Ogród był piękny. Olga widziała to
wyraźnie, pomimo panującego już mroku. Mieszanka stylów wcale mu nie
zaszkodziła, wręcz przeciwnie, nadała swoistego uroku. Oprócz oczywiście drzew
i krzewów, pieczołowicie przystrzyżonych, składał się też z mnóstwa rabatek,
pergoli, miniaturowych fontann oraz kilku altanek. Poza tym był ogromny,
ciągnął się aż za horyzont i zdawał się nie mieć końca. Agentka zeszła z tarasu
i stanęła na trawie. Ruszyła przed siebie, byle dalej od rzęście oświetlonego
budynku, gwaru i tłumów gości, którzy zaczęli ją niesamowicie drażnić. Chciała
się gdzieś ukryć, żeby w spokoju uporać się z emocjami, którą ją opanowały. Trawa
była mokra, już po chwili poczuła, że jej buty przemokły, stopy zrobiły się
zimne, a obcasy zapadały w miękką ziemię. Ale miała to gdzieś. Szła uparcie do
przodu, aż zostawiła za plecami rezydencję Usmanowa wraz z jej gospodarzem. Aż
otoczyły ją ciemności, bo ogród był oświetlony tylko do pewnego momentu. A
potem pozostawał już tylko księżyc. Który tego dnia świecił całkiem
przyzwoicie. Może nie pełnią swoich możliwości, ale na tyle jasno, że widziała,
gdzie idzie i nie miała obaw, że wpadnie na jakąś ogrodową budowlę. Sądziła, że
tak daleko od budynku nikogo już nie spotka. Ale myliła się. W jednym z najdalszych
kątów, oparty o pień , stał mężczyzna. Olga poznała go bez wahania, chociaż nie
widziała jego twarzy, bo nie dość, że było ciemno, to jeszcze był odwrócony
tyłem. Zatrzymała się w pewnej odległości i skryta za drzewem, obserwowała go
uważnie. Podobał jej się. Działał na nią i seks z nim był naprawdę ekscytujący.
Ale oboje mieli swoje życie i nic tego nie było w stanie zmienić. To, że
istniała między nimi ta chemia, że iskrzyło, tak naprawdę nie miało żadnego
znaczenia. Należeli do innych światów, mieli inne priorytety i inne cele. Olga
wiedziała, że łączyć może ich tylko seks i czułe słówka wypowiadane w chwili
uniesienia. I to wszystko. Z tych niezbyt wesołych rozmyślań wyrwał Olgę jakiś
ruch zarejestrowany kątem oka oraz dość charakterystyczny dźwięk.
Zidentyfikowała go natychmiast. Odbezpieczana broń. Rozejrzała się dookoła, ale
nikogo nie dostrzegła. Hałas też się nie powtórzył, ale Olga wierzyła swojemu
słuchowi. I instynktowi, który teraz wrzeszczał, że coś się dzieje. Agentka
stała w cieniu, ukryta za drzewem, więc jeśli ktoś tutaj faktycznie był, to nie
mógł jej zobaczyć. Ale był na pewno i był w jakimś konkretnym celu. Przez głowę
kobiety przemknęło zapytanie, kto jest tym celem, ale nie zawracała sobie tym
dłużej głowy. Bez wahania zrzuciła buty i boso ruszyła ostrożnie w stronę wciąż
spokojnie stojącego Aleksandra. Miała nadzieję, że natknie się na strzelca.
Kryjąc się za licznymi w tej części ogrodu drzewkami i krzaczkami, podeszła
kawałek, ale po chwili okazało się, że nie ma czasu na podchody. Na plecach
mężczyzny wykwitła czerwona plamka celownika laserowego, więc Olga wystartowała
niczym wyrzucona z katapulty, dzielącą ich odległość przebyła dosłownie kilkoma
susami i wpadła na Saszę, zbijając go z nóg i powalając na ziemię. Zaskoczony
Darylev upadł na trawę z cichym okrzykiem, dosłownie ułamek sekundy powietrze
nad ich głowami przecięła kula, która ze świstem wbiła się w pień. Aleksander
wykonał błyskawiczny obrót, chwilę później Olga leżała na plecach szczelnie
przykryta ciałem mężczyzny. Bez problemu wyczuła twardy kształt na wysokości
jego żeber, wsunęła rękę pod marynarkę i wyszarpnęła z kabury pistolet. Po czym
wychyliła się nieco spod osłony, jaką jej zapewnił, odbezpieczyła broń i bez
zbędnego przymierzania wystrzeliła kilka naboi wprost w wyłaniającego się zza
wielkiego krzaka mężczyznę. Ten zatrzymał się w pół kroku, po czym z jękiem
osunął na kolana i zwalił twarzą wprost w mokrą trawę.
-
Jesteś cała? – zapytał Aleksander, nie zawracając sobie głowy martwym
napastnikiem.
-
Tak – odparła, nie zmieniając pozycji. – A ty? – chciała się upewnić, że nie na
darmo wylądowała w mokrej trawie.
-
Nic mi nie jest… Cholera jasna! – warknął, podnosząc się ostrożnie i
rozglądając dookoła. Nie dostrzegł nikogo, poza trupem, więc pomógł wstać Oldze
i przyjrzał się jej krytycznym okiem. – Podarłaś sobie rajstopy…
-
Co? – spojrzała na niego z roztargnieniem, bo uważnie lustrowała otoczenie. –
Czy ty masz źle w głowie? Prawie zginałeś, a ty mi mówisz coś o jakiś
rajstopach! Boję się pomyśleć jak to by się skończyło, gdybym się nie zjawiła!
Poza tym to pończochy, nie rajstopy… - zakończyła tyradę, którą przeprowadziła
na jednym oddechu. I popatrzyła na niego karcąco.
-
Pończochy? – wyglądało, że z całości trafiło do niego tylko to ostatnie zdanie.
– Lubię pończochy.
-
To weź jakieś sobie kup i załóż – prychnęła, na co Sasza roześmiał się cicho.
-
Lubię kobiety w pończochach – poprawił się, ale widząc jej spojrzenie,
spoważniał. – Nie denerwuj się. Nie mam pojęcia, o co tu chodzi, ani kto chce
się mnie pozbyć. To znaczy, mogę ci zrobić listę moich wrogów, ale za żadne
skarby świata nie wiem, dlaczego wybrał sobie akurat ten moment.
-
Masz dwie opcje – poprawiła sukienkę, usiłując przy okazji nieco oczyścić ją z
trawy. – Albo to Usmanow lub ktoś z jego przyjaciół – przyszedł jej do głowy
Martom, więc nieco skorygowała swoje przypuszczenia. – Albo ktoś, kto chce nie
tylko pozbyć się ciebie, ale też narobić kłopotów naszemu gospodarzowi.
-
Obie opcje są prawdopodobne – przyznał z namysłem, podchodząc do trupa. – Nie
znam go – przyjrzał mu się uważnie.
-
Widziałam go dzisiaj – Olga też podeszła bliżej. – To jeden z kelnerów –
trąciła martwego mężczyznę stopą, pokazując, że ma na sobie kelnerski uniform.
-
To nadal nic nie wyjaśnia – zwrócił jej uwagę.
-
Nadal nie – zgodziła się z nim. – Ale można go będzie sprawdzić – dodała.
-
Nie omieszkam tego zrobić – Aleksander nagle przyciągnął ją do siebie i zamknął
w uścisku. Wtuliła się niego bez wahania. – Dziękuję. Ale nie wtrącaj się,
dobrze? Sam się tym zajmę…
-
Czyżbym podrażniła twoje ego? – zakpiła. Roześmiał się.
-
Nie. Po prostu to nie twoja jurysdykcja…
-
Jakie mądre słowo – znów kpina. – Dobrze, dobrze – poddała się, widząc jego
spojrzenie. – Nie będę się wtrącać…
-
Już ci wierzę – prychnął.
-
POSTARAM się nie wtrącać… - poprawiła się z niewinną miną, na co mężczyzna
tylko przewrócił oczyma z rozbawieniem.
-
Co tu się dzieje? – nagle za ich plecami rozległ się stanowczy głos. Oboje, jak
na komendę, odwrócili się, żeby ujrzeć niewielką grupkę mężczyzn z gniewnymi
minami. Aleksander wypuścił Olgę z objęć, ale wciąż stali bardzo blisko siebie.
Zbyt blisko jak na gust Max’a, który też się tam znalazł. On, Usmanow, Martom i
dwóch ochroniarzy. Oczywiście z bronią.
-
Dobre pytanie – Sasza zachował stoicki spokój, przesunął się tylko minimalnie i
niemal niedostrzegalnie, żeby móc zasłonić Olgę w razie wybuchu strzelaniny. –
Ale raczej nie do mnie. Może ty mi wyjaśnisz, Michaił. Kto na mnie poluje u
ciebie w domu? – pytanie zawisło w powietrzu, bo Usmanow’a zatkało.
-
Sugerujesz, że wysłałem kogoś, żeby cię sprzątnął?! – ich gospodarz
poczerwieniał z tłumionej wściekłości.
-
Ja nic nie sugeruję – odpowiedział mu Darylev, wciąż spokojny. – Ja tylko
pytam…
-
Sukinsynu! Gdybym chciał cię zabić, już byś nie żył!! – wrzasnął, zaciskając
pięści. Olga dostrzegła w jego oczach znajomy błysk szaleństwa i odruchowo
sięgnęła po ukryty pod sukienką nóż. Schowała go w dłoni, którą luźno opuściła
wzdłuż ciała.
-
Śmiem wątpić – odparł mu uprzejmie Aleksander, na którym ten wybuch nie zrobił
najmniejszego wrażenia. A przynajmniej tak wyglądał. – Co nie zmienia faktu, że
ktoś chciał mnie zabić. A skoro nie byłeś to ty, oznacza, że ciebie też ktoś
bardzo nie lubi…
-
Kurwa, masz rację – Usmanow opanował się błyskawicznie. – Niech to szlag… Mam
nadzieję, że przyjmiesz moje najszczersze przeprosiny – dodał kurtuazyjnie. –
To nie powinno się zdarzyć…
-
Owszem, nie powinno – w głosie Saszy pojawił się lód. – Gdyby nie Olga,
leżałbym tutaj ja, a nie on – skinął broda w kierunku trupa. – Mam nadzieję, że
to wyjaśnisz i zajmiesz się tym.
-
Jak najbardziej – Usmanow nie skomentował wtrącenia o agentce. Nie obchodziło
go to. Za to i Max, i Martom gniewnie zmarszczyli brwi. Co nie umknęło uwadze
kobiety, która tylko mocnej zacisnęła dłoń na rękojeści noża. – Ja również mam
nadzieję, że ta sprawa szybko się wyjaśni. I że nie wpłynie na nasze interesy…
-
To się jeszcze zobaczy – Aleksander rzucił mu ponure spojrzenie.
-
Zajmijcie się tym – Michaił wydał to polecenie swoim ochroniarzom, po czym
odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Musiał się tym zająć, a im
szybciej to zrobi, tym lepiej. Poza tym, przyjęcie czekało na gospodarza, a on
nie mógł dłużej zaniedbywać swoich gości.
-
Wiesz, co robić – Martom poszedł w ślady Usmanowa, spoglądając wymownie na
Max’a i po chwili obaj mężczyźni zniknęli w mroku.
-
Skąd się tu wzięłaś? - Max zwrócił się do Olgi, zupełnie ignorując Aleksandra.
-
Poszłam na spacer – mruknęła wiedząc, że i tak jej nie uwierzy.
-
I co, mam ci wierzyć, że poszłaś na spacer i przez przypadek natknęłaś się na
zabójcę? – prychnął, zresztą zgodnie z jej przewidywaniami.
-
Owszem – warknęła, wyprowadzona z równowagi jego tonem. – Dokładnie tak było!
-
Nie kłam, Olga! – niemal wrzasnął, wyprowadzony z równowagi samą obecnością
Darylev’a.
-
Uspokój się, Doherty – Sasza postanowił się wtrącić, chociaż sądził, że to nie
najlepszy pomysł.
-
Stul pysk! – teraz Max już krzyczał. – Nikt cię o zdanie nie pytał! Mam ochotę
dokończyć to, czego nie zdążył ten facet – w ręku agenta pojawił się pistolet,
właściwie nie wiadomo skąd.
-
Po moim trupie, Max – Olga bez wahania wysunęła się na przód i zasłoniła
Aleksandra. – Schowaj to i przestań się wygłupiać – dodała stanowczo.
-
Olga… - Max wcale nie opuścił broni.
-
Schowaj to – powtórzyła zimno. – Nic nie będziesz dokańczał. I nie mam zamiaru
z niczego ci się tłumaczyć. Była umowa, pamiętasz? – przypomniała mu, na co Max
skrzywił się i schował pistolet.
-
Masz szczęście, Darylev – warknął. Wciąż był wściekły, ale już się opanował.
Olga przypomniała mu o tej, dość istotnej, kwestii. Ich umowa. Cholera. Teraz
nawet nie mógł zrobić jej awantury, chociaż bardzo chciał. Widząc, że żadne z
nich nie przejawia chęci, żeby wrócić na przyjęcie, zgrzytnął zębami i odszedł.
Olga odetchnęła z ulgą. Najmniejsze na co miała ochotę, to kolejna scena
zazdrości w wykonaniu Max’a albo jakaś bójka, nie daj Boże.
-
O jakiej umowie on mówił? – Aleksander odwrócił się do Olgi i popatrzył na nią
uważnie. Nie zmieszała, nie odwróciła wzroku ani nic z tych rzeczy. Patrzyła
spokojnie, tylko jakby z lekką rezygnacją.
-
On ma swoje sprawy, a ja swoje – wyjaśniła pokrótce, bo wiedziała, że mężczyzna
nie ustąpi. – I żadne z nas się nie wtrąca…
-
Nie wierzę – jęknął. – Dałaś mu wolną rękę, żeby dalej cię zdradzał??
-
Po prostu nie chcę o niczym wiedzieć…
-
Jesteś nienormalna!
-
Czyżby? – syknęła, urażona. – A ja to niby co robię?? Dokładnie to samo!
-
Kurwa mać – odpowiedział na to i znów ja przytulił. – Masz rację. Masz cholerną
rację! Masz wyrzuty sumienia? – zapytał nagle. Olga znieruchomiała.
-
Nie zastanawiam się nad tym – mruknęła. Nie kłamała. Nie myślała o tym. A już
na pewno nie w tej chwili, kiedy miała Saszę tak blisko i czuła jego zapach. I
ciepło. – Po co?
-
Nie wiem – odpowiedział, szczerze. – Mam wrażenie, że jeszcze tak do końca nie
pozbyłaś się skrupułów…
-
Nie masz na myśli tylko naszej… przyjaźni, prawda?
-
Nie…
-
Jeszcze nie – westchnęła. – Ale jestem coraz bliżej.
-
Oby nigdy to nie nastąpiło – wyraził życzenie, ale żadne z nich nie wiedziało
wtedy, jak bardzo to było nierealne. I jak blisko było do chwili, kiedy to
nastąpi.
Osz kurka! Ktoś próbował zabić Saszę! Ciekawa jestem kto to taki. Max nie ma prawa być zazdrosny skoro sam zaczął. Dobrze mu Olga przypomniała. Już się boję tego momentu kiedy Olga stanie się sukowata. To nie będzie miłe. Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuń