10 września 2015

Rozdział 45

Pierwsze kilka dni minęło agentom na bardzo prozaicznych czynnościach, jak chociażby ogarnianie mieszkania, gdzie zostali zakwaterowani. Oboje doszli do wniosku, że skoro mają tu mieszkać, w sumie nie wiadomo jak długo, to niech to wszystko ma ręce i nogi. Co prawda, liczyli się z tym, że większość czasu i tak będą w rozjazdach, bo znając Martom’a zarzuci ich pracą, czyli zadaniami do wykonania i ludźmi do odstrzelenia. Ale mimo wszystko, chcieli mieć do czego wracać.
A potem przyszły kolejne zadanie. Kolejne misje, ciężkie i łatwe, szybkie i długie. Berlin, Madryt, Kopenhaga, Amsterdam, Praga... W sumie to mało było miast, których nie odwiedzili, chociaż na chwilę. Czasami misja wymagała większego zaangażowania, obserwacji, czy pracy pod przykryciem. Czasami tylko załatwienia i szybkiego zniknięcia. Zawsze mogli liczyć na niewielkie wsparcie miejscowych agentów terenowych. Ale zazwyczaj radzili sobie sami, nie wchodząc sobie w drogę. Głównie ze względu na bezpieczeństwo. Im mniej ludzi o nich wiedziało, tym pewniejsze były kolejne misje. Dyskrecja to podstawa, chociaż plotka i tak robi swoje. Ale nie zawracali sobie głowy pogłoskami, które gdzieś tam krążyły. Robili swoje i już.

Ukrywanie się przed agentami wszelkiej maści, ludźmi, którzy z jakiś powodów (prawdziwych, bądź nie) dybali na ich życie, weszła im na tyle w krew, że mogli być pewni swojej kryjówki. Musieli mieć bezpieczną przystań, gdzie chociaż przez chwilę mogli odetchnąć i skryć się przed całym światem. Kiedy nie byli na misji, po prostu odpoczywali. To znaczy Olga odpoczywała, a Max’a nosiło. Owszem, spędzał jakiś czas w ich mieszkaniu, ale głównie gdzieś jeździł. Gdzie, Olga nie wiedziała, bo nawet jeśli pytała, to i tak nigdy jej tego nie powiedział. Zbywał ją półsłówkami, mętnymi wyjaśnieniami albo po prostu pomijał milczeniem jej pytania. Agentka nie czuła się z tym dobrze, czuła, że coś jest nie tak. Nawet namiętność, która do tej pory panowała w ich związku, teraz osłabła. Ale nigdy kobieta nie zniżyła się, żeby go śledzić. Albo sprawdzać. Ufała mu, wiedziała, że jej nie skrzywdzi, a skoro małżeństwo, na które sam nalegał i które było jego pomysłem, tak go zaczynało ograniczać, nie miała zamiaru trzymać go na siłę przy sobie. Podejrzewała, owszem, że w grę wchodzą albo inne kobiety, albo jakieś nie do końca jasne interesy, ale nie wnikała. To był jeden z efektów jej szkolenia: nie interesuj się za bardzo, bo im mniejsza wiedza, tym jesteś bezpieczniejszy. Szkoda tylko, że tę zasadę stosowała jedynie wobec swojego męża i partnera. Kiedy Max znikał, ona nawiązywała nowe znajomości i pozyskiwała nowych informatorów. Było tak w każdym mieście, w którym się znaleźli, więc po niespełna roku dysponowała całkiem nieźle rozgałęziona siatką pomocników, którzy przesyłali jej całkiem konkretne informacje. Zweryfikowane i potwierdzone informacje. Część z nich wykorzystywała w ich pracy, ale były i takie, których na chwilę obecna nie mogła w niczym wykorzystać. Więc gromadziła je, bo nigdy nie wiadomo, co się człowiekowi w życiu przyda. Były to głównie dość kompromitujące informacje, o znanych i mniej znanych osobach, szeroko pojętej mafii i innych grupach przestępczych. A także dane pozwalające zidentyfikować już powstałe albo dopiero rodzące się komórki terrorystyczne. Jeśli ani ona, ani Max nie mogli w tej kwestii zareagować, bo informacja kolidowała z aktualną misją, Olga przekazywała dane odpowiednim ludziom z innych organizacji. Dzięki czemu również w tych kręgach zyskała sporo znajomych, niekoniecznie bardzo wdzięcznych, ale na pewno obojętnie życzliwych. I dzięki temu wiedziała, że w razie kłopotów może poprosić o pomoc. Max nie wiedział o większości tych znajomości i przysług. Po pierwsze dlatego, że raczej by tego nie pochwalił, a po drugie: znikał na tyle często nic nie mówiąc, że Olga, pomimo uczucia do niego i teoretycznej małżeńskiej lojalności, trzymała język za zębami. Instynkt mocno w niej krzyczał, że lepiej będzie jak pewne rzeczy pozostaną w ukryciu. W podjęciu takiej decyzji pomogły jej także rozmowy z Aleksandrem, którego zaufanie do Maxa było mocno ograniczone, choć lepszym określeniem byłoby, że nie miał go wcale. Nie cierpiał go i w każdej rozmowie jej o tym przypominał. Olga śmiała się z tej jego niechęci i generalnie nic sobie z tego nie robiła. Ale w jednym przyznała mu rację: milczenie jest złotem, a im mniej człowiek wie, tym spokojniej śpi. Olga wcale nie spała spokojnie, tym bardziej, że od pewnego czasu Max znikał również na noce. Nie całe, ale część. Dlatego kolejne zadanie przyjęła z ulgą. Pomimo, że było trudne. Mieli jechać do Paryża i jako pracownicy korporacji sprawdzić, czy ktoś z jej pracowników nie sprzedaje informacji wrogom Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie interesy na europejskiej ziemi należało chronić. Tym bardziej, że systemy informatyczne wprowadzane na francuskim rynku były na tyle cenne, że konieczne okazało się znalezienie zdrajcy.

Olga, ubrana w korporacyjny uniform, czyli granatową spódnicę do kolana, białą bluzkę i granatowy żakiecik, przekroczyła próg szklanego wieżowca. Od dwóch tygodni pracowała w tej firmie jako pracownik administracyjny i zajmowała się zaopatrzeniem. Jej dział zatrudniał jeszcze trzy takie osoby jak ona, dwie kobiety i jednego mężczyznę. Kobiety, Sonia i Margarit, obie Francuzki, były całkiem sympatyczne i ogarnięte. Gerard był mrukiem i bubkiem, ale dawał się znieść. Każde z nich miało swój zakres obowiązków i raczej nie wchodzili sobie w drogę. Olga też dawała radę, chociaż jako nowa miała nieco taryfy ulgowej. I nie tylko dlatego. Jej bezpośredni szef wiedział kim jest naprawdę, musiał wiedzieć, żeby jej pomóc w śledztwie. I żeby ją chronić przed wpadką. Max został zatrudniony na stanowisku kierowniczym i miał więcej swobody niż ona. Dla zadania to było bardzo dobrze, dla samej Olgi troszkę mniej, bo zupełnie straciła kontrolę nad jego poczynaniami. Widywali się tylko w przelocie i w domu, chociaż to i tak było eufemizmem, bo Max zazwyczaj siedział znacznie dłużej niż ona. Tłumaczył, że musi się angażować, żeby nie spalić przykrywki. Oraz tym, że musi przecież jakoś zbierać potrzebne im informacje. Na razie nie znaleźli żadnych przecieków, ale Martom od początku podejrzewał, że mają do czynienia z profesjonalistami. Dlatego Olga, jak każdego ranka, zaczęła swój dzień od kawy, sprawdzenia maili, a potem ruszyła na mały obchód po biurowcu. Oficjalnie, żeby sprawdzić zaopatrzenie kuchni i skrytek. Tak naprawdę sprawdzała korytarze i dostępne jej pomieszczenia, czy nie ma tam poukrywanych podsłuchów albo mikrokamer. Max codziennie robił to samo, ale miał kartę wejścia o większych uprawnieniach, więc miał większe możliwości. Codziennie przesyłali sobie raporty. Dodatkowo Olga podpięła się pod firmowy serwer i sprawdzała pocztę wszystkich pracowników, zarówno służbową, jak i prywatną. Właściwie polegało to na tym, że miała zainstalowany specjalny program, który robił to za nią, ściągając wszystko na jej laptopa. Czego nie zdążyła sprawdzić w pracy, sprawdzała w domu. Ale do tej pory niczego nie znalazła.

Idąc korytarzem,  natknęła się na swojego męża, który tutaj nie był jej mężem, a panem kierownikiem. Ale ponieważ byli akurat absolutnie sami, mogli pozwolić sobie na zachowanie nieco bardziej intymne.
- Hej, skarbie - Max uśmiechnął się na jej widok. Prezentował się wyśmienicie w szarym garniturze i błękitnej koszuli.
- Cześć – Olga zachowała nieco więcej rezerwy. Max rzadko ostatnio miał taki dobry humor jaki prezentował tego ranka. Zazwyczaj miał go, kiedy nie wracał na noc do domu. tej nocy nie wrócił i Olga podejrzewała, że stoi za tym jakaś kobieta, a nie pilne zebranie zarządu, ewentualnie wieczorne spotkanie z ważnym kontrahentem. Max zawsze się tak tłumaczył mówiąc, że w ten sposób inwigiluje środowisko „korpo-ludków”.
- Wszystko w porządku? Jak ci idzie? – Doherty niemal nie zwrócił uwagi na powściągliwość swojej partnerki. Niemal, bo po sekundzie do niego dotarło, że Olga jest jakoś mniej zachwycona tym spotkaniem niż zwykle. Zaklął w duchu. Ostatnio przeginał, ale nic nie mógł poradzić, że zawsze wolał gonić zajączka, niż złapać go. I chociaż to on tak nalegał na ich ślub, to jednak teraz Lenkov zdecydowanie straciła na atrakcyjności. Nadal uważał ją za świetną agentkę, tym bardziej, że w większości to sam ją wyszkolił. Ale jako kobieta, zdobyta kobieta… No cóż, to już nie było to.
- Średnio - skrzywiła się w odpowiedzi Olga. - Nadal nic nie mam, nikt mi nie podpadł i niczego ciekawego nie znalazłam. Obawiam się, że są lepsi niż początkowo sądziliśmy.
- A może to tylko jedna osoba? To by tłumaczyło, dlaczego tak trudno ją znaleźć...
- Sama nie wiem… - westchnęła agentka. – Myślę, że jeśli w najbliższym czasie niczego nie znajdę, trzeba będzie pomyśleć nad innym sposobem wykurzenia gościa.
- Chcesz go sprowokować? – zainteresował się. To była ciekawa opcja, nareszcie coś by zaczęło się dziać. On też już miał dosyć tej stagnacji i braku wyników. Wolał sprawy załatwiać znacznie szybciej.
- Coś w tym guście… Jak coś wymyślę, dam ci znać – dodała i ruszyła w stronę windy. – Po pracy wracasz prosto do domu? – zatrzymała się jeszcze na moment.
- Jeszcze nie wiem – odpowiedział ostrożnie. Miał pewien plan, ale raczej bez swojej żony na karku.
- To jak się dowiesz, daj znać – sarknęła, odwracając się i idąc korytarzem. Max odprowadził ją wzrokiem, a raczej jej tyłek, który w tej spódniczce wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle.


            Olga wróciła do swojego biurka i zajęła się pracą. Musiała chociaż stwarzać pozory, że coś robi. Ale nie mogła się skupić. Cały czas miała wrażenie, że coś jej umyka. Zamknęła na moment oczy i odchyliła się do tyłu na krześle. Okłamywała samą siebie. Nie o zadanie tu chodziło, ale o Maxa. O ich relacje. Pogarszały się z dnia na dzień i nawet ona to widziała. Mogła przysiąc, że Max też to wie. I że wcale się tym nie przejmuje. Była zdziwiona, że tak ją boli ta narastająca obojętność jej męża. Chyba jednak naprawdę go kochała. Olga potrząsnęła głową i usiadła prosto. Musiała coś z tym zrobić. I już nawet wiedziała co. Postanowiła zostać dłużej, a potem, kiedy już większość pracowników zniknie, pójść do biura Maxa i zrobić mu małą niespodziankę. Miała nadzieję, że ten dzień zakończy się znacznie przyjemniej, niż się zaczął. 

2 komentarze:

  1. Tia... Max... szkoda gadać. Nalegałeś sam. Trzeba było nie nalegać a nie teraz zaczynasz krzywdzić Olgę. Na razie cisza przed burzą - taki spokojny dość rozdział. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaje że ten dzień nie skończy sie tak jak by chciała tego Olga.
    Max - pozostawię jego zachowanie bez komentarza.
    pozdrawiam i zyczę weny
    Anita

    OdpowiedzUsuń