21 października 2012

Rozdział 1

Witajcie Kochani!
Przed Wami, dość długo oczekiwane, przygody naszej starej znajomej Olgi. W zasadzie, jej historia od początku, czyli jak się to w ogóle zaczęło... Ale nie bójcie się, wszystkich tajemnic od razu nie wyjawię :D
Na razie krótko, ale mam nadzieję, że się spodoba :D
Zatem zapraszam do lektury i komentowania.


Alexandretta



***





         Wrzuciłam portfel do torby, szybko ubrałam kurtkę i pożegnawszy swoich przyjaciół, wyszłam z knajpy. Oblewanie rozpoczęcia roku akademickiego, w dodatku ostatniego w naszej uczelnianej karierze, nieco się przeciągnęło. Odetchnęłam głęboko chłodnym, nocnym powietrzem i opatuliłam szyję szalem. Był początek października, a wczesno-październikowe wieczory bywają bardzo zdradliwe. Rozejrzałam się dookoła, ale oprócz podchmielonej grupki studentów nikogo więcej nie dostrzegłam. Sprawdziłam jeszcze, czy zabrałam wszystkie swoje rzeczy i ruszyłam w kierunku mieszkania. A raczej studenckiej nory, którą wynajmowałam razem z trojgiem moich przyjaciół, Emmą, Chrisem i Markiem. Znaliśmy się od szkoły podstawowej i chociaż każde z nas studiowało coś innego, pracowało i miało mnóstwo swoich spraw, nadal trzymaliśmy się razem. Co było o tyle dziwne, że mieliśmy zupełnie różne charaktery i podejście do życia. Rozsądna aż do bólu Emma, podrywacz Chris, wychodzący z każdej imprezy z nową panienką, roześmiany Mark, w tygodniu pilny student, a w weekend zamieniający się w szalonego imprezowicza i wreszcie ja, czasami wredna, czasami złośliwa, zwykle działająca bez zastanowienia, ale dla tych najważniejszych osób gotowa na wszystko, studentka lingwistyki stosowanej z wielkim talentem do języków, dorabiająca tłumaczeniami w niszowym wydawnictwie.
Skręciłam w boczną uliczkę, zastanawiając się, jakim cudem jeszcze się nie pozabijaliśmy, albo chociaż nie pokłóciliśmy na śmierć i życie. Niesamowite.

        Z zamyślenia wyrwał mnie dość nietypowy odgłos. Uniosłam głowę i stanęłam jak wryta. Kilka kroków przede mną, ubrany w czarną, skórzaną kurtkę i czarne dżinsy, stał postawny mężczyzna. To, że stał, to jeszcze pół biedy, gorzej, że w jego prawej ręce dostrzegłam całkiem okazały nóż sprężynowy. Czyli tym nietypowym odgłosem był dźwięk sprężyny uwalniającej ostrze. Stałam i patrzyłam na niego, gorączkowo starając się wymyślić jakieś wyjście z tej absurdalnej sytuacji. Absurdalnej, bo kto mądry napada studentkę?? A jeszcze, akurat dzisiaj, mój osławiony instynkt, został lekko przytępiony wypitym w knajpie alkoholem i poszedł w najlepsze spać, zostawiając mnie na pastwę rozumowi. A rozum podpowiadał, że najlepiej byłoby odwrócić się na pięcie i wziąć nogi za pas. Tylko co z tego, skoro nogi nie chciały go słuchać?! Miałam wrażenie, że wrosły w chodnik, zapuściły korzenie i jeszcze zakwitły. Niech to szlag! Czy ja zawsze muszę pakować się w coś takiego??


1 komentarz:

  1. KRÓTKO! Narobiłaś tylko smaka! Jestem strasznie ciekawa jak Olga wybrnie z tej sytuacji. Pisz szybko co dalej!

    OdpowiedzUsuń