Wobec, mam nadzieję, przejściowych trudności na Onecie i niemożnością dodania nowej notki, dzisiaj dalszy ciąg Olgi :D W dodatku trochę dłużej niż ostatnio... Miłej lektury!
Alexandretta
***
Sama nie wiem, ile czasu minęło. Siedziałam na krześle, patrzyłam
na przeciwległą ścianę, ale tak naprawdę nic nie widziałam. Przed oczami wciąż
przelatywały mi słowa wyczytane z akt ojca, a w głowie kłębiły się tysiące
myśli. Za nic nie mogłam opanować łez, które ciurkiem płynęły mi po twarzy i
kapały na blat stołu.
- Wszystko w porządku? – usłyszałam za plecami głos
Terry’ego.
- Nie – potrząsnęłam głową, odwracając się. – Nic nie jest w
porządku…
- Wiem, że to dla ciebie szok… - mężczyzna westchnął i
usiadł obok.
- Szok – powtórzyłam ostatnie słowo. – Cóż za eufemizm –
zadrwiłam. Zawsze tak reagowałam, kiedy byłam wściekła. – Właśnie się
dowiedziałam, że całe życie byłam okłamywana przez własnego ojca, a ty nazywasz
to szokiem?? – wstałam gwałtownie.
- Może źle się wyraziłem…
- Przestań! – krzyknęłam. – Przestań, do cholery! Tu nie
chodzi o to, jak to nazwiesz! Oszukał mnie, rozumiesz?? Opowiadał o interesach,
o ciężkich biznesowych spotkaniach, tłumaczył, że to wszystko dla nas!! A to
były kłamstwa!! Kłamstwa opowiadane z premedytacją!! – wrzeszczałam.
- Uspokój się!!! – huknął nagle Terry. Zamilkłam zaskoczona. – A co ci miał
powiedzieć? – ciągnął już normalnym głosem. – Olga, córeczko, jestem szpiegiem?
Kradnę tajne plany, zabijam złych ludzi? – teraz on drwił.
- Wszystko byłoby lepsze niż te łgarstwa…
- W jakim ty świecie żyjesz?? Był TAJNYM agentem!
- I co z tego??
- Ogarnij się – Terry chyba stracił cierpliwość. – Gdyby ci
powiedział, już byś nie żyła. A on kochał cię ponad wszystko i nie wyobrażał
sobie, że mógłby narazić cię na takie niebezpieczeństwo. Właśnie dlatego
poprosił nas, żebyśmy mieli na ciebie oko. Jak widać słusznie…
- Kim byli ci ludzie? – zapytałam cicho.
- Jeszcze nie wiemy, Sara to sprawdza. Na pewno napad na
ciebie miał związek z twoim ojcem. Zabiliśmy wszystkich, na których się
natknęliśmy. Ale na pewno pojawią się inni…
- Inni?
- Twój ojciec miał wielu wrogów. Nie możesz tu zostać…
- Oszalałeś? – spojrzałam na niego zaskoczona. – Nigdzie się
nie wybieram! Nie zostawię przyjaciół, szkoły…
- Owszem, zostawisz – Terry patrzył na mnie twardo. –
Pojedziesz do domu, spakujesz się do jednej torby i wyjedziesz.
- Dokąd niby? Nie mam nikogo…
- Chcesz dorwać ludzi, którzy zabili twojego ojca i twoją
rodzinę? – zapytał nagle.
- Moją… rodzinę? – wykrztusiłam. – Chcesz powiedzieć, że
śmierć mojej matki i moich dziadków nie była przypadkowa? Że zabili ich ci sami
ludzie?
- Dokładnie – potwierdził. – Chcesz ich dorwać?
- Chcę…
Nie miałam pojęcia, że to jedno krótkie słowo, które wyrwało
mi się z gardła, w taki sposób zdeterminuje całe moje życie. I że niejednokrotnie
będę żałowała tego wyboru…
Terry zawiózł mnie do mojego mieszkania i dał trzy godziny
na spakowanie oraz przygotowanie się do wyjazdu. Po prostu – zabrać jedną torbę
i na zawsze zniknąć.
Otworzyłam drzwi kluczem i cichutko je za sobą zamknęłam. W
domu panowała absolutna cisza, więc ostrożnie ruszyłam do swojego pokoju.
Jednak ledwie się tam znalazłam, obok mnie zmaterializował się Mark.
- Olga, na litość boską! – jęknął na mój widok zdławionym
głosem. – Zwariowałaś?? Gdzie byłaś całą noc?? Obdzwoniłem wszystkich twoich
kumpli, szpitale i posterunki policji!
- O co ci chodzi? – spojrzałam na niego zdziwiona. Nigdy się
tak nie zachowywał.
- Martwiłem się, kretynko!
- Nic mi nie jest – mruknęłam, wyciągając z szafy torbę i
zaczynając się pakować.
- Co ty robisz?
- Wyjeżdżam…
- Wyjeżdżasz?? Olga! – złapał mnie za rękę i odwrócił w
swoją stronę. – Mów, do cholery, co się dzieje!
- Mark… - wyrwałam się szybko. Miałam wrażenie, że jego
dotyk parzy moją skórę, nawet przez materiał bluzki. Wróciłam do pakowania,
opowiadając mu wydarzenia ostatnich godzin. Słuchał w milczeniu, wiedząc, że
muszę się wygadać. Był moim przyjacielem, zawsze mogłam liczyć na jego czas i
uwagę.
- Boże… - westchnął, kiedy skończyłam. – To brzmi strasznie
nieprawdopodobnie.
- Trudno uwierzyć, prawda? – usiadłam obok niego na łóżku.
- Jak film.
- Gorzej – prychnęłam. – Film można zawsze wyłączyć.
- A życia nie da się zatrzymać i tak po prostu wyjść?
- Dokładnie – potwierdziłam.
- Chciałabyś tak?
- A ty?
- Wiesz, co teraz bym chciał? – zapytał cicho.
- Co? – popatrzyłam na niego. Siedział tak blisko, że czułam
ciepło jego ciała.
- To – pochylił się i pocałował mnie mocno. Zaskoczona,
oddałam pocałunek. Przyciągnął mnie do siebie, obejmując jedną ręką za szyję, a
drugą w pasie. Położyłam mu dłonie na udach, opierając się na nich, żeby być
bliżej niego. Rozchyliłam lekko usta i pozwoliłam, żeby jego język zetknął się
z moim. Dreszcz, który mnie w tym momencie przeszedł, uświadomił mi, że też na
to czekałam. Całowaliśmy się zachłannie, jego ręce zaczęły błądzić po moim
ciele, czułam je na plecach, ramionach, nawet na brzuchu i udach. Jego dotyk
sprawiał, że cała drżałam i chciałam jeszcze. Oderwaliśmy się od siebie
dosłownie na moment, tylko po to, żeby zedrzeć z siebie koszulki. Po chwili
Mark popchnął mnie lekko, wylądowałam na plecach i dosłownie po sekundzie
poczułam go na sobie. Popatrzył mi w oczy i znów zaczął mnie całować. Objęłam
go i zaczęłam gładzić po karku, pod palcami czułam, obcięte na króciutko, włosy.
Usta Marka zaczęły swoją wędrówkę po moim ciele. Pierwsza była szyja, potem
obojczyk, jeden i drugi, wreszcie dotarł do piersi. Nie zdejmując stanika,
pieścił je i całował, ugniatał i masował, aż brodawki skurczyły się i wyraźnie
odznaczyły przez cienki materiał. Z moich ust zaczęły wyrywać się pojedyncze
jęki, co najwyraźniej podnieciło go jeszcze bardziej. Zostawił moje piersi i
ruszył dalej. Chwilę później byłam już bez spodni, a wargi Marka znaczyły
wilgotny ślad na moim podbrzuszu i udach. Złapałam go za ramiona i przyciągnęłam
z powrotem, tylko po to, żeby bez wahania zmienić pozycję i znaleźć się na nim.
Teraz ja zaczęłam go całować i pieścić, co przyjął z wielką aprobatą i
przeciągłymi westchnieniami. Zdjęłam mu spodnie, ale nie pozwolił mi na nic
więcej. Znów znalazłam się pod nim, a sekundę później oboje nie mieliśmy na
sobie bielizny. Rozchyliłam uda, Mark natychmiast skorzystał z zaproszenia i
wszedł we mnie, mocno i głęboko. Krzyknęłam cicho, ale on zamknął mi usta
pocałunkiem. Poczułam, jak zaczyna się poruszać, najpierw powoli, ale im
głośniej jęczałam, tym jego ruchy stawały się szybsze. Objęłam go mocniej,
dysząc mu do ucha, żeby nie ważył się teraz przestawać, bo inaczej go
zamorduję. Roześmiał się cicho, chrapliwie i jeszcze pogłębił swoje pchnięcia.
Cała dygotałam, wiedziałam, że spełnienie jest już blisko. Siła, z jaką orgazm
przetoczył się przez moje ciało, niemal pozbawiła mnie tchu. Oddychając ciężko,
po chwili poczułam, że Mark cały sztywnieje, potem nieruchomieje, aby za moment
opaść na mnie ciężko.
Leżeliśmy tak przez kilka minut, usiłując uspokoić oddechy
oraz rozszalałe emocje.
- Mark… - zaczęłam, niepewnie.
- Wiem, musisz iść – mruknął, wstając i szukając swoich
bokserek.
- Jesteś zły?
- Skąd – zaprzeczył. – Wolę cię żywą, gdzieś daleko, niż
martwą na tutejszym cmentarzu.
Ubrałam się szybko i stanęłam przed nim. Patrzył na mnie w
milczeniu, po czym przygarnął do siebie i mocno pocałował. – Będę tęsknił…
Skinęłam głową, z trudem powstrzymując łzy. Wzięłam torbę i
więcej nie zatrzymywana, wyszłam. Oboje wiedzieliśmy, że to był nasz pierwszy i
ostatni raz. Bo najprawdopodobniej nigdy się już nie spotkamy…