Kobieta skinęła głową, sięgnęła do kieszeni, coś z niej
wyjęła, po czym rzuciła to coś w stronę napastników. Mężczyzna, widząc to,
objął mnie ramionami, starannie osłaniając własnym ciałem. Po kilku sekundach
powietrzem wstrząsnął huk eksplozji, z okolicznych okien posypało się szkło, a
z murów odłamki gruzu.
- Teraz! – wrzasnął, podrywając się na nogi i łapiąc mnie za
rękę, pociągnął za sobą. Pobiegłam za nim, bo tak naprawdę nie miałam innego
wyjścia. Kiedy znaleźliśmy się u wylotu uliczki, mój wzrok zahaczył o leżące na
ziemi ciała. Nie był to zbyt przyjemny widok, poczułam, że robi mi się
niedobrze i szybko odwróciłam głowę od nieruchomych oczu i rozrzuconych rąk.
Facet wepchnął mnie na tylne siedzenie samochodu, samemu zajmując miejsce obok,
a ta cała Sara wskoczyła na miejsce kierowcy. Ruszyliśmy z piskiem opon, bardzo
szybko oddalając się od miejsca strzelaniny. W oddali usłyszałam wycie syren,
pewnie straż i policja już pędziły. Obejrzałam się do tyłu i natychmiast
dostrzegłam jadący za nami wóz, z którego okna wychylał się jakiś facet z
bronią w ręce. Z ust wyrwał mi się zduszony okrzyk, mój obrońca spojrzał w to
samo miejsce i zaklął głośno i wyraźnie.
- Gazu! – wrzasnął, wychylając się przez okno i strzelając w
kierunku goniącego nas auta. Napastnik odpowiedział ogniem, tylna szyba naszego
samochodu rozpadła się na tysiąc kawałków, a ja poczułam drobinki szkła we
włosach. Facet złapał mnie za kark i gwałtownie przygniótł do siedzenia. –
Schowaj się, kretynko!
Od tego momentu nie wiedziałam już nic, ani gdzie jedziemy,
ani co się dookoła dzieje. Słyszałam tylko strzały i wściekłe mamrotanie babki
za kierownicą. Wóz gwałtownie skręcił, wbiło mnie w drzwi, za moment tor jazdy
wrócił do normalności, za to prędkość zdecydowanie nie, bo miałam wrażenie, że
z minuty na minutę jedziemy coraz szybciej. O ile to w ogóle było możliwe. Po
chwili zdałam sobie sprawę, że strzały ucichły, a ręka z mojego karku zniknęła.
Ostrożnie się wyprostowałam i spojrzałam na siedzącego obok mnie mężczyznę.
Musiałam mieć chyba dziwną minę, bo roześmiał się i schował pistolet do kabury
pod pachą.
- Nie patrz tak, mała – powiedział rozbawionym głosem. –
Uratowaliśmy ci tyłek, wypadałoby podziękować…
- Dziękuję – odparłam odruchowo. – Ale nic nie rozumiem…
- Nie musisz rozumieć – mruknął. – Dostosuj się tylko…
- Do czego? – nie zrozumiałam.
- Do sytuacji…
- Chyba mnie to przerasta… Kim wy w ogóle jesteście??
- Wszystko w swoim czasie – odezwała się Sara, po czym znów
skręciła i po chwili zatrzymała samochód przed niepozornym budynkiem. Wysiadła,
a facet zrobił to samo. Czułam, że też powinnam iść w ich ślady, ale nie mogłam
się ruszyć. Nagle drzwiczki po mojej stronię się otworzyły, do środka wsunęła
się chuda ręka, która złapała mnie za ramię i boleśnie ścisnęła, wyciągając jednocześnie
na zewnątrz.
- Rusz się , mała – usłyszałam – Nie możemy tu siedzieć do
jutra…
Facet poprowadził mnie w kierunku domu, a kiedy weszliśmy do
środka, bez słowa zaprowadził do pokoju w głębi korytarza. Wepchnął mnie do
środka nie bawiąc się w żadne subtelności. Nie spodziewałam się tego, ale
ciało, latami ćwiczone, nie dało się podejść, więc zamiast wylądować nosem w
podłodze, po prostu znalazłam się na kolanach, podpierając rękoma. Zanim
zdążyłam się podnieść, trzasnęły drzwi i usłyszałam jak mężczyzna przekręca
klucz w zamku. Poderwałam się gwałtownie i przypadłam do nich.
- Hej! – wrzasnęłam – Co jest?? Wypuście mnie! –
odpowiedziała mi cisza, więc z całej siły walnęłam pięścią w drewniane
skrzydło. – Słyszycie?? Wypuście mnie!! Nie macie prawa mnie tu trzymać!! –
nadal cisza. – Do cholery!! Wypuście mnie!! – żadnej reakcji. – Słyszycie??
Wy-puś-cie mnie!! - każdej sylabie
towarzyszyło uderzenie w drzwi. Jednak nic to nie pomogło, tylko ręka rozbolała
mnie jeszcze bardziej. Mimo to wrzeszczałam dalej, zdzierając sobie gardło,
chociaż już wiedziałam, że gówno mi to pomoże. – Kim wy, do cholery,
jesteście?? – strach w moim głosie był aż nadto słyszalny, o co byłam na siebie
zła, bo nie chciałam dawać im takiej satysfakcji. Zero odpowiedzi sprawiło, że
dałam sobie spokój z okrzykami. Rozejrzałam się po pokoju, nic w nim nie było,
żadnego mebla, absolutnie nic. Byłam coraz bardziej przerażona, bo czułam, że
wpadłam z deszczu pod rynnę. W końcu, zmęczona nieziemsko i kompletnie
zdezorientowana, usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Niech to
szlag, ale się wpakowałam!
Uwielbiam to!!
OdpowiedzUsuńYuumi;))
No po prostu zostałam wbita w siedzenie! Po prostu ganialne! Ciekawi mnie kim są ci ludzie i czego chcą od Olgi.
OdpowiedzUsuńGenialne !!
OdpowiedzUsuń