Olga
weszła do jednego z pokoi, który wskazał im Iwan i rozejrzała się uważnie.
Typowa gościnna sypialnia, z wielkim łóżkiem, toaletka, przestronną szafą oraz
wypasionym telewizorem na wielkiej komodzie. Była ciekawa, czy pokój Maxa
wygląda podobnie. Śmiać jej się chciało, że dostali osobne sypialnie, ale nie
zamierzała tego kwestionować. Była tu gościem, a gospodarz sprawiał wrażenie
rządzącego twarda ręką. Tak, zdecydowanie, pokój był całkiem, całkiem. Olga
rzuciła torbę na łóżko i obeszła pomieszczenie, zaglądając do szafy i łazienki.
Która też urządzona była ze smakiem i klasycznie. Widać było rękę projektanta
wnętrz, bo całość prezentowała się dobrze, ale bezosobowo. Olga wzięła szybki
prysznic i ubrana w świeże ciuchy wyszła, z zamiarem zejścia z powrotem na dół.
Na korytarzu spotkała swojego męża, z jego miny wywnioskowała, że nie jest zbyt
zadowolony.
- Co jest? – zapytała, zatrzymując się
przy nim.
- Nie podoba mi się tutaj – odparł,
rozglądając się uważnie.
- Całkiem przyjemna chatynka…
- Wiesz, że nie o tym mówię – żachnął
się.
- Wiem, wiem, nie irytuj się tak –
prychnęła. – Bardziej nie podoba ci się Usmanow, czy że zabrali nam broń?
- Akurat brak pistoletu nie jest naszym
największym problemem, bo doskonale potrafisz sobie poradzić bez niego –
zauważył.
- Potrafię – przyznała. – Ale nie
lubię. Pewniej się czuję jak mam mojego Sig’a gdzieś blisko…
- Miałem nadzieję, że to przy mnie
czujesz się pewnie… - Olga rzuciła mu tylko przeciągłe spojrzenie, ale nie
skomentowała tych ostatnich słów. W tym właśnie był problem: nie była już taka
pewna jak wcześniej. Max westchnął. Wiedział, że po tym wszystkim nie będzie
łatwo.
Zeszli
na dół i pokierowani przez jednego z lokai Usmanowa, weszli do przestronnej
jadalni. Za całe jej umeblowanie służył dość sporych rozmiarów podłużmy stół,
gdzie przy czterech krzesłach stały przygotowane już do kolacji talerze. Oprócz
stołu pod jedną ze ścian stała wielka komoda, przy której uwijało się kilka
osób, donosząc i układając nowe dania. Z sufitu zwisał wielki żyrandol, a na
ścianie, pomiędzy oknami wisiały małe lampki w tym samym stylu. Pomieszczenie
urządzone było ze smakiem, a mieszanka nowoczesnego stylu z tradycyjnym nie
raziła, tylko tworzyła harmonijną całość. Agenci rozejrzeli się, niepewni, czy
siadać, czy czekać na gospodarza. Na szczęście, Usamanow wraz z Martomem
pojawili się dokładnie w tym momencie i cała czwórka zasiadła do stołu. Kolacja
minęła szybko, ale w całkiem przyjemnej atmosferze, o którą zadbał Rosjanin.
Przeszedł również na angielski, co znacznie ułatwiło konwersację. Oldze co
prawda było obojętne, z racji pochodzenia ojca i dziadków, u których się
wychowała, rosyjskim władała równie biegle co angielskim, ale nie chciała się z
tym zdradzać. Już się nauczyła, że nigdy nie wiadomo co się może okazać atutem.
A teraz była, przynajmniej w teorii, na terytorium wroga i lepiej, żeby ten
potencjalny wróg nie wiedział, że rozumie o czym mówi.
- Duże to przyjęcie Pan urządza? –
zapytała Olga, kiedy posiłek zaczynał dobiegać końca.
- Michaił – poprawił ją Usmanow.
Skinęła głowa na zgodę, lekko się uśmiechając. Wiedziała, że nie musi mu
powtarzać swojego imienia, bo doskonale je zapamiętał z prezentacji. – Duże
jest pojęciem względnym. Około trzydzieści osób łącznie z osobami
współtowarzyszącymi.
- Czyli nie jest to jakiś wielki bal –
skomentowała.
- Nie, ale obowiązują stroje
wieczorowe. Mam nadzieję, że masz jakiś? – zainteresował się. Martom i Max
spojrzeli na Olgę z zaciekawieniem. Strój wieczorowy w jej przypadku oznaczał
suknię, co było ewenementem w garderobie kobiety, bo sukienek nie nosiła i nie
przepadała za nimi.
- Jakiś mam – Olga, jako doświadczona
agentka, zawsze pakowała na wyjazdy pełen zestaw strojów przydatnych na każdą
okazję. Również na bal. Tudzież przyjęcie.
- To dobrze. Mam nadzieję, że będzie
się dobrze bawić…
- Na pewno – przyświadczyła Olga z
pełnym przekonaniem, czym wzbudziła lekką konsternację u Max’a. Olga nie lubiła
przyjęć. Jej słowa świadczyły, że nie czuje się tutaj dobrze i chce zmylić
potencjalnego przeciwnika.
- Goście to tylko twoi partnerzy
biznesowi? – do rozmowy wtrącił się Martom, najwyraźniej uznając, że kwestia
stroju Olgi jest tematem mało interesującym. Albo mało poważnym.
- Jest też kilkoro przyjaciół –
odpowiedział mu Usmanow. – Ale większość to biznes. Żeby robić dobre interesy
trzeba czasem zainwestować właśnie w takie zbytki… - reszta kolacji minęła
szybko, a po skończonym posiłku gospodarz zaprosił ich jeszcze na spacer po
rezydencji. Najwyraźniej chciał się pochwalić swoim bogactwem. Max odmówił,
tłumacząc, że ma jeszcze kilka pilnych maili do napisania, co dla Olgi było
wierutnym kłamstwem, ale Usmanow przyjął to ze zrozumieniem. Za to kobieta
bardzo chętnie skorzystała z zaproszenia, chcąc się rozejrzeć. Nie spodziewała
się cudów, ale chciała poznać rozkład pomieszczeń, tak na wszelki wypadek.
Godzinę
później, Olga odprowadzona przez Usmanowa prosto przed drzwi swojej sypialni,
weszła do środka i momentalnie straciła dobry humor.
- Jak udała się wycieczka? – zapytał ją
sarkastycznie Max, który nie zważając, że to nie jego pokój, jak gdyby nigdy
nic siedział na łóżku.
- Znakomicie – odparła mu w podobnym
tonie agentka. – Co robisz w moim pokoju?
- Jesteśmy małżeństwem.
- Nie widzę związku. Co tu robisz?
- Czekałem na ciebie – Max poderwał się
z łóżka i błyskawicznie znalazł się przy swojej żonie. Olga chciała się cofnąć,
ale Doherty był szybszy. Objął ją i przyciągnął do siebie tak blisko, że
poczuła jego zapach i ciepło.
- Po co? – chciała się wyrwać, ale nie
dała rady. A może za słabo się starała? Może nie chciała się MOCNIEJ starać?
- Kochanie, dobrze wiesz po co –
wymruczał jej wprost do ucha i przebiegł ustami wzdłuż szyi. Olga poczuła
dreszcz. Max nadal jej się podobał i nadal na nią działał. Dokładnie tak samo
mocno jak wcześniej.
- Max, nie… - wymamrotała, ale
przestała się wyrywać. Mało tego, odchyliła głowę i pozwoliła, żeby jego usta
dotarły poniżej jej obojczyka.
- Ależ tak… - znów ten namiętny szept.
- Przecież to lubisz…
- Lubię… - przyznała, wyginając się w
łuk i przybliżając swoje biodra do jego. – Nawet bardzo…
- No właśnie… - poczuła jak jego dłonie
wślizgują się pod bluzkę i gładzą plecy. Westchnęła cicho, z rozkoszą. Max był
niezły w te klocki, a ona zawsze lubiła seks z nim. Ale teraz nie do końca
miała na to wszystko ochotę. Jednak pożądanie okazało się zdecydowanie
silniejsze od urazy, jaką do niego teraz czuła.
- Och, Max – wymamrotała cicho, ale w
jej głosie można było wyczuć nutę protestu.
- Kochanie, wiesz, że jesteś najlepsza
– wyszeptał, znów całując okolice jej ucha. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł
dreszcz lądując ostatecznie w dole brzucha. – I wiesz, że cię pragnę… -
przytulił ją mocniej, przez co wyraźnie poczuła wybrzuszenie w jego spodniach.
Olga jęknęła i już wiedziała, że nie potrafi mu się dłużej opierać. Kilka
sekund później leżała na łóżku, a Max całował ją i pieścił w sposób, który tak
bardzo lubiła.
Kiedy
niespełna godzinę później Max podniósł się i spojrzał na swoja żonę, która naga
leżała obok niego, ze zdziwieniem zobaczył, że po jej policzkach płyną łzy.
- Olga? – delikatnie dotknął jej
ramienia.
- Tak? – kobieta drgnęła, ale nie
popatrzyła na niego. Nadal leżała z zamkniętymi oczyma. Czuła się okropnie.
Dała mu się uwieść, chociaż tak bardzo ją zranił. Pozwoliła, żeby ją pieścił i
całował, przez co miała wrażenie, że jest zwykłą dziwką. Co było absurdalne, bo
w końcu to Max był jej mężem, a nie Aleksander. Jego kochała. Ale Saszę też.
Inaczej, ale także.
- Co się stało?
- Nic – potrząsnęła głową i dopiero
wtedy na niego spojrzała. – Idź już. Zostaw mnie samą.
- Nie jestem pewien, czy to dobry
pomysł…
- Ale ja jestem – odparła stanowczo. –
Chcę być sama.
- Jak sobie życzysz – odparł z urazą, wstał,
zebrał swoje rzeczy i szybko wyszedł. Olga leżała jeszcze chwilę, płacząc.
Czuła się okropnie. Nie chciała uprawiać seksu z Maxem, chciała jak najdłużej
pamiętać dotyk Aleksandra na swoim ciele. Jego pieszczoty, pocałunki i tą
bliskość, która między nimi wtedy panowała. A teraz wszystko zepsuła. Zepsuła
tym, że nie potrafiła oprzeć się facetowi, który, owszem był świetny w łóżku i
cholernie seksowny, ale notorycznie ją zdradzał mając w głębokim poważaniu
łączące ich wcześniej uczucie. Czuła się z tym wszystkim bardzo źle. Dlatego
bez namysłu wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki się wyszorować. Gorący
prysznic to było właśnie to, czego teraz potrzebowała.
Kiedy
Olga wyszła z łazienki po wieczornej toalecie, jej telefon migał informując o
właśnie otrzymanej wiadomości.
<<Hej>> przeczytała. Uśmiechnęła się.
Aleksander. Oprócz prysznica potrzebowała też kilku miłych słów, a Sasza umiał
prawić komplementy, które brzmiały jak oczywistość. Wskoczyła więc pod kołdrę i
zabrała się za odpisywane.
<<Hej>>
<<Co porabiasz?>>
<<Leżę w łóżku. A ty?>>
<<Siedzę w gabinecie i myślę o Tobie>>
<<Znowu? Nie znudziło Ci się
jeszcze?>>
<<Nie ma takiej możliwość. Jesteś zbyt wspaniała, żeby się
Tobą znudzić>>
<<Akurat>>
<<Kochanie, dlaczego mi nie wierzysz?>>
<<Nie wiem. Nikt mi nigdy nie
mówił, że jestem wspaniała>>
<<Za wyjątkiem Maxa, kiedy chciał
mnie zaciągnąć do łóżka…>>
<<Ja też chętnie bym cię zaciągnął do łóżka…>>
<<I dlatego mówisz mi, że jestem
wspaniała?>>
<<Jesteś też piękna, inteligentna i dowcipna>>
<<I masz naprawdę seksowny tyłek…>>
<<A Ty pewnie chciałbyś go znowu
zobaczyć…>>
<<No pewnie!!>> Olga aż zaśmiała
się, tyle było entuzjazmu w tej wypowiedzi. Bez wahania zrobiła zdjęcie swoim
nagim pośladkom i posłała je Saszy.
<<Wspaniały!! Boski!! Nikt nie ma takiego tyłka jak
ty…>>
<<Pochlebca :P>>
<<Ale cieszę się, że ci się
podoba>>
<<Czy podoba? Uwielbiam go>>
<<Jest absolutnie doskonały. Następnym razem zajmę się nim
dokładniej…>>
<<To znaczy??>>
<<Zobaczysz. Ale na pewno ci się spodoba i będziesz błagała o
jeszcze…>>
<<Ja NIE błagam…>>
<<Będziesz, będziesz ;)>>
<<Grozisz mi>>
<<Kochanie, obiecuję ci największą rozkosz jaką można
przeżyć podczas seksu>>
<<Wiąże się ona z moim
tyłkiem??>>
<<Wiąże się z moimi umiejętnościami zadbania o Twój
tyłek>>
<<Chyba musimy to najpierw
przedyskutować…>>
<<Co tylko zechcesz>>
<<Poważnie??>>
<<Oczywiście. Nic na siłę. Tylko to, co Tobie się
spodoba>>
<<Jesteś kochany>>
<<Chcę, żebyś była szczęśliwa. I żebyś myślała o mnie tylko
w samych superlatywach>>
<<Z tym szczęściem to bywa różnie
ostatnio…>>
<<Domyślam się, że masz na myśli Maxa>>
<<Owszem. Nie jest zbyt miło
ostatnio>>
<<Zostaw go>>
<<Zostaw?? I co zrobię??
Pracujemy razem>>
<<Pomogę ci>>
<<Dziękuję za propozycję…>>
<<Ale nie?>>
<<Nie wiem. Może niedługo coś
zmieni się na tyle, że będę w stanie odejść>>
<<Teraz nie jesteś?>>
<<Nie jestem gotowa na tak
radykalne kroki…>>
<<To ty musisz wiedzieć. Ale zawsze ci pomogę. Pamiętaj o
tym>>
<<Będę. Idę spać. Jutro ciężki
dzień przede mną>>
<<Dobrej nocy>>
<<Dobranoc>>
Olga odłożyła telefon pod poduszkę i
ułożyła się wygodniej. Sasza jak zwykle poprawił jej nastrój, który miała
wyjątkowo parszywy tego wieczora. Tylko on tak potrafił. Nawet nie musiał
dzwonić, czy spotykać się. Wystarczyło tych kilka sms’ów i uśmiech sam pojawiał
się na jej twarzy.
Jednak
nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok, wspominając chwile z Aleksandrem
i ich wspólne rozmowy. Tęskniła za nim. I nieswojo się czuła, tutaj, w tym
domu. Sama nie wiedziała dlaczego. Dom jak dom, jego mieszkańcy, no może za
wyjątkiem uzbrojonych strażników, też nie byli jakoś specjalnie dziwni czy
„inni”. Ale wyczuwała jakiś niepokój, instynkt jej mówił, że powinna być
czujna. W końcu, zmęczona własnym kręceniem się, odrzuciła kołdrę i usiadła na
łóżku. W pokoju było ciepło, nawet za ciepło i może dlatego nie mogła usnąć.
Szybko ubrała pierwszą z brzegu koszulkę, wciągnęła dżinsy i skarpetki, po czym
ostrożnie wyszła z sypialni. Długi korytarz wyłożony był miękkim chodnikiem,
który dodatkowo tłumił jej kroki, a z zawieszonych na ścianach kinkietów palił
się co trzeci. Olga ruszyła przed siebie, w stronę schodów prowadzących na dół,
panujący półmrok sprawiał, że była prawie niewidoczna. Zeszła na dół i cicho
przeszła przez przestronny hol. Usmanow oprowadził ja po swojej rezydencji,
więc z grubsza poznała rozkład pomieszczeń. Nie chciała więc zwiedzać. Była
ciekawa jakie sprawy łączą jej szefa z rosyjskim oligarchą. Możliwe, że
odpowiedź siedziała zamknięta w czarnej walizeczce, którą miał ze sobą Martom.
Była pewna, że obaj panowie właśnie teraz siedzą gdzieś i omawiają jakieś
istotne kwestie swoich interesów. A Olga była jeszcze na etapie zbierania
informacji o wszystkich i wszystkim. Dlatego teraz, korzystając, że cały dom w
zasadzie już spał i unikając kręcących się gdzie niegdzie ochroniarzy,
postanowiła nieco poszperać. Na tym piętrze znajdowały się tylko sypialnie
gościnne, co już zdążyła sprawdzić. Drugie piętro w całości należało do
gospodarza i jego najbliższej rodziny. Z tego, co dowiedziała się od Usmanowa,
jego żona i synowie przebywali teraz w Moskwie i nie zamierzali na razie tutaj
przyjeżdżać. Dlatego postanowiła, póki co, tam nie wchodzić. Parter był pusty,
jeśli nie liczyć kilku ochroniarzy, pomocy kuchennych doprowadzających do
porządku wielka kuchnię oraz dwóch chłopaczków „od wszystkiego”, którzy pilnie
pastowali buty. Skoro jutro miało być przyjęcie, to Olga domyślała się, że od
rana będzie tutaj mnóstwo ludzi oraz ogromny zamęt. Michaił powiedział jej, że
wynajął specjalną firmę, która wszystkim się zajmie. Kobieta przeszła przez
hol, po drodze zaglądając do kilku pomieszczeń, gdzie mógłby się ktoś schować,
żeby spokojnie pogadać. Czyli do biblioteki, kilku gabinetów oraz małego,
przytulnego saloniku. Jednak wszystkie te pokoje okazały się puste. W końcu Olga
trafiła na schody wiodące do piwnicy budynku. Widziała je już wcześniej, ale
Usmanow zignorował je tłumacząc, że tam nie ma nic ciekawego oprócz skrytki na
wina. Teraz Olga wcale nie była taka pewna, czy faktycznie nie ma tam nic
ciekawego. Tym bardziej, że z dołu sączyła się delikatna poświata świadcząca,
że ktoś zapalił tam lampę. Agentka powoli i ostrożnie zeszła na dół i po chwili
znalazła się w całkiem przestronnym korytarzu. Ruszyła wzdłuż ściany, jedną
ręką dotykając muru, aż natrafiła na lekko uchylone drzwi. Pchnęła je ostrożnie
niemal spodziewając się skrzypiącego dźwięku, ale nic się nie wydarzyło. Weszła
do pokoju, zamknęła za sobą drzwi i bez namysłu zapaliła lampę. Jej oczom
ukazał się średniej wielkości pokój, coś na kształt gabinetu, z małym, zgrabnym
biurkiem, na którym stał laptop. Na ścianie po jej prawej ręce znajdowały się
przeszklone regały, na których półkach umiejscowione były różne dziwne rzeczy.
Dopiero po chwili do Olgi dotarło, że są to różnego rodzaju maski, kryształowe
czaszki, jakieś kielichy, skrzyneczki, figurki oraz pełno innych bibelotów,
których przeznaczenia nie potrafiła określić. Druga ścianę zajmowały obrazy i
obrazki, niektóre wyglądały na dzieło współczesnych malarzy inne, jakby miały z
tysiąc lat albo coś koło tego. Część muru zajmowała przeszklona biblioteczka,
wypełniona książkami w mniej lub bardziej zniszczonych okładkach. Nad biurkiem
wisiała ogromna mapa, zajmująca niemal całą przestrzeń od sufitu do podłogi.
Mapa przedstawiała jakieś państwo. A raczej królestwo. Królestwo Majów. Tak
głosił napis u dołu. Były na niej pozaznaczane punkty, bez nazw, jedynie z
rozkładu równoleżników i południków można było się dowiedzieć ich lokalizacji.
Całość sprawiała bardzo przytłaczające wrażenie, jakby w powietrzu wisiała jakaś
nienazwana moc. Moc, która odbierała oddech. Siła, która sprawiała, że nie
chciało się tutaj być. Oszołomiona Olga czym prędzej wycofała się z tego
dziwnego pokoju, mało ostrożnie, ale chęć wyjścia przytłumiła inne instynkty.
Dopiero na korytarzu głębiej odetchnęła i dopiero wtedy wróciła jej jasność
myślenia. Kobieta potrząsnęła głową, żeby pozbyć się tej ciężkości, która nagle
ją opanowała, po czym ruszyła dalej. Szła cicho, wokół też panowała cisza
absolutna, więc bez problemu dotarł do niej odgłos rozmowy. Podeszła bliżej
kierując się słuchem i faktycznie, w niewielkim pokoju na końcu ktoś był. Rozpoznała
Martoma i Usmanowa. Rozmawiali po rosyjsku, półgłosem i Olga musiała podejść
znaczniej bliżej niż chciała oraz bardzo się skupić, żeby zrozumieć co mówią.
- Naprawdę tak ci rzucają kłody pod
nogi? – to była Martom.
- Jak diabli – odpowiedział mu Usmanow.
– Kłody to zresztą mało powiedziane. Wiesz, że to nie tylko moje hobby. To…
część mnie. Prowadzę badania, zbieram dowody, a oni swoje – w głosie mężczyzny
zabrzmiał gniew. – Że to tylko legendy, że mało naukowe… - przedrzeźniał. –
Tacy z nich naukowcy jak z koziej dupy trąba! Jeszcze zobaczą! Przyjdzie taki
moment, że będą mnie błagać! Że będą skamleć o wgląd w moje zbiory!
- Na pewno – odpowiedział mu Martom z
pełnym przekonaniem. – Na pewno, Michaił.
- Dobrze, że ty we mnie wierzysz,
przyjacielu…
- Zawsze. A rząd?
- Stwierdził, że ma ważniejsze sprawy
na głowie niż poszukiwania Kryształowej Czaszki…
- Debile – sarknął James. – Po prostu
debile. Jeszcze im pokażesz. Będą skamleć.
- Pokażę. I będą. Znajdę ją, James.
Zobaczysz, że znajdę. I wtedy pożałują…
- Oczywiście, że znajdziesz… - Olga
przewróciła oczyma słysząc ten ton. Kółko
wzajemnej adoracji prychnęła w myślach. Gadali od rzeczy i agentka podejrzewała,
że wlali w siebie sporo alkoholu od kolacji. Tak nawiedzonej dyskusji jeszcze
nie słyszała.
- Tylko jest to cholernie wkurzające –
dodał Usmanow. – Ale muszą się ze mną liczyć, bo mam w garści trochę
zbrojeniówki i wgląd w kilka sekretów…
- Z tymi sekretami uważaj – przestrzegł
go Martom. – Wiesz, że martwi nie zdradzają tajemnic…
- Spokojnie – zaśmiał się Michaił. – Ja
zdradzę. Jestem przygotowany na taką ewentualność i oni dobrze o tym wiedzą…
- Uspokoiłeś mnie – Olga usłyszała
ciche skrzypnięcie, jakie wydają z siebie prostujące się sprężyny siedziska.
Najwyraźniej jej szef wstał z fotela. – Uch, chyba przesadziłem z twoją
nalewką… Pora spać.
- Długi dzień?
- Nawet nie wiesz jak bardzo… -
rozległo się szuranie, stukanie i brzęczenie szklanek, więc Olga błyskawicznie
wykonała w tył zwrot i już po chwili była na schodach. Zanim mężczyźni opuścili
salonik, ona była już na piętrze i znikała w swoim pokoju. Nie była jakoś
przesadnie zdenerwowana, serce nie biło jej szaleńczo. Była raczej zaciekawiona
i tylko nieco zaniepokojona. Ale raczej groźbami zawartymi w wypowiedziach
Usmanowa i Martom niż tym pseudo-naukowym bełkotem. Nie wierzyła w legendy i mity, w cudowną moc
artefaktów ani działalność sił nieczystych. Uważała, że za wszystko odpowiedzialni
są ludzie i wyeliminowanie tych złych jednostek uchroni te dobre. I właśnie ona
była od tego eliminowania. Sposób był mało istotny. Kobieta szybko rozebrała
się z ciuchów i weszła pod kołdrę. Teraz czuła prawdziwe zmęczenie i zamierzała
w końcu odpocząć. Bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień.