18 września 2015

Rozdział 46

Olga nie mogła uwierzyć własnym oczom. Owszem, ostatnio było miedzy nimi inaczej. No dobra, było źle… Ale to nie był powód, żeby przelecieć sekretarkę ich szefa!! Bo dokładnie to robił w tej chwili Max. Pieprzył Jacqueline, francuską sekretarkę ich francuskiego szefa. A ta zdzira opierała się o biurko, wypinała w jego stronę swój blady, kościsty, francuski tyłek i jęczała z tym cholernym francuskim akcentem „Tak, Max! Jeszcze, Max! Nie przestawaj, Max!” Olga w pierwszej chwili chciała tam wpaść, złapać ją za te tlenione blond kudły i wywlec zza tego biurka. A potem rzucić o ścianę i dołożyć kilka kopnięć w dowolne części ciała. Podobnie chciała zrobić Maxowi, z tym że akurat w jego przypadku ograniczyłaby się tylko do jednego anatomicznego szczegółu. Krocza. Urwałaby mu jaja i powiesiła na klamce! W dodatku oboje byli tak zajęci sobą, ona jęczeniem i wypinaniem się, a on dogadzaniem jej, że w ogóle nie zwrócili uwagi, że ktoś uchylił drzwi i na nich patrzy. Chociaż w zasadzie Olga była przekonana, że Max wyczuł, że ktoś patrzy. Ale miał to gdzieś. Agentka zacisnęła pięści i zagryzła wargi. Po pierwszym szoku, kiedy już czerwona plama przestała zasłaniać jej wzrok, opanowała się. Powoli stawała się mistrzynią w ukrywaniu własnych uczuć. Czuła, że nie ma sensu im przerywać, że Max i tak znajdzie milion wymówek, żeby udowodnić jej, że nie mógł postąpić inaczej i zrobił to wszystko tylko i wyłącznie dla dobra misji. Misji, akurat. Olga zastanowiła się, ile było już takich misji, kiedy znikał, niby w ważnych sprawach, a tak naprawdę szedł na podryw. Ostatnio, pewnie dużo. Bo źle się działo już od pewnego czasu i ona nie umiała temu zaradzić. Nawet ta namiętność zniknęła, która zawsze im towarzyszyła. Oldze bardzo jej brakowało, chyba uzależniła się od tego ich ostrego, nieskrępowanego seksu, od aluzji, spojrzeń i dotknięć. Czuła, że są bardzo bliscy końca. A teraz miała tego dowód czarno na białym. Najgorsze, że wciąż go kochała i wciąż potrzebowała. Pomimo tego, co jej robił, co zrobił i kim przez niego się stała. Kobieta poczuła łzy pod powiekami. Nie powinna się tak rozklejać, to nie było w jej stylu. Była twarda, czyż nie? Do jej uszu doszły znajome dźwięki świadczące, że jej małżonek zaraz skończy swoje popisy. Olga zgrzytnęła zębami, ostrożnie zamknęła uchylone drzwi i powoli wycofała się korytarzem. Dywanowa wykładzina tłumiła jej kroki, więc nie bała się, że ktoś usłyszy jak idzie. Szybkim gestem otarła pojedyncze łzy z policzków i weszła na klatkę schodową. Nie chciała czekać na windę ryzykując, że rozbawieni kochankowie ją zobaczą. Jak stoi i użala się nad sobą i swoim małżeństwem. Teraz wcale nie była taka pewna, czy nadal chce je kontynuować. Zbiegła schodami piętro niżej, o mało nie łamiąc obcasów na zakręcie. Weszła na korytarz, gdzie mieściło się podręczne archiwum i ruszyła w stronę kolejnych schodów. Budynek był tak skonstruowany, że miał dwie klatki schodowe. Przeciwpożarowa znajdowała się na jego północnej ścianie i prowadziła od samej góry po sam dół. Natomiast wewnętrzna łączyła poszczególne piętra kawałkami, nie tworzyła całości, przez to chcąc iść tylko schodami należało przechodzić również przez poszczególne piętra. Było to niekiedy uciążliwe, ale dzięki temu można było chociaż wizualnie poznać pracowników korporacji. Olga więc, żeby wrócić do swojego biura, musiała teraz przejść kilka pięter. Szła szybko przez opustoszały korytarz mijając równie puste pokoje. Akurat na tym piętrze nie było ich dużo, raptem kilka dla archiwistów, których zadaniem było pilnowanie porządku w firmowym archiwum, układanie dostarczanych dokumentów oraz odnajdywanie potrzebnych teczek, jeśli pojawiła się taka potrzeba. Pomimo postępu i nowinek technicznych mnóstwo rzeczy było jednak drukowane, jak choćby różnego rodzaju raporty, potwierdzenia transakcji, czy umowy z klientami. Wiadomo, że najważniejsze projekty gromadzono w specjalnie zabezpieczonych pomieszczeniach, odpowiednio w wersjach papierowej i elektronicznej, ale codzienne dokumenty spoczywały po prostu na wielkich regałach. Mimo, że była wściekła jak rzadko, nie straciła czujności. Co prawda, nie spodziewała się tutaj nikogo o tej godzinie, ale ciche skrzypnięcie drzwi zatrzymało ją w pół kroku. Z pomieszczenia kawałek dalej ostrożnie wyszedł jakiś facet w uniformie sprzątacza i, widząc stojącą kobietę, też się zatrzymał. Przez ułamek sekundy patrzyli na siebie w niemym zaskoczeniu, po czym mężczyzna płynnym ruchem wyciągnął zza pazuchy pistolet i strzelił do niej. A Olga, równie płynnym ruchem, rzuciła się pięknym szczupakiem na podłogę. Kula świsnęła tuż obok niej, zrobiła dziurę w gipsowej ścianie i poleciała dalej. Agentka przetoczyła się po posadzce i kuląc się pod ostrzałem, ruszyła biegiem w stronę najbliższych drzwi. Otworzyła je i z impetem wpadła do pomieszczenia, które okazało się łazienką. Poślizgnęła się na płytkach, bo obcasy jej czółenek rozjechały się w dwie różne strony, wylądowała na tyłku, uderzając jednocześnie plecami o ścianę. Zaklęła wściekle, że nie zabrała ze sobą żadnej broni, nawet noża, poderwała się na równe nogi i z trudem utrzymując równowagę, złorzecząc pod nosem, jednym susem wskoczyła do najbliższej kabiny, zamykając za sobą drzwi i przekręcając zasuwkę. Wiedziała, że to i tak faceta nie powstrzyma, ale może przynajmniej spowolni i ona zdąży coś wymyślić. Klęła również na Maxa, którego nie było przy niej w momencie, kiedy był jej najbardziej potrzebny. Usiadła na sedesie i zaczęła nasłuchiwać. Już po chwili drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a ciężkie buciory zadudniły na podłodze. Olga skuliła się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe, podkurczając nogi. Sekundę później pomieszczenie przeszyły pierwsze strzały, robiąc dziury w drewnianych ściankach poszczególnych kabin. Olga otoczyła głowę ramionami, kuląc się najmocniej jak tylko mogła. Niewiele to pomogło, zabłąkana kula zrykoszetowała, przeszyła jej ramię i niemal zwaliła na podłogę. Kobieta z trudem powstrzymała okrzyk bólu, niemrawe jęknięcie zapewne nie było słyszalne. Ramię bolało ją jak cholera, z trudem skupiła się na odgłosach dochodzących zza podziurawionych drzwi. Napastnik najwyraźniej stał tuż przed jej kabiną i właśnie zmieniał magazynek. Olga poczuła, że to szansa, która już się nie powtórzy. Odsunęła zasuwkę, zaparła się, nie zważając na ból ręki, po czym wykonała gwałtowny wykop wprost w drzwi. Które otworzyły się równie gwałtownie, trafiając faceta wprost w ramię i głowę. Zaskoczony napastnik poleciał do tyłu, wypuszczając z ręki broń. A Olga wyprysnęła z kabiny niczym wyrzucona z katapulty, długim ślizgiem na kolanach przejechała po posadzce i pierwsza dorwała upuszczony pistolet. Facet otrząsnąwszy się z zaskoczenia, rzucił się na nią, złapał ją za nogę i silnym chwytem przytrzymał, ale agentka odwróciła się lekko i nacisnęła spust, trafiając go wprost w ramię. Nie chciała go zabijać, musiał być żywy, żeby doprowadzić ich do swoich zleceniodawców. Postrzał w ramię był więc jak najbardziej dopuszczalny. Mężczyzna krzyknął krótko, puścił ją i złapał się za ranę, a Olga poderwała się na nogi, doskoczyła do niego i jednym silnym uderzeniem w skroń posłała w niebyt. Wyszła na korytarz, szybko znalazła kantorek konserwatorów, zabrała z niego kilka plastikowych opasek i wróciła do powalonego napastnika. Wciąż odczuwała wściekłość, teraz już graniczącą z furią, co sprawiało, że nie dość, że nie czuła bólu, to jeszcze dysponowała jakąś nadludzką siłą. Bez problemów przewróciła gościa na brzuch, związała mu ręce i nogi, po czym wyszła, starannie zamykając za sobą drzwi.

Winda czekała na piętrze, zablokowana, więc agentka wcisnęła odpowiedni guzik i chwilę później znalazła się na piętrze, gdzie mieścił się gabinet Maxa. Wparowała do środka bez pukania, powodując lekki popłoch na twarzy pięknej Jacqueline. Na Maxa nie, on dalej siedział w swoim fotelu, bez marynarki i w rozchełstanej koszuli.
- Skończyłeś się już zabawiać?? – zapytała Olga zimnym, ostrym głosem, stając przed jego biurkiem. Jej wygląd wzbudził w nim niemałe zaskoczenie, była brudna, rozczochrana i zakrwawiona. – To rusz dupę i chodź! – rozkazała, odwracając się i wychodząc na korytarz. Doherty, nie zwracając uwagi na swoją kochankę, poderwał się i błyskawicznie znalazł przy swojej partnerce.
- Olga, co się stało?? – zatrzymał ją gwałtownie, łapiąc za ramię. Akurat za zranione, więc syknęła z bólu i wyrwała się szybko.
- Chyba znalazłam naszego podejrzanego – mruknęła, idąc szybkim krokiem w kierunku windy.
- Jesteś ranna – stwierdził, kiedy kabina ruszyła.
- Jestem – wzruszyła ramionami. – Obchodzi cię to?
- Oczywiście – warknął, wytrącony z równowagi jej zachowaniem. Czuł bijącą od niej wściekłość wymieszaną z urazą. – Dlaczego sądzisz, że mogłoby być inaczej?
- Może dlatego, że… - Olga urwała i rzuciła mu gniewne spojrzenie. – Nieważne, to nie jest temat na teraz. Facet był w archiwum, zaczął do mnie strzelać. Ostatni raz idę gdziekolwiek bez broni!
- Dobrze – Max nieuważnie skinął głową. Intensywnie myślał, co dalej. – Gdzie on teraz jest? Żyje w ogóle?
- Oczywiście, że żyje – odparła z urazą. – Nie zabiłabym naszego jedynego świadka. Jest w damskim kiblu, ogłuszyłam go i związałam.
- Dzielna dziewczynka – Max cmoknął ją w czoło, ale Olga odsunęła się stanowczo, jakby ze wstrętem. Doherty w jednej chwili zrozumiał czego była świadkiem, w końcu znał ją już na tyle długo, żeby poznać jej reakcje. Poczuł, że nie będzie łatwo ją udobruchać. O ile w ogóle mu się to uda. Stłumił westchnienie i wysiadł z windy, która zatrzymała się na odpowiednim piętrze.

            Facet faktycznie leżał na posadzce w damskiej łazience. I powoli zaczynał odzyskiwać przytomność. Max pochylił się nad nim i przyjrzał mu się uważnie. Rzeczywiście, żył, a postrzał nie był na tyle groźny, żeby się nim przejmować. Olga stała obok i zniecierpliwiona tupała obcasem o podłogę.
- Zadzwoń do Pierre’a – polecił swojej partnerce, widząc jej zniecierpliwienie. – Niech tu przyjedzie jak najszybciej… - Olga skinęła głową i wyszła, żeby wykonać telefon. Pierre Arnaud był ich francuskim szefem i jednocześnie szefem tego oddziału Net-Com’u. Olga już dawno odkryła, że Net-Com tworzy programy szpiegujące, zarówno wojskowe, jak i cywilne, co było bardzo skrzętnie ukrywane, bo oficjalnie byli tylko filią amerykańskiej firmy informatycznej. Dlatego agenci dostali wolną rękę i pełną swobodę działań. Dlatego firma była tak cenna, bo te programy były cholernie dobre. Dlatego trzeba było znaleźć szpiega szybko i po cichu, bo nie mogli przecież prowadzić takiej działalności na terenie innych krajów. Nie mogli przecież tworzyć i instalować programów szpiegujących w rządowych budynkach nie należących do Stanów Zjednoczonych. W jakichkolwiek budynkach nie należących do Stanów Zjednoczonych. To było absolutnie niedopuszczalne i nielegalne.

Pierre przyjechał dziesięć minut później, najwyraźniej był gdzieś w pobliżu. Na widok leżącego sprzątacza zaklął, bardzo głośno i bardzo sugestywnie, co bardzo nie pasowało do jego wizerunku dystyngowanego Francuza.
- Dla kogo pracuje? – zapytał, kiedy już przestał wyrzucać z siebie słowa powszechnie uważane za niecenzuralne.
- Jeszcze nie wiemy – odpowiedział mu Max. – Ale dowiemy się, bez obaw.
- Jak?
- Pierre, lepiej żebyś nie wiedział – wtrąciła spokojnie Olga. Ten spokój był pozorny i Max to doskonale widział. Arnaud spojrzał na kobietę z namysłem.
- Mam się nie interesować…
- Mamy swoje metody… - wyjaśniła, nieco pokrętnie.
- Nielegalne metody – prychnął.
- Pierre, jeśli chciałeś legalnych metod, trzeba było iść na policję – warknęła agentka.
- Masz rację – westchnął mężczyzna. – Nie wiem, po co w ogóle o to pytam. Działajcie. Chcę wiedzieć, kim jest ten facet i dla kogo pracuje. Będę czekał na wieści u siebie w gabinecie… - z tymi słowami wyszedł. Olga i Max spojrzeli na siebie, jednocześnie unosząc brwi w lekkim zaskoczeniu. W końcu agent wzruszył ramionami i podźwignął przytomnego już więźnia na nogi. Chwilę wcześniej, profilaktycznie, zakneblowali go, żeby nie wrzeszczał. Kilka minut później Max wepchnął pojmanego mężczyznę do niewielkiego pomieszczenia w piwnicy budynku. Było specjalnie wygłuszone i znajdowało się w miejscu, gdzie nikt się nie zapuszczał. Usadził go na krześle i stanął tuż przed nim, przypatrując mu się zmrużonymi oczyma. Olga usiadła sobie w kąciku, na niskim stołku i opierając się o ścianę, zamknęła oczy. Adrenalina opuściła już jej krwioobieg i kobieta zaczynała odczuwać nie tylko zmęczenie, ale również skutki postrzału. Dlatego inicjatywę oddała Maxowi i miała gdzieś, jak to wykorzysta. A Doherty, po szybkim opatrzeniu jej, bez ociągania przystąpił do swojego ulubionego zajęcia. Nie miał ze sobą swojej walizeczki ze wspomagaczami pamięci i mówienia, ale i tak miał swoje metody.

3 komentarze:

  1. pierwszy z zawodów Olgi jakich dostarczył jej Max.
    Max to paskudna świnia, zdradzać Olgę jak można nie rozumiem Maxa.
    czekam na ciąg dalszy
    pozdrawiam i życzę dużo weny
    Anita

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje, że Olga nie przebaczy Maxowi. To gnida i śmieć i tylko jedno mu się należy -kula! A wcześniej kastracja! Kretyn zostawił partnerkę bez wsparcia. Tak się nie robi po prostu. Zachowuje się jak zoltodziob! Współczuję Oldze :-/ czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieje, że Olga nie przebaczy Maxowi. To gnida i śmieć i tylko jedno mu się należy -kula! A wcześniej kastracja! Kretyn zostawił partnerkę bez wsparcia. Tak się nie robi po prostu. Zachowuje się jak zoltodziob! Współczuję Oldze :-/ czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :-)

    OdpowiedzUsuń