Olga
ocknęła się w jakimś nieznanym jej pomieszczeniu. Znowu. Ale tym razem nie
leżała na podłodze, tylko w łóżku. Co prawda na brzuchu, co wydało jej się
nieco dziwną pozycją, ale zawsze. Dziwne również było to, że była naga. No
dobra, nie tak do końca, miała na sobie majtki. Ale poza tym nic. Poruszyła się
lekko, chcąc wstać, ale czyjaś dłoń, delikatna dłoń, więc na pewno nie Maxa, ją
powstrzymała.
- Nie ruszaj się – usłyszała kobiecy
głos, mówiący po angielsku z dziwnym akcentem. – Właśnie zmieniłam opatrunki…
- Gdzie… jestem? – Olga z trudem
odwróciła głowę i popatrzyła na siedząca obok kobietę. Miała ciemne włosy i
urodę typową dla mieszkanek Bałkanów. Była starsza od Olgi o jakieś dziesięć
lat, ale nawet zmarszczki i trudne warunki życia nie odebrały jej urody. Była
po prostu piękna.
- W bezpiecznym miejscu – odpowiedziała
jej kobieta. – Max… - delikatny uśmiech przemknął przez jej twarz. – Max cię tu
przywiózł. Poprosił, żebym się tobą zaopiekowała – Olga uniosła brwi słysząc te
słowa. Max poprosił??
- Gdzie on teraz jest? – zapytała,
powstrzymując się od komentarza.
- Pojechał się rozejrzeć.
- Rozejrzeć?
- Żebyście mogli bezpiecznie
przekroczyć granicę – wyjaśniła cierpliwie kobieta. – Powinnaś odpocząć –
wstała. – Twoje plecy są w nie najlepszym stanie, a jeśli chcecie opuścić ten
kraj żywi, będziesz potrzebowała dużo siły… - z tymi słowami wyszła,
zostawiając agentkę samą.
Olga
sama nie wiedziała, kiedy zasnęła. Chyba naprawdę była w nie najlepszej formie,
skoro pozwoliła sobie na tak beztroski sen w nieznanym jej miejscu. O dziwo,
nie śniły jej się żadne koszmary związane z ostatnimi przeżyciami. Śnił jej się
Max całujący się z kobietą, która ją pielęgnowała. Na wpół rozbawiona, na wpół
wkurzona Olga otworzyła oczy i tym razem jej wzrok padł na jej partnera.
Siedział na krześle obok łóżka i drzemał. Kiedy się poruszyła, poderwał się
natychmiast.
- Kochanie… - pochylił się w jej stronę
i poprawił koc, którym była okryta. – Jak się czujesz?
- Nieszczególnie – odpowiedziała. –
Obolała – dodała po krótkim namyśle. – Gdzie jesteśmy? Co się stało?
- Zemdlałaś – wyjaśnił. – Zaraz po tym
jak rzuciłaś w tego gościa nożem…
- Nie pamiętam… - popatrzyła na niego
zaskoczona.
- To normalne. Zabrałem cię stamtąd…
- Kim jest ta kobieta? – przerwała mu,
nieco obcesowo.
- Dawna przyjaciółka – odparł szybko.
Olga zmarszczyła brwi. Zdążyła już na tyle go poznać, żeby wiedzieć kiedy
kłamie. Teraz kłamał.
- Czyżby? – mruknęła.
- Kochanie, czy to ważne? – zapytał
miękko. – Ważne, że nam pomogła. Opatrzyła cię, znieczuliła rany i przygotowała
prowiant. Znikamy stąd najszybciej jak to możliwe.
- Jak?
- Przejdziemy przez zieloną granicę –
wyjaśnił. – Już wszystko załatwiłem. W Chorwacji odnajdziemy nasz kontakt i
pojedziemy dalej.
- Kurczę, Max – westchnęła agentka. –
Nie wiem, czy dam radę…
- Musisz – odpowiedział jej stanowczo.
– Nie mamy wyjścia, kochanie. Zaraz zawołam Semirę, żeby jeszcze raz zmieniła
ci opatrunki. Dostaniesz też coś przeciwbólowego. I ruszamy – wstał, kierując
się do drzwi. Olga została sama, ale przy okazji dowiedziała się jak nieznajoma
kobieta ma na imię.
Agenci
zrobili tak, jak zaplanował Max. Semira, przyjaciółka Maxa, pomogła się Oldze
ogarnąć i ubrać. Zmieniła jej opatrunki, smarując rozcięcia jakąś maścią,
tłumacząc przy tym dokładnie co robi. Dała jej świeże ubranie, pozwoliła coś
zjeść i się napić, a także podała środek przeciwbólowy. Pokrzepiona Olga
pozwoliła się wyprowadzić z domku jej wybawczyni, po czym ruszyła za Maxem. Jak
się okazało od granicy dzieliło ich ledwie pięć kilometrów, które i tak dla
obolałej agentki okazały się nie lada wyzwaniem. W dodatku było ciemno, drogę
przez las rozświetlał im tylko księżyc, więc Olga musiała się jeszcze starać,
żeby się gdzieś nie wyrżnąć. I nie nabić sobie dodatkowych siniaków. Na miejsce
spotkania z przemytnikami dotarli dokładnie o wyznaczonym czasie, Max załatwił
resztę „formalności”, czyli zapłacił pozostałą część za przeprawę i zostali
błyskawicznie przeprowadzeni na drugą stronę. Oczywiście w lesie. Ale ponieważ
Max szedł pewnie do przodu, jakby miał wbudowanego GPS’a, Olga szła za nim.
Pomimo narastającego zmęczenia i powracającego bólu, wędrowała wytrwale
wiedząc, że tym razem właśnie od tego zależy ich życie.
W
umówionym miejscu czekał na nich lokalny kontakt. Olga wiedziała, że Firma ma
siatkę szpiegów i pomocników, którzy wspierają agentów terenowych w ich
działaniach. Teraz miała okazję na własnej skórze przekonać się, jak to działa.
Działało znakomicie. Ona nie znała jeszcze miejsc kontaktowych aż tak dobrze
jak Max, ale szybko się uczyła. I wiedziała co robić, żeby zdobyć odpowiedni
adres. Dlatego nie była zdziwiona, kiedy facet bez słowa wręczył im kluczyki do
małego autka wraz z dokumentami i znikł. Bez słowa, bez pytań. Domyślała się, że
taka ma rolę. Max usadził ją w samochodzie i tez bez słowa odjechał. Olga
westchnęła i poprawiła się na siedzeniu. Plecy wciąż bolały, w dodatku w jej
umyśle wciąż siedziała scena, kiedy terrorysta ją bił. Nie wiedziała, że Max
też stale o tym myśli i na samo wspomnienie budzą się w nim mordercze uczucia.
Kobieta miała nadzieję, że teraz będzie już dobrze. Że przez najbliższe kilka
dni nic się nie wydarzy i będzie mogła w spokoju dojść do siebie.
Max
jechał bez przerwy, praktycznie nie zatrzymując się. Olga była pełna podziwu
dla jego wytrzymałości, ale trzymał się za kierownicą chyba siła woli. Widziała
jaki był już zmęczony, nawet proponowała zamianę, żeby mógł odpocząć, ale
odmawiał za każdym razem. W dodatku okazało się, że nie wracają do Stanów, tylko
mają zatrzymać się w Szwajcarii, w bezpiecznym domu i tam czekać na kolejne
zadanie. Oldze nie spodobała się ta opcja, ale nie miała nic do gadania.
Przejechali Słowenię i Austrię, i w końcu przekroczyli szwajcarską granicę.
Zatrzymali się w maleńkim domku, pięćdziesiąt kilometrów od Davos.
Prawie
trzy tygodnie agenci spędzili na odludziu pod Davos. Tyle czasu dał im Martom,
a raczej Oldze, na zaleczenie ran i odzyskanie równowagi. Chociaż raczej nie
sprawiał zadowolonego, że musi poczekać z kolejnym zadaniem. Ale załatwił im
przykrywkę młodego małżeństwa w trakcie miesiąca miodowego, dlatego nikogo nie
dziwiło, że tak rzadko pojawiają się na zakupach, czy gdziekolwiek. I
faktycznie, większość tego czasu spędzili w łóżku, głównie na seksie i
odpoczynku.
Max
wrócił z zakupów, a Olga podczas jego nieobecności przeglądała zagraniczne
serwisy informacyjne. Lubiła wiedzieć, co się dzieje na świecie. Kiedy jej
partner wszedł, podniosła wzrok znad ekranu laptopa i uśmiechnęła się lekko.
Był cholernie przystojny, niepokojąca urodą twardziela z filmów akcji. Podobał
jej się.
- Wszystko kupiłeś? – zapytała, wstając
i podchodząc. Czuła się już dobrze, plecy ładnie się zagoiły, a wspomnienia
zbladły. Nie myślała już o wydarzeniach w Serbii, ale Max zauważył, że bardzo
ją zmieniły. W każdym jej ruchu i geście dostrzegł bezwzględność, której nie
miała wcześniej. Wiedział, że jeśli spotka terrorystów z tego ugrupowania,
zabije ich bez wahania.
- Tak, wszystko – odpowiedział. –
Sklepikarz pytał się, kiedy przyjedzie ze mną moja piękna żona, bo dawno jej
nie widział…
- Jaki ciekawski – zaśmiała się. – I co
mu powiedziałeś?
- Że moja piękna żona nie lubi zakupów…
- Bardzo śmieszne – prychnęła,
rozpakowując torbę. Zatrzymała się w połowie gestu wyciągania bułek i popatrzyła
na mężczyznę. – Max, ja mówiłam poważnie…
- Wiem – odpowiedział. – Ale najbliższa
ambasada jest w Bernie, a my na razie nie mamy powodów, żeby tam jechać.
- Już wszystko sprawdziłeś? – Olga
mogła się domyślić, że Max nie próżnował.
- Tak – przytaknął. – Nawet rozmawiałem
z ambasadorem. Powiedział, że nie ma problemu, jak tylko się zjawimy udzieli
nam ślubu… I chyba będzie to szybciej niż się nam wydawało… - dodał, sięgając
po swoją komórkę. – Sprawdź maila, mamy nowe zadanie od Martoma…
Max
miał rację, na zaszyfrowanej skrzynce mailowej czekało kolejne zlecenie. Tym
razem mieli udać się do Berlina i tam, zabierając twardy dysk z tajnymi danymi,
zabić faceta, który te dane zebrał. Nie było istotne co zawierał, skoro Martom’owi
na nim zależało, to najwyraźniej były ważne. Ani Olga, ani Max nie wnikali.
Spakowali się szybko i sprawnie, i dwie godziny później jechali drogą w stronę
Davos. Stamtąd odbili do Berna, korzystając z okazji. Zgodnie ze słowami
Doherty’ego ambasador amerykański czekał z przygotowanymi dokumentami. I w
kilka minut Olga została panią Doherty. Max wydawał się wtedy najszczęśliwszy
na świecie, ona przyjęła to z troszeczkę mniejszym entuzjazmem, ale też się
cieszyła. Kochała go w końcu i chociaż do instytucji małżeństwa nastawiona była
dość sceptycznie, to jednak widok miny jej partner (a raczej już męża) upewnił
ją, że zrobiła dobrze pokonując własne uprzedzenia.
Misja
w Berlinie przebiegła bez zakłóceń i głupich niespodzianek. Faceta, który miał
interesujący Martom’a dysk, namierzyli bez trudu. Aż dziwne, że uchował się
tyle czasu pod bokiem niemieckiej delegatury Firmy. Najwidoczniej ich szef miał
znacznie lepsze informacje. Mężczyzna okazał się prywatnym detektywem, co w
pewien sposób wyjaśniało, że umiał się kamuflować. Znaleźli go w jego własnym
mieszkaniu, pozbawili życia w sposób znacznie subtelniejszy niż kula w głowę,
po czym zabrali dysk i specjalnym kurierem odesłali do Stanów. Mieli nadzieję,
że po tej akcji będą mogli wrócić do domu, ale Martom miał dla nich prawdziwą bombę.
Od teraz mieli pracować na terenie Europy, a ich bazą wypadową miał być Zurych.
Czekało już tam na nich mieszkanie, środki finansowe oraz potrzebne kontakty. Olga
wcale nie była tym zachwycona. Nie żeby nie lubiła Europy, ale mieszkanie tutaj
przez większość czasu nie powodowało, że skakała z radości. Max też nie wydawał
się zbytnio zadowolony, nawet stoczył dość burzliwą dyskusję z Martom’em, ale
ich szef pozostał nieugięty.
Martom ich nie oszczędza. Powoli Olga jeszcze bardziej twardnieje i robi się Olgą, którą znamy. I już? Po ślubie? Tak szybko? Ale chyba będzie jeszcze dodatkowy bo nie poznaliśmy "szwagierka" :P Ten entuzjazm Olgi mnie powala :D I niestety, właśnie Olga popełniła jeden z najgorszych życiowych błędów :/ Czekam co to za perełka, to nowe zadanie :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa kiedy poznamy szanownego braciszka Maxa. Zgadzam sie w pełni z Chandniwrc Olga własnie popełniła największy ze swych życiowych błędów. Jestem ciekawa czemu Martom chce by byli w Europie - poczekamy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny
Anita