13 stycznia 2016

Rozdział 57

            Olga postanowiła wejść do domu którymś bocznym wejściem. Wybrała to przez kuchnię, zgrabnie prześlizgnęła się pomiędzy kucharzami, kuchcikami i kelnerami krążącymi po kompleksie pomieszczeń, po czym wbiegła na wąską klatkę schodową. Musiała się przebrać, sukienka nie nadawała się do dalszego użytku, nie dość, że była brudna, to jeszcze podarta. Co dla niej oznaczało wyprawę do sklepu, czego szczerze nie znosiła. Pończochy tak samo, miała wielkie dziury na kolanach, za to nie miała butów. Dobrze, że wszyscy dookoła byli na tyle zajęci, że nikt nie zwrócił uwagi jak przemyka się do swojego pokoju. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi i głęboko odetchnęła. Miała dość wrażeń na dziś i cały najbliższy tydzień. Max, Aleksander… I jeszcze ta próba zabójstwa. Była ciekawa komu popsuła szyki zjawiając się w ogrodzie akurat w tym momencie. I była pewna, że prędzej, czy później dowie się tego. Ale teraz, zgodnie z obietnicą daną Saszy, musiała odpuścić. Szybko zrzuciła z siebie podartą odzież, wzięła mokry ręcznik i siedząc na łóżku, starannie przetarła brudne kolana. Skrzywiła się, kiedy zabolało, zdarła sobie skórę lądując na trawie, niefortunnie trafiła na jakiś kamień i taki miała teraz tego efekt. Odrzuciła ręcznik i zajrzała do szafy. Nie za bardzo miała się w co ubrać, praktycznie żaden z jej aktualnych ciuchów nie nadawał się na to przyjęcie. W końcu, nieco zrezygnowana, sięgnęła po czarną, ołówkową spódnicę, która jakimś cudem zaplątała się do walizki oraz kremową, koszulową bluzkę. Włożyła całość na siebie, odpięła odpowiednio guzki przy dekolcie oraz podwinęła rękawy na długość trzy czwarte. Szybki rzut okiem w lustro upewnił ją, że nic lepszego nie wymyśli. Wsunęła na stopy czarne balerinki, zapięła nóż na udzie i uznała, że jest gotowa. W sumie nie wyglądała tragicznie, tylko pokiereszowane kolano świadczyło o tym, że coś tam się wydarzyło. Ale miała nadzieję, że nikt nie zwróci na to większej uwagi. Wyszła z pokoju i zeszła na dół. Stanęła z boku sali, zabrała kieliszek z tacy przechodzącego kelnera i usiadła w kącie. Nie miała ochoty rzucać się w oczy, poza tym wiedziała, że w tym stroju boleśnie odstaje od reszty towarzystwa. Na szczęście, przyjęcie dobiegało końca, goście powoli się rozchodzili i mało kto zwracał uwagę na samotnie siedzącą w kącie kobietę. Siedzącą i popijającą szampana. Olga czuła, że ten alkohol to nie jest najlepszy pomysł, ale miała ochotę się napić. Taka ochota rzadko się u niej pojawiała, nie znosiła tracić kontroli nad swoim ciałem, mową i myślami. To było cholernie niebezpieczne i powinna wiedzieć, że nawet tu nie jest stuprocentowo bezpieczna. Zwłaszcza tu, poprawiła się w myślach. W końcu przeszkodziła komuś w realizacji planu pozbycia się Darylev’a i samo w sobie to już było niebezpieczne. A jeśli wbrew deklaracjom, był to plan Usmanow’a, to już na pewno miała przechlapane. Wbrew rozsądkowi zgarnęła z tacy innego kelnera kolejne kieliszki i zatopiła się w myślach. Które pod wpływem alkoholu stawały się coraz posępniejsze.

            Max odnalazł Olgę jakiś czas później, kiedy praktycznie wszyscy goście opuścili już posiadłość Usmanow’a, żegnani przez gospodarza niezwykle serdecznie i z uśmiechem na ustach. Nawet jeśli Michaił nie był zbytnio zadowolony z przebiegu wieczoru, to nie dał tego po sobie poznać. Dopiero kiedy, oprócz służby i ekipy sprzątającej, nie pozostał nikt więcej, zrzucił z twarzy maskę dobrodusznego biznesmena. Zły przeszedł szybkim krokiem przez salę i zniknął za drzwiami. Olga i Max, który dość niespodziewanie się pojawił i usiadł obok, odprowadzili go ponurymi spojrzeniami. Ale każde z innego powodu.
- Chyba nie do końca mu się ten bal udał… - pierwszy odezwał się Max, zabierając Oldze niemal pusty kieliszek.
- Hej, oddaj to – zaprotestowała, ale schował go za plecami.
- Masz już dość – zauważył spokojnie. – Co się stało, że pijesz?
- Nie mogę? – odpowiedziała pytaniem, czego nie znosił. W dodatku dość agresywnie.
- Możesz, oczywiście – Max nadal był podejrzanie spokojny. – Ale bardzo rzadko ci się to zdarza. To przez niego? – oboje wiedzieli kogo ma na myśli.
- Nie – mruknęła, opierając się o ścianę i wyciągając nogi. – Przez ciebie.
- Czym ci się dzisiaj naraziłem? – zainteresował się jej mąż, wcale nie wyglądając na przejętego jej wyznaniem.
- A tak, ogólnie – wzruszyła ramionami. – Trochę nam się to wszystko poplątało, nie uważasz?
- Uważam – zgodził się, przyjmując identyczną pozycję, co ona. – Wciąż cię kocham, Olga…
- Nie rozczulaj się – prychnęła.
- To nie rozczulanie – zaprotestował. – Kocham cię i chciałbym, żeby było jak dawniej.
- Nigdy już nie będzie jak dawniej, Max. Może być tylko… jakoś.
- Nie mów tak – oburzył się, ale bez przekonania. Chyba sam też to czuł. – Przecież się staram.
- Jasne – sarknęła. – Musisz być bardziej dyskretny – pouczyła go. Chyba alkohol tak na nią podziałał, że była brutalnie szczera i w dodatku pełna ironii. – Widziałam dzisiaj jak wracałeś ze słodkiego spotkania z taką brunetką – uśmiechnęła się lekko na widok jego miny. – Nie rób takiej miny, całkiem niezła z niej dupa…
- Jesteś pijana – odparł, nie mogąc za bardzo uwierzyć, że Olga mówi mu takie rzeczy.
- No jestem i co z tego – machnęła ręką. – A wracając do meritum. Umowa wciąż obowiązuje, więc przestań mnie pilnować.
- Kiedy nie mogę – jęknął. Sam wiedział jak bardzo absurdalnie brzmią jego słowa. – Na samą myśl, że spotykasz się z kimś… I wcale nie chodzi mi tu o Darylev’a – zastrzegł szybko widząc jej minę. – Z kimkolwiek. Szlag mnie trafia. Jestem zazdrosny jak cholera i nic nie mogę na to poradzić. Wciąż cię kocham i wciąż chcę z tobą być.
- Też cię kocham – odparła, nawet na niego nie patrząc. –  Niestety…
- Żałujesz?
- Niczego nie żałuję – zaprotestowała. – Niczego. Tylko żal mi, że tak się to potoczyło…
- Myślisz, że możemy chociaż spróbować naprawić to wszystko? – w głosie Max’a usłyszała niemal prośbę.
- Tak ci zależy? – zdziwiła się. – Odniosłam inne wrażenie.
- To było błędne wrażenie – sprostował stanowczo. – Przecież już ci powiedziałem: wciąż cię kocham i wciąż mi na tobie zależy. Mimo, że nie byłem w porządku.
- Delikatnie powiedziane – sarknęła. – Teraz to sobie uświadomiłeś?
- Kiedy zasłoniłaś Darylev’a – wyjaśnił. – Zabolało jak cholera, bo dotarło do mnie, że byłaś skłonna zaryzykować własne życie, żeby nic mu się nie stało.
- Nie widzę związku…
- Dotarło do mnie, że jeśli się nic się nie zmieni to odejdziesz…
- Miałam taki moment – powiedziała po chwili wahania, ale wypity alkohol skutecznie zatarł wszelkie bariery. – Ale ostatecznie uznałam, że dam ci szansę. Taka już jestem. Głupia i uczuciowa…
- Nie jesteś głupia – Max wyglądał na lekko rozbawionego jej samokrytyką. – Uczuciowa owszem, ale na pewno nie głupia. Musisz się tylko nauczyć oddzielać je od pracy. I to tak, żeby przestały ci przeszkadzać.
- Mam stać się nieczułą, zimnokrwistą agentką? – uniosła brwi pytająco.
- Dokładnie – przytaknął. – Ale nazwałbym to inaczej. Masz stać się zabójczynią bez skrupułów. Jeśli chcesz, to po akcji możesz wypłakać mi się w rękaw – dodał kpiąco. – Ale podczas wykonywania zadania…
- Mam być twarda i się nie wahać – dokończyła, bo Max zamilkł.
- Dokładnie. I mam przeczucie, że wkrótce będziesz miała okazję zaprezentować swoje umiejętności – rzucił znaczące spojrzenie w stronę idącego do nich Martoma.
- Szlag – mruknęła kobieta i jednym haustem wypiła resztę szampana z kieliszka.

            Olga poprawiła bikini i powoli zanurzyła się w ciepłym morzu. Przeklinając w duchu Max’a, Martom’a i cały Sektor 8. Po wydarzeniach na farmie Usmanow’a, po tym jak dostała solidny opieprz (a że była nieco wstawiona, to zaczęła pyskować i Martom prawie ją uderzył z tej wściekłości), zostali wysłani do Indonezji. A konkretnie na Bali, do jednego z tych pięknych,  luksusowych hoteli dla bogaczy. Ich szef, po tym jak się uspokoił, a raczej został powstrzymany przez jej męża, uznał, że im dalej wyjadą, tym lepiej. I wcale nie były to jakieś egzotyczne wakacje, tylko naprawdę ciężka praca. Mieli tam czekać aż pojawi się Stavros, międzynarodowy handlarz bronią, prochami i kobietami. Rzekomo na urlop, ale oni mieli sprawdzić z kim nawiąże kontakty i z kim się będzie spotykał. Nikt nie miał ochoty, aby do Europy dostała się jeszcze większa ilość azjatyckich narkotyków. Ponadto, pojawiły się przesłanki, że Stavros pomaga budować w Europie siatkę terrorystyczną i to też musieli sprawdzić. Bandyta tutaj był anonimowy, nie musiał spotykać się z potencjalnymi współpracownikami, czy klientami gdzieś po kątkach i w zaułkach. Mógł to robić w hotelowym barze, albo podczas zwiedzania wyspy. I na to właśnie czekali. Więc spędzali czas przy hotelowym basenie, w hotelowym barze albo na plaży. Jeździli na wycieczki i do okolicznych knajp. Jak całe rzesze turystów, którzy w tym samym czasie spędzali tu swoje wakacje i podróże poślubne. I ich częste natykanie się na Stavros’a, jego opaloną żonę i kilkoro ochroniarzy, którzy udawali przyjaciół, nie było jakoś specjalne podejrzane. Max oczywiście korzystał z każdej możliwej okazji, żeby się dobrze bawić. Olga mniej, chociażby dlatego, że przez większość czasu musiała chodzić w tym cholernym bikini, które zdecydowanie odsłaniało zbyt wiele. Max był zachwycony. Jego żona miała świetną sylwetkę, wypracowaną podczas wielogodzinnych treningów, których nie zaniedbała również tutaj. Miała długie nogi i zajebisty tyłek i on osobiście uwielbiał, kiedy ubierała te skąpe łaszki. I okazywał jej to na każdym kroku, naprawdę się starał, jakby chciał wymazać z jej pamięci poprzednie wybryki. I odciągnąć jej myśli od tego cholernego Darylev’a, jak o nim zazwyczaj mówił. A adorowana Olga, z każdym dniem czuła się lepiej, powoli zapominając, że jej mąż potrafi być naprawdę wrednym sukinsynem.
- Wiesz – powiedziała, mniej więcej po tygodniu pobytu, wyciągając się na ręczniku obok Max’a. – Chyba mogłabym się przyzwyczaić do tych luksusów…
- Tak na stałe? – obrzucił ją łakomym spojrzeniem znad okularów przeciwsłonecznych, kiedy się kładła.
- Mhm – przytaknęła. – Tak na stałe. Nawet to fajne, kiedy tak nad tobą skaczą i ci dogadzają…
- Kochanie, ja bardzo chętnie ci dogodzę – zaśmiał się, przejeżdżając dłonią po jej, jeszcze wilgotnym, udzie. Kilka dni spędzonych tutaj sprawiło, że Olga pięknie się opaliła, co w połączeniu z jej figurą i tyłkiem sprawiło, że nie jeden facet zwieszał na niej oko.
- Ja wiem, że ty zawsze chętny jesteś – prychnęła. – Ale pozwól, że może nie na plaży…
- Jak się zasłonimy parawanem…
- Chyba zgłupiałeś – zsunęła okulary i spojrzała na niego srogo. – Żadnych porno scen na plaży. Nie mam ochoty trafić na YouTube…
- Myślisz, że bylibyśmy aż tak interesujący?
- Myślę, że seks na plaży zawsze jest interesujący dla postronnych obserwatorów.
- Cholera – Max zrobił zawiedzioną minę. – Ale buziaka dostanę? – pochylił się w jej stronę robiąc śmieszny dziubek.
- Idź ty – pacnęła go gazeta, która leżała obok. – Skup się na pracy lepiej, bo Martom znowu się wkurwi…
- Zero w tobie romantyzmu – jęknął, ale posłusznie przekręcił się na brzuch i obrzucił plaże uważnym spojrzeniem. – On jest strasznie przewidywalny – poskarżył się. – Jeszcze godzina i zjedzie do pokoju, przebierze się i zabierze żonkę na obiad…
- Ty też możesz zabrać żonkę na obiad – zaśmiała się Olga. Pobyt tutaj zdecydowanie polepszył jej relacje z Max’em, co przyjęła z ulgą. Bo, szczerze, miała dość tego napięcia panującego między nimi. A tu było tak słonecznie, miło i luksusowo, że aż nie chciało się pamiętać o złych rzeczach i nieprzyjemnych zgrzytach. Nawet wspomnienie Aleksandra i braku kontaktu z nim już tak bardzo nie bolało. Chociaż tęskniła.
- Z ogromną przyjemnością to zrobię – zapewnił. – Owoce morza?
- Jak ty mnie znasz – zakpiła. Ostatnio tylko to jadła, bo owoce morza mieli tutaj rewelacyjne. – Martom nas zabije, jak zobaczy rachunek…
- Zajmę się tym – obiecał Max, całując ją lekko w usta. – A ty odpoczywaj i baw się. I zbieraj siły, bo następna może być Grenlandia…
- Też… - prychnęła i zagłębiła się w lekturze Forbes’a.


5 stycznia 2016

Rozdział 56

            Ogród był piękny. Olga widziała to wyraźnie, pomimo panującego już mroku. Mieszanka stylów wcale mu nie zaszkodziła, wręcz przeciwnie, nadała swoistego uroku. Oprócz oczywiście drzew i krzewów, pieczołowicie przystrzyżonych, składał się też z mnóstwa rabatek, pergoli, miniaturowych fontann oraz kilku altanek. Poza tym był ogromny, ciągnął się aż za horyzont i zdawał się nie mieć końca. Agentka zeszła z tarasu i stanęła na trawie. Ruszyła przed siebie, byle dalej od rzęście oświetlonego budynku, gwaru i tłumów gości, którzy zaczęli ją niesamowicie drażnić. Chciała się gdzieś ukryć, żeby w spokoju uporać się z emocjami, którą ją opanowały. Trawa była mokra, już po chwili poczuła, że jej buty przemokły, stopy zrobiły się zimne, a obcasy zapadały w miękką ziemię. Ale miała to gdzieś. Szła uparcie do przodu, aż zostawiła za plecami rezydencję Usmanowa wraz z jej gospodarzem. Aż otoczyły ją ciemności, bo ogród był oświetlony tylko do pewnego momentu. A potem pozostawał już tylko księżyc. Który tego dnia świecił całkiem przyzwoicie. Może nie pełnią swoich możliwości, ale na tyle jasno, że widziała, gdzie idzie i nie miała obaw, że wpadnie na jakąś ogrodową budowlę. Sądziła, że tak daleko od budynku nikogo już nie spotka. Ale myliła się. W jednym z najdalszych kątów, oparty o pień , stał mężczyzna. Olga poznała go bez wahania, chociaż nie widziała jego twarzy, bo nie dość, że było ciemno, to jeszcze był odwrócony tyłem. Zatrzymała się w pewnej odległości i skryta za drzewem, obserwowała go uważnie. Podobał jej się. Działał na nią i seks z nim był naprawdę ekscytujący. Ale oboje mieli swoje życie i nic tego nie było w stanie zmienić. To, że istniała między nimi ta chemia, że iskrzyło, tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Należeli do innych światów, mieli inne priorytety i inne cele. Olga wiedziała, że łączyć może ich tylko seks i czułe słówka wypowiadane w chwili uniesienia. I to wszystko. Z tych niezbyt wesołych rozmyślań wyrwał Olgę jakiś ruch zarejestrowany kątem oka oraz dość charakterystyczny dźwięk. Zidentyfikowała go natychmiast. Odbezpieczana broń. Rozejrzała się dookoła, ale nikogo nie dostrzegła. Hałas też się nie powtórzył, ale Olga wierzyła swojemu słuchowi. I instynktowi, który teraz wrzeszczał, że coś się dzieje. Agentka stała w cieniu, ukryta za drzewem, więc jeśli ktoś tutaj faktycznie był, to nie mógł jej zobaczyć. Ale był na pewno i był w jakimś konkretnym celu. Przez głowę kobiety przemknęło zapytanie, kto jest tym celem, ale nie zawracała sobie tym dłużej głowy. Bez wahania zrzuciła buty i boso ruszyła ostrożnie w stronę wciąż spokojnie stojącego Aleksandra. Miała nadzieję, że natknie się na strzelca. Kryjąc się za licznymi w tej części ogrodu drzewkami i krzaczkami, podeszła kawałek, ale po chwili okazało się, że nie ma czasu na podchody. Na plecach mężczyzny wykwitła czerwona plamka celownika laserowego, więc Olga wystartowała niczym wyrzucona z katapulty, dzielącą ich odległość przebyła dosłownie kilkoma susami i wpadła na Saszę, zbijając go z nóg i powalając na ziemię. Zaskoczony Darylev upadł na trawę z cichym okrzykiem, dosłownie ułamek sekundy powietrze nad ich głowami przecięła kula, która ze świstem wbiła się w pień. Aleksander wykonał błyskawiczny obrót, chwilę później Olga leżała na plecach szczelnie przykryta ciałem mężczyzny. Bez problemu wyczuła twardy kształt na wysokości jego żeber, wsunęła rękę pod marynarkę i wyszarpnęła z kabury pistolet. Po czym wychyliła się nieco spod osłony, jaką jej zapewnił, odbezpieczyła broń i bez zbędnego przymierzania wystrzeliła kilka naboi wprost w wyłaniającego się zza wielkiego krzaka mężczyznę. Ten zatrzymał się w pół kroku, po czym z jękiem osunął na kolana i zwalił twarzą wprost w mokrą trawę.
- Jesteś cała? – zapytał Aleksander, nie zawracając sobie głowy martwym napastnikiem.
- Tak – odparła, nie zmieniając pozycji. – A ty? – chciała się upewnić, że nie na darmo wylądowała w mokrej trawie.
- Nic mi nie jest… Cholera jasna! – warknął, podnosząc się ostrożnie i rozglądając dookoła. Nie dostrzegł nikogo, poza trupem, więc pomógł wstać Oldze i przyjrzał się jej krytycznym okiem. – Podarłaś sobie rajstopy…
- Co? – spojrzała na niego z roztargnieniem, bo uważnie lustrowała otoczenie. – Czy ty masz źle w głowie? Prawie zginałeś, a ty mi mówisz coś o jakiś rajstopach! Boję się pomyśleć jak to by się skończyło, gdybym się nie zjawiła! Poza tym to pończochy, nie rajstopy… - zakończyła tyradę, którą przeprowadziła na jednym oddechu. I popatrzyła na niego karcąco.
- Pończochy? – wyglądało, że z całości trafiło do niego tylko to ostatnie zdanie. – Lubię pończochy.
- To weź jakieś sobie kup i załóż – prychnęła, na co Sasza roześmiał się cicho.
- Lubię kobiety w pończochach – poprawił się, ale widząc jej spojrzenie, spoważniał. – Nie denerwuj się. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi, ani kto chce się mnie pozbyć. To znaczy, mogę ci zrobić listę moich wrogów, ale za żadne skarby świata nie wiem, dlaczego wybrał sobie akurat ten moment.
- Masz dwie opcje – poprawiła sukienkę, usiłując przy okazji nieco oczyścić ją z trawy. – Albo to Usmanow lub ktoś z jego przyjaciół – przyszedł jej do głowy Martom, więc nieco skorygowała swoje przypuszczenia. – Albo ktoś, kto chce nie tylko pozbyć się ciebie, ale też narobić kłopotów naszemu gospodarzowi.
- Obie opcje są prawdopodobne – przyznał z namysłem, podchodząc do trupa. – Nie znam go – przyjrzał mu się uważnie.
- Widziałam go dzisiaj – Olga też podeszła bliżej. – To jeden z kelnerów – trąciła martwego mężczyznę stopą, pokazując, że ma na sobie kelnerski uniform.
- To nadal nic nie wyjaśnia – zwrócił jej uwagę.
- Nadal nie – zgodziła się z nim. – Ale można go będzie sprawdzić – dodała.
- Nie omieszkam tego zrobić – Aleksander nagle przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku. Wtuliła się niego bez wahania. – Dziękuję. Ale nie wtrącaj się, dobrze? Sam się tym zajmę…
- Czyżbym podrażniła twoje ego? – zakpiła. Roześmiał się.
- Nie. Po prostu to nie twoja jurysdykcja…
- Jakie mądre słowo – znów kpina. – Dobrze, dobrze – poddała się, widząc jego spojrzenie. – Nie będę się wtrącać…
- Już ci wierzę – prychnął.
- POSTARAM się nie wtrącać… - poprawiła się z niewinną miną, na co mężczyzna tylko przewrócił oczyma z rozbawieniem.
- Co tu się dzieje? – nagle za ich plecami rozległ się stanowczy głos. Oboje, jak na komendę, odwrócili się, żeby ujrzeć niewielką grupkę mężczyzn z gniewnymi minami. Aleksander wypuścił Olgę z objęć, ale wciąż stali bardzo blisko siebie. Zbyt blisko jak na gust Max’a, który też się tam znalazł. On, Usmanow, Martom i dwóch ochroniarzy. Oczywiście z bronią.
- Dobre pytanie – Sasza zachował stoicki spokój, przesunął się tylko minimalnie i niemal niedostrzegalnie, żeby móc zasłonić Olgę w razie wybuchu strzelaniny. – Ale raczej nie do mnie. Może ty mi wyjaśnisz, Michaił. Kto na mnie poluje u ciebie w domu? – pytanie zawisło w powietrzu, bo Usmanow’a zatkało.
- Sugerujesz, że wysłałem kogoś, żeby cię sprzątnął?! – ich gospodarz poczerwieniał z tłumionej wściekłości.
- Ja nic nie sugeruję – odpowiedział mu Darylev, wciąż spokojny. – Ja tylko pytam…
- Sukinsynu! Gdybym chciał cię zabić, już byś nie żył!! – wrzasnął, zaciskając pięści. Olga dostrzegła w jego oczach znajomy błysk szaleństwa i odruchowo sięgnęła po ukryty pod sukienką nóż. Schowała go w dłoni, którą luźno opuściła wzdłuż ciała.
- Śmiem wątpić – odparł mu uprzejmie Aleksander, na którym ten wybuch nie zrobił najmniejszego wrażenia. A przynajmniej tak wyglądał. – Co nie zmienia faktu, że ktoś chciał mnie zabić. A skoro nie byłeś to ty, oznacza, że ciebie też ktoś bardzo nie lubi…
- Kurwa, masz rację – Usmanow opanował się błyskawicznie. – Niech to szlag… Mam nadzieję, że przyjmiesz moje najszczersze przeprosiny – dodał kurtuazyjnie. – To nie powinno się zdarzyć…
- Owszem, nie powinno – w głosie Saszy pojawił się lód. – Gdyby nie Olga, leżałbym tutaj ja, a nie on – skinął broda w kierunku trupa. – Mam nadzieję, że to wyjaśnisz i zajmiesz się tym.
- Jak najbardziej – Usmanow nie skomentował wtrącenia o agentce. Nie obchodziło go to. Za to i Max, i Martom gniewnie zmarszczyli brwi. Co nie umknęło uwadze kobiety, która tylko mocnej zacisnęła dłoń na rękojeści noża. – Ja również mam nadzieję, że ta sprawa szybko się wyjaśni. I że nie wpłynie na nasze interesy…
- To się jeszcze zobaczy – Aleksander rzucił mu ponure spojrzenie.
- Zajmijcie się tym – Michaił wydał to polecenie swoim ochroniarzom, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Musiał się tym zająć, a im szybciej to zrobi, tym lepiej. Poza tym, przyjęcie czekało na gospodarza, a on nie mógł dłużej zaniedbywać swoich gości.
- Wiesz, co robić – Martom poszedł w ślady Usmanowa, spoglądając wymownie na Max’a i po chwili obaj mężczyźni zniknęli w mroku.
- Skąd się tu wzięłaś? - Max zwrócił się do Olgi, zupełnie ignorując Aleksandra.
- Poszłam na spacer – mruknęła wiedząc, że i tak jej nie uwierzy.
- I co, mam ci wierzyć, że poszłaś na spacer i przez przypadek natknęłaś się na zabójcę? – prychnął, zresztą zgodnie z jej przewidywaniami.
- Owszem – warknęła, wyprowadzona z równowagi jego tonem. – Dokładnie tak było!
- Nie kłam, Olga! – niemal wrzasnął, wyprowadzony z równowagi samą obecnością Darylev’a.
- Uspokój się, Doherty – Sasza postanowił się wtrącić, chociaż sądził, że to nie najlepszy pomysł.
- Stul pysk! – teraz Max już krzyczał. – Nikt cię o zdanie nie pytał! Mam ochotę dokończyć to, czego nie zdążył ten facet – w ręku agenta pojawił się pistolet, właściwie nie wiadomo skąd.
- Po moim trupie, Max – Olga bez wahania wysunęła się na przód i zasłoniła Aleksandra. – Schowaj to i przestań się wygłupiać – dodała stanowczo.
- Olga… - Max wcale nie opuścił broni.
- Schowaj to – powtórzyła zimno. – Nic nie będziesz dokańczał. I nie mam zamiaru z niczego ci się tłumaczyć. Była umowa, pamiętasz? – przypomniała mu, na co Max skrzywił się i schował pistolet.
- Masz szczęście, Darylev – warknął. Wciąż był wściekły, ale już się opanował. Olga przypomniała mu o tej, dość istotnej, kwestii. Ich umowa. Cholera. Teraz nawet nie mógł zrobić jej awantury, chociaż bardzo chciał. Widząc, że żadne z nich nie przejawia chęci, żeby wrócić na przyjęcie, zgrzytnął zębami i odszedł. Olga odetchnęła z ulgą. Najmniejsze na co miała ochotę, to kolejna scena zazdrości w wykonaniu Max’a albo jakaś bójka, nie daj Boże.
- O jakiej umowie on mówił? – Aleksander odwrócił się do Olgi i popatrzył na nią uważnie. Nie zmieszała, nie odwróciła wzroku ani nic z tych rzeczy. Patrzyła spokojnie, tylko jakby z lekką rezygnacją.
- On ma swoje sprawy, a ja swoje – wyjaśniła pokrótce, bo wiedziała, że mężczyzna nie ustąpi. – I żadne z nas się nie wtrąca…
- Nie wierzę – jęknął. – Dałaś mu wolną rękę, żeby dalej cię zdradzał??
- Po prostu nie chcę o niczym wiedzieć…
- Jesteś nienormalna!
- Czyżby? – syknęła, urażona. – A ja to niby co robię?? Dokładnie to samo!
- Kurwa mać – odpowiedział na to i znów ja przytulił. – Masz rację. Masz cholerną rację! Masz wyrzuty sumienia? – zapytał nagle. Olga znieruchomiała.
- Nie zastanawiam się nad tym – mruknęła. Nie kłamała. Nie myślała o tym. A już na pewno nie w tej chwili, kiedy miała Saszę tak blisko i czuła jego zapach. I ciepło. – Po co?
- Nie wiem – odpowiedział, szczerze. – Mam wrażenie, że jeszcze tak do końca nie pozbyłaś się skrupułów…
- Nie masz na myśli tylko naszej… przyjaźni, prawda?
- Nie…
- Jeszcze nie – westchnęła. – Ale jestem coraz bliżej.
- Oby nigdy to nie nastąpiło – wyraził życzenie, ale żadne z nich nie wiedziało wtedy, jak bardzo to było nierealne. I jak blisko było do chwili, kiedy to nastąpi.