12 stycznia 2017

Rozdział 65

            Byli tam. Stavros, Latal, Nikolic, nawet Tamul. I oczywiście Max. Max siedział na krześle, nie był związany, ani nawet zakneblowany. Po prostu siedział, a obok niego stało dwóch uzbrojonych strażników. Idąc, Olga zdążyła się nieco rozejrzeć. Magazyn był typowy, to znaczy okna miał wysoko pod sufitem, pod ścianami stały regały zapełnione drewnianymi skrzynkami z wojskowymi oznaczeniami  z różnych krajów. Skradziona broń. Przez środek szedł kolejny rząd zapełniony do połowy skrzynkami, reszta półek była pusta. Oni znajdowali się po jego prawej stronie, bliżej bramy przez którą weszła agentka. Druga brama znajdowała się na tyłach, kobieta zdążyła dostrzec prześwit pomiędzy regałami. Ta była dwuskrzydłowa, tradycyjna. Jednak magazyn tutaj się nie kończył. Dalej było kolejne pomieszczenie, prowadziło do niego przejście między regałami. Ale co tam było, tego już agentka nie zobaczyła. Zapewne dalsze zapasy broni. Olga podeszła do grupki mężczyzn i zatrzymała się, omiatając wzrokiem ich oraz przestrzeń za ich plecami. Dostrzegła uzbrojony oddział ochroniarzy, który bardziej przypominał grupkę najemników. Głównie ze względu na wyposażenie.
- No proszę – pierwszy odezwał się Stavros, bo Olga uparcie milczała. Zauważyła jeszcze, że jej mężowi nic nie jest, nie ma widocznych siniaków ani zadrapań, czy też innych ran. Ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. – Dobry argument i w końcu się spotykamy.
- To nie argument, to szantaż – odpowiedziała mu uprzejmie kobieta. – Czego chcesz?
- Jaki argument przekona cię, żebyś odpuściła?
- Odpuściła? – Olga uniosła brwi i spojrzała Stavros’owi prosto w oczy. – Twoja śmierć, oczywiście. I likwidacja tej całej zgrai… -  powiodła wzrokiem po reszcie grupy. Chyba nie spodobała im się tam odpowiedź, bo zaczęli coś mruczeć, ale Stavros uciszył ich jednym gestem.
- Żądanie niemożliwe do spełnienia –zauważył. – Bądź rozsądna, Olgo.
- Rozsądna? Jestem rozsądna.
- To nie rozsądek, to szaleństwo – zaśmiał się.
- Szaleństwem nazywasz lojalność wobec własnego kraju i własnych przekonań? – zapytała agentka zimno. – W sumie, dlaczego się dziwię… W twoim świecie rządzi pieniądz, a kto zapłaci więcej, tego wiarę wyznajesz…
- Głupia jesteś – syknął Stavros, po czym niespodziewanie uderzył kobietę w twarz. Olga zachwiała się, ale nie upadła, ani nawet nie cofnęła się o pół kroku.
- Możliwe – zgodziła się z nim, powstrzymując chęć roztarcia bolącego policzka. – Ale nikt nie zarzuci mi zdrady.
- Zdrada? – zakpił. – Zbyt mocne słowo. Ja bym to nazwał biznesem.
- Biznesem nazywasz kupowanie agentów innych państw? To chyba mamy inne pojęcie na temat prowadzenia interesów…
- Mam podobne jak twój kochanek – warknął, nieco już wkurzony Stavros. Irytowała go ta kobieta. Wyglądała jakby się go nie bała, a on lubił wzbudzać strach. I szacunek.
- Mój kochanek? – zdziwiła się teatralnie Olga, ale poczuła na plecach zimny pot. Facet wiedział zdecydowanie za dużo i całość przestała jej się podobać. I jeszcze Max, który z niewzruszoną miną przysłuchiwał się tej dziwnej rozmowie.
- Nie udawaj głupiej – prychnął mężczyzna. – Wiem o Darylev’ie.
- Nie wiem, co wiesz i o kim, i gówno mnie to obchodzi – wycedziła Olga lodowato. – Wiem tylko jedno: zabiję cię, a tą twoją zgraję rozpędzę na cztery strony świata.
- Odważna deklaracja jak na kogoś, kto jest sam i bez broni – Stavros roześmiał się nieprzyjemnie i podszedł do Olgi tak blisko, że aż poczuła jego zapach.
- Kto powiedział, że jestem sama i bez broni? – zapytała agentka, nieco ironicznie.
- Myślisz, że Max ci pomoże? – znów śmiech. – Moja droga, jesteś w ogromnym błędzie – złapał Olgę za włosy i przyciągnął jej twarz do swojej. – Nawet nie wiesz, jak ogromnym. I jak bardzo bogatym człowiekiem jest twój mąż od kiedy dla mnie pracuje…
- Kłamiesz! – wysyczała kobieta, jednocześnie szarpiąc się, żeby się uwolnić. Ale Stavros tylko wzmocnił chwyt, po czym zmusił ją, żeby uklękła. Olga poczuła pod kolanami zimny beton, a w sercu jeszcze zimniejszy kawałek lodu.
- Ja. Nie. Kłamię. – wycedził mężczyzna i puścił ją, ale tylko po to, żeby znów uderzyć. Tym razem cios był znacznie mocniejszy i posłał kobietę na ziemię. Ale nie zwróciła na to uwagi. Wbiła wzrok w siedzącego na krześle Max’a, który blady podniósł się i podszedł do niej. Nie zatrzymywany przez nikogo.
- Powiedz, że to nieprawda – wyszeptała, kiedy pomagał jej wstać. – Powiedz, proszę, że on kłamie. Powiedz! – zażądała, nieco już histerycznie.
- Przepraszam – głos Max’a był spokojny i zupełnie pozbawiony skruchy. – Ale zaoferowali lepsze warunki płacy i pracy niż Wujek Sam… - Olga poczuła się, jakby znów oberwała. Ale tym razem w plecy, bez ostrzeżenia i od najbliższego jej człowieka. Poczuła ból, trudny do opisania. Poczuła, jak jej serce zamienia się w kawał lodowatej skały. Zamrożonej na amen. – Przyjmij ich propozycję – Max delikatnie dotknął brody kobiety, przy okazji ścierając z niej krew. – Tak będzie najlepiej.
- Nie – Olga cofnęła się gwałtownie. – Nie. Nie wierzę. To niemożliwe.
- Lepiej uwierz – prychnął Stavros. – I weź przykład.
- Nie wierzę – Olga nie słuchała mężczyzny, tylko wciąż wpatrywała się w swojego męża. Jakby cały czas miała nadzieję, że zaraz się roześmieje, popuka palcem w czoło i zapyta, czy naprawdę uwierzyła w tą bzdurę. I że to oczywiście nieprawda. Ale Max milczał. Mało tego, wcale nie wyglądał na przejętego, czy też zmieszanego. – Nie. Wierzę.
- Olga, kochanie – Max zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę, żeby ją złapać, ale mu nie pozwoliła. – To nic takiego, naprawdę…
- NIC TAKIEGO?? – niemal zawyła kobieta. – Zdradę określasz jako „nic takiego”?? Sprzedałeś się, Max! Sprzedałeś się bandycie i terroryście. Sprzedałeś swoje przekonania i swoją lojalność!
- Nie dramatyzuj – Doherty skrzywił się z niesmakiem. Doprawdy, Olga mogłaby się w końcu ogarnąć. – To tylko praca, nic więcej. A w pracy przecież właśnie o to chodzi, żeby zarabiać pieniądze. Jeśli jeden pracodawca płaci za mało, to się idzie do innego. Tak działa rynek.
- Rynek? Praca? – Olga wyglądała na ogłuszoną jego słowami. – Posłuchaj siebie. Co ty gadasz??
- Przedstawiam ci swój punkt wiedzenia – wyjaśnił, wciąż spokojnie. – I gdybyś się zgodziła, moglibyśmy dalej razem pracować…
- Razem pracować? – agentka szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. – Dla kogo? Dla niego? – pokazała palcem na Stavros’a. – Czy dla tego, który zapłaci więcej?
- Wszystko zależy od warunków – Max wzruszył ramionami.
- Warunków?? I jako kto? Mordercy do wynajęcia??
- A teraz jako kto pracujesz? – zirytował się jej mąż. – Dokładnie tak samo! Tylko nazwa jest inna i płace są inne. Czas iść do przodu, rozwijać się.
- Wiedziałam, że jesteś sukinsynem, ale nie wiedziałam, że aż takim – Olga spojrzała na Max’a z nienawiścią. To zadziwiające, jak łatwo przejść od miłości do nienawiści. – Sprzedałeś mnie, Max. Twoja lojalność to tylko puste słowo.
- Czyli nie? – upewnił się Doherty, chociaż tak naprawdę od początku wiedział, że Olga nie pójdzie na ten układ.
- Nigdy! – zapewniła go z mocą. – Nie jestem sprzedawczykiem jak ty – warknęła, po czym wymierzyła mu siarczysty policzek. Zaskoczony Max cofnął się i roztarł uderzone miejsce. Za to jeden z najemników Stavros’a bez wahania walnął kobietę kolbą karabinu w brzuch. Olga zgięła się w pół i znów upadając na kolana, próbowała spazmatycznie złapać oddech.
- Bardzo to wszystko dramatyczne, niemal jak brazylijska telenowela – Stavros, który od dłuższego czasu milczał i tylko słuchał, w końcu postanowił się wtrącić. – Ale czas ucieka. Więc skoro Olgo, nie masz ochoty na nasze towarzystwo… – podszedł do klęczącej agentki i przystawił jej lufę swojego pistoletu do głowy. -  …to nie widzę przeszkód, żeby cię od niego uwolnić… - Olga zamknęła oczy słysząc te słowa. Nigdy nie myślała, że skończy w ten sposób i to za sprawą własnego męża. Ale strzał nie padł. Pewnie dlatego, że bramy prowadzące do magazynu wyleciały z hukiem i do środka wpadły dwa uzbrojone po zęby oddziały ubranych na czarno mężczyzn. Dodatkowo, z jeszcze większym hukiem rozleciały się świetliki dachowe i na linach opuściło się kilku dodatkowych komandosów, strzelających w powietrze. Najemnicy i banda Stavros’a natychmiast odpowiedzieli ogniem, a Olga wykorzystała powstałe zamieszanie. Poderwała się gwałtownie, walnęła Stavros’a i wyrwała mu pistolet. Nie zdążyła jednak zrobić z niego użytku, bo mężczyzna z całej siły odepchnął ją, po czym zaczął uciekać. Olga upadła na posadzkę, co prawdopodobnie uratowało jej życie, gdyż miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się jej głowa, przecięła seria kul. Kobieta przewróciła się na brzuch i oddała kilka strzałów w stronę uciekającego Stavros’a, ale chybiła. Zaklęła pod nosem, uniosła się na nogi i rozejrzała po magazynie. Wokół trwała regularna walka, najemnicy i komandosi ostrzeliwali się wzajemnie, po obu stronach dostrzegła ofiary. Dostrzegła też coś jeszcze. A raczej kogoś: uciekającego Max’a. Bez namysłu uskoczyła za regał i pognała za nim. Musiała go dorwać.
- Max, stój! – wrzasnęła, kiedy znalazła się już całkiem blisko niego. – Stój, do cholery!! – byli w drugiej części magazynu, nie było tutaj nikogo, oprócz nich. Słychać było tylko strzały i okrzyki z toczącej się obok walki. – Myślisz, że nie strzelę ci w plecy?!
- Myślę, że nie – Max w końcu w końcu się zatrzymał, ale nadal stał tyłem do niej. – Masz zasady…
- Moje zasady znikają, kiedy mam do czynienia z czymś takim – wycedziła. – Odwróć się – zażądała wściekle.
- Daj mi odejść, Olgo – poprosił, ignorując jej rozkaz.
- Co?? – zdębiała.
- Pozwól mi odejść – powtórzył. – Chociażby przez wzgląd na to, co nas łączyło.
- Zniszczyłeś wszystko, co nas łączyło – odpowiedziała mu lodowato. – Sprzedałeś wszystko. Każdą dobrą chwilę, każde dobre wspomnienie, każde uczucie… Nie ma już nas, Max… - Olga poczuła, że zaraz się rozpłacze. Nie takiego zakończenia się spodziewała.
- Olgo…

- Odwróć się! – wściekłość w jej głosie sprawiła, że Max aż drgnął. To była czysta nienawiść. Odwrócił się powoli i dopiero wtedy Olga dostrzegła, że w ręce trzymał broń. JEJ Sig’a. „Dlaczego nie strzelił?” przemknęło jej przez głowę. Nie zdążyła zapytać, bo pistolet plunął ogniem, a ona poczuła ból nie do opisania. Ołowiana kula zagłębiła się w jej trzewiach, rozrywając tkanki i paląc żywym ogniem. Po chwili druga i trzecia. Kobieta niesiona siłą wystrzału runęła na podłogę, a wokół niej natychmiast pojawiły się strumyczki krwi, które rozlały się ciemnoczerwoną plamą. Ból był tak wielki, że zagłuszył wszystkie inne uczucia. Olga nie widziała już nic. Chciała tylko zasnąć. Żeby wszystko zniknęło. Żeby nic już nie czuć. Ani bólu, ani rozpaczy. Zanim odpłynęła w niebyt, usłyszała jeszcze znajomy głos, ale uznała go za majak jej spowitego bólem umysłu. Bo pojawienie się tej osoby tutaj było tak nieprawdopodobne, że praktycznie niemożliwe.   

4 komentarze:

  1. Brazylijska telenowela? Rozdział jak zawsze super, ale trocha szkoda, że tak długo trzeba czekać. Jeszcze szybkie pytanko czy będziesz kontynuowała tą bardziej teraźniejszą historię Olgi czy to już jedyna twoja forma działalności?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze się, że się podoba :) Wiem, że częstotliwość wpisów jest poniżej wszelkiej krytyki i woła o pomstę do nieba. Obiecuję, postaram się poprawić. Poważnie mówię. A odpowiadając na pytanie: bardziej teraźniejszą historię Olgi można od czasu do czasu znaleźć na blogu "Opowiadania Chandni" - link w Tu zaglądam. To Chandni i moje "dzieci", gdzie można poczytać, co dzieje się z Olgą teraz. I kilka opowiadań na "nie tylko NCIS", gdzie też można znaleźć przygody Olgi. Ale one pojawią się kiedyś także tutaj :D Jak już dotrę do tego momentu, oczywiście. Na chwilę obecną więcej "nie działam", bo zwyczajnie nie mam czasu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Max'a zabić to za mało! Olga mogła przeboleć kochanki ale taką zdradę to już nie. No ale poniekąd 'dzięki' Max'owi Olga pozna swoją prawdziwą rodzinę :) Czyżby noworoczne postanowienia, Alexandretta? Przydała by się motywacja dla wenów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym nie wiedziała, że Olga przeżyje to bym cie teraz przeklinała za to co zrobiłaś! Teraz to ja bym chciała aby Max trafił na sesję z Jugodinem (przepraszam nie pamiętam jak to się pisze)... Przydałby mu się (ja wcale nie jestem sadystom)

    OdpowiedzUsuń