Telefon
do Martoma ukierunkował nieco działania agentów. Ich szef niezwykle się
ucieszył, że złapali Danilov’a. Trochę humor zepsuła mu informacja dla kogo
facet ukradł program, ale obiecał to załatwić. Na ich pytanie jak i od kiedy ma
znajomości wśród rosyjskich mafiosów po prostu się rozłączył. Olga nie była
zachwycona takim zachowaniem, ale Max jakoś niezbyt się przejął. Najwyraźniej
był już przyzwyczajony do takich zagrywek z jego strony. Teraz pozostało już im
tylko czekać na znak, że wszystko załatwione. Olga nie lubiła czekać, ale tutaj
przynajmniej mieli jakiś plan. Nienawidziła improwizacji, a w tej pracy bardzo
często musiała ją stosować. Zbyt często.
Dzwonek
telefonu przerwał im posiłek, bo w końcu postanowili coś zjeść. Max odebrał,
posłuchał przez chwilę i się rozłączył.
- No? – Olga popatrzyła na niego
pytająco.
- Mamy się spotkać z Rostockim i oddać
mu Danilov’a – odpowiedział jej powoli.
- A program?
- Program wróci do właścicieli od razu
jak tylko to załatwimy…
- Dziwne – Olga zmarszczyła brwi. – Tak
na piękne oczy?
- Podobno Rostocki dał słowo, że
wszystko załatwi.
- Nie podoba mi się to – kobieta
pokręciła głową z dezaprobatą. – Jakoś trudno mi zaufać facetowi, który ma tyle
na sumieniu. I który osobiście zlecił kradzież.
- Wiem – Max przeciągnął się, po czym
wstał. – Ale skoro Martom tak to załatwił, nie zostaje nam nic innego jak się
dostosować.
- Jesteś pewien?
- Komuś trzeba ufać – zauważył trzeźwo.
– Martom jest naszym szefem, jemu też zależy. Nie wystawi nas… - Olga nic już
więcej nie powiedziała, uniosła tylko brwi, rzucając mu pełne powątpiewania
spojrzenie. Ale posłusznie zaczęła się przygotowywać do wyjazdu. Martom
przesłał im adres, gdzie mieli dokonać wymiany, w dodatku dał im tylko dwie
godziny, więc nie mieli za dużo czasu. Max wywlókł Danilov’a, zapakował go do
auta i po chwili ruszyli.
Max
zaparkował przed niewielkim budynkiem ukrytym w głębi parku na obrzeżach
miasta. Znacznie później dowiedzieli się, że była to jedna z kryjówek
Rostockiego i sam fakt, że ją poznali stawiał ich na straconej pozycji. Ale
póki co, mieli kogoś, na kim Rosjaninowi zależało, w dodatku doszło do jakiś
układów z Martomem, więc byli względnie bezpieczni. Agenci weszli do środka
przez drewniane drzwi, pilnowane przez dwójkę rosłych ochroniarzy. Danilov
szedł pomiędzy nimi, a raczej był prowadzony niczym owca na rzeź. I taką też
miał minę. Olga czuła jego strach, ostry i nieprzyjemny zapach przerażonego
faceta, który już wie jak skończy. Z kulą w głowie, w głębokim dole. Ale jakoś
nie potrafiła wykrzesać z siebie nawet odrobiny współczucia.
Wąski
korytarz poprowadził ich do niewielkiego saloniku, umeblowanego niczym chatka
myśliwska z bajki. Kominek, skórzane fotele i poroże na ścianie tworzyły dość
oryginalny wystrój pomieszczenia. Na jednym z foteli siedział szczupły
mężczyzna, ubrany w szary garnitur, białą koszulę i czarne półbuty. Miał
szczupłą, pociągłą twarz, nieco kanciasty podbródek, bystre szare oczy i delikatne
zmarszczki wokół ust. I był absolutnie w typie Olgi, czego głośno nie
przyznałaby za żadne skarby świata. Nie znali go i na pewno nie był to Oleg
Rostocki. Para agentów zatrzymała się na środku pokoju i popatrzyła pytająco.
Nie tego się spodziewali.
- Pan Rostocki, z przyczyn niezależnych
od siebie, nie mógł się pojawić na naszym spotkaniu – facet podniósł się z
fotela i odezwał po angielsku, z lekkim akcentem. – Jest mu z tego powodu
niewymownie przykro…
- Akurat – mruknęła pod nosem Olga, ale
mężczyzna najwyraźniej usłyszał, bo rzucił jej przeciągłe spojrzenie. Poczuła
nikły dreszcz, kiedy tak omiótł ją wzrokiem.
-…ale upoważnił mnie do działania w
jego imieniu – dokończył zdanie mężczyzna. – Nazywam się Aleksander Darylev i
mam wam pomóc.
- Pomóc? – Max popatrzył na faceta z
powątpiewaniem. – Mamy dokonać wymiany, z tego co wiem. Danilov za program.
- Nie mamy programu – wyjaśnił Darylev.
– Ale mamy zrobić wszystko, żeby go odzyskać i zwrócić właścicielom.
- Przecież ukradł go na wasze zlecenie
– sarknęła Olga. Nie podobało jej się to wszystko coraz bardziej. Nie podobała
jej się własna reakcja na tego faceta.
- Owszem. Ale ponieważ zdradził
zaufanie pana Rostockiego, wszelkie ustalenia są już nieaktualne. Jurij odda
nam program, a my go wam zwrócimy.
- Kiedy? – Maxa interesowały konkrety.
- Jak najszybciej – padła odpowiedź.
- Mamy wam oddać Danilov’a, ot tak, a
wy oddacie nam program? – w głosie Olgi zabrzmiała kpina pomieszana z
powątpiewaniem. Zawsze kpiła, kiedy nie była pewna własnej pozycji. – Jaką mamy
gwarancję, że faktycznie tak będzie?
- Słowo pana Rostockiego. To najwyższa
gwarancja… – wytłumaczył Darylev.
- Mamy zaufać przestępcy?? – Olga
niemal roześmiała się na głos.
- Biznesmenowi – zripostował
natychmiast Aleksander.
- Taki z ciebie biznesmen jak ze mnie
baletnica – prychnęła, na co facet gniewnie zmarszczył brwi. Ale tak naprawdę
to była tylko poza, ta niepozorna kobieta zaimponowała mu tym zachowaniem. Była
pyskata, a nazwisko jego szefa nie zrobiło z niej trzęsącej się kukiełki. A tak
zazwyczaj wszyscy reagowali.
- Myślisz stereotypowo – zwrócił jej
uwagę, też ironicznie. – To wszystko to biznes. Kosztowny biznes. Ale takie są
warunki. Nie pasuje wam… - podszedł do Olgi i spojrzał jej prosto w oczy, na co
Max niespokojnie się poruszył. Natomiast agentka nawet nie drgnęła, zniosła to
spojrzenie spokojnie i beznamiętnie. Nie drgnęła, pomimo, że znów poczuła
dreszcz biegnący wzdłuż jej kręgosłupa. Nie strachu, tylko podniecenia. Co ją
samą bardzo zdziwiło. Nie spodziewała się po sobie takich uczuć wobec
widzianego pierwszy raz w życiu faceta. Rzadko który mężczyzna wzbudzał w niej
takie odczucia.
- To? – zapytała tonem równie
beznamiętnym, co jej wzrok. Potrafiła się maskować, a tutaj instynktownie
czuła, że tak będzie bezpieczniej. Dla wszystkich.
- To skończycie jak Danilov.
- Teraz to była groźba – zwróciła mu
uwagę, znów kpiąco. Nie wyglądał na prawą rękę wielkiego mafiosa. Olga zawsze
myślała, że prawe ręki wielkich mafijnych bossów są wielkie, łyse i uzbrojone
po zęby. A ten mężczyzna, owszem, był wysportowany i zwinny, ale sprawiał
bardzo sympatyczne wrażenie. Możliwe, że dzięki tym zmarszczkom, prawie
niewidocznym, ale powstałych na pewno od śmiechu. Wiedziała, że to tylko pozory
i że facet potrafi być zapewne bardzo bezwzględny, ale czuła, że i tak nic im
nie zrobi. Pomimo swoich słów.
- Tylko ostrzeżenie – Aleksander uśmiechnął się lekko, po czym odsunął się
kawałek od kobiety. Dość niechętnie, bo oprócz tego, że była pyskata, to była
też ładna i seksowna. I zrobiła na nim wrażenie, zwłaszcza, kiedy poczuł jej
zapach, stając tak blisko. Od razu też wyczuł, że jej partnerowi bardzo się nie
spodoba ta poufałość, ale miał ochotę go podrażnić. Może dlatego, że ten cały
Max nie spodobał się jemu.
- Zawsze tak prowadzisz interesy? – jak
na zawołanie odezwał się Doherty. Istotnie, bardzo nie podobało mu się
zachowanie tego całego Darylev’a, za bardzo wgapiał się w Olgę i widać było, że
jest nią bardzo zainteresowany.
- Każdy sposób jest dobry, że uzyskać
to, co się chce – błysnął zębami w uśmiechu Aleksander i każdy z nich wiedział,
że nie miał na myśli tylko interesów. – To jak?
- Bierz go – Max zdecydowanym ruchem
pchnął Danilov’a w stronę ich rozmówcy. Ten skinął lekko głową, a wtedy jeden z
obecnych w pokoju ochroniarzy złapał ich więźnia za ramię i wywlókł z
pomieszczenia. Danilov opierał się jak szalony i pewnie by wrzeszczał, gdyby nie
miał zaklejonych taśmą ust.
- Rozsądna decyzja – pochwalił go
Darylev znów się uśmiechając. – Jak tylko odzyskamy program, skontaktujemy się
z wami. Myślę, że to długo nie potrwa – dodał po krótki namyśle. I Olga uznała,
że w tej kwestii można mu wierzyć bez zastrzeżeń. – Moi ludzie was odprowadzą…
Max zacisnął usta w złości na tak
bezczelny sposób ich odprawienia, a Olga poczuła coś na kształt ulgi i
rozbawienia. Facet miał jaja, ale miał też nad nimi przewagę. Nie wykorzystał
jej, mógł ich przecież od razu zastrzelić. W końcu odzyskał zdrajcę. Miałby i
Danilov’a, i program. Agentka była nieco zaskoczona, że nawet w tym świecie
istnieje pojęcie czegoś takiego jak honor i przestrzeganie danego słowa. Nawet
wobec wrogów, bo lojalność wśród swoich była przecież bezdyskusyjna.
Odprowadzeni
przez dwóch rosłych ochroniarzy, Olga i Max opuścili domek, żeby odjechać nim w
stronę swojej kryjówki. Cała drogę Doherty pluł jadem, sarkał i mamrotał. Na
Darylev’a, nazywając go bezczelnym gówniarzem. Na Danilov’a, że przez jego
chciwość wplątali się takie coś. Na Martoma też, że zaproponował taki, a nie
inny sposób odzyskania programu. Nieco zirytowana Olga spytała go, czy wobec
tego wolałby tam wpaść z karabinem i wszystkich załatwić, bo póki co, to
pierwsza ich misja, którą mają okazję załatwić prawie bezkrwawo. Równie zirytowany
Max wsiadł na nią, że wcale nie ułatwiła im tego zadania i wkurzona Olga kazała
mu się zastanowić, co też za bzdury wygaduje. Oboje zamilkli i w tym gniewnym
milczeniu oczekiwali na telefon od Darylev’a.
No proszę, chemia z nieznajomym :D Martom zna różne szumowiny więc to że rosyjskich mafiozów zna to mnie nie zaskoczyło. Ciekawe czy rzeczywiście dotrzymają słowa i przekażą im program? Coś ostatnio Olga i Max często się gryzą. Szkoda, że Olga nie zostawi go jako partnera związkowego tylko jeszcze się z nim zwiąże :/ Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział mojej Olgi :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie chce mi się wierzyć, że ruska mafia tak po prostu odda im ten program. No w końcu to mafia, a takie typy to zazwyczaj chcą mieć ciastko i zjeść ciastko... Oj Olga zostaw ty w końcu tego drania i strzel mu w łeb!
OdpowiedzUsuń