25 lutego 2015

Rozdział 30

            Ostrożnie wyszli na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Lepiej, żeby teraz nikt nie znalazł tego gnojka i nie wszczął alarmu, bo nic by nie zdziałali. Poszli prosto do swojej kajuty, gdzie czekając na Marikę i Joe’go, zdążyli się dozbroić w swoje pistolety i zapasowe magazynki.
- Olga! – agentka, natychmiast po wejściu, przypadła do Lenkov. – Nic ci nie jest??
- Przeżyję – Olga odsunęła się delikatnie, bo chociaż rozumiała troskę Mariki, to jednak bolały ją żebra i nie miała ochoty na zbytnią bliskość. Poza tym, nie potrzebowała teraz czułości, tylko działania.
- Czego się dowiedzieliście? – Max nie zwlekał, tylko od razu przeszedł do rzeczy. Mieli mało czasu.
- Pasażerowie są uwięzieni w kajutach – zaczął Joe. – Każdej pilnuje jeden strażnik, uzbrojony w karabin. Porozmieszczali ich na całym statku, mam wrażenie, że bez żadnego schematu…
- Widzą się nawzajem? – Doherty słuchał w skupieniu.
- Nie – padła odpowiedź. – Ale mają radia.
- Musimy ich zacząć załatwiać po cichu – Max zamyślił się na moment. – Ale szybko, żeby nie zdążyli się zorientować…
- Mówisz rzeczy oczywiste – przerwała mu Olga ostro. Miała dość gadania, czuła niemal żądzę krwi, co dla niej samej było zaskoczeniem. Chciała dorwać tych drani, którzy w tak spektakularny sposób zepsuli im całkiem przyjemne zadanie.
- Dobrze – Max skinął głową, chyba wyczuł jej irytację i wściekłość. – Rozdzielimy się i pójdziemy od dwóch różnych stron. Likwidujemy po kolei i po cichu. Pasażerów nie wypuszczamy, aż nie upewnimy się, że załatwiliśmy wszystkich.
- A jak będą sami próbowali wyjść? – Marika poprawiła kaburę i spojrzała na Maxa pytająco.
- Wątpię, że będą chcieli. A jak im się uda… - wzruszył ramionami agent. – No cóż, niech wychodzą.
- Idziemy? – Olga już była przy drzwiach, zniecierpliwiona przedłużającym się gadaniem.
- Tak – Doherty podszedł do niej i spojrzał uważnie. -  Nie szarżuj, dobrze?
- Tak jest, tatusiu – mruknęła, po czym ostrożnie otworzyła drzwi i cicho wymknęła się na korytarz. Jej partner poszedł w jej ślady bez wahania.

            Olga i Max ruszyli powoli i cicho korytarzem prowadzącym w głąb statku. Nie był prosty, zataczał delikatne łuki, ale to wystarczyło im do zaskoczenia pierwszego strażnika. Po prostu wypadli nagle na niego, a raczej Max to zrobił, jednym celnym ciosem powalił napastnika na ziemię, po czym dobił nożem. Czerwona ciecz rozpłynęła się po posadzce, Olga zgrabnie ją przeskoczyła i poszła dalej, nawet się nie zatrzymując. Nie było po co. Drugiego pozbyli się w taki sam sposób, ale tym razem to Olga skorzystała ze swoich umiejętności i swojego noża. Który zagłębił się w szyję przeciwnika z zadziwiającą łatwością. Zamkniętych pasażerów zostawiali tam, gdzie byli, nie mieli teraz czasu na tłumaczenia i wyjaśnienia. I nie były im potrzebne żadne przeszkody. Po trzecim strażniku bandyci zorientowali się, że coś jest nie tak i wszczęli alarm. Do uszu agentów dotarły głośne okrzyki, nawoływania i ogólny harmider.
- Cholera – syknął Max, przyspieszając. Olga poszła w jego ślady, biegnąc w kierunku hałasu, z rozpędu powalili jeszcze jednego bandytę, po czym wpadli na nieznaną im grupkę czterech uzbrojonych mężczyzn. – A to co?? – Max zatrzymał się, unosząc broń i celując do prowadzącego ich faceta. Olga zrobiła to samo, ale ci mężczyźni w niczym nie przypominali porywaczy. Z ich sylwetek biła aura wojskowości i dyscypliny.
- Kim jesteście? – pytanie zostało zadane z brytyjskim akcentem.
- A kto pyta? – Doherty wycelował nieco dokładniej.
- Nie błądzi – padła natychmiastowa riposta, która sprawiła, że Oldze zachciało się śmiać. No serio, celowali do siebie z broni na statku pełnym bandytów i rzucali przysłowiami?? – Będzie wam mniej wesoło, jak zaczniemy strzelać – facet od razu zwrócił uwagę na uśmieszek na twarzy kobiety.
- Pokłady naszego humoru są niezmierzone – odparła Olga nieco flegmatycznym tonem. – Rzućcie broń – dodała, już ostrzej.
- Nas jest więcej, jak zaczniemy strzelać, to kto będzie miał więcej dziurek? – mężczyzna uniósł pytająco brwi.
- Sądzę, że matematyka nie jest twoją najmocniejszą stroną – zza pleców faceta rozległ się głos Joe’go. Mężczyzna westchnął, po czym opuścił broń.
- Niech wam będzie – powiedział, przyglądając się im uważnie. – Chyba jesteśmy po tej samej stronie?
- To się jeszcze okaże – mruknął Max, też chowając Sig’a i podchodząc bliżej. – Kim jesteście?
- Naprawdę to w tej chwili najważniejsza kwestia, która zaprząta twoją głowę? – kpina w głosie faceta była aż nadto słyszalna. Max też ją usłyszał i bardzo mu się ona nie spodobała.
- Nie – warknął Doherty, natychmiast wyprowadzony z równowagi. – Bardziej interesuje mnie, co z resztą porywaczy. I czy po wszystkim przypadkiem nie strzelicie nam w plecy…
- Nie strzelam w plecy nikomu, nawet bandycie – odpowiedział mu z urazą w głosie mężczyzna. – Udało nam się zlikwidować pozostałych na tym poziomie. Zostali tylko ci w ładowniach.
- To chyba nie ma na co czekać, prawda? – Max przeładował broń i skinął na Olgę. Agentka bez wahania ruszyła za nim, odbezpieczając swojego Sig’a, a Marika i Joe poszli ich śladem. Lenkov usłyszała głośne westchnienie tego dziwnego faceta, a po chwili jego głos.
- Zaczekajcie – zawołał. Podszedł do Maxa i zatrzymał się tuż przed nim. – Rozdzielmy się, będziesz spokojniejszy – zaproponował, nieco zjadliwie. Ale bez zdziwienia. – Ty i twoja partnerka ze mną i Johnnym – wskazał na wielkiego rudzielca, który stał kawałek dalej, jakby w odpowiedzi na niewypowiedziany jeszcze protest agenta. – Tych dwoje… – teraz pokazał na Marikę i Joe’go - …z Steve’m i Brian’em – wskazał pozostałych swoich ludzi. – Będziesz miał pewność, że nikt nikogo za plecami nie zastrzeli – wyjaśnił.
- Dobrze – Max zgodził się po sekundzie wahania. To miało sens. – My od rufy, oni od dzioba…

            Zgodnie z propozycją Brytyjczyka, bo Olga już miała pewność, że facet pochodzi ze Zjednoczonego Królestwa, nie wiedziała jeszcze tylko, czy jest Anglikiem, czy Irlandczykiem, podzielili się na czteroosobowe zespoły i ruszyli. Korytarz zaprowadził ich na rufę, gdzie znajdowały się wąskie, metalowe schody prowadzące na najniższy poziom wycieczkowca. Schodzili po nich gęsiego, ostrożnie, żeby nie narobić hałasu i nie ściągnąć sobie na głowę bandytów za wcześnie. Podzieleni na pary, osłaniając się wzajemnie zaczęli przemierzać korytarz idący wzdłuż statku. Sprawdzali po kolei każde z napotkanych pomieszczeń, aż dotarli do maszynowni. Olga i Johnny ustawili się po obu stronach drzwi, które z rozmachem otworzył Max, wpuszczając jako pierwszego ich nowego sprzymierzeńca. I wpadł tam zaraz za nim. Pozostała dwójka osłaniała ich, kiedy szybko przeszukiwali pomieszczenie, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę liczne zakamarki i kryjówki. Już po chwili było wiadomo, że maszynownia jest pusta, nie ma tam żadnego z porywaczy, za to są ładunki wybuchowe.
- Niech to szlag – warknął nieznajomy mężczyzna – Zaminowali silniki i baki z paliwem.
- Wystarczy, żeby posłać nas na dno – zgodził się z nim Max, przyglądając się ładunkom porozmieszczanym w regularnych odstępach. Schował Sig’a i przyklęknął przy jednym z nich.
- Chcesz to rozbroić?? – Olga rzuciła mu niespokojne spojrzenie. Czuła, że to nie najlepszy pomysł.
- Chcę spróbować… Może mi się uda…
- Może?? – to NA PEWNO nie był dobry pomysł.
- Nie panikuj – syknął Max, wyciągając nóż z pochwy przy bucie. – Lepiej sprawdźcie resztę statku – polecił. Olga przewróciła oczyma z irytacją, co natychmiast zauważył Nieznajomy, jak zaczęła go w myślach nazywać. Przez jego twarz przemknął uśmieszek, a ich spojrzenia na moment się spotkały. Olga szybko odwróciła wzrok, czując się nieco nieswojo jego zachowaniem i dziwnym, milczącym porozumieniem z facetem, którego widziała pierwszy raz w życiu.
- Twój partner ma rację – odezwał się Nieznajomy. – Johnny z tobą zostanie i ci pomoże – zadysponował, co zabrzmiało jak rozkaz, a nie sugestia. Max wzruszył ramionami, zajęty bombą.

- Idźcie – machnął dłonią, odpędzając się od nich jak od natrętnej muchy. Olga znów spojrzała na mężczyznę, prychnęła pod nosem coś o despotycznych szaleńcach i ruszyła na zewnątrz.

3 komentarze:

  1. Sytuacja zaostrza się :) Ciekawe kim są ci tajemniczy ludzie? Czy rzeczywiście są po stronie Olgi czy tylko udają? Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie mi się podoba, znalazłam tego bloga dopiero w weekend a juz wszystko przeczytałam ;) ( niektórzy mogliby stwierdzić ze to uzależnienie ) . Piszesz bardzo dobrze, przejrzyście, strasznie mi się podoba w jaki sposób kreujesz postać Maxa. Olga tez jest super. Pozdrawiam, życzę weny i CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!!!!!!!
    ~Karola~

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś nie mogę rozgryźć tych gości. Czy to goście mający złapać, tudzież zlikwidować tą grupkę z IRA? Ta cała sytuacja się pogmatwała... Coś się szykuję, to czuć w powietrzu i z pewnością trzecia strona nie odkryła jeszcze wszystkich swoich kart ;)

    Czekam na ciąg dalszy! :D

    OdpowiedzUsuń