Kiedy
Olga obudziła się rano, Maxa już w łóżku nie było. Leżała przez chwilę
nieruchomo, usiłując ułożyć sobie w głowie ostatnie wydarzenia i powzięte
decyzje, ale po chwili dała spokój. Tu już nie było nad czym myśleć i nad czym
się zastanawiać. Klamka zapadła. Pozostało jej tylko się dostosować. Nigdy nie
umiała mu się przeciwstawić. Ani oprzeć. Nawet, kiedy ją krzywdził. Zza ściany
dobiegł ją szum głosów, nie rozróżniała kto z kim rozmawia, ani tym bardziej
słów, ale założyła, że to Max z Robertem. Skrzywiła się z niechęcią. Brat Maxa
jakoś nie przypadł jej do gustu. Wydawał się śliski, niczym wąż. Banalne
porównanie, ale wyjątkowo prawdziwe. W dodatku traktował ją dość
protekcjonalnie, ale Olga bardzo tego nie lubiła. Ale chęć wypicia kawy
sprawiła, że jednak postanowiła wstać. Z pokoju wyszła po cichu i równie po
cichu udała się w stronę kuchni. Czyli tak naprawdę do pomieszczenia obok.
Głosy stały się wyraźniejsze i faktycznie, to Max i Robert rozmawiali.
- I co masz zamiar teraz zrobić? – to
pytanie zadał Robert i Olga zatrzymała się w pół kroku. Była ciekawa o czym
mężczyźni rozmawiają.
- Teraz czekam na telefon – usłyszała
Maxa.
- A jak nie zadzwoni?
- Zadzwoni, bez obaw. Zaproponowałem mu
naprawdę korzystne warunki…
- Korzystne warunki? Brzmisz jak
biznesmen…
- W pewnym sensie to jest biznes – Olga
usłyszała szuranie odsuwanego krzesła, więc błyskawicznie cofnęła się do drzwi
pokoju. Zrobiła to w samą porę, bo w progu kuchni stanął Max. Olga, trzymając
rękę na klamce, ziewała szeroko, ale przerwała na widok męża. Który uśmiechał
się lekko. – Wstałaś? – nie wyglądał na zaniepokojonego jej widokiem, ale przez
moment dostrzegła cień niepokoju w jego oczach. Pewnie zastanawiał się, czy
faktycznie dopiero co wyszła, czy może coś słyszała. Bo ta rozmowa na pewno nie
była przeznaczona dla jej uszu.
- Kawy – jęknęła w odpowiedzi,
ignorując alarm w głowie. – Królestwo za kawę! – wkroczyła do kuchni, nieco
szurając kapciami.
- Kawa jest w dzbanku, częstuj się –
Robert podniósł się z krzesła. Był w garniturze i krawacie. Wyglądał, jakby
właśnie miał wychodzić do pracy. – Muszę iść. Bawcie się dobrze – z tymi
słowami skinął im głową, zabrał teczkę i po chwili już go nie było.
- Czym zajmuje się Robert? – Olga
nalała sobie kawy i usiadła na krześle.
- Importem i exportem win – wyjaśnił
bez oporów Max. – To dobra przykrywka, usprawiedliwia częste wyjazdy oraz
wszystko, co związane z transportem i przewozem przez granice.
- Fajnie – mruknęła. – Co dalej?
- Na razie poczekamy na informacje od
Martoma – Max też usiadł. – Zdałem mu raport, zobaczymy co powie. Powrót do
Paryża mamy na razie odcięty, pytanie co z mieszkaniem w Zurychu…
- Mam nadzieję, że nie jest spalone.
Mimo wszystko, włożyłam trochę wysiłku, żeby je urządzić. I nawet je lubię.
- Olga… - Max nie podjął tematu. – Co
do wczorajszej rozmowy…
- Dość! – przerwała mu gwałtownie. –
Koniec rozmów. Nie będziemy więcej do tego wracać. Znasz moje stanowisko i
wiesz, co robić – dopiła kawę i wstała. – Chciałabym przez ten czas po prostu
odpocząć.
Martom odezwał się dwie godziny
później. Pochwalił za znalezienie przecieku, odzyskanie programów wraz z
niedopuszczeniem do ich sprzedaży oraz za zlikwidowanie Fiodorowa. Chociaż tu
był znacznie mniej zachwycony, może dlatego, że teraz część jego ludzi będzie
chodziła samopas. Olga była odmiennego zdania. Była pewna, że nikt z tej grupy
nie będzie długo chodził po ulicach, bo Sasza się tym zajmie. W końcu to byli
jego przeciwnicy, nie ich. Ale nie powiedziała tego głośno, bo dobrze
wiedziała, kiedy trzymać język za zębami.
- Dobrze, skoro już jesteście w
Berlinie, możecie się do czegoś przydać – kontynuował ich szef tę pouczającą
pogadankę. – Prześlę wam kilka informacji, które trzeba sprawdzić. Pomożecie
też Donnovanowi, ma jeden dość istotny problem… Skontaktuję się z nim i powiem,
że będziecie działać na jego terenie… - Martom rozłączył się bez pożegnania,
jak zwykle zresztą. Nieco zaskoczona Olga spojrzała na Maxa. Nie podobał jej
się pomysł, żeby zostać tutaj dłużej. Zwłaszcza w towarzystwie i mieszkaniu
Roberta. Miała nadzieję, że szybko stąd wyjadą, ale rozkaz Martoma był
jednoznaczny: zostajecie.
Kilka
następnych tygodni Olga i Max spędzili w Berlinie i jego okolicach. Wykonywali
zadania od Martoma, polegające głównie na sprawdzaniu, czy zdobyte przez innych
agentów informacje są prawdziwe. Albo wykonując „drobne prace zlecone” jak to
ironicznie określił Doherty. Nie podobało mu się, że zostali odsunięci od większych zadań. To, co robili w tej chwili z
powodzeniem wykonałby pierwszy lepszy adept akademii. Olga nie narzekała. Miała
okazję nieco odpocząć i zresetować umysł. Nadal była zła na swojego męża, ale
te zachowywał się bez zarzutu i ten gniew powoli jej mijał. A już na pewno nie
był tak zapiekły jak na początku. Co prawda, zdarzyło mu się wychodzić
wieczorami, czy w ciągu dnia, ale przestała już na to zwracać uwagę. Tym
bardziej, że resztę wolnego czasu poświęcał tylko jej (no dobrze, Robertowi
również) i był naprawdę uroczy i miły. Więc znów dała się uwieść. Co nie
znaczy, że tak całkiem straciła instynkt samozachowawczy. W dodatku utrzymywała
regularny kontakt z Aleksandrem. Darylev pisał do niej, na przemian czułe i
śmieszne, wiadomości, dzielił się swoimi myślami i prawił komplementy
sprawiając, że zaczęła czuć się całkiem znośnie. Nigdy nie uważała siebie za
piękność, czy kobietę od której facet nie może oderwać wzroku, a tu okazało
się, że jednak może być obiektem pożądania mężczyzny, który nie przebywa z nią
na co dzień. I który marzy, żeby znów się z nią kochać. Oprócz subtelnych
aluzji potrafili pisać do siebie całkiem sprośne sms’y, co Olgę na początku nieco
śmieszyło, ale potem nawet się spodobało.
W
końcu okazało się, że odpokutowali swoje winy i Martom łaskawie dał im większe
zadanie. A konkretnie, oznajmił, że mają czekać na niego na lotnisku, gdzie
przesiądą się do innej, prywatnej maszyny i polecą z nim jako obstawa.
- Kurwa, zredukował nas do ochroniarzy!
– Max wściekł się na tą wiadomość.
- Daj spokój – Olga przerwała na moment
pakowanie torby i spojrzała na niego z politowaniem.
- Jakie: daj spokój? – zirytował się w
odpowiedzi. – Najlepszych agentów jako obstawa?? Tak się nie robi!
- Może właśnie dlatego, że jesteśmy
najlepsi to chce, żebyśmy właśnie my z nim polecieli – zasugerowała, chociaż
wierzyła w to średnio. Jej też pachniało to „karą”.
- Naprawdę w to wierzysz?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Ale
skoro nie wiemy, o co mu chodzi, to po prostu pracujmy jak zwykle. Reszta się
okaże…
Agenci
czekali na swojego szefa dokładnie w umówionym miejscu i oznaczonej godzinie.
Martom był punktualny aż do przesady. Teraz też nie spóźnił się ani minuty,
zjawił się w terminalu dokładnie o czasie. Miał ze sobą niewielką torbę na
podręczny bagaż oraz małą, czarną walizkę, zamykaną na szyfrowy zamek i
dodatkowo na małą kłódkę. Olga nie skomentowała tego, ale zaczęła się
zastanawiać, co też cennego w niej przewozi, skoro aż tak ją zabezpieczył przed
niepożądanym otwarciem.
Okazało
się, że na bocznym pasie lotniska czekał już na nich mały, prywatny samolot.
Pilot i stewardesa przywitali ich na pokładzie dość oszczędnie, ona
zaproponowała coś do picia, a on od razu udał się do kabiny, żeby przygotować
maszynę do startu. Pół godziny później kołowali po pasie, żeby po chwili wzbić
się w powietrze. Olga nie przepadała za lataniem. Męczyła ją ograniczona
przestrzeń oraz świadomość, że w razie jakiś niespodziewanych okoliczności nic
nie będzie mogła zrobić. Max nie miał takich problemów, najpierw konferował z
Martomem, a potem poszedł spać. Olga półleżała z zamkniętymi oczyma, nie miała
ochoty na pogawędki ze swoim szefem, ale i tak wiedziała, że zbytnio nie odpocznie.
Lot trwał kilka godzin, a kiedy w końcu samolot wylądował, oczom agentów
ukazało się niewielkie, prywatne lotnisko, na którym już czekał na nich
samochód. Okazały SUV.
Olga
wysiadła z auta i rozejrzała się z ciekawością dookoła. Stali na żwirowanym
podjeździe, tuż przed szerokimi schodami prowadzącymi do okazałej rezydencji.
Prawdziwy lokaj w prawdziwej liberii gestem zaprosił całą trójkę do środka, a
trzech chłopaczków zabrało ich bagaże. Wchodząc, zostali dokładnie sprawdzeni i
pomimo protestów Olgi, musieli oddać broń.
- Kto tu mieszka? – wysyczała zła Olga,
która nie lubiła rozstawać się ze swoim Sig’iem.
- Wszystkiego się dowiecie – odparł
Martom, po czym uśmiechnął się szeroko i wyciągnął ręce w geście powitania w
stronę nadchodzącego z głębi domu mężczyzny. Facet był postawny, dobrze
zbudowany, miał całkiem dobroduszny uśmiech i siwe włosy. Ale spojrzenie miał
ostre i czujne. I Olga nie wątpiła, że potrafił być bezwzględny. – Witaj,
Michaił – odezwał się po rosyjsku.
- Witaj, James – mężczyzna odpowiedział
mu w tym samym języku. – Miło, że w końcu znalazłeś czas, żeby odwiedzić
starego przyjaciela – przeszedł na angielski, może dlatego, że agenci stali z
minami sugerującymi, że nic nie rozumieją. Olga nie rozumiała, owszem, ale
sytuacji, a nie języka.
- Wiesz, jak jest – zaśmiał się Martom,
kiedy skończyli się ściskać. – Praca, praca i jeszcze raz praca.
- Znów to stare, dobrze znane
usprawiedliwienie. Wiesz, że go nie przyjmuję?
- Wiem, wiem – pokiwał głową szef
Ósemki.
- Kogo tym razem przywiozłeś? – baczne
spojrzenie otaksowało stojących z boku agentów.
- To moi najlepsi ludzie – wyjaśnił
Martom. – Olga Lenkov i Max Doherty – przedstawił ich, a Michaił uścisnął im
dłonie. Olgi trochę dłużej, niż wypadało przy pierwszym spotkaniu. – Poznajcie,
to mój stary przyjaciel, Michaił Usmanow – dokończył prezentację.
- Zjawiliście się w odpowiednim
momencie – Usmanow poprowadził ich w stronę klasycznie urządzonego salonu. –
Jutro wydaję małe przyjęcie dla moich partnerów biznesowych, poznacie naprawdę
dużo wpływowych osób…
- To się znakomicie składa, bo mam
kilka interesów do omówienia – Martom najwyraźniej się ucieszył.
- Iwan zaprowadzi was do waszych pokoi
– Usmanow zwrócił się teraz bezpośrednio do agentów. – Odświeżcie się i
zapraszam na kolację. A ciebie, mój drogi, na drinka – z tymi słowami skinął im
głową i pociągnął Martom’a w stronę najbliższych zamkniętych drzwi.
Olga nie można się dawać takim frajerom jak Max! Heh, niezła 'kara' Martoma - odpoczynek jak nic. I o proszę, nasz stary znajomy w końcu się pojawił - Usmanow :D A to będzie dopiero ciekawe :D Dobrze, że Olga ma Saszę i już się nie krępuje romansować z nim.
OdpowiedzUsuńOj... Jakoś nie chce mi się wierzyć, że sobie odpoczną ;) coś mi tu śmierdzi... A czy ja już kiedyś pisałam, że nie cierpię Max'a? Bo nadal chcę go udusić, a Sasza to niby mafioso, ale go lubi :D Olga trzymaj się!!
OdpowiedzUsuń