15 sierpnia 2016

Rozdział 60

      Zgodnie z poleceniem Martom’a para agentów wzięła się ostro do pracy. Olga uruchomiła swoich informatorów, w końcu budżet mieli całkiem pokaźny. Max też coś tam robił w tym kierunku, ale raczej opierał się na informacjach zdobywanych przez systemy informatyczne i poddane już wstępnej analizie przez analityków Firmy. Olgę nieco to dziwiło, ale nie pytała dlaczego woli siedzieć przed komputerem, zamiast jechać w teren. Więc zazwyczaj jeździła sama i nawet dobrze jej się tak pracowało. Była odpowiedzialna sama za siebie i sama podejmowała decyzje. W końcu też nauczyła się słuchać swojej intuicji i okazało się, że na takim instynktownym działaniu wychodzi całkiem nieźle. Teraz też siedziała w wozie i sprawdzała kolejna lokalizację. Kamienica na obrzeżach miasta nie sprawiała zbyt zachęcającego wrażenia, ale nie była też totalną ruiną. Jeden z jej informatorów doniósł, że od kilku dni pojawiają się tam ci sami ludzie. I nie są mieszkańcami. Przyjeżdżają o różnych porach, w różnym składzie, ale zawsze jest to mieszanka tych samych osób. Nie przebywają długo, ale wystarczająco, żeby ich zauważyć. Niestety, informator nie był w stanie sprawdzić numeru mieszkania, dlatego też Olga tkwiła teraz w swoim niepozornym samochodziku i czekała na rozwój wydarzeń. I szczerze, zaczynała mieć powoli dość. I właśnie to powiedziała Max'owi, dzwonić do niego.
- Sama chciałaś – wytknął jej. - Naprawdę musisz osobiście sprawdzać każdą informację?
- Nie daruję gnojkowi – odpowiedziała, zgodnie zresztą z prawdą.
- Rozumiem, ale nie uważasz, że mogą cię wprowadzać w błąd? - Max miał na myśli jej informatorów, których nie znał i o których nic prawie nie wiedział. Nie podobało mu się to, miał obawy, że Olga w coś się przez to wpakuje. A raczej, że natknie się na coś, co przeszkodzi w realizacji jego planów.
- Nie uważam – odparła stanowczo. - Tyłek mi zdrętwiał od tego siedzenia – poskarżyła się, celowo zmieniając temat.
- Biedactwo – zakpił. - Wymasować ci?
- Chciałbyś – prychnęła, rozbawiona propozycją.
- No pewnie, że bym chciał – Max zaśmiał się cicho. Wciąż uwielbiał się z nią kochać. I wciąż uwielbiał jej ciało.
- Tylko jedno ci w głowie – też się zaśmiała, ale zaraz spoważniała. - Chyba przyjechali – zrobiła kilka zdjęć mężczyźnie, który właśnie wysiadał z czarnego sedana. Nie widziała wcześniej tego auta, ale facet pasował do opisu podanego przez informatora. - Odezwę się później… - rozłączyła się, nie zważając na wołanie Max'a. Do pierwszego mężczyzny dołączył drugi i razem weszli do budynku. Olga odczekała chwilę i poszła w ich ślady. Schowała włosy pod kapturem, sprawdziła, czy Sig łatwo opuszcza kaburę i zanurzyła się w półmrok korytarza. Na klatce schodowej śmierdziało starym moczem, szary kolor ścian przywoływał na myśl więzienie. Agentka ruszyła w górę, śladami mężczyzn, uważnie wsłuchując się w ich kroki. Wychyliła się lekko, żeby ich dokładnie zlokalizować i zauważyła zamykające się drzwi na trzecim piętrze. Przyspieszyła kroku i przeskakując po dwa stopnie po chwili znalazła się we właściwym miejscu. Mieszkanie miało numer siedem, solidne drzwi, zupełnie inne od pozostałych w tej kamienicy. Przez chwilę stała, wsłuchując się w hałas za nimi, ale oprócz szumu głosów, nie potrafiła odróżnić słów. Zaklęła cicho, rozejrzała się uważnie dookoła i szybkim krokiem weszła piętro wyżej. Wiedziała, że to ryzykowne, bo jeśli zechcą sprawdzić korytarz, nie będzie miała dokąd uciec. A ujawniać się teraz, byłoby totalną głupotą. Ale mimo to przycupnęła na schodach i znów zaczęła czekać. Ostatnio jej życie składało się głównie z czekania. Na coś. Na kogoś. Na lepszy dzień.

       Miała dużo szczęścia, że mężczyźni nie postanowili sprawdzić, czy nikt ich nie śledzi. Kiedy niecałą godzinę później drzwi obserwowanego przez Olgę mieszkania się otworzyły i wyszedł z niej znajomy już facet, agentka nadal siedziała pół piętra wyżej i czekała. Po chwili wyszedł również drugi, obaj rozejrzeli się pobieżnie, po czym szybkim krokiem zeszli na dół. Olga wsłuchiwała się w rytm ich kroków, nic innego nie zakłócało ciszy klatki schodowej. Przez okrągłe okienko na półpiętrze po chwili zobaczyła swoje obiekty pospiesznie wsiadające do samochodu i odjeżdżające w kierunku Centrum miasta. Kilka minut później drzwi otworzyły się ponownie, wyszedł z nich ktoś jeszcze, ktoś, kogo Olga nie była w stanie zobaczyć, bo musiała uciekać piętro wyżej. Ten facet był zdecydowanie bardziej rozgarnięty niż pozostała dwójka, bo sprawdził klatkę schodową nieco dokładniej. Nieco, bo udał się wyżej niż tylko do półpiętra. Olga bezszelestnie i tuż przy samej ścianie weszła na czwarte piętro, niestety ostatnie. Stąd nie było już ucieczki, chyba że przez zaskoczenie napastnika, zrzucenie go ze schodów i bieg w dół z ryzykiem skręcenia sobie czegokolwiek. Jednak mężczyzna, chyba ze względu na zapach, a raczej smród, który tutaj był jeszcze bardziej intensywny, zrezygnował z wycieczki, rzucił tylko okiem i szybko zbiegł na dół. Olga odetchnęła z ulgą. Było blisko, ale tym razem znów się udało. Ostrożnie zeszła na dół i zatrzymała się przed podejrzanym mieszkaniem. Siódemka na drzwiach lśniła stalą, kobieta powolutku nacisnęła klamkę, ale te ani drgnęły. Agentka sięgnęła do kieszeni po swój podręczny zestaw wytrychów, jednak hałas piętro wyżej i ciężkie kroki, skutecznie ją zatrzymały. Zaklęła pod nosem, narzuciła z powrotem kaptur na głowę i ulotniła się równie szybko, co bezszelestnie.

       Kiedy wróciła do ich mieszkania Max wciąż siedział z nosem w laptopie, na jej widok nie powiedział ani słowa, rzucił jej tylko potępiające spojrzenie.
- No co? – zapytała cierpko, zrzucając buty i bluzę.
- Nic – wzruszył ramionami. – Zastanawiam się tylko, czy na pewno wiesz, co robisz…
- A jakie to ma znaczenie? – prychnęła, nalewając sobie kawy do kubka. – Przecież i tak trzeba ich dorwać.
- Ale to nie oznacza, że masz aż się tak narażać…
- Przestań – skrzywiła się. – Cały czas się narażamy, nawet jak teoretycznie nie mamy żadnych zadań. A teraz mamy i to konkretne. I nie zmienię zdania, nawet nie próbuj mnie przekonywać… - Olga uznała rozmowę za skończoną i wyszła do łazienki. Po głowie chodziła jej myśl, jaki interes ma Max, żeby stale ją zniechęcać. Musiał wiedzieć coś więcej, niż mówił. Olga już dawno zauważyła, że jej mąż ma swoje tajemnice, którymi nie ma zamiaru się z nią podzielić.


      Olga uparcie zbierała informacje na temat interesów Stavros’a i jego wspólników. Jej informatorzy dzień w dzień przysyłali jej nowe fakty, zdjęcia i plotki. Spisywała wszystko skrzętnie, zaznaczała na mapie kolejne lokalizacje spotkań oraz potencjalne magazyny. Katalogowała zdjęcia oraz rysopisy. Definiowała cele, bo istniało potencjalne zagrożenie zamachem, ponieważ potwierdziła się informacja, że Stavros zaopatruje lokalne komórki terrorystyczne. Które z kolei mogą rozesłać broń dalej, w głąb Europy. Francja, Niemcy, Czechy, Holandia, Belgia… wszystkie te kraje były narażone na terroryzm. A nikt nie miał ochoty na powtórkę z jedenastego września. Dlatego wciąż i wciąż, wbrew protestom Max’a, siedziała nad zebranymi danymi, aktualizowała je, samemu też zajmując się obserwacją. Uznała, że skoro jej informatorzy w jakiś sposób się narażają dla niej, dlaczego ona miałaby tylko siedzieć i nie ruszać tyłka na miasto. Max kręcił nosem na te jej wyprawy, ale w końcu zrezygnował z prób odwiedzenia jej od tych wypadów.

       Dlatego też siedziała właśnie w samochodzie przed kolejnym miejsce spotkania Stavros’a oraz jednocześnie potencjalnym magazynem i punktem rozsyłki. Nie miała zamiaru odpuścić. Siedziała już trzecią godzinę, pewna jak jeszcze nigdy, że właśnie dzisiaj dowie się czegoś naprawdę dużego i ważnego. Kiedy przed budynkiem pojawiły się trzy auta, czarne i błyszczące i raczej nie spotykane w tej dzielnicy, kobieta odruchowo zniżyła się na siedzeniu, żeby przypadkiem nikt jej nie dostrzegł. Nie powiedziała Max’owi gdzie jedzie, ale też jej partner nie wydawał się tą informacją szczególnie zainteresowany. Olga wiedziała, że jej mąż jest zdolny do zainstalowania w jej samochodzie nadajnika GPS, dlatego też zainwestowała w zagłuszacz sygnałów, tak na wszelki wypadek. Agentka obserwowała wysiadających z pojazdów ludzi, rozpoznała prawą rękę Stavros’a, Gergo Nikolic’a, Radko Latala oraz Aziz’a Tamul’a, który zajmował się kontaktami z Arabami w Europie.


       Mężczyźni, asekurowani przez kilkoro ochroniarzy, weszli do środka, zostawiając jednego z nich na straży. Olga głupia nie była, domyślała się, że dookoła są rozstawione czujki i nie zamierzała żadnej wejść w drogę. Ale też nie zamierzała siedzieć aucie i czekać, bo bardzo interesowało ją, czego to spotkanie dotyczy. Skoro pojawili się tutaj. Więc wygramoliła się z samochodu, zabierając broń i omijając straże, które udało jej się po drodze zlokalizować, podeszła do budynku. Zdążyła go sprawdzić i znaleźć kilka możliwości wejścia niezauważenie. Toteż od razu skierowała się na tył, gdzie odkryła starą, nieco już zardzewiałą drabinkę, prowadzącą na dach. Magazyn nie był wysoki, dach sięgał wysokości pierwszego piętra, więc nawet ewentualny skok nie stanowił większego zagrożenia. Olga ostrożnie wspięła się na górę i płynnie przeszła na dach. Był pokryty papą, teraz już nieco porozrywaną w niektórych miejscach. Omijając wyrwy skierowała się w stronę włazu i delikatnie uniosła pokrywę. Wbrew jej obawom nie zaskrzypiał ponuro, nie zrobił większego hałasu, ani nawet nie był zbyt ciężki. Zajrzała do środka, ciesząc się, że budynek ma sporo okien i w środku nie panują egipskie ciemności. Mogła więc dostrzec, że pod zejściem, które znajdowało się w tylnej części magazynu, w narożniku, nie było nikogo. Ośmielona, uniosła klapę wyżej i rozejrzała się dokładniej. Nadal nikogo nie było, więc zablokowała wejście i powoli weszła na kolejną drabinkę, prowadząca w dół.