Olga postanowiła wejść do domu
którymś bocznym wejściem. Wybrała to przez kuchnię, zgrabnie prześlizgnęła się
pomiędzy kucharzami, kuchcikami i kelnerami krążącymi po kompleksie
pomieszczeń, po czym wbiegła na wąską klatkę schodową. Musiała się przebrać,
sukienka nie nadawała się do dalszego użytku, nie dość, że była brudna, to
jeszcze podarta. Co dla niej oznaczało wyprawę do sklepu, czego szczerze nie
znosiła. Pończochy tak samo, miała wielkie dziury na kolanach, za to nie miała
butów. Dobrze, że wszyscy dookoła byli na tyle zajęci, że nikt nie zwrócił
uwagi jak przemyka się do swojego pokoju. Z ulgą zamknęła za sobą drzwi i
głęboko odetchnęła. Miała dość wrażeń na dziś i cały najbliższy tydzień. Max,
Aleksander… I jeszcze ta próba zabójstwa. Była ciekawa komu popsuła szyki
zjawiając się w ogrodzie akurat w tym momencie. I była pewna, że prędzej, czy
później dowie się tego. Ale teraz, zgodnie z obietnicą daną Saszy, musiała
odpuścić. Szybko zrzuciła z siebie podartą odzież, wzięła mokry ręcznik i
siedząc na łóżku, starannie przetarła brudne kolana. Skrzywiła się, kiedy
zabolało, zdarła sobie skórę lądując na trawie, niefortunnie trafiła na jakiś
kamień i taki miała teraz tego efekt. Odrzuciła ręcznik i zajrzała do szafy.
Nie za bardzo miała się w co ubrać, praktycznie żaden z jej aktualnych ciuchów
nie nadawał się na to przyjęcie. W końcu, nieco zrezygnowana, sięgnęła po
czarną, ołówkową spódnicę, która jakimś cudem zaplątała się do walizki oraz
kremową, koszulową bluzkę. Włożyła całość na siebie, odpięła odpowiednio guzki
przy dekolcie oraz podwinęła rękawy na długość trzy czwarte. Szybki rzut okiem
w lustro upewnił ją, że nic lepszego nie wymyśli. Wsunęła na stopy czarne
balerinki, zapięła nóż na udzie i uznała, że jest gotowa. W sumie nie wyglądała
tragicznie, tylko pokiereszowane kolano świadczyło o tym, że coś tam się
wydarzyło. Ale miała nadzieję, że nikt nie zwróci na to większej uwagi. Wyszła
z pokoju i zeszła na dół. Stanęła z boku sali, zabrała kieliszek z tacy
przechodzącego kelnera i usiadła w kącie. Nie miała ochoty rzucać się w oczy, poza
tym wiedziała, że w tym stroju boleśnie odstaje od reszty towarzystwa. Na
szczęście, przyjęcie dobiegało końca, goście powoli się rozchodzili i mało kto
zwracał uwagę na samotnie siedzącą w kącie kobietę. Siedzącą i popijającą
szampana. Olga czuła, że ten alkohol to nie jest najlepszy pomysł, ale miała
ochotę się napić. Taka ochota rzadko się u niej pojawiała, nie znosiła tracić
kontroli nad swoim ciałem, mową i myślami. To było cholernie niebezpieczne i
powinna wiedzieć, że nawet tu nie jest stuprocentowo bezpieczna. Zwłaszcza tu, poprawiła się w myślach. W
końcu przeszkodziła komuś w realizacji planu pozbycia się Darylev’a i samo w
sobie to już było niebezpieczne. A jeśli wbrew deklaracjom, był to plan
Usmanow’a, to już na pewno miała przechlapane. Wbrew rozsądkowi zgarnęła z tacy
innego kelnera kolejne kieliszki i zatopiła się w myślach. Które pod wpływem
alkoholu stawały się coraz posępniejsze.
Max odnalazł Olgę jakiś czas
później, kiedy praktycznie wszyscy goście opuścili już posiadłość Usmanow’a,
żegnani przez gospodarza niezwykle serdecznie i z uśmiechem na ustach. Nawet
jeśli Michaił nie był zbytnio zadowolony z przebiegu wieczoru, to nie dał tego
po sobie poznać. Dopiero kiedy, oprócz służby i ekipy sprzątającej, nie
pozostał nikt więcej, zrzucił z twarzy maskę dobrodusznego biznesmena. Zły
przeszedł szybkim krokiem przez salę i zniknął za drzwiami. Olga i Max, który
dość niespodziewanie się pojawił i usiadł obok, odprowadzili go ponurymi
spojrzeniami. Ale każde z innego powodu.
-
Chyba nie do końca mu się ten bal udał… - pierwszy odezwał się Max, zabierając
Oldze niemal pusty kieliszek.
-
Hej, oddaj to – zaprotestowała, ale schował go za plecami.
-
Masz już dość – zauważył spokojnie. – Co się stało, że pijesz?
-
Nie mogę? – odpowiedziała pytaniem, czego nie znosił. W dodatku dość
agresywnie.
-
Możesz, oczywiście – Max nadal był podejrzanie spokojny. – Ale bardzo rzadko ci
się to zdarza. To przez niego? – oboje wiedzieli kogo ma na myśli.
-
Nie – mruknęła, opierając się o ścianę i wyciągając nogi. – Przez ciebie.
-
Czym ci się dzisiaj naraziłem? – zainteresował się jej mąż, wcale nie
wyglądając na przejętego jej wyznaniem.
-
A tak, ogólnie – wzruszyła ramionami. – Trochę nam się to wszystko poplątało,
nie uważasz?
-
Uważam – zgodził się, przyjmując identyczną pozycję, co ona. – Wciąż cię
kocham, Olga…
-
Nie rozczulaj się – prychnęła.
-
To nie rozczulanie – zaprotestował. – Kocham cię i chciałbym, żeby było jak
dawniej.
-
Nigdy już nie będzie jak dawniej, Max. Może być tylko… jakoś.
-
Nie mów tak – oburzył się, ale bez przekonania. Chyba sam też to czuł. –
Przecież się staram.
-
Jasne – sarknęła. – Musisz być bardziej dyskretny – pouczyła go. Chyba alkohol
tak na nią podziałał, że była brutalnie szczera i w dodatku pełna ironii. –
Widziałam dzisiaj jak wracałeś ze słodkiego spotkania z taką brunetką –
uśmiechnęła się lekko na widok jego miny. – Nie rób takiej miny, całkiem niezła
z niej dupa…
-
Jesteś pijana – odparł, nie mogąc za bardzo uwierzyć, że Olga mówi mu takie
rzeczy.
-
No jestem i co z tego – machnęła ręką. – A wracając do meritum. Umowa wciąż
obowiązuje, więc przestań mnie pilnować.
-
Kiedy nie mogę – jęknął. Sam wiedział jak bardzo absurdalnie brzmią jego słowa.
– Na samą myśl, że spotykasz się z kimś… I wcale nie chodzi mi tu o Darylev’a –
zastrzegł szybko widząc jej minę. – Z kimkolwiek. Szlag mnie trafia. Jestem
zazdrosny jak cholera i nic nie mogę na to poradzić. Wciąż cię kocham i wciąż
chcę z tobą być.
-
Też cię kocham – odparła, nawet na niego nie patrząc. – Niestety…
-
Żałujesz?
-
Niczego nie żałuję – zaprotestowała. – Niczego. Tylko żal mi, że tak się to
potoczyło…
-
Myślisz, że możemy chociaż spróbować naprawić to wszystko? – w głosie Max’a
usłyszała niemal prośbę.
-
Tak ci zależy? – zdziwiła się. – Odniosłam inne wrażenie.
-
To było błędne wrażenie – sprostował stanowczo. – Przecież już ci powiedziałem:
wciąż cię kocham i wciąż mi na tobie zależy. Mimo, że nie byłem w porządku.
-
Delikatnie powiedziane – sarknęła. – Teraz to sobie uświadomiłeś?
-
Kiedy zasłoniłaś Darylev’a – wyjaśnił. – Zabolało jak cholera, bo dotarło do
mnie, że byłaś skłonna zaryzykować własne życie, żeby nic mu się nie stało.
-
Nie widzę związku…
-
Dotarło do mnie, że jeśli się nic się nie zmieni to odejdziesz…
-
Miałam taki moment – powiedziała po chwili wahania, ale wypity alkohol
skutecznie zatarł wszelkie bariery. – Ale ostatecznie uznałam, że dam ci
szansę. Taka już jestem. Głupia i uczuciowa…
-
Nie jesteś głupia – Max wyglądał na lekko rozbawionego jej samokrytyką. –
Uczuciowa owszem, ale na pewno nie głupia. Musisz się tylko nauczyć oddzielać
je od pracy. I to tak, żeby przestały ci przeszkadzać.
-
Mam stać się nieczułą, zimnokrwistą agentką? – uniosła brwi pytająco.
-
Dokładnie – przytaknął. – Ale nazwałbym to inaczej. Masz stać się zabójczynią
bez skrupułów. Jeśli chcesz, to po akcji możesz wypłakać mi się w rękaw – dodał
kpiąco. – Ale podczas wykonywania zadania…
-
Mam być twarda i się nie wahać – dokończyła, bo Max zamilkł.
-
Dokładnie. I mam przeczucie, że wkrótce będziesz miała okazję zaprezentować
swoje umiejętności – rzucił znaczące spojrzenie w stronę idącego do nich
Martoma.
-
Szlag – mruknęła kobieta i jednym haustem wypiła resztę szampana z kieliszka.
Olga poprawiła bikini i powoli
zanurzyła się w ciepłym morzu. Przeklinając w duchu Max’a, Martom’a i cały
Sektor 8. Po wydarzeniach na farmie Usmanow’a, po tym jak dostała solidny
opieprz (a że była nieco wstawiona, to zaczęła pyskować i Martom prawie ją
uderzył z tej wściekłości), zostali wysłani do Indonezji. A konkretnie na Bali,
do jednego z tych pięknych, luksusowych
hoteli dla bogaczy. Ich szef, po tym jak się uspokoił, a raczej został
powstrzymany przez jej męża, uznał, że im dalej wyjadą, tym lepiej. I wcale nie
były to jakieś egzotyczne wakacje, tylko naprawdę ciężka praca. Mieli tam czekać
aż pojawi się Stavros, międzynarodowy handlarz bronią, prochami i kobietami.
Rzekomo na urlop, ale oni mieli sprawdzić z kim nawiąże kontakty i z kim się
będzie spotykał. Nikt nie miał ochoty, aby do Europy dostała się jeszcze
większa ilość azjatyckich narkotyków. Ponadto, pojawiły się przesłanki, że
Stavros pomaga budować w Europie siatkę terrorystyczną i to też musieli
sprawdzić. Bandyta tutaj był anonimowy, nie musiał spotykać się z potencjalnymi
współpracownikami, czy klientami gdzieś po kątkach i w zaułkach. Mógł to robić
w hotelowym barze, albo podczas zwiedzania wyspy. I na to właśnie czekali. Więc
spędzali czas przy hotelowym basenie, w hotelowym barze albo na plaży. Jeździli
na wycieczki i do okolicznych knajp. Jak całe rzesze turystów, którzy w tym
samym czasie spędzali tu swoje wakacje i podróże poślubne. I ich częste
natykanie się na Stavros’a, jego opaloną żonę i kilkoro ochroniarzy, którzy
udawali przyjaciół, nie było jakoś specjalne podejrzane. Max oczywiście
korzystał z każdej możliwej okazji, żeby się dobrze bawić. Olga mniej,
chociażby dlatego, że przez większość czasu musiała chodzić w tym cholernym
bikini, które zdecydowanie odsłaniało zbyt wiele. Max był zachwycony. Jego żona
miała świetną sylwetkę, wypracowaną podczas wielogodzinnych treningów, których
nie zaniedbała również tutaj. Miała długie nogi i zajebisty tyłek i on
osobiście uwielbiał, kiedy ubierała te skąpe łaszki. I okazywał jej to na
każdym kroku, naprawdę się starał, jakby chciał wymazać z jej pamięci
poprzednie wybryki. I odciągnąć jej myśli od tego cholernego Darylev’a, jak o
nim zazwyczaj mówił. A adorowana Olga, z każdym dniem czuła się lepiej, powoli
zapominając, że jej mąż potrafi być naprawdę wrednym sukinsynem.
-
Wiesz – powiedziała, mniej więcej po tygodniu pobytu, wyciągając się na
ręczniku obok Max’a. – Chyba mogłabym się przyzwyczaić do tych luksusów…
-
Tak na stałe? – obrzucił ją łakomym spojrzeniem znad okularów
przeciwsłonecznych, kiedy się kładła.
-
Mhm – przytaknęła. – Tak na stałe. Nawet to fajne, kiedy tak nad tobą skaczą i
ci dogadzają…
-
Kochanie, ja bardzo chętnie ci dogodzę – zaśmiał się, przejeżdżając dłonią po
jej, jeszcze wilgotnym, udzie. Kilka dni spędzonych tutaj sprawiło, że Olga
pięknie się opaliła, co w połączeniu z jej figurą i tyłkiem sprawiło, że nie
jeden facet zwieszał na niej oko.
-
Ja wiem, że ty zawsze chętny jesteś – prychnęła. – Ale pozwól, że może nie na
plaży…
-
Jak się zasłonimy parawanem…
-
Chyba zgłupiałeś – zsunęła okulary i spojrzała na niego srogo. – Żadnych porno
scen na plaży. Nie mam ochoty trafić na YouTube…
-
Myślisz, że bylibyśmy aż tak interesujący?
-
Myślę, że seks na plaży zawsze jest interesujący dla postronnych obserwatorów.
-
Cholera – Max zrobił zawiedzioną minę. – Ale buziaka dostanę? – pochylił się w
jej stronę robiąc śmieszny dziubek.
-
Idź ty – pacnęła go gazeta, która leżała obok. – Skup się na pracy lepiej, bo
Martom znowu się wkurwi…
-
Zero w tobie romantyzmu – jęknął, ale posłusznie przekręcił się na brzuch i
obrzucił plaże uważnym spojrzeniem. – On jest strasznie przewidywalny –
poskarżył się. – Jeszcze godzina i zjedzie do pokoju, przebierze się i zabierze
żonkę na obiad…
-
Ty też możesz zabrać żonkę na obiad – zaśmiała się Olga. Pobyt tutaj
zdecydowanie polepszył jej relacje z Max’em, co przyjęła z ulgą. Bo, szczerze,
miała dość tego napięcia panującego między nimi. A tu było tak słonecznie, miło
i luksusowo, że aż nie chciało się pamiętać o złych rzeczach i nieprzyjemnych
zgrzytach. Nawet wspomnienie Aleksandra i braku kontaktu z nim już tak bardzo
nie bolało. Chociaż tęskniła.
-
Z ogromną przyjemnością to zrobię – zapewnił. – Owoce morza?
-
Jak ty mnie znasz – zakpiła. Ostatnio tylko to jadła, bo owoce morza mieli
tutaj rewelacyjne. – Martom nas zabije, jak zobaczy rachunek…
-
Zajmę się tym – obiecał Max, całując ją lekko w usta. – A ty odpoczywaj i baw
się. I zbieraj siły, bo następna może być Grenlandia…
-
Też… - prychnęła i zagłębiła się w lekturze Forbes’a.