Olga nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Owszem, ostatnio było miedzy nimi inaczej. No dobra, było źle… Ale to nie był
powód, żeby przelecieć sekretarkę ich szefa!! Bo dokładnie to robił w tej
chwili Max. Pieprzył Jacqueline, francuską sekretarkę ich francuskiego szefa. A
ta zdzira opierała się o biurko, wypinała w jego stronę swój blady, kościsty,
francuski tyłek i jęczała z tym cholernym francuskim akcentem „Tak, Max!
Jeszcze, Max! Nie przestawaj, Max!” Olga w pierwszej chwili chciała tam wpaść,
złapać ją za te tlenione blond kudły i wywlec zza tego biurka. A potem rzucić o
ścianę i dołożyć kilka kopnięć w dowolne części ciała. Podobnie chciała zrobić
Maxowi, z tym że akurat w jego przypadku ograniczyłaby się tylko do jednego
anatomicznego szczegółu. Krocza. Urwałaby mu jaja i powiesiła na klamce! W
dodatku oboje byli tak zajęci sobą, ona jęczeniem i wypinaniem się, a on
dogadzaniem jej, że w ogóle nie zwrócili uwagi, że ktoś uchylił drzwi i na nich
patrzy. Chociaż w zasadzie Olga była przekonana, że Max wyczuł, że ktoś patrzy.
Ale miał to gdzieś. Agentka zacisnęła pięści i zagryzła wargi. Po pierwszym
szoku, kiedy już czerwona plama przestała zasłaniać jej wzrok, opanowała się.
Powoli stawała się mistrzynią w ukrywaniu własnych uczuć. Czuła, że nie ma
sensu im przerywać, że Max i tak znajdzie milion wymówek, żeby udowodnić jej,
że nie mógł postąpić inaczej i zrobił to wszystko tylko i wyłącznie dla dobra
misji. Misji, akurat. Olga zastanowiła się, ile było już takich misji, kiedy
znikał, niby w ważnych sprawach, a tak naprawdę szedł na podryw. Ostatnio,
pewnie dużo. Bo źle się działo już od pewnego czasu i ona nie umiała temu
zaradzić. Nawet ta namiętność zniknęła, która zawsze im towarzyszyła. Oldze
bardzo jej brakowało, chyba uzależniła się od tego ich ostrego, nieskrępowanego
seksu, od aluzji, spojrzeń i dotknięć. Czuła, że są bardzo bliscy końca. A
teraz miała tego dowód czarno na białym. Najgorsze, że wciąż go kochała i wciąż
potrzebowała. Pomimo tego, co jej robił, co zrobił i kim przez niego się stała.
Kobieta poczuła łzy pod powiekami. Nie powinna się tak rozklejać, to nie było w
jej stylu. Była twarda, czyż nie? Do jej uszu doszły znajome dźwięki
świadczące, że jej małżonek zaraz skończy swoje popisy. Olga zgrzytnęła zębami,
ostrożnie zamknęła uchylone drzwi i powoli wycofała się korytarzem. Dywanowa
wykładzina tłumiła jej kroki, więc nie bała się, że ktoś usłyszy jak idzie.
Szybkim gestem otarła pojedyncze łzy z policzków i weszła na klatkę schodową.
Nie chciała czekać na windę ryzykując, że rozbawieni kochankowie ją zobaczą. Jak
stoi i użala się nad sobą i swoim małżeństwem. Teraz wcale nie była taka pewna,
czy nadal chce je kontynuować. Zbiegła schodami piętro niżej, o mało nie łamiąc
obcasów na zakręcie. Weszła na korytarz, gdzie mieściło się podręczne archiwum
i ruszyła w stronę kolejnych schodów. Budynek był tak skonstruowany, że miał
dwie klatki schodowe. Przeciwpożarowa znajdowała się na jego północnej ścianie
i prowadziła od samej góry po sam dół. Natomiast wewnętrzna łączyła
poszczególne piętra kawałkami, nie tworzyła całości, przez to chcąc iść tylko
schodami należało przechodzić również przez poszczególne piętra. Było to
niekiedy uciążliwe, ale dzięki temu można było chociaż wizualnie poznać
pracowników korporacji. Olga więc, żeby wrócić do swojego biura, musiała teraz przejść
kilka pięter. Szła szybko przez opustoszały korytarz mijając równie puste
pokoje. Akurat na tym piętrze nie było ich dużo, raptem kilka dla archiwistów,
których zadaniem było pilnowanie porządku w firmowym archiwum, układanie
dostarczanych dokumentów oraz odnajdywanie potrzebnych teczek, jeśli pojawiła
się taka potrzeba. Pomimo postępu i nowinek technicznych mnóstwo rzeczy było
jednak drukowane, jak choćby różnego rodzaju raporty, potwierdzenia transakcji,
czy umowy z klientami. Wiadomo, że najważniejsze projekty gromadzono w
specjalnie zabezpieczonych pomieszczeniach, odpowiednio w wersjach papierowej i
elektronicznej, ale codzienne dokumenty spoczywały po prostu na wielkich
regałach. Mimo, że była wściekła jak rzadko, nie straciła czujności. Co prawda,
nie spodziewała się tutaj nikogo o tej godzinie, ale ciche skrzypnięcie drzwi
zatrzymało ją w pół kroku. Z pomieszczenia kawałek dalej ostrożnie wyszedł
jakiś facet w uniformie sprzątacza i, widząc stojącą kobietę, też się
zatrzymał. Przez ułamek sekundy patrzyli na siebie w niemym zaskoczeniu, po
czym mężczyzna płynnym ruchem wyciągnął zza pazuchy pistolet i strzelił do
niej. A Olga, równie płynnym ruchem, rzuciła się pięknym szczupakiem na
podłogę. Kula świsnęła tuż obok niej, zrobiła dziurę w gipsowej ścianie i
poleciała dalej. Agentka przetoczyła się po posadzce i kuląc się pod ostrzałem,
ruszyła biegiem w stronę najbliższych drzwi. Otworzyła je i z impetem wpadła do
pomieszczenia, które okazało się łazienką. Poślizgnęła się na płytkach, bo
obcasy jej czółenek rozjechały się w dwie różne strony, wylądowała na tyłku,
uderzając jednocześnie plecami o ścianę. Zaklęła wściekle, że nie zabrała ze
sobą żadnej broni, nawet noża, poderwała się na równe nogi i z trudem utrzymując
równowagę, złorzecząc pod nosem, jednym susem wskoczyła do najbliższej kabiny,
zamykając za sobą drzwi i przekręcając zasuwkę. Wiedziała, że to i tak faceta
nie powstrzyma, ale może przynajmniej spowolni i ona zdąży coś wymyślić. Klęła
również na Maxa, którego nie było przy niej w momencie, kiedy był jej
najbardziej potrzebny. Usiadła na sedesie i zaczęła nasłuchiwać. Już po chwili
drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a ciężkie buciory zadudniły na
podłodze. Olga skuliła się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe,
podkurczając nogi. Sekundę później pomieszczenie przeszyły pierwsze strzały,
robiąc dziury w drewnianych ściankach poszczególnych kabin. Olga otoczyła głowę
ramionami, kuląc się najmocniej jak tylko mogła. Niewiele to pomogło, zabłąkana
kula zrykoszetowała, przeszyła jej ramię i niemal zwaliła na podłogę. Kobieta z
trudem powstrzymała okrzyk bólu, niemrawe jęknięcie zapewne nie było słyszalne.
Ramię bolało ją jak cholera, z trudem skupiła się na odgłosach dochodzących zza
podziurawionych drzwi. Napastnik najwyraźniej stał tuż przed jej kabiną i
właśnie zmieniał magazynek. Olga poczuła, że to szansa, która już się nie
powtórzy. Odsunęła zasuwkę, zaparła się, nie zważając na ból ręki, po czym
wykonała gwałtowny wykop wprost w drzwi. Które otworzyły się równie gwałtownie,
trafiając faceta wprost w ramię i głowę. Zaskoczony napastnik poleciał do tyłu,
wypuszczając z ręki broń. A Olga wyprysnęła z kabiny niczym wyrzucona z
katapulty, długim ślizgiem na kolanach przejechała po posadzce i pierwsza
dorwała upuszczony pistolet. Facet otrząsnąwszy się z zaskoczenia, rzucił się
na nią, złapał ją za nogę i silnym chwytem przytrzymał, ale agentka odwróciła
się lekko i nacisnęła spust, trafiając go wprost w ramię. Nie chciała go
zabijać, musiał być żywy, żeby doprowadzić ich do swoich zleceniodawców.
Postrzał w ramię był więc jak najbardziej dopuszczalny. Mężczyzna krzyknął
krótko, puścił ją i złapał się za ranę, a Olga poderwała się na nogi,
doskoczyła do niego i jednym silnym uderzeniem w skroń posłała w niebyt. Wyszła
na korytarz, szybko znalazła kantorek konserwatorów, zabrała z niego kilka
plastikowych opasek i wróciła do powalonego napastnika. Wciąż odczuwała
wściekłość, teraz już graniczącą z furią, co sprawiało, że nie dość, że nie
czuła bólu, to jeszcze dysponowała jakąś nadludzką siłą. Bez problemów
przewróciła gościa na brzuch, związała mu ręce i nogi, po czym wyszła,
starannie zamykając za sobą drzwi.
Winda czekała na piętrze, zablokowana,
więc agentka wcisnęła odpowiedni guzik i chwilę później znalazła się na
piętrze, gdzie mieścił się gabinet Maxa. Wparowała do środka bez pukania,
powodując lekki popłoch na twarzy pięknej Jacqueline. Na Maxa nie, on dalej
siedział w swoim fotelu, bez marynarki i w rozchełstanej koszuli.
-
Skończyłeś się już zabawiać?? – zapytała Olga zimnym, ostrym głosem, stając
przed jego biurkiem. Jej wygląd wzbudził w nim niemałe zaskoczenie, była
brudna, rozczochrana i zakrwawiona. – To rusz dupę i chodź! – rozkazała,
odwracając się i wychodząc na korytarz. Doherty, nie zwracając uwagi na swoją
kochankę, poderwał się i błyskawicznie znalazł przy swojej partnerce.
-
Olga, co się stało?? – zatrzymał ją gwałtownie, łapiąc za ramię. Akurat za
zranione, więc syknęła z bólu i wyrwała się szybko.
-
Chyba znalazłam naszego podejrzanego – mruknęła, idąc szybkim krokiem w
kierunku windy.
-
Jesteś ranna – stwierdził, kiedy kabina ruszyła.
-
Jestem – wzruszyła ramionami. – Obchodzi cię to?
-
Oczywiście – warknął, wytrącony z równowagi jej zachowaniem. Czuł bijącą od
niej wściekłość wymieszaną z urazą. – Dlaczego sądzisz, że mogłoby być inaczej?
-
Może dlatego, że… - Olga urwała i rzuciła mu gniewne spojrzenie. – Nieważne, to
nie jest temat na teraz. Facet był w archiwum, zaczął do mnie strzelać. Ostatni
raz idę gdziekolwiek bez broni!
-
Dobrze – Max nieuważnie skinął głową. Intensywnie myślał, co dalej. – Gdzie on
teraz jest? Żyje w ogóle?
-
Oczywiście, że żyje – odparła z urazą. – Nie zabiłabym naszego jedynego
świadka. Jest w damskim kiblu, ogłuszyłam go i związałam.
-
Dzielna dziewczynka – Max cmoknął ją w czoło, ale Olga odsunęła się stanowczo,
jakby ze wstrętem. Doherty w jednej chwili zrozumiał czego była świadkiem, w
końcu znał ją już na tyle długo, żeby poznać jej reakcje. Poczuł, że nie będzie
łatwo ją udobruchać. O ile w ogóle mu się to uda. Stłumił westchnienie i
wysiadł z windy, która zatrzymała się na odpowiednim piętrze.
Facet faktycznie leżał na posadzce w
damskiej łazience. I powoli zaczynał odzyskiwać przytomność. Max pochylił się
nad nim i przyjrzał mu się uważnie. Rzeczywiście, żył, a postrzał nie był na
tyle groźny, żeby się nim przejmować. Olga stała obok i zniecierpliwiona tupała
obcasem o podłogę.
-
Zadzwoń do Pierre’a – polecił swojej partnerce, widząc jej zniecierpliwienie. –
Niech tu przyjedzie jak najszybciej… - Olga skinęła głową i wyszła, żeby
wykonać telefon. Pierre Arnaud był ich francuskim szefem i jednocześnie szefem
tego oddziału Net-Com’u. Olga już dawno odkryła, że Net-Com tworzy programy
szpiegujące, zarówno wojskowe, jak i cywilne, co było bardzo skrzętnie
ukrywane, bo oficjalnie byli tylko filią amerykańskiej firmy informatycznej.
Dlatego agenci dostali wolną rękę i pełną swobodę działań. Dlatego firma była
tak cenna, bo te programy były cholernie dobre. Dlatego trzeba było znaleźć
szpiega szybko i po cichu, bo nie mogli przecież prowadzić takiej działalności
na terenie innych krajów. Nie mogli przecież tworzyć i instalować programów
szpiegujących w rządowych budynkach nie należących do Stanów Zjednoczonych. W
jakichkolwiek budynkach nie należących do Stanów Zjednoczonych. To było
absolutnie niedopuszczalne i nielegalne.
Pierre przyjechał dziesięć minut później,
najwyraźniej był gdzieś w pobliżu. Na widok leżącego sprzątacza zaklął, bardzo
głośno i bardzo sugestywnie, co bardzo nie pasowało do jego wizerunku
dystyngowanego Francuza.
-
Dla kogo pracuje? – zapytał, kiedy już przestał wyrzucać z siebie słowa
powszechnie uważane za niecenzuralne.
-
Jeszcze nie wiemy – odpowiedział mu Max. – Ale dowiemy się, bez obaw.
-
Jak?
-
Pierre, lepiej żebyś nie wiedział – wtrąciła spokojnie Olga. Ten spokój był
pozorny i Max to doskonale widział. Arnaud spojrzał na kobietę z namysłem.
-
Mam się nie interesować…
-
Mamy swoje metody… - wyjaśniła, nieco pokrętnie.
-
Nielegalne metody – prychnął.
-
Pierre, jeśli chciałeś legalnych metod, trzeba było iść na policję – warknęła
agentka.
-
Masz rację – westchnął mężczyzna. – Nie wiem, po co w ogóle o to pytam.
Działajcie. Chcę wiedzieć, kim jest ten facet i dla kogo pracuje. Będę czekał
na wieści u siebie w gabinecie… - z tymi słowami wyszedł. Olga i Max spojrzeli
na siebie, jednocześnie unosząc brwi w lekkim zaskoczeniu. W końcu agent
wzruszył ramionami i podźwignął przytomnego już więźnia na nogi. Chwilę
wcześniej, profilaktycznie, zakneblowali go, żeby nie wrzeszczał. Kilka minut
później Max wepchnął pojmanego mężczyznę do niewielkiego pomieszczenia w
piwnicy budynku. Było specjalnie wygłuszone i znajdowało się w miejscu, gdzie
nikt się nie zapuszczał. Usadził go na krześle i stanął tuż przed nim,
przypatrując mu się zmrużonymi oczyma. Olga usiadła sobie w kąciku, na niskim
stołku i opierając się o ścianę, zamknęła oczy. Adrenalina opuściła już jej
krwioobieg i kobieta zaczynała odczuwać nie tylko zmęczenie, ale również skutki
postrzału. Dlatego inicjatywę oddała Maxowi i miała gdzieś, jak to wykorzysta.
A Doherty, po szybkim opatrzeniu jej, bez ociągania przystąpił do swojego
ulubionego zajęcia. Nie miał ze sobą swojej walizeczki ze wspomagaczami pamięci
i mówienia, ale i tak miał swoje metody.