25 listopada 2015

Rozdział 51

            Olga westchnęła i sięgnęła po komórkę. Był ranek, bardzo wczesny co prawda, ale z całą pewnością ranek. Dochodziła szósta, na dworze dopiero zaczynało szarzeć, a ona siedziała w wielkim łóżku Aleksandra, pośród pomiętej pościeli i zastanawiała, czy dzwonić do Maxa już, czy jeszcze poczekać. Nie chciało jej się z nim rozmawiać, nie po tym, czego się dowiedziała. Ale wiedziała, że musi. Sasza taktownie wyszedł, dając jej maksimum swobody. Olga uśmiechnęła się lekko na wspomnienie mężczyzny i tego, co razem robili. To była najlepsza noc w jej życiu od bardzo długiego czasu. Naprawdę. Kobieta w końcu uznała, że nie ma co zwlekać i przedłużać. Szybko wybrała numer i przyłożyła aparat do ucha.
- No, nareszcie – usłyszała warknięcie. – Księżniczka zdecydowała się odezwać.
- Dzień dobry – w odpowiedzi Olga przywitała się grzecznie i chłodno, chociaż tak naprawdę wszystko momentalnie w niej zawrzało. Co za dupek. – Dzwoniłeś.
- Dzwoniłem – znów warkot. – Ale odebrał twój kochaś. Gdzie jesteś??
- W bezpiecznym miejscu – odparła, wciąż zimno.
- Olga, do kurwy nędzy! – Max nie zamierzał wcale być miły. – Przestań ze mną pogrywać!
- Nie pogrywam z tobą. Po prostu nie podam ci adresu i tyle.
- Bo co?? Bo chcesz chronić swojego kochasia??
- Mój, jak to określiłeś „kochaś”, znakomicie daje sobie radę sam – wkurzyła się. – Nie potrzebuje mojej ochrony, a już na pewno nie musi bać się ciebie!
- Tak uważasz? – w głosie Maxa pojawiły się groźne nuty.
- Tak uważam. I nie zadzieraj z nim, bo to się źle skończy.
- Chyba nie sądzisz, że przestraszę się twoich gróźb?
- To nie są groźby, Max – Olga westchnęła. Dzień jeszcze się na dobre nie zaczął, a ona już miała dość. – To stwierdzenie faktu. Nie chcę, żebyś w imię urażonej ambicji zrobił jakieś głupstwo… - zamilkła. Max też milczał, nieco zaskoczony tym, co powiedziała. Nie spodziewał się takich słów. Nie w tej sytuacji. – Przyjadę do naszego mieszkania… Niedługo – rozłączyła się i z jękiem opadła w pościel. Ta rozmowa zmęczyła ją bardziej niż cała noc z Aleksandrem.
- To był tylko epizod, prawda? – od strony drzwi rozległ się spokojny głos Darylev’a. Olga otworzyła oczy i popatrzyła na niego uważnie.
- Ile słyszałeś? – zapytała w końcu.
- Ostatnie zdanie – wzruszył ramionami i podszedł. Usiadł na łóżku, tuż obok niej i delikatnie zaczął głaskać ją po nagiej nodze. Lubił dotyk jej skóry. – Epizod?
- Sasza, dobrze wiesz, że nie jest nam po drodze – Olga też usiadła i przysunęła się bliżej. – Jestem agentką CIA, na litość boską!
- Ja nie chcę się z tobą żenić, ani mieć dzieci – zwrócił jej uwagę ignorując ostatni okrzyk. – Chcę tylko wiedzieć, czy to był jednorazowy epizod…
- Nie – odparła w końcu Olga, po dość długiej chwili milczenia. – To nie był epizod…
- Tyle mi wystarczy – przerwał jej, bo już otwierała usta, żeby powiedzieć coś jeszcze. – Nie składaj żadnych deklaracji ani obietnic. Po prostu…
- Idźmy na żywioł? – teraz ona mu przerwała. Roześmiał się.
- Po prostu zobaczymy, co nam życie przyniesie… - pocałował ją mocno. – Jedź do niego – poprosił, kiedy już się od siebie oderwali.
- Już chcesz się mnie pozbyć? – uniosła brwi, idąc zwyczajowo w stronę kpiny.
- Nigdy nie chcę się ciebie pozbywać – obruszył się, ale zaraz zorientował się, że kpi. – Kochanie, jedź do niego, bo zaraz postawi w stan gotowości wszystkie służby, żeby cię znaleźć. A potem dostanie pierdolca. Albo apopleksji – Olga roześmiała się głośno. No tak, Max byłby do tego zdolny. Co nie zmieniało faktu, że wcale nie chciała nigdzie iść.
- Przekonałeś mnie – wygrzebała się z pościeli. – Szybki prysznic i znikam. Masz jakieś ciuchy? Moje nie za bardzo nadają się do noszenia… - skrzywiła się na widok brudnych szmat, które wciąż leżały na podłodze łazienki.
- Coś znajdę. Położę ci na łóżku. Jak się ogarniesz, zejdź na śniadanie, a potem mój człowiek cię odwiezie…

            Olga otworzyła drzwiczki czarnej limuzyny i wysiadła. Jeden z ludzi Aleksandra odwiózł ją do mieszkania, które zajmowali wraz z Max’em. Bez protestów zdradziła mu ten adres, wiedziała, że do niczego go nie wykorzysta, poza tym i tak zaraz mieli stąd znikać. Kobieta rozejrzała się odruchowo, po czym szybkim krokiem weszła do kamienicy. Pokonała kilka schodków prowadzących na parter i bez wahania pchnęła pierwsze drzwi po lewej stronie.
- Max! – zawołała, niezbyt głośno, ale wystarczająco. – Jestem! – Olga chciała przejść dalej, ale brak odzewu ze strony jej męża, zatrzymał ją w miejscu. Od razu sięgnęła po schowany za paskiem dżinsów pistolet, w który zaopatrzył ją Darylev. Profilaktycznie, jak rzekł. Agentka odbezpieczyła broń i powoli ruszyła w głąb mieszkania. – Max? – przeszła przez główny salon i skierowała się w stronę kuchni. Nagle usłyszała za plecami jakiś szelest, nie zdążyła się odwrócić, kiedy poczuła silny ból z tyłu głowy i osunęła się na podłogę.

            Olga ocknęła się, czując tępy ból pulsujący tuż nad karkiem. Otworzyła oczy, ale wzrok miała zamazany, potrząsnęła więc lekko głową, chcąc przywrócić ostrość widzenia. Natychmiast poczuła się gorzej. Leżała na podłodze, a nad nią pochylał się nie kto inny, a sam Fiodorow. Miał w ręce jej pistolet, poza tym uśmiechał się lekko i patrzył na nią z ironią.
- No nareszcie – prychnął. – Myślałem, że będę musiał wylać ci na głowę wiadro wody, żebyś się w końcu ocknęła. Strasznie delikatna jesteś…
- Czego chcesz? – Olga zignorowała ten wywód. Nie miała ochoty mu się tłumaczyć, ani udowadniać temu facetowi, że jest twardsza niż mu się wydaje.
- A jak myślisz?
- Pendrive’ów…
- Brawo. Ale to nie wymagało aż takiej inteligencji – zakpił. – Gdzie są?
- Nie wiem – Olga wzruszyła ramionami. W odpowiedzi zarobiła uderzenie w twarz. Z otwartej dłoni. – Chyba nie sądzisz, że czymś takim zmusisz mnie do mówienia? – uniosła brwi, nie zważając na piekący policzek.
- Oczywiście, że nie – Fiodorow natychmiast zrozumiał, że nie tędy droga. – Jesteś agentką CIA, bicie nie robi na tobie wrażenia, prawda?
- Mało rzeczy robi na mnie wrażenie – odparła. – Po co ci te programy? – zapytała, chcąc nie tylko dowiedzieć się, o co chodzi, ale też zyskać na czasie. Zastanawiała się, gdzie, do cholery, jest Max, skoro byli umówieni.
- Żeby sprzedać je dalej – Fiodorow zaśmiał się na widok jej zaskoczonej miny. – Chyba nie sądziłaś, że chciałem je zdobyć dla Łukaszenki…
- Nie pracujesz dla niego?
- Pracuję – mężczyzna wzruszył ramionami. – Ale korzystam z każdej okazji, żeby odłożyć na emeryturę. Widzisz, w tym zawodzie, kiedy już jesteś stary i nie ma dla ciebie pracy… trzeba mieć mnóstwo forsy, żeby zniknąć.
- I ty zamierzasz zniknąć? – Olga uniosła brwi, demonstrując zdziwienie. Nie takich rewelacji się spodziewała.
- Już wkrótce. Znudziło mi się ciągłe nadstawianie karku i oglądanie za siebie. Rajskie wyspy czekają, tylko trzeba mieć sporo forsy.
- Na nową tożsamość? Czy nową twarz?
- Jedno i drugie – zaśmiał się Maksym. – Jednak jesteś bystrzejsza niż sądziłem – spojrzał na nią z uznaniem. – Ale przez to bardziej niebezpieczna – wyciągnął rękę i przystawił jej pistolet do skroni. – Gdzie pendrive’y?
- Nie wiem…
- Akurat – mocniej wcisnął lufę w skórę jej głowy. – Gdzie?? – widać było, że facet nie ma ochoty na przeciąganie przesłuchania i zrobi wszystko, żeby dowiedzieć się tego, czego chce.
- Ja je mam – nagle od strony drzwi rozległ się znajomy głos, pół sekundy później kula wystrzelona z Max’owego pistoletu rozwaliła Fiodorow’owi głowę. Bezwładne ciało bandyty upadło na podłogę, tuż obok Olgi, która patrzyła na to lekko oniemiała. Max drugim strzałem powalił jednego z ochroniarzy Fiodorow’a, a kiedy wycelował pistolet w stronę trzeciego, ten widząc, co się dzieje i że jego szef już nie żyje, natychmiast odrzucił swoją broń i uniósł ręce w geście poddania. Jakby nie wiedział, że nic mu to nie da. I faktycznie, Max nie zamierzał puszczać nikogo żywego, więc nie zważając na nic, strzelił ponownie. W pokoju zaległa cisza, a na podłodze zaległy trzy trupy.
- Zrobiłeś ze mnie przynętę – Olga popatrzyła na swojego męża gniewnie zmrużonymi oczyma.
- Zrobiłem – przyznał bez oporów, pomagając jej wstać. – Jak głowa?
- Boli – Olga pomacała się z tyłu czaszki i skrzywiła się, wyczuwając guza. – Mogłam domyślić się wcześniej…
- Mogłaś, ale najwyraźniej twoje myśli zaprzątało coś innego. A raczej ktoś… - wyzłośliwił się Max, chowając broń i ruszając w kierunku ich sypialni. Olga poszła za nim, bez słowa wyciągnęła z szafy drugą torbę i zaczęła się pakować. – Nic nie powiesz? – zdziwił się jej partner. – Żadnych ripost? Żadnych ciosów?
- Nie chce mi się – agentka wrzuciła do torby swoje kosmetyki przyniesione z łazienki. – A na cios zasłużyłeś…
- Zrobiłaś to z zemsty? – zapytał, przerywając na chwilę upychanie swoich koszul w torbie. Oboje wiedzieli, że nie uderzenie ma na myśli.
- Z zemsty? Nie – zaśmiała się. – Wtedy byłabym taka jak ty.
- To dlaczego?
- Czy to ważne? – popatrzyła na niego. – Chcesz urządzać psychoanalizę? Teraz?
- No nie – zreflektował się i dokończył pakowanie. – Ale i tak musimy porozmawiać…
- Dokąd jedziemy? – Olga zignorowała ostatnie zdanie.
- Do Berlina…

Berlin

            Max zaparkował samochód tuż przy krawężniku i spojrzał na siedzącą obok Olgę. Nie miała zbyt zachęcającej miny, ale nic dziwnego, skoro od blisko jedenastu godzin byli w trasie. W bardzo milczącej trasie, bo praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Nie mieli ochoty i musieli sobie przemyśleć wiele spraw. Zwłaszcza Olga. Bardzo nie spodobało jej się to, czego dowiedziała się o swoim związku. Że od bardzo długiego czasu była okłamywana. Że jej mąż, który twierdził, że tak ją kocha, miał na boku niezliczone rzesze panienek. I że nie ma z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Ona miała, po tej nocy z Aleksandrem. Chociaż nie żałowała ani chwili, ani sekundy spędzonej w towarzystwie Darylev’a, ani żadnej rzeczy, która ją z nim łączyła. Ale wyrzuty miała. Była pewna, że kiedyś ucichną, a najprawdopodobniej stanie się to przy pierwszej okazji, kiedy Max ją wkurzy, albo się jej narazi w jakiś inny sposób. Mimo wszystko, nie lubiła nie być lojalna. Te jedenaście godzin podróży pozwoliło jej uporać się z natłokiem myśli, które krążyły po jej głowie. I uświadomić sobie, że tak naprawdę kocha ich obu. I z żadnego nie chce rezygnować. Czytała gdzieś, że miłość do dwóch mężczyzn jednocześnie nie jest możliwa. No cóż, najwyraźniej w jej przypadku jest. Każdy z nich był inny i każdy dawał jej coś innego.
- Co to za miejsce? – Olga wróciła do rzeczywistości i rozejrzała się wokół. Stali pod niewielką kamienicą, niedawno odnowioną, bo tynk lśnił w słońcu głębokimi kolorami.
- Mieszka tu ktoś… ważny dla mnie – w głosie Max’a zabrzmiało wahanie. – Mało kto o nim wie…
- Cóż to za tajemnicza postać? Jakaś kolejna kochanka? – kobieta nie mogła sobie darować tej złośliwości.
- Nie tym razem – Max nawet nie mrugnął na te słowa. W przeciwieństwie do Olgi, wyrzutów nie miał żadnych. Po początkowej złości, że spotkała się z tym rosyjskim mafiosem nie było już śladu. Po głębszym przemyśleniu, nawet się cieszył, że tak zrobiła. Pozbyła się kolejnych hamulców, co może im się przydać w pracy. Zabrali z bagażnika swoje torby i weszli do budynku. Klatka schodowa pachniała jeszcze świeżą farbą, schody, choć wykonane dawno temu, teraz zostały odnowione. Weszli na pierwsze piętro i Max zadzwonił do drzwi. Które pół minuty później stanęły otworem.
- Max! – mężczyzna, który im otworzył, bez wahania wyciągnął ramiona i zgarnął Doherty’ego w czuły uścisk. Max odwzajemnił się takim samym gestem, wywołując u Olgi nieco konsternacji. – Wejdźcie, proszę – mężczyzna odsunął się i już po chwili znaleźli się w środku mieszkania.
- Olga, pozwól – Max odwrócił się do niej, odkładając swoją torbę na podłogę. – Poznaj, to mój brat, Robert…
- Robert Donnovan – mężczyzna wyciągnął dłoń w stronę zaskoczonej Olgi.
- Masz brata??? – agentka odruchowo odwzajemniła gest. – Olga Lenkov…
- W zasadzie: Olga Doherty – poprawił ją Max. – Moja żona – dokończył prezentacji.
- Widzę, że mnóstwo się zmieniło od czasu, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni… - Robert przyjrzał się Oldze uważnie. – Szkoda, że nie dałeś znać, przyjechałbym na ślub.
- To była szybka decyzja – wytłumaczył szybko Max. Cała trójka przeszła do sąsiedniego pokoju, porzucając przedpokój i leżące tam bagaże. – Nawet nas zaskoczyła…
- Taa… - Olga mruknęła pod nosem nieco ironicznie. Rzeczywiście, szybka decyzja. Coraz częściej zastanawiała się tylko, czy słuszna.

1 komentarz:

  1. Świetne. Max to kawał s***na. Pozbyła się skrupułów, serio? Cóż... niedługo pozbędzie się skrupułów całkiem i go zabije - przyroda. Więcej Aleksandra proszę :) No i Robercik nam się pojawił. Nie wróży to niczym dobrym. Zatem czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń