23 października 2012

Rozdział 3


       Kobieta skinęła głową, sięgnęła do kieszeni, coś z niej wyjęła, po czym rzuciła to coś w stronę napastników. Mężczyzna, widząc to, objął mnie ramionami, starannie osłaniając własnym ciałem. Po kilku sekundach powietrzem wstrząsnął huk eksplozji, z okolicznych okien posypało się szkło, a z murów odłamki gruzu.
- Teraz! – wrzasnął, podrywając się na nogi i łapiąc mnie za rękę, pociągnął za sobą. Pobiegłam za nim, bo tak naprawdę nie miałam innego wyjścia. Kiedy znaleźliśmy się u wylotu uliczki, mój wzrok zahaczył o leżące na ziemi ciała. Nie był to zbyt przyjemny widok, poczułam, że robi mi się niedobrze i szybko odwróciłam głowę od nieruchomych oczu i rozrzuconych rąk. Facet wepchnął mnie na tylne siedzenie samochodu, samemu zajmując miejsce obok, a ta cała Sara wskoczyła na miejsce kierowcy. Ruszyliśmy z piskiem opon, bardzo szybko oddalając się od miejsca strzelaniny. W oddali usłyszałam wycie syren, pewnie straż i policja już pędziły. Obejrzałam się do tyłu i natychmiast dostrzegłam jadący za nami wóz, z którego okna wychylał się jakiś facet z bronią w ręce. Z ust wyrwał mi się zduszony okrzyk, mój obrońca spojrzał w to samo miejsce i zaklął głośno i wyraźnie.
- Gazu! – wrzasnął, wychylając się przez okno i strzelając w kierunku goniącego nas auta. Napastnik odpowiedział ogniem, tylna szyba naszego samochodu rozpadła się na tysiąc kawałków, a ja poczułam drobinki szkła we włosach. Facet złapał mnie za kark i gwałtownie przygniótł do siedzenia. – Schowaj się, kretynko!
Od tego momentu nie wiedziałam już nic, ani gdzie jedziemy, ani co się dookoła dzieje. Słyszałam tylko strzały i wściekłe mamrotanie babki za kierownicą. Wóz gwałtownie skręcił, wbiło mnie w drzwi, za moment tor jazdy wrócił do normalności, za to prędkość zdecydowanie nie, bo miałam wrażenie, że z minuty na minutę jedziemy coraz szybciej. O ile to w ogóle było możliwe. Po chwili zdałam sobie sprawę, że strzały ucichły, a ręka z mojego karku zniknęła. Ostrożnie się wyprostowałam i spojrzałam na siedzącego obok mnie mężczyznę. Musiałam mieć chyba dziwną minę, bo roześmiał się i schował pistolet do kabury pod pachą.
- Nie patrz tak, mała – powiedział rozbawionym głosem. – Uratowaliśmy ci tyłek, wypadałoby podziękować…
- Dziękuję – odparłam odruchowo. – Ale nic nie rozumiem…
- Nie musisz rozumieć – mruknął. – Dostosuj się tylko…
- Do czego? – nie zrozumiałam.
- Do sytuacji…
- Chyba mnie to przerasta… Kim wy w ogóle jesteście??
- Wszystko w swoim czasie – odezwała się Sara, po czym znów skręciła i po chwili zatrzymała samochód przed niepozornym budynkiem. Wysiadła, a facet zrobił to samo. Czułam, że też powinnam iść w ich ślady, ale nie mogłam się ruszyć. Nagle drzwiczki po mojej stronię się otworzyły, do środka wsunęła się chuda ręka, która złapała mnie za ramię i boleśnie ścisnęła, wyciągając jednocześnie na zewnątrz.
- Rusz się , mała – usłyszałam – Nie możemy tu siedzieć do jutra…
Facet poprowadził mnie w kierunku domu, a kiedy weszliśmy do środka, bez słowa zaprowadził do pokoju w głębi korytarza. Wepchnął mnie do środka nie bawiąc się w żadne subtelności. Nie spodziewałam się tego, ale ciało, latami ćwiczone, nie dało się podejść, więc zamiast wylądować nosem w podłodze, po prostu znalazłam się na kolanach, podpierając rękoma. Zanim zdążyłam się podnieść, trzasnęły drzwi i usłyszałam jak mężczyzna przekręca klucz w zamku. Poderwałam się gwałtownie i przypadłam do nich.
- Hej! – wrzasnęłam – Co jest?? Wypuście mnie! – odpowiedziała mi cisza, więc z całej siły walnęłam pięścią w drewniane skrzydło. – Słyszycie?? Wypuście mnie!! Nie macie prawa mnie tu trzymać!! – nadal cisza. – Do cholery!! Wypuście mnie!! – żadnej reakcji. – Słyszycie?? Wy-puś-cie mnie!!  - każdej sylabie towarzyszyło uderzenie w drzwi. Jednak nic to nie pomogło, tylko ręka rozbolała mnie jeszcze bardziej. Mimo to wrzeszczałam dalej, zdzierając sobie gardło, chociaż już wiedziałam, że gówno mi to pomoże. – Kim wy, do cholery, jesteście?? – strach w moim głosie był aż nadto słyszalny, o co byłam na siebie zła, bo nie chciałam dawać im takiej satysfakcji. Zero odpowiedzi sprawiło, że dałam sobie spokój z okrzykami. Rozejrzałam się po pokoju, nic w nim nie było, żadnego mebla, absolutnie nic. Byłam coraz bardziej przerażona, bo czułam, że wpadłam z deszczu pod rynnę. W końcu, zmęczona nieziemsko i kompletnie zdezorientowana, usiadłam na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Niech to szlag, ale się wpakowałam!


3 komentarze:

  1. Uwielbiam to!!

    Yuumi;))

    OdpowiedzUsuń
  2. No po prostu zostałam wbita w siedzenie! Po prostu ganialne! Ciekawi mnie kim są ci ludzie i czego chcą od Olgi.

    OdpowiedzUsuń