Przed Wami kolejna porcja przygód Olgi. Cieszę się, że to, co wrzuciłam do tej pory spodobało się Wam :D Ale widzę, że wszystkie nie możecie doczekać się zdrady Maxa... W ogóle jakoś nie pałacie do niego sympatią :D Ciekawe dlaczego :D Do wyczekiwanego przez Was momentu jeszcze trochę czasu zostało, ale obiecuję, że ten rozdział będzie naprawdę mocny :D
Bawcie się dobrze.
Alexandretta
***
Tym
razem wracali do Stanów. Martom kazał im wracać, więc Olga podejrzewała, że
kryje się za tym kolejne zadanie, którego szczegóły będzie chciał im zdradzić
osobiście. Agentka westchnęła. Nie przypuszczała, że jednak będzie jej trudno.
Że zadania będą coraz trudniejsze, coraz mroczniejsze. Coraz bardziej krwawe.
Po Nantes udali się z Maxem jeszcze do Amsterdamu, gdzie odstrzelili kolejnego
kreta. Poszło szybko i sprawnie mimo, że musieli się nieco postarać, żeby go
znaleźć. W dodatku dopiero w połowie drogi Maxowi przeszedł foch związany z jej
decyzją o zwróceniu pendrive’a. Uważał, że powinni go zachować, bo mógł przydać
im się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Olga tak nie uważała, w dodatku
zarzuciła partnerowi, że bardziej ubodło go, że zrobiła taki krok bez
konsultacji z nim, niż że stracił te dane. To go jeszcze bardziej rozwścieczyło,
bo najwyraźniej kobieta trafiła w sedno. Nadął się i nie odzywał, ale kobieta
nie zwracała uwagi na niego zbyt zajęta przypominaniem sobie ostatniego
spotkania z Markiem. Miała wrażenie, że to było w innym życiu. Innej osoby. Tak
bardzo różniła się od tamtej Olgi.
Jak
się okazało, po powrocie do domu od razu dostali wezwanie od Martoma. Mieli
dwie godziny później zameldować się w jego gabinecie. Kiedy się tam stawili, ze
zdziwieniem zobaczyli, że nie byli jedynymi wezwanymi agentami. Oprócz nich
była tam jeszcze dziesiątka innych osób, z których Olga znała zaledwie trzech.
I to w dodatku niezbyt dobrze. Jedną z nich była Marika Johansson, sympatyczna
blondynka, z którą Olga kilkakrotnie uczestniczyła w różnych szkoleniach. Drugą:
Michael Travis, a trzecią Joe Wynners. Olga i Max zajęli ostatnie wolne
miejsca, najwyraźniej czekano tylko na nich.
- Panowie. I panie – zaczął ich szef,
wstając z fotela. – Nastąpiło ostatnio kilka dość istotnych zmian. Zdajecie
sobie sprawę, że nie cieszymy się zbyt dobrą reputacją, ze względu na zadania
jakie wykonujemy. Ale równocześnie, jesteśmy jedyną sekcją w Firmie, która
takie rzeczy robi. Nie będę wam mydlił oczu, że jesteśmy tacy cudowni i
wspaniali. Gówno prawda. I dobrze to wiecie. W końcu nie ściągnąłem was tu z
ulicy. Jednak góra uznała, że za bardzo popuściła nam cugli i zaczęliśmy za
bardzo szaleć. Głównie dzięki Oldze i Maxowi… – Martom skinął głową w stronę
wspomnianych agentów. - …którzy w dość brawurowy sposób załatwili kilkoro ludzi
Stavrosa.
- Nie musisz dziękować – wtrącił
złośliwie Max, co Olga skwitowała cichym parsknięciem.
- Nie zamierzałem – odpowiedział mu
Martom. – To było zbyt ostentacyjne, nawet jak na ciebie.
- To było konieczne – Olga od razu
zauważyła, że jej partner zaczyna się robić zły. Nie wiedziała, jaką taktykę
przyjął teraz ich szef, ale łajanie agenta na oczach innych nie było dobrym
pomysłem.
- O tym porozmawiamy później – uciął
stanowczo dyrektor. – Od dzisiaj góra będzie nam patrzeć na ręce. Bardzo
uważnie patrzeć, więc możecie spodziewać się niespodziewanych wezwań do
raportu. Ale najpierw stawiacie się u mnie i to MNIE zdajecie pierwszą relację.
To się nie zmienia. Chcę wiedzieć o każdej waszej wizycie w Centrali. Każdej,
czy to jasne?? – wszyscy agenci skinęli głową na znak, że rozumieją. – Dobrze –
kontynuował, najwyraźniej usatysfakcjonowany ich reakcją. – Nadal będziemy
dostawać te wszystkie beznadziejne sprawy, które trzeba jakoś rozwiązać. Ale
macie być bardziej dyskretni. Dyskretni! – powtórzył. – Bez zbędnych wybuchów,
pościgów, strzelanin, czy tuzina trupów! – Martom najwyraźniej dostał niezły
opieprz od dyrektora Panetty, bo Olga do tej pory nie widziała go jeszcze
wyprowadzonego z równowagi. A teraz najwyraźniej był. I to mocno. – Wyrażam się
jasno?? I pamiętajcie, macie wracać żywi – dodał jeszcze na koniec, po czym
klapnął na fotel. – A teraz jazda do swoich obowiązków – rozkazał. – Olga, Max,
Marika i Joe zostają. Reszta wynocha!
Olga uniosła lekko brwi obserwując jak
reszta agentów w pośpiechu opuszcza pomieszczenie. Zaczęła się zastanawiać, czy
to ze względu na to, że tak się go bali, czy raczej dlatego, że był zwykłym
sukinsynem i nie mieli ochoty oglądać go dłużej niż to konieczne. Po namyśle
uznała, że jedno i drugie.
Kiedy pokój opustoszał, Martom
westchnął przeciągle i przyjrzał im się po kolei. Cała czwórka zniosła to
spojrzenie ze stoickim spokojem, może za wyjątkiem Maxa, który siedział nieco
podminowany poprzedni uwagami ich szefa.
- Nie rób takiej miny – Martom w końcu
się odezwał, patrząc na Doherty’ego. – Musiałem zareagować, bo przegięliście.
- Czyżby? – Max uniósł brwi. –
Wolałbyś, żeby nas załatwili?
- Wolałbym nie widzieć tylu trupów w
środku miasta!
- To nie był środek miasta –
zaprotestował agent. – Tylko dzielnica, która nie cieszy się zbyt dobra sławą,
więc kilka trupów więcej nie robi różnicy.
- Owszem, pod warunkiem, że
odpowiedzialni są za to miejscowi! A nie profesjonalnie wyszkoleni agenci CIA!
- Twoi profesjonalnie wyszkoleni agenci
załatwili bandytów od Stavrosa! – Max najwyraźniej bardzo się wkurzył, bo też
zaczął krzyczeć.
- Tak, tylko dlatego, że jeden z nich
nie sprawdził dokładnie, czy nie zostawia świadków! – Martom był bezlitosny.
- Kazał nam pan zostać, żeby wytykać
nam błędy? – Olga postanowiła wkroczyć, zanim Max wybuchnie na całego. A
wyglądał jakby miał to zrobić za moment.
- Nie broń go – warknął dyrektor. – Też
brałaś w tym udział i również jesteś odpowiedzialna.
- Nigdy nie unikałam odpowiedzialności
za własne czyny – kobieta spojrzała na swojego szefa zimno. – I jeśli nawalę,
nie będę się wypierać. Ale podobno nie mamy wnikać w sposób wykonania zadania,
tylko patrzeć na końcowy efekt…
- Pod warunkiem, że nie muszę
uruchamiać ludzi, żeby odwracać uwagę lokalnej policji od moich agentów –
rzucił stanowczo. – Reszta była w porządku i spisaliście się świetnie – dodał
łaskawie. – To był niezły cios dla Stavrosa, bo nie dość, że stracił walizkę,
to jeszcze uszczupliliśmy jego arsenał. Więc już się nie strosz – Martom znów
spojrzał na Max’a, który, o dziwo, milczał.
- Może i masz trochę racji – Doherty w
końcu się odezwał. – Ale mogłeś mi to powiedzieć teraz, a nie przy wszystkich
agentach…
- Jaki wrażliwy się nagle zrobiłeś –
prychnął z niesmakiem Martom. – Nie będzie ci to przypadkiem przeszkadzać w
pracy?
- Mnie nic nie przeszkadza w pracy…
- Dobrze, skoro już to ustaliliśmy,
pora przejść do przyczyny, dla której was tu wezwałem – Martom uznał, że czas
zająć się czymś ważniejszym. – Potrzebuje do następnego zadania dwie pary
agentów, pary mieszane dodam. Na statku wycieczkowym Santa Monica… – dyrektor
przesunął w ich stronę parę teczek, więc sięgnęli po nie. - …swoją podróż
poślubną będzie odbywał pewien naukowiec. Nazywa się John Walker i pracuje w
firmie informatycznej w Waszyngtonie. Firma ta tworzy dla naszego rządu
programy zabezpieczające serwery naszych lotniskowców.
- I stać go na rejs na Karaiby? – Max
uniósł brwi pytająco.
- No właśnie. Nie powinno go być stać,
ale po sprawdzeniu jego kont nic nie odkryliśmy. Więc najprawdopodobniej w grę
wchodzi tylko gotówka. Z tym, że nie możemy jej namierzyć.
- Sprzedał coś? – Olga podniosła głowę
znad czytanych akt.
- Najprawdopodobniej – odpowiedział
Martom. – Nie wiemy co i nie wiemy komu.
- Ale lotniskowce to chyba nie nasza
działka? – z powątpiewaniem w głosie odezwała się Marika.
- Śledztwo do tej pory prowadziło NCIS.
Jednak z braku rezultatów, SecNav i Sekretarz Obrony wpadli na dość niezwykły
plan. I przekazało sprawę nam.
- My chyba nie możemy działać na
terenie Stanów? – Joe był równie sceptyczny, co reszta agentów.
- Dlatego dorwiecie go na wycieczkowcu.
Pływa pod banderą Bahamów, więc leży w naszej jurysdykcji – wyjaśnił im Martom.
– Tu są wasze przykrywki – podał im kolejne teczki. – Bilety są w środku. Rejs
jest za dwa dni, odlatujecie jutro wieczorem – Martom uznał spotkanie za
zakończone, bo odwrócił się do swojego komputera.
- Cóż za genialna przykrywka:
małżeństwo – prychnęła Olga, pokazując Max’owi przygotowane dokumenty.
- Przykrywka nie ma być genialna, tylko
wiarygodna – odparł jej partner.
- Uważasz, że ta jest? – kobieta
uniosła brwi.
- A ty uważasz, że nie? – zdziwił się.
– Przecież jesteśmy prawie jak małżeństwo…
- Co?? – Olga aż się zakrztusiła. –
Jakie małżeństwo?? Sypiamy ze sobą!
- Skarbie, ranisz moje uczucia, kiedy
tak mówisz – Max teatralnie przyłożył dłoń do serca. – Dla mnie to coś więcej
niż seks…
- Nie wygłupiaj się – mruknęła.
- Nie wygłupiam się – spoważniał. –
Naprawdę jesteś dla mnie kimś więcej, niż tylko kochanką.
- Tak, jestem twoją partnerką – zauważyła
trzeźwo.
- Nie mówię o pracy – żachnął się Max.
– Mówię o tym, co nas łączy.
- Łóżko? – zapytała Olga, uśmiechając
się kpiąco. Nie lubiła rozmów o uczuciach, zwłaszcza swoich.
- Jezu, Olga – jęknął. – Czy ty zawsze
wszystko sprowadzasz do fizjologii?
- Ale ta fizjologia jest najlepsza! Nie
mów, że ci się nie podoba…
- Ależ podoba mi się – zapewnił ją
gorliwie. – Bardzo, bardzo. Ale życie to nie tylko seks…
- Aha – zgodziła się z nim. Oboje
wyszli z budynku i podeszli do samochodu. – Nasz życie to również strzelaniny,
pościgi, wybuchy…
- Czyli co? – spojrzał na nią,
zatrzymując się jedną nogą już wewnątrz auta. – Tylko seks i praca? Nasze życie
składa się jedynie z tych dwóch elementów?
- A zauważyłeś coś jeszcze? – Olga też
się zatrzymała. – Póki co, jakoś nie bardzo.
- Skrajny pesymizm – skrzywił się i
wsiadł do wozu. Olga poszła w jego ślady, więc zaraz ruszyli. – Brzmi strasznie
przygnębiająco.
- Ale dlaczego? – zdziwiła się. – W
pracy jest ekscytująco… Czasami aż za bardzo – przyznała po sekundzie namysłu.
– A w domu jeszcze bardziej ekscytująco – roześmiała się na widok miny Maxa.
- Skoro tak lubisz ekscytujące momenty…
- mężczyzna uśmiechnął się nieco diabolicznie. – Zagwarantuje ci kilka. Chcesz?
- I po co się pytasz? – zganiła go
lekko, po czym pochyliła się i pocałowała go mocno. – Pewnie, że chcę.
- Bardzo?
- Bardzo, bardzo…
- To szykuj się na ostrą jazdę –
zarządził, parkując pod jej mieszkaniem.
Oj Max i Olga łajani przez Martoma. Tia, dwa bydlaki ale wiadomo co ich spotka :D Marika czyżby ta Marika ;)? he he małżeństwo, dobre i dobrze stwierdziła Olga, że łączy ich tylko praca i łóżko bo nic innego nie ma jak na razie. Oczywiście ja czekam niecierpliwie na moment kiedy Olga zrobi się bardzo sukowata >:D Zatem czekam cierpliwie ;)
OdpowiedzUsuń