25 listopada 2015

Rozdział 51

            Olga westchnęła i sięgnęła po komórkę. Był ranek, bardzo wczesny co prawda, ale z całą pewnością ranek. Dochodziła szósta, na dworze dopiero zaczynało szarzeć, a ona siedziała w wielkim łóżku Aleksandra, pośród pomiętej pościeli i zastanawiała, czy dzwonić do Maxa już, czy jeszcze poczekać. Nie chciało jej się z nim rozmawiać, nie po tym, czego się dowiedziała. Ale wiedziała, że musi. Sasza taktownie wyszedł, dając jej maksimum swobody. Olga uśmiechnęła się lekko na wspomnienie mężczyzny i tego, co razem robili. To była najlepsza noc w jej życiu od bardzo długiego czasu. Naprawdę. Kobieta w końcu uznała, że nie ma co zwlekać i przedłużać. Szybko wybrała numer i przyłożyła aparat do ucha.
- No, nareszcie – usłyszała warknięcie. – Księżniczka zdecydowała się odezwać.
- Dzień dobry – w odpowiedzi Olga przywitała się grzecznie i chłodno, chociaż tak naprawdę wszystko momentalnie w niej zawrzało. Co za dupek. – Dzwoniłeś.
- Dzwoniłem – znów warkot. – Ale odebrał twój kochaś. Gdzie jesteś??
- W bezpiecznym miejscu – odparła, wciąż zimno.
- Olga, do kurwy nędzy! – Max nie zamierzał wcale być miły. – Przestań ze mną pogrywać!
- Nie pogrywam z tobą. Po prostu nie podam ci adresu i tyle.
- Bo co?? Bo chcesz chronić swojego kochasia??
- Mój, jak to określiłeś „kochaś”, znakomicie daje sobie radę sam – wkurzyła się. – Nie potrzebuje mojej ochrony, a już na pewno nie musi bać się ciebie!
- Tak uważasz? – w głosie Maxa pojawiły się groźne nuty.
- Tak uważam. I nie zadzieraj z nim, bo to się źle skończy.
- Chyba nie sądzisz, że przestraszę się twoich gróźb?
- To nie są groźby, Max – Olga westchnęła. Dzień jeszcze się na dobre nie zaczął, a ona już miała dość. – To stwierdzenie faktu. Nie chcę, żebyś w imię urażonej ambicji zrobił jakieś głupstwo… - zamilkła. Max też milczał, nieco zaskoczony tym, co powiedziała. Nie spodziewał się takich słów. Nie w tej sytuacji. – Przyjadę do naszego mieszkania… Niedługo – rozłączyła się i z jękiem opadła w pościel. Ta rozmowa zmęczyła ją bardziej niż cała noc z Aleksandrem.
- To był tylko epizod, prawda? – od strony drzwi rozległ się spokojny głos Darylev’a. Olga otworzyła oczy i popatrzyła na niego uważnie.
- Ile słyszałeś? – zapytała w końcu.
- Ostatnie zdanie – wzruszył ramionami i podszedł. Usiadł na łóżku, tuż obok niej i delikatnie zaczął głaskać ją po nagiej nodze. Lubił dotyk jej skóry. – Epizod?
- Sasza, dobrze wiesz, że nie jest nam po drodze – Olga też usiadła i przysunęła się bliżej. – Jestem agentką CIA, na litość boską!
- Ja nie chcę się z tobą żenić, ani mieć dzieci – zwrócił jej uwagę ignorując ostatni okrzyk. – Chcę tylko wiedzieć, czy to był jednorazowy epizod…
- Nie – odparła w końcu Olga, po dość długiej chwili milczenia. – To nie był epizod…
- Tyle mi wystarczy – przerwał jej, bo już otwierała usta, żeby powiedzieć coś jeszcze. – Nie składaj żadnych deklaracji ani obietnic. Po prostu…
- Idźmy na żywioł? – teraz ona mu przerwała. Roześmiał się.
- Po prostu zobaczymy, co nam życie przyniesie… - pocałował ją mocno. – Jedź do niego – poprosił, kiedy już się od siebie oderwali.
- Już chcesz się mnie pozbyć? – uniosła brwi, idąc zwyczajowo w stronę kpiny.
- Nigdy nie chcę się ciebie pozbywać – obruszył się, ale zaraz zorientował się, że kpi. – Kochanie, jedź do niego, bo zaraz postawi w stan gotowości wszystkie służby, żeby cię znaleźć. A potem dostanie pierdolca. Albo apopleksji – Olga roześmiała się głośno. No tak, Max byłby do tego zdolny. Co nie zmieniało faktu, że wcale nie chciała nigdzie iść.
- Przekonałeś mnie – wygrzebała się z pościeli. – Szybki prysznic i znikam. Masz jakieś ciuchy? Moje nie za bardzo nadają się do noszenia… - skrzywiła się na widok brudnych szmat, które wciąż leżały na podłodze łazienki.
- Coś znajdę. Położę ci na łóżku. Jak się ogarniesz, zejdź na śniadanie, a potem mój człowiek cię odwiezie…

            Olga otworzyła drzwiczki czarnej limuzyny i wysiadła. Jeden z ludzi Aleksandra odwiózł ją do mieszkania, które zajmowali wraz z Max’em. Bez protestów zdradziła mu ten adres, wiedziała, że do niczego go nie wykorzysta, poza tym i tak zaraz mieli stąd znikać. Kobieta rozejrzała się odruchowo, po czym szybkim krokiem weszła do kamienicy. Pokonała kilka schodków prowadzących na parter i bez wahania pchnęła pierwsze drzwi po lewej stronie.
- Max! – zawołała, niezbyt głośno, ale wystarczająco. – Jestem! – Olga chciała przejść dalej, ale brak odzewu ze strony jej męża, zatrzymał ją w miejscu. Od razu sięgnęła po schowany za paskiem dżinsów pistolet, w który zaopatrzył ją Darylev. Profilaktycznie, jak rzekł. Agentka odbezpieczyła broń i powoli ruszyła w głąb mieszkania. – Max? – przeszła przez główny salon i skierowała się w stronę kuchni. Nagle usłyszała za plecami jakiś szelest, nie zdążyła się odwrócić, kiedy poczuła silny ból z tyłu głowy i osunęła się na podłogę.

            Olga ocknęła się, czując tępy ból pulsujący tuż nad karkiem. Otworzyła oczy, ale wzrok miała zamazany, potrząsnęła więc lekko głową, chcąc przywrócić ostrość widzenia. Natychmiast poczuła się gorzej. Leżała na podłodze, a nad nią pochylał się nie kto inny, a sam Fiodorow. Miał w ręce jej pistolet, poza tym uśmiechał się lekko i patrzył na nią z ironią.
- No nareszcie – prychnął. – Myślałem, że będę musiał wylać ci na głowę wiadro wody, żebyś się w końcu ocknęła. Strasznie delikatna jesteś…
- Czego chcesz? – Olga zignorowała ten wywód. Nie miała ochoty mu się tłumaczyć, ani udowadniać temu facetowi, że jest twardsza niż mu się wydaje.
- A jak myślisz?
- Pendrive’ów…
- Brawo. Ale to nie wymagało aż takiej inteligencji – zakpił. – Gdzie są?
- Nie wiem – Olga wzruszyła ramionami. W odpowiedzi zarobiła uderzenie w twarz. Z otwartej dłoni. – Chyba nie sądzisz, że czymś takim zmusisz mnie do mówienia? – uniosła brwi, nie zważając na piekący policzek.
- Oczywiście, że nie – Fiodorow natychmiast zrozumiał, że nie tędy droga. – Jesteś agentką CIA, bicie nie robi na tobie wrażenia, prawda?
- Mało rzeczy robi na mnie wrażenie – odparła. – Po co ci te programy? – zapytała, chcąc nie tylko dowiedzieć się, o co chodzi, ale też zyskać na czasie. Zastanawiała się, gdzie, do cholery, jest Max, skoro byli umówieni.
- Żeby sprzedać je dalej – Fiodorow zaśmiał się na widok jej zaskoczonej miny. – Chyba nie sądziłaś, że chciałem je zdobyć dla Łukaszenki…
- Nie pracujesz dla niego?
- Pracuję – mężczyzna wzruszył ramionami. – Ale korzystam z każdej okazji, żeby odłożyć na emeryturę. Widzisz, w tym zawodzie, kiedy już jesteś stary i nie ma dla ciebie pracy… trzeba mieć mnóstwo forsy, żeby zniknąć.
- I ty zamierzasz zniknąć? – Olga uniosła brwi, demonstrując zdziwienie. Nie takich rewelacji się spodziewała.
- Już wkrótce. Znudziło mi się ciągłe nadstawianie karku i oglądanie za siebie. Rajskie wyspy czekają, tylko trzeba mieć sporo forsy.
- Na nową tożsamość? Czy nową twarz?
- Jedno i drugie – zaśmiał się Maksym. – Jednak jesteś bystrzejsza niż sądziłem – spojrzał na nią z uznaniem. – Ale przez to bardziej niebezpieczna – wyciągnął rękę i przystawił jej pistolet do skroni. – Gdzie pendrive’y?
- Nie wiem…
- Akurat – mocniej wcisnął lufę w skórę jej głowy. – Gdzie?? – widać było, że facet nie ma ochoty na przeciąganie przesłuchania i zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się tego, czego chce.
- Ja je mam – nagle od strony drzwi rozległ się znajomy głos, pół sekundy później kula wystrzelona z Max’owego pistoletu rozwaliła Fiodorow’owi głowę. Bezwładne ciało bandyty upadło na podłogę, tuż obok Olgi, która patrzyła na to lekko oniemiała. Max drugim strzałem powalił jednego z ochroniarzy Fiodorow’a, a kiedy wycelował pistolet w stronę trzeciego, ten widząc, co się dzieje i że jego szef już nie żyje, natychmiast odrzucił swoją broń i uniósł ręce w geście poddania. Jakby nie wiedział, że nic mu to nie da. I faktycznie, Max nie zamierzał puszczać nikogo żywego, więc nie zważając na nic, strzelił ponownie. W pokoju zaległa cisza, a na podłodze zaległy trzy trupy.
- Zrobiłeś ze mnie przynętę – Olga popatrzyła na swojego męża gniewnie zmrużonymi oczyma.
- Zrobiłem – przyznał bez oporów, pomagając jej wstać. – Jak głowa?
- Boli – Olga pomacała się z tyłu czaszki i skrzywiła się, wyczuwając guza. – Mogłam domyślić się wcześniej…
- Mogłaś, ale najwyraźniej twoje myśli zaprzątało coś innego. A raczej ktoś… - wyzłośliwił się Max, chowając broń i ruszając w kierunku ich sypialni. Olga poszła za nim, bez słowa wyciągnęła z szafy drugą torbę i zaczęła się pakować. – Nic nie powiesz? – zdziwił się jej partner. – Żadnych ripost? Żadnych ciosów?
- Nie chce mi się – agentka wrzuciła do torby swoje kosmetyki przyniesione z łazienki. – A na cios zasłużyłeś…
- Zrobiłaś to z zemsty? – zapytał, przerywając na chwilę upychanie swoich koszul w torbie. Oboje wiedzieli, że nie uderzenie ma na myśli.
- Z zemsty? Nie – zaśmiała się. – Wtedy byłabym taka jak ty.
- To dlaczego?
- Czy to ważne? – popatrzyła na niego. – Chcesz urządzać psychoanalizę? Teraz?
- No nie – zreflektował się i dokończył pakowanie. – Ale i tak musimy porozmawiać…
- Dokąd jedziemy? – Olga zignorowała ostatnie zdanie.
- Do Berlina…

Berlin

            Max zaparkował samochód tuż przy krawężniku i spojrzał na siedzącą obok Olgę. Nie miała zbyt zachęcającej miny, ale nic dziwnego, skoro od blisko jedenastu godzin byli w trasie. W bardzo milczącej trasie, bo praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Nie mieli ochoty i musieli sobie przemyśleć wiele spraw. Zwłaszcza Olga. Bardzo nie spodobało jej się to, czego dowiedziała się o swoim związku. Że od bardzo długiego czasu była okłamywana. Że jej mąż, który twierdził, że tak ją kocha, miał na boku niezliczone rzesze panienek. I że nie ma z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Ona miała, po tej nocy z Aleksandrem. Chociaż nie żałowała ani chwili, ani sekundy spędzonej w towarzystwie Darylev’a, ani żadnej rzeczy, która ją z nim łączyła. Ale wyrzuty miała. Była pewna, że kiedyś ucichną, a najprawdopodobniej stanie się to przy pierwszej okazji, kiedy Max ją wkurzy, albo się jej narazi w jakiś inny sposób. Mimo wszystko, nie lubiła nie być lojalna. Te jedenaście godzin podróży pozwoliło jej uporać się z natłokiem myśli, które krążyły po jej głowie. I uświadomić sobie, że tak naprawdę kocha ich obu. I z żadnego nie chce rezygnować. Czytała gdzieś, że miłość do dwóch mężczyzn jednocześnie nie jest możliwa. No cóż, najwyraźniej w jej przypadku jest. Każdy z nich był inny i każdy dawał jej coś innego.
- Co to za miejsce? – Olga wróciła do rzeczywistości i rozejrzała się wokół. Stali pod niewielką kamienicą, niedawno odnowioną, bo tynk lśnił w słońcu głębokimi kolorami.
- Mieszka tu ktoś… ważny dla mnie – w głosie Max’a zabrzmiało wahanie. – Mało kto o nim wie…
- Cóż to za tajemnicza postać? Jakaś kolejna kochanka? – kobieta nie mogła sobie darować tej złośliwości.
- Nie tym razem – Max nawet nie mrugnął na te słowa. W przeciwieństwie do Olgi, wyrzutów nie miał żadnych. Po początkowej złości, że spotkała się z tym rosyjskim mafiosem nie było już śladu. Po głębszym przemyśleniu, nawet się cieszył, że tak zrobiła. Pozbyła się kolejnych hamulców, co może im się przydać w pracy. Zabrali z bagażnika swoje torby i weszli do budynku. Klatka schodowa pachniała jeszcze świeżą farbą, schody, choć wykonane dawno temu, teraz zostały odnowione. Weszli na pierwsze piętro i Max zadzwonił do drzwi. Które pół minuty później stanęły otworem.
- Max! – mężczyzna, który im otworzył, bez wahania wyciągnął ramiona i zgarnął Doherty’ego w czuły uścisk. Max odwzajemnił się takim samym gestem, wywołując u Olgi nieco konsternacji. – Wejdźcie, proszę – mężczyzna odsunął się i już po chwili znaleźli się w środku mieszkania.
- Olga, pozwól – Max odwrócił się do niej, odkładając swoją torbę na podłogę. – Poznaj, to mój brat, Robert…
- Robert Donnovan – mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę zaskoczonej Olgi.
- Masz brata??? – agentka odruchowo odwzajemniła gest. – Olga Lenkov…
- W zasadzie: Olga Doherty – poprawił ją Max. – Moja żona – dokończył prezentacji.
- Widzę, że mnóstwo się zmieniło od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni… - Robert przyjrzał się Oldze uważnie. – Szkoda, że nie dałeś znać, przyjechałbym na ślub.
- To była szybka decyzja – wytłumaczył szybko Max. Cała trójka przeszła do sąsiedniego pokoju, porzucając przedpokój i leżące tam bagaże. – Nawet nas zaskoczyła…
- Taa… - Olga mruknęła pod nosem nieco ironicznie. Rzeczywiście, szybka decyzja. Coraz częściej zastanawiała się tylko, czy słuszna.

13 listopada 2015

Rozdział 50

            Olga stanęła przed bramą domu, którego adres miała zapisany na małej karteczce ukrytej w kieszeni żakietu. Jeszcze nie była do końca przekonana, czy przyjazd tutaj był dobrym pomysłem. Ale po rozmowie z Max’em musiała coś zrobić. Musiała iść do kogoś, kto jej wysłucha, przytuli i nie będzie chciał nic więcej. No chyba, że ona sama będzie chciała. Nie miała jednak szansy na zmianę decyzji, bo ciche brzęczenie oznajmiło jej, że furtka właśnie stanęła otworem. Olga, dość niepewnie, pchnęła ją i powoli ruszyła w stronę schodów, prowadzących do okazałego domu.
- Jest trochę zimno, więc może się pospiesz – usłyszała głos Aleksandra, który wychylił się zza drzwi. Był w szortach i koszulce, na twarzy miał cień zarostu, a włosy nieco zmierzwione. Najwyraźniej zdążył się już położyć.
- Nie dzwoniłam… - szybko wbiegła po schodach i stanęła przed mężczyzną.
- Kochanie, nie musisz – prychnął.  Złapał ją za ramię i wciągnął do środka. – Wiedziałem, że idziesz jak tylko wysiadłaś z taksówki.
- Zapomniałam, że masz swoich goryli wszędzie – też prychnęła, pozwalając zdjąć z siebie brudny żakiet. Sasza cmoknął z niesmakiem na widok jej ubrania i brudu, który na niej zalegał.
- Powiedzmy, że muszę dbać o bezpieczeństwo swoje i moich gości – oznajmił cierpko. – Wyglądasz okropnie. Chodź, zrobię ci kąpiel – pociągnął ją w głąb domu, którego wystrój był dla Olgi sporym zaskoczeniem. Sądząc po fasadzie budynku należałoby się spodziewać nuworyszowskiego przepychu i kapiących złotem kryształowych żyrandoli, jakkolwiek to brzmiało. A tu niespodzianka. Całość była utrzymana w klasycznym stylu i miała klasę. Dokładnie jak Aleksander. Kobieta zrzuciła po drodze buty i dała się poprowadzić. Chwilę później stała na miękkim, puchatym dywaniku w kolorze ecru, tuż obok wielkiej, białej, ceramicznej wanny, do której właśnie leciała gorąca woda. Tworząc pianę tuż pod kranem, bo Sasza natychmiast nalał tam sporą porcję płynu do kąpieli. Łazienkę natychmiast wypełnił znajomy już jej aromat.
- Już teraz wiem dlaczego zawsze czuję ten zapach, kiedy tylko się pojawiasz – powiedziała, spoglądając na mężczyznę uważnie.
- Ten zapach? – zapytał, podchodząc bliżej niej i stając tuż przed.
- Twój zapach – wyjaśniła, patrząc mu prosto w oczy. On też patrzył. Z napięciem pomieszanym z zachwytem. Aleksander już przy pierwszym spotkaniu wiedział, że Olga nie jest zwykłą kobietą. Pomijając zawód, który wykonywała, oczywiście. Już wtedy zrobiła na nim ogromne wrażenie, jeszcze nieco stłamszonej przez swojego partnera, ale kobiety z wielkim potencjałem. Potencjałem, który powoli zaczynała w sobie odkrywać. – Będziesz patrzył jak się rozbieram? – zadała nurtujące ją pytanie, nieco ochrypłym nagle głosem.
- Wolałbym to zrobić osobiście, ale musisz sama o to poprosić – odpowiedział stanowczo. Po czym odwrócił się i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi. Olga odprowadziła go wzrokiem. Była trochę rozczarowana, że poszedł w takim momencie. Była gotowa na seks z innym mężczyzną niż jej mąż. Chciała seksu z inny mężczyzną. Chciała seksu właśnie z Aleksandrem. I nie tylko seksu. Chciała jego. To było trudne do opisania. I zrozumienia. Szybko zrzuciła z siebie ciuchy i weszła do wanny. Zanurzyła się w gorącej wodzie pełnej piany z westchnieniem ulgi. Dopiero teraz poczuła jak bardzo jest zmęczona. Jak bardzo ten dzień dał jej w kość. Dzień i kilka ostatnich tygodni. Miesięcy. I nie miała tutaj na myśli tego konkretnego zadania. Raczej jej związku i relacji z Maxem. Olga potrząsnęła głową, starając się wyrzucić te myśli z głowy. Teraz nie był na to odpowiedni moment. Zamknęła oczy i zanurzyła się bardziej. Woda miała na nią kojący wpływ. Woda i unoszący się wokół zapach. Była tak pochłonięta kontemplowaniem tej chwili spokoju, że nie usłyszała jak ktoś wszedł. Dopiero ciche chrząknięcie przywróciło ją do rzeczywistości. Otworzyła oczy i zobaczyła Aleksandra. Stał na środku pomieszczenia i patrzył na nią. Patrzył w taki sposób, że aż poczuła dreszcze w dole brzucha. Przyjemne dreszcze.
- Chodź tutaj – powiedziała, zaskakując samą siebie, nie tylko treścią, ale przede wszystkim tonem głosu. Był ochrypły z pożądania i rozkazujący. Sasza drgnął, troszkę zaskoczony, ale podszedł. Uklęknął obok wanny i zanurzył rękę w wodzie. Mokrą dłonią przejechał ostrożnie po jej nagim ramieniu, wzbudzając w niej kolejny przypływ pożądania. – Umyj mnie – zażądała. – Skoro nie możesz już mnie rozebrać… - dodała wyjaśniającym tonem na widok jego miny. Sasza uśmiechał się jak kot, przed którym właśnie postawiono spodek pełen śmietanki. Sięgnął po gąbkę i nalał na nią nieco mydła. Szybko je spienił, po czym kazał jej usiąść. Wykonała polecenie, a Aleksander bez wahania przystąpił do czynów. Delikatnie umył jej plecy, mydląc je i pocierając szorstką gąbką. Jego dłonie były delikatne i pełne czułości, a Olga poczuła się naprawdę wspaniale. Potem zajął się jej piersiami i brzuchem. Tak długo je mył i spłukiwał, a potem znów mył i spłukiwał, aż jej brodawki stały się sztywne i sterczące, a skóra wokół zaróżowiła.
- Wstań – poprosił, głosem pełnym napięcia i pożądania. Olga posłusznie podniosła się, a Darylev zaczął myć jej pośladki i uda. Zszedł niżej, aż do stóp, którymi zajął się równie starannie, opierając je o brzeg wanny. Dopiero potem wrócił na górę, kolistymi ruchami znów pieszcząc uda i jej naprawdę niezły tyłek. Olga stała i pozwalała mu działać, zachwycona i podniecona. Marzyła, żeby zabrał ją z tej wanny i zaprowadził do sypialni. Marzyła, żeby odłożył gąbkę i dotknął jej dłońmi. Marzyła, żeby jego zgrabne palce odnalazły ten najwrażliwszy punkt pomiędzy jej udami i zajęły się nim równie starannie. Palce i język, dodała w myślach. Aleksander chyba usłyszał albo może dostrzegł, że czas najwyższy zmienić sposób pieszczot, bo odłożył gąbkę i przebiegł palcami po jej nagiej skórze. Olga jęknęła, czując ten dotyk. Palce Saszy zawędrowały jeszcze wyżej, kobieta odruchowo rozchyliła uda, co natychmiast wykorzystał. Wtargnął pomiędzy płatki jej kobiecości, delikatnie, ale stanowczo. Pieścił ją, głaskał i wsuwał palec do środka sprawiając, że Olga zwilgotniała i zaczęła szybciej oddychać. Ale Aleksander był wytrawnym kochankiem i nie miał zamiaru tak szybko kończyć ich przygody. Zabrał dłoń, powodując jęk zawodu u kobiety, zaśmiał się cicho na taką jej reakcję, po czym wyciągnął ją z wanny, błyskawicznie wytarł pierwszym z brzegu ręcznikiem i zaprowadził do sypialni. Tam pchnął na łóżko, rozbierając się równie szybko i uklęknął obok. Olga bez przeszkód mogła teraz zobaczyć jak bardzo mu się podoba i jak na niego działa. Sterczący, twardy członek, jego namiętne spojrzenie i odrobinę przyspieszony oddech najlepiej o tym świadczyły. Przez chwilę na siebie patrzyli, w końcu zniecierpliwiona kobieta przyciągnęła go zaborczo do siebie i pocałowała. Oddał pocałunek, jego ręce już błądziły po jej ciele, wprawiając ją w drżenie. Ale kiedy zaczął całować i lizać każdy fragment jej skóry, każdy fragment ciała… odjechała. To był zupełnie inny seks niż z Maxem. Jej mąż nigdy, przez cały ich związek, nie dał jej tyle czułości, tyle uwagi i zachwytu, co ten właśnie mężczyzna przez tą krótką chwilę. A kiedy zszedł z tym językiem i ustami do punktu u zbiegu jej ud, odleciała całkowicie. Z głośnym krzykiem. A potem, kiedy już troszeczkę ochłonęła, odwdzięczyła mu się tym samym. Dopiero później kochali się, tak prawdziwie i do końca, w satynowej, chłodnej pościeli.

            Aleksander nie mógł uwierzyć. Nie mógł uwierzyć, że oto w jego łóżku, śpi właśnie, zmęczona seksem z nim, ta cudowna kobieta. Wyglądała teraz strasznie bezbronnie i niewinnie. Niewinna, dobre sobie prychnął z rozbawieniem w myślach, przypominając sobie, co robiła niespełna półgodziny temu. Prawdziwa z niej była wtedy diablica. Kusicielka. Kiedy skończyli, położyła się obok, wtulając się w jego ramię i po chwili zasnęła. Najwyraźniej była bardzo zmęczona, zresztą wcale jej się nie dziwił. Zdążyła mu co nieco opowiedzieć, kiedy spotkali się w tej opuszczonej fabryce. I widział ranę na jej ręce, nie była groźna, ale mogła boleć. Zastanawiał się, co zaszło pomiędzy nią i tym całym Maxem, skoro nie dość, że uderzyła go na jego oczach, to jeszcze do niego przyszła. Jednak, chociaż już stracił nadzieję. Teraz cieszył się jej śpiącym towarzystwem, jej zapachem i ciepłem jej pięknego ciała. Nagle z łazienki, która przynależała do jego sypialni i w której wszystko się zaczęło, rozległ się dźwięk dzwonka. Telefon. Zaciekawiony Aleksander ostrożnie wyszedł z łóżka, wzbudzając u Olgi nikły pomruk protestu. Dźwięk dolatywał z kieszeni żakietu, leżącego na podłodze. Sam go tu przyniósł zresztą. Sasza sięgnął po granatowe zawiniątko i zgrabnie wyłuskał aparat. Na ekranie migotało: MAX. Uśmiechnął się lekko, złośliwie i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Olga? – usłyszał bardzo wściekły głos Doherty’ego. – Gdzie, do kurwy nędzy, jesteś??
- Jest u mnie – odpowiedział mu chłodno Darylev, natychmiast wchodząc w swoją zwykłą rolę rosyjskiego biznesmena. – Śpi. Coś jej przekazać? – zapytał uprzejmie wiedząc, że właśnie tym wyprowadzi partnera Olgi z równowagi.
- Co??? – nie pomylił się ani na jotę. – Gdzie, kurwa, jest?? U ciebie?? Zabiję cię, gnoju!!
- Uspokój się – rzucił zimno Aleksander. – Gówno mi zrobisz. Olga śpi, musi odpocząć. Nie wiem, co jej zrobiłeś, ale się dowiem…
- Grozisz mi?? – Max nie mógł uwierzyć w to, czego się właśnie dowiedział. Jego żona spała u tego gnojka!
- Ja nie grożę, Doherty i dobrze o tym wiesz – niemal warknął Sasza. – Ja od razu przystępuję do czynów. To, że z tobą gadam, świadczy tylko o tym, że nie chcę robić nic bez wiedzy Olgi. Jest bezpieczna, musi odpocząć – powtórzył. -  Zadzwoni do ciebie rano i wtedy sobie pogadacie…
- Darylev, sukinsynu…
- Doherty, ostrzegam cię – syknął złowrogo Aleksander. – Uspokój się. I zacznij myśleć może, bo nie ręczę za siebie…
- Jasne i co mi zrobisz? – Max opanował się z najwyższym trudem. Teraz wszedł na poziom ironii i sarkazmu. – Zastrzelisz mnie? Olga ci nie pozwoli…
- Nie będę jej pytał o zdanie – Sasza znów był uprzedzająco grzeczny. – Jest pod moją opieką, a to dużo znaczy…
- Pierdolenie – warknął agent, którego sama myśl o Oldze w domu tego mafioza doprowadzała do szału. – Dobra, powiedz księżniczce, że jak już się wyśpi, to niech łaskawie zadzwoni do męża. Mamy kilka spraw do załatwienia… - z tymi słowami Max rozłączył się i z ogromnym trudem powstrzymał przed ciśnięciem telefonem o ścianę.

            Aleksander uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Nie znosił tego faceta, tego jak traktował Olgę. Jak uważał ją za swoją własność. Jak rozkazywał. Nie mógł pojąć, dlaczego z nim była. Pracowali razem, w porządku. Ale dlaczego go kochała? Wrócił do sypialni i zastał Olgę siedzącą na łóżku, nagą, przykrytą tylko niedbale cienką kołdrą, spod której wystawały jej długie nogi, ramiona i kawałek piersi. Ale zdawała się w ogóle na to nie zwracać uwagi. Podał jej telefon, który wciąż trzymał w dłoni i spokojnie wytrzymał jej spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Musiałeś? – zapytała. Nawet nie pytał skąd wie, ani jak się domyśliła.
- Nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji – odparł, siadając obok. – Co się stało?
- Sasza…
- Obiecałaś – przerwał jej stanowczo. Chciał wiedzieć i już.
- Przyłapałam go jak pieprzył Jacqueline, sekretarkę Arnauda – poddała się słysząc ten ton. Zdążyła już na tyle poznać Darylev’a, żeby wiedzieć, że i tak to z niej wyciągnie. Zresztą, co jej szkodziło mu powiedzieć. – A chwilę później trafić na złodzieja danych… A kiedy wracaliśmy z poczty… - Sasza skinął głową, dając jej do zrozumienia, że wie, o czym mówi. – Przyznał się, że to nie było pierwszy raz. A francuska dziwka nie była pierwszą jego podrywką…
- I poszłaś ze mną do łóżka w ramach zemsty? – spytał z uprzejmym zainteresowaniem, ale Olga nie dała się zwieść.
- Nie – przysunęła się bliżej i usiadła tak, że patrzyli sobie w oczy. – Poszłam z tobą do łóżka, bo chciałam. Bo marzyłam o tym od dawna. Bo jesteś cudownym mężczyzną, ale raczej nie dla mnie…
- Wiedziałem, że jest tu jakiś haczyk – jęknął, nagle rozweselony. Tłumaczenie Olgi jak najbardziej mu się spodobało. – Bo jestem rosyjskim mafiosem? – zakpił.
- Bo jesteś za dobry dla kogoś takiego jak ja…

- Głupia – skarcił ją natychmiast. – Jesteś wspaniałą kobietą i nigdy nie daj sobie wmówić, że jest inaczej… - Olga uśmiechnęła się lekko na te słowa. Sasza był naprawdę świetny. Jako kochanek. Jako przyjaciel. Ale nie mogli być razem, bo między nimi istniał dość znaczący konflikt interesów. Nie wiedziała, co powiedzieć na te słowa, więc po prostu go pocałowała. A Sasza od razu skorzystał z tego niemego zaproszenia i zajął się nią należycie i z wielkim zapałem.