Zgodnie z poleceniem Martom’a para
agentów wzięła się ostro do pracy. Olga uruchomiła swoich
informatorów, w końcu budżet mieli całkiem pokaźny. Max też coś
tam robił w tym kierunku, ale raczej opierał się na informacjach
zdobywanych przez systemy informatyczne i poddane już wstępnej
analizie przez analityków Firmy. Olgę nieco to dziwiło, ale nie
pytała dlaczego woli siedzieć przed komputerem, zamiast jechać w
teren. Więc zazwyczaj jeździła sama i nawet dobrze jej się tak
pracowało. Była odpowiedzialna sama za siebie i sama podejmowała
decyzje. W końcu też nauczyła się słuchać swojej intuicji i
okazało się, że na takim instynktownym działaniu wychodzi całkiem
nieźle. Teraz też siedziała w wozie i sprawdzała kolejna
lokalizację. Kamienica na obrzeżach miasta nie sprawiała zbyt
zachęcającego wrażenia, ale nie była też totalną ruiną. Jeden
z jej informatorów doniósł, że od kilku dni pojawiają się tam
ci sami ludzie. I nie są mieszkańcami. Przyjeżdżają o różnych
porach, w różnym składzie, ale zawsze jest to mieszanka tych
samych osób. Nie przebywają długo, ale wystarczająco, żeby ich
zauważyć. Niestety, informator nie był w stanie sprawdzić numeru
mieszkania, dlatego też Olga tkwiła teraz w swoim niepozornym
samochodziku i czekała na rozwój wydarzeń. I szczerze, zaczynała
mieć powoli dość. I właśnie to powiedziała Max'owi, dzwonić do
niego.
- Sama chciałaś – wytknął jej. -
Naprawdę musisz osobiście sprawdzać każdą informację?
- Nie daruję gnojkowi – odpowiedziała,
zgodnie zresztą z prawdą.
- Rozumiem, ale nie uważasz, że mogą
cię wprowadzać w błąd? - Max miał na myśli jej informatorów,
których nie znał i o których nic prawie nie wiedział. Nie
podobało mu się to, miał obawy, że Olga w coś się przez to
wpakuje. A raczej, że natknie się na coś, co przeszkodzi w
realizacji jego planów.
- Nie uważam – odparła stanowczo. -
Tyłek mi zdrętwiał od tego siedzenia – poskarżyła się, celowo
zmieniając temat.
- Biedactwo – zakpił. - Wymasować ci?
- Chciałbyś – prychnęła, rozbawiona
propozycją.
- No pewnie, że bym chciał – Max
zaśmiał się cicho. Wciąż uwielbiał się z nią kochać. I wciąż
uwielbiał jej ciało.
- Tylko jedno ci w głowie – też się
zaśmiała, ale zaraz spoważniała. - Chyba przyjechali – zrobiła
kilka zdjęć mężczyźnie, który właśnie wysiadał z czarnego
sedana. Nie widziała wcześniej tego auta, ale facet pasował do
opisu podanego przez informatora. - Odezwę się później… -
rozłączyła się, nie zważając na wołanie Max'a. Do pierwszego
mężczyzny dołączył drugi i razem weszli do budynku. Olga
odczekała chwilę i poszła w ich ślady. Schowała włosy pod
kapturem, sprawdziła, czy Sig łatwo opuszcza kaburę i zanurzyła
się w półmrok korytarza. Na klatce schodowej śmierdziało starym
moczem, szary kolor ścian przywoływał na myśl więzienie. Agentka
ruszyła w górę, śladami mężczyzn, uważnie wsłuchując się w
ich kroki. Wychyliła się lekko, żeby ich dokładnie zlokalizować
i zauważyła zamykające się drzwi na trzecim piętrze.
Przyspieszyła kroku i przeskakując po dwa stopnie po chwili
znalazła się we właściwym miejscu. Mieszkanie miało numer
siedem, solidne drzwi, zupełnie inne od pozostałych w tej
kamienicy. Przez chwilę stała, wsłuchując się w hałas za nimi,
ale oprócz szumu głosów, nie potrafiła odróżnić słów.
Zaklęła cicho, rozejrzała się uważnie dookoła i szybkim krokiem
weszła piętro wyżej. Wiedziała, że to ryzykowne, bo jeśli
zechcą sprawdzić korytarz, nie będzie miała dokąd uciec. A
ujawniać się teraz, byłoby totalną głupotą. Ale mimo to
przycupnęła na schodach i znów zaczęła czekać. Ostatnio jej
życie składało się głównie z czekania. Na coś. Na kogoś. Na
lepszy dzień.
Miała dużo szczęścia, że mężczyźni
nie postanowili sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi. Kiedy niecałą
godzinę później drzwi obserwowanego przez Olgę mieszkania się
otworzyły i wyszedł z niej znajomy już facet, agentka nadal
siedziała pół piętra wyżej i czekała. Po chwili wyszedł
również drugi, obaj rozejrzeli się pobieżnie, po czym szybkim
krokiem zeszli na dół. Olga wsłuchiwała się w rytm ich kroków,
nic innego nie zakłócało ciszy klatki schodowej. Przez okrągłe
okienko na półpiętrze po chwili zobaczyła swoje obiekty
pospiesznie wsiadające do samochodu i odjeżdżające w kierunku
Centrum miasta. Kilka minut później drzwi otworzyły się ponownie,
wyszedł z nich ktoś jeszcze, ktoś, kogo Olga nie była w stanie
zobaczyć, bo musiała uciekać piętro wyżej. Ten facet był
zdecydowanie bardziej rozgarnięty niż pozostała dwójka, bo
sprawdził klatkę schodową nieco dokładniej. Nieco, bo udał się
wyżej niż tylko do półpiętra. Olga bezszelestnie i tuż przy
samej ścianie weszła na czwarte piętro, niestety ostatnie. Stąd
nie było już ucieczki, chyba że przez zaskoczenie napastnika,
zrzucenie go ze schodów i bieg w dół z ryzykiem skręcenia sobie
czegokolwiek. Jednak mężczyzna, chyba ze względu na zapach, a
raczej smród, który tutaj był jeszcze bardziej intensywny,
zrezygnował z wycieczki, rzucił tylko okiem i szybko zbiegł na
dół. Olga odetchnęła z ulgą. Było blisko, ale tym razem znów
się udało. Ostrożnie zeszła na dół i zatrzymała się przed
podejrzanym mieszkaniem. Siódemka na drzwiach lśniła stalą,
kobieta powolutku nacisnęła klamkę, ale te ani drgnęły. Agentka
sięgnęła do kieszeni po swój podręczny zestaw wytrychów, jednak
hałas piętro wyżej i ciężkie kroki, skutecznie ją zatrzymały.
Zaklęła pod nosem, narzuciła z powrotem kaptur na głowę i
ulotniła się równie szybko, co bezszelestnie.
Kiedy wróciła do ich mieszkania Max
wciąż siedział z nosem w laptopie, na jej widok nie powiedział
ani słowa, rzucił jej tylko potępiające spojrzenie.
- No co? – zapytała cierpko, zrzucając
buty i bluzę.
- Nic – wzruszył ramionami. –
Zastanawiam się tylko, czy na pewno wiesz, co robisz…
- A jakie to ma znaczenie? – prychnęła,
nalewając sobie kawy do kubka. – Przecież i tak trzeba ich
dorwać.
- Ale to nie oznacza, że masz aż się
tak narażać…
- Przestań – skrzywiła się. – Cały
czas się narażamy, nawet jak teoretycznie nie mamy żadnych zadań.
A teraz mamy i to konkretne. I nie zmienię zdania, nawet nie próbuj
mnie przekonywać… - Olga uznała rozmowę za skończoną i wyszła
do łazienki. Po głowie chodziła jej myśl, jaki interes ma Max,
żeby stale ją zniechęcać. Musiał wiedzieć coś więcej, niż
mówił. Olga już dawno zauważyła, że jej mąż ma swoje
tajemnice, którymi nie ma zamiaru się z nią podzielić.
Olga uparcie zbierała informacje na
temat interesów Stavros’a i jego wspólników. Jej informatorzy
dzień w dzień przysyłali jej nowe fakty, zdjęcia i plotki.
Spisywała wszystko skrzętnie, zaznaczała na mapie kolejne
lokalizacje spotkań oraz potencjalne magazyny. Katalogowała zdjęcia
oraz rysopisy. Definiowała cele, bo istniało potencjalne zagrożenie
zamachem, ponieważ potwierdziła się informacja, że Stavros
zaopatruje lokalne komórki terrorystyczne. Które z kolei mogą
rozesłać broń dalej, w głąb Europy. Francja, Niemcy, Czechy,
Holandia, Belgia… wszystkie te kraje były narażone na terroryzm.
A nikt nie miał ochoty na powtórkę z jedenastego września.
Dlatego wciąż i wciąż, wbrew protestom Max’a, siedziała nad
zebranymi danymi, aktualizowała je, samemu też zajmując się
obserwacją. Uznała, że skoro jej informatorzy w jakiś sposób się
narażają dla niej, dlaczego ona miałaby tylko siedzieć i nie
ruszać tyłka na miasto. Max kręcił nosem na te jej wyprawy, ale w
końcu zrezygnował z prób odwiedzenia jej od tych wypadów.
Dlatego też siedziała właśnie w
samochodzie przed kolejnym miejsce spotkania Stavros’a oraz
jednocześnie potencjalnym magazynem i punktem rozsyłki. Nie miała
zamiaru odpuścić. Siedziała już trzecią godzinę, pewna jak
jeszcze nigdy, że właśnie dzisiaj dowie się czegoś naprawdę
dużego i ważnego. Kiedy przed budynkiem pojawiły się trzy auta,
czarne i błyszczące i raczej nie spotykane w tej dzielnicy, kobieta
odruchowo zniżyła się na siedzeniu, żeby przypadkiem nikt jej nie
dostrzegł. Nie powiedziała Max’owi gdzie jedzie, ale też jej
partner nie wydawał się tą informacją szczególnie
zainteresowany. Olga wiedziała, że jej mąż jest zdolny do
zainstalowania w jej samochodzie nadajnika GPS, dlatego też
zainwestowała w zagłuszacz sygnałów, tak na wszelki wypadek.
Agentka obserwowała wysiadających z pojazdów ludzi, rozpoznała
prawą rękę Stavros’a, Gergo Nikolic’a, Radko Latala oraz
Aziz’a Tamul’a, który zajmował się kontaktami z Arabami w
Europie.
Mężczyźni, asekurowani przez kilkoro ochroniarzy, weszli do środka, zostawiając jednego z nich na straży. Olga głupia nie była, domyślała się, że dookoła są rozstawione czujki i nie zamierzała żadnej wejść w drogę. Ale też nie zamierzała siedzieć aucie i czekać, bo bardzo interesowało ją, czego to spotkanie dotyczy. Skoro pojawili się tutaj. Więc wygramoliła się z samochodu, zabierając broń i omijając straże, które udało jej się po drodze zlokalizować, podeszła do budynku. Zdążyła go sprawdzić i znaleźć kilka możliwości wejścia niezauważenie. Toteż od razu skierowała się na tył, gdzie odkryła starą, nieco już zardzewiałą drabinkę, prowadzącą na dach. Magazyn nie był wysoki, dach sięgał wysokości pierwszego piętra, więc nawet ewentualny skok nie stanowił większego zagrożenia. Olga ostrożnie wspięła się na górę i płynnie przeszła na dach. Był pokryty papą, teraz już nieco porozrywaną w niektórych miejscach. Omijając wyrwy skierowała się w stronę włazu i delikatnie uniosła pokrywę. Wbrew jej obawom nie zaskrzypiał ponuro, nie zrobił większego hałasu, ani nawet nie był zbyt ciężki. Zajrzała do środka, ciesząc się, że budynek ma sporo okien i w środku nie panują egipskie ciemności. Mogła więc dostrzec, że pod zejściem, które znajdowało się w tylnej części magazynu, w narożniku, nie było nikogo. Ośmielona, uniosła klapę wyżej i rozejrzała się dokładniej. Nadal nikogo nie było, więc zablokowała wejście i powoli weszła na kolejną drabinkę, prowadząca w dół.