Proszę bardzo, przed Wami kolejny rozdział :D Dziękuję za wszystkie komentarze - Ania Emma: też jestem ciekawa co było pod pokładem ;D
Alexandretta
***
Jakim
cudem Joe dostał się do list pasażerów i załogi, Olga nie wiedziała. W każdym
razie, przyniósł pokaźny plik kartek z nazwiskami i rzucił im na łóżko. Bo Max
zdecydował zrobić kolejne zebranie robocze w ich kajucie. Nie było tam może aż
tyle miejsca, żeby urządzać wielką imprezę, ale na nasiadówkę wystarczyło.
Zamówili sobie drinki i przekąski, po czym przystąpili do pracy. Z głośników
niewielkiej wieży stereo, w którą wyposażony był pokój, sączyła się łagodna
muzyka, a Olga i Marika zawzięcie stukały w klawiatury swoich laptopów
wprowadzając do bazy danych kolejne nazwiska. Podzielili się pracą
sprawiedliwie, one pisały, mężczyźni dyktowali i wynotowywali tych,
którzy na pierwszy rzut oka wydawali się najbardziej podejrzani. W pierwszej kolejności
obywateli brytyjskich i irlandzkich, a potem to już jak leci. Co sprawiło, że
liczba nazwisk zmniejszyła się tak, mniej więcej, o połowę.
- Co za robota koszmarna – Olga
oderwała się od komputera i przeciągnęła. – Nie mogłabym być analitykiem –
mruknęła, kładąc dłoń na karku i usiłując rozmasować ścierpnięte mięśnie.
- Daj, ja to zrobię – Max podniósł się,
stanął za jej plecami, a jego ciepłe dłonie szybko przyniosły ulgę kobiecie.
Marika uniosła brwi, nieco zaskoczona. Była przekonana, że ta dwójka da sobie
spokój z tym przedstawieniem, kiedy nie będą na widoku. Ale najwyraźniej nie
zamierzali wypadać z roli.
- Dzięki, Słonko – Olga uśmiechnęła się
lekko na widok min ich współpracowników, znów pochylając się nad laptopem. –
Zauważyliście, że strasznie dużo Brytyjczyków na tym statku? – zwróciła się do
swoich towarzyszy, pokazując brodą listy. – Jakaś promocja była, czy coś?
- Wyprzedaż posezonowa – zakpił Joe. –
Ale masz rację. Dużo ich.
- Jeśli facet, którego znokautowałaś
faktycznie był z IRA… - zaczął Max z namysłem.
- Zaraz znokautowałaś – przerwała mu szybko
Olga. – Lekkie kopnięcie to było.
- …to może oznaczać, że faktycznie coś
się dzieje… - jakby na potwierdzenie tych słów drzwi ich kajuty otwarły się z
hukiem, a do środka wpadło dwóch uzbrojonych w karabiny facetów. Byli ubrani na
czarno i mieli wściekłe miny. Cała czwórka agentów gwałtownie poderwała się na
nogi, zaskoczona jak cholera. Olga i Marika odruchowo zatrzasnęły swoje
laptopy, które po sekundzie się wyłączyły, a Max, zasłaniany przez Joe’go,
wsunął wydruki pod łóżko. Żadne z nich nie sięgało po broń, z prostej
przyczyny. Nie wiedzieli z kim mają do czynienia i zbyt wczesne ujawnianie się
mogło im tylko zaszkodzić.
- Wyłazić! – rozdarł się jeden z
napastników. – Już! – zamachał karabinem, co przyjęli z niepokojem. Machanie
odbezpieczoną bronią to nigdy nie jest dobry pomysł. – I zamknąć się! –
wrzasnął jeszcze, chociaż żadne z nich nie odezwało się słowem. Posłusznie
wyszli z kabiny, z przerażonymi minami i w absolutnej ciszy. Mężczyźni
poprowadzili ich na górny pokład i po chwili dołączyli do pozostałych
pasażerów.
- Siadać! – rozkazał czekający tam
facet i zdecydowanym ruchem pchnął Olgę, która wylądowała na deskach zdzierając
sobie kolana do krwi. Wściekły Max zrobił minimalny krok w jego stronę, ale
kolba karabinu trafiła go w żołądek, więc agent z jękiem upadł i zwinął się w
kłębek. Olga natychmiast przypadła do niego z przerażonym okrzykiem, a widząc
jego minę i prawidłowo odczytując jego zamiar, żeby wstać i dać facetowi w
mordę, silnym chwytem przytrzymała go na miejscu.
-
Nie wydurniaj się – wysyczała. – Jesteś mi potrzebny żywy i sprawny. –
Max skinął głową i z jękiem usiadł obok swojej partnerki. Marika i Joe
wylądowali obok nich, bez opierania się i uszkodzeń ciała. Doherty od razu
obejrzał kolana Olgi, ale oprócz otarć nic jej nie było. Za to Olga uważnie
rozejrzała się po pokładzie statku. Pasażerowie zostali podzieleni na grupy
kilkunastoosobowe i każdą taką grupę pilnowało dwóch uzbrojonych mężczyzn. Na
szczęście „Santa Monica” nie była ogromnym wycieczkowcem, zaliczała się raczej
do klasy średniej, więc samych pasażerów było około stu pięćdziesięciu.
Dokładnie sto pięćdziesiąt sześć osób. Załoga liczyła pięćdziesiąt trzy osoby,
ale oprócz pierwszego kapitana i jego zastępcy agentka nie widziała nikogo
więcej. Zapewne zostali zamknięci gdzieś osobno. I taki sam los spotka pewnie
także pasażerów, nie dość że łatwiej upilnować grupkę zamkniętą w
pomieszczeniu, to jeszcze nie trzeba tylu strażników. To wszystko przeleciało
przez głowę Olgi z szybkością błyskawicy, a po minie Maxa kobieta odgadła, że
myśli jej partnera idą dokładnie w tą samą stronę. Nie mogli pozwolić dać się
zamknąć. To oznaczało koniec zadania i zero szans na wydostanie się żywym z
tych tarapatów. Póki co, porywacze nie mówili o swoich żądaniach, a
przynajmniej nie przy nich. Agenci zastanawiali się, o co w tym chodzi. Czy
napastnicy szukają kogoś, czegoś, czy po prostu zatopią cały statek w ramach
jakiejś szalonej zemsty. Jakby w odpowiedzi na te niezadane pytania, nad ich
głowami rozległ się ponury głos
- Zapewne wszyscy zastanawiacie się,
kim jesteśmy i o co nam chodzi, że zakłóciliśmy wam ten całkiem przyjemny rejs…
- przez pokład przeszedł cichy pomruk, zawierający w sobie liczne histeryczne
nuty oraz pełne łez chlipnięcia. – Jesteśmy Narodowościowym Frontem Wyzwolenia
Irlandii Północnej – na te słowa Olga znacząco spojrzała na Maxa, a w jej
wzroku zalśnił ponury tryumf. Jednak IRA. – Chcemy odzyskać naszych towarzyszy
broni, którzy zostali pojmani na terenie Wielkiej Brytanii i niesłusznie
skazani i osadzeni w więzieniach – Olga i Max jednocześnie przewrócili oczyma.
Niesłusznie, jasne. – Skontaktujemy się za kilka minut z najbliższym portem i
przekażemy nasze żądania. Jak tylko nasi towarzysze wyjdą na wolność, wy też ją
odzyskacie. Bez uszczerbku na zdrowiu. Pod warunkiem, że będzie grzeczni. Że
będziecie współpracować. I będziecie cicho. Za chwilę moi ludzie odprowadzą was
grupkami do kajut. Zostaniecie tam do momentu, aż bezpiecznie opuścimy statek.
Wtedy przekażemy wasz namiar i na pewno ktoś przypłynie was uwolnić – agenci
spojrzeli na siebie z niepokojem. Napastnicy nie mieli masek, więc istniało
naprawdę duże prawdopodobieństwo, że prędzej zatopią statek, niż pozwolą na
sporządzenie portretów pamięciowych. Zatopią albo wysadzą. To by tłumaczyło
nerwowość faceta, którego Olga spotkała podczas swojej małej wycieczki. Chwilę
później pierwsze grupki pasażerów zostały odprowadzone pod pokład, który
stopniowo zaczynał pustoszeć. Olga słuchała szlochów, jęków i łkań prowadzonych
ludzi, przypatrywała się ich przerażonym twarzom i zastanawiała się, czy
właśnie tak skończą. W odmętach oceanu, wysadzeni i zatopieni, podczas zadania,
które w teorii miało być łatwe i przyjemne, a jak zwykle okazało się parszywe.
I skomplikowało się cholernie. No i myślała też w jaki sposób się w tego
wyplątać. Dlatego zapewne nie od razu zauważyła faceta bez broni, który stanął
przed ich grupką. Za to Max dostrzegł go natychmiast, natychmiast też zauważył
spojrzenie jakie mężczyzna rzucił siedzącej obok niego kobiecie. A czerwony,
opuchnięty nos porywacza powiedział mu wszystko. Facet przyglądał się jego
partnerce uważnie, a na jego wargach wykwitł drwiący uśmiech. Olga w końcu
wyczuła, że ktoś się jej przygląda, podniosła głowę i jej wzrok spotkał się ze
wzrokiem mężczyzny. Kobieta szeroko otworzyła oczy i poczuła jak momentalnie
robi jej się gorąco, a w gardle panuje dziwna suchość. Z trudem przełknęła
ślinę, rzuciła szybkie spojrzenie w bok, na Maxa i już wiedziała, że on też już
wie.
- Kurwa… - wyszeptała cichutko Lenkov,
jakby do siebie, ale Doherty doskonale ją usłyszał. Miał dokładnie to samo
zdanie.
- No proszę, kogóż my tu mamy… - facet
pochylił się i jednym ruchem poderwał kobietę na nogi. – Nasza wścibska
pasażerka…
- Nie jestem wścibska – zaprotestowała
Olga z urazą. – Szukałam męża, już mówiłam.
- Tak, tak – porywacz pokiwał głową. –
Już to słyszałem. Ale jakoś ci nie uwierzyłem. Zwłaszcza, kiedy prawie złamałaś
mi nos…
- Ale nie złamałam, prawda? – agentka
uśmiechnęła się niewinnie, co wkurzyło faceta solidnie, bo zamachnął się i
wymierzył jej siarczysty policzek. Pod wpływem ciosu Olga zachwiała się, ale
nie upadła. Tylko jej policzek zrobił się czerwony i zaczął piec. Max zacisnął
pięści i poruszył się niespokojnie. Najchętniej rzuciłby się na tego gościa,
ale wiedział, że nie ma najmniejszych szans wobec kilku uzbrojonych bandytów. Jak
nic zastrzeliliby go od razu, a nie mógł na to pozwolić.
- Nie złamałaś – wycedził facet. – Ale
bolało jak diabli, a ja nie lubię, kiedy kobieta prawie łamie mi nos. Czy
cokolwiek innego. Poza tym, nie uwierzyłem w ani jedno twoje słowo, dlatego
teraz sobie porozmawiamy. Powiesz mi, kim jesteś i czego szukałaś… - mężczyzna
złapał Olgę za ramię i powlókł za sobą pod pokład. Kobieta opierała się,
szarpała, ale kolejny cios sprawił, że musiała się poddać. Jej towarzysze
patrzyli na to wszystko przerażeni, zwłaszcza Marika z Joe’m.
- Max… - wyszeptała Marika, nie wierząc
własnym oczom, że Doherty siedzi i tylko patrzy. Ale nie widziała jego wzroku,
który był absolutnie zimny i wróżył bolesną śmierć ludziom, którzy ośmielą się
skrzywdzić jego partnerkę.
- Da sobie radę – wychrypiał Max,
wracając do rzeczywistości. – Musimy się uwolnić, unieszkodliwić naszych
strażników. Wtedy jej pomożemy.
- Ale… - chciała zaprotestować agentka,
ale rzucił jej stalowe spojrzenie.
- Żadnych „ale” – warknął. – Da sobie
radę, nic jej nie będzie. Przygotujcie się…
- Nie wiem, czy to wiara, czy pobożne
życzenia – sarknęła Marika, wcale nie uspokojona. – Masz plan?
G na miejscu Maxa pewnie już by przywalił temu facetowi a nie tak siedział i nic nie robił. Rozumiem zachowanie Maxa. :-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że ten facet nie będzie torturował Olgi :-)
Czekam na ciąg dalszy :-)
pozdrawiam i życzę weny
No proszę, jednak IRA. A Olga to musi zawsze pchać się w kłopoty, no po prostu musi! Mam nadzieję, że Max i reszta wymyślą skuteczny plan działania zarówno by uwolnić Olgę, pasażerów i wykonać zadanie. Mission Immpossible ale nie takie rzeczy się robiło ;) Czekam co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńA jednak IRA, przez chwilę myślałam, że to jakiś tajny projekt Brytyjskiego rządu ;) Olga to normalnie magnes na kłopoty, na szczęście przeważnie potrafi sama się z nich wyplątać.
OdpowiedzUsuńChoć, z wiadomych przyczyn, nie darzę Maxa sympatią to jego zachowanie w tym wypadku jest słuszne. No bo gdyby pognał Oldze na ratunek to mógłby ktoś zginąć (on, Olga, któryś z pasażerów), zachował trzeźwość umysłu, co mi się podoba. I AniaEmma ma rację, G poderwałby się już do walki, czym pewnie wywołał by niemałe zamieszanie...
Czekam na ciąg dalszy:D