21 października 2012

Rozdział 2


       Facet ruszył w moją stronę, unosząc lekko nóż i szykując się do zadania ciosu. Chciał mnie zabić czy tylko obrabować? Chyba jednak to pierwsze. Wystarczyły zaledwie trzy duże kroki, aby znalazł się tuż przy mnie. Lewą rękę wyciągnął do przodu, chcąc zapewne złapać mnie za ramię, prawią podniósł, ustawiając ostrze trochę pod kątem. Wytrzeźwiałam w mgnieniu oka i zmusiłam moje ciało do działania. Zdążyłam jeszcze w duchu podziękować tatusiowi, że z takim uporem maniaka wysłał mnie, od piątego roku życia, na lekcje karate oraz Markowi, który przekonał mnie do zajęć z Krav Magi. Odchyliłam się lekko, z całej siły zablokowałam ramię z nożem, po czym drugą ręką zadałam napastnikowi gwałtowny cios w krtań. Faceta zatkało i to dosłownie. Zatrzymał się w pół kroku, wolną ręką złapał się za gardło i upadł na kolana upuszczając nóż, który  odkopnęłam najdalej jak się dało. Mężczyzna, usiłując złapać oddech, spojrzał na mnie wściekle, ale miałam to gdzieś. Mocnym ciosem w skroń posłałam go na ziemię, gdzie znieruchomiał. W tej samej chwili z cienia wychyliły się kolejne dwie postacie, te jednak, zamiast noży, w rękach dzierżyły pistolety. I celowały prosto we mnie.
- O matko – jęknęłam, zaskoczona nieziemsko. Nie wyglądało mi to na zwykły napad, więc o co tak naprawdę chodziło??
Mężczyźni nie zatrzymali się nawet na moment, dosłownie po sekundzie padły strzały, świsnęły kule, jednak, o dziwo, żadna mnie nie trafiła. Za to za moimi plecami pojawiła się para ludzi, wysoki, szczupły mężczyzna i trochę od niego niższa kobieta, z krótką fryzurką w kolorze blond. Mężczyzna, widząc że skamieniałam, silnym ciosem zbił mnie z nóg i powalił na chodnik, jednocześnie strzelając. I to na tyle skutecznie, że bandyci podzielili mój los, lądując na ziemi. Leżałam na brzuchu i przerażona patrzyłam, jak ten facet sprawdza po kolei puls postrzelonym napastnikom. Moje przerażenie wzrosło, gdy doszedł do tego ogłuszonego przez mnie, a kiedy okazało się, że wciąż żyje, bez zastanowienia strzelił mu prosto w głowę.
- Kurwa… - wyrwało mi się cichutko, bo przestałam już rozumieć cokolwiek.
- Czysto – usłyszałam głos mężczyzny. – Ona jak?
- Żyje, nic jej nie będzie – lekko zachrypniętym głosem odpowiedziała jego towarzyszka.
- Wstawaj – facet błyskawicznie znalazł się obok mnie, złapał za ramię i jednym ruchem poderwał na nogi. Rzuciłam mu spłoszone spojrzenie, odruchowo przyjmując postawę obronną. Roześmiał się cicho. – Nie masz szans, mała. Poza tym, gdybyśmy chcieli cię zabić, już byś nie żyła…
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Ja, zawsze taka gadatliwa i pyskata! Ale ta sytuacja chyba mnie trochę przerosła.
- Zbierajmy się – poleciła stanowczo kobieta odwracając się i ruszając w kierunku głównej drogi. Zrobiła jednak raptem z dwa kroki, kiedy nad naszymi głowami znów huknęły strzały.
- Co jest, do cholery?? – mężczyzna pociągnął mnie gwałtownie za najbliższy kubeł ze śmieciami, przygniótł do muru i rozejrzał dookoła. – Saro, widzisz coś??
- Na drugiej – zabrzmiała odpowiedź.
- Dasz radę?
- Jak najbardziej! – oboje jak na komendę zaczęli strzelać w kierunku napastników. Patrzyłam na to wszystko przestraszona, ale też zafascynowana. Czułam się jak na planie jakiegoś sensacyjnego filmu, niemal czekałam, aż zza rogu wychyli się reżyser i zawoła coś w stylu „Stop! Świetna scena!”. Facet zmienił magazynek i strzelał dalej, a przeciwnicy odpowiadali nieprzerwanym ogniem.
- Saro, plan B!


2 komentarze:

  1. Czuję się dopieszczona! Początek opowiadania i już jaki emocjonujący! Kim są ci ludzie a przed wszystkim czego chcą od Olgi? Ja też w takiej sytuacji wyczekiwałabym na wyskoczenie reżysera z tekstem "Kamera, stop!" Pisz szybko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chandni, cieszę się bardzo, że się spodobało :D Zaczęłam "z grubej rury" i mam nadzieję, że nie stracę impetu :D Postaram się dawać nowe odcinki na zmianę z About NCIS... :D

    OdpowiedzUsuń