Sankt Petersburg
Było
zimno. Było cholernie zimno. Mroźny wiatr dął ze wszystkich dostępnych sił
wywiewając spod kurtek resztki ciepła. Nie pomagały dodatkowe warstwy z polaru,
szaliki i rękawiczki. Olga stała w wykuszu bramy, częściowo osłonięta od
wiatru, ale to, co do niej docierało wystarczało, żeby trzęsła się z zimna.
Taka pogoda była sporym utrudnieniem w działaniu, bo w zgrabiałych dłoniach
trudno było utrzymać broń. Ściganie kogoś po skutych lodem chodnikach też nie
należało do najłatwiejszych zadań. Ale nie miała wyboru. Max poszedł zrobić
rozpoznanie w kamienicy, gdzie udało im się wytropić Danilov’a, a ona została
na czujce. Nie było go zaledwie od kwadransa, ale to wystarczyło, żeby kobieta
poczuła, co znaczy prawdziwa zima. Pomimo tych niesprzyjających warunków
czujnym spojrzeniem omiatała okolicę, żeby nie przeoczyć niczego podejrzanego.
Wytropienie Danilov’a zajęło im prawie cały tydzień, namiar od Martoma okazał
się nic nie warty, więc po przyjeździe tutaj wiedzieli tylko tyle, że ich
podejrzany jest w mieście. W mieście, które było cholernie wielkie i cholernie
specyficzne. Jak każde rosyjskie miasto. Szukając go, starali się nie wejść w
jakąkolwiek konfrontację z lokalnymi przestępcami, na szczęście ich agentura
miała całkiem niezłe rozeznanie i udało im się pozostać niezauważonymi. Jeśli
Danilov miał jakieś konszachty z miejscową mafią, to dopiero jego zniknięcie
spowoduje pytania. Oby bez odpowiedzi, bo Olga jakoś nie miała zbytniej ochoty
przekonać się jak rosyjska mafia zadaje pytania. I co do tego stosuje. Ulicą
przejechał samochód, duży i czarny. I w dodatku znajomy. Olga drgnęła. Widziała
już ten wóz wcześniej, nie dalej jak rano. Zdecydowanie rano, kiedy wyjeżdżali
ze swojej kryjówki. Nie śledził ich na pewno, zauważyłaby. Albo Max by
zauważył. Ale mignął jej, kiedy wsiadali do swojego auta. Stał kilka samochodów
za ich pojazdem i odjechał prawie równo z nimi. Tyle, że skręcił w drugą
stronę, więc zapewne dlatego nie uznała go za zagrożenie. Raczej za przypadek.
A już powinna się przecież nauczyć, że w ich pracy nic się nie dzieje
przypadkiem. A teraz przejeżdżał ulicą, gdzie znajdowało się mieszkanie faceta,
którego szukali. Olga cofnęła się głębiej w wykusz bramy i trzęsąc z zimna
obserwowała, jak samochód mija kamienicę i skręca w pierwszą boczną uliczkę.
Nie podobało jej się to, więc bez wahania zadzwoniła do Maxa.
- Co jest? – usłyszała po chwili w
słuchawce nieco zdyszany głos jej partnera.
- Zmywaj się stamtąd – poleciła
stanowczo.
- Bo?
- Bo mam złe przeczucia – niemal
warknęła, nie wdając się w wyjaśnienia. – Czekam na dole – dodała jeszcze, po
czym się rozłączyła i schowała komórkę pod kurtkę. Pół minuty później agent
pojawił się obok niej, a czarny samochód zaparkował kawałek od bramy. Max nie
wyglądał na zadowolonego, że mu przerwała, ale bez słowa pokazała mu dwóch
mężczyzna ubranych, jakżeby inaczej, na czarno, właśnie wysiadających z auta.
Mimo, że mieli na sobie kilka warstw ubrań, wprawne oko Olgi bez problemu
wyłowiło kształt pistoletów przebijający spod kurtek. Poza tym faceci wyglądali
jak rasowi kilerzy, a już na pewno jak źli mafiozi. Max zaklął pod nosem widząc,
jak mężczyźni kierują się do bramy, Olga rzuciła mu nieco ironiczne spojrzenie,
po czym złapała za rękę i pociągnęła w głąb podwórka. Robiąc rekonesans od razu
znalazła drugie i trzecie wyjście. Dlatego teraz bez wahania skierowała się w
stronę ukrytej w jednej ze ścian furtki. Jednak wystarczyło tylko kilka kroków,
żeby przekonać się, że faceci nie działali sami. Najwidoczniej drugi samochód
zatrzymał się z przeciwnej strony i teraz z furtki wychodziło dwóch niemal
identycznych gości. Niemal klony. Oldze przyszło do głowy, że chyba specjalnie
ich hodują w jakiś laboratoriach. Albo coś. Agentka widząc kolejnych intruzów,
a przeczucie mówiło jej, że na pewno nie mają dobrych zamiarów, zatrzymała się
w pół kroku i błyskawicznie zmieniła kierunek ich ucieczki. Trzecie wyjście
prowadziło do sąsiedniej kamienicy przez piwnicę, wystarczyło się tam tylko
dostać. W tym celu Olga wpadła do sutereny, zbiegła po krzywych betonowych
schodkach i skręciła w wąski, ciemny korytarz. Korytarz pozaznaczany był
drewnianymi, koślawymi drzwiami pozamykanymi na mniejsze i większe kłódki. Max
całkowicie zdał się na swoją partnerkę, niemal deptał jej po piętach, ale
jednocześnie ubezpieczał ich odwrót sprawdzając, czy smutni panowie w ogóle
zwrócili na ich uwagę. Nie zwrócili, na szczęście. Może dlatego, że agenci
błyskawicznie zniknęli im z oczu. Doherty zaklął, bo stracili szansę na
znalezienie Danilov’a, Olga słysząc to, jeszcze przyspieszyła, niemal wpadając
na ścianę, kiedy korytarz gwałtownie skręcił. Ona też wykonała gwałtowny skręt,
poślizgnęła się lekko, ale zaraz odzyskała równowagę i pomknęła dalej. Tym
bardziej, że wyjście było tuż na wprost. Oboje wpadli na schody i pognali na
górę. Olga ramieniem walnęła w drzwi prowadzące na zewnątrz, otworzyła je z
impetem i wypadła na ulicę. Max był tuż za nią, niemal czuła jego oddech na
plecach. Pobiegli chodnikiem i zatrzymali się tuż za rogiem.
- Kurwa mać – zaklął Max, wychylając
się ostrożnie. – O co tu chodzi?
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała Olga,
uważnie obserwując jak klony prowadzą szarpiącego się Danilov’a i chcąc
zapakować go do czarnego samochodu. Ale mieli z tym niejaki kłopot. – Ale mamy
problem…
- Delikatnie powiedziane – prychnął jej
towarzysz. – Chyba nie pozwolimy im go zabrać, co? – spojrzał na nią z błyskiem
w oku. Olga wydała z siebie ni to westchnienie, ni to prychnięcie.
- No raczej – zakpiła, wyciągając
Sig’a. Bez zbędnych słów wyskoczyli zza rogu i ruszyli na mężczyzn. Zadziałali
z zaskoczenia, więc przez chwilę mieli przewagę. Olga bez trudu trafiła w
jednego z mężczyzn prowadzących Danilov’a. Max załatwił drugiego, a potem
posłał na ziemię następnego. Olga też nie próżnowała, jej kule trafiły
kolejnego przeciwnika. Wywołali małe zamieszanie, toteż korzystając z niego,
dopadli Danilov’a i powlekli do własnego samochodu. Max wskoczył za kierownicę,
Olga wepchnęła ich więźnia na tylne siedzenie, sama zajęła miejsce obok i z
piskiem opon odjechali. Doherty dodał gazu, bo smutni panowie już się ogarnęli
i ruszyli za nimi. Na szczęście nie strzelali, ograniczyli się tylko do
pościgu. Ale Max wykorzystał zaczynający się szczyt komunikacyjny, kilka razy
przejechał na czerwonym i po kilku minutach po ich ogonie nie było nawet śladu.
Olga odetchnęła, nie miała ochoty na kolejną rozróbę w centrum miasta. Max
pokluczył jeszcze, żeby się upewnić, że na sto procent nikt już za nimi nie
jedzie i podjechał pod ich kryjówkę. Olga wywlokła zaskoczonego i przerażonego
Danilov’a z samochodu i błyskawicznie zaprowadziła do środka.
- Oszaleliście?? – wydarł się na nich
Jurij. – Wiecie z kim zadarliście??
- Czego się drzesz? – Olga skrzywiła
się z niesmakiem, bo dotarło do niej, że przerażenie Danilov’a nie dotyczy ich
osób.
- Bo nie wiecie, co zrobiliście!!
- Wolałbyś pojechać z tamtymi? –
zapytał jadowicie Max. – Nie ma sprawy, możemy to załatwić…
- Idioci! – Danilov był wyraźnie
wściekły. – Teraz zginiecie i ja, i wy!
- Nie przesadzasz przypadkiem? – Olga
schowała Sig’a i popatrzyła na mężczyznę z powątpiewaniem. – Póki co, jakoś
daliśmy im radę.
- To może w takim razie powiesz z kim
zadarliśmy? – zaproponował jednocześnie Max.
- To byli ludzie od Rostockiego –
wyjaśnił ponuro ich więzień. Olga i Max zastygli z zaskoczenia. Oleg Rostocki
był postacią tak samo legendarną, jak i niebezpieczną. Kierował połową
rosyjskiej mafii, miał przyjaciół na Kremlu i szerokie plecy w wielu
organizacjach. Był nie do ruszenia i chodziły słuchy, że ma powiązania z
jakimiś tajemniczymi organizacjami. Olga jakoś nie wierzyła w te plotki, ani
tym bardziej w istnienie tajemniczych organizacji dążących do przejęcia władzy
nad światem. Może dlatego, że żadnej do tej pory nie spotkała i miała do
czynienia ze zwykłymi przestępcami, a nie wariatami. Ale zapewne wszystko przed
nią.
- Co chce od ciebie Rostocki? – Max
pierwszy otrząsnął się z zaskoczenia.
- Gówno cię to obchodzi – warknął w
odpowiedzi Danilov. Czym nieźle wkurzył Doherty’ego. A Max bardzo nie lubił,
kiedy ktoś go wkurzał. Olga też nie. Poza tym miała dość. Ostatni tydzień dał
się jej nieźle we znaki, nie lubiła zimna i nie lubiła w tym zimnie czatować na
przestępców. Dlatego zareagowała o sekundę wcześniej niż jej partner.
Błyskawicznie znalazła się przy Danilov’ie i bez namysłu wyrżnęła go pięścią w
szczękę. Facet poleciał do tyłu i upadł na plecy, a Olga przyskoczyła do niego,
wykręciła mu rękę, unieruchamiając go, po czym poderwała go do klęku i przystawiła mu pistolet do karku.
- Gadaj, sukinsynu, czego chce od
ciebie Rostocki – wysyczała wściekłym głosem. Max patrzył na nią zdziwiony, do
tej pory to on reagował w ten sposób, a Olga raczej starała się go powstrzymać.
Najwidoczniej coś się zmieniło, coś w niej zaskoczyło i w końcu zrozumiała, że
w tej pracy czasami inaczej się nie da.
- Pierdol się – wystękał Danilov, na co
agentka jeszcze mocniej wygięła jego ramię i mocniej wcisnęła lufę Sig’a w
miękką tkankę.
- To później - warknęła. – Ukradłeś ten
program na zlecenie Rostockiego? – zapytała zimnym głosem. Max uniósł brwi, bo
blada twarz ich więźnia powiedziała mu, że kobieta trafiła w sedno. – I
postanowiłeś mu go nie oddawać? Czy może raczej zażądałeś więcej forsy? – mężczyzna
szarpnął się gwałtownie, ale Olga była tak wkurzona, że w tym momencie
dysponowała jakąś nadludzka siłą. Poza tym, nie ukrywajmy, była wyćwiczona i
wytrenowana, więc taki chudy wymoczek jak Danilov, nie był dla niej trudnym przeciwnikiem.
– Która wersja? – wycedziła, jeszcze wzmacniając chwyt. W ramieniu faceta coś
chrupnęło, a ciszę rozdarł krzyk.
- Ty dziwko, złamałaś mi rękę! –
wrzasnął Danilov.
- Licz się ze słowami – odwarknęła. –
Jak już to „pani dziwko”, fujaro. Która wersja??
- Druga – jęknął więzień, do którego
chyba dotarło, że nie wygra z tą rozwścieczoną wariatką.
- Ty jebany sukinsynu!! – Olga zwolniła
chwyt i z całej siły pchnęła faceta na ziemię. Zarył brodą w betonową posadzkę,
co spowodowało dodatkowe rany i ból. Przetoczył się na plecy i trzymając za
wykręcone ramię, patrzył na nią wściekle. – Przez ciebie zadrzemy z jakimś
pierdolniętym ruskim mafiosem! Przez ciebie zginął świetny amerykański
naukowiec! I to przez ciebie ten świr o mało mnie nie zgwałcił! – Olga podeszła
do mężczyzny i kopnęła go w brzuch. Była wściekła i chyba musiała się na kimś
wyładować.
- Olga, dość! – Max zareagował uznając,
że wystarczy tego przedstawienia. – Jak go zabijesz to stracimy argument przetargowy – złapał
kobietę za ramię i odciągnął na bok widząc, że przymierza się do następnego
kopnięcia.
- Puść! – wyrwała się i odsunęła. –
Oddamy cię Rostockiemu i z dziką satysfakcją będę patrzyła jak cię zabija –
dodała. – A tak na marginesie, wcale ci tej ręki nie złamałam. Ale jak mnie
wkurwisz, to złamię! – zagroziła. Max uśmiechnął się pod nosem, słysząc te
słowa. Jego partnerka wciąż go zadziwiała, a dzisiaj to już w ogóle przeszła
samą siebie. Ale cieszył się z tego. Tego chciał i do tego dążył. Złapał
Danilov’a za ubranie, poderwał na nogi, po czym zaprowadził do sąsiedniego
pomieszczenia, gdzie związanego zostawił. Wrócił do swojej partnerki i
popatrzył na nią uważnie. Stała pod oknem i wpatrywała się w panującą na
zewnątrz ciemność.
- Olga… - zaczął, ale urwał, kiedy
gwałtownie odwróciła się do niego, patrząc na niego błyszczącymi oczyma.
- No? – rzuciła zaczepnie. – Masz
zamiar mnie ochrzanić?
- Kochanie, byłaś rewelacyjna –
odpowiedział, uśmiechając się i podchodząc bliżej. Bez namysłu przyciągnął ją
do siebie, chwytając w pasie i całując namiętnie. – Uwielbiam cię taką.
- Poważnie? – zdziwiła się, oddając
pocałunek. – Nie przesadziłam?
- Ani troszeczkę – zapewnił ją. – Byłaś
boska. Musisz tak częściej…
- Nie jestem przekonana – Olga
skrzywiła się lekko. Jakaś jej część wzdragała się przed takim postępowaniem.
Mimo, że przynosiło efekty.
- Ale ja jestem – Max przytulił ją i
pocałował w szyję. Mruknęła z aprobatą. – Musisz pozbyć się w końcu tych
głupich uprzedzeń. Pamiętaj: jeśli nie my ich, to oni nas…
- Kolejna życiowa mądrość? – zakpiła,
odchylając nieco głowę, żeby mógł dalej ją całować. Z czego natychmiast
skorzystał.
- Nazywaj to jak chcesz – wymamrotał,
pomiędzy kolejnymi pocałunkami. – Jesteś taka gorąca… - ręce Maxa już błądziły
po ciele Olgi, wślizgując się pod sweterek. Kobieta wiedziała, że takie
sytuacje podniecają go dodatkowo, w końcu to zawsze po akcjach uprawiali
najgorętszy seks. Ale mimo podniecenia, które ją opanowało, jak zawsze zresztą
w takiej chwili, nie zamierzała kochać się z nim mając za ścianą związanego
szpiega.
- Max… - Olga spróbowała się oswobodzić
z jego uścisku. – Max, przestań – poprosiła. Kiedy nie zareagował, odepchnęła
go lekko, po czym zgrabnie wyślizgnęła się z jego objęć.
- Ale kochanie, dlaczego? – niemal
zamiauczał, patrząc na nią nieszczęśliwym wzrokiem. A wybrzuszenie w spodniach
wybitnie świadczyło, że naprawdę jest bardzo unieszczęśliwiony jej decyzją.
- Chyba zapomniałeś, że mamy gościa i
coś trzeba z nim zrobić – wyjaśniła, poprawiając ubranie.
- To przeszkoda? – spojrzał na nią
zaskoczony.
- Oczywiście. Skup się na zadaniu.
- Jesteś okrutna – jęknął, ale
posłusznie wyciągnął telefon z kieszeni.
- Wynagrodzę ci to – zaśmiała się.
- Zapamiętane – też się roześmiał, po
czym wybrał numer. – Cześć, James – rzucił po chwili do słuchawki. – Tak, wiem
która jest teraz godzina, ale mamy mały problem…
Max nawet nie wiesz co robisz podkręcając Olgę; no ale cóż... Rosjanie, eh... zapewne to dopiero początek kłopotów Olgi i Max'a przy tej sprawie. Olga jeszcze taka nie całkiem obdarta z sumienia jest fajna :) Czekam na kolejny rozdział i niech wen nie każe tak długo czekać ;P
OdpowiedzUsuń