Kapitana
znalazła na mostku, rozmawiał właśnie ze strażą wybrzeża Bahamów, relacjonując
wydarzenia z wycieczkowca. Na jej widok uśmiechnął się szeroko, jeszcze przez
chwilę powymieniał uwagi z kapitanatem portu, po czym się rozłączył.
- Zrobiliście swoje? – zapytał,
podchodząc do kobiety. Olga potrząsnęła głową, po czym wyciągnęła go na
zewnątrz. – Co jest? – Locke wyglądał na lekko zaniepokojonego. Może dlatego,
że sama świadomość, iż ich pomocnicy są z CIA wzbudzała w nim uzasadnione
obawy. Do samej agentki nic nie miał, wręcz przeciwnie, widział ją w walce i
był pełen podziwu dla jej umiejętności.
- Nic – Lenkov chciała uspokoić swojego
rozmówcę, ale była zbyt zmęczona i obolała, żeby ukryć wewnętrzny dygot jaki
niespodziewanie ją opanował. – Skończyliśmy. Wiemy wszystko…
- Zdradził – to nie było pytanie.
- Tak – Olga westchnęła. – Chcemy
zniknąć.
- Domyślam się – prychnął Philip,
intensywnie myśląc, jak im to ułatwić. Mimo, że nie pałał sympatią do agentów,
no dobrze, do tego całego Maxa nie pałał, Olgę nawet polubił, to jednak zdawał
sobie sprawę, że tak będzie szybciej i łatwiej. Mniej papierkowej roboty i
mniej wyjaśniania. Mniej zgrzytów i między-agencyjnych przepychanek.
- To dobrze – Olga odetchnęła z ulgą,
że nie musi mu tłumaczyć i przekonywać. – Zejdziemy w porcie…
- I się rozpłyniecie we mgle – sarknął.
– Zabieracie Walkera?
- Tak – agentka nie rozmawiała o tym z
Maxem, ale było to oczywiste. Facet musiał zniknąć.
- Dobrze więc. Za dwadzieścia minut znajdziemy
się w porcie. Będzie tam na nas czekała straż wybrzeża, pewnie policja i może
wojsko. Zejdziecie z pasażerami, a potem… no cóż – Locke wzruszył ramionami. –
Wasza inwencja twórcza, jak to zrobicie, ale musicie zniknąć zanim zaczną
sprawdzać listy.
- Myślę, że podołamy temu trudnemu
zadaniu – prychnęła Olga, nieco ubawiona tonem Philipa.
- No popatrz, a wszyscy mówią, że CIA
to taka nieudolna agencja…
- Zazdroszczą nam właśnie tej inwencji
twórczej.
- Nie jestem przekonany, czy to właśnie
o to chodzi – zakpił. Olga zaśmiała się cicho. Polubiła tego wysokiego,
jasnowłosego, przystojnego komandosa, nieco sztywnego jak każdy Anglik, ale
jednak z poczuciem humoru.
- Może kiedyś będziesz miał jeszcze
okazję, żeby to sprawdzić. I Philip… - zawahała się. A raczej zreflektowała. –
Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić… - nie określiła, co miała na myśli pod
„wszystko”, ale i tak się domyślił.
- Przecież was tu nie było – spojrzał
na nią bystro.
- No tak – klepnęła się w czoło. –
Jestem Ci dłużna…
- Nie – przerwał jej zdecydowanie.
- Nie? – zdziwiła się.
- Załatwiliście O’Neall’a – wyjaśnił.
- Tak, tak – wzruszyła ramionami. Nie
chciała przypominać sobie o spotkaniu z tym świrem. – A potem ramię w ramię
załatwiliśmy porywaczy. Niczym bohaterowie z kreskówek… - Olga kpiła na całego.
Ale tak naprawdę jej ulżyło, że zrozumiał i nie musiała mu nic tłumaczyć.
- No widzisz, ile zasług – zaśmiał się
Locke. – A podobno tacy nieudolni jesteście…
- Plotki – odparła. – Plotki i zawiść.
A że czasem mała rozpierducha się zdarzy… Życie – teraz śmiali się już oboje i
dokładnie w takiej dobrej komitywie zastał ich Max, który postanowił sprawdzić
jak Olga radzi sobie z ich nieoczekiwanym sprzymierzeńcem. Nie polubił kapitana
i od razu zauważył spojrzenia jakie ten facet rzucał jego partnerce. A teraz
widział ich razem, jak stali obok mostka i rozmawiali, śmiejąc się wesoło.
Dziwnie to wyglądało, biorąc pod uwagę pokiereszowaną twarz kobiety i plamy
krwi na ubraniu mężczyzny.
- Widzę, że humory dopisują – odezwał
się z przekąsem w głosie Max, podchodząc do nich.
- Jakoś nie widzę powodu, żeby się
smucić – odpowiedział mu Locke, z zaskoczeniem patrząc na poważniejącą Olgę,
która minimalnie się od niego odsunęła.
- Wszystko załatwiłaś? – teraz Max
zwrócił się bezpośrednio do agentki, w jego głosie usłyszała lód i już
wiedziała, że jest wściekły.
- Tak – mruknęła.
- Świetnie. Chodź się spakować –
polecił. Kobieta westchnęła, rzuciła Philipowi przepraszające spojrzenie i
poszła za swoim partnerem.
Olga weszła
za Max’em do ich kajuty, o mało nie obrywając drzwiami. Widziała, że jej
partner jest naprawdę wkurzony, ale nie zamierzała reagować na to w żaden
sposób. A Max był wściekły, bo widok Olgi w komitywie z tym żołnierzykiem
wzbudził w nim cholerną zazdrość. O tak, był zazdrosny o nią jak diabli, na
samą myśl, że mogłaby iść do łóżka z kimś innym niż on sam, miał ochotę tłuc
wszystkich dookoła. Agentka, bez słowa i nie zaszczycając mężczyzny nawet
przelotnym spojrzeniem, zaczęła się pakować. A ponieważ nie miała dużo rzeczy,
poszło jej szybko. Max miotał się po pomieszczeniu, niemal ciskając z oczu
gromy i zaciskając usta, jakby z trudem powstrzymywał się, żeby nie zacząć
krzyczeć. Kajuta była niewielka, więc nic dziwnego, że w końcu na siebie
wpadli. Zderzyli się dość boleśnie, Max skrzywił się, a Olga syknęła, bo
dostała prosto w stłuczone ramię.
-
Uważaj trochę! – warknęła, cofając się o pół kroku.
- Ja?? – Max był nieco zaskoczony jej
atakiem. – To ty uważaj!
- Ja?? O co ci chodzi??
- Dobrze wiesz, o co! – stali naprzeciw
siebie i patrzyli na siebie z wściekłością.
- No właśnie nie wiem! Może mnie
oświeć?? – zaproponowała sarkastycznie.
- Flirtowałaś z tym gościem! – wrzasnął
Max, doprowadzony do ostateczności tonem kobiety.
- Słucham?? – Olgę zatkało. – Ty się
chyba źle czujesz! – agentka z trudem powstrzymała się, żeby nie popukać się
znacząco w czoło.
- Czuję się znakomicie, a ty
flirtowałaś z facetem, którego pierwszy raz zobaczyłaś na oczy!
- Jesteś nienormalny! Gdybym widziała
go drugi raz, to by znaczyło, że co? Że teraz już mogę iść z nim do łóżka? – w
głosie agentki zabrzmiała ledwo skrywana ironia.
- Nawet nie próbuj – Max błyskawicznie
znalazł się przy niej i złapał ją za ramię.
- Co takiego?? – osłupiała Olga
usiłowała wyrwać rękę, ale tylko zacieśnił chwyt. – Nie próbuj czego??
- Nie prowokuj mnie w ten sposób –
wysyczał Max wściekłym tonem. – Nigdy! Rozumiesz??
- Co to ma znaczyć? – agentka szarpnęła
się. – Co ty wyprawiasz?
- Nie rób tak więcej – Max zdawał się
nie słyszeć, tego co mówiła Olga. – Nie flirtuj z innymi facetami na moich
oczach! – wywarczał, jeszcze mocniej ściskając ramię kobiety, czym wywołał na
jej twarzy kolejny grymas bólu.
- Puść – powiedziała agentka cicho, ale
jej ton był lodowato wściekły. Przestała się szarpać, stanęła nieruchomo, jakby
opuściła ją resztka sił, którą jeszcze miała. Dopiero to sprawiło, że Max się
ocknął. Spojrzał najpierw na nią, potem na swoją dłoń ściskającą jej rękę i
cofnął się o krok. Olga popatrzyła na niego wzrokiem, w którym oprócz
wściekłości czaiła się uraza i oburzenie, po czym złapała swoją torbę i bez
słowa wyszła.
- Olga! – zawołał, wybiegając za nią,
ale nie zaszczyciła go nawet przelotnym spojrzeniem, tylko szybko udała się na
górny pokład. Nie miała ochoty rozmawiać, ani nawet przebywać w pobliżu tego
świra. Max zaklął, kopnął ze złością drzwi od kajuty, zabrał swoje rzeczy i
poszedł śladem swojej jeszcze-partnerki. Miał uzasadnione obawy, że po tym
wszystkim nie będzie chciała go znać. Ale co mógł poradzić, że był wściekle
zazdrosny?