28 grudnia 2015

Rozdział 55

            Firma zatrudniona przez Usmanowa pracowała ciężko prawie cały dzień, ale efekty były zachwycające. Jadalnia na dole, której jedna ze ścian okazała się wielkimi drzwiami, teraz została połączona z sąsiednim pokojem. Pomieszczenie było pięknie przystrojone i udekorowane, pod oknami stałe małe ławeczki, żeby goście mogli spocząć, a po przeciwnej stronie długi stół, na którym znajdowały się już przygotowane przekąski, słodkie i słone. Olga i Max zeszli na dół razem, oboje ubrani w stroje wieczorowe. To znaczy, Max w czarny smoking, a Olga w czarną, dopasowaną sukienkę o bezpiecznej długości tuż przed kolano oraz czarne czółenka na cienkim obcasie. Nie szpilki, bo nienawidziła szpilek i nie umiała w nich chodzić. Nie czuła się w tym stroju zbyt komfortowo, w dodatku nie miała broni, co sprawiało, że czuła się niemal naga. Oboje starali się nie rzucać w oczy, stanowiąc dyskretną ochronę dla ich szefa. Olga zastanawiała się po co właściwie Martom zmusza ich do uczestnictwa w tym przyjęciu, skoro ochroniarze Usmanowa doskonale wywiązywali się ze swoich zadań. No i bez broni raczej wiele by nie zdziałali. Ale dyrektor wydał im wyraźne polecenie, więc nie mieli wyjścia. Agentka przypuszczała, że bardziej mu chodzi o zdobycie jakiś informacji, powiązanie ze sobą kilku osób, którzy zapewne będą gośćmi Usmanowa. Nie wiedziała o kogo chodzi, ale musiał to być ktoś istotny. Oczywiście Martom nie podał im żadnych nazwisk, kazał tylko być uważnym. Więc byli. Trzymali się na uboczu, racząc szampanem roznoszonym przez kelnerów w białych marynarkach oraz drobnymi przekąskami. Olga rozglądała się wokół z obojętną miną, ale rozpoznała wśród przybyłych kilka znajomych twarzy. Znajomych z akt Firmy, które wyraźnie mówiły, że nie są to ludzie parający się uczciwą pracą. Ale swoje spostrzeżenia zachowała póki co dla siebie, rejestrując kto z kim rozmawia i w jaki sposób. To też dużo mówiło o stosunkach łączących tych ludzi. Interesował ją również ich gospodarz, ale pojawiał się w sali balowej tylko co jakiś czas, jak gdyby udzielał audiencji poszczególnym gościom. Olga, z kieliszkiem ręku, wolnym krokiem spacerowała po pomieszczeniu, nie nachalnie się rozglądając i starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Max gdzieś zniknął, więc nie miała za bardzo z kim porozmawiać, bo nikogo tu nie znała. Goście połączyli się w małe grupki i toczyli ciche rozmowy, przerywane od czasu do czasu wybuchami śmiechu. W tle grał kwartet smyczkowy, który miał im wszystkim umilać spędzony na przyjęciu czas. Nawet nieźle to brzmiało.
- Olga? – usłyszała nagle z boku znajomy głos i stanęła jak wryta.
- Aleksander? – odwróciła się gwałtownie i popatrzyła wprost w brązowe oczy swojego przyjaciela. I kochanka.
- Co ty tu robisz? – zapytał Sasza, patrząc na kobietę z zachwytem. Do tej pory nie widział jej w wersji wieczorowej i musiał przyznać, że widok był naprawdę piękny.
- Pracuję – przyznała niechętnie, jednocześnie niebotycznie szczęśliwa, że go widzi. Humor od razu jej się poprawił, sama obecność Darylev’a sprawiała, że poczuła się znacznie lepiej.
- Tutaj? – skrzywił się. – U Usmanowa? Czy dla niego? – popatrzył na nią uważnie, podając jej ramię.
- Dla Firmy – mruknęła, wsuwając dłoń pod muskularne ramię mężczyzny i dając się poprowadzić. – Jest tu Martom i Max – dodała, na co z ust Saszy wydobyło się ciche warknięcie.
- Mogłem się domyślić, że sama byś się nie pojawiła – sarknął. – Trzymają cię na smyczy…
- Przestań – poprosiła. – To moja pracę, robię co mi każą.
- Bezmyślnie??
- O co ci chodzi? – popatrzyła na niego zdziwiona. Ale zaraz westchnęła cicho – Sasza, rozmawialiśmy już na ten temat…
- Tak, wiem. Przepraszam – westchnął. – Martwię się po prostu o ciebie, a to towarzystwo… - wykonał głową jakiś nieokreślony ruch.
- To fakt, że Martom ma jakieś konszachty z Usmanowem cię tak zdenerwował – Olgę olśniło. Przecież Sasza był mafiosem, synem innego mafiosa, musiał znać Usmanowa i wiedzieć o jego interesach. Ba, musiał z nim te interesu robić, skoro się tutaj znalazł. – Jesteś jednym z jego współpracowników?
- Staram się z tego delikatnie wyplątać – odpowiedział po sekundzie milczenia. – Ale muszę być ostrożny, bo Michaił jest dość… specyficznym człowiekiem.
- Jest szalony, to chciałeś powiedzieć – prychnęła. – Jestem już dużą dziewczynką, możesz nazywać rzeczy po imieniu – dodała na widok jego miny. Wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć śmiechem. Ale tylko uśmiechnął się lekko i skinął głową.
- Owszem, jest szalony. Powinnaś o tym pamiętać i go nie wkurzać…
- Wkurzam ludzi?
- Potrafisz być… niemiła.
- Czyli wkurzam – westchnęła z udawaną rozpaczą. – Ciebie też? – spojrzała na niego z ukosa.
- Mnie podniecasz – mruknął.
- Nawet teraz?
- W każdej sytuacji – odparł. – Bez względu na to, co masz na sobie i czy jesteś uczesana, czy nie…
- Kochanie, przedstawisz nas sobie? – zanim Olga zdążyła odpowiedzieć, przed nimi stanęła drobna blondynka o typowej, słowiańskiej urodzie. Miała twarzyczkę w kształcie serca, duże oczy okolone długimi rzęsami i wypukłe usta stworzone wręcz do całowania. Agentka zatrzymała się jak wryta, musiała mieć chyba zaskoczenie wypisane na twarzy, bo blondynka obrzuciła ją pełnym wyższości spojrzeniem. Opanowała się więc szybko, przyjmując na twarz wyraz uprzejmego zainteresowania.
- Oczywiście – Aleksander delikatnie wyswobodził się z jej uścisku i dokonał prezentacji. – Nataszo, to moja znajoma Olga. Olgo, moja żona Natasza…

            Żona… Olga przez moment stała jak ogłuszona. Zapomniała o tej cholernej żonie, a raczej nie dopuszczała do siebie myśli, że Aleksander kogoś ma. A przecież wiedziała o tym, tylko wyrzuciła ten fakt z pamięci. No i nie widziała wcześniej jej zdjęcia, więc nie wiedziała, że jest aż tak piękna. Ale Aleksander był przecież przystojnym mężczyzną, w dodatku bogatym, więc nic dziwnego, że jego małżonka była piękną kobietą. Bardzo piękną. I to ją chyba dobiło najbardziej. Aż dziwne było, że mając taką piękność w domu, Sasza zwrócił uwagę na nią.

- Bardzo mi miło – bąknęła, pierwszy raz od bardzo dawna tracą pewność siebie. – Nie będę wam przeszkadzać wobec tego… - uśmiechnęła się zdawkowo i odwróciła się, żeby odejść. Nieśmiałego gestu Saszy, którym chciał ją zatrzymać, już nie zauważyła. Olga, wciąż zaskoczona, ruszyła na poszukiwane kelnera. Poczuła nagle przeogromną chęć, żeby się napić. Dwa kieliszki później ochłonęła na tyle, że była w stanie skupić się na pracy. Sasza i jego piękna żona zniknęli jej z oczu, Max’a też nigdzie nie widziała, więc zrezygnowana podjęła swój spacer. Atmosfera robiła się coraz swobodniejsza, wybuchy śmiechu były coraz głośniejsze i coraz częstsze. Rozmowy też przestały dotyczyć interesów, a zamieniły się w targ próżności i plotek. Pojawił się w końcu Usmanow, a zanim Martom, więc podeszła do swojego szefa. Skinął jej głową, ale nie poświęcił specjalnej uwagi. Udał się za to do jednej z grupek i przyłączył się do rozmowy. Olga wzruszyła ramionami i postanowiła poszukać swojego męża. Ale nie musiała, bo Max sekundę później wszedł do sali, a tuż za nim wślizgnęła się wiotka brunetka. Agentka poczuła gniew, bo bardzo dobrze wiedziała, co to oznacza. Niech to szlag, najpierw Sasza, teraz on! Syknęła w myślach, wkurzona. Bez wahania skierowała się w stronę wyjścia na taras i po chwili znalazła się w ogrodzie.


18 grudnia 2015

Rozdział 54

Olga weszła do jednego z pokoi, który wskazał im Iwan i rozejrzała się uważnie. Typowa gościnna sypialnia, z wielkim łóżkiem, toaletka, przestronną szafą oraz wypasionym telewizorem na wielkiej komodzie. Była ciekawa, czy pokój Maxa wygląda podobnie. Śmiać jej się chciało, że dostali osobne sypialnie, ale nie zamierzała tego kwestionować. Była tu gościem, a gospodarz sprawiał wrażenie rządzącego twarda ręką. Tak, zdecydowanie, pokój był całkiem, całkiem. Olga rzuciła torbę na łóżko i obeszła pomieszczenie, zaglądając do szafy i łazienki. Która też urządzona była ze smakiem i klasycznie. Widać było rękę projektanta wnętrz, bo całość prezentowała się dobrze, ale bezosobowo. Olga wzięła szybki prysznic i ubrana w świeże ciuchy wyszła, z zamiarem zejścia z powrotem na dół. Na korytarzu spotkała swojego męża, z jego miny wywnioskowała, że nie jest zbyt zadowolony.
- Co jest? – zapytała, zatrzymując się przy nim.
- Nie podoba mi się tutaj – odparł, rozglądając się uważnie.
- Całkiem przyjemna chatynka…
- Wiesz, że nie o tym mówię – żachnął się.
- Wiem, wiem, nie irytuj się tak – prychnęła. – Bardziej nie podoba ci się Usmanow, czy że zabrali nam broń?
- Akurat brak pistoletu nie jest naszym największym problemem, bo doskonale potrafisz sobie poradzić bez niego – zauważył.
- Potrafię – przyznała. – Ale nie lubię. Pewniej się czuję jak mam mojego Sig’a gdzieś blisko…
- Miałem nadzieję, że to przy mnie czujesz się pewnie… - Olga rzuciła mu tylko przeciągłe spojrzenie, ale nie skomentowała tych ostatnich słów. W tym właśnie był problem: nie była już taka pewna jak wcześniej. Max westchnął. Wiedział, że po tym wszystkim nie będzie łatwo.

            Zeszli na dół i pokierowani przez jednego z lokai Usmanowa, weszli do przestronnej jadalni. Za całe jej umeblowanie służył dość sporych rozmiarów podłużmy stół, gdzie przy czterech krzesłach stały przygotowane już do kolacji talerze. Oprócz stołu pod jedną ze ścian stała wielka komoda, przy której uwijało się kilka osób, donosząc i układając nowe dania. Z sufitu zwisał wielki żyrandol, a na ścianie, pomiędzy oknami wisiały małe lampki w tym samym stylu. Pomieszczenie urządzone było ze smakiem, a mieszanka nowoczesnego stylu z tradycyjnym nie raziła, tylko tworzyła harmonijną całość. Agenci rozejrzeli się, niepewni, czy siadać, czy czekać na gospodarza. Na szczęście, Usamanow wraz z Martomem pojawili się dokładnie w tym momencie i cała czwórka zasiadła do stołu. Kolacja minęła szybko, ale w całkiem przyjemnej atmosferze, o którą zadbał Rosjanin. Przeszedł również na angielski, co znacznie ułatwiło konwersację. Oldze co prawda było obojętne, z racji pochodzenia ojca i dziadków, u których się wychowała, rosyjskim władała równie biegle co angielskim, ale nie chciała się z tym zdradzać. Już się nauczyła, że nigdy nie wiadomo co się może okazać atutem. A teraz była, przynajmniej w teorii, na terytorium wroga i lepiej, żeby ten potencjalny wróg nie wiedział, że rozumie o czym mówi.
- Duże to przyjęcie Pan urządza? – zapytała Olga, kiedy posiłek zaczynał dobiegać końca.
- Michaił – poprawił ją Usmanow. Skinęła głowa na zgodę, lekko się uśmiechając. Wiedziała, że nie musi mu powtarzać swojego imienia, bo doskonale je zapamiętał z prezentacji. – Duże jest pojęciem względnym. Około trzydzieści osób łącznie z osobami współtowarzyszącymi.
- Czyli nie jest to jakiś wielki bal – skomentowała.
- Nie, ale obowiązują stroje wieczorowe. Mam nadzieję, że masz jakiś? – zainteresował się. Martom i Max spojrzeli na Olgę z zaciekawieniem. Strój wieczorowy w jej przypadku oznaczał suknię, co było ewenementem w garderobie kobiety, bo sukienek nie nosiła i nie przepadała za nimi.
- Jakiś mam – Olga, jako doświadczona agentka, zawsze pakowała na wyjazdy pełen zestaw strojów przydatnych na każdą okazję. Również na bal. Tudzież przyjęcie.
- To dobrze. Mam nadzieję, że będzie się dobrze bawić…
- Na pewno – przyświadczyła Olga z pełnym przekonaniem, czym wzbudziła lekką konsternację u Max’a. Olga nie lubiła przyjęć. Jej słowa świadczyły, że nie czuje się tutaj dobrze i chce zmylić potencjalnego przeciwnika.
- Goście to tylko twoi partnerzy biznesowi? – do rozmowy wtrącił się Martom, najwyraźniej uznając, że kwestia stroju Olgi jest tematem mało interesującym. Albo mało poważnym.
- Jest też kilkoro przyjaciół – odpowiedział mu Usmanow. – Ale większość to biznes. Żeby robić dobre interesy trzeba czasem zainwestować właśnie w takie zbytki… - reszta kolacji minęła szybko, a po skończonym posiłku gospodarz zaprosił ich jeszcze na spacer po rezydencji. Najwyraźniej chciał się pochwalić swoim bogactwem. Max odmówił, tłumacząc, że ma jeszcze kilka pilnych maili do napisania, co dla Olgi było wierutnym kłamstwem, ale Usmanow przyjął to ze zrozumieniem. Za to kobieta bardzo chętnie skorzystała z zaproszenia, chcąc się rozejrzeć. Nie spodziewała się cudów, ale chciała poznać rozkład pomieszczeń, tak na wszelki wypadek.

            Godzinę później, Olga odprowadzona przez Usmanowa prosto przed drzwi swojej sypialni, weszła do środka i momentalnie straciła dobry humor.
- Jak udała się wycieczka? – zapytał ją sarkastycznie Max, który nie zważając, że to nie jego pokój, jak gdyby nigdy nic siedział na łóżku.
- Znakomicie – odparła mu w podobnym tonie agentka. – Co robisz w moim pokoju?
- Jesteśmy małżeństwem.
- Nie widzę związku. Co tu robisz?
- Czekałem na ciebie – Max poderwał się z łóżka i błyskawicznie znalazł się przy swojej żonie. Olga chciała się cofnąć, ale Doherty był szybszy. Objął ją i przyciągnął do siebie tak blisko, że poczuła jego zapach i ciepło.
- Po co? – chciała się wyrwać, ale nie dała rady. A może za słabo się starała? Może nie chciała się MOCNIEJ starać?
- Kochanie, dobrze wiesz po co – wymruczał jej wprost do ucha i przebiegł ustami wzdłuż szyi. Olga poczuła dreszcz. Max nadal jej się podobał i nadal na nią działał. Dokładnie tak samo mocno jak wcześniej.
- Max, nie… - wymamrotała, ale przestała się wyrywać. Mało tego, odchyliła głowę i pozwoliła, żeby jego usta dotarły poniżej jej obojczyka.
- Ależ tak… - znów ten namiętny szept. - Przecież to lubisz…
- Lubię… - przyznała, wyginając się w łuk i przybliżając swoje biodra do jego. – Nawet bardzo…
- No właśnie… - poczuła jak jego dłonie wślizgują się pod bluzkę i gładzą plecy. Westchnęła cicho, z rozkoszą. Max był niezły w te klocki, a ona zawsze lubiła seks z nim. Ale teraz nie do końca miała na to wszystko ochotę. Jednak pożądanie okazało się zdecydowanie silniejsze od urazy, jaką do niego teraz czuła.
- Och, Max – wymamrotała cicho, ale w jej głosie można było wyczuć nutę protestu.
- Kochanie, wiesz, że jesteś najlepsza – wyszeptał, znów całując okolice jej ucha. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz lądując ostatecznie w dole brzucha. – I wiesz, że cię pragnę… - przytulił ją mocniej, przez co wyraźnie poczuła wybrzuszenie w jego spodniach. Olga jęknęła i już wiedziała, że nie potrafi mu się dłużej opierać. Kilka sekund później leżała na łóżku, a Max całował ją i pieścił w sposób, który tak bardzo lubiła.

            Kiedy niespełna godzinę później Max podniósł się i spojrzał na swoja żonę, która naga leżała obok niego, ze zdziwieniem zobaczył, że po jej policzkach płyną łzy.
- Olga? – delikatnie dotknął jej ramienia.
- Tak? – kobieta drgnęła, ale nie popatrzyła na niego. Nadal leżała z zamkniętymi oczyma. Czuła się okropnie. Dała mu się uwieść, chociaż tak bardzo ją zranił. Pozwoliła, żeby ją pieścił i całował, przez co miała wrażenie, że jest zwykłą dziwką. Co było absurdalne, bo w końcu to Max był jej mężem, a nie Aleksander. Jego kochała. Ale Saszę też. Inaczej, ale także.
- Co się stało?
- Nic – potrząsnęła głową i dopiero wtedy na niego spojrzała. – Idź już. Zostaw mnie samą.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł…
- Ale ja jestem – odparła stanowczo. – Chcę być sama.
- Jak sobie życzysz – odparł z urazą, wstał, zebrał swoje rzeczy i szybko wyszedł. Olga leżała jeszcze chwilę, płacząc. Czuła się okropnie. Nie chciała uprawiać seksu z Maxem, chciała jak najdłużej pamiętać dotyk Aleksandra na swoim ciele. Jego pieszczoty, pocałunki i tą bliskość, która między nimi wtedy panowała. A teraz wszystko zepsuła. Zepsuła tym, że nie potrafiła oprzeć się facetowi, który, owszem był świetny w łóżku i cholernie seksowny, ale notorycznie ją zdradzał mając w głębokim poważaniu łączące ich wcześniej uczucie. Czuła się z tym wszystkim bardzo źle. Dlatego bez namysłu wyskoczyła z łóżka i poszła do łazienki się wyszorować. Gorący prysznic to było właśnie to, czego teraz potrzebowała.

            Kiedy Olga wyszła z łazienki po wieczornej toalecie, jej telefon migał informując o właśnie otrzymanej wiadomości.
<<Hej>> przeczytała. Uśmiechnęła się. Aleksander. Oprócz prysznica potrzebowała też kilku miłych słów, a Sasza umiał prawić komplementy, które brzmiały jak oczywistość. Wskoczyła więc pod kołdrę i zabrała się za odpisywane.
<<Hej>>
<<Co porabiasz?>>
<<Leżę w łóżku. A ty?>>
<<Siedzę w gabinecie i myślę o Tobie>>
<<Znowu? Nie znudziło Ci się jeszcze?>>
<<Nie ma takiej możliwość. Jesteś zbyt wspaniała, żeby się Tobą znudzić>>
<<Akurat>>
<<Kochanie, dlaczego mi nie wierzysz?>>
<<Nie wiem. Nikt mi nigdy nie mówił, że jestem wspaniała>>
<<Za wyjątkiem Maxa, kiedy chciał mnie zaciągnąć do łóżka…>>
<<Ja też chętnie bym cię zaciągnął do łóżka…>>
<<I dlatego mówisz mi, że jestem wspaniała?>>
<<Jesteś też piękna, inteligentna i dowcipna>>
<<I masz naprawdę seksowny tyłek…>>
<<A Ty pewnie chciałbyś go znowu zobaczyć…>>
<<No pewnie!!>> Olga aż zaśmiała się, tyle było entuzjazmu w tej wypowiedzi. Bez wahania zrobiła zdjęcie swoim nagim pośladkom i posłała je Saszy.
<<Wspaniały!! Boski!! Nikt nie ma takiego tyłka jak ty…>>
<<Pochlebca :P>>
<<Ale cieszę się, że ci się podoba>>
<<Czy podoba? Uwielbiam go>>
<<Jest absolutnie doskonały. Następnym razem zajmę się nim dokładniej…>>
<<To znaczy??>>
<<Zobaczysz. Ale na pewno ci się spodoba i będziesz błagała o jeszcze…>>
<<Ja NIE błagam…>>
<<Będziesz, będziesz ;)>>
<<Grozisz mi>>
<<Kochanie, obiecuję ci największą rozkosz jaką można przeżyć podczas seksu>>
<<Wiąże się ona z moim tyłkiem??>>
<<Wiąże się z moimi umiejętnościami zadbania o Twój tyłek>>
<<Chyba musimy to najpierw przedyskutować…>>
<<Co tylko zechcesz>>
<<Poważnie??>>
<<Oczywiście. Nic na siłę. Tylko to, co Tobie się spodoba>>
<<Jesteś kochany>>
<<Chcę, żebyś była szczęśliwa. I żebyś myślała o mnie tylko w samych superlatywach>>
<<Z tym szczęściem to bywa różnie ostatnio…>>
<<Domyślam się, że masz na myśli Maxa>>
<<Owszem. Nie jest zbyt miło ostatnio>>
<<Zostaw go>>
<<Zostaw?? I co zrobię?? Pracujemy razem>>
<<Pomogę ci>>
<<Dziękuję za propozycję…>>
<<Ale nie?>>
<<Nie wiem. Może niedługo coś zmieni się na tyle, że będę w stanie odejść>>
<<Teraz nie jesteś?>>
<<Nie jestem gotowa na tak radykalne kroki…>>
<<To ty musisz wiedzieć. Ale zawsze ci pomogę. Pamiętaj o tym>>
<<Będę. Idę spać. Jutro ciężki dzień przede mną>>
<<Dobrej nocy>>
<<Dobranoc>>

Olga odłożyła telefon pod poduszkę i ułożyła się wygodniej. Sasza jak zwykle poprawił jej nastrój, który miała wyjątkowo parszywy tego wieczora. Tylko on tak potrafił. Nawet nie musiał dzwonić, czy spotykać się. Wystarczyło tych kilka sms’ów i uśmiech sam pojawiał się na jej twarzy. 

            Jednak nie mogła spać. Przewracała się z boku na bok, wspominając chwile z Aleksandrem i ich wspólne rozmowy. Tęskniła za nim. I nieswojo się czuła, tutaj, w tym domu. Sama nie wiedziała dlaczego. Dom jak dom, jego mieszkańcy, no może za wyjątkiem uzbrojonych strażników, też nie byli jakoś specjalnie dziwni czy „inni”. Ale wyczuwała jakiś niepokój, instynkt jej mówił, że powinna być czujna. W końcu, zmęczona własnym kręceniem się, odrzuciła kołdrę i usiadła na łóżku. W pokoju było ciepło, nawet za ciepło i może dlatego nie mogła usnąć. Szybko ubrała pierwszą z brzegu koszulkę, wciągnęła dżinsy i skarpetki, po czym ostrożnie wyszła z sypialni. Długi korytarz wyłożony był miękkim chodnikiem, który dodatkowo tłumił jej kroki, a z zawieszonych na ścianach kinkietów palił się co trzeci. Olga ruszyła przed siebie, w stronę schodów prowadzących na dół, panujący półmrok sprawiał, że była prawie niewidoczna. Zeszła na dół i cicho przeszła przez przestronny hol. Usmanow oprowadził ja po swojej rezydencji, więc z grubsza poznała rozkład pomieszczeń. Nie chciała więc zwiedzać. Była ciekawa jakie sprawy łączą jej szefa z rosyjskim oligarchą. Możliwe, że odpowiedź siedziała zamknięta w czarnej walizeczce, którą miał ze sobą Martom. Była pewna, że obaj panowie właśnie teraz siedzą gdzieś i omawiają jakieś istotne kwestie swoich interesów. A Olga była jeszcze na etapie zbierania informacji o wszystkich i wszystkim. Dlatego teraz, korzystając, że cały dom w zasadzie już spał i unikając kręcących się gdzie niegdzie ochroniarzy, postanowiła nieco poszperać. Na tym piętrze znajdowały się tylko sypialnie gościnne, co już zdążyła sprawdzić. Drugie piętro w całości należało do gospodarza i jego najbliższej rodziny. Z tego, co dowiedziała się od Usmanowa, jego żona i synowie przebywali teraz w Moskwie i nie zamierzali na razie tutaj przyjeżdżać. Dlatego postanowiła, póki co, tam nie wchodzić. Parter był pusty, jeśli nie liczyć kilku ochroniarzy, pomocy kuchennych doprowadzających do porządku wielka kuchnię oraz dwóch chłopaczków „od wszystkiego”, którzy pilnie pastowali buty. Skoro jutro miało być przyjęcie, to Olga domyślała się, że od rana będzie tutaj mnóstwo ludzi oraz ogromny zamęt. Michaił powiedział jej, że wynajął specjalną firmę, która wszystkim się zajmie. Kobieta przeszła przez hol, po drodze zaglądając do kilku pomieszczeń, gdzie mógłby się ktoś schować, żeby spokojnie pogadać. Czyli do biblioteki, kilku gabinetów oraz małego, przytulnego saloniku. Jednak wszystkie te pokoje okazały się puste. W końcu Olga trafiła na schody wiodące do piwnicy budynku. Widziała je już wcześniej, ale Usmanow zignorował je tłumacząc, że tam nie ma nic ciekawego oprócz skrytki na wina. Teraz Olga wcale nie była taka pewna, czy faktycznie nie ma tam nic ciekawego. Tym bardziej, że z dołu sączyła się delikatna poświata świadcząca, że ktoś zapalił tam lampę. Agentka powoli i ostrożnie zeszła na dół i po chwili znalazła się w całkiem przestronnym korytarzu. Ruszyła wzdłuż ściany, jedną ręką dotykając muru, aż natrafiła na lekko uchylone drzwi. Pchnęła je ostrożnie niemal spodziewając się skrzypiącego dźwięku, ale nic się nie wydarzyło. Weszła do pokoju, zamknęła za sobą drzwi i bez namysłu zapaliła lampę. Jej oczom ukazał się średniej wielkości pokój, coś na kształt gabinetu, z małym, zgrabnym biurkiem, na którym stał laptop. Na ścianie po jej prawej ręce znajdowały się przeszklone regały, na których półkach umiejscowione były różne dziwne rzeczy. Dopiero po chwili do Olgi dotarło, że są to różnego rodzaju maski, kryształowe czaszki, jakieś kielichy, skrzyneczki, figurki oraz pełno innych bibelotów, których przeznaczenia nie potrafiła określić. Druga ścianę zajmowały obrazy i obrazki, niektóre wyglądały na dzieło współczesnych malarzy inne, jakby miały z tysiąc lat albo coś koło tego. Część muru zajmowała przeszklona biblioteczka, wypełniona książkami w mniej lub bardziej zniszczonych okładkach. Nad biurkiem wisiała ogromna mapa, zajmująca niemal całą przestrzeń od sufitu do podłogi. Mapa przedstawiała jakieś państwo. A raczej królestwo. Królestwo Majów. Tak głosił napis u dołu. Były na niej pozaznaczane punkty, bez nazw, jedynie z rozkładu równoleżników i południków można było się dowiedzieć ich lokalizacji. Całość sprawiała bardzo przytłaczające wrażenie, jakby w powietrzu wisiała jakaś nienazwana moc. Moc, która odbierała oddech. Siła, która sprawiała, że nie chciało się tutaj być. Oszołomiona Olga czym prędzej wycofała się z tego dziwnego pokoju, mało ostrożnie, ale chęć wyjścia przytłumiła inne instynkty. Dopiero na korytarzu głębiej odetchnęła i dopiero wtedy wróciła jej jasność myślenia. Kobieta potrząsnęła głową, żeby pozbyć się tej ciężkości, która nagle ją opanowała, po czym ruszyła dalej. Szła cicho, wokół też panowała cisza absolutna, więc bez problemu dotarł do niej odgłos rozmowy. Podeszła bliżej kierując się słuchem i faktycznie, w niewielkim pokoju na końcu ktoś był. Rozpoznała Martoma i Usmanowa. Rozmawiali po rosyjsku, półgłosem i Olga musiała podejść znaczniej bliżej niż chciała oraz bardzo się skupić, żeby zrozumieć co mówią.
- Naprawdę tak ci rzucają kłody pod nogi? – to była Martom.
- Jak diabli – odpowiedział mu Usmanow. – Kłody to zresztą mało powiedziane. Wiesz, że to nie tylko moje hobby. To… część mnie. Prowadzę badania, zbieram dowody, a oni swoje – w głosie mężczyzny zabrzmiał gniew. – Że to tylko legendy, że mało naukowe… - przedrzeźniał. – Tacy z nich naukowcy jak z koziej dupy trąba! Jeszcze zobaczą! Przyjdzie taki moment, że będą mnie błagać! Że będą skamleć o wgląd w moje zbiory!
- Na pewno – odpowiedział mu Martom z pełnym przekonaniem. – Na pewno, Michaił.
- Dobrze, że ty we mnie wierzysz, przyjacielu…
- Zawsze. A rząd?
- Stwierdził, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż poszukiwania Kryształowej Czaszki…
- Debile – sarknął James. – Po prostu debile. Jeszcze im pokażesz. Będą skamleć.
- Pokażę. I będą. Znajdę ją, James. Zobaczysz, że znajdę. I wtedy pożałują…
- Oczywiście, że znajdziesz… - Olga przewróciła oczyma słysząc ten ton. Kółko wzajemnej adoracji prychnęła w myślach. Gadali od rzeczy i agentka podejrzewała, że wlali w siebie sporo alkoholu od kolacji. Tak nawiedzonej dyskusji jeszcze nie słyszała.
- Tylko jest to cholernie wkurzające – dodał Usmanow. – Ale muszą się ze mną liczyć, bo mam w garści trochę zbrojeniówki i wgląd w kilka sekretów…
- Z tymi sekretami uważaj – przestrzegł go Martom. – Wiesz, że martwi nie zdradzają tajemnic…
- Spokojnie – zaśmiał się Michaił. – Ja zdradzę. Jestem przygotowany na taką ewentualność i oni dobrze o tym wiedzą…
- Uspokoiłeś mnie – Olga usłyszała ciche skrzypnięcie, jakie wydają z siebie prostujące się sprężyny siedziska. Najwyraźniej jej szef wstał z fotela. – Uch, chyba przesadziłem z twoją nalewką… Pora spać.
- Długi dzień?
- Nawet nie wiesz jak bardzo… - rozległo się szuranie, stukanie i brzęczenie szklanek, więc Olga błyskawicznie wykonała w tył zwrot i już po chwili była na schodach. Zanim mężczyźni opuścili salonik, ona była już na piętrze i znikała w swoim pokoju. Nie była jakoś przesadnie zdenerwowana, serce nie biło jej szaleńczo. Była raczej zaciekawiona i tylko nieco zaniepokojona. Ale raczej groźbami zawartymi w wypowiedziach Usmanowa i Martom niż tym pseudo-naukowym bełkotem.  Nie wierzyła w legendy i mity, w cudowną moc artefaktów ani działalność sił nieczystych. Uważała, że za wszystko odpowiedzialni są ludzie i wyeliminowanie tych złych jednostek uchroni te dobre. I właśnie ona była od tego eliminowania. Sposób był mało istotny. Kobieta szybko rozebrała się z ciuchów i weszła pod kołdrę. Teraz czuła prawdziwe zmęczenie i zamierzała w końcu odpocząć. Bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie kolejny dzień.

11 grudnia 2015

Rozdział 53

            Kiedy Olga obudziła się rano, Maxa już w łóżku nie było. Leżała przez chwilę nieruchomo, usiłując ułożyć sobie w głowie ostatnie wydarzenia i powzięte decyzje, ale po chwili dała spokój. Tu już nie było nad czym myśleć i nad czym się zastanawiać. Klamka zapadła. Pozostało jej tylko się dostosować. Nigdy nie umiała mu się przeciwstawić. Ani oprzeć. Nawet, kiedy ją krzywdził. Zza ściany dobiegł ją szum głosów, nie rozróżniała kto z kim rozmawia, ani tym bardziej słów, ale założyła, że to Max z Robertem. Skrzywiła się z niechęcią. Brat Maxa jakoś nie przypadł jej do gustu. Wydawał się śliski, niczym wąż. Banalne porównanie, ale wyjątkowo prawdziwe. W dodatku traktował ją dość protekcjonalnie, ale Olga bardzo tego nie lubiła. Ale chęć wypicia kawy sprawiła, że jednak postanowiła wstać. Z pokoju wyszła po cichu i równie po cichu udała się w stronę kuchni. Czyli tak naprawdę do pomieszczenia obok. Głosy stały się wyraźniejsze i faktycznie, to Max i Robert rozmawiali.
- I co masz zamiar teraz zrobić? – to pytanie zadał Robert i Olga zatrzymała się w pół kroku. Była ciekawa o czym mężczyźni rozmawiają.
- Teraz czekam na telefon – usłyszała Maxa.
- A jak nie zadzwoni?
- Zadzwoni, bez obaw. Zaproponowałem mu naprawdę korzystne warunki…
- Korzystne warunki? Brzmisz jak biznesmen…
- W pewnym sensie to jest biznes – Olga usłyszała szuranie odsuwanego krzesła, więc błyskawicznie cofnęła się do drzwi pokoju. Zrobiła to w samą porę, bo w progu kuchni stanął Max. Olga, trzymając rękę na klamce, ziewała szeroko, ale przerwała na widok męża. Który uśmiechał się lekko. – Wstałaś? – nie wyglądał na zaniepokojonego jej widokiem, ale przez moment dostrzegła cień niepokoju w jego oczach. Pewnie zastanawiał się, czy faktycznie dopiero co wyszła, czy może coś słyszała. Bo ta rozmowa na pewno nie była przeznaczona dla jej uszu.
- Kawy – jęknęła w odpowiedzi, ignorując alarm w głowie. – Królestwo za kawę! – wkroczyła do kuchni, nieco szurając kapciami.
- Kawa jest w dzbanku, częstuj się – Robert podniósł się z krzesła. Był w garniturze i krawacie. Wyglądał, jakby właśnie miał wychodzić do pracy. – Muszę iść. Bawcie się dobrze – z tymi słowami skinął im głową, zabrał teczkę i po chwili już go nie było.
- Czym zajmuje się Robert? – Olga nalała sobie kawy i usiadła na krześle.
- Importem i exportem win – wyjaśnił bez oporów Max. – To dobra przykrywka, usprawiedliwia częste wyjazdy oraz wszystko, co związane z transportem i przewozem przez granice.
- Fajnie – mruknęła. – Co dalej?
- Na razie poczekamy na informacje od Martoma – Max też usiadł. – Zdałem mu raport, zobaczymy co powie. Powrót do Paryża mamy na razie odcięty, pytanie co z  mieszkaniem w Zurychu…
- Mam nadzieję, że nie jest spalone. Mimo wszystko, włożyłam trochę wysiłku, żeby je urządzić. I nawet je lubię.
- Olga… - Max nie podjął tematu. – Co do wczorajszej rozmowy…
- Dość! – przerwała mu gwałtownie. – Koniec rozmów. Nie będziemy więcej do tego wracać. Znasz moje stanowisko i wiesz, co robić – dopiła kawę i wstała. – Chciałabym przez ten czas po prostu odpocząć.  

            Martom odezwał się dwie godziny później. Pochwalił za znalezienie przecieku, odzyskanie programów wraz z niedopuszczeniem do ich sprzedaży oraz za zlikwidowanie Fiodorowa. Chociaż tu był znacznie mniej zachwycony, może dlatego, że teraz część jego ludzi będzie chodziła samopas. Olga była odmiennego zdania. Była pewna, że nikt z tej grupy nie będzie długo chodził po ulicach, bo Sasza się tym zajmie. W końcu to byli jego przeciwnicy, nie ich. Ale nie powiedziała tego głośno, bo dobrze wiedziała, kiedy trzymać język za zębami.
- Dobrze, skoro już jesteście w Berlinie, możecie się do czegoś przydać – kontynuował ich szef tę pouczającą pogadankę. – Prześlę wam kilka informacji, które trzeba sprawdzić. Pomożecie też Donnovanowi, ma jeden dość istotny problem… Skontaktuję się z nim i powiem, że będziecie działać na jego terenie… - Martom rozłączył się bez pożegnania, jak zwykle zresztą. Nieco zaskoczona Olga spojrzała na Maxa. Nie podobał jej się pomysł, żeby zostać tutaj dłużej. Zwłaszcza w towarzystwie i mieszkaniu Roberta. Miała nadzieję, że szybko stąd wyjadą, ale rozkaz Martoma był jednoznaczny: zostajecie.

            Kilka następnych tygodni Olga i Max spędzili w Berlinie i jego okolicach. Wykonywali zadania od Martoma, polegające głównie na sprawdzaniu, czy zdobyte przez innych agentów informacje są prawdziwe. Albo wykonując „drobne prace zlecone” jak to ironicznie określił Doherty. Nie podobało mu się, że zostali odsunięci od  większych zadań. To, co robili w tej chwili z powodzeniem wykonałby pierwszy lepszy adept akademii. Olga nie narzekała. Miała okazję nieco odpocząć i zresetować umysł. Nadal była zła na swojego męża, ale te zachowywał się bez zarzutu i ten gniew powoli jej mijał. A już na pewno nie był tak zapiekły jak na początku. Co prawda, zdarzyło mu się wychodzić wieczorami, czy w ciągu dnia, ale przestała już na to zwracać uwagę. Tym bardziej, że resztę wolnego czasu poświęcał tylko jej (no dobrze, Robertowi również) i był naprawdę uroczy i miły. Więc znów dała się uwieść. Co nie znaczy, że tak całkiem straciła instynkt samozachowawczy. W dodatku utrzymywała regularny kontakt z Aleksandrem. Darylev pisał do niej, na przemian czułe i śmieszne, wiadomości, dzielił się swoimi myślami i prawił komplementy sprawiając, że zaczęła czuć się całkiem znośnie. Nigdy nie uważała siebie za piękność, czy kobietę od której facet nie może oderwać wzroku, a tu okazało się, że jednak może być obiektem pożądania mężczyzny, który nie przebywa z nią na co dzień. I który marzy, żeby znów się z nią kochać. Oprócz subtelnych aluzji potrafili pisać do siebie całkiem sprośne sms’y, co Olgę na początku nieco śmieszyło, ale potem nawet się spodobało.

            W końcu okazało się, że odpokutowali swoje winy i Martom łaskawie dał im większe zadanie. A konkretnie, oznajmił, że mają czekać na niego na lotnisku, gdzie przesiądą się do innej, prywatnej maszyny i polecą z nim jako obstawa.
- Kurwa, zredukował nas do ochroniarzy! – Max wściekł się na tą wiadomość.
- Daj spokój – Olga przerwała na moment pakowanie torby i spojrzała na niego z politowaniem.
- Jakie: daj spokój? – zirytował się w odpowiedzi. – Najlepszych agentów jako obstawa?? Tak się nie robi!
- Może właśnie dlatego, że jesteśmy najlepsi to chce, żebyśmy właśnie my z nim polecieli – zasugerowała, chociaż wierzyła w to średnio. Jej też pachniało to „karą”.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Ale skoro nie wiemy, o co mu chodzi, to po prostu pracujmy jak zwykle. Reszta się okaże…

            Agenci czekali na swojego szefa dokładnie w umówionym miejscu i oznaczonej godzinie. Martom był punktualny aż do przesady. Teraz też nie spóźnił się ani minuty, zjawił się w terminalu dokładnie o czasie. Miał ze sobą niewielką torbę na podręczny bagaż oraz małą, czarną walizkę, zamykaną na szyfrowy zamek i dodatkowo na małą kłódkę. Olga nie skomentowała tego, ale zaczęła się zastanawiać, co też cennego w niej przewozi, skoro aż tak ją zabezpieczył przed niepożądanym otwarciem.

Okazało się, że na bocznym pasie lotniska czekał już na nich mały, prywatny samolot. Pilot i stewardesa przywitali ich na pokładzie dość oszczędnie, ona zaproponowała coś do picia, a on od razu udał się do kabiny, żeby przygotować maszynę do startu. Pół godziny później kołowali po pasie, żeby po chwili wzbić się w powietrze. Olga nie przepadała za lataniem. Męczyła ją ograniczona przestrzeń oraz świadomość, że w razie jakiś niespodziewanych okoliczności nic nie będzie mogła zrobić. Max nie miał takich problemów, najpierw konferował z Martomem, a potem poszedł spać. Olga półleżała z zamkniętymi oczyma, nie miała ochoty na pogawędki ze swoim szefem, ale i tak wiedziała, że zbytnio nie odpocznie. Lot trwał kilka godzin, a kiedy w końcu samolot wylądował, oczom agentów ukazało się niewielkie, prywatne lotnisko, na którym już czekał na nich samochód. Okazały SUV.

            Olga wysiadła z auta i rozejrzała się z ciekawością dookoła. Stali na żwirowanym podjeździe, tuż przed szerokimi schodami prowadzącymi do okazałej rezydencji. Prawdziwy lokaj w prawdziwej liberii gestem zaprosił całą trójkę do środka, a trzech chłopaczków zabrało ich bagaże. Wchodząc, zostali dokładnie sprawdzeni i pomimo protestów Olgi, musieli oddać broń.
- Kto tu mieszka? – wysyczała zła Olga, która nie lubiła rozstawać się ze swoim Sig’iem.
- Wszystkiego się dowiecie – odparł Martom, po czym uśmiechnął się szeroko i wyciągnął ręce w geście powitania w stronę nadchodzącego z głębi domu mężczyzny. Facet był postawny, dobrze zbudowany, miał całkiem dobroduszny uśmiech i siwe włosy. Ale spojrzenie miał ostre i czujne. I Olga nie wątpiła, że potrafił być bezwzględny. – Witaj, Michaił – odezwał się po rosyjsku.
- Witaj, James – mężczyzna odpowiedział mu w tym samym języku. – Miło, że w końcu znalazłeś czas, żeby odwiedzić starego przyjaciela – przeszedł na angielski, może dlatego, że agenci stali z minami sugerującymi, że nic nie rozumieją. Olga nie rozumiała, owszem, ale sytuacji, a nie języka.
- Wiesz, jak jest – zaśmiał się Martom, kiedy skończyli się ściskać. – Praca, praca i jeszcze raz praca.
- Znów to stare, dobrze znane usprawiedliwienie. Wiesz, że go nie przyjmuję?
- Wiem, wiem – pokiwał głową szef Ósemki.
- Kogo tym razem przywiozłeś? – baczne spojrzenie otaksowało stojących z boku agentów.
- To moi najlepsi ludzie – wyjaśnił Martom. – Olga Lenkov i Max Doherty – przedstawił ich, a Michaił uścisnął im dłonie. Olgi trochę dłużej, niż wypadało przy pierwszym spotkaniu. – Poznajcie, to mój stary przyjaciel, Michaił Usmanow – dokończył prezentację.
- Zjawiliście się w odpowiednim momencie – Usmanow poprowadził ich w stronę klasycznie urządzonego salonu. – Jutro wydaję małe przyjęcie dla moich partnerów biznesowych, poznacie naprawdę dużo wpływowych osób…
- To się znakomicie składa, bo mam kilka interesów do omówienia – Martom najwyraźniej się ucieszył.

- Iwan zaprowadzi was do waszych pokoi – Usmanow zwrócił się teraz bezpośrednio do agentów. – Odświeżcie się i zapraszam na kolację. A ciebie, mój drogi, na drinka – z tymi słowami skinął im głową i pociągnął Martom’a w stronę najbliższych zamkniętych drzwi. 

4 grudnia 2015

Rozdział 52

            Kilka godzin później Olga, ubrana w grubą bluzę, siedziała na balkonie i drobnymi łykami piła owocową herbatę. Była sama, Max i Robert nadal rozmawiali, a ona nie miała ochoty ich słuchać. Nadal była zaskoczona. Że jej mąż ma brata. Nigdy o nim nie mówił, nawet słowem. Po głębszym zastanowieniu Olga doszła do wniosku, że tak naprawdę niewiele wie o jego rodzinie i przeszłości. Tylko to, co sam jej napomknął, a było tego strasznie mało. Może to był jej błąd, że nigdy nie pytała ani nie naciskała. I teraz właśnie widziała tego efekty. Kobieta wpatrywała się w ciemność podwórka kamienicy i chociaż była zmęczona po podróży, nie chciało jej się wracać do środka. Chwilę później na balkonie pojawił się Max. Trzymał w ręce butelkę piwa i bez wahania usiadł obok niej na niskiej ławeczce.
- Nigdy nie mówiłeś, że masz brata… - zaczęła Olga po minucie milczenia.
- Jakoś nie było okazji…
- Nie było okazji? – zadrwiła. – Raczej nie chciałeś.
- Może… - wzruszył ramionami. – Robert jest moim przyrodnim bratem – zaczął nagle wyjaśniać. – Kiedy moim rodzice się rozwiedli, matka poznała jakiegoś palanta… Efektem ich krótkiego romansu jest właśnie Robert. Facet dał mu nazwisko i się zmył. Matka go nie szukała, uznała, że nie jest tego wart. Po jej śmierci załatwiłem Robertowi rodzinę zastępczą. A potem wciągnąłem do Firmy…
- Robert pracuje dla CIA? – w głosie Olgi zabrzmiało zaskoczenie. Tego to już w ogóle się nie spodziewała.
- Tak. Zbiera informacje, organizuje transporty, przeprowadza ludzi przez granicę, zaopatruje naszych w sprzęt…
- Logistyk? – zakpiła, ale delikatnie.
- Można tak powiedzieć – Max uśmiechnął się lekko, zobaczyła to w nikłym poblasku padającym z zasłoniętego okna. – Ważna funkcja, ale nie narażasz tak zdrowia i życia. Ma dobrą przykrywkę, niezłe wyniki i ogólnie daje radę…
- Opiekujesz się nim na odległość… - domyśliła się.
- Czuwam z daleka – mruknął. – Mam nadzieję, że go polubisz…
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Dopiero go poznałam, prawie z nim nie rozmawiałam, więc trudno mi powiedzieć.
- Ale postarasz się?
- Mogę spróbować.
- Olga… - westchnął.
- Co? Czego się spodziewałeś? Że rzucę mu się na szyję z zachwytem?
- Kiedyś to mi się rzucałaś na szyję z zachwytem… - zwrócił jej uwagę, nieco melancholijnie.
- To wcale nie było tak dawno temu – zauważyła.
- Nie było – przyznał. – Tylko…
- Tylko co? – przerwała mu cierpko. – Przestałam ci wystarczać?
- Wiesz, ja chyba nie jestem monogamistą… - zignorował jej pytanie. Tak naprawdę nie było na nie dobrej odpowiedzi.
- I teraz doszedłeś do tego wniosku? – znów drwina. To była jej najlepsza broń. Żeby nie zacząć płakać, żeby nie pokazać jak bardzo ją zranił i jak bardzo wciąż jej zależy.
- Wciąż cię kocham – odparł. – Ale nie potrafię… - zawahał się. – …być ci wiernym – dokończył. – Wiem, że tego oczekujesz i masz do tego prawo. W końcu jesteśmy małżeństwem – Olga słuchała go w milczeniu, nie dając nic po sobie poznać. – Te wszystkie kobiety nic dla mnie znaczą, to tylko seks, nic więcej…
- Gadasz jak typowy mąż przyłapany na zdradzie – powiedziała, bo zamilkł. – Kocham cię, ale pieprzę inne – zadrwiła. – Tak to działa?
- Wiem, że cię zraniłem…
- Gówno wiesz – przerwała mu. – Podejrzewałam od dłuższego czasu, ale nic z tym nie robiłam. Chyba bałam się zapytać. A raczej bałam się odpowiedzi. Dopiero jak zobaczyłam ciebie… ciebie i Jacqueline…
- Przepraszam – dotknął jej dłoni.
- Przepraszasz, że to widziałam, a nie że to zrobiłeś – nie odsunęła się, ani nie zabrała ręki.
- Nie chciałem tego. Myślałem, że tak jest dobrze…
- Dobrze? – zdziwiła się. – W sensie, że masz żonę, ciepłe łóżko, razem pracujemy, a te podrywki to tylko rozrywka?
- Są rzeczy, których z żonami się nie robi…
- No jasne – Olga klepnęła się w czoło. – Z żonami się zabija!
- Kochanie, nie demonizuj – zaprotestował. – Jakoś do tej pory nie było to dla ciebie problemem…
- I nadal nie jest – prychnęła. – Jestem profesjonalistką, potrafię oddzielić te dwie sprawy.
- Wiem – westchnął Max. – Co dalej? Myślałaś nad tym?
- Bezustannie – mruknęła, jeszcze mocniej ściskając trzymany w dłoniach kubek. Bała się, że jeśli go odstawi, to rozpadnie się na kawałki. To była prawda. Myślała o tym cały czas.
- Tak sądziłem… Nie zostawisz tak tego, prawda?
-  A czego ode mnie oczekujesz? – w jej głosie pojawiła się agresja. – Że powiem: ach, w porządku, kochanie! Nie mam nic przeciwko!
- Właśnie coś takiego przyszło mi do głowy…
- Co??? – Olga poderwała się gwałtownie, aż zimna już herbata wychlusnęła z kubka i rozchlapała się na płytkach balkonu. – Powiedz, że żartujesz! - Max pokręcił głową i też wstał. - Powiedz! – zażądała. Kiedy milczał, patrząc na nią i nie wykonując żadnego gestu, zrozumiała. On naprawdę tego chciał. Chciał mieć ją i wszystkie inne kobiety. Mało tego! Chciał, żeby się na to zgodziła! Żeby to zaakceptowała i żeby wiedziała. Żeby nie musiał się ukrywać i kombinować. – Zostaw mnie samą! – warknęła.
- Olga…
- Wyjdź! Chcę być sama! – odwróciła się tyłem i oparła o barierkę. Już po chwili usłyszała dźwięki, świadczące, że Max spełnił jej życzenie. Została sama. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na łzy.

            Olga siedziała na balkonie mieszkania Roberta niemal do świtu. Było jej zimno i niewygodnie. Ale nie miała najmniejszej ochoty wracać do środka. Wiedziała, że zarówno Max, jak i jego brat też nie śpią. Ale miała to gdzieś. Cały czas intensywnie myślała o słowach swojego męża. To, co jej zaproponował… To było okropne. Wiedziała, że jeśli zgodzi się na taki układ, już na zawsze podepta swoją dumę. Miała ochotę zadzwonić do Aleksandra i opowiedzieć mu o wszystkim, ale wiedziała, że to byłoby najgorsze posunięcie z możliwych. Sasza wściekłby się nieziemsko i kto wie, czy nie wytłumaczyłby Maxowi ręcznie, jak niestosowna była jego propozycja. Poza tym, Olga chciała tą decyzję podjąć sama. To było jej życie i to ona musiała o nim decydować. I ponosić tego konsekwencje. Jej samotność przerwało pojawienie się Roberta. Szczerze, akurat jego Olga w ogóle się nie spodziewała.
- Mogę? – zapytał, stając obok zajmowanej przez nią ławeczki i opatulając się mocniej grubą bluzą.
- To twoje mieszkanie – wzruszyła ramionami.
- Ale jesteś moim gościem i chcę, żebyś się tutaj dobrze czuła – przysiadł obok niej. – Nie mieliśmy okazji do tej pory się poznać. Nie wiedziałem, że Max ma żonę. W dodatku taką piękną… - Olga uniosła lekko brwi na te słowa.
- To miałeś niezłą niespodziankę – prychnęła. – Czyli nic nowego, jeśli chodzi o Maxa – dodała złośliwie.
- Chyba przesadzasz…
- Chyba go bronisz – zripostowała. – Ale nie dziwię się. Kiedy się go rzadko widzi, człowiek odnosi wrażenie, że jest uroczy. I czarujący. I naprawdę potrafi taki być…
- Znam mojego brata – zaprotestował, z urazą w głosie Robert. – Nie jest złym człowiekiem.
- Oczywiście, że nie jest – zakpiła. – Jest… - zaczęła, ale widząc minę Donnovan’a, urwała. – Tak, zapewne masz rację – dokończyła, po sekundzie wahania. Już wiedziała, że Robert, ślepo wpatrzony w eksportową wersję Max’a, nie da sobie nic powiedzieć. A już zwłaszcza nie uwierzy jej, kobiecie, która przebywała z nim na co dzień.
- Znam go – powtórzył Robert. Chyba nie wyczuł ironii. – Skoro mi nie powiedział, widocznie miał dobry powód. Może się bał, że będę odwodził go od tego pomysłu…
- Max? Bał się ciebie? – Olga poczuła, że zaraz wybuchnie śmiechem. Max nie bał się nikogo, a opinie innych ludzi miał w głębokim poważaniu.
- Może to dla ciebie dziwne, ale Max zawsze liczył się z moim zdaniem – rzucił dumnie Robert. – Ale wiadomo, brat to rodzina, a żona… - zawiesił głos.
- Tak, tak – mruknęła kobieta, zastanawiając się, czy już zwariowała, czy raczej otoczenie było dziwne. – Żona rzecz nabyta… Nie obraź się Robert, ale chciałabym zostać sama…
- Jasne, nie ma sprawy – Donnovan wstał. – Chciałem ci tylko powiedzieć, że bez względu na to, co między wami zaszło… To na pewno Max działał w dobrej wierze. Kocha cię przecież i na pewno nie chciał sprawić ci przykrości – Robert wszedł do mieszkania, zostawiając osłupiałą Olgę samą.

            Świtało, kiedy na balkon wyszedł Max. Widać było, że jest cholernie niewyspany, ale humor miał znakomity. W przeciwieństwie do Olgi, która nie dość, że niewyspana, to jeszcze była bardziej przygnębiona niż kiedy przyjechali.
- Kochanie, nie uważasz, że dość tego siedzenia w tym zimnie? – stanął obok i przypatrywał jej się przez chwilę. – Wiem, że chcesz być sama i że chcesz pomyśleć, ale nabawienie się zapalenia płuc to chyba nie jest dobry pomysł…
- Nic mi nie będzie – mruknęła, ale wstała. Dopiero teraz poczuła zmęczenie. I że faktycznie jest cholernie zimno.
- Może i nie, ale wolałbym tego nie sprawdzać – objął ją ramieniem i pociągnął do środka. – Chodź, Robert przygotował nam gościnną sypialnię.
- Jaki on miły…
- Chyba cię polubił…
- Na pewno – zakpiła. Weszli do mieszkania i Max zaprowadził ja do pokoju, o którym wspominał. Faktycznie, jedno z pomieszczeń wyglądało jak typowa gościnna sypialnia: na całe wyposażenie składało się tylko łóżko i wielka szafa.
- Wątpisz w to?
- Jakoś nie mam przekonania…
- Kochanie – weszli do pokoju i Max podał Oldze czysty ręcznik oraz jakieś ciuchy do przebrania. – Chciałabym, żebyś spróbowała go polubić. To mój brat…
- Wiesz… - Olga spojrzała na niego z namysłem. – Myślę, że nie jesteś w dobrej pozycji do negocjacji. Gdzie łazienka? – zmieniła temat. Mężczyzna wskazał jej, gdzie ma iść, więc po chwili zniknęła za drzwiami. Wróciła jakieś pół godziny później, wykąpana i odświeżona, i od razu wskoczyła pod kołdrę. Max już leżał w łóżku i czekał na nią. Z prostego powodu: wciąż nie otrzymał odpowiedzi na swoją propozycję. Olga ułożyła się wygodnie i z westchnieniem zamknęła oczy. Potrzebowała snu, zdecydowanie.
- Olga… - usłyszała cichy głos tuż przy swoim uchu. – Czy…
- Tak, Max – odparła, nawet nie podnosząc powiek. – Myślałam… I nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego – usiadła gwałtownie i popatrzyła na niego. – Nie potrafię, rozumiesz? Gdyby zdarzyło się raz… Nawet bym zrozumiała. W zasadzie jestem w stanie zrozumieć, że zdradzasz mnie notorycznie. Przy każdej możliwej okazji. Masz charakter zdobywcy… mnie już zdobyłeś – uśmiechnęła się smutno. – Trudno mi się z tym pogodzić, ale wiem, że taki już jesteś. Co najdziwniejsze, wciąż cię kocham… - Olga zacisnęła powieki, chcąc z całej siły powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Udało jej się, bo kiedy je otworzyła, jej oczy były suche i bardzo smutne. Odetchnęła głęboko i z powrotem schowała się pod kołdrą. – Nie chcę o niczym wiedzieć, Max. O niczym…


            Max leżał nieruchomo i wpatrywał się w sufit. Olga obok spała, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie ruszała się i oddychała spokojnie, ale dobrze wiedział, że to akurat o niczym nie świadczy. Myślał nad jej słowami. W zasadzie, dała mu przyzwolenie. I ostrzeżenie: miał być dyskretny. Jeśli znów zaliczy taką głupią wtopę, to najprawdopodobniej nie skończy się na ciosie w szczękę. To, co jej powiedział, było prawdą. Dziwne, ale tym razem był szczery wobec niej. Kochał ją. Ale nie potrafił zapomnieć o innych kobietach i odmówić sobie tych chwil przyjemności. Czasami perwersyjnej przyjemności, bo wiedział, że Olga nie zgodziłaby się na jego niektóre łóżkowe eksperymenty. Dlatego postanowił być ostrożny. Bardzo ostrożny. Tym bardziej, że miał kilka planów, które tej ostrożności bardzo wymagały.