26 czerwca 2015

Rozdział 39

            Max przyszedł do niej na salę, kiedy już chciała kończyć swój codzienny trening. Nadal dzień w dzień ćwiczyła, nawet będąc na misji sobie nie odpuszczała. Czasami strasznie jej się nie chciało, ale wiedziała, że od tych ćwiczeń i ogólnej sprawności może zależeć jej życie. I życie Maxa, czy innej osoby, z którą będzie akurat pracować. Więc trenowała. Od powrotu z Rosji też. Odsunęła się też nieco od swojego partnera. Chyba miała wyrzuty sumienia, że tak łatwo i szybko uległa urokowi Darylev’a. Do tej pory nigdy jej się coś takiego nie zdarzało. Do tej pory była przekonana, że jak ma już jednego mężczyznę, to na innego nie spojrzy. Jak widać, myliła się. I tu wcale nie chodziło o to, że była znudzona, czy zawiedziona związkiem z Maxem. Przecież wcale nie byli ze sobą aż tak długo. Nie umiała tego wytłumaczyć i chyba nawet wcale nie chciała. Nie mogła cofnąć czasu. A nawet gdyby mogła, pewnie postąpiłaby dokładnie tak samo. A Max od kilku dni jakby wcale nie szukał jej towarzystwa. Dlatego, kiedy przyszedł, poczuła ulgę. Że jednak jest. Że jej nie zostawił. Dość irracjonalne stwierdzenie biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio ze wszystkich sił dążyła do niezależności.
- Hej, skarbie – Doherty wszedł na salę i po prostu podał jej ręcznik. Olga przestała walić w worek treningowy i otarła spoconą twarz.
- Cześć – przywitała się, całkiem zwyczajnie. Jakby nie było tych dni bez niego.
- Znowu się katujesz? – zapytał, przypatrując się jej spoconej postaci.
- Trenuję – poprawiła go z naciskiem. – Dobrze wiesz, dlaczego…
- Tak, wiem – Max westchnął. – Może dość już na dzisiaj, co? Zjemy jakąś kolację, pogadamy…
- I tak miałam kończyć – Olga nawet ucieszyła się z propozycji partnera. To był dobry pomysł. – Daj mi chwilę…

            Kiedy Olga wyszła spod prysznica, owinięta tylko w ręcznik, Max na jej widok aż przełknął ślinę. Wyglądała ślicznie, jeszcze nie do końca wytarta, z wilgotnymi włosami wpływającymi po plecach. Miała niezłą figurę, szczupłą, umięśnioną, ale nie za bardzo, drobne piersi (z których nigdy tak naprawdę nie była zadowolona), sterczące pośladki i lekko zaokrąglone biodra. Na widok siedzącego na ławce Maxa otworzyła szerzej oczy i rzuciła mu karcące spojrzenie.
- To damska szatnia – zauważyła. – Nie powinno cię tu być…
- Ale jestem – Max wstał i podszedł do niej. – Ślicznie wyglądasz… - pocałował ją w nagie ramię.
- Co ty wyprawiasz? – odsunęła się nieco, jednocześnie opierając stopę na ławce przy szafce i usiłując się do końca osuszyć.
- To, co każdy normalny facet zrobiłby na moim miejscu – wyjaśnił, znów ją całując. – Nie mogę się oprzeć… - przytrzymał ją, bo chciała się odsunąć, po czym odwrócił ku sobie i pocałował.
- Max… - zaprotestowała słabo. – A jak ktoś wejdzie?
- Nikogo tu nie ma – wymamrotał, całując ją coraz bardziej namiętnie. – Nie przejmuj się… - Olga westchnęła, oderwała się od mężczyzny i odepchnęła go, wkładając w ten gest nieco więcej siły. Max cofnął się i popatrzył na nią zdezorientowany, na co kobieta roześmiała się cicho, podeszła do drzwi i przekręciła w nich klucz. Doherty uśmiechnął się szeroko, więc Olga, powolnym, kołyszącym się krokiem podeszła do niego, puszczając po drodze ręcznik, który z szelestem osunął się na podłogę.


            Kolejne dwie godziny spędzili w damskiej szatni, a w zasadzie pod prysznicem, gdzie dali upust swoim namiętnościom i pożądaniu, które ich ogarnęło. Olga już dawno nie przeżyła takich uniesień, jak w tej niewielkiej kabinie, gdzie, na przemian, namydlana mlecznym żelem i spłukiwana gorącą wodą, pozwalała się pieścić, całować, lizać, smakować i to samo dawała swojemu kochankowi. Woda jeszcze bardziej pobudzała już i tak rozpalone zmysły dwojga agentów, nie pozwalała złagodzić napięcia, które między nimi panowało. Dopiero, kiedy skończyli, kiedy oboje doszli do końca, poczuli, że wszystko wraca do normy. Zmęczona Olga opierała się o ścianę kabiny, tuż za nią, ściśle przylegając do jej pleców, stał Max, wciskając swoje usta w jej kark i ciężko oddychając.
- Wyjdź za mnie – wymamrotał nagle, jakby specjalnie czekał na taki moment, żeby wydusić z siebie tą propozycję.
- Co? – Olga nie była pewna, czy się nie przesłyszała, więc nawet się nie odwróciła.
- Wyjdź za mnie – powtórzył, już nieco wyraźniej. – Za mąż. Wyjdź.
- Zwariowałeś? – sarknęła, uwalniając się i z trudem odwracając. Z trudem, bo kabina do wielkich nie należała. – Żeby uprawiać seks pod prysznicem nie musimy się pobierać…
- Nie chcę się z tobą żenić tylko dlatego, żeby uprawiać seks pod prysznicem – zaprotestował stanowczo, patrząc jej w oczy. – Chcę… - zawahał się. – Nie wiem. Po prostu czuję, że to jest to. A ty jesteś tą kobietą…
- Wiesz, Max… - Olga ostrożnie wyszła z kabiny i sięgnęła po ręcznik. – Myślę, że to nie jest dobry pomysł. To całe małżeństwo i w ogóle – zaczęła się energicznie wycierać.
- Ale dlaczego? – zdziwił się, idąc w jej ślady. Po poprzednim zmęczeniu nie było już śladu. Teraz miał mnóstwo energii. – Co jest złego w małżeństwie?
- Idea posiadania kogoś na stałe i na zawsze – wyjaśniła, wkładając bieliznę i resztę ciuchów. – Nie podoba mi się to, zwłaszcza biorąc pod uwagę twoje wcześniejsze zaborcze zapędy – zaśmiała się.
- Zaraz zaborcze – żachnął się Max. Jej uniesione brwi sprawiły, że się zmitygował. – No, dobra, trochę zaborcze były… Ale teraz bym się umiał opanować i powstrzymać. Zmieniłbym się – zadeklarował.
- Małżeństwo nie zmienia ludzi – Olga sięgnęła po swoją torbę. – Chyba, że na gorsze.
- Olga – jęknął. No, co za kobieta! Same minusy znajduje!
- Co, Olga? Nie mam racji? – zatrzymała się gwałtownie.
- Kochanie, no błagam…
- No dobra, zastanowię się – poddała się kobieta, wzruszając ramionami. Niech mu będzie, a ona i tak nie zamierzała wychodzić za mąż. Za nikogo. – No, chodźże, głodna jestem – ponagliła go, wychodząc z szatni. Max westchnął i poszedł w jej ślady.
            Kilka kolejnych dni upłynęły Oldze i Maxowi na zwykłym odpoczynku. Póki co, Martom nie miał dla nich kolejnego zadania, co było zaskakujące, ale agenci postanowili nie zawracać sobie tym głowy, tylko skorzystać z wolnego. Praktycznie nie wychodzili z łóżka, jakby chcąc nasycić się sobą niejako na zapas. Jakby już wtedy przeczuwali, że najbliższe misje będą naprawdę ciężkie i nie będzie czasu ani ochoty na takie dyrdymały jak seks i bliskość. Wezwanie od szefa zastało ich, jakżeby inaczej, w sypialni. Co prawda, akurat się nie kochali tylko oglądali telewizję po prostu się do siebie tuląc. Dzwonek telefonu przywitali niechętnie, równie niechętnie wysłuchali wezwania i jeszcze bardziej niechętnie ruszyli tyłki i pojechali do siedziby Firmy.

- To wasz kolejny cel – Martom podał im cienką teczkę. – Kobieta nazywa się Lisa Crafton, jest specjalistką od broni biologicznej. I lekarzem. Pojechała do Serbii, żeby nieść pomoc bliźnim – Martom lekko się skrzywił z politowaniem. Nigdy nie rozumiał ludzi, którzy pracowali dla innych z pobudek innych niż finansowe.
- I? – zapytał Max, bo ich szef umilkł.
- I musicie ją stamtąd zabrać i przywieźć do Stanów. Jest nam potrzebna…
- W wynalezieniu kolejnego wirusa, na którego nie ma szczepionki? – zakpiła Olga, chociaż czuła, że nie powinna.
- Być może – Martom rzucił jej zimne spojrzenie. – To nie wasz interes. Wy tylko macie ją przywieźć. W teczce jest jej ostatni adres. Podobno znalazła tam sobie kogoś. Dowiedźcie się kto to i czy może jej potem szukać. Z resztą… - James urwał i przyjrzał się swoim agentom. Byli najlepsi, niejednokrotnie to udowodnili. – Co ja wam będę mówił. Sami wiecie, co macie robić.
- Odstawiamy ją do Stanów? – Max wstał wiedząc, że nic więcej się nie dowiedzą.
- Do granicy – poinformował ich Martom. – Tam ktoś będzie na was czekał. A potem zobaczymy – z tymi słowami James otworzył laptopa, uznając rozmowę za zakończoną.

4 komentarze:

  1. Luźny czas dla agentów to najlepszy czas na zregenerowanie sił do kolejnej misji niemożliwej. Max kiepski jest w oświadczynach. Owszem, Olga nie potrzebuje całej romantyczności otaczającej ten moment ale zapewne coś lepszego niż zapytanie pod prysznicem po gorącym seksie. A sprawa tej lekarki już mi się nie podoba i znając Ciebie Alexandretto to już szykujesz niezłą jatkę dla naszych bohaterów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pospieszać Wena to zła rzecz ale kiedy możemy się dziewczyny spodziewać dziecka nr 6 ?
      pozdrawiam i życzę dużo weny

      Usuń
  2. troszkę przysłowiowo śmierdzi mi ta cała sprawa z tą lekarką ale zobaczymy co wymyślisz.
    Max zero romantyzmu jakiegokolwiek. pozdrawiam i życzę dużo weny :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też mi ta sprawa śmierdzi... Coś czuję, że Olga miała racje z tym wirusem ;) A tak poza tym Olga powiedz nie temu świrowi, gość nawet nie potrafi dobrze się oświadczyć.

    OdpowiedzUsuń