Pierwsze
kilka dni minęło agentom na bardzo prozaicznych czynnościach, jak chociażby
ogarnianie mieszkania, gdzie zostali zakwaterowani. Oboje doszli do wniosku, że
skoro mają tu mieszkać, w sumie nie wiadomo jak długo, to niech to wszystko ma
ręce i nogi. Co prawda, liczyli się z tym, że większość czasu i tak będą w
rozjazdach, bo znając Martom’a zarzuci ich pracą, czyli zadaniami do wykonania
i ludźmi do odstrzelenia. Ale mimo wszystko, chcieli mieć do czego wracać.
A
potem przyszły kolejne zadanie. Kolejne misje, ciężkie i łatwe, szybkie i
długie. Berlin, Madryt, Kopenhaga, Amsterdam, Praga... W sumie to mało było
miast, których nie odwiedzili, chociaż na chwilę. Czasami misja wymagała
większego zaangażowania, obserwacji, czy pracy pod przykryciem. Czasami tylko
załatwienia i szybkiego zniknięcia. Zawsze mogli liczyć na niewielkie wsparcie
miejscowych agentów terenowych. Ale zazwyczaj radzili sobie sami, nie wchodząc
sobie w drogę. Głównie ze względu na bezpieczeństwo. Im mniej ludzi o nich
wiedziało, tym pewniejsze były kolejne misje. Dyskrecja to podstawa, chociaż
plotka i tak robi swoje. Ale nie zawracali sobie głowy pogłoskami, które gdzieś
tam krążyły. Robili swoje i już.
Ukrywanie
się przed agentami wszelkiej maści, ludźmi, którzy z jakiś powodów (prawdziwych,
bądź nie) dybali na ich życie, weszła im na tyle w krew, że mogli być pewni
swojej kryjówki. Musieli mieć bezpieczną przystań, gdzie chociaż przez chwilę
mogli odetchnąć i skryć się przed całym światem. Kiedy nie byli na misji, po
prostu odpoczywali. To znaczy Olga odpoczywała, a Max’a nosiło. Owszem, spędzał
jakiś czas w ich mieszkaniu, ale głównie gdzieś jeździł. Gdzie, Olga nie
wiedziała, bo nawet jeśli pytała, to i tak nigdy jej tego nie powiedział.
Zbywał ją półsłówkami, mętnymi wyjaśnieniami albo po prostu pomijał milczeniem
jej pytania. Agentka nie czuła się z tym dobrze, czuła, że coś jest nie tak.
Nawet namiętność, która do tej pory panowała w ich związku, teraz osłabła. Ale
nigdy kobieta nie zniżyła się, żeby go śledzić. Albo sprawdzać. Ufała mu,
wiedziała, że jej nie skrzywdzi, a skoro małżeństwo, na które sam nalegał i
które było jego pomysłem, tak go zaczynało ograniczać, nie miała zamiaru
trzymać go na siłę przy sobie. Podejrzewała, owszem, że w grę wchodzą albo inne
kobiety, albo jakieś nie do końca jasne interesy, ale nie wnikała. To był jeden
z efektów jej szkolenia: nie interesuj się za bardzo, bo im mniejsza wiedza,
tym jesteś bezpieczniejszy. Szkoda tylko, że tę zasadę stosowała jedynie wobec
swojego męża i partnera. Kiedy Max znikał, ona nawiązywała nowe znajomości i
pozyskiwała nowych informatorów. Było tak w każdym mieście, w którym się
znaleźli, więc po niespełna roku dysponowała całkiem nieźle rozgałęziona siatką
pomocników, którzy przesyłali jej całkiem konkretne informacje. Zweryfikowane i
potwierdzone informacje. Część z nich wykorzystywała w ich pracy, ale były i
takie, których na chwilę obecna nie mogła w niczym wykorzystać. Więc gromadziła
je, bo nigdy nie wiadomo, co się człowiekowi w życiu przyda. Były to głównie
dość kompromitujące informacje, o znanych i mniej znanych osobach, szeroko pojętej
mafii i innych grupach przestępczych. A także dane pozwalające zidentyfikować
już powstałe albo dopiero rodzące się komórki terrorystyczne. Jeśli ani ona,
ani Max nie mogli w tej kwestii zareagować, bo informacja kolidowała z aktualną
misją, Olga przekazywała dane odpowiednim ludziom z innych organizacji. Dzięki
czemu również w tych kręgach zyskała sporo znajomych, niekoniecznie bardzo
wdzięcznych, ale na pewno obojętnie życzliwych. I dzięki temu wiedziała, że w
razie kłopotów może poprosić o pomoc. Max nie wiedział o większości tych
znajomości i przysług. Po pierwsze dlatego, że raczej by tego nie pochwalił, a
po drugie: znikał na tyle często nic nie mówiąc, że Olga, pomimo uczucia do
niego i teoretycznej małżeńskiej lojalności, trzymała język za zębami. Instynkt
mocno w niej krzyczał, że lepiej będzie jak pewne rzeczy pozostaną w ukryciu. W
podjęciu takiej decyzji pomogły jej także rozmowy z Aleksandrem, którego
zaufanie do Maxa było mocno ograniczone, choć lepszym określeniem byłoby, że
nie miał go wcale. Nie cierpiał go i w każdej rozmowie jej o tym przypominał.
Olga śmiała się z tej jego niechęci i generalnie nic sobie z tego nie robiła.
Ale w jednym przyznała mu rację: milczenie jest złotem, a im mniej człowiek
wie, tym spokojniej śpi. Olga wcale nie spała spokojnie, tym bardziej, że od
pewnego czasu Max znikał również na noce. Nie całe, ale część. Dlatego kolejne
zadanie przyjęła z ulgą. Pomimo, że było trudne. Mieli jechać do Paryża i jako
pracownicy korporacji sprawdzić, czy ktoś z jej pracowników nie sprzedaje
informacji wrogom Stanów Zjednoczonych. Amerykańskie interesy na europejskiej
ziemi należało chronić. Tym bardziej, że systemy informatyczne wprowadzane na
francuskim rynku były na tyle cenne, że konieczne okazało się znalezienie
zdrajcy.
Olga,
ubrana w korporacyjny uniform, czyli granatową spódnicę do kolana, białą bluzkę
i granatowy żakiecik, przekroczyła próg szklanego wieżowca. Od dwóch tygodni
pracowała w tej firmie jako pracownik administracyjny i zajmowała się
zaopatrzeniem. Jej dział zatrudniał jeszcze trzy takie osoby jak ona, dwie
kobiety i jednego mężczyznę. Kobiety, Sonia i Margarit, obie Francuzki, były
całkiem sympatyczne i ogarnięte. Gerard był mrukiem i bubkiem, ale dawał się
znieść. Każde z nich miało swój zakres obowiązków i raczej nie wchodzili sobie
w drogę. Olga też dawała radę, chociaż jako nowa miała nieco taryfy ulgowej. I
nie tylko dlatego. Jej bezpośredni szef wiedział kim jest naprawdę, musiał
wiedzieć, żeby jej pomóc w śledztwie. I żeby ją chronić przed wpadką. Max został
zatrudniony na stanowisku kierowniczym i miał więcej swobody niż ona. Dla
zadania to było bardzo dobrze, dla samej Olgi troszkę mniej, bo zupełnie
straciła kontrolę nad jego poczynaniami. Widywali się tylko w przelocie i w
domu, chociaż to i tak było eufemizmem, bo Max zazwyczaj siedział znacznie
dłużej niż ona. Tłumaczył, że musi się angażować, żeby nie spalić przykrywki.
Oraz tym, że musi przecież jakoś zbierać potrzebne im informacje. Na razie nie znaleźli
żadnych przecieków, ale Martom od początku podejrzewał, że mają do czynienia z
profesjonalistami. Dlatego Olga, jak każdego ranka, zaczęła swój dzień od kawy,
sprawdzenia maili, a potem ruszyła na mały obchód po biurowcu. Oficjalnie, żeby
sprawdzić zaopatrzenie kuchni i skrytek. Tak naprawdę sprawdzała korytarze i
dostępne jej pomieszczenia, czy nie ma tam poukrywanych podsłuchów albo
mikrokamer. Max codziennie robił to samo, ale miał kartę wejścia o większych
uprawnieniach, więc miał większe możliwości. Codziennie przesyłali sobie
raporty. Dodatkowo Olga podpięła się pod firmowy serwer i sprawdzała pocztę
wszystkich pracowników, zarówno służbową, jak i prywatną. Właściwie polegało to
na tym, że miała zainstalowany specjalny program, który robił to za nią, ściągając
wszystko na jej laptopa. Czego nie zdążyła sprawdzić w pracy, sprawdzała w
domu. Ale do tej pory niczego nie znalazła.
Idąc
korytarzem, natknęła się na swojego męża,
który tutaj nie był jej mężem, a panem kierownikiem. Ale ponieważ byli akurat
absolutnie sami, mogli pozwolić sobie na zachowanie nieco bardziej intymne.
- Hej, skarbie - Max uśmiechnął się na
jej widok. Prezentował się wyśmienicie w szarym garniturze i błękitnej koszuli.
- Cześć – Olga zachowała nieco więcej
rezerwy. Max rzadko ostatnio miał taki dobry humor jaki prezentował tego ranka.
Zazwyczaj miał go, kiedy nie wracał na noc do domu. tej nocy nie wrócił i Olga
podejrzewała, że stoi za tym jakaś kobieta, a nie pilne zebranie zarządu,
ewentualnie wieczorne spotkanie z ważnym kontrahentem. Max zawsze się tak
tłumaczył mówiąc, że w ten sposób inwigiluje środowisko „korpo-ludków”.
- Wszystko w porządku? Jak ci idzie? –
Doherty niemal nie zwrócił uwagi na powściągliwość swojej partnerki. Niemal, bo
po sekundzie do niego dotarło, że Olga jest jakoś mniej zachwycona tym spotkaniem
niż zwykle. Zaklął w duchu. Ostatnio przeginał, ale nic nie mógł poradzić, że
zawsze wolał gonić zajączka, niż złapać go. I chociaż to on tak nalegał na ich
ślub, to jednak teraz Lenkov zdecydowanie straciła na atrakcyjności. Nadal
uważał ją za świetną agentkę, tym bardziej, że w większości to sam ją
wyszkolił. Ale jako kobieta, zdobyta kobieta… No cóż, to już nie było to.
- Średnio - skrzywiła się w odpowiedzi
Olga. - Nadal nic nie mam, nikt mi nie podpadł i niczego ciekawego nie znalazłam.
Obawiam się, że są lepsi niż początkowo sądziliśmy.
- A może to tylko jedna osoba? To by
tłumaczyło, dlaczego tak trudno ją znaleźć...
- Sama nie wiem… - westchnęła agentka.
– Myślę, że jeśli w najbliższym czasie niczego nie znajdę, trzeba będzie
pomyśleć nad innym sposobem wykurzenia gościa.
- Chcesz go sprowokować? –
zainteresował się. To była ciekawa opcja, nareszcie coś by zaczęło się dziać.
On też już miał dosyć tej stagnacji i braku wyników. Wolał sprawy załatwiać
znacznie szybciej.
- Coś w tym guście… Jak coś wymyślę,
dam ci znać – dodała i ruszyła w stronę windy. – Po pracy wracasz prosto do
domu? – zatrzymała się jeszcze na moment.
- Jeszcze nie wiem – odpowiedział
ostrożnie. Miał pewien plan, ale raczej bez swojej żony na karku.
- To jak się dowiesz, daj znać –
sarknęła, odwracając się i idąc korytarzem. Max odprowadził ją wzrokiem, a
raczej jej tyłek, który w tej spódniczce wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle.
Olga
wróciła do swojego biurka i zajęła się pracą. Musiała chociaż stwarzać pozory,
że coś robi. Ale nie mogła się skupić. Cały czas miała wrażenie, że coś jej
umyka. Zamknęła na moment oczy i odchyliła się do tyłu na krześle. Okłamywała
samą siebie. Nie o zadanie tu chodziło, ale o Maxa. O ich relacje. Pogarszały
się z dnia na dzień i nawet ona to widziała. Mogła przysiąc, że Max też to wie.
I że wcale się tym nie przejmuje. Była zdziwiona, że tak ją boli ta narastająca
obojętność jej męża. Chyba jednak naprawdę go kochała. Olga potrząsnęła głową i
usiadła prosto. Musiała coś z tym zrobić. I już nawet wiedziała co. Postanowiła
zostać dłużej, a potem, kiedy już większość pracowników zniknie, pójść do biura
Maxa i zrobić mu małą niespodziankę. Miała nadzieję, że ten dzień zakończy się
znacznie przyjemniej, niż się zaczął.
Tia... Max... szkoda gadać. Nalegałeś sam. Trzeba było nie nalegać a nie teraz zaczynasz krzywdzić Olgę. Na razie cisza przed burzą - taki spokojny dość rozdział. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje że ten dzień nie skończy sie tak jak by chciała tego Olga.
OdpowiedzUsuńMax - pozostawię jego zachowanie bez komentarza.
pozdrawiam i zyczę weny
Anita