16 lipca 2015

Rozdział 41

            Max jechał szybko, ale pewnie, chociaż droga była niezbyt ciekawa, pełna dziur i kolein. Oczywiście, dopiero kiedy pojawił się asfalt w większej ilości, bo wcześniej były tylko jakieś jego szczątki pokryte piachem. Wyjechali z miasteczka i omijając główną drogę, skierowali się w stronę granicy z Chorwacją, bo tam było najbliżej. I tam mieli zorganizowany punkt przerzutowy. Olga nie zwracała uwagi na krajobraz za oknem samochodu. Połączyła się z firmową bazą danych i wrzuciła zrobione zdjęcia. Czekając na wyniki wyszukiwania, sprawdziła uderzone ramię, krzywiąc się na widok czerwonego stłuczenia.
- Mocno oberwałaś? – Max oderwał na moment wzrok od drogi i spojrzał na jej wygibasy.
- Mniej niż ty – odparła, wzruszając ramionami. – Musimy gdzieś na moment stanąć, nie możesz jechać taki zakrwawiony…
- Jeszcze kawałek – odpowiedział. – Potem się zamienimy… - skinęła tylko głową, wracając do wyszukiwarki. Bo ta właśnie wypluła rezultat przeszukiwań.
- Facet nazywał się Pamir Vastros i widnieje na liście podejrzanych o ostatni zamach na ONZ-towski konwój z pomocą humanitarną – zaczęła, szybko przebiegając wzrokiem zebrane przez wywiad informacje. – Nie było jednak twardych dowodów i szefostwo nie zgodziło się na likwidację…
- Zrobiliśmy to za nich – prychnął Max. – My nie potrzebujemy twardych dowodów.
- My tylko potrzebujemy tabliczki z napisem „cel” – sarknęła, kręcąc głową, ale pod wpływem pełnego wyrzutu spojrzenia partnera, westchnęła. – Dobra, przepraszam. Masz rację. Mamy z głowy terrorystę. Jednego – podkreśliła. – Reszta tych gnojków pewnie nieźle się wpieni, kiedy go znajdzie. Ktoś nas na pewno widział. Więc pewnie za nami pojadą…
- Olga, na litość boską! – przerwał jej stanowczo. – Zamknij się. I weź apteczkę – polecił, skręcając w boczną ścieżkę, prowadzącą w głąb lasu, przez który właśnie jechali. Olga już bez słowa znalazła apteczkę i sprawnie opatrzyła mężczyznę, pozbywając się z jego twarzy najbardziej widocznych dowodów bójki. Kiedy skończyli doprowadzać się do porządku, sprawdzili jeszcze co z lekarką, Max dał jej zastrzyk, żeby spała jeszcze przez jakiś czas, po czym wrócili do auta. – Pojedziesz – Doherty zajął siedzenie pasażera. – Ja muszę trochę odpocząć. GPS cię poprowadzi…

            Następne kilka godzin minęło Oldze na prowadzeniu auta, a Maxowi na drzemce. Agentka jechała dokładnie według wskazań nawigacji, omijając wszelkie punkty, gdzie mogli mieszkać ludzie. Do powrotu do cywilizacji skłoniła ją konieczność zatankowania samochodu. Ale akurat ten przestój był dokładnie wyliczony i zaplanowany. Olga wjechała na stację i zatrzymała Skodę obok dystrybutora. Natychmiast pojawił się obok niej młody chłopak, więc poleciła mu zatankować do pełna i poszła zapłacić. Załatwiła to szybko, bo byli jedynymi klientami, dokupiła jeszcze kilka batoników i wróciła do samochodu. W momencie kiedy otworzyła drzwiczki, żeby wsiąść za kierownicę rozległ się głuchy huk i pokrywa bagażnika nieco się wygięła. Zaskoczony chłopak, który jeszcze mył szyby w Skodzie, przerwał tą czynność i spojrzał na tył auta, bezbłędnie lokalizując źródło hałasu. Olga zatrzymała się w pół kroku i też spojrzała na bagażnik, a potem na Maxa, który wychylił się nieco przez szybę i tonem nie znoszącym sprzeciwu rozkazał jej wsiadać. Zanim jednak zdążyła to zrobić w jej stronę rzucił się pracownik stacji, z kijem w ręce, chcąc najwyraźniej ją zatrzymać. Olga dostała z tego kija w ramię, dokładnie w to samo miejsce, gdzie wcześniej walnęła ją pani doktor. Agentka krzyknęła, bo zabolało jak diabli, złapała kij, wyrwała go chłopakowi z ręki i z całej siły przyrżnęła mu w głowę. Facet poleciał na ziemię, zalewając się krwią, a agentka wskoczyła do auta i bez namysłu odjechała z piskiem opon.
- Co to, kurwa, było?? – wydarła się, kiedy wyjechali na drogę i dodała gazu. – Miała spać!
- Ma być żywa! – odwrzasnął Max. – Nie mogę przesadzać!
- Jasna cholera! – Olga rzuciła okiem na nawigację i skręciła z głównej drogi, znów w las. – Musimy ją uspokoić, inaczej nie przejedziemy przez granicę…
- Wiem przecież! Zatrzymaj gdzieś!
- Szukam miejsca – warknęła. Dopiero po chwili znalazła zjazd w głąb lasu, w który bez namysłu skręciła. Wóz kołysał się na koleinach, ale uparcie jechała dalej. Z bagażnika dochodziły ich coraz głośniejsze łomoty, najwyraźniej pani doktor odzyskała i przytomność, i siły. Kiedy pojawiła się kolejna przesieka, agentka znów skręciła i po kilku minutach zatrzymała się w naturalnej zatoczce. Oboje wyskoczyli z samochodu i od razu skierowali się do bagażnika. Max podniósł klapę, po czym musiał gwałtownie odskoczyć, bo w jego stronę wystrzeliła noga, najwyraźniej chcąc go kopnąć.
- No coś takiego… - wymamrotał, zdumiony, przeczekał atak i wyciągnął kobietę na zewnątrz. Chciał ją postawić na nogi, ale tak się wierzgała, że ostatecznie wylądowała na ziemi całym ciałem. Olga cmoknęła niezadowolona i pomogła jej wstać. Lekarka patrzyła na nich z furią i od razu przyjęła pozycję, jakby chciała się na nią rzucić. Nie zwracała nawet uwagi na związane za plecami ręce.
- Uspokój się – poleciła jej agentka zimno. Ta w odpowiedzi zaczęła coś mamrotać, bo zaklejone taśmą usta nie pozwalały jej na inne wyrażenie swojego oburzenia. A raczej swojej wściekłości. – Uspokój się – powtórzyła Olga. – Nie zabijemy cię. Jeśli się uspokoisz, pojedziesz w środku, normalnie. Jeśli dalej będziesz się rzucać, to osobiście cię ogłuszę i wepchnę z powrotem do bagażnika. Twój wybór. Więc? – spojrzała na lekarkę pytająco, unosząc brew. W odpowiedzi Crafton wyskoczyła, jednym susem pokonując dzielącą kobiety odległość i rzuciła się do przodu. Najpewniej chciała głową walnąć agentkę wprost w żołądek, ale tym razem ta nie dała się zaskoczyć. Zrobiła unik, podcięła atakującą lekarkę i silnym pchnięciem posłała na ziemię. Pani doktor straciła równowagę i wylądowała twarzą w mchu. Olga przyskoczyła do gramolącej się kobiety i silnym ciosem z pięści w szczękę, nieco ogłuszyła. Potem poderwała ją na nogi, dołożyła jeszcze jedno uderzenie i usadziła na glebie. Sama ukucnęła obok i popatrzyła kobiecie prosto w oczy.
- Ostrzegałam cię – wysyczała. – Nie lubię, kiedy ludzie nie słuchają tego, co do nich mówię. Pojedziesz w bagażniku. Max, zrób coś z nią – Olga wstała, odsuwając się nieco.
- Skarbie, co dzień mnie zaskakujesz – odpowiedział jej partner z zachwytem w głosie. Przyniósł swoją torbę, bez namysłu zapełnił strzykawkę bezbarwnym płynem i po chwili lekarka zaczęła się chwiać. Narkotyk już zaczynał działać. Max przerzucił ją sobie przez ramię i bez ceregieli wrzucił do bagażnika Skody. Trzasnęła klapa, a agent otrzepał ręce i podszedł do swojej partnerki. Stanowczym gestem przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. – Jesteś cudowna. Kocham cię.
- Lepiej już jedźmy – oddała pocałunek, wcale nie zaskoczona jego zachowaniem. Max potrafił pokazać kobiecie jak na niego działa i w jakich sytuacjach najbardziej. Właśnie w takich sytuacjach. Zamienili się miejscami, Max odpalił samochód i powoli wyjechał z przecinki.

- Wiesz, że po tej bójce na stacji pewnie już szuka nas tutejsza policja? – zapytała Olga jakiś czas później, kiedy wyjechali na główną drogę prowadzącą do granicy. Zostało im pięć godzin jazdy, potem mieli znaleźć się przy granicy i przekazać „przesyłkę” w ręce kolejnego kuriera.
- Zdaję sobie z tego sprawę – westchnął. – Nic nie poradzimy. Musimy się pospieszyć i tyle…
- Tylko nie przesadź z tą prędkością – poradziła nieco jadowicie. Ta jego beztroska czasami doprowadzała ją do szału. A jeszcze tego by brakowało, żeby wpadli przez głupie przekroczenie prędkości. Max tylko przewrócił oczyma na tą uwagę, ale jechał zgodnie z przepisami. Przy okazji urządzając jej wykład o konieczności zapoznania się z lokalnymi przepisami i zwyczajami, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Olga słuchała go piąte przez dziesiąte, bo wszystko co mówił wiedziała już dawno. Poza tym, to logiczne, że jadąc do jakiegoś kraju i podróżując przez niego, trzeba wiedzieć co i jak.

            Do granicy została im godzina, kiedy bagażnik znów się odezwał. Uderzenia nie były mocne, ale zwracały uwagę, więc Max bez wahania znów skręcił w las, przy okazji mamrocząc pod nosem przeróżne inwektywy. Kiedy auto się zatrzymało, Olga wyskoczyła i od razu poszła otworzyć bagażnik. Tym razem obyło się bez kopnięć i innych ataków, pani doktor poprzestała na wściekłym mamrotaniu i rzucaniu jej nienawistnych spojrzeń. Agentka sięgnęła i bez ceregieli wywlokła ją na zewnątrz, nie czekając na swojego partnera. Lekarka z hukiem upadła na ziemię i tam została, przytrzymywana przez Olgę za pomocą jej solidnego buta.
- Kochanie, chyba musisz ją bardzo nie lubić… - zauważył spokojnie Max, podchodząc bliżej.
- Nie lubię – przyznała Lenkov. – Walnęła mnie torbą – dodała, jakby to miało wyjaśnić powody jej niechęci.
- Jest to jakiś argument – zaśmiał się Doherty. – Słuchaj, Crafton – mężczyzna przykucnął obok leżącej lekarki. – Za dwadzieścia kilometrów przekażemy cię specjalnym kurierom, który przewiozą cię przez granicę – Olga na te słowa skinęła lekko głową, potwierdzając je tylko. – Dlatego nie uśpię cię ponownie, bo to mogłoby im nabruździć. Mało tego, jeśli obiecasz, że nie będziesz krzyczeć, zdejmę ci taśmę z ust. Obiecasz? – popatrzył pytająco na leżącą kobietę. Ta przez chwilę mu się przypatrywała, po czym kiwnęła głową na zgodę. – Grzeczna dziewczynka – Max uśmiechnął się lekko i jednym ruchem zdarł jej taśmę z ust. Ta lekko się zachłysnęła i gwałtownie nabrała powietrza, ale nie krzyknęła, chociaż zapewne musiało ją to zaboleć.
- Pamir was znajdzie i zabije – odezwała się za to po chwili z nienawiścią w głosie. Olga aż się lekko wzdrygnęła, słysząc ten ton. Najwyraźniej babsko było nieźle nawiedzone. Albo miało wyprany mózg. Albo jedno i drugie.
- Nie sądzę – odpowiedziała jej Olga nieco ironicznie, zabierając w końcu swój but z mostka lekarki.
- Gwarantuję to wam – wycedziła w odpowiedzi Crafton. Udało jej się usiąść i teraz usiłowała pozbyć się więzów. Ale plastikowe opaski były mocne i nie miała szans. – Wy cuchnące, tępe…
- Pamir nie żyje – przerwała jej bezceremonialnie agentka, chociaż była nawet ciekawa, jakimi inwektywami ich obrzuci. Ludzie mieli ogromną wyobraźnię jeśli chodzi o wyklinanie i wyzywanie innych. Pani doktor zamilkła i z niedowierzaniem spoglądała na zmianę to na Olgę, to na Maxa.
- Nie… - wymamrotała. – To niemożliwe… On żyje, na pewno. I zaraz się tu zjawi i mnie uwolni…
- On nie żyje – powtórzyła Olga twardo. – Nie zjawi się i cię nie uwolni. Za to ty możesz uwolnić się od tych psychopatów. Nie wiem, co ci zrobili i jak cię przekonali, żebyś zaczęła pracować dla terrorystów. Ale teraz masz szansę wszystko naprawić – tłumaczyła dość cierpliwie jak na nią. Co można było uznać za cud, biorąc pod uwagę jej brak sympatii dla Crafton. – Zabierzemy cię stąd, z tego kraju. Zabierzemy cię do domu i będziesz mogła naprawić to, co zepsułaś…
- Nic nie rozumiesz – wyszeptała Lisa. – Oni mnie do niczego nie zmuszali. Kocham Pamira i robiłam to wszystko dla niego…
- Jego już nie ma – warknęła Lenkov. Chyba właśnie straciła tę cierpliwość. – I nie wciskaj mi tu głodnych gadek o wielkiej miłości. Przyjmij do wiadomości, że teraz została ci tylko opcja powrotu do Stanów. Bo nie sądzę, żeby jego przyjaciele przyjęli cię w otwartymi ramionami.

- Nie mamy czasu – Max spojrzał na zegarek i postanowił się wtrącić w dyskusję. – Liso, rozwiążemy cię i pojedziesz normalnie, ale tylko pod warunkiem, że nie będziesz próbowała zwiać – poczekał na jej reakcję, a kiedy skinęła głową, sięgnął po nóż i jednym ruchem przeciął opaskę. Lekarka siedziała jeszcze chwilę, rozcierając nadgarstki, dopiero po chwili zaczęła się gramolić i wstała. Bez protestów dała się zaprowadzić do auta i wepchnąć na tylne siedzenie. Olga wsunęła się tam zaraz za nią i nie wypuszczając Sig’a z dłoni, przysunęła się na tyle blisko, żeby lufa pistoletu dotykała brzucha kobiety. Max zajął miejsce za kierownicą i powoli ruszył. Kilka minut później znaleźli się na głównej drodze i pomknęli na miejsce przekazania. 

1 komentarz:

  1. Wielka miłość niestety może zaślepić i to bardzo a jak jest toksyczna to jeszcze bardziej. Ciekawe czy uda im się bezpiecznie dojechać do miejsca wymiany czy napotkają kolejne problemy. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń