Korytarz był ponury, pozaznaczany
stalowymi drzwiami, prowadzącymi Bóg wie gdzie. Facet trzymał mnie mocno, żebym
przypadkiem niczego nie próbowała, aczkolwiek związane na plecach ręce i tak
nie sprzyjały ucieczce. Doszliśmy do schodów i powoli wspięliśmy się na górę.
Poczułam na twarzy powiew świeżego powietrza, ciepłego i łagodnego. Był miłą
odmianą po stęchliźnie panującej w podziemiach. Z każdym krokiem krzywiłam się
coraz bardziej, potłuczone ciało powoli zaczynało odmawiać mi posłuszeństwa.
Potknęłam się na ostatnim stopniu i gdyby nie mój przewodnik, niechybnie
zaryłabym twarzą w podłogę. Po chwili znaleźliśmy się na holu, przestronnym i
bardzo jasnym, a to dzięki ogromnym oknom, które wpuszczały do środka mnóstwo
światła. Zmrużyłam oczy i rozejrzałam się wokół. Oprócz sporej ilości kwiatów
doniczkowych oraz poustawianych wzdłuż ścian ławek i foteli nie było tam
żadnych innych mebli.
Po chwili skądś, nie wiem skąd, wyszedł Ramos. Był ubrany w
lniane, jasne spodnie i białą koszulkę polo. Wyglądał jakby dopiero co wrócił z
golfa, ale temu wrażeniu przeczył czarny pasek szelek oraz kabura pod
ramieniem. Nikt nie chodzi na golfa z Glockiem pod pachą. Chociaż, może bandyci
chodzą…
Sergio zatrzymał się na środku
holu i poczekał, aż się do niego zbliżymy. Moje kroki robiły się coraz bardziej
chwiejne, czułam się jak po solidnej dawce wódki, nie mogąc opanować ciała,
żeby szło prosto. W końcu się zatrzymaliśmy. Nie miałam nawet siły, żeby
podnieść głowę, a co tu mówić o samodzielnym staniu. Facet, który mnie
prowadził, nadal mnie podtrzymywał, chyba wyczuł, że jeśli zwolni ten chwyt to
zaraz najzwyczajniej w świecie się przewrócę.
- Nieładnie – cmoknął Ramos. – Bardzo nieładnie. Nie nauczyli
cię w domu, że to brzydko kraść?
- Jakoś chyba ominęłam tę lekcję dobrego wychowania –
odparłam, starając się, żeby zabrzmiało to kpiąco lub sarkastycznie.
- Wielka szkoda – uśmiechnął się lekko. – Będziesz musiała
wobec tego to nadrobić.
- Nadrobić? – udało mi się unieść głowę i spojrzeć mu w
oczy. – Z prywatną guwernantką, czy w szkółce niedzielnej?
- JA będę twoim nauczycielem – odpowiedział. – I uwierz mi,
to nie będą najprzyjemniejsze lekcje w twoim życiu – na potwierdzenie tych słów
jego ręka skoczyła i uderzyła mnie w twarz. Zachłysnęłam się lekko, czując jak
policzek zaczyna mnie piec. Zmrużyłam oczy i jeszcze raz spojrzałam na niego.
Na przemoc i bicie zawsze reagowałam agresywnie i zdecydowanie. Teraz miałam
trochę ograniczone pole działania, ale to nie znaczy, że byłam całkowicie
bezbronna. Szarpnęłam się gwałtownie, robiąc jeden krok do przodu i wyrzucając
drugą nogę z solidnym rozmachem. Udało mi się trafić Ramosa w kolano, co
przyjął ze zdziwieniem i okrzykiem bólu.
- Ty dziwko! – wrzasnął, zamierzając się na mnie znowu, ale
tym razem cios nie dotarł do celu. I kilka rzeczy wydarzyło się równocześnie.
Poczułam solidne szarpnięcie,
które sprowadziło mnie do parteru. To facet, stojący za moimi plecami, zmusił
mnie do uklęknięcia. Usłyszałam huk wystrzału i świst kuli przelatującej nad
głową. Skuliłam się odruchowo, ale nie było mi dane pozostać w tej pozycji
dłużej. Chłodne ostrze noża przecięło opaskę krępującą moje dłonie, czyjaś ręka
złapała mnie za ramię i podciągnęła do góry. Uniosłam głowę i zobaczyłam Ramosa
z prześlicznie szkarłatną plamą na samym środku klatki piersiowej. Jeśli jego
ochroniarze początkowo byli zdziwieni rozwojem sytuacji, to szybko im przeszło.
Szczęk przeładowywanej broni spowodował, że ocknęłam się całkiem i nawet
zaczęłam myśleć.
- Rusz dupsko! – wrzasnął mi ktoś prosto do ucha,
jednocześnie ciągnąc mnie w kierunku jednego z tych ogromnych okien. Zgodnie z
poleceniem ruszyłam dupsko, seria z Uzi rozwaliła szyby w drobny mak, a my
błyskawicznie znaleźliśmy się na zewnątrz. – Trzymaj! – facet wepchnął mi w
rękę Glocka, przeładowałam go szybciej niż zdążyłam się nad tą czynnością
zastanowić i zaczęłam strzelać do goniących nas mężczyzn. Facet kierował się w
głąb ogrodu, biegłam za nim osłaniając nas i omijając drzewka, krzaki i gipsowe
rzeźby. Raz o mało nie wpadłam do niewielkiej fontanny, ale na szczęście, w
porę ją dostrzegłam. Zbliżyliśmy się do muru okalającego posiadłość Ramosa, na
szczycie którego zobaczyłam Hetty. Siedziała całkiem wygodnie i posyłała serie
kul w stronę goniących nas ochroniarzy. Widząc nas, uśmiechnęła się szeroko i
zmieniła nieznacznie kierunek ostrzału, żeby przypadkiem nie trafić któregoś z
nas.
- Dawaj! – mężczyzna wysunął jedno kolano do przodu i splótł
dłonie w małe krzesełko. Szybko wetknęłam pistolet za pasek i nie zatrzymując
się, wbiłam w nie stopę. Facet wyrzucił mnie w górę, udało mi się złapać
krawędzi muru, popędzana kulami i wściekłymi okrzykami, wspięłam się na górę,
przerzucając ciało na drugą stronę. Wylądowałam na ugiętych nogach, podpierając
się rękoma o wilgotną ziemię. Natychmiast poderwałam się do pionu, wyjmując
jednocześnie broń i rozglądając dookoła.
Po chwili obok mnie znalazł się facet, a sekundę później Hetty.
- Do auta! – rozkazała kobieta i truchtem udała się w
kierunku rozłożystych krzaków. Nie zwlekając, podążyliśmy za nią, facet
wskoczył za kierownicę i po chwili pędziliśmy wyboistą drogą w nieznanym mi
kierunku.
Obejrzałam się przez tylna szybę, ale, o dziwo, nikt nas nie
gonił.
- Pewnie nie wiedzą, co robić – odezwała się Hetty,
zmieniając jednocześnie magazynek. – Oni bez dowódcy błądzą niczym dzieci we
mgle…
- Ale instynkt im zadziałał bezbłędnie – odpowiedziałam,
sprawdzając ile kul mi zostało i krzywiąc się, bo znowu zaczęło mnie rwać w
dole brzucha.
- Lata szkoleń – mruknęła. – Też tak będziesz miała, nie bój
się.
- Mam tylko nadzieję, że w moim przypadku, zadziała również
myślenie.
- Hetty, gdzie? – przerwał nam facet.
- Jedź cały czas tą drogą, powiem ci, kiedy skręcić. To jest
Manuel Verrozzo – dodała. – To dzięki niemu udało nam się dostać do skrytek
Ramosa. Kiedy cię złapali, postanowiliśmy zakończyć sprawę definitywnie.
-Cieszę się, że nie czekaliście dłużej – sarknęłam. – Moje
trzewia mogłyby tego nie wytrzymać…
- Mocno oberwałaś? – spojrzała na mnie z troską.
- Przeżyję – machnęłam ręką. Patrzyła na mnie jeszcze
chwilę, ale nic więcej nie powiedziała. Zniosłam to spojrzenie wyjątkowo
spokojnie, niemal beznamiętnie. To była jedna z tych rzeczy, których już się
nauczyłam. Ukrywać uczucia.