Olga
westchnęła i sięgnęła po komórkę. Był ranek, bardzo wczesny co prawda, ale z
całą pewnością ranek. Dochodziła szósta, na dworze dopiero zaczynało szarzeć, a
ona siedziała w wielkim łóżku Aleksandra, pośród pomiętej pościeli i
zastanawiała, czy dzwonić do Maxa już, czy jeszcze poczekać. Nie chciało jej
się z nim rozmawiać, nie po tym, czego się dowiedziała. Ale wiedziała, że musi.
Sasza taktownie wyszedł, dając jej maksimum swobody. Olga uśmiechnęła się lekko
na wspomnienie mężczyzny i tego, co razem robili. To była najlepsza noc w jej
życiu od bardzo długiego czasu. Naprawdę. Kobieta w końcu uznała, że nie ma co
zwlekać i przedłużać. Szybko wybrała numer i przyłożyła aparat do ucha.
- No, nareszcie – usłyszała warknięcie.
– Księżniczka zdecydowała się odezwać.
- Dzień dobry – w odpowiedzi Olga
przywitała się grzecznie i chłodno, chociaż tak naprawdę wszystko momentalnie w
niej zawrzało. Co za dupek. – Dzwoniłeś.
- Dzwoniłem – znów warkot. – Ale
odebrał twój kochaś. Gdzie jesteś??
- W bezpiecznym miejscu – odparła,
wciąż zimno.
- Olga, do kurwy nędzy! – Max nie
zamierzał wcale być miły. – Przestań ze mną pogrywać!
- Nie pogrywam z tobą. Po prostu nie
podam ci adresu i tyle.
- Bo co?? Bo chcesz chronić swojego
kochasia??
- Mój, jak to określiłeś „kochaś”,
znakomicie daje sobie radę sam – wkurzyła się. – Nie potrzebuje mojej ochrony,
a już na pewno nie musi bać się ciebie!
- Tak uważasz? – w głosie Maxa pojawiły
się groźne nuty.
- Tak uważam. I nie zadzieraj z nim, bo
to się źle skończy.
- Chyba nie sądzisz, że przestraszę się
twoich gróźb?
- To nie są groźby, Max – Olga
westchnęła. Dzień jeszcze się na dobre nie zaczął, a ona już miała dość. – To
stwierdzenie faktu. Nie chcę, żebyś w imię urażonej ambicji zrobił jakieś
głupstwo… - zamilkła. Max też milczał, nieco zaskoczony tym, co powiedziała.
Nie spodziewał się takich słów. Nie w tej sytuacji. – Przyjadę do naszego
mieszkania… Niedługo – rozłączyła się i z jękiem opadła w pościel. Ta rozmowa
zmęczyła ją bardziej niż cała noc z Aleksandrem.
- To był tylko epizod, prawda? – od
strony drzwi rozległ się spokojny głos Darylev’a. Olga otworzyła oczy i
popatrzyła na niego uważnie.
- Ile słyszałeś? – zapytała w końcu.
- Ostatnie zdanie – wzruszył ramionami
i podszedł. Usiadł na łóżku, tuż obok niej i delikatnie zaczął głaskać ją po
nagiej nodze. Lubił dotyk jej skóry. – Epizod?
- Sasza, dobrze wiesz, że nie jest nam
po drodze – Olga też usiadła i przysunęła się bliżej. – Jestem agentką CIA, na
litość boską!
- Ja nie chcę się z tobą żenić, ani
mieć dzieci – zwrócił jej uwagę ignorując ostatni okrzyk. – Chcę tylko
wiedzieć, czy to był jednorazowy epizod…
- Nie – odparła w końcu Olga, po dość
długiej chwili milczenia. – To nie był epizod…
- Tyle mi wystarczy – przerwał jej, bo
już otwierała usta, żeby powiedzieć coś jeszcze. – Nie składaj żadnych
deklaracji ani obietnic. Po prostu…
- Idźmy na żywioł? – teraz ona mu
przerwała. Roześmiał się.
- Po prostu zobaczymy, co nam życie
przyniesie… - pocałował ją mocno. – Jedź do niego – poprosił, kiedy już się od
siebie oderwali.
- Już chcesz się mnie pozbyć? – uniosła
brwi, idąc zwyczajowo w stronę kpiny.
- Nigdy nie chcę się ciebie pozbywać –
obruszył się, ale zaraz zorientował się, że kpi. – Kochanie, jedź do niego, bo
zaraz postawi w stan gotowości wszystkie służby, żeby cię znaleźć. A potem
dostanie pierdolca. Albo apopleksji – Olga roześmiała się głośno. No tak, Max
byłby do tego zdolny. Co nie zmieniało faktu, że wcale nie chciała nigdzie iść.
- Przekonałeś mnie – wygrzebała się z
pościeli. – Szybki prysznic i znikam. Masz jakieś ciuchy? Moje nie za bardzo
nadają się do noszenia… - skrzywiła się na widok brudnych szmat, które wciąż
leżały na podłodze łazienki.
- Coś znajdę. Położę ci na łóżku. Jak
się ogarniesz, zejdź na śniadanie, a potem mój człowiek cię odwiezie…
Olga
otworzyła drzwiczki czarnej limuzyny i wysiadła. Jeden z ludzi Aleksandra
odwiózł ją do mieszkania, które zajmowali wraz z Max’em. Bez protestów
zdradziła mu ten adres, wiedziała, że do niczego go nie wykorzysta, poza tym i
tak zaraz mieli stąd znikać. Kobieta rozejrzała się odruchowo, po czym szybkim
krokiem weszła do kamienicy. Pokonała kilka schodków prowadzących na parter i
bez wahania pchnęła pierwsze drzwi po lewej stronie.
- Max! – zawołała, niezbyt głośno, ale
wystarczająco. – Jestem! – Olga chciała przejść dalej, ale brak odzewu ze
strony jej męża, zatrzymał ją w miejscu. Od razu sięgnęła po schowany za
paskiem dżinsów pistolet, w który zaopatrzył ją Darylev. Profilaktycznie, jak
rzekł. Agentka odbezpieczyła broń i powoli ruszyła w głąb mieszkania. – Max? –
przeszła przez główny salon i skierowała się w stronę kuchni. Nagle usłyszała
za plecami jakiś szelest, nie zdążyła się odwrócić, kiedy poczuła silny ból z
tyłu głowy i osunęła się na podłogę.
Olga
ocknęła się, czując tępy ból pulsujący tuż nad karkiem. Otworzyła oczy, ale
wzrok miała zamazany, potrząsnęła więc lekko głową, chcąc przywrócić ostrość
widzenia. Natychmiast poczuła się gorzej. Leżała na podłodze, a nad nią pochylał
się nie kto inny, a sam Fiodorow. Miał w ręce jej pistolet, poza tym uśmiechał
się lekko i patrzył na nią z ironią.
- No nareszcie – prychnął. – Myślałem,
że będę musiał wylać ci na głowę wiadro wody, żebyś się w końcu ocknęła.
Strasznie delikatna jesteś…
- Czego chcesz? – Olga zignorowała ten
wywód. Nie miała ochoty mu się tłumaczyć, ani udowadniać temu facetowi, że jest
twardsza niż mu się wydaje.
- A jak myślisz?
- Pendrive’ów…
- Brawo. Ale to nie wymagało aż takiej
inteligencji – zakpił. – Gdzie są?
- Nie wiem – Olga wzruszyła ramionami.
W odpowiedzi zarobiła uderzenie w twarz. Z otwartej dłoni. – Chyba nie sądzisz,
że czymś takim zmusisz mnie do mówienia? – uniosła brwi, nie zważając na
piekący policzek.
- Oczywiście, że nie – Fiodorow
natychmiast zrozumiał, że nie tędy droga. – Jesteś agentką CIA, bicie nie robi
na tobie wrażenia, prawda?
- Mało rzeczy robi na mnie wrażenie –
odparła. – Po co ci te programy? – zapytała, chcąc nie tylko dowiedzieć się, o
co chodzi, ale też zyskać na czasie. Zastanawiała się, gdzie, do cholery, jest
Max, skoro byli umówieni.
- Żeby sprzedać je dalej – Fiodorow
zaśmiał się na widok jej zaskoczonej miny. – Chyba nie sądziłaś, że chciałem je
zdobyć dla Łukaszenki…
- Nie pracujesz dla niego?
- Pracuję – mężczyzna wzruszył
ramionami. – Ale korzystam z każdej okazji, żeby odłożyć na emeryturę. Widzisz,
w tym zawodzie, kiedy już jesteś stary i nie ma dla ciebie pracy… trzeba mieć
mnóstwo forsy, żeby zniknąć.
- I ty zamierzasz zniknąć? – Olga
uniosła brwi, demonstrując zdziwienie. Nie takich rewelacji się spodziewała.
- Już wkrótce. Znudziło mi się ciągłe
nadstawianie karku i oglądanie za siebie. Rajskie wyspy czekają, tylko trzeba
mieć sporo forsy.
- Na nową tożsamość? Czy nową twarz?
- Jedno i drugie – zaśmiał się Maksym.
– Jednak jesteś bystrzejsza niż sądziłem – spojrzał na nią z uznaniem. – Ale
przez to bardziej niebezpieczna – wyciągnął rękę i przystawił jej pistolet do
skroni. – Gdzie pendrive’y?
- Nie wiem…
- Akurat – mocniej wcisnął lufę w skórę
jej głowy. – Gdzie?? – widać było, że facet nie ma ochoty na przeciąganie
przesłuchania i zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się tego, czego chce.
- Ja je mam – nagle od strony drzwi
rozległ się znajomy głos, pół sekundy później kula wystrzelona z Max’owego
pistoletu rozwaliła Fiodorow’owi głowę. Bezwładne ciało bandyty upadło na
podłogę, tuż obok Olgi, która patrzyła na to lekko oniemiała. Max drugim
strzałem powalił jednego z ochroniarzy Fiodorow’a, a kiedy wycelował pistolet w
stronę trzeciego, ten widząc, co się dzieje i że jego szef już nie żyje,
natychmiast odrzucił swoją broń i uniósł ręce w geście poddania. Jakby nie
wiedział, że nic mu to nie da. I faktycznie, Max nie zamierzał puszczać nikogo
żywego, więc nie zważając na nic, strzelił ponownie. W pokoju zaległa cisza, a
na podłodze zaległy trzy trupy.
- Zrobiłeś ze mnie przynętę – Olga
popatrzyła na swojego męża gniewnie zmrużonymi oczyma.
- Zrobiłem – przyznał bez oporów,
pomagając jej wstać. – Jak głowa?
- Boli – Olga pomacała się z tyłu
czaszki i skrzywiła się, wyczuwając guza. – Mogłam domyślić się wcześniej…
- Mogłaś, ale najwyraźniej twoje myśli
zaprzątało coś innego. A raczej ktoś… - wyzłośliwił się Max, chowając broń i
ruszając w kierunku ich sypialni. Olga poszła za nim, bez słowa wyciągnęła z
szafy drugą torbę i zaczęła się pakować. – Nic nie powiesz? – zdziwił się jej
partner. – Żadnych ripost? Żadnych ciosów?
- Nie chce mi się – agentka wrzuciła do
torby swoje kosmetyki przyniesione z łazienki. – A na cios zasłużyłeś…
- Zrobiłaś to z zemsty? – zapytał,
przerywając na chwilę upychanie swoich koszul w torbie. Oboje wiedzieli, że nie
uderzenie ma na myśli.
- Z zemsty? Nie – zaśmiała się. – Wtedy
byłabym taka jak ty.
- To dlaczego?
- Czy to ważne? – popatrzyła na niego.
– Chcesz urządzać psychoanalizę? Teraz?
- No nie – zreflektował się i dokończył
pakowanie. – Ale i tak musimy porozmawiać…
- Dokąd jedziemy? – Olga zignorowała
ostatnie zdanie.
- Do Berlina…
Berlin
Max zaparkował samochód tuż przy
krawężniku i spojrzał na siedzącą obok Olgę. Nie miała zbyt zachęcającej miny,
ale nic dziwnego, skoro od blisko jedenastu godzin byli w trasie. W bardzo
milczącej trasie, bo praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Nie mieli ochoty i
musieli sobie przemyśleć wiele spraw. Zwłaszcza Olga. Bardzo nie spodobało jej
się to, czego dowiedziała się o swoim związku. Że od bardzo długiego czasu była
okłamywana. Że jej mąż, który twierdził, że tak ją kocha, miał na boku
niezliczone rzesze panienek. I że nie ma z tego powodu żadnych wyrzutów
sumienia. Ona miała, po tej nocy z Aleksandrem. Chociaż nie żałowała ani
chwili, ani sekundy spędzonej w towarzystwie Darylev’a, ani żadnej rzeczy,
która ją z nim łączyła. Ale wyrzuty miała. Była pewna, że kiedyś ucichną, a
najprawdopodobniej stanie się to przy pierwszej okazji, kiedy Max ją wkurzy,
albo się jej narazi w jakiś inny sposób. Mimo wszystko, nie lubiła nie być
lojalna. Te jedenaście godzin podróży pozwoliło jej uporać się z natłokiem
myśli, które krążyły po jej głowie. I uświadomić sobie, że tak naprawdę kocha
ich obu. I z żadnego nie chce rezygnować. Czytała gdzieś, że miłość do dwóch
mężczyzn jednocześnie nie jest możliwa. No cóż, najwyraźniej w jej przypadku
jest. Każdy z nich był inny i każdy dawał jej coś innego.
-
Co to za miejsce? – Olga wróciła do rzeczywistości i rozejrzała się wokół.
Stali pod niewielką kamienicą, niedawno odnowioną, bo tynk lśnił w słońcu
głębokimi kolorami.
-
Mieszka tu ktoś… ważny dla mnie – w głosie Max’a zabrzmiało wahanie. – Mało kto
o nim wie…
-
Cóż to za tajemnicza postać? Jakaś kolejna kochanka? – kobieta nie mogła sobie
darować tej złośliwości.
-
Nie tym razem – Max nawet nie mrugnął na te słowa. W przeciwieństwie do Olgi,
wyrzutów nie miał żadnych. Po początkowej złości, że spotkała się z tym
rosyjskim mafiosem nie było już śladu. Po głębszym przemyśleniu, nawet się
cieszył, że tak zrobiła. Pozbyła się kolejnych hamulców, co może im się przydać
w pracy. Zabrali z bagażnika swoje torby i weszli do budynku. Klatka schodowa
pachniała jeszcze świeżą farbą, schody, choć wykonane dawno temu, teraz zostały
odnowione. Weszli na pierwsze piętro i Max zadzwonił do drzwi. Które pół minuty
później stanęły otworem.
-
Max! – mężczyzna, który im otworzył, bez wahania wyciągnął ramiona i zgarnął
Doherty’ego w czuły uścisk. Max odwzajemnił się takim samym gestem, wywołując u
Olgi nieco konsternacji. – Wejdźcie, proszę – mężczyzna odsunął się i już po
chwili znaleźli się w środku mieszkania.
-
Olga, pozwól – Max odwrócił się do niej, odkładając swoją torbę na podłogę. –
Poznaj, to mój brat, Robert…
-
Robert Donnovan – mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę zaskoczonej Olgi.
-
Masz brata??? – agentka odruchowo odwzajemniła gest. – Olga Lenkov…
-
W zasadzie: Olga Doherty – poprawił ją Max. – Moja żona – dokończył
prezentacji.
-
Widzę, że mnóstwo się zmieniło od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni…
- Robert przyjrzał się Oldze uważnie. – Szkoda, że nie dałeś znać,
przyjechałbym na ślub.
-
To była szybka decyzja – wytłumaczył szybko Max. Cała trójka przeszła do
sąsiedniego pokoju, porzucając przedpokój i leżące tam bagaże. – Nawet nas
zaskoczyła…
-
Taa… - Olga mruknęła pod nosem nieco ironicznie. Rzeczywiście, szybka decyzja.
Coraz częściej zastanawiała się tylko, czy słuszna.