Max
zaparkował kawałek za wieżowcem zajmowanym przez Net-Com i wyłączył silnik.
Całą drogę milczeli, Max był zły, czemu dawał wyraz prowadząc auto bardzo
szybko i bardzo agresywnie. Olga jednak zdawała się nie zwracać w ogóle na to
uwagi, siedziała i gapiła się przez przednią szybę. Jej myśli krążyły wokół
zupełnie innych spraw. A dokładniej krążyły wokół Darylev’a i jego propozycji.
A kartka z adresem niemal parzyła ją w biodro przez materiał spódniczki.
Wiedziała, że mówił prawdę, że teraz ona decyduje. Że jeśli pojedzie do niego,
to naprawdę będzie mogła tylko pogadać. Sęk w tym, że wcale nie chciała tylko
gadać. Spotkanie twarzą w twarz przypomniało jej jak bardzo jej się podobał i
jak na nią działał.
- Jesteśmy – ocknęła się dopiero na warknięcie
Maxa. Rzuciła swojemu mężowi bardzo nieprzychylne spojrzenie, po czym szybko
sprawdziła Sig’a i wyskoczyła z wozu. Odruchowo poprawiła spódnicę, klnąc w
myślach, że nie ma w samochodzie żadnych normalnych ciuchów na zmianę.
Zdecydowanie garsonki to nie był jej klimat. Usłyszała trzaśnięcie drzwiczek i
po chwili na chodniku dołączył do niej Max. Olga stłumiła w sobie gniew i
wściekłość na faceta, którego nazwisko miała w dokumentach, przybierając maskę
doskonałej obojętności. O tak, czego się przy nim nauczyła, to na pewno
znakomicie ukrywać wszelkie uczucia i grać swoje role. Teraz była terenową
agentką CIA, zabójczynią na zlecenie rządu Stanów Zjednoczonych. Teraz nie było
czasu na osobiste wynurzenia, pretensje czy urazy. Oboje byli w pracy i oboje
byli profesjonalistami. I cholernie zgraną parą agentów. Wystarczyło
spojrzenie, żeby wiedzieli, co robić. Ruszyli w kierunku drzwi
przeciwpożarowych, ale powoli wyjeżdżający z garażu podziemnego samochód
zatrzymał ich w pół kroku. Srebrny Citroen zatrzymał się przy szlabanie, gdzie
podszedł do niego ochroniarz z nocnej zmiany. Olga i Max przypadki do swojego
auta, kryjąc się w jego cieniu.
- To Arnaud – syknęła kobieta, uważnie
obserwując wyjazd.
- Kurwa – skulony Max błyskawicznie
obiegł wóz i wskoczył za kierownicę. Olga poszła w jego ślady i już po chwili
siedziała na miejscu pasażera, jednocześnie otwierając boczną szybę, gdyby
okazało się, że jednak będzie musiała do kogoś postrzelać. W chwili obecnej jej
stan ducha informował ją, że lepiej byłoby dla wszystkich, gdyby wyładowała się
w jakiejś bójce, ale w sumie, to mała strzelanina też byłaby niezłym
rozwiązaniem. Max ruszył za Arnaud’em, starając trzymać się za nim w takiej
odległości, żeby nie zostać zauważonym. Co nie było łatwym zadaniem, biorąc pod
uwagę późną porę oraz dość peryferyjne położenie firmy. Ich francuski szef na
pewno nie jechał do swojego domu. W dodatku towarzyszyła mu jego francuska
sekretarka, dziwka Jacqueline, co Olga skonstatowała z pewnym zdziwieniem.
- Co ona z nim robi? – agentka
zmarszczyła brwi, obserwując jadący przed nimi samochód. – Jest jego kochanką?
- Wątpię – mruknął Max. – Nie
dostaliśmy o tym żadnej informacji…
- O kontaktach z Fiodorowem też nie –
sarknęła. – Więc nie pokładałabym aż takiego zaufania w przeprowadzony wywiad…
- Obserwowałem ją. Nie spotykała się z
Arnaud’em na seks.
- Może wolał posuwać ją w biurze –
odparła jadowicie.
- Może – Max wzruszył ramionami. – Ale
nie sądzę.
- A ty jesteś taki wszystkowiedzący? –
zakpiła. Znów jadowicie.
- Raczej obserwujący – poprawił ją. – I
wyciągający wnioski.
- I jakie wnioski wyciągnąłeś z
obserwacji kościstej dupy Jacqueline? – wyzłośliwiła się Olga. Nic nie mogła
poradzić, że osoba sekretarki wzbudzała w niej taką agresję.
- Że po każdej jej wizycie Arnaud był
bardzo zdenerwowany i szybko opuszczał biuro…
- Poważnie? – Olga nie była głupia, a
złość nie przytłumiła jej inteligencji. To była ważna wskazówka. Że, być może,
Arnaud wcale nie pracował dla Fiodorowa dlatego, że chciał. Tylko dlatego, że
musiał. – Wiesz dokąd jeździł?
- Zazwyczaj w jakieś bardzo publiczne
miejsce. Restauracja w centrum. Kino. Galeria handlowa. W ten rejon jeszcze
nigdy się nie zapuszczał.
- Myślisz, że jedzie do Fiodorowa? – w głosie
Olgi pojawił się sceptycyzm. – To by było zbyt proste…
- Zbyt proste – zgodził się z nią. –
Ale czasami rozwiązania są proste… - skręcił zgrabnie, a Oldze wpadła w oko
tabliczka z nazwą ulicy.
- Niech to szlag! – zaklęła. – Jedzie
do skrytki depozytowej. Po te cholerne programy! Jak mogłam na to wcześniej nie
wpaść?! – zganiła się wściekle.
- Jaka skrytka? – Max spojrzał na nią
zaskoczony. Więc powiedziała mu o adresie, który dostała od Darylev’a.
Mężczyzna popatrzył na nią ze zgrozą i zaklął wściekle.
- Idiotka! – wypluł z siebie. –
Zatajasz informacje tego typu?? Pojebało cię??
- Nie drzyj się – skrzywiła się, ale w
głębi ducha przyznała mu rację. Idiotka. – Mój błąd. Nie skojarzyłam. I nie
przyszło mi do głowy, że Arnaud może po to pojechać…
- Boże – jęknął tylko Max, przewracając
oczyma z irytacją. – Nie skomentuję tego, dobrze? – widząc, że Citroen parkuje
przed budynkiem czynnej całodobowy poczty, Doherty zrobił to samo, tylko
kawałek dalej. Wyłączył silnik i spojrzał na swoją partnerkę uważnie. – Nie
spieprz tego – rzucił, po czym szybko wysiadł. Olga prychnęła ze złością i
poszła w jego ślady.
Agenci
ostrożnie, z ukrytą bronią, weszli do budynku i od razu znaleźli tabliczki
informujące, którędy do pomieszczenia ze skrytkami depozytowymi. Bez słowa
rozdzielili się i obeszli główny hol dookoła, upewniając się, że nikt
podejrzany na nich nie czeka. Ani na Arnaud’a. Którego dostrzegli przez szklane
drzwi, jak wraz ze swoją sekretarką szuka schowka. Spotkali się przy wejściu i
powoli weszli do środka. Skrytki zajmowały trzy ściany, oprócz tej, na której
znajdowały się drzwi. I sięgały mniej więcej metr sześćdziesiąt od podłogi.
Wyżej była goła ściana. Wszystkie miały ten sam kolor, brązu i ten sam kształt
cyfr oznaczających kolejny numer. Nie było tam żadnych zakamarków, żadnych
schowków, gdzie można się ukryć lub zaczaić. Dlatego Olga i Max bez zbędnego
namysłu ruszyli w kierunku ściganej przez nich pary, zajętej aktualnie
otwieranej znalezionej przez nich skrytki. I odwróconej plecami do wejścia. Duży
błąd.
- No proszę – Max stanął za Arnaud’em i
wbił mu lufę Glocka, mniej więcej na wysokości nerek. Olga zrobiła to samo,
stanęła za Jacqueline, jednocześnie przystawiając jej pistolet do boku. – Co
się zmieniło, że postanowiłeś zmienić pracodawcę? – ponieważ Pierre nie
odpowiedział, tylko stęknął niewyraźnie z bólu, Max złapał go gwałtownie za
ramię, odwracając przodem do siebie i przyciskając do ściany ze skrytek. –
Gadaj! – warknął tonem, który wyraźnie sugerował, że za chwilę straci
cierpliwość. W odpowiedzi Arnaud roześmiał się krótko, jakby popis Doherty’ego
nie zrobił na nim żadnego wrażenia.
- Pieniądze, mój drogi – odparł
wreszcie, nader uprzejmym tonem. – Pieniądze. I nie mów mi, że nie ma takich
pieniędzy. Każdy ma swoją cenę. Każdy. Wszystko zależy od kwoty…
- Pieniądze? – Max zmarszczył brwi. –
Dla pieniędzy zdradziłeś?
- Nie zdradziłem – zaprzeczył z
godnością Arnaud. – Zmieniłem pracodawcę. Fiodorow płaci znacznie lepiej niż
rząd amerykański – westchnął z ubolewaniem. – A że mój nowy szef chciał coś, co
mieliście tylko wy… cóż – wzruszył ramionami. – Dałem mu to…
- A ty? – Max spojrzał złowrogo na
Jacqueline. – Co dałaś Fiodorowi, że wciągnął cię na listę płac?
- Guzik cię to obchodzi – sekretarka rzuciła
mu nieprzychylne spojrzenie. – Mogę ci tylko powiedzieć, że jest znacznie
lepszy w łóżku niż ty – Olga z trudem stłumiła śmiech na widok zszokowanej
wręcz miny Maxa. Do tej pory uważał się za mistrza w tej dziedzinie. Był dobry,
fakt, a Olga miała dość nikłe doświadczenie. Nie można przecież porównywać
szczeniackich zabaw na studiach z seksem z dojrzałym mężczyzną.
- Max – agentka szybko postanowiła
wtrącić się do rozmowy, zanim jej partnera trafi na miejscu apopleksja. – Czas
ucieka… - jej mąż spojrzał na nią wzrokiem zranionej łani, po czym nie
zabierając broni zgarnął leżące w skrytce cztery pendrive’y i zatrzasnął ją z
hukiem.
- Idziemy! – rozkazał, łapiąc Arnaud’a
za ramię i prowadząc ku wyjściu. Oczywiście na muszce, bo nie miał zamiaru
puścić go ot, tak, bez wyjaśnień i konsekwencji. Konsekwencje Olga umiała
przewidzieć, nie było to specjalne trudne. Wyjaśnienia też by się przydały. Wyszli
na zewnątrz przez nikogo nie zatrzymywani, starając się nie wzbudzać podejrzeń.
Chyba im się udało, bo bez przeszkód dotarli do SUV’a. A raczej prawie dotarli,
bo dosłownie kilka kroków przed Arnaud wyrwał się gwałtownie z uścisku Max’a i
ruszył biegiem przed siebie. Chyba też wiedział jak się to wszystko zakończy.
- Niech to szlag! – Max wyszarpnął
pistolet zza połów marynarki i wycelował w biegnącego mężczyznę. – Pierre,
stój! Słyszysz, do kurwy nędzy?! Stój! – Ale Arnaud nie miał zamiaru słuchać
okrzyków agenta, ani tym bardziej stosować się do jego poleceń. Więc biegł
dalej. – Pierre, bo będę strzelał!! – również ta groźba nie zrobiła na
uciekającym wrażenia, więc Max zmełł w ustach kolejne przekleństwo i strzelił,
celując w nogi. Nie trafił. Olga w tym czasie walczyła z szarpiącą się i
wierzgająca Jacqueline.
- Tato!! – ryknęła sekretarka, czym
wprawiła parę agentów w niemałe osłupienie.
- Tato?? – Olga bezwiednie poluźniła
chwyt, co kobieta natychmiast wykorzystała, wyrywając się i ruszając za swoim,
jak się okazało, ojcem. – Jak rany, co oni z tym bieganiem? – niezadowolona
agentka chciała ją dogonić, zrobiła nawet pół kroku, ale właśnie wtedy Max uznał,
że dość już się nawygłupiał z okrzykami niczym z taniego filmu sensacyjnego,
przymierzył się lepiej i strzelił. Zatrzymując swoją partnerkę w miejscu.
Dokładnie w tym momencie głupia Jacqueline postanowiła zastosować metodę
unikania kul i zaczęła biec zygzakiem. I stanęła na linii strzału. Czerwona
plama natychmiast wykwitła na jej białej bluzce, na plecach, mniej więcej na
wysokości serca. Upadła na kolana, a zaraz potem na twarz, tworząc malowniczą,
czerwowo-biało-czarną plamę na chodniku. Olga zaklęła, Max rzucił soczyste
„kurwa” i tym razem strzelili oboje. Ale Arnaud był już za daleko, właśnie
znikał za zakrętem, zza którego wyłonił się czarny samochód. A z samochodu
wyskoczyło dwoje ludzi, uzbrojonych w karabiny. Otworzyli ogień, na co Max i Olga
przypadli do ziemi. A potem, pod obstrzałem, ukryli się za pierwszym z brzegu
autem. I też zaczęli strzelać. Agentce udało się wychylić nieco głowę i
dostrzec, że jeden ze strzelających złapał Arnauda za marynarkę i bez pardonu
wciągnął do wnętrza wozu. Po sekundzie kanonada ucichła, bo drugi też wsiadł i samochód
odjechał z piskiem opon. Olga i Max siedzieli przez chwilę w milczeniu, po czym
spojrzeli na siebie, zerwali się gwałtownie i sami zrobili to samo. Z bardzo
prostego powodu. W oddali było już słychać policyjne syreny.
- I co teraz? – Olga spojrzała na
swojego męża pytająco. Miała już nieco dość. Była zmęczona, w końcu od
wczesnego rana była na nogach. Najpierw trening, potem jogging, potem męczący
dzień w pracy zakończony widokiem jej męża uprawiającego seks z inną kobietą
niż ona oraz odkryciem zdrajcy. A raczej jeszcze nie zakończony, bo rzeczony
zdrajca zwiał. Dwa trupy, w ten jeden nieplanowany. Nie za ciekawie.
- Mamy pendrive’y – odparł Max, który
wcale nie wyglądał na wielce zmartwionego rozwojem wydarzeń. – Arnaud o tym
wie. Za chwilę będzie o tym wiedział Fiodorow.
- Aha. I zapewne zechce je odzyskać –
kobieta wcale nie wyglądała na zachwyconą takim scenariuszem. – I co zrobimy? Nie
mamy takiej siły ognia, żeby ich wszystkich powystrzelać. Poza tym, chyba właśnie
chodziło o odzyskanie tych danych?
- I na wyeliminowaniu zdrajcy –
przypomniał jej. – Czyżby twój kochaś tak zaprzątał twoje myśli, że już
zapomniałaś? – zapytał zjadliwie, dodając jeszcze gazu.
- Sasza nie jest moim kochankiem –
warknęła, natychmiast wyprowadzona z równowagi. Również tym, że zaczęła się
przed nim usprawiedliwiać. – I nie masz prawa wygłaszać takich uwag. Nie w
sytuacji, kiedy przyłapałam cię na pieprzeniu tej francuskiej dziwki!
- Olga… - zaczął Max, nieco spokojniejszym
tonem.
- Tak, tak, to była część zadania i
jedyny sposób… - prychnęła z niesmakiem. – Nie była pierwsza, prawda? Prawda??
– krzyknęła, waląc dłonią w schowek w desce rozdzielczej.
- Oczekujesz, że przyznam ci się do
zdrady? – zapytał, skręcając kolejny raz, żeby upewnić się, że nikt za nimi nie
jedzie.
- Oczekuję, że nie będziesz mnie
okłamywał – syknęła.
- To nie jest dobry pomysł…
- Czyli nie była – Olga, chociaż dużo
się domyślała, teraz poczuła się jeszcze gorzej. Bo to było jak przyznanie się.
Wyraźniej nie mógł już tego powiedzieć. – Zatrzymaj – rzuciła nagle.
- Zwariowałaś?
- Nie. Zatrzymaj. Tutaj. Teraz.
Natychmiast! – słysząc ten nieco histeryczny krzyk, Max posłusznie zwolnił i
podjechał do krawężnika. Olga nie czekała nawet, aż samochód się zatrzyma.
Wyskoczyła niemal natychmiast, huknęła drzwiami i ruszyła przed siebie, w ogóle
nie zawracając sobie głowy Maxem. A ten przez chwilę siedział nieruchomo, po czym
wrzucił pierwszy bieg i odjechał gwałtownie, zostawiając ją samą.