Byli tam. Stavros, Latal, Nikolic,
nawet Tamul. I oczywiście Max. Max siedział na krześle, nie był związany, ani
nawet zakneblowany. Po prostu siedział, a obok niego stało dwóch uzbrojonych
strażników. Idąc, Olga zdążyła się nieco rozejrzeć. Magazyn był typowy, to
znaczy okna miał wysoko pod sufitem, pod ścianami stały regały zapełnione
drewnianymi skrzynkami z wojskowymi oznaczeniami z różnych krajów. Skradziona broń. Przez
środek szedł kolejny rząd zapełniony do połowy skrzynkami, reszta półek była
pusta. Oni znajdowali się po jego prawej stronie, bliżej bramy przez którą
weszła agentka. Druga brama znajdowała się na tyłach, kobieta zdążyła dostrzec
prześwit pomiędzy regałami. Ta była dwuskrzydłowa, tradycyjna. Jednak magazyn
tutaj się nie kończył. Dalej było kolejne pomieszczenie, prowadziło do niego
przejście między regałami. Ale co tam było, tego już agentka nie zobaczyła.
Zapewne dalsze zapasy broni. Olga podeszła do grupki mężczyzn i zatrzymała się,
omiatając wzrokiem ich oraz przestrzeń za ich plecami. Dostrzegła uzbrojony oddział
ochroniarzy, który bardziej przypominał grupkę najemników. Głównie ze względu
na wyposażenie.
- No proszę –
pierwszy odezwał się Stavros, bo Olga uparcie milczała. Zauważyła jeszcze, że
jej mężowi nic nie jest, nie ma widocznych siniaków ani zadrapań, czy też
innych ran. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. – Dobry argument i w końcu
się spotykamy.
- To nie
argument, to szantaż – odpowiedziała mu uprzejmie kobieta. – Czego chcesz?
- Jaki argument
przekona cię, żebyś odpuściła?
- Odpuściła? –
Olga uniosła brwi i spojrzała Stavros’owi prosto w oczy. – Twoja śmierć,
oczywiście. I likwidacja tej całej zgrai… -
powiodła wzrokiem po reszcie grupy. Chyba nie spodobała im się tam
odpowiedź, bo zaczęli coś mruczeć, ale Stavros uciszył ich jednym gestem.
- Żądanie
niemożliwe do spełnienia –zauważył. – Bądź rozsądna, Olgo.
- Rozsądna?
Jestem rozsądna.
- To nie
rozsądek, to szaleństwo – zaśmiał się.
- Szaleństwem
nazywasz lojalność wobec własnego kraju i własnych przekonań? – zapytała
agentka zimno. – W sumie, dlaczego się dziwię… W twoim świecie rządzi pieniądz,
a kto zapłaci więcej, tego wiarę wyznajesz…
- Głupia jesteś –
syknął Stavros, po czym niespodziewanie uderzył kobietę w twarz. Olga zachwiała
się, ale nie upadła, ani nawet nie cofnęła się o pół kroku.
- Możliwe –
zgodziła się z nim, powstrzymując chęć roztarcia bolącego policzka. – Ale nikt
nie zarzuci mi zdrady.
- Zdrada? –
zakpił. – Zbyt mocne słowo. Ja bym to nazwał biznesem.
- Biznesem
nazywasz kupowanie agentów innych państw? To chyba mamy inne pojęcie na temat
prowadzenia interesów…
- Mam podobne jak
twój kochanek – warknął, nieco już wkurzony Stavros. Irytowała go ta kobieta.
Wyglądała jakby się go nie bała, a on lubił wzbudzać strach. I szacunek.
- Mój kochanek? –
zdziwiła się teatralnie Olga, ale poczuła na plecach zimny pot. Facet wiedział
zdecydowanie za dużo i całość przestała jej się podobać. I jeszcze Max, który z
niewzruszoną miną przysłuchiwał się tej dziwnej rozmowie.
- Nie udawaj
głupiej – prychnął mężczyzna. – Wiem o Darylev’ie.
- Nie wiem, co
wiesz i o kim, i gówno mnie to obchodzi – wycedziła Olga lodowato. – Wiem tylko
jedno: zabiję cię, a tą twoją zgraję rozpędzę na cztery strony świata.
- Odważna
deklaracja jak na kogoś, kto jest sam i bez broni – Stavros roześmiał się
nieprzyjemnie i podszedł do Olgi tak blisko, że aż poczuła jego zapach.
- Kto powiedział,
że jestem sama i bez broni? – zapytała agentka, nieco ironicznie.
- Myślisz, że Max
ci pomoże? – znów śmiech. – Moja droga, jesteś w ogromnym błędzie – złapał Olgę
za włosy i przyciągnął jej twarz do swojej. – Nawet nie wiesz, jak ogromnym. I
jak bardzo bogatym człowiekiem jest twój mąż od kiedy dla mnie pracuje…
- Kłamiesz! –
wysyczała kobieta, jednocześnie szarpiąc się, żeby się uwolnić. Ale Stavros
tylko wzmocnił chwyt, po czym zmusił ją, żeby uklękła. Olga poczuła pod
kolanami zimny beton, a w sercu jeszcze zimniejszy kawałek lodu.
- Ja. Nie.
Kłamię. – wycedził mężczyzna i puścił ją, ale tylko po to, żeby znów uderzyć.
Tym razem cios był znacznie mocniejszy i posłał kobietę na ziemię. Ale nie
zwróciła na to uwagi. Wbiła wzrok w siedzącego na krześle Max’a, który blady
podniósł się i podszedł do niej. Nie zatrzymywany przez nikogo.
- Powiedz, że to
nieprawda – wyszeptała, kiedy pomagał jej wstać. – Powiedz, proszę, że on
kłamie. Powiedz! – zażądała, nieco już histerycznie.
- Przepraszam –
głos Max’a był spokojny i zupełnie pozbawiony skruchy. – Ale zaoferowali lepsze
warunki płacy i pracy niż Wujek Sam… - Olga poczuła się, jakby znów oberwała.
Ale tym razem w plecy, bez ostrzeżenia i od najbliższego jej człowieka. Poczuła
ból, trudny do opisania. Poczuła, jak jej serce zamienia się w kawał lodowatej
skały. Zamrożonej na amen. – Przyjmij ich propozycję – Max delikatnie dotknął
brody kobiety, przy okazji ścierając z niej krew. – Tak będzie najlepiej.
- Nie – Olga
cofnęła się gwałtownie. – Nie. Nie wierzę. To niemożliwe.
- Lepiej uwierz –
prychnął Stavros. – I weź przykład.
- Nie wierzę –
Olga nie słuchała mężczyzny, tylko wciąż wpatrywała się w swojego męża. Jakby
cały czas miała nadzieję, że zaraz się roześmieje, popuka palcem w czoło i
zapyta, czy naprawdę uwierzyła w tą bzdurę. I że to oczywiście nieprawda. Ale
Max milczał. Mało tego, wcale nie wyglądał na przejętego, czy też zmieszanego.
– Nie. Wierzę.
- Olga, kochanie
– Max zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę, żeby ją złapać, ale mu nie
pozwoliła. – To nic takiego, naprawdę…
- NIC TAKIEGO?? –
niemal zawyła kobieta. – Zdradę określasz jako „nic takiego”?? Sprzedałeś się,
Max! Sprzedałeś się bandycie i terroryście. Sprzedałeś swoje przekonania i
swoją lojalność!
- Nie dramatyzuj
– Doherty skrzywił się z niesmakiem. Doprawdy, Olga mogłaby się w końcu
ogarnąć. – To tylko praca, nic więcej. A w pracy przecież właśnie o to chodzi,
żeby zarabiać pieniądze. Jeśli jeden pracodawca płaci za mało, to się idzie do
innego. Tak działa rynek.
- Rynek? Praca? –
Olga wyglądała na ogłuszoną jego słowami. – Posłuchaj siebie. Co ty gadasz??
- Przedstawiam ci
swój punkt wiedzenia – wyjaśnił, wciąż spokojnie. – I gdybyś się zgodziła,
moglibyśmy dalej razem pracować…
- Razem pracować?
– agentka szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. – Dla kogo? Dla niego? –
pokazała palcem na Stavros’a. – Czy dla tego, który zapłaci więcej?
- Wszystko zależy
od warunków – Max wzruszył ramionami.
- Warunków?? I
jako kto? Mordercy do wynajęcia??
- A teraz jako
kto pracujesz? – zirytował się jej mąż. – Dokładnie tak samo! Tylko nazwa jest
inna i płace są inne. Czas iść do przodu, rozwijać się.
- Wiedziałam, że
jesteś sukinsynem, ale nie wiedziałam, że aż takim – Olga spojrzała na Max’a z
nienawiścią. To zadziwiające, jak łatwo przejść od miłości do nienawiści. –
Sprzedałeś mnie, Max. Twoja lojalność to tylko puste słowo.
- Czyli nie? –
upewnił się Doherty, chociaż tak naprawdę od początku wiedział, że Olga nie
pójdzie na ten układ.
- Nigdy! –
zapewniła go z mocą. – Nie jestem sprzedawczykiem jak ty – warknęła, po czym
wymierzyła mu siarczysty policzek. Zaskoczony Max cofnął się i roztarł uderzone
miejsce. Za to jeden z najemników Stavros’a bez wahania walnął kobietę kolbą karabinu
w brzuch. Olga zgięła się w pół i znów upadając na kolana, próbowała
spazmatycznie złapać oddech.
- Bardzo to
wszystko dramatyczne, niemal jak brazylijska telenowela – Stavros, który od
dłuższego czasu milczał i tylko słuchał, w końcu postanowił się wtrącić. – Ale
czas ucieka. Więc skoro Olgo, nie masz ochoty na nasze towarzystwo… – podszedł
do klęczącej agentki i przystawił jej lufę swojego pistoletu do głowy. - …to nie widzę przeszkód, żeby cię od niego uwolnić…
- Olga zamknęła oczy słysząc te słowa. Nigdy nie myślała, że skończy w ten
sposób i to za sprawą własnego męża. Ale strzał nie padł. Pewnie dlatego, że
bramy prowadzące do magazynu wyleciały z hukiem i do środka wpadły dwa
uzbrojone po zęby oddziały ubranych na czarno mężczyzn. Dodatkowo, z jeszcze
większym hukiem rozleciały się świetliki dachowe i na linach opuściło się kilku
dodatkowych komandosów, strzelających w powietrze. Najemnicy i banda Stavros’a
natychmiast odpowiedzieli ogniem, a Olga wykorzystała powstałe zamieszanie.
Poderwała się gwałtownie, walnęła Stavros’a i wyrwała mu pistolet. Nie zdążyła
jednak zrobić z niego użytku, bo mężczyzna z całej siły odepchnął ją, po czym
zaczął uciekać. Olga upadła na posadzkę, co prawdopodobnie uratowało jej życie,
gdyż miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się jej głowa, przecięła seria kul.
Kobieta przewróciła się na brzuch i oddała kilka strzałów w stronę uciekającego
Stavros’a, ale chybiła. Zaklęła pod nosem, uniosła się na nogi i rozejrzała po
magazynie. Wokół trwała regularna walka, najemnicy i komandosi ostrzeliwali się
wzajemnie, po obu stronach dostrzegła ofiary. Dostrzegła też coś jeszcze. A
raczej kogoś: uciekającego Max’a. Bez namysłu uskoczyła za regał i pognała za
nim. Musiała go dorwać.
- Max, stój! –
wrzasnęła, kiedy znalazła się już całkiem blisko niego. – Stój, do cholery!! –
byli w drugiej części magazynu, nie było tutaj nikogo, oprócz nich. Słychać
było tylko strzały i okrzyki z toczącej się obok walki. – Myślisz, że nie
strzelę ci w plecy?!
- Myślę, że nie –
Max w końcu w końcu się zatrzymał, ale nadal stał tyłem do niej. – Masz zasady…
- Moje zasady
znikają, kiedy mam do czynienia z czymś takim – wycedziła. – Odwróć się –
zażądała wściekle.
- Daj mi odejść,
Olgo – poprosił, ignorując jej rozkaz.
- Co?? –
zdębiała.
- Pozwól mi
odejść – powtórzył. – Chociażby przez wzgląd na to, co nas łączyło.
- Zniszczyłeś
wszystko, co nas łączyło – odpowiedziała mu lodowato. – Sprzedałeś wszystko.
Każdą dobrą chwilę, każde dobre wspomnienie, każde uczucie… Nie ma już nas,
Max… - Olga poczuła, że zaraz się rozpłacze. Nie takiego zakończenia się
spodziewała.
- Olgo…
- Odwróć się! –
wściekłość w jej głosie sprawiła, że Max aż drgnął. To była czysta nienawiść.
Odwrócił się powoli i dopiero wtedy Olga dostrzegła, że w ręce trzymał broń.
JEJ Sig’a. „Dlaczego nie strzelił?” przemknęło jej przez głowę. Nie zdążyła
zapytać, bo pistolet plunął ogniem, a ona poczuła ból nie do opisania. Ołowiana
kula zagłębiła się w jej trzewiach, rozrywając tkanki i paląc żywym ogniem. Po
chwili druga i trzecia. Kobieta niesiona siłą wystrzału runęła na podłogę, a
wokół niej natychmiast pojawiły się strumyczki krwi, które rozlały się
ciemnoczerwoną plamą. Ból był tak wielki, że zagłuszył wszystkie inne uczucia.
Olga nie widziała już nic. Chciała tylko zasnąć. Żeby wszystko zniknęło. Żeby
nic już nie czuć. Ani bólu, ani rozpaczy. Zanim odpłynęła w niebyt, usłyszała
jeszcze znajomy głos, ale uznała go za majak jej spowitego bólem umysłu. Bo
pojawienie się tej osoby tutaj było tak nieprawdopodobne, że praktycznie
niemożliwe.
Brazylijska telenowela? Rozdział jak zawsze super, ale trocha szkoda, że tak długo trzeba czekać. Jeszcze szybkie pytanko czy będziesz kontynuowała tą bardziej teraźniejszą historię Olgi czy to już jedyna twoja forma działalności?
OdpowiedzUsuńCiesze się, że się podoba :) Wiem, że częstotliwość wpisów jest poniżej wszelkiej krytyki i woła o pomstę do nieba. Obiecuję, postaram się poprawić. Poważnie mówię. A odpowiadając na pytanie: bardziej teraźniejszą historię Olgi można od czasu do czasu znaleźć na blogu "Opowiadania Chandni" - link w Tu zaglądam. To Chandni i moje "dzieci", gdzie można poczytać, co dzieje się z Olgą teraz. I kilka opowiadań na "nie tylko NCIS", gdzie też można znaleźć przygody Olgi. Ale one pojawią się kiedyś także tutaj :D Jak już dotrę do tego momentu, oczywiście. Na chwilę obecną więcej "nie działam", bo zwyczajnie nie mam czasu.
OdpowiedzUsuńMax'a zabić to za mało! Olga mogła przeboleć kochanki ale taką zdradę to już nie. No ale poniekąd 'dzięki' Max'owi Olga pozna swoją prawdziwą rodzinę :) Czyżby noworoczne postanowienia, Alexandretta? Przydała by się motywacja dla wenów :)
OdpowiedzUsuńGdybym nie wiedziała, że Olga przeżyje to bym cie teraz przeklinała za to co zrobiłaś! Teraz to ja bym chciała aby Max trafił na sesję z Jugodinem (przepraszam nie pamiętam jak to się pisze)... Przydałby mu się (ja wcale nie jestem sadystom)
OdpowiedzUsuń