten ***** Max to wykorzysta :/ Pisz szybko i niech wen będzie z Tobą :)

    OdpowiedzUsuń