27 maja 2015

Rozdział 37

            Telefon zadzwonił na drugi dzień, późnym popołudniem. Na dworze było ciemno, zimno i nieprzyjemnie. Olga grzebała w laptopie, pisząc i odbierając maile. A Max drzemał na kanapie, bo nerwy już go opuściły i uznał całą tą sytuację nawet za zabawną. No, może poza punktem, kiedy wyczuł, że facet leci na jego partnerkę. Ale nie powiedział tego głośno mając w pamięci jej ostatnią reakcję na jego zazdrość. Oldze jakoś mniej było do śmiechu, bo ten cały Aleksander wzbudzał w niej dziwne uczucia. I to nie dlatego, że reprezentował Rostockiego. Jego spojrzenie było zbyt przenikliwe i przez to bardzo niepokojące. Jego zapach był zbyt podniecający. A kształt ust kazał myśleć tylko o tym, jak całuje. Dlatego na dźwięk dzwonka gwałtownie wstała, w przeciwieństwie do Maxa, który odebrał nie ruszając się z kanapy. Jednak to, co usłyszał sprawiło, że poderwał się na równe nogi.
- Chyba oszalałeś! – warknął do słuchawki. – Mowy w ogóle nie ma! – odpowiedź na jego krzyki wkurzyła go jeszcze bardziej. – Nie zgadzam się! – ryknął tak, że Olga aż podskoczyła. Była ciekawa, co też ten cały Darylev wymyślił, że tak zdenerwował jej partnera, więc podeszła i wyrwała Maxowi aparat z ręki.
- Mówi Olga – powiedziała wykorzystując, że zaskoczony Doherty zamilkł. – Co jest?
- Jak miło, że ty nie wrzeszczysz – usłyszała po drugiej stronie rozbawiony głos Aleksandra. – Mam program. Przyjedź po niego.
- Dobrze. Zaraz będziemy. Gdzie?
- Nie zrozumiałaś – łagodnie upomniał ją Darylev. – TY przyjedź. Sama. Bez tego wariata.
- Ja?? – do Olgi dotarło, dlaczego Max się tak wydarł. – A jeśli się nie zgodzę?
- To go nie odzyskacie – niemal widziała jak Aleksander wzrusza ramionami. – I będziecie mieli problem, żeby stąd wyjechać.
- To szantaż – zauważyła, całkiem spokojnie. Przez telefon łatwiej było opanować uczucia i być bardziej profesjonalną.
- To interesy – sprostował. – Więc?
- Dobrze – agentka błyskawicznie podjęła decyzję. – Gdzie? – kiedy Darylev podał jej adres, rozłączyła się bez słowa i popatrzyła na Maxa z niesmakiem. – I o co te krzyki? Pojadę po program i spadamy z tej krainy lodu…
- Zgłupiałaś?? – popatrzył na nią gniewnie. – Nigdzie nie pojedziesz!
- To ty zgłupiałeś – zripostowała. – To nasza jedyna szansa, żeby wykonać to zadanie i wyjść z tego żywym. Inaczej nas pozabija. Tak ci się spieszy na tamten świat? – zapytała jadowicie. Miała dość humorów swojego partnera i tego, że nie pozwalał jej pracować samodzielnie. Czego się bał? A ona czuła, że Darylev ich nie wykiwa. Że odda im ten program i pozwoli spokojnie wyjechać. Zastanawiała się tylko, czego chce od niej.

            Olga zaparkowała samochód tuż obok czarnego Lexusa. Miejsce, które Darylev wybrał na ich spotkanie, było puste i ciemne. Jedna, jedyna latarnia prawie nie dawała światła tam, gdzie stały samochody. Kiedy agentka wysiadła ze swojego auta, w Lexusie otworzyły się drzwi po stronie kierowcy i wychyliła się z niego głowa Aleksandra.
- Wsiadaj – rozkazał, znikając powrotem we wnętrzu pojazdu. Nic dziwnego zresztą, bo było zimno i wiało. Kobieta uniosła lekko brwi, ale wsiadła. No cóż, faktycznie było zimno. I była też ciekawa, co będzie dalej. Wsunęła się więc na siedzenie pasażera i zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Natychmiast owionął ją zapach luksusu. Przybrał aromat skórzanej tapicerki, drewnianych wykończeń, subtelnej nuty drogiej wody kolońskiej.
- Wow, niezła bryka – zaczęła z kpiną, rozpinając kurtkę i zdejmując szal, którym miała omotaną szyję. – Za gotówkę, czy na kredyt kupiłeś?
- Bardzo śmieszne – Darylev rzucił jej karcące spojrzenie.
- Ups, przepraszam, czyżbym trafiła w czuły punkt? – znów kpina. – Tatuś ci kupił? – kiedy nie odpowiedział, popatrzyła na niego ironicznie. – Sądziłeś, że cię nie sprawdzę?
- Ile wiesz? – zapytał spokojnie. Nie pomylił się w ocenie tej kobiety, nie dość, że była ładna, to jeszcze inteligentna. Rzadkie połączenie.
- Sporo – przyznała. - Wiem, że Rostocki to twój ojciec. Wiem, że figurujesz wszędzie pod panieńskim nazwiskiem babki. I wiem, że nikt nie wie, kim naprawdę jesteś, a twój ojciec traktuje cię jak każdego innego pracownika swojego imperium – zrobiła w powietrzu cudzysłowie.
- Jak się tego dowiedziałaś? – Aleksander nadal pytał spokojnie, chociaż gniewny błysk w oku świadczył, że niezbyt spodobało mu się to, co usłyszał.
- Nie zdradzę ci swoich źródeł – prychnęła z politowaniem Olga.
- Twój partner wie?
- Nie – pokręciła głową. – I się nie dowie, spokojnie…
- Nie wiem, czy mogę ci zaufać…
- Ja też nie wiem, czy możesz – zaśmiała się kpiąco. – Ale to już sam musisz sobie odpowiedzieć. Przyjechałam, jak prosiłeś – zmieniła temat, na słowo „prosiłeś” unosząc znacząco brwi. – Dostałeś, co chciałeś. Gdzie program?
- Tu – wyciągnął z kieszeni niewielką kartę pamięci z logo rządowego laboratorium.
- Świetnie – Olga sięgnęła ręką, ale Aleksander błyskawicznie złapał ją za nadgarstek.
- W naszej umowie nie było mowy o sprawdzaniu kogokolwiek – powiedział cicho, z lekką pogróżką w głosie.
- Nie było – przyznała mu rację Olga. – Ale to działa w dwie strony, a ty również sprawdziłeś mnie – spojrzała mu prosto w oczy.
- Czyli mamy remis? – Darylev wcale się nie wypierał. Faktycznie, sprawdził ją. Bardzo zainteresowała go ta kobieta, a zwłaszcza to, że pracuje dla takiej wrednej organizacji z jeszcze bardziej wrednym partnerem. Zainteresowała go, bo wpadła mu w oko już w pierwszej chwili, kiedy ją zobaczył.
- Na to wygląda – uśmiechnęła się lekko. – Daj program, tak jak się umawialiśmy…
- A co dostanę w zamian? – przysunął się bliżej, wciąż z kartą w ręce.
- A co byś chciał? – Olga podjęła grę, zdając sobie sprawę, że to niebezpieczne i stąpa po cienkim lodzie.
- Może to… - nagle złapał ją za kark, przyciągnął do siebie i mocno pocałował. Zaskoczona Olga oddała pocałunek, równie namiętnie. Chwyt Darylev’a nieco zelżał, ale nie ustał zupełnie. Ale nie był już potrzebny, bo po pierwszej chwili zaskoczenia, teraz już całowała się z nim całkowicie dobrowolnie i z wielką ochotą. Może dlatego, że całował świetnie. Może dlatego, że siedzieli tak blisko siebie w tak ograniczonej przestrzeni. Może dlatego, że ich wspólne zapachy nieco ich oszołomiły. A może dlatego, że tak pomiędzy nimi zaiskrzyło. Aleksander był naprawdę przystojnym facetem, a jego pocałunek świadczył, że też pełnym namiętności. Olga sama nie wiedziała, dlaczego mu na to pozwala. Coś ją do niego ciągnęło, jakaś niewidzialna siła. Gdzieś z tyłu głowy kołatała jej się myśl, że to nie w porządku wobec Maxa, ale nie chciała jej słuchać. Dłoń kobiety powędrowała na policzek mężczyzny, długie palce delikatnie musnęły skórę, czując cień zarostu. Po chwili jej ręka zanurzyła się w jego włosach, zaciskając się na jednym z pukli. Całowali się dłuższą chwilę, pierwsza oprzytomniała Olga, ale nie uciekła z krzykiem, tylko delikatnie się odsunęła. Rozczarowany Aleksander jęknął cicho, co skwitowała równie cichym śmiechem. Olga oparła swoje czoło o jego i popatrzyła mu prosto w oczy. W jej wzroku nie było kpiny, ironii, czy sarkazmu, obecnego w każdym poprzednim spojrzeniu. Było zdziwienie, pożądane i nawet odrobina czułości.
- Naprawdę tego chcesz? – spytała szeptem.
- Chciałbym więcej – odparł Darylev zachrypniętym głosem. – Znacznie więcej…
- Ja… - Olga się zawahała. – Ja nie mogę… Max…
- Tak, wiem – przerwał jej gwałtownie, ale nie zrobił żadnego ruchu. Nie wycofał się, jakby wciąż liczył na dalszy ciąg. – Wystarczy popatrzeć, jak reaguje, kiedy ktoś za bardzo się do ciebie zbliża – wyjaśnił na jej zaskoczone spojrzenie. – Kochasz go? – zapytał dość nieoczekiwanie. Olga wzruszyła ramionami. Ostatnio się nad tym zastanawiała i nie doszła do żadnych konstruktywnych wniosków. – Nie wiesz? – zakpił, ale jakoś tak łagodnie.
- Nie chcę o tym rozmawiać – mruknęła, prostując się i odrywając od niego. – A już na pewno nie z człowiekiem, którego widzę drugi raz w życiu.
- Mogłabyś widzieć częściej…
- Chcesz mi coś zaproponować? – Olga ostrożnie odsunęła się jak najdalej. Ta rozmowa zaczynała przybierać dość nieoczekiwany dla niej kierunek.
- Zaproponowałbym, gdybym wiedział, że nie odmówisz – Darylev poprawił się na swoim miejscu i spojrzał przez przednią szybę. – Ale odmówisz, bo jesteś lojalna do bólu. Tylko wybrałaś złego szefa…
- Ty byłbyś lepszy? – teraz ona zakpiła.
- Może… - uśmiechnął się lekko, wyciągając nagle rękę i gładząc ją po policzku. – Póki co, nie przekonasz się.
- Nie – zgodziła się z nim, wcale się nie odsuwając. Ten dotyk działał na nią hipnotyzująco. – Nie przekonam się. Muszę wracać – dodała. Resztki rozsądku jeszcze działały. – To zaczyna się robić zbyt niebezpieczne…
- To? – uniósł brwi, wodząc palcem po jej podbródku.
- TY jesteś niebezpieczny – wyjaśniła. Nagle pochyliła się i pocałowała go mocno w usta, jednocześnie ręką sięgając do wewnętrznej kieszeni jego marynarki, gdzie wcześniej schował kartę z programem. – Ale nie mogę wrócić bez tego – wyprostowała się, pokazując trzymany w palcach przedmiot. – Przepraszam…
- Nie masz za co – Aleksander nie wykonał najmniejszego gestu, żeby jej przeszkodzić. – Po to się przecież spotkaliśmy…
- Wiesz, że nie poszłabym z tobą do łóżka, gdybyś dał taki warunek – Olga poprawiła szalik i zaczęła zapinać kurtkę.
- Wiem – odparł, lekko rozbawiony. – To miał być bonus. Mimo wszystko, masz jeszcze jakieś zasady.
- Jeszcze? – popatrzyła na niego uważnie.
- Nie wiesz, co przyniesie ci życie i jak będziesz musiała postąpić…
- Filozof – mruknęła i odwróciła się, żeby wysiąść.
- Bez przesady. Dasz mi swój numer?
- Co? – Olga spojrzała na niego przez ramię, zatrzymując się w połowie sięgania do klamki. Nie była pewna, czy dobrze usłyszała.
- Telefonu – wyjaśnił. - Dasz? Tak na wszelki wypadek…
- Jaki wszelki wypadek? – kobieta zmarszczyła brwi. Prośba Aleksandra zaskoczyła ją.
- Każdy – odparł. – Gdybyś znów była w Rosji i potrzebowała pomocy, wsparcia albo czegokolwiek…
- Trudno mi będzie, bo ja twojego nie mam – zauważyła, przytomnie.
- Nie bój się, będziesz miała – zaśmiał się. – Nie pozwolę ci o sobie zapomnieć.
- To zabrzmiało jak groźba – westchnęła, po czym podyktowała mu ciąg cyfr. W sumie, dlaczego nie?
- Powiedzmy, że to zabezpieczenie. Zazwyczaj jestem w Moskwie, ale gdzie byś nie była, dzwoń. Zawsze coś zorganizuję.
- Źle mi życzysz? – Olga uznała, że czas się pożegnać, więc otworzyła w końcu drzwiczki i szybko wysiadła. Aleksander poszedł w jej ślady bez wahania.
- Wręcz przeciwnie – odpowiedział. – Życzę ci jak najlepiej. I jak najdalej od tego wariata – oboje wiedzieli, że ma na myśli Maxa.
- Przestań – mruknęła, ale chyba bardziej z przyzwyczajenia. Max był wariatem, dobrze o tym wiedziała.
- Uważaj na siebie – Darylev nie skomentował jej mizernej próby obrony partnera.
- Skąd ta troska? – zapytała, zaskoczona taką opiekuńczością u, bądź co bądź, obcego faceta.

- Lubię cię – odparł po prostu. – Nie wiem, dlaczego… – z tymi słowami zniknął w aucie i po chwili odjechał. Olga została sama na pustym i ciemnym placu. Pokręciła z niedowierzaniem głową, wsiadła do swojego samochodu i odpaliła silnik. Czekając aż auto się nagrzeje, po kolei odtwarzała chwile w Lexusie Aleksandra. Nie mogła uwierzyć, że tak się dała ponieść jakiejś dziwnej namiętności i pożądaniu do mężczyzny, którego wcale nie znała. Czyżby okoliczności tego spotkania tak ją nakręciły? Tego nie wiedziała. Ale wiedziała jedno; za żadne skarby świata nie może o tym powiedzieć Maxowi. 

15 maja 2015

Rozdział 36

            Telefon do Martoma ukierunkował nieco działania agentów. Ich szef niezwykle się ucieszył, że złapali Danilov’a. Trochę humor zepsuła mu informacja dla kogo facet ukradł program, ale obiecał to załatwić. Na ich pytanie jak i od kiedy ma znajomości wśród rosyjskich mafiosów po prostu się rozłączył. Olga nie była zachwycona takim zachowaniem, ale Max jakoś niezbyt się przejął. Najwyraźniej był już przyzwyczajony do takich zagrywek z jego strony. Teraz pozostało już im tylko czekać na znak, że wszystko załatwione. Olga nie lubiła czekać, ale tutaj przynajmniej mieli jakiś plan. Nienawidziła improwizacji, a w tej pracy bardzo często musiała ją stosować. Zbyt często.

            Dzwonek telefonu przerwał im posiłek, bo w końcu postanowili coś zjeść. Max odebrał, posłuchał przez chwilę i się rozłączył.
- No? – Olga popatrzyła na niego pytająco.
- Mamy się spotkać z Rostockim i oddać mu Danilov’a – odpowiedział jej powoli.
- A program?
- Program wróci do właścicieli od razu jak tylko to załatwimy…
- Dziwne – Olga zmarszczyła brwi. – Tak na piękne oczy?
- Podobno Rostocki dał słowo, że wszystko załatwi.
- Nie podoba mi się to – kobieta pokręciła głową z dezaprobatą. – Jakoś trudno mi zaufać facetowi, który ma tyle na sumieniu. I który osobiście zlecił kradzież.
- Wiem – Max przeciągnął się, po czym wstał. – Ale skoro Martom tak to załatwił, nie zostaje nam nic innego jak się dostosować.
- Jesteś pewien?
- Komuś trzeba ufać – zauważył trzeźwo. – Martom jest naszym szefem, jemu też zależy. Nie wystawi nas… - Olga nic już więcej nie powiedziała, uniosła tylko brwi, rzucając mu pełne powątpiewania spojrzenie. Ale posłusznie zaczęła się przygotowywać do wyjazdu. Martom przesłał im adres, gdzie mieli dokonać wymiany, w dodatku dał im tylko dwie godziny, więc nie mieli za dużo czasu. Max wywlókł Danilov’a, zapakował go do auta i po chwili ruszyli.

            Max zaparkował przed niewielkim budynkiem ukrytym w głębi parku na obrzeżach miasta. Znacznie później dowiedzieli się, że była to jedna z kryjówek Rostockiego i sam fakt, że ją poznali stawiał ich na straconej pozycji. Ale póki co, mieli kogoś, na kim Rosjaninowi zależało, w dodatku doszło do jakiś układów z Martomem, więc byli względnie bezpieczni. Agenci weszli do środka przez drewniane drzwi, pilnowane przez dwójkę rosłych ochroniarzy. Danilov szedł pomiędzy nimi, a raczej był prowadzony niczym owca na rzeź. I taką też miał minę. Olga czuła jego strach, ostry i nieprzyjemny zapach przerażonego faceta, który już wie jak skończy. Z kulą w głowie, w głębokim dole. Ale jakoś nie potrafiła wykrzesać z siebie nawet odrobiny współczucia.
            Wąski korytarz poprowadził ich do niewielkiego saloniku, umeblowanego niczym chatka myśliwska z bajki. Kominek, skórzane fotele i poroże na ścianie tworzyły dość oryginalny wystrój pomieszczenia. Na jednym z foteli siedział szczupły mężczyzna, ubrany w szary garnitur, białą koszulę i czarne półbuty. Miał szczupłą, pociągłą twarz, nieco kanciasty podbródek, bystre szare oczy i delikatne zmarszczki wokół ust. I był absolutnie w typie Olgi, czego głośno nie przyznałaby za żadne skarby świata. Nie znali go i na pewno nie był to Oleg Rostocki. Para agentów zatrzymała się na środku pokoju i popatrzyła pytająco. Nie tego się spodziewali.
- Pan Rostocki, z przyczyn niezależnych od siebie, nie mógł się pojawić na naszym spotkaniu – facet podniósł się z fotela i odezwał po angielsku, z lekkim akcentem. – Jest mu z tego powodu niewymownie przykro…
- Akurat – mruknęła pod nosem Olga, ale mężczyzna najwyraźniej usłyszał, bo rzucił jej przeciągłe spojrzenie. Poczuła nikły dreszcz, kiedy tak omiótł ją wzrokiem.
-…ale upoważnił mnie do działania w jego imieniu – dokończył zdanie mężczyzna. – Nazywam się Aleksander Darylev i mam wam pomóc.
- Pomóc? – Max popatrzył na faceta z powątpiewaniem. – Mamy dokonać wymiany, z tego co wiem. Danilov za program.
- Nie mamy programu – wyjaśnił Darylev. – Ale mamy zrobić wszystko, żeby go odzyskać i zwrócić właścicielom.
- Przecież ukradł go na wasze zlecenie – sarknęła Olga. Nie podobało jej się to wszystko coraz bardziej. Nie podobała jej się własna reakcja na tego faceta.
- Owszem. Ale ponieważ zdradził zaufanie pana Rostockiego, wszelkie ustalenia są już nieaktualne. Jurij odda nam program, a my go wam zwrócimy.
- Kiedy? – Maxa interesowały konkrety.
- Jak najszybciej – padła odpowiedź.
- Mamy wam oddać Danilov’a, ot tak, a wy oddacie nam program? – w głosie Olgi zabrzmiała kpina pomieszana z powątpiewaniem. Zawsze kpiła, kiedy nie była pewna własnej pozycji. – Jaką mamy gwarancję, że faktycznie tak będzie?
- Słowo pana Rostockiego. To najwyższa gwarancja… – wytłumaczył Darylev.
- Mamy zaufać przestępcy?? – Olga niemal roześmiała się na głos.
- Biznesmenowi – zripostował natychmiast Aleksander.
- Taki z ciebie biznesmen jak ze mnie baletnica – prychnęła, na co facet gniewnie zmarszczył brwi. Ale tak naprawdę to była tylko poza, ta niepozorna kobieta zaimponowała mu tym zachowaniem. Była pyskata, a nazwisko jego szefa nie zrobiło z niej trzęsącej się kukiełki. A tak zazwyczaj wszyscy reagowali.
- Myślisz stereotypowo – zwrócił jej uwagę, też ironicznie. – To wszystko to biznes. Kosztowny biznes. Ale takie są warunki. Nie pasuje wam… - podszedł do Olgi i spojrzał jej prosto w oczy, na co Max niespokojnie się poruszył. Natomiast agentka nawet nie drgnęła, zniosła to spojrzenie spokojnie i beznamiętnie. Nie drgnęła, pomimo, że znów poczuła dreszcz biegnący wzdłuż jej kręgosłupa. Nie strachu, tylko podniecenia. Co ją samą bardzo zdziwiło. Nie spodziewała się po sobie takich uczuć wobec widzianego pierwszy raz w życiu faceta. Rzadko który mężczyzna wzbudzał w niej takie odczucia.
- To? – zapytała tonem równie beznamiętnym, co jej wzrok. Potrafiła się maskować, a tutaj instynktownie czuła, że tak będzie bezpieczniej. Dla wszystkich.
- To skończycie jak Danilov.
- Teraz to była groźba – zwróciła mu uwagę, znów kpiąco. Nie wyglądał na prawą rękę wielkiego mafiosa. Olga zawsze myślała, że prawe ręki wielkich mafijnych bossów są wielkie, łyse i uzbrojone po zęby. A ten mężczyzna, owszem, był wysportowany i zwinny, ale sprawiał bardzo sympatyczne wrażenie. Możliwe, że dzięki tym zmarszczkom, prawie niewidocznym, ale powstałych na pewno od śmiechu. Wiedziała, że to tylko pozory i że facet potrafi być zapewne bardzo bezwzględny, ale czuła, że i tak nic im nie zrobi. Pomimo swoich słów.
- Tylko ostrzeżenie – Aleksander  uśmiechnął się lekko, po czym odsunął się kawałek od kobiety. Dość niechętnie, bo oprócz tego, że była pyskata, to była też ładna i seksowna. I zrobiła na nim wrażenie, zwłaszcza, kiedy poczuł jej zapach, stając tak blisko. Od razu też wyczuł, że jej partnerowi bardzo się nie spodoba ta poufałość, ale miał ochotę go podrażnić. Może dlatego, że ten cały Max nie spodobał się jemu.
- Zawsze tak prowadzisz interesy? – jak na zawołanie odezwał się Doherty. Istotnie, bardzo nie podobało mu się zachowanie tego całego Darylev’a, za bardzo wgapiał się w Olgę i widać było, że jest nią bardzo zainteresowany.
- Każdy sposób jest dobry, że uzyskać to, co się chce – błysnął zębami w uśmiechu Aleksander i każdy z nich wiedział, że nie miał na myśli tylko interesów. – To jak?
- Bierz go – Max zdecydowanym ruchem pchnął Danilov’a w stronę ich rozmówcy. Ten skinął lekko głową, a wtedy jeden z obecnych w pokoju ochroniarzy złapał ich więźnia za ramię i wywlókł z pomieszczenia. Danilov opierał się jak szalony i pewnie by wrzeszczał, gdyby nie miał zaklejonych taśmą ust.
- Rozsądna decyzja – pochwalił go Darylev znów się uśmiechając. – Jak tylko odzyskamy program, skontaktujemy się z wami. Myślę, że to długo nie potrwa – dodał po krótki namyśle. I Olga uznała, że w tej kwestii można mu wierzyć bez zastrzeżeń. – Moi ludzie was odprowadzą…

Max zacisnął usta w złości na tak bezczelny sposób ich odprawienia, a Olga poczuła coś na kształt ulgi i rozbawienia. Facet miał jaja, ale miał też nad nimi przewagę. Nie wykorzystał jej, mógł ich przecież od razu zastrzelić. W końcu odzyskał zdrajcę. Miałby i Danilov’a, i program. Agentka była nieco zaskoczona, że nawet w tym świecie istnieje pojęcie czegoś takiego jak honor i przestrzeganie danego słowa. Nawet wobec wrogów, bo lojalność wśród swoich była przecież bezdyskusyjna. 

            Odprowadzeni przez dwóch rosłych ochroniarzy, Olga i Max opuścili domek, żeby odjechać nim w stronę swojej kryjówki. Cała drogę Doherty pluł jadem, sarkał i mamrotał. Na Darylev’a, nazywając go bezczelnym gówniarzem. Na Danilov’a, że przez jego chciwość wplątali się takie coś. Na Martoma też, że zaproponował taki, a nie inny sposób odzyskania programu. Nieco zirytowana Olga spytała go, czy wobec tego wolałby tam wpaść z karabinem i wszystkich załatwić, bo póki co, to pierwsza ich misja, którą mają okazję załatwić prawie bezkrwawo. Równie zirytowany Max wsiadł na nią, że wcale nie ułatwiła im tego zadania i wkurzona Olga kazała mu się zastanowić, co też za bzdury wygaduje. Oboje zamilkli i w tym gniewnym milczeniu oczekiwali na telefon od Darylev’a.

3 maja 2015

Rozdział 35

Sankt Petersburg

            Było zimno. Było cholernie zimno. Mroźny wiatr dął ze wszystkich dostępnych sił wywiewając spod kurtek resztki ciepła. Nie pomagały dodatkowe warstwy z polaru, szaliki i rękawiczki. Olga stała w wykuszu bramy, częściowo osłonięta od wiatru, ale to, co do niej docierało wystarczało, żeby trzęsła się z zimna. Taka pogoda była sporym utrudnieniem w działaniu, bo w zgrabiałych dłoniach trudno było utrzymać broń. Ściganie kogoś po skutych lodem chodnikach też nie należało do najłatwiejszych zadań. Ale nie miała wyboru. Max poszedł zrobić rozpoznanie w kamienicy, gdzie udało im się wytropić Danilov’a, a ona została na czujce. Nie było go zaledwie od kwadransa, ale to wystarczyło, żeby kobieta poczuła, co znaczy prawdziwa zima. Pomimo tych niesprzyjających warunków czujnym spojrzeniem omiatała okolicę, żeby nie przeoczyć niczego podejrzanego. Wytropienie Danilov’a zajęło im prawie cały tydzień, namiar od Martoma okazał się nic nie warty, więc po przyjeździe tutaj wiedzieli tylko tyle, że ich podejrzany jest w mieście. W mieście, które było cholernie wielkie i cholernie specyficzne. Jak każde rosyjskie miasto. Szukając go, starali się nie wejść w jakąkolwiek konfrontację z lokalnymi przestępcami, na szczęście ich agentura miała całkiem niezłe rozeznanie i udało im się pozostać niezauważonymi. Jeśli Danilov miał jakieś konszachty z miejscową mafią, to dopiero jego zniknięcie spowoduje pytania. Oby bez odpowiedzi, bo Olga jakoś nie miała zbytniej ochoty przekonać się jak rosyjska mafia zadaje pytania. I co do tego stosuje. Ulicą przejechał samochód, duży i czarny. I w dodatku znajomy. Olga drgnęła. Widziała już ten wóz wcześniej, nie dalej jak rano. Zdecydowanie rano, kiedy wyjeżdżali ze swojej kryjówki. Nie śledził ich na pewno, zauważyłaby. Albo Max by zauważył. Ale mignął jej, kiedy wsiadali do swojego auta. Stał kilka samochodów za ich pojazdem i odjechał prawie równo z nimi. Tyle, że skręcił w drugą stronę, więc zapewne dlatego nie uznała go za zagrożenie. Raczej za przypadek. A już powinna się przecież nauczyć, że w ich pracy nic się nie dzieje przypadkiem. A teraz przejeżdżał ulicą, gdzie znajdowało się mieszkanie faceta, którego szukali. Olga cofnęła się głębiej w wykusz bramy i trzęsąc z zimna obserwowała, jak samochód mija kamienicę i skręca w pierwszą boczną uliczkę. Nie podobało jej się to, więc bez wahania zadzwoniła do Maxa.
- Co jest? – usłyszała po chwili w słuchawce nieco zdyszany głos jej partnera.
- Zmywaj się stamtąd – poleciła stanowczo.
- Bo?
- Bo mam złe przeczucia – niemal warknęła, nie wdając się w wyjaśnienia. – Czekam na dole – dodała jeszcze, po czym się rozłączyła i schowała komórkę pod kurtkę. Pół minuty później agent pojawił się obok niej, a czarny samochód zaparkował kawałek od bramy. Max nie wyglądał na zadowolonego, że mu przerwała, ale bez słowa pokazała mu dwóch mężczyzna ubranych, jakżeby inaczej, na czarno, właśnie wysiadających z auta. Mimo, że mieli na sobie kilka warstw ubrań, wprawne oko Olgi bez problemu wyłowiło kształt pistoletów przebijający spod kurtek. Poza tym faceci wyglądali jak rasowi kilerzy, a już na pewno jak źli mafiozi. Max zaklął pod nosem widząc, jak mężczyźni kierują się do bramy, Olga rzuciła mu nieco ironiczne spojrzenie, po czym złapała za rękę i pociągnęła w głąb podwórka. Robiąc rekonesans od razu znalazła drugie i trzecie wyjście. Dlatego teraz bez wahania skierowała się w stronę ukrytej w jednej ze ścian furtki. Jednak wystarczyło tylko kilka kroków, żeby przekonać się, że faceci nie działali sami. Najwidoczniej drugi samochód zatrzymał się z przeciwnej strony i teraz z furtki wychodziło dwóch niemal identycznych gości. Niemal klony. Oldze przyszło do głowy, że chyba specjalnie ich hodują w jakiś laboratoriach. Albo coś. Agentka widząc kolejnych intruzów, a przeczucie mówiło jej, że na pewno nie mają dobrych zamiarów, zatrzymała się w pół kroku i błyskawicznie zmieniła kierunek ich ucieczki. Trzecie wyjście prowadziło do sąsiedniej kamienicy przez piwnicę, wystarczyło się tam tylko dostać. W tym celu Olga wpadła do sutereny, zbiegła po krzywych betonowych schodkach i skręciła w wąski, ciemny korytarz. Korytarz pozaznaczany był drewnianymi, koślawymi drzwiami pozamykanymi na mniejsze i większe kłódki. Max całkowicie zdał się na swoją partnerkę, niemal deptał jej po piętach, ale jednocześnie ubezpieczał ich odwrót sprawdzając, czy smutni panowie w ogóle zwrócili na ich uwagę. Nie zwrócili, na szczęście. Może dlatego, że agenci błyskawicznie zniknęli im z oczu. Doherty zaklął, bo stracili szansę na znalezienie Danilov’a, Olga słysząc to, jeszcze przyspieszyła, niemal wpadając na ścianę, kiedy korytarz gwałtownie skręcił. Ona też wykonała gwałtowny skręt, poślizgnęła się lekko, ale zaraz odzyskała równowagę i pomknęła dalej. Tym bardziej, że wyjście było tuż na wprost. Oboje wpadli na schody i pognali na górę. Olga ramieniem walnęła w drzwi prowadzące na zewnątrz, otworzyła je z impetem i wypadła na ulicę. Max był tuż za nią, niemal czuła jego oddech na plecach. Pobiegli chodnikiem i zatrzymali się tuż za rogiem.
- Kurwa mać – zaklął Max, wychylając się ostrożnie. – O co tu chodzi?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała Olga, uważnie obserwując jak klony prowadzą szarpiącego się Danilov’a i chcąc zapakować go do czarnego samochodu. Ale mieli z tym niejaki kłopot. – Ale mamy problem…
- Delikatnie powiedziane – prychnął jej towarzysz. – Chyba nie pozwolimy im go zabrać, co? – spojrzał na nią z błyskiem w oku. Olga wydała z siebie ni to westchnienie, ni to prychnięcie.
- No raczej – zakpiła, wyciągając Sig’a. Bez zbędnych słów wyskoczyli zza rogu i ruszyli na mężczyzn. Zadziałali z zaskoczenia, więc przez chwilę mieli przewagę. Olga bez trudu trafiła w jednego z mężczyzn prowadzących Danilov’a. Max załatwił drugiego, a potem posłał na ziemię następnego. Olga też nie próżnowała, jej kule trafiły kolejnego przeciwnika. Wywołali małe zamieszanie, toteż korzystając z niego, dopadli Danilov’a i powlekli do własnego samochodu. Max wskoczył za kierownicę, Olga wepchnęła ich więźnia na tylne siedzenie, sama zajęła miejsce obok i z piskiem opon odjechali. Doherty dodał gazu, bo smutni panowie już się ogarnęli i ruszyli za nimi. Na szczęście nie strzelali, ograniczyli się tylko do pościgu. Ale Max wykorzystał zaczynający się szczyt komunikacyjny, kilka razy przejechał na czerwonym i po kilku minutach po ich ogonie nie było nawet śladu. Olga odetchnęła, nie miała ochoty na kolejną rozróbę w centrum miasta. Max pokluczył jeszcze, żeby się upewnić, że na sto procent nikt już za nimi nie jedzie i podjechał pod ich kryjówkę. Olga wywlokła zaskoczonego i przerażonego Danilov’a z samochodu i błyskawicznie zaprowadziła do środka.
- Oszaleliście?? – wydarł się na nich Jurij. – Wiecie z kim zadarliście??
- Czego się drzesz? – Olga skrzywiła się z niesmakiem, bo dotarło do niej, że przerażenie Danilov’a nie dotyczy ich osób.
- Bo nie wiecie, co zrobiliście!!
- Wolałbyś pojechać z tamtymi? – zapytał jadowicie Max. – Nie ma sprawy, możemy to załatwić…
- Idioci! – Danilov był wyraźnie wściekły. – Teraz zginiecie i ja, i wy!
- Nie przesadzasz przypadkiem? – Olga schowała Sig’a i popatrzyła na mężczyznę z powątpiewaniem. – Póki co, jakoś daliśmy im radę.
- To może w takim razie powiesz z kim zadarliśmy? – zaproponował jednocześnie Max.
- To byli ludzie od Rostockiego – wyjaśnił ponuro ich więzień. Olga i Max zastygli z zaskoczenia. Oleg Rostocki był postacią tak samo legendarną, jak i niebezpieczną. Kierował połową rosyjskiej mafii, miał przyjaciół na Kremlu i szerokie plecy w wielu organizacjach. Był nie do ruszenia i chodziły słuchy, że ma powiązania z jakimiś tajemniczymi organizacjami. Olga jakoś nie wierzyła w te plotki, ani tym bardziej w istnienie tajemniczych organizacji dążących do przejęcia władzy nad światem. Może dlatego, że żadnej do tej pory nie spotkała i miała do czynienia ze zwykłymi przestępcami, a nie wariatami. Ale zapewne wszystko przed nią.
- Co chce od ciebie Rostocki? – Max pierwszy otrząsnął się z zaskoczenia.
- Gówno cię to obchodzi – warknął w odpowiedzi Danilov. Czym nieźle wkurzył Doherty’ego. A Max bardzo nie lubił, kiedy ktoś go wkurzał. Olga też nie. Poza tym miała dość. Ostatni tydzień dał się jej nieźle we znaki, nie lubiła zimna i nie lubiła w tym zimnie czatować na przestępców. Dlatego zareagowała o sekundę wcześniej niż jej partner. Błyskawicznie znalazła się przy Danilov’ie i bez namysłu wyrżnęła go pięścią w szczękę. Facet poleciał do tyłu i upadł na plecy, a Olga przyskoczyła do niego, wykręciła mu rękę, unieruchamiając go, po czym poderwała go do klęku i  przystawiła mu pistolet do karku.
- Gadaj, sukinsynu, czego chce od ciebie Rostocki – wysyczała wściekłym głosem. Max patrzył na nią zdziwiony, do tej pory to on reagował w ten sposób, a Olga raczej starała się go powstrzymać. Najwidoczniej coś się zmieniło, coś w niej zaskoczyło i w końcu zrozumiała, że w tej pracy czasami inaczej się nie da.
- Pierdol się – wystękał Danilov, na co agentka jeszcze mocniej wygięła jego ramię i mocniej wcisnęła lufę Sig’a w miękką tkankę.
- To później - warknęła. – Ukradłeś ten program na zlecenie Rostockiego? – zapytała zimnym głosem. Max uniósł brwi, bo blada twarz ich więźnia powiedziała mu, że kobieta trafiła w sedno. – I postanowiłeś mu go nie oddawać? Czy może raczej zażądałeś więcej forsy? – mężczyzna szarpnął się gwałtownie, ale Olga była tak wkurzona, że w tym momencie dysponowała jakąś nadludzka siłą. Poza tym, nie ukrywajmy, była wyćwiczona i wytrenowana, więc taki chudy wymoczek jak Danilov, nie był dla niej trudnym przeciwnikiem. – Która wersja? – wycedziła, jeszcze wzmacniając chwyt. W ramieniu faceta coś chrupnęło, a ciszę rozdarł krzyk.
- Ty dziwko, złamałaś mi rękę! – wrzasnął Danilov.
- Licz się ze słowami – odwarknęła. – Jak już to „pani dziwko”, fujaro. Która wersja??
- Druga – jęknął więzień, do którego chyba dotarło, że nie wygra z tą rozwścieczoną wariatką.
- Ty jebany sukinsynu!! – Olga zwolniła chwyt i z całej siły pchnęła faceta na ziemię. Zarył brodą w betonową posadzkę, co spowodowało dodatkowe rany i ból. Przetoczył się na plecy i trzymając za wykręcone ramię, patrzył na nią wściekle. – Przez ciebie zadrzemy z jakimś pierdolniętym ruskim mafiosem! Przez ciebie zginął świetny amerykański naukowiec! I to przez ciebie ten świr o mało mnie nie zgwałcił! – Olga podeszła do mężczyzny i kopnęła go w brzuch. Była wściekła i chyba musiała się na kimś wyładować.
- Olga, dość! – Max zareagował uznając, że wystarczy tego przedstawienia. – Jak go zabijesz to  stracimy argument przetargowy – złapał kobietę za ramię i odciągnął na bok widząc, że przymierza się do następnego kopnięcia.
- Puść! – wyrwała się i odsunęła. – Oddamy cię Rostockiemu i z dziką satysfakcją będę patrzyła jak cię zabija – dodała. – A tak na marginesie, wcale ci tej ręki nie złamałam. Ale jak mnie wkurwisz, to złamię! – zagroziła. Max uśmiechnął się pod nosem, słysząc te słowa. Jego partnerka wciąż go zadziwiała, a dzisiaj to już w ogóle przeszła samą siebie. Ale cieszył się z tego. Tego chciał i do tego dążył. Złapał Danilov’a za ubranie, poderwał na nogi, po czym zaprowadził do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie związanego zostawił. Wrócił do swojej partnerki i popatrzył na nią uważnie. Stała pod oknem i wpatrywała się w panującą na zewnątrz ciemność.
- Olga… - zaczął, ale urwał, kiedy gwałtownie odwróciła się do niego, patrząc na niego błyszczącymi oczyma.
- No? – rzuciła zaczepnie. – Masz zamiar mnie ochrzanić?
- Kochanie, byłaś rewelacyjna – odpowiedział, uśmiechając się i podchodząc bliżej. Bez namysłu przyciągnął ją do siebie, chwytając w pasie i całując namiętnie. – Uwielbiam cię taką.
- Poważnie? – zdziwiła się, oddając pocałunek. – Nie przesadziłam?
- Ani troszeczkę – zapewnił ją. – Byłaś boska. Musisz tak częściej…
- Nie jestem przekonana – Olga skrzywiła się lekko. Jakaś jej część wzdragała się przed takim postępowaniem. Mimo, że przynosiło efekty.
- Ale ja jestem – Max przytulił ją i pocałował w szyję. Mruknęła z aprobatą. – Musisz pozbyć się w końcu tych głupich uprzedzeń. Pamiętaj: jeśli nie my ich, to oni nas…
- Kolejna życiowa mądrość? – zakpiła, odchylając nieco głowę, żeby mógł dalej ją całować. Z czego natychmiast skorzystał.
- Nazywaj to jak chcesz – wymamrotał, pomiędzy kolejnymi pocałunkami. – Jesteś taka gorąca… - ręce Maxa już błądziły po ciele Olgi, wślizgując się pod sweterek. Kobieta wiedziała, że takie sytuacje podniecają go dodatkowo, w końcu to zawsze po akcjach uprawiali najgorętszy seks. Ale mimo podniecenia, które ją opanowało, jak zawsze zresztą w takiej chwili, nie zamierzała kochać się z nim mając za ścianą związanego szpiega.  
- Max… - Olga spróbowała się oswobodzić z jego uścisku. – Max, przestań – poprosiła. Kiedy nie zareagował, odepchnęła go lekko, po czym zgrabnie wyślizgnęła się z jego objęć.
- Ale kochanie, dlaczego? – niemal zamiauczał, patrząc na nią nieszczęśliwym wzrokiem. A wybrzuszenie w spodniach wybitnie świadczyło, że naprawdę jest bardzo unieszczęśliwiony jej decyzją.
- Chyba zapomniałeś, że mamy gościa i coś trzeba z nim zrobić – wyjaśniła, poprawiając ubranie.
- To przeszkoda? – spojrzał na nią zaskoczony.
- Oczywiście. Skup się na zadaniu.
- Jesteś okrutna – jęknął, ale posłusznie wyciągnął telefon z kieszeni.
- Wynagrodzę ci to – zaśmiała się.

- Zapamiętane – też się roześmiał, po czym wybrał numer. – Cześć, James – rzucił po chwili do słuchawki. – Tak, wiem która jest teraz godzina, ale mamy mały problem…