27 października 2015

Rozdział 49

            Max zaparkował kawałek za wieżowcem zajmowanym przez Net-Com i wyłączył silnik. Całą drogę milczeli, Max był zły, czemu dawał wyraz prowadząc auto bardzo szybko i bardzo agresywnie. Olga jednak zdawała się nie zwracać w ogóle na to uwagi, siedziała i gapiła się przez przednią szybę. Jej myśli krążyły wokół zupełnie innych spraw. A dokładniej krążyły wokół Darylev’a i jego propozycji. A kartka z adresem niemal parzyła ją w biodro przez materiał spódniczki. Wiedziała, że mówił prawdę, że teraz ona decyduje. Że jeśli pojedzie do niego, to naprawdę będzie mogła tylko pogadać. Sęk w tym, że wcale nie chciała tylko gadać. Spotkanie twarzą w twarz przypomniało jej jak bardzo jej się podobał i jak na nią działał.
- Jesteśmy – ocknęła się dopiero na warknięcie Maxa. Rzuciła swojemu mężowi bardzo nieprzychylne spojrzenie, po czym szybko sprawdziła Sig’a i wyskoczyła z wozu. Odruchowo poprawiła spódnicę, klnąc w myślach, że nie ma w samochodzie żadnych normalnych ciuchów na zmianę. Zdecydowanie garsonki to nie był jej klimat. Usłyszała trzaśnięcie drzwiczek i po chwili na chodniku dołączył do niej Max. Olga stłumiła w sobie gniew i wściekłość na faceta, którego nazwisko miała w dokumentach, przybierając maskę doskonałej obojętności. O tak, czego się przy nim nauczyła, to na pewno znakomicie ukrywać wszelkie uczucia i grać swoje role. Teraz była terenową agentką CIA, zabójczynią na zlecenie rządu Stanów Zjednoczonych. Teraz nie było czasu na osobiste wynurzenia, pretensje czy urazy. Oboje byli w pracy i oboje byli profesjonalistami. I cholernie zgraną parą agentów. Wystarczyło spojrzenie, żeby wiedzieli, co robić. Ruszyli w kierunku drzwi przeciwpożarowych, ale powoli wyjeżdżający z garażu podziemnego samochód zatrzymał ich w pół kroku. Srebrny Citroen zatrzymał się przy szlabanie, gdzie podszedł do niego ochroniarz z nocnej zmiany. Olga i Max przypadki do swojego auta, kryjąc się w jego cieniu.
- To Arnaud – syknęła kobieta, uważnie obserwując wyjazd.
- Kurwa – skulony Max błyskawicznie obiegł wóz i wskoczył za kierownicę. Olga poszła w jego ślady i już po chwili siedziała na miejscu pasażera, jednocześnie otwierając boczną szybę, gdyby okazało się, że jednak będzie musiała do kogoś postrzelać. W chwili obecnej jej stan ducha informował ją, że lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby wyładowała się w jakiejś bójce, ale w sumie, to mała strzelanina też byłaby niezłym rozwiązaniem. Max ruszył za Arnaud’em, starając trzymać się za nim w takiej odległości, żeby nie zostać zauważonym. Co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod uwagę późną porę oraz dość peryferyjne położenie firmy. Ich francuski szef na pewno nie jechał do swojego domu. W dodatku towarzyszyła mu jego francuska sekretarka, dziwka Jacqueline, co Olga skonstatowała z pewnym zdziwieniem.
- Co ona z nim robi? – agentka zmarszczyła brwi, obserwując jadący przed nimi samochód. – Jest jego kochanką?
- Wątpię – mruknął Max. – Nie dostaliśmy o tym żadnej informacji…
- O kontaktach z Fiodorowem też nie – sarknęła. – Więc nie pokładałabym aż takiego zaufania w przeprowadzony wywiad…
- Obserwowałem ją. Nie spotykała się z Arnaud’em na seks.
- Może wolał posuwać ją w biurze – odparła jadowicie.
- Może – Max wzruszył ramionami. – Ale nie sądzę.
- A ty jesteś taki wszystkowiedzący? – zakpiła. Znów jadowicie.
- Raczej obserwujący – poprawił ją. – I wyciągający wnioski.
- I jakie wnioski wyciągnąłeś z obserwacji kościstej dupy Jacqueline? – wyzłośliwiła się Olga. Nic nie mogła poradzić, że osoba sekretarki wzbudzała w niej taką agresję.
- Że po każdej jej wizycie Arnaud był bardzo zdenerwowany i szybko opuszczał biuro…
- Poważnie? – Olga nie była głupia, a złość nie przytłumiła jej inteligencji. To była ważna wskazówka. Że, być może, Arnaud wcale nie pracował dla Fiodorowa dlatego, że chciał. Tylko dlatego, że musiał. – Wiesz dokąd jeździł?
- Zazwyczaj w jakieś bardzo publiczne miejsce. Restauracja w centrum. Kino. Galeria handlowa. W ten rejon jeszcze nigdy się nie zapuszczał.
- Myślisz, że jedzie do Fiodorowa? – w głosie Olgi pojawił się sceptycyzm. – To by było zbyt proste…
- Zbyt proste – zgodził się z nią. – Ale czasami rozwiązania są proste… - skręcił zgrabnie, a Oldze wpadła w oko tabliczka z nazwą ulicy.
- Niech to szlag! – zaklęła. – Jedzie do skrytki depozytowej. Po te cholerne programy! Jak mogłam na to wcześniej nie wpaść?! – zganiła się wściekle.
- Jaka skrytka? – Max spojrzał na nią zaskoczony. Więc powiedziała mu o adresie, który dostała od Darylev’a. Mężczyzna popatrzył na nią ze zgrozą i zaklął wściekle.
- Idiotka! – wypluł z siebie. – Zatajasz informacje tego typu?? Pojebało cię??
- Nie drzyj się – skrzywiła się, ale w głębi ducha przyznała mu rację. Idiotka. – Mój błąd. Nie skojarzyłam. I nie przyszło mi do głowy, że Arnaud może po to pojechać…
- Boże – jęknął tylko Max, przewracając oczyma z irytacją. – Nie skomentuję tego, dobrze? – widząc, że Citroen parkuje przed budynkiem czynnej całodobowy poczty, Doherty zrobił to samo, tylko kawałek dalej. Wyłączył silnik i spojrzał na swoją partnerkę uważnie. – Nie spieprz tego – rzucił, po czym szybko wysiadł. Olga prychnęła ze złością i poszła w jego ślady.

            Agenci ostrożnie, z ukrytą bronią, weszli do budynku i od razu znaleźli tabliczki informujące, którędy do pomieszczenia ze skrytkami depozytowymi. Bez słowa rozdzielili się i obeszli główny hol dookoła, upewniając się, że nikt podejrzany na nich nie czeka. Ani na Arnaud’a. Którego dostrzegli przez szklane drzwi, jak wraz ze swoją sekretarką szuka schowka. Spotkali się przy wejściu i powoli weszli do środka. Skrytki zajmowały trzy ściany, oprócz tej, na której znajdowały się drzwi. I sięgały mniej więcej metr sześćdziesiąt od podłogi. Wyżej była goła ściana. Wszystkie miały ten sam kolor, brązu i ten sam kształt cyfr oznaczających kolejny numer. Nie było tam żadnych zakamarków, żadnych schowków, gdzie można się ukryć lub zaczaić. Dlatego Olga i Max bez zbędnego namysłu ruszyli w kierunku ściganej przez nich pary, zajętej aktualnie otwieranej znalezionej przez nich skrytki. I odwróconej plecami do wejścia. Duży błąd.
- No proszę – Max stanął za Arnaud’em i wbił mu lufę Glocka, mniej więcej na wysokości nerek. Olga zrobiła to samo, stanęła za Jacqueline, jednocześnie przystawiając jej pistolet do boku. – Co się zmieniło, że postanowiłeś zmienić pracodawcę? – ponieważ Pierre nie odpowiedział, tylko stęknął niewyraźnie z bólu, Max złapał go gwałtownie za ramię, odwracając przodem do siebie i przyciskając do ściany ze skrytek. – Gadaj! – warknął tonem, który wyraźnie sugerował, że za chwilę straci cierpliwość. W odpowiedzi Arnaud roześmiał się krótko, jakby popis Doherty’ego nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
- Pieniądze, mój drogi – odparł wreszcie, nader uprzejmym tonem. – Pieniądze. I nie mów mi, że nie ma takich pieniędzy. Każdy ma swoją cenę. Każdy. Wszystko zależy od kwoty…
- Pieniądze? – Max zmarszczył brwi. – Dla pieniędzy zdradziłeś?
- Nie zdradziłem – zaprzeczył z godnością Arnaud. – Zmieniłem pracodawcę. Fiodorow płaci znacznie lepiej niż rząd amerykański – westchnął z ubolewaniem. – A że mój nowy szef chciał coś, co mieliście tylko wy… cóż – wzruszył ramionami. – Dałem mu to…
- A ty? – Max spojrzał złowrogo na Jacqueline. – Co dałaś Fiodorowi, że wciągnął cię na listę płac?
- Guzik cię to obchodzi – sekretarka rzuciła mu nieprzychylne spojrzenie. – Mogę ci tylko powiedzieć, że jest znacznie lepszy w łóżku niż ty – Olga z trudem stłumiła śmiech na widok zszokowanej wręcz miny Maxa. Do tej pory uważał się za mistrza w tej dziedzinie. Był dobry, fakt, a Olga miała dość nikłe doświadczenie. Nie można przecież porównywać szczeniackich zabaw na studiach z seksem z dojrzałym mężczyzną.
- Max – agentka szybko postanowiła wtrącić się do rozmowy, zanim jej partnera trafi na miejscu apopleksja. – Czas ucieka… - jej mąż spojrzał na nią wzrokiem zranionej łani, po czym nie zabierając broni zgarnął leżące w skrytce cztery pendrive’y i zatrzasnął ją z hukiem.
- Idziemy! – rozkazał, łapiąc Arnaud’a za ramię i prowadząc ku wyjściu. Oczywiście na muszce, bo nie miał zamiaru puścić go ot, tak, bez wyjaśnień i konsekwencji. Konsekwencje Olga umiała przewidzieć, nie było to specjalne trudne. Wyjaśnienia też by się przydały. Wyszli na zewnątrz przez nikogo nie zatrzymywani, starając się nie wzbudzać podejrzeń. Chyba im się udało, bo bez przeszkód dotarli do SUV’a. A raczej prawie dotarli, bo dosłownie kilka kroków przed Arnaud wyrwał się gwałtownie z uścisku Max’a i ruszył biegiem przed siebie. Chyba też wiedział jak się to wszystko zakończy.
- Niech to szlag! – Max wyszarpnął pistolet zza połów marynarki i wycelował w biegnącego mężczyznę. – Pierre, stój! Słyszysz, do kurwy nędzy?! Stój! – Ale Arnaud nie miał zamiaru słuchać okrzyków agenta, ani tym bardziej stosować się do jego poleceń. Więc biegł dalej. – Pierre, bo będę strzelał!! – również ta groźba nie zrobiła na uciekającym wrażenia, więc Max zmełł w ustach kolejne przekleństwo i strzelił, celując w nogi. Nie trafił. Olga w tym czasie walczyła z szarpiącą się i wierzgająca Jacqueline.
- Tato!! – ryknęła sekretarka, czym wprawiła parę agentów w niemałe osłupienie.
- Tato?? – Olga bezwiednie poluźniła chwyt, co kobieta natychmiast wykorzystała, wyrywając się i ruszając za swoim, jak się okazało, ojcem. – Jak rany, co oni z tym bieganiem? – niezadowolona agentka chciała ją dogonić, zrobiła nawet pół kroku, ale właśnie wtedy Max uznał, że dość już się nawygłupiał z okrzykami niczym z taniego filmu sensacyjnego, przymierzył się lepiej i strzelił. Zatrzymując swoją partnerkę w miejscu. Dokładnie w tym momencie głupia Jacqueline postanowiła zastosować metodę unikania kul i zaczęła biec zygzakiem. I stanęła na linii strzału. Czerwona plama natychmiast wykwitła na jej białej bluzce, na plecach, mniej więcej na wysokości serca. Upadła na kolana, a zaraz potem na twarz, tworząc malowniczą, czerwowo-biało-czarną plamę na chodniku. Olga zaklęła, Max rzucił soczyste „kurwa” i tym razem strzelili oboje. Ale Arnaud był już za daleko, właśnie znikał za zakrętem, zza którego wyłonił się czarny samochód. A z samochodu wyskoczyło dwoje ludzi, uzbrojonych w karabiny. Otworzyli ogień, na co Max i Olga przypadli do ziemi. A potem, pod obstrzałem, ukryli się za pierwszym z brzegu autem. I też zaczęli strzelać. Agentce udało się wychylić nieco głowę i dostrzec, że jeden ze strzelających złapał Arnauda za marynarkę i bez pardonu wciągnął do wnętrza wozu. Po sekundzie kanonada ucichła, bo drugi też wsiadł i samochód odjechał z piskiem opon. Olga i Max siedzieli przez chwilę w milczeniu, po czym spojrzeli na siebie, zerwali się gwałtownie i sami zrobili to samo. Z bardzo prostego powodu. W oddali było już słychać policyjne syreny.
- I co teraz? – Olga spojrzała na swojego męża pytająco. Miała już nieco dość. Była zmęczona, w końcu od wczesnego rana była na nogach. Najpierw trening, potem jogging, potem męczący dzień w pracy zakończony widokiem jej męża uprawiającego seks z inną kobietą niż ona oraz odkryciem zdrajcy. A raczej jeszcze nie zakończony, bo rzeczony zdrajca zwiał. Dwa trupy, w ten jeden nieplanowany. Nie za ciekawie.
- Mamy pendrive’y – odparł Max, który wcale nie wyglądał na wielce zmartwionego rozwojem wydarzeń. – Arnaud o tym wie. Za chwilę będzie o tym wiedział Fiodorow.
- Aha. I zapewne zechce je odzyskać – kobieta wcale nie wyglądała na zachwyconą takim scenariuszem. – I co zrobimy? Nie mamy takiej siły ognia, żeby ich wszystkich powystrzelać. Poza tym, chyba właśnie chodziło o odzyskanie tych danych?
- I na wyeliminowaniu zdrajcy – przypomniał jej. – Czyżby twój kochaś tak zaprzątał twoje myśli, że już zapomniałaś? – zapytał zjadliwie, dodając jeszcze gazu.
- Sasza nie jest moim kochankiem – warknęła, natychmiast wyprowadzona z równowagi. Również tym, że zaczęła się przed nim usprawiedliwiać. – I nie masz prawa wygłaszać takich uwag. Nie w sytuacji, kiedy przyłapałam cię na pieprzeniu tej francuskiej dziwki!
- Olga… - zaczął Max, nieco spokojniejszym tonem.
- Tak, tak, to była część zadania i jedyny sposób… - prychnęła z niesmakiem. – Nie była pierwsza, prawda? Prawda?? – krzyknęła, waląc dłonią w schowek w desce rozdzielczej.
- Oczekujesz, że przyznam ci się do zdrady? – zapytał, skręcając kolejny raz, żeby upewnić się, że nikt za nimi nie jedzie.
- Oczekuję, że nie będziesz mnie okłamywał – syknęła.
- To nie jest dobry pomysł…
- Czyli nie była – Olga, chociaż dużo się domyślała, teraz poczuła się jeszcze gorzej. Bo to było jak przyznanie się. Wyraźniej nie mógł już tego powiedzieć. – Zatrzymaj – rzuciła nagle.
- Zwariowałaś?

- Nie. Zatrzymaj. Tutaj. Teraz. Natychmiast! – słysząc ten nieco histeryczny krzyk, Max posłusznie zwolnił i podjechał do krawężnika. Olga nie czekała nawet, aż samochód się zatrzyma. Wyskoczyła niemal natychmiast, huknęła drzwiami i ruszyła przed siebie, w ogóle nie zawracając sobie głowy Maxem. A ten przez chwilę siedział nieruchomo, po czym wrzucił pierwszy bieg i odjechał gwałtownie, zostawiając ją samą. 

1 komentarz:

  1. Uuu... ale się porobiło :/ Co za kochany tatuś zostawił córkę ratując własny zadek. Zastanawiam się czy Olga przyjmie propozycję Saszy. Max, ty kretynie, nie zostawia się partnerki samej! Nawet jeśli jest wściekła na ciebie! Przecież Rosjanie mogą ją bez problemu dorwać! Czekam na ciąg dalszy mojej Olgi :)

    OdpowiedzUsuń